Kasyno
Ktoś się mnie tutaj spodziewał w ten dzień?
Dziś są walentynki więc jak największej miłości
I miłego dzionka!
Perspektywa Erwina
Byłem zaskoczony tym co się właśnie tu stało. Bałwanki zrobili taką szopkę, że sam nie spodziewałem się tego. Zakuli nas wszystkich, a że byłem w takim szoku to nawet się nie broniłem. Natomiast Grzesiu zaczął się szarpać, ale nie zdążyłem nawet spojrzeć w jego oczy gdyż został tak uderzony, że stracił przytomność.
-Dlaczego?! - spojrzałem na jednego z bałwanków.
-Im mniej wie tym lepiej, a nam się przyda to aby porozmawiać i ustalić wszystko bez ingerencji jego - rzekł przywódca bałwanków i zaczął mnie rozkuwać z kajdanek.
-W sumie masz rację - westchnąłem i podszedłem do nieprzytomnego Montiego - zabieramy go i lecimy na kasyno - powiedziałem rozkaz, a Carbo przerzucił go przez ramię i uśmiechnął się pokrzepiająco w moją stronę. - Jak on się dowie to mnie zabije - mruknąłem do siebie, ale jak widać za głośno, bo wtrącił się któryś w moje myśli.
-Podobno policja ma dostęp do otwarcia pierwszych drzwi, ale do sejfu jednak będzie trzeba wiercić - bałwanek powiedział wchodząc do pięcioosobowego samochodu, którym tu przyjechali. Usiadłem na środku tak, że jak Carbo, który położył Monte między fotelami to jego głowa opadała Centralnie na moje nogi.
-Jak wygląda plan? -zapytał Carbo, bo jedynie wiedział, że robimy akcje.
-Wjeżdżamy na kasyno, zatrudnieni ludzie podstawią nam zakładników jednak na początku będziecie musieli oczyścić teren z ochrony, która tam będzie - mówił kierowca - ja i on - pokazał na pasażera z przodu- będziemy pilnować głównego wejścia oraz zakładników.
- To my weźmiemy z czterech zakładników aby nam SWAT nie wjechał na dół i nie odciął jedyne drogi ucieczki - odezwał się Carbo i musiałem przyznać, że to było dość mądre posunięcie.
-Może weźmiemy Grzesia na dół, pomoże nam z drzwiami skoro mówicie, że policja ma dostęp do nich - stwierdziłem i nawet nie wiem kiedy moja dłoń delikatnie i ostrożnie sunęła po włosach i głowie Monte. Muszę przyznać iż jego włosy były przyjemne w dotyku, takie miękkie gdy moje włosy były takie twarde gdy się je dotykało. Zastanawiało mnie co on takiego używa iż ma takie miękkie kłaczki. Podniosłem wzrok z policjanta i spojrzałem na przyjaciela, który uśmiechał się do mnie tym swoim cwanym uśmieszkiem. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o co może mu chodzić po tej piękniej rajdowej główce.
-Tak, tak weźmy Grzesia on z pewnością będzie chciał współpracować - kiwnął głową, ale słyszałem mocno wyczuwalną ironię w jego głosie.
-Nie będzie miał wyboru - odparłem, biorąc dłoń z głowy 03 i przestając go w ten sposób po niej głaskać. Wszystko po tym działo się cholernie bardzo szybko. Musiałem pozostawić brązowookiego z bandą od Kuia, co zbytnio mi się nie podobało jednak nie miałem wyboru. Akacja szła jak na razie zgodnie z planem, który był uzgodniony z góry przez nas wszystkich. Carbo wraz ze mną i jednym ze strony bałwanków, wyczyściliśmy drogę do samego sejfu nie licząc się nawet z tym iż właśnie pozbawiamy ludzi życia. Kiedy wykonaliśmy robotę, wyszliśmy z podziemi na kasyno i przeszliśmy do głównego wejścia gdzie podobno mieli być już podstawieni zakładnicy. Nie spodziewałem się jednak, że będzie tylko z ośmiu zakładników. Gdyż sądziłem, że jak robimy kasyno to jednak będzie więcej tych ludzi co stoją w końcu więcej opcji do wynegocjowania. Przeleciałem wzorkiem po zakładnikach, którzy stali z rękami podniesionym do góry aż w końcu wychwyciłem wzrokiem policjanta, który leżał na plecach i prawdopodobnie męczył przez to swoje mięśnie, które odczuje jak wróci do żywych. Niestety dalej był nieprzytomny co bardzo mnie zmartwiło gdyż nie dostał tak mocno aby tak długo leżeć.
Chciałem mu pomóc i przewrócić go na brzuch, ale zdążyłem tylko podejść do jego nieprzytomnego ciała, bo policjant nasz negocjator z tej dobrej strony wbił przez otwarte drzwi aby obejrzeć zakładników i porozmawiać z naszym negocjatorem z tej złej strony barykady. Gdy Pisicela zobaczył nieprzytomnego Montanhe aż na chwilę się chyba zlagował w miejscu jakby nie dowierzał, że jest tu. W sumie nie przysłuchiwałem się temu o czym gadają tylko interesował mnie pewien brązowooki osobnik. Gdy usłyszałem z jego ust cichy jęk bólu od razu podszedłem do niego trochę bliżej i pomogłem mu się podnieść na równe nogi. W sumie zatrzymywało nas tutaj to iż czekaliśmy na sygnał od strony głównodowodzącego tą akcją. Kiedy to się tylko wydarzyło dzięki pomocy kajdanek zaciągnąłem policjanta do środka kasyna wraz z trzema innymi zakładnikami, którzy mieli być tylko ubezpieczeniem dla nas jakby chcieli jednak zrobić wjazd SERTEM czy SWATem na dół. Ponieważ mieliśmy człowieka od nich przy sobie to się ich nie obawialiśmy tak bardzo, bo ktoś musiałby powołać te jednostki. Bałwanek został z trójką zakładników, a mi towarzyszył Carbonara. Monte popatrzył się w tył nie rozumiejąc dlaczego nadal go ciągnę dalej skoro zakładnicy zostali w innym pomieszczeniu.
-Co ty robisz? - padło pytanie z ust policjanta.
-Oj Grzesiu, Grzesiu - powiedziałem i uśmiechnąłem się pod maską jednak tego nie mógł zauważyć, ale widząc jego reakcje jak spuszcza głowę aż mnie zainteresowało dlaczego to zrobił.
-Dlaczego Erwin? - spytał cicho nie patrząc się na mnie. Natomiast ja zdziwiłem się po prostu z tego, że potrafi mnie rozpoznać nawet w masce. Nie chcąc dalej go ciągnąć, co mogło być bardzo nie wygodne, po tak długim leżeniu na rękach w tyle. Po prostu odpiąłem go z kajdanek, a on po masował się po prawdopodobnie obolałych nadgarstkach, co nie uciekło mojej uwadze.
-Nie powiem nie był to mój pomysł - odparłem spokojnie, a następnie zaśmiałem się radośnie - ja tylko otwieram sejfy i wszystko! - oznajmiłem, ale spotkałem się tylko z jego zawiedzionym wzrokiem. Przez to delikatnie się zdenerwowałem na niego i kazałem mu otwierać drzwi, ale dalej ze mną pogrywał przez to zmusił mnie do użycia siły na nim. Wyciągnąłem pistolet z tylnej kieszeni spodni i przyłożyłem do jego karku przez to jego mięśnie delikatnie się spięły. Jego wzrok ponownie skupił się na mnie przez to w jego czekoladowych oczkach mogłem zobaczyć smutek. Bardzo niechętnie podszedł do drzwi i wpisał kod do nich. Nie wiem dlaczego, ale poczułem się źle, że zmuszam go do czegoś takiego dlatego, bo tak ja chce. Szybko się jednak otrząsnąłem i uśmiech wszedł ponownie na moje usta gdy drzwi otworzyły się przed nami.
-Widzisz Grzechu jak chcesz to potrafisz! - odezwał się Carbo i objął go ramieniem oraz zaczął w ten sposób iść do otwartych drzwi z nim - Idziesz z nami zobaczysz co fajnego mamy w środku!
-Ruchy chłopaki - powiedziałem i przeszedłem obok nich, a po mojej prawej stronie ciała była przewieszona torba w której było wiertło do wywiercenia sejfu. Wszystko szło zgodnie z planem zerknąłem na Monte, który miał zwieszoną głowę i dość markotną minę. - Monte ciesz się z nami odpierdalasz kasyno! A jeszcze żaden policjant tego nie dokonał!
-Właśnie - powiedział cicho - jestem policjantem nie gangusem. Dlaczego zmuszacie mnie do tego?
-Nie zmuszamy nie masz po prostu wyboru jak opierdolić ten sejf! - odpowiedziałem z uśmiechem i ściągnąłem maskę bałwana aby trochę więcej widzieć gdyż nie powiem maska super, ale bezużyteczna do wiercenia zamka. - Możesz się czuć zaszczycony iż to właśnie ty nam pomagasz!
-Erwin... Jestem posądzony o korumpstwo, a nagle znajduje się jako zakładnik na kasynie! Nie uważasz, że trochę przesadziłeś? Jak ma mi to pomóc w udowodnieniu, że z wami nie współpracuje!
-Oj weź się zamknij, bo widzę, że nie potrafisz się teraz bawić! Masz być cicho! Poza tym jakbyś chciał masz cały sprzęt przy sobie mógłbyś nas rozwalić gdybyś chciał, a jednak tego nie robisz! - widać, że trafiłem w jego czuły punkt, bo tutaj miałem rację. Monte był czasami takim terminatorem, że nie bał się celować do większej ilości ludzi i ich poddawać. Więc nadchodziło pytanie dlaczego to nie zrobi z nami.
-Jestem zakładnikiem nie sądzisz, że byłoby to dziwne jakbym was poddał? - zapytał dość niepewnie gdy ja niszczyłem warstwy sejfu starając się nie przegrzać wiertła, bo byliśmy w czterech literach jakby pękło.
-Mogłoby być to trochę dziwne, ale bardzo możliwe dla ciebie Montiś - odpowiedziałem, a ostatnia warstwa została prze wiercona. - yPomóż Carbo - poprosiłem i zaczęliśmy wspólnie kręcić pirackim kołem aż usłyszeliśmy zgrzyt. Drzwi do sejfu zostały otwarte. - Oooo kurwa mamy to!!!
Perspektywa Montanhy
Wszystkie moje uczucia gryzły się ze sobą w środku mnie. Erwin miał rację mogłem ich poddać i zakończyć ten ambaras, ten cały teatrzyk jednak nie potrafiłem, widząc jak wielką radość daje taka mała rzecz Erwinowi. W sumie nie było to taka mała rzecz, bo właśnie włamał się do gigantycznego sejfu. Skubańce wszystko przemyślały zaciągając mnie na siłkę i stamtąd mnie porywać. Brak kamer to brak dowodów. Policja nie wie kim są porywacze i... kurwa znowu będę musiał kłamać aby chronić dupę pastorowi. Może jednak mają rację na komendzie, że jestem skorumpowany i trzeba mnie usunąć z policji lecz co ja będę robić w takim razie w tym mieście skoro moje ambicje dążyły do tego żeby być tym dobrym. Tak naprawdę wszędzie jest tak samo gdzie nie spojrzeć, policja walczy z mafią, gangami i przemytnikami. Natomiast ci źli co prowadzą szemrane interesy walczą z policją. Więc jest jakiś z tego wykres, że połowa to ci źli, a połowa to ci dobrzy i jakiś mały procent ludzi, którzy są neutralni. Stałem w miejscu gdy oni otwierali sejf. Mogłem w sumie uciec bądź wymierzyć w nich z broni, ale po prostu stałem patrząc jak drzwi sejfu otwierają się, a w środku był majątek ludzi, który chodzili tu grać i przegrywali spore sumy pieniędzy.
-Idziesz? - z rozmyśleń wyciągnął mnie głos pastora, który złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do wnętrza. Nie opierałem się mimo iż powinienem. Nie powinno mnie tu być w ogóle. Powinienem być tam u góry i grozić napastnikom co może im grozić, a kurwa okradam kasyno. Jak nisko musiałem upaść aby im w tym pomóc. No tak zapomniałem, że moja relacja z księdzem jest pojebana i pojebane rzeczy jestem zmuszony robić. Wprowadził mnie do środka i uśmiechnął się. - To co selfiaczek na pamiątkę? - puścił moją dłoń ubrał maskę i wyciągnął telefon. Objął mnie on ramieniem wokół szyi i pyknął focie. Podał mi telefon i spojrzałem na zdjęcie na którym moja mina była neutralna.
-Wiesz, że jeśli to wystawisz to będą wiedzieć, że to ty? - spojrzałem na niego, bo ściągnął maskę.
-Wiem dlatego to robię na pamiątkę wyśle ci później - powiedział z wielkim bananem na twarzy i odebrał swój telefon. - A teraz się chociaż uśmiechnij dla mnie - zrobił słodkie oczka przez to westchnąłem gdyż zwykle działy na mnie one.
-Niech będzie.
-Jeeeej! To uśmiech! - uśmiechnąłem się delikatnie, a on ponownie zrobił zdjęcie - No i teraz mi się podoba! Lecę Carbo pomóc pakować, a ty sobie po chodź i po oglądaj!
-Yhym - mruknąłem nie wiedząc co ze sobą mam zrobić. Po prostu pomogłem przestępcom wejść do skarbca i tak sobie chodzę po nim w kółko aby nie popaść tutaj w złość na swoją głupotę i naiwność. Tak czy siak musiałem się jakoś ukarać za to, iż byłem pomagierem tej dwójki i chyba wiedziałem jak. Gdy oni pakowali sztabki złota, pieniądze oraz diamenty, które też tutaj były po prostu się przyglądałem temu. Nie było to w sumie moje pierwsze kasyno jednakże jako policjant nie powinienem pomagać im w wykonaniu ich złego celu.
-Zmywamy się, bo zaraz gaz będzie, a raczej po truć się nie chcemy - stwierdził Carbonara więc podszedłem do nich i ominałem ich centralnie bokiem kierując się do wyjścia. Chciałem już zostać ukarany przez Capele bądź Pisicele i wrócić do domu aby mieć już święty spokój od wszystkiego. Przeszedłem przez długi tunel i przez drzwi oraz drugie drzwi podchodząc do stojących tam zakładników. Bałwan na mnie spojrzał i wycelował we mnie pistoletem.
-Spokojnie idą - przewróciłem oczami na czyn mężczyzny - radzę nie celować tym do mnie - warknąłem, a chłop opuścił powoli broń w dół. Mimo iż byłem bezbronny, chociaż miałem broń, ale jakbym jej użył to zagrożeni byliby ludzie, który stali na zakładników. Jednak jakiś posłuch miałem wśród gangów gdyż nie powiem potrafiłem się dogadać z każdym, a znajomość z Pastorem dawała mi jeszcze większe pole do popisu. Chyba każdy kto o mnie słyszał to to, że jestem jebanym terminatorem gdy chodzi o ludzkie życie, więc większość złoczyńców była wobec mnie miła, ale nie znaczy, że wszyscy traktowali mnie zarówno dobrze. Byli też tacy co lubili mnie wyzywać i straszyć, ale kończyło się wtedy dla nich źle. Chyba każdy wie, że lepiej mnie wkurzać negocjatora, bo ma się potem wjazd.
-Dobrze, że jesteście chłopaki pisali, że wynegocjowali wszystko i czekają na nas aż wrócimy.
-To idziemy mamy wszystko - odpowiedział pastor, a ja po prostu już ruszyłem do wyjścia z tego miejsca z którego chciałem jak najszybciej się wydostać. Więc w taki sposób prowadziłem całą grupę pokazując w jak najszybszy sposób opuścić kasyno. Po niecałych pięciu minutach byłem już przy drzwiach do wyjścia i one dzieliły mnie tylko do przedsionka w którym była recepcja oraz powinni stać zakładnicy. - I co się nagle zatrzymałeś? - spytał złotooki.
-Przez ciebie wylecę z policji - westchnąłem ciężko i spojrzałem na niego.
-Zawsze możesz dołączyć do nas wiesz już jak to działa - odparł z uśmiechem.
-To, że więcej z tego wyciągacie niż ja zarobię w ciągu roku nie znaczy, że mam porzucać swoje przeznaczenie i pracę w policji, bo ty tak chcesz! - zbliżyłem się do niego tak, że dzieliły nas centymetry.
-Ale dla mnie byś porzucił? - spytał z tą nadzieją w głosie i patrząc się w moje oczy jak i ja byłem wpatrzony w jego.
-Niestety Erwin, ale nie - wyszeptałem i wtuliłem go w siebie co odwzajemnił mimo mojej odmowy.
Czy Monte będzie posadzony o współprace?
Czy zdradzi Erwina, że on robił te kasyno?
2184 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro