Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kod 8

Rozdział?
O kurwica!
Miłego dzionka!

Perspektywa Pisiceli

Grzesiu jak to zawsze nas szybko zdemaskował odnośnie naszego bezpodstawnego zatrzymania go w pastorowym wanie i tak po prostu odjechał gdy skończyliśmy rozmawiać, a raczej gdy on skończył z nami gadać.

-No no to co pościg za nim?

-Nie, no nie wypada robić pościg za kimś kto nas zdemaskował o niepotrzebne zatrzymanie drogowe lepiej aby nie wspomniał tego na zebraniu, bo Sony nie będzie zadowolony.

-Masz rację - Dante wsiadł na miejsce pasażera.

-Jedziemy do miasta skoro już załatwiliśmy, że Grzesiek pojawi się na zebraniu - rzekłem - tylko szkoda, że będzie on w sumie stać, bo nie jest w temacie, który chcemy poruszyć.

-No, ale jako 01 musi być aby zatwierdzić przy ojcu - westchnął Dante wpatrzony w krajobraz za szybą.

-Dlaczego tak bardzo boisz się Sonnego? - zapytałem ciekawy.

-Bo po prostu czasami mnie przeraża, bo w sumie jest zdolny do wszystkiego i wystarczy, że coś źle zrobisz, a wylatujesz.

-Czyli masz respekt wobec niego - podsumowałem jego słowa - dla mnie jest dobrym szefem, bo kontroluje wszystko i załatwia dla nas rzeczy. Pomimo iż nie musi tego wcale robić.

-Raczej stara się załatwić, a na razie nic nie załatwiliśmy od niego do jednostki o to co prosimy - rzekł cicho i musiałem przyznać mu rację.

-Pamiętaj iż nie wszystko od tak się da się załatwić, bo abyśmy coś otrzymali, to muszą zrobić to od zera specjalnie dla nas - powiedziałem to co sądziłem, spokojnie kierując nas w stronę miasta do którego dopiero dojechaliśmy - jesteśmy nową jednostką i musimy poczekać na ulepszenia.

-W sumie masz rację - potwierdził moje słowa i spojrzał na telefon - jest już osiemnasta!

-Czyli jedziemy na komendę - stwierdziłem i skręciłem w lewo kierując się w stronę Mission Row gdzie znajdowała się nasza jednostka.

-Wszyscy wiedzą o zebraniu? - nagle zapytał Dante i w sumie dobrze, że przypomniał.

-02 przypominam o kodzie 8 na dwudziestą, strój galowy obowiązkowy! - poinformowałem na radiu tak aby każdy słyszał.

-10-2 - odparło kilka osób naraz.

-Jak zwykle wszyscy naraz - mruknął Capela kręcą głową na boki.  

-No co poradzisz na to - wzruszyłem ramionami - 02 plus 1, 10-76 na komendę - zgłosiłem na radiu.

-Oj dziś z pewnością będzie się działo - westchnął Dante i popatrzył się w dal.

-Racja - potwierdziłem i wjechałem na parking z przodu komendy i zaparkowałem pod gołym niebem - no, ale co ja ci poradzę, że szefito postanowił sprawdzić nasze działania. Tylko nie mówmy nic o tym co Grzechu robił, bo może być to wzięte za spoufalanie się z obywatelami. 

-Może iż możesz mieć rację - poparł mnie, a z jego ust wydobyło się ciche westchnięcie - niech Grzesiu ma coś z życia skoro praktycznie jest na służbie cały czas.

-Tak - kiwnąłem głową i wszedliśmy na komendę przez boczne drzwi. Skręciliśmy w prawo idąc przez korytarz, prosto i szliśmy w ramię w ramię do biura. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka jako pierwszy, ale zamurowało mnie gdy na fotelu siedział w pełni ogarnięty i przygotowany do zebrania w stroju oficjalnym Montanha. Czytał notatki, które zrobiliśmy w sobotę i zostawiliśmy w biurze aby się nie zgubiły.

-Co jest? - spytał Capela widząc iż gwałtownie staję w miejscu, ale gdy zobaczył o co chodzi aż sam wyglądał jakby nie dowierzał własnym oczom.

-Grzesiu od kiedy tu jesteś?

-Niedawno ubrałem się, ale stwierdziłem, że nie będę zgłaszać statusu aby nie dodawać wam więcej funkcjonariuszy na służbie - odparł patrząc się na mnie znad notatek - wiedzę, że dużo jest do omówienia i wyjaśnienia, ale połowę już tłukliśmy to tydzień temu i dalej nic?

-Jak wydać - odparłem i podszedłem do biurka siadając na jednym z dwóch krzeseł - trzeba im to powtórzyć aby w końcu każdy wiedział, bo wiesz jak to bywa nie każdy przychodzi na spotkania potem jest zamęt w jednostce.

-Wiem - westchnął i przeczesał włosy do tyłu.

-Jak ty to robisz? - spytałem po chwili ciszy.

-Co robię? - spytał niezbyt rozumiejąc moje zapytanie.

-Prawdopodobnie nie spałeś dużo, wypiłeś z pewnością trochę, a przy tym spędziłeś noc na zabawie, a jednak mimo zmęczenia i kaca jesteś tutaj i nie widać po tobie tego! - powiedziałem przyglądając się mu uważnie.

-Potrafi się wszystko ogarnąć jeśli się chce - odpowiedział na moje pytanie, ale nie tego oczekiwałem.

-A jak twoje ramię?

-Nie jest źle - odparł - kilka razy miałem je dezynfekowane i opatrzone w świeże bandaże. Więc tylko czekać aż się zrośnie - uśmiechnął się do mnie.

-Powinieneś bardziej uważać - stwierdziłem martwiąc się iż pewnego dnia nie będzie dobrze, a będzie tragicznie i tego raczej nikt, by nie chciał.

-Spokojnie mam wszystko pod kontrolą - odrzekł, ale nie wyglądało czasami tak.

-Wiemy, ale mówisz to zawsze gdy zostajesz ranny - wtrącił się Capela.

-Jestem terminatorem, jestem nie do zdarcia! - zaśmiał się, a na jego twarzy gościł ciągle szczery uśmiech. Mimo iż było widać fioletowe worki pod jego oczami przez niedobór snu to jednak tryskał energią.

-Nie zaprzeczamy jednak lepiej abyś uświadomił sobie, że to jednak twoje życie i powinieneś je szanować.

-Szanuję Janek - odrzekł i jego kąciki ust delikatnie opadły - jednak ktoś zawsze musi być tym kto przyjmie na siebie zagrożenie - powiedział - ufam ludziom z którymi pracuję i mimo ich błędów wiem, że gdy staną między murem, a kowadłem wybiorą drogę, która będzie o wiele bezpieczniejsza dla wszystkich.

-Rozumiem co chcesz przekaz jednak potrzebny jesteś na komendzie, a nie praktycznie co chwila na szpitalu - odpowiedziałem na jego wypowiedź.

-Jak w ogóle było na imprezie? - zmienił temat Capela gdyż ten co prowadziliśmy chyba nie był zbyt dobry na ową chwile.

-A sporo ludzi z miasta jak to zawsze jest na imprezach. Przyjemne, fajne, spokojne miejsce. Spędziłem dużo czasu na rozmowach i śmianiu się oraz po prostu zabawie.

-To dobrze przynajmniej poznałeś nowych ludzi - mruknąłem.

-Ooo skoro sobie przypomniałem! - wystrzelił nagle - Kui prowadzi restauracje Burgershota - powiedział - na imprezie zaproponował mi za
100 tyś za dwa miesiące możliwość stołowania się naszych funkcjonariuszy w jego restauracji. Po tych dwóch miesiącach cena trochę wzrosłaby do 130 tysięcy dolarów za trzy miesiące - z uwagą słuchałem tego co mówi Montanha.

-Czyli taniej - stwierdził po chwili Dante i musiałem przyznać rację.

-O wiele taniej skoro restauracja włoska za dwa miesiące chciała 160 tysięcy, a u Pana Kui'a mielibyśmy trzy miesiące za 130 tyś - podsumowałem propozycje, którą otrzymał 01.

-Też tak sądzę jednak odpowiedziałem iż muszę to z wami przedyskutować, ponieważ to jest nie mała kwota.

-Spytamy się wszystkich gdzie chcieliby się stołować - zaproponowałem - tak będzie nam lepiej wybrać jaką restauracje wziąć do współpracy!

-Racja - skiwnął głową Montanha - powoli zbliża się dwudziesta - dodał patrząc na zegarek, a w korytarzu powoli słychać był stukot butów i gwar rozmowy.

-No to lecymy na kod 8 - oznajmiłem wstając z krzesła.

-01 do wszystkich jednostek przypominam, że schodzimy ze służby na czas kodu 8! - nadał komunikat radiowy.

Perspektywa Montanhy

Po zaznajomieniu się z notatkami chłopaków oraz rozmowie opartej na wszystkim i niczym skierowaliśmy się do sali konferencyjnej gdzie zawsze odbywa się kod 8. Gdy wchodziłem do sali telefon mi zaczął wibrować więc zerknąłem na wyświetlacz.

#Co robisz Monte?#

#Jestem na komendzie załatwiam sprawy #

Odpisałem mu nie chowając telefonu gdyż wiedziałem, że tak czy siak zaraz odpisze.

#Praca, praca 😂 nie prze pracuj się za bardzo#

#Lepiej idź robić tą msze, a nie pitol mi o pracy księdzu #

Odpisałem mu i wyciszyłem telefon. Powoli wszyscy zbierali się w sali zajmując wybrane przez siebie krzesła. Stałem pomiędzy Pisicelą, a Capelą, a przede mną była mównica. Czekaliśmy tylko na to aż Sonny Rightwill przybędzie do nas. Nie musieliśmy dług czekać aby też tak się stało.

-Baczność! - powiedziałem donośnym głosem, a wszyscy wstali salutując gdy pan komisarz przeszedł pomiędzy rzędami i stanął przy nas - Spocznij! - wydałem kolejną komendę, a wszyscy grzecznie usiedli na swoich miejscach - Dzisiejszego dnia mamy dużo spraw do poruszenia jak i do omówienia. Będą to pochwały jak i nagany za swoje zachowania. Czeka niektórych awans, a niektórych degrad. Mam nadzieję, że razem wspólnie przy pomocy pana komisarza, damy radę omówić wszystkie nadchodzące zmiany i następstwa w naszej jednostce!

-Od czego chcecie abyśmy zaczęli? - spytał Dante - Omawianie czy awanse z premiami?

-Ja bym zaproponował abyśmy zaczęli od omawiania - wtrącił się komisarz - chciałbym poruszyć kilka spraw odnośnie, które wpłynęły do mnie jako prośby od High Commandu! Nowe jednostki policyjne jak i radiowozy są przygotowywane - oznajmił spokojnym tonem głosu - jednakże potrzeba do tego trochę czasu aby wszystko dopiąć do końca. Dostaliśmy pozwolenie na wprowadzenie jednostki SWAT jak i SERT przez to będą nabory do tych jednostek jak i szkolenia. Myślę, że koordynatorami tych jednostek specjalnych będzie Juan Pablo Pisicela oraz Gregory Montanha! - popatrzył się na nas, a ja skinąłem potwierdzająco głową wraz z Pisim, że się zgadzamy - Co odnośnie aut specjalnych musicie jeszcze trochę poczekać gdyż naprawdę trudno dostać odpowiedni produkt do policji, który by się nadal. Tyle ode mnie jak na razie.

-Więc przejdziemy do dalszych spraw, które HC chciałby poruszyć i uzgodnić z wami. Jak już większość z was wie bądź nie. Staramy się o to abyście jako policjanci mieli darmowe rację żywieniowe jednej z restauracji. Mamy dla was dwie propozycje, które bierzemy pod uwagę. Jednak to od was zależy czy zgodzicie się na to. Mamy do wyboru Burgershota i włoską restauracje. Nie powiem jedna ze stron zaproponowała mniejszą cenę. Jednakże to wy macie korzystać w czasie przerwy w służbie z darmowego jedzenia. Prosiłbym abyście ci którzy chcieli jeść u włochów nadal siedzieli, a natomiast ci co zainteresowani są Burgershotem wstali w ten sposób będzie nam łatwiej przeliczyć ile z was chce to czy to. Janek przelicz stojących, a ty Dante siedzących - zwróciłem się do chłopaków i gdy oni liczyli przetarłem ramię, które nie powiem bolało mnie i chyba będę musiał z tym iść do medyka aby mi sprawdził.

-Jedenastu za włoską - powiedział Capela.

-Dziewietnastka za Burgershotem - oznajmił Pisi.

-Wychodzi na to, że więcej chętnych jest na Burgershot. Jednak nie znaczy to, że będziemy tylko stołować się w jednej restauracji. Na pewno będziemy starać się aby od czasu do czasu zmieniać miejsce gdzie będziecie dostawać darmowe jedzenie! - rzekłem i spojrzałem na kartki - Następnym tematem jest porządek w szafkach z dowodami jak i szafkach policyjnych. Proszę o przestrzeganie tego porządku, który tam jest i nie psucie go. Następna sprawa to radio na którym za bardzo rozmawiacie, a za mało kodów!

-Radio to nie jest skejp aby rozmawiać sobie na nim gdy dzieje się akcja! - wrócił się Pisicela, który był bardzo cięty na nie przestrzeganie tego - Mają być na nim klarowne i proste odpowiedzi, a nie darcie za przeproszeniem japy! Tyle mam do powiedzenia!

-Kolejnym problemem jest problem z komunikacją na tym radiu - oznajmiłem - nie tylko chodzi o rozmowy, ale nie jasne komunikaty, które dajecie. Oczywiście kadeci mają się od was uczyć, a nie pobierać od was złych nawyków!

-Kolejnym problemem jest to, że macie za dużego mustwina i staracie się za bardzo wszystko zrobić przez to cierpi jednostka - wypowiedział się Capela.

-Kolejnym problemem, który muszę poruszyć to brak waszej decyzji, bo się wahacie. Ja rozumiem iż nie wszyscy są na tyle odważni jednak gdy chodzi o ludzkie życie to musimy czasem zrobić coś niespotykanego i czasami szalonego. Lecz to jest nasza praca i musimy być pewni tego co robimy - mówiłem chcąc jakoś zachęcić moich funkcjonariuszy do działania, a nie biernego oglądania. Gdy mój telefon nagle zaczął dzwonić, aż się zdziwiłem, bo myślałem że wyciszyłem go - najmocniej przepraszam- rzekłem i wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni patrząc na wyświetlacz gdzie pokazał się napis Erwin - muszę odebrać Pisi możesz kontynuować?

-Jasne - odparł, a ja wychodząc z sali odebrałem od pastora.

-Co się dzieje? - spytałem od razu - Mam teraz spotkanie i proszę streszczaj się!

-Wybacz Grzesiu, ale mamy nożownika na zakrystii - usłyszałem zmęczony głos Pastora.

-Co się stało? - spytałem zmartwiony tym co mi powiedział.

-Była msza i nagle zaatakował Sana, ale uchronił się na szczęście. Teraz przesłuchujemy tego gościa, ale sądzę, że lepiej będzie go wysłać do więzienia i zaboli go portfel.

-Zaraz będę. Nie zróbcie gościowi krzywdy, bo będziecie również brani pod uwagę w zatrzymaniu - powiedziałem.

-Postaramy się i przepraszam, że przerywam wam w spotkaniu, ale nikogo nie ma na służbie.

-Tak wiem, wiem - odparłem - zaraz z jakimś funkcjonariuszem podjadę pod zakon.

-Dzięki - rozłączył się, a ja wszedłem do sali, ale stanąłem w drzwiach.

-Hank potrzebuje cię ze sobą - powiedziałem przerywając wypowiedź Capeli.

-Co się dzieje Montanha?

-Atak na zakon. Nożownik w czasie mszy zaatakował ministranta - oznajmiłem.

-A dlaczego to nie pojedzie ktoś inny? - zapytał zaskoczony Sonny.

-Ponieważ po ostatnim zdarzeniu gdzie Policja była na zakonie zniszczyła i zaniedbała świętość miejsca. Zniszczonych zostało kilka nagrobków przez pościg za ludźmi co napadli na bank i zgarnięty został Pastor iż to jego wina - tłumaczył sytuacje Rightwillowi, Pisicela - od tamtego momentu Policja ma zakaz zbliżania się do zakonu bez pozwolenia i jedynym kto może tam wjechać jest Grzegorz.

-Gotowy szefie! - powiedział przede mną Hank i razem wspólnie opuściliśmy spotkanie.

-Jedźmy twoim. Nie czuje się jakoś na siłach aby prowadzić- oznajmiłem i wsiadliśmy do radiowozu Hanka.

-Dlaczego ja szefie zostałem wybrany?

-Ponieważ jesteś najspokojniejszy z tych wszystkich ludzi - rzekłem, a ręką zabolała mnie bardziej jednak nie pokazałem tego po sobie. Po pięciu minutach dość szybciej jazdy na bombach wjechaliśmy na zakon. Na powitanie wyszedł San. Gdy Hank stanął wyszedłem z samochodu i uśmiechnąłem się do mężczyzny.

-No no, ależ się odwaliliście na te wasze spotkanie policyjne - stwierdził z uśmiechem w moją stronę.

-Nic ci się nie stało? - spytałem delikatnie zmartwiony tym iż ktoś był zdolny zabić ich tylko dla jakiś porachunków.

-Dobry kuzynie - powiedział Hank.

-Hej Hank. Jest dobrze na szczęście mam szybki refleks więc kosa w żebra nie trafiła - zaśmiał się i zaczął prowadzić nas do zakrystii. Wszyscy w środku stali nad związanym mężczyzną, który uśmiechał się psychopatycznie.

-01 szef policji - przedstawiłem się mężczyźnie - jest pan aresztowany z powodu napaści na człowieka w miejscu publicznym z bronią białą.

-Pffff jesteś śmieszny Gregory - zwrócił się do mnie po imieniu - że nie widzisz tego co się dzieje tutaj! To wszystko kłamstwo, którym was karmią!

-Czy wiecie o czym on mówi? - zapytałem patrząc się na chłopaków i podszedłem do związanego mężczyzny łapiąc jego ręce, zakułem je oraz odwiązałem z niego linę, która uniemożliwiała mu poruszenie się.

-Nie wiemy - odparł Erwin - jest on niebezpieczny i nie wiadomo czy nie chory psychicznie. Biedny człowiek - westchnął łącząc ręce w geście modlitwy. Natomiast chłop, który grzecznie stał zaczął się rzucać, a trzymałem go delikatnie prawą dłonią i gdy zaczął się szamotać aż poczułem jak moje ramię zaczęło aż palić mnie żywym ogniem. Szarpnąłem mężczyzną i wyprowadziłem go z pomieszczenia siłą. Otworzyłem mu drzwi od tyłu i wrzuciłem go do środka radiowozu zamykając z trzaskiem drzwi. Korzystając z tego, że Hank został w środku włożyłem dłoń pod mundur, który okazał się iż był od środka mokry. Gdy wyciągnąłem dłoń aż pobladłem.

-Szefie - odezwał się Hank - mam od nich wziąć zeznania?

-Ja się tym zajmę, ty jedź na cele z nim - odparłem ściągając białe rękawiczki z dłoni, które należały do galowego ubioru policjanta aby mój towarzysz tego nie zobaczył.

-A szef jak wróci? - spytał.

-Pastor mnie podwiezie - powiedziałem widząc iż wychodzi z zakrystii już w normalnym stroju.

-Jest szef pewien?

-Tak, tak jestem - powiedziałem trochę nerwowo gdyż nie wiedziałem ile krwi ze mnie wyszło skoro cały rękaw miałem w krwi. Na szczęście tego nie było widać na mundurze.

-Jak coś to niech szef mówi na drugim radiu.

-Jasne Hank. Uważaj na siebie.

-Tak jest - wsiadł do radiowozu i odjechał.

-Dlaczego nie pojechałeś z nim? - spytał Pastor, ale jego mina zmieniła się gdy spojrzał w moje oczy - Wszystko w porządku, bo zbladłeś.

-Podwieziesz mnie na szpital? - spytałem cicho.

-Co się stało? - zapytał zmartwiony.

-Heheh chyba szwy mi puściły, bo cały rękaw mam w krwi - mruknąłem nerwowo gdyż odczuwałem teraz ten ubytek krwi w organiźmie.

Czy naprawdę rozwalił szwy?
Czy to Monte wróci na służbę?

2557 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro