Kac?
Dziś troszkę wcześniej rozdział niż o 9!
Dziękuję za tyle ⭐ i 👁 jesteście wielcy ❤!
Miłego dzionka!
Perspektywa Erwina
Obudził mnie odgłos bzyczenia, który był nieznośny dla mojej ociężałej głowy. Wziąłem telefon nawet nie wiedząc czy to mój czy też nie i odebrałem pół świadomie tego co właściwie teraz robię.
-Grzesiu żyjesz? - odezwał się jakiś mężczyzna, ale nie miałem głowy do tego teraz.
-Kurwa dajcie spać. Łeb mnie nakurwia, a wy jeszcze wydzwaniacie o ósmej rano do Grzecha! - wywarczałem na kogoś kto dzwonił - Zadzwońcie gdy będzie przynajmniej jedenasta - mruknąłem ciszej.
-No no to nieźle za balowali skoro pastor odebrał - usłyszałem głos należący chyba do Capeli.
-Spierdalajta - burknąłem i rozłączyłem się po prostu, odkładając telefon na półkę i kładąc się z powrotem na Monte oraz wtulając się w jego ciepłe ciało. W ten sposób znowu usnąłem i to bardzo szybko gdyż uśpiło mnie ciepło. Następna pobudka była bardziej spokojniejsza od tej pierwszej gdyż słyszałem dwa ściszone głosy, które rozmawiały ze sobą.
-No proszę kto się obudził - powiedział nagle Dia gdy ja ślepo wpatrywałem się w ścianę przede mną.
-Cco jest? - mruknąłem cicho gdyż moje gardło było jebaną saharą i domagało się wody. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że leżę na klatce piersiowej Grzesiq, który jak zobaczył mój zdezorientowany wzrok, zaśmiał się dźwięcznie - Czy my spaliśmy razem? - spytałem cicho z lekkim zawahaniem.
-Tak jakoś wyszło, że nie popatrzyliśmy wcześniej na rozmieszczenie łóżek w domkach i wyszło na to, że nam padł domek z dwoma łóżkami, a wszyscy już spali - zaczął wyjaśniać Dia, który podał mi kubek, który ochoczo przyjąłem. Nawet nie patrzyłem na to co było w jego środku tylko wypiłem szybko. Grzesiu nadal leżał na łóżku i patrzył się w sufit.
-Która godzina? - zapytałem ciekawsko.
-Dziesiąta rano - powiedział Grzesiu i spojrzał na mnie. Usiadłem sobie pewnej na nim, a moje nogi dotykały jego nóg.
-Wiesz co Grzesiu wydarzyła się pojebana akcja - zaśmiałem się nerwowo przypominając sobie sytuacje z rana.
-Co się stało?
-Em o ósmej ktoś do ciebie dzwonił i odebrałem - powiedziałem drapiąc się po karku - nawet nie pamiętam co dokładnie powiedziałem, ale wiem, że wyklinałem kogoś i dodałem spierdalaj? - Grzesiu popatrzył się na mnie i natychmiastowo wziął telefon do ręki.
-Pisicela - mruknął patrząc prawdopodobnie na kontakty, które dzwoniły - no to będzie ciekawie - podniósł się delikatnie do siadu iż opierałem się o jego klatkę piersiową.
-Masz zamiar dodzwonić? - zapytał Dia.
-Nie mam wyboru - odpowiedział i włączył na głośnomówiący - zobaczymy co powiedzą - zaśmiał się i pokazał palcem abyśmy byli cicho.
-Halo? - rozbrzmiał głos Pisiceli.
-Siema Janek - przywitał się Monte - podobno dzwoniłeś wcześniej coś się stało?
-No w sumie tak prawdę to nic się nie stało ani nie działo - stwierdził - oprócz tego, że twój pastorek odebrał wcześniej telefon po wyklinał mnie, że mnie chyba popierdoliło, że o tej godzinie dzwonię i powiedział spierdalajta nim się rozłączył - wszyscy popatrzyliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać z tego - Ej to nie jest śmieszne! - oburzył się Janek.
-Wybacz - powiedział przez śmiech Grzesiu - po prostu nie dowierzam w to co mówisz.
-Ale tak było!
-Nie twierdzę, że kłamiesz, bo Pastor się przyznał do tego - stwierdził.
-Na kacu człowiek robi głupie rzeczy - zaśmiał się Dia.
-Dia abyś zaraz nie skończył w morzu! - wtrąciłem się.
-Dobra chłopaki spokój - uspokoił nas Monte - nic mi nie jest Janeczku, ale delikatny kac z bólem głowy jest.
-Odebrać cię? - spytał nagle 02.
-Nie trzeba dziś mam wolne i nim wrócimy do miasta to trochę mnie - oznajmił brązowowłosy.
-Tylko uważaj tam Grzesiu.
-Proszę się nie martwić jedyne co może grozić Grzechowi to tylko dobra zabawa - stwierdził Dia.
-Mam taką nadzieję - zaśmiał się Pisicela - to miłej dalszej zabawy - powiedział i rozłączył się.
-To co? Trzeba się ogarnąć i coś zjeść- stwierdziłem i wstałem z łóżka przechodząc pomiędzy Grzesiem.
-Na szczęście mamy jeszcze trochę żarcia ze wczoraj w lodówkach - stwierdził Dia - no i kiełbasa też się znajdzie! - nagle do naszego domku wbił Carbo, który nie wyglądał najlepiej.
-Dajcie kurwa tabletkę - wymamrotał na co zaśmialiśmy się w trójkę z Nicollo. Dia oczywiście przygotował mu coś na kaca, a chłop siedział przy wysepce w ala kuchni, salonie i sypialni w jednym tylko łazienka była osobno.
-No i po co tyle piłeś? - spytałem i rozciągnąłem się po dość dobrym oraz wygodnym śnie.
-Bo chciałem - odparł, a ja w skarpetkach przeszedłem do łazienki gdyż czułem, iż ciśnie mnie pęcherz. Gdy opuściłem łazienkę to w domku był tylko Grzesiu.
-Gdzie reszta? - spytałem.
-Budzą innych aby wstali i będą robić śniadanie - odparł, a w rękach miał ręcznik.
-A po co ci ręcznik?
-Idę się opukać w morzu - stwierdził i uśmiechnął się zwycięsko, co mnie zainteresowało.
-W sumie to nie taki głupi pomysł bardziej nas to orzeźwi niż prysznic - powiedziałem, a Monte rzucił mi szary ręcznik natomiast ja popatrzyłem na niego z niedowierzaniem.
-Wiedziałem iż się zgodzisz na taki głupi pomysł, a Dia stwierdził, że nie jesteś na to aż taki głupi aby się zgadzać - wytłumaczył cicho się śmiejąc.
-Jak to się mówi raz się żyje - odparłem i wyszliśmy wspólnie z domku, kierując się w stronę morza. Zauważyłem, że przy barze siedzieli już wszyscy i popijali zapewne tabletki na kaca oraz ból głowy.
-Wygrałem Dia! - pokazał mu język, a chłop odpowiedział mu środkowym palcem. Podeszliśmy spokojnie praktycznie pod samą wodę, a Monte ściągnął koszulkę i zaczął ściągać spodnie zostając w bokserkach. Ja również nie próżnowałem i pozbyłem się z siebie zbędną odzież - Ostrzegam może być zimna - stwierdził brązowowłosy i wszedł spokojnie po pas do wody.
-Zimna, a ty napierdalasz w nią jakby była co najmniej ciepła - rzekłem i zostawiłem rzeczy obok ciuchów Montanhy wraz z ręcznikiem tak aby woda nie dosięgnęła ich. Następnie sam skierowałem się za panem policjantem. Od razu odczułem ten chłód gdy moje nogi zostały zalane przez falę wody -lodowata jest, a nie zimna! - krzyknąłem, ale za gryzłem wargę i wszedłem za Montanhą. W mojej głowie pojawił się niecny plan i nawet go nie przemyślałem tylko rzuciłem się na Grzecha przez to się przewrócił do wody, ale pociągnął mnie ze sobą pod nią. Odczułem jak lodowata woda otacza moje ciało przez to delikatnie zaczęło one piec z nagłej zmiany temperatury.
-Hahahahah - wybuchnął śmiechem gdy wypłynęliśmy na powierzchnię. - nie udało Ci się!
-Jesteś pewien? - prychnąłem i wrzuciłem go znowu pod wodę, a ja niczego nieświadomy z ataku oberwałem wodą w twarz - Ej!
-Zemsta! - odparł i zanurkował gdy chciałem mu się odpłacić jednak nie poddałem się i za nurkowałem za nim pomimo iż woda była zimna. Nie sądziłem iż tutaj woda będzie tak przejrzysta, ale to pomagało mi namierzyć Grzecha, który uciekał przede mną. Trochę ganialiśmy się za sobą, ale niestety Monte szybciej uciekał mimo iż był ranny.
-Jjakim cudem ty tak szybko się poruszasz z ranną ręką? - powiedziałem zmęczony utrzymując się na tafli wody i oddychając ciężko.
-Wysportowany jestem nie to co ty Pastorku - zaśmiał się ze mnie - wracajmy do brzegu, bo jeszcze zjedzą nam wszystko!
-Muszę przyznać ci rację, jestem głodny - powiedziałem i powolnym tempem zacząłem płynąć w stronę plaży.
Perspektywa Montanhy
Kąpiel w morzu to był mój najgłupszy, ale i najlepszy pomysł na jaki wpadłem aby orzeźwić umysł po nocnej zabawie. Oczywiście wyszedłem z wody jako pierwszy, a zaraz za mną Erwin, któremu podałem jego ręcznik i wziąłem do ręki nasze rzeczy aby je położyć w bezpieczniejszym miejscu. Razem opatuleni w ręcznik usiedliśmy przy barze koło reszty.
-I jak dzieci się bawiły? - zapytał Dorian.
-Było zajebiście... zimno - odparł Erwin.
-Jak dla mnie była dość dobra woda - odparłem z uśmiechem.
-Lepiej się nie odzywaj.
-Nie obrażaj się to nie moja wina iż człowieka topić wodą nie umiesz - odgryzłem się mu i popatrzyłem na Dię.
-To co do jedzenia chcecie? - spytał ciemnoskóry ubrany tylko w koszulę.
-Wszystko - odparł Erwin - pływanie zaostrza głód! - w ten sposób od Dii, który stał za barem, dostaliśmy po kiełbasie, bułce oraz kilku sałatek naraz aby się napchać.
-Smacznego szaleńcy - powiedział jako nasz barman.
-Dziękujemy - powiedzieliśmy w tym samym czasie i zajęliśmy się jedzeniem gdy reszta za pewne już zjadła swoje porcje.
-Wyspaliście się panowie? - spytała Sky po chwili ciszy, a wszyscy po kolei odpowiedzieli na jej pytanie.
-Nie powiem impreza była zajebista - mruknął Carbo.
-Tak, a najbardziej podobał mi się moment gdy puściłeś piosenkę pan policjant i zacząłeś ją remixować. - stwierdził Dorian.
-W sumie kto wymyślił z was panowie aby zabawić się w DJ-ów? - spytał Dia.
-Pomysł Grzecha, bo zaczęliśmy się zakładać kto lepiej zremisował, by piosenkę i stwierdził iż on zna się na tym - poinformował Carbo.
-Tak naprawdę to rozkręciliście imprezę - stwierdziła Summer.
-Dokładnie - dodał od siebie Blush.
-E tam byliśmy delikatnie wstawieni w sumie - oznajmiłem - więc byliśmy zdolni do wszystkiego po tylu kolejkach bimbru.
-Właśnie kto najdłużej wytrzymał na imprezie i do której trwała? - spytał San.
-Siedzieliśmy do 3-4 nad ranem w sumie ja Grzech i Erwin - podsumował Dia - jednak najdłużej nie śpiącym był zapewne Grzesiu.
-Ta, ale położyłem się w sumie kilka minut później od ciebie Dia - powiedziałem gdy przełknąłem to co miałem w ustach.
-Jednak i tak wstaliście pierwsi - rzekła Sky - mimo iż poszliście tak późno spać.
-Nie zimno wam? - spytał Dorian.
-Jak dla mnie jest okej.
-Nie jest tak źle zimnej było w wodzie - stwierdził Erwin.
-Co wam padło na głowę aby iść od tak do zimnej wody - mruknął Blush.
-Jak to Erwin stwierdził raz się żyje - zaśmiałem się powtarzając jego słowa.
-No tak - mruknął San - widać, że jesteście zdrowo jebnięci - dodał po chwili.
-Dzięki - odparłem i skończyłem śniadanko. Wstałem z krzesła i wytarłem się bardziej w puchaty ręcznik i owinąłem go wokół pasa.
Chłopaki nadal rozmawiali między sobą, a ja poszedłem do kupki ciuchów i ubrałem się w swoją koszulę, która pachniała wódką. Jednak nie wziąłem nic na zmianę więc ubrałem się w nią. Moje włosy były mokre i opadnięte, co delikatnie mi nie pasowało, ale nie miałem wyboru jak na razie, by je ułożyć poprawnie gdyż nie miałem jak. Cały czas do szesnastej godziny spędziliśmy na pogaduszkach i śmianiu się z głupot. Musiałem przyznać, że sobota i niedziela bardzo długo będą tkwić mi w głowie, a ten czas na zawsze zostanie w mojej pamięci. Wśród ludzi z Zakonu czułem się bardzo dobrze mimo iż wiedziałem, że nie wszystko mi mówią, bo w końcu jestem z policji, ale nie przeszkadzała mi ta mała przerwa między nami gdyż łączyło nas wszystkich dobra atmosfera i chyba nawet przyjaźń.
-Grzesiu! - zawołał mnie Dia.
-Tak?
-Dziękuję jeszcze raz za te papiery - powiedział.
-Nie masz za co - odparłem - zrobiłem to co do mnie należało i żałuje iż tak długo musiałeś na te papiery czekać z winy moich funkcjonariuszy.
-Nic się nie stało przecież i tak załatwiłeś je dla mnie - powiedział z uśmiechem.
-Monte! Ty prowadzisz, bo nie czuję się ma siłach! - wtrącił się pastor i rzucił mi kluczyki od swojego zentorno idąc w stronę schodów.
-Dzięki za możliwość rozluźnienia się dzięki tej imprezie - powiedziałem i odwzajemniłem jego uśmiech.
-Zawsze trzeba trochę odpocząć - rzekł i przytulił mnie - leć za Erwinem, bo nie lubi czekać - dodał.
-Oj to już zauważyłem - odrzekłem odwzajemniając jego przytulasa - miłego dnia wam! - pożegnałem się z tymi, którzy jeszcze nie pojechali. Wszyscy od razu mi odpowiedzieli i pomachali. Ruszyłem po schodach i upewniłem się iż wszystko mam przy sobie włącznie z kaburą oraz pistoletem. Gdy znalazłem się na parkingu skierowałem się od razu w stronę srebrnego auta o które był oparty złotooki - Ty wiesz, że nie jeździłem nigdy takim autem? - zwróciłem się do niego.
-To zobaczysz jak jedzie - odparł, a ja otworzyłem auto wchodząc na miejsce kierowcy. Dziwnie czułem się na miejscu kierowcy, ale nie skomentowałem tego na głos. Przejechałem ręką po skórzanej kierownicy i włożyłem kluczyki do stacyjki. Gdy usłyszałem jak to brzmi, aż przeszedł mnie dreszcz po kręgosłupie - widzę, że podoba ci się.
-Oj piękne to brzmi - odparłem z uśmiechem i wyjechałem z parkingu kierując się do miasta.
-Dlatego też wybrałem te auto - stwierdził - najlepiej brzmiał ze wszystkich i w sumie nie był taki drogi. Poza tym ma dobre przyspieszenie.
-Oczywiście - kiwnąłem głową i ciekawy czy ma rację przygazowałem bardziej - O kurwa masz rację!
-Zawsze mam rację! - odpowiedział i nagle usłyszeliśmy syreny policyjne.
-No chyba ich pojebało - westchnąłem i zjechałem grzecznie na pobocze. Do drzwi podszedł policjant, a ja spuściłem szybę.
-Dzień doberek panie 01 - przywitał mnie głos Pisiceli.
-Od której polowaliście aby mnie złapać? - spytałem patrząc się na uśmiechniętego szeryfa.
-Trochę jeździliśmy tam i z powrotem, ale cię dorwaliśmy wraz z Pastorem! - powiedział Capela podchodząc do auta.
-Co mam dmuchać? - spytałem opierając głowę o rękę.
-Nie nie trzeba, ale dlaczego pastor nie prowadzi?
-Bo Capela może mnie łeb jeszcze boli? - prychnął niezadowolony mężczyzna, który siedział obok mnie i również patrzył z niedowierzaniem na policjantów.
-Nie kłóćcie się - wtrąciłem się w to - możecie podać mi powód zatrzymania oprócz tego iż chcieliście pogadać Janek?
-Emmmm - zmieszał się - no nie ma w sumie, bo poprawnie wszystko jest.
-No właśnie - powiedziałem - więc o co chodzi?
-Przydałoby się abyś był na spotkaniu - stwierdził Capela - Tatulek będzie - zaśmiał się nerwowo.
-Przyjdę na zebranie - odpowiedziałem z cichym westchnieniem - Coś jeszcze?
-10-3 - zanegował Juan.
-Punkt 20?
-Dokładnie - potwierdził moje pytanie Dante.
-To miłej służby - rzekłem i po prostu odjechałem nie zwracając uwagi na to, że byłem aktualnie zatrzymany na kontroli drogowej.
-Oni nigdy nie dadzą ci spokoju?
-Jeszcze niecałe 2 tygodnie i będzie wybór nowego 01 - poinformowałem.
-Będziesz kandydatować?
-Raczej nie - odparłem jadąc ponad 100 mil na godzinę - to mam na zakon czy apartamenty czy gdzie?
-Pojedź pod swój dom czy blok, a ja się przesiądę na miejscu, bo jest już prawie siedemnasta, a nim z Zakonu dojdziesz do siebie to pewnie trochę ci zajmie czasu.
-W sumie masz trochę racji - przytaknąłem mu i w ten sposób podjechałem na parking, który należał do mojego bloku. Wysiadłem z auta, a Erwin zrobił to samo i podał mi moją skórzaną kurtkę - dziękuję Erwin - powiedziałem odbierając od niego swoją własność.
-To do zobaczenia panie 01? - zachichotał cicho, ale miałem wrażenie, że pyta się o to czy się spotkamy.
-Tak księżulku - uśmiechnąłem się niewinnie widząc, że go to wkurzy.
-Jestem pastorem! - oburzył się, ale na jego ustach widniał dalej uśmiech.
-Wiem - odparłem i przytuliłem go do klatki piersiowej na pożegnanie, co oczywiście odwzajemnił.
Dlaczego musi być na kodzie 8?
Co wydarzy się gdy Sonny wbije?
2297 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro