Kim dla mnie jesteś?
Witam serdecznie w maratonowym sobotnim rozdziale!
Coś ciekawego na was czeka jutro!
Jakieś plany na dziś?
Miłego dzionka!
Perspektywa Montanhy
Obudziłem się mając Erwina w swoich ramionach. Tak bardzo nie chciałem wstawać jednak wiedząc, że chłopak może się obudzić z potężnym kacem wolałem wypuścić go z ramion. Wczoraj byśmy za bardzo się zagalopowali gdyby nie to, że o pamiętałem się gdy zostaliśmy w samych bokserkach. Potem moglibyśmy żałować tego, a najbardziej ja, ponieważ on był pod wpływem alkoholu i nie myślał racjonalnie. Westchnąłem cicho i niechętnie wypuściłem od siebie Erwisia, który wtulał się w moją klatę piersiową. Nie wiem nawet jak nie budząc go wyszedłem z łóżka. Pocałowałem go delikatnie w czółko i wyszedłem z pokoju złotookiego, rozciągając za stałe kości. Od razu zauważyłem w salonie siedzącego Dię przez to w sumie zawstydziłem się, ponieważ byłem praktycznie nagi.
-Hej Dia - przywitałem się cicho, a on aż podskoczył z zaskoczenia chyba nie spodziewając się mnie o tej godzinie.
-Hej Grzesiu jak się spało? - spytał lecz ja zacząłem przeszukiwać szafkę w poszukiwaniu tabletek - Co robisz?
-Erwin zachlał wczoraj równo pewnie jak się obudzi będzie mieć kaca - odpowiedziałem znajdując tabletki i wyciągnąłem z lodówki wodę, którą przed snem jeszcze wrzuciłem myśląc do przodu.
-Czy między wami? No ten tego?
-A widzisz abym był goły? - odpowiedziałem obawiając się właśnie tego pytania z jego ust.
-No nie, bo jesteś w bokserkach - odetchnąłem z ulgi gdy to powiedział.
-No właśnie więc nie myśl sobie za dużo - rzekłem i napiłem się wody, bo byłem spragniony, a po chwili wszedłem do pokoju Erwina. Ubrałem na siebie spodnie aby nie chodzić w samych bokserkach. - O której wróciłeś do miasta? - spytałem gdy już wróciłem do salonu. Do siadłem się do niego na kanapie. Nie miałem na sobie góry, bo nie mogłem jej znaleźć, a nie chciałem budzić Erwina szukając jej.
-Co dziś na śniadanie? - zmieniłem szybko temat, bo ten co prowadził Dia nie był za ciekawy dla mnie. Wręcz nawet żenujący, bo sugerował iż doszło u nas do stosunku seksualnego.
-Gofry - uśmiechnął się do mnie - Monte, ale tak serio, serio co między wami jest?
-Nic? Nie wiem? Możemy o tym nie gadać? - nie byłem pewny nawet czy ja i Erwin coś więcej czy to tylko chwila słabości między nami oraz wina alkoholu.
-Ale łeb mnie boli - wymamrotał głos obok nas więc spojrzałem na chłopaka, który pił wodę z butelki - Dzięki Monte, że pomyślałeś - mruknął i usiadł obok mnie opierając głowę o moje ramię. Uśmiechnąłem się do skacowanego chłopaka, który przyszedł do nas w samych bokserkach.
-Nie trzeba było tyle pić - zaśmiał się Dia widząc w jakim jest stanie pastor.
-Yhym - mruknął i wtulił się bardziej we mnie - miło, że wróciłeś Dia.
-Ja też, to co śniadanie? Głodny jestem!
-Możemy przygotować - poparłem i chciałem wstać, ale Erwin mnie powstrzymał gdyż położył głowę na moich kolanach. Mimowolnie moja dłoń zatopiła się w jego włosach i spojrzałem przepraszająco na mulata, bo nie pomogę mu niestety w robieniu jedzenia.
-Zrobię - zaśmiał się widząc jak Erwin jest śmiały wobec mnie i szuka uczuć od drugiej osoby czyli mnie. Więc jeśli go to nie zaskakuje to zapewne tak zwykle zachowywał się po alkoholu. Spojrzałem na niego i przeleciałem wzrokiem po jego ciele. W niektórych miejscach mogłem zobaczyć jeszcze ślady po moich zębach, a nawet delikatne malinki. Dobrze, że Dia tego nie zauważył albo bardzo dobrze udaje, że nie widzi. Czule głaskałem go po głowie, a on pił wodę spragniony. Zapewne miał saharę w gardle, dlatego też wrzuciłem butelkę 2 literową wody aby była bardziej chłodniejsza. Jednak martwiłem się, że jak będzie za chłapczywie pić to gardełko przeziębi.
-Za żyłeś tabletki, które ci zostawiłem? - spytałem, a on spojrzał na mnie.
-Tak, wziąłem dwie od razu - mruknął i spojrzał w moje oczy.
-Czyli co rosołek ci będzie trzeba pomóc abyś lepiej się poczuł? - zapytałem go uśmiechając się do niego.
-Yhym - mruknął i zakręcił butelkę wody, kładąc ją na stoliku.
-To zrobię - odparłem i delikatnie pogłaskałem go po policzku zahaczając o jego delikatny zarost, a on wtulił się bardziej w moją dłoń. -A ty po śniadaniu idziesz spać, bo widać po tobie, że spać nadal chce.
-Może - mruknął i uśmiechnął się delikatnie patrząc w moje oczy, a ja w jego. Nie powiem, ale w jego oczach uwielbiałem się zatapiać gdyż były tak bardzo niepowtarzalne. Nie wiem nawet kiedy, ale Erwin podniósł się i objął mnie rękami wokół szyi, a odległość miedzy nami zmniejszała się. Nawet zapomniałem o tym, że Dia jest w kuchni i robi dla nas wszystkich śniadanie. Widziałem w jego oczach cichą prośbę o to co sam w sumie zacząłem myśleć. Skoro tak ładnie zaczął prosić więc nie mogłem się powstrzymać. Ostrożnie zbliżyłem się do jego ust i musnąłem jego wargi. Erwin zamruczał cicho i uśmiechnął się promiennie.
-Dobra chłopaki, dość tej czułości, śniadanie jest do jedzenia! - odezwał się Dia, spojrzeliśmy na niego zawstydzając się dosyć mocno zaś Erwin schował twarz w mojej szyi.
-Tak...już...ten - nie potrafiłem powiedzieć jakiegoś sensownego zdania, które miałoby nogi i ręce. Byłem po prostu zawstydzony tym, iż poniosło mnie i pastorito. Położyłem dłoń na jego nagich plecach i wstałem ostrożnie pomagając mu aby stanął na własne nogi. Odsunęliśmy się od siebie i udając, że nic się nie stało, Erwiś usiadł na krześle, a ja zgarnąłem talerz w dłoń. Dia usiadł obok siwego i zerkał to na niego to na mnie.
-Dobra chłopaki teraz tak naprawdę, ale to naprawdę! - zaczął - Co was łączy? Bo jeszcze rozumiem przytulanie się twoje Erwin, bo na kacu zwykle szukasz atencji, ale wasze...- chwilę zatrzymał się zastanawiając się pewnie jak to nazwać -...całowanie się jest chyba wykraczające poza definicje przyjaciel. - Jednak ani ja ani Erwin nie odezwaliśmy się, bo chyba pierwszy raz w życiu zabrakło nam słów aby wyrazić swoją opinię. Patrzyłem się w talerz zastanawiając się co mogę odpowiedzieć na słowa Dii, ale naprawdę nie wiedziałem. Nie rozmawialiśmy na ten temat, bo nie było czasu nawet.
-Nie wiem co mam ci powiedzieć bracie - wymamrotał Erwin patrząc się w goferki.
-Jak nie wiesz? - spojrzał na mnie szukając odpowiedzi u mnie.
-Nie wiemy Dia - potwierdziłem patrząc się w jego brązowe oczy - nie mieliśmy okazji o tym porozmawiać.
-Czyli tak po prostu się ze sobą całujecie nie określając czy chodzicie ze sobą czy po prostu wykorzystujecie się?
-Chwila słabości poza tym mam kaca - powiedział Erwin przez to za gryzłem wargę od środka. No tak byłem naiwny, że mafioza i policjant mogą być razem. Wypuściłem powietrze nosem i zabrałem się za jedzenie gofrów. Może kłamał może nie, nie wiem, bo człowiek w tym stanie może różnie mówić.
-Jesteś pewien?
-Yhym - mruknął do Garcona i zajęli się jedzeniem śniadania, ale czułem na sobie wzrok tak zwanego brata Erwina. Zjadłem jako pierwszy śniadanie i w sumie zjadłem tylko dwa gofry z czterech. Jakoś odechciało mi się jeść.
-Dziękuję, ale nie zjem więcej - powiedziałem i zniknąłem w pokoju Erwina aby zgarnąć moją nową bluzę od niego oraz podkoszulkę wraz z świeżymi spodniami. Na szczęście zauważyłem gdzie wykłada moje rzeczy więc dosyć sprawnie się przebrałem w świeże ciuchy. Poprawiłem włosy do tyłu i wróciłem do kuchni pełni ubrany. - Idę do sklepu po składniki na rosół - oznajmiłem - wezmę twoje klucze Erwin.
-Dobrze - mruknął i spojrzał za mną gdy ja po prostu wyszedłem z mieszkania zamykając za sobą drzwi. Musiałem się przewietrzyć, ponieważ nie powiem, ale zabolały mnie jego słowa, ale z drugiej strony rozumiałem to, bo każdy potrzebował trochę miłości. Natomiast ja byłem najbliżej jego i pozwalałem na jego zagrywki wobec mojej osoby. Westchnąłem ciężko, chociaż nie chciałem wzdychać to jednak inaczej się nie dało. Musiałem się uspokoić i zacząć racjonalnie myśleć, bo pozwoliłem za bardzo zbliżyć się do siebie. Nie spieszyłem się z powrotem, ponieważ nie chciałem przeszkadzać Erwinowi i Dii w rozmowie, a pewnie kilka rzeczy muszą z pewnością omówić. Powinienem zrobić kontrolne badania, chociaż nie zemdlałem już całkiem spory kawał czasu to jednak badania nadal były obowiązkowe, bo nie brałem witamin co miały mi pomagać. Stwierdziłem, że za klepie już sobie wizytę u Poli, która ostatnio bywa bardzo rzadko na służbie i zastanawia mnie dlaczego. Wybrałem więc numer do Poli i cierpliwie czekałem aż odbierze.
-Halo?
-Siema Pola tu Montanha - przywitałem się spokojnie z kobietą - dzwonię z sprawą odnośnie badań kontrolnych.
-Dziś możesz przyjechać i weź Pastora ze sobą to jego lekarz też go przebada.
-O której dokładnie?
-Gdzieś 16 może 17 zależy co będzie się działo na mieście.
-Jasne coś około tej godziny będziemy - powiedziałem.
-Jak w ogóle u ciebie?
-Nawet dobrze - odparłem - a co z tobą?
-Też dobrze mam ostatnio dużo wolnego, które muszę nadrobić przed końcem roku!
-To dlatego cię nie ma tak często - stwierdziłem bardziej niż zapytałem.
-Tak. Słyszałam, że nabyłeś się obtarć przez kamizelkę. Zniknęły czy nadal są?
-Nie wiem nawet - odparłem zgodnie z prawdą gdyż przestałem nawet na to zwracać uwagę.
-Jak zwykle zapominasz o wszystkim - stwierdziła śmiejąc się cicho - to już wiem, że szybko nie wyjdziesz ze szpitala!
-Już nie mogę się doczekać - mruknąłem.
-Oj słyszę właśnie po twoim głosie, że nie jesteś zadowolony, ale niestety nie masz wyboru! Jednak to cud, że sam się zgłosiłeś na badania.
-No widzisz zaczynam dbać o siebie -zaśmiałem się i spojrzałem w niebo na którym były chmury, ale słońce walczyło wytrwale aby dać trochę ciepła. -Zadzwonię gdy będę jechać na szpital - rozłączyłem się. Chodziłem po mieście tak z godzinę nie wiedząc co ze sobą zrobić. Z jednej strony chciałem jak najlepiej dla wszystkich, ale powoli myślałem, że będzie lepiej zniknąć. No, bo kim ja jestem dla niego, a kim on jest dla mnie? Nie wiem tego i raczej się nie dowiem. Zwróciłem się do mieszkania Erwina. Chłopaki z pracy nie pisali, a nawet nie dzwonili pewnie mieli dużo pracy. Skoro mowa właśnie o policji przejechali obok mnie goniąc samochód. Tyle wolnego źle dla mnie działało, bo zaczynałem się nudzić w jednym miejscu. Jednak do pracy dopiero w niedzielę wrócę, co z pewnością będzie mi się dłużyć ten czas. Stanąłem pod drzwiami mieszkania Erwina i nie wiedziałem czy mam wchodzić czy też nie. Dostałem takiego zawieszenia obawiając się tego czy nadal jestem mile widziany w jego mieszkaniu w którym ostatnio spędziłem więcej czasu niż u siebie. Włożyłem do drzwi klucz i otworzyłem je wchodząc po cichu. Nie wiedziałem czy on śpi czy też nie, ale wolałem go nie budzić. Rozebrałem się z kurtki i butów, a w dłoni miałem reklamówkę z zakupami. Od razu zauważyłem, że złotooki leży na kanapie co mnie zdziwiło. Zakupy zostawiłem na blacie. Podszedłem do chłopaka, który jak się okazało oddychał nie miarowo. Gdy zauważyłem ślady na policzkach po łzach, zdziwiłem się dosyć mocno. Nie sądziłem, że jest w stanie płakać, bo nigdy przy mnie nie okazywał tej słabości, chociaż twierdzę, że łzy to nie słabość, a znak, że człowiek naprawdę się mocno starał i wytrzymał większość złych rzeczy, które się mu przydarzyły. Zrobiło mi się smutno, że coś go trapi i mi tego nie powie. Kanapa to jednak nie najlepsze miejsce aby odpocząć, więc podniosłem go z kanapy jak pannę młodą. Jego powieki podniosły się do góry, a jego wzrok skupił się na mnie.
-Monte - wyszeptał.
-Jestem, śpij - szepnąłem, a jego oczy zamknęły się. Przeniosłem go do jego pokoju i położyłem do łóżka, szczelnie przykrywając go pościelą. Zrozumiałem, że przez te kilka dni po prostu uzależniłem się od jego całego. Pocałowałem go w czoło oraz wytarłem policzki po łzach i po cichu wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Już wiem kim jest dla mnie... Jest moją słabością, a zarazem siłą. Sprzecznością i porządkiem. Po prostu się zakochałem pomimo tego, że nie powinienem. Nawet jeśli nie odwzajemnia tego uczucia, będę go chronić bez względu na to w co się wpakuje on. Wy pakowałem zakupy na ladę i na spokojnie zacząłem wszystko układać co powinienem, wyciągnąłem garnek w którym postanowiłem zrobić zupę. Wrzuciłem do garczka nóżki z kurczaka i zalałem wodą tak z ¾ naczynia by było pełne. Położyłem na palnik i zacząłem obierać cebulę aby ją opalić oraz wrzucić do środka. Gdy to zrobiłem zająłem się jarzynami, obierając je oraz myjąc. Nie spieszyło mi się więc na spokojnie wszystko robiłem, bo i tak najpierw mięso musiałem odszumować. Godzina minęła szybko więc teraz wrzuciłem jarzyny oraz wszystkie przyprawy oraz dodatki. Teraz to była tylko kwestia czasu aż zupa będzie gotowa. Miedzy czasie zająłem się sprzątaniem w mieszkaniu. Odnalazłem broń oraz mete przez przypadek jak i moje kajdanki i tejzer.
Nie komentowałem tego nawet, ale chciałem dowiedzieć się skąd je posiada. Jednak nie brałem ich skoro mi je ukradł i tak jest zgłoszone, że nie posiadam ich w swoim wyposażeniu. Kiedy posprzątałem wziąłem brudne ciuchy i postawiłem pranie. Ogarnąłem mieszkanie wszędzie gdzie mogłem no oprócz pokoju Erwina, bo wszedłem tylko do środka po ciuchy i szybko opuściłem pomieszczenie. Postawiłem nawet garczek z wodą na makaron. Nagle poczułem ręce wokół mojej tali i ciepły oddech na ramieniu.
-Przepraszam Grzesiu.
Dlaczego Erwin płakał?
Czy powiedzą co do siebie czują?
2093 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro