Gregory Montanha
Witam serdecznie w wtorkowym rozdziale!!!
Jak tam u was?
Też macie takie upały, że nic się nie chce?
Dziś dosyć interesujący rozdział :3
Życzę wam miłego dzionka!
Perspektywa Montanhy
Kolejny dzień zapowiadający się dobrze. Dwa dni temu Erwin robił bank z nowymi nadal nie otrzymałem żadnych skarg czy upomineń za pocałunek z moim diabełkiem. Martwiła mnie jedna rzecz przez którą nie mogłem dobrze spać co zauważył Erwin, ale tłumaczyłem mu tym, że za dużo pracy i tego wszystkiego co się dzieje jest na moich ramionach, co mnie trochę już wyniszcza, ale on jest moim ukojeniem. Środa tak zwany dzień loda, który nie bez powodu tak się nazywał, a Erwin stwierdził, że to dobry pomysł na zaczęcie tak dnia. Nie miałem w cale nic przeciwko gdyż uwielbiałem jego całego mieć przy sobie i jego każdy centymetr ciała. Właśnie siedziałem przy papierach w pokoju HC gdyż mieliśmy spotkanie aby omówić wszystkie sprawy i rzeczy z jednostką. Przy Pisiceli leżał ten jego pies Potato rasy rottweiler i był słodkim psiakiem, ale niezbyt wytresowanym może przez to iż Janek wziął go z ulicy i stał się jego właścicielem od tamtego momentu. Dlatego też mamy K9 u siebie w jednostce. Czytałem to co ma się zmienić i czy to jest dobre rozwiązanie czy też jednak nie. Śledziłem uważnie wzrokiem zdania czytając je i notując w głowie co powinno zostać jeszcze zmienione.
-Więc? - odezwał się po dłuższej chwili ciszy Pisicela.
-Do zmiany radził bym dawać awanse, bo za szybko awansują osoby, a jednak jest ich za dużo i potem wychodzi, że jednak nie umieją tego co powinni - oznajmiłem pewnym głosem.
-Popieram Grzesia, bo praktycznie omawiamy to samo co tydzień i nic nie daje to nam - poparł mnie Capela i popatrzył na wszystkich tu zebranych.
-Może powinniśmy dodać kod 8 nie tylko w niedzielę? - odezwał się Xander.
-W sensie? - spytał 01.
-Czesto nie wiecie co robi się na dziennych patrolach i czy ktoś nie jest poszukiwany bądź jak wygląda sytuacja. Może lepiej byłoby zrobić kod 8 gdy jedna zmiana ma zejść, a druga wejść? Wtedy każdy będzie nabierząco z wszystkim.
-Nie brzmi to w sumie jak głupi pomysł - odezwał się Dante.
-Popieram przydałby się to, bo jest różnica między ranną, a wieczorną służbą - odpowiedziałem gdyż najczęściej różnie bywałem na służbie, ale wystarczająco dużo aby wiedzieć gdzie siedzi błąd.
-Dobrze niech będzie - oznajmił Janek i zapisał sobie to w kajecie -postaram się to wdrożyć w najbliższym czasie wraz z innymi rzeczami chyba, że macie jeszcze jakieś aluzję do tego co otrzymaliście? - jednak nikt nic nie powiedział. -Właśnie wracamy do współpracy z burgershotem więc darmowe obiady znowu u nich możecie brać.
Jak tak pomyślałem to już dawno nie byłem na Burgershocie gdyż unikałem trochę tego miejsca przez to iż gotowałem nam bądź Erwin przewoził obiad z burgershota jak było już strasznie późno abym coś gotował. Można rzec, że uzupełnialiśmy się w niektórych rzeczach i to było dobre gdy ja znikałem w pracy bądź on. Po godzinnym spotkaniu stwierdziłem, że pora ruszyć w końcu na patrol aby rozruszać kości i kochaną vecie. Ruszyłem więc na parking podziemny na którym zostawiłem swoją brykę. Po zgłoszeniu statusu piątego wyjechałem na miasto, na samotną jazdę. Hanka jeszcze nie było gdyż zbliżała się pora popołudniowa i obiadowa, a on dzisiaj na nocną zmianę miał. Więc dopiero go zobaczę za dwie góra trzy godziny. Niestety jak to bywa nie mogłem mieć spokoju gdyż ktoś zaczął do mnie dzwonić. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i włączyłem zieloną słuchawkę.
-Halo? - mruknąłem do telefonu i stanąłem na czerwonym świetle.
-Cześć Grzesiu co robisz? Może wpadniesz na Burgershota, bo jesteśmy większą ekipa i może zjadłbyś z nami?
-Daj mi tak z 5 minut i będę - odparłem - tylko zgłoszę status drugi na radiu - dodałem.
-To czekamy, bo nowy hamburger jest w menu! - powiedział i rozłączył się, jak to miał w zwyczaju nim mogłem mu coś odpowiedzieć. Ruszyłem w stronę Burgershota. Po mniej niż pięciu minutach zaparkowałem corvette na parkingu, zamykając ją na klucz. Obszedłem budynek i wszedłem od zaplecza, bo w sumie mogłem, miałem klucze.
-05 status 2 na przerwę - zgłosiłem na radiu chociaż powinienem to już wcześniej zrobić, ale nie chciałem aby czas mi się marnował na dojazd.
-Grzesiu! - na dzień dobry przytulił się do mnie San.
-Witam, witam - zaśmiałem się i przytuliłem go, a on odsunął się ode mnie. Radio zaczęło komunikować pościg, bo debile nie potrafili przejść na inne radio. - Przejdźcie z tym pościgiem na radio dwa - zakomunikowałem na radiu aby była cisza na jedynce.
-10-4 przechodzimy na radio dwa!
-Co Pisicela nie potrafi ogarnąć swoich?
-Oj daj spokój Carbo to jest istna katastrofa co się dzieje na tym radiu - oznajmiłem. Teraz zauważyłem, że wszyscy są z zakonu i burgershota w jednym miejscu. -Coś się stało, że tak wszyscy są?
-Planujemy jutro iść na plażę od samego popołudnia - oznajmił Erwin i podszedł do mnie, a po chwili wtulił się we mnie.
-Mam rozumieć, że spotkanie rodzinne?
-Dokładnie tak Gregory - powiedział Kui - powinieneś być.
-Spytam się Janka czy mogę na jutro wolne, bo miałem mieć wieczorną zmianę - oznajmiłem i do razu zauważyłem nowego, który przyglądał mi się. Mimo iż widziałem go w poniedziałek na banku to jeszcze nie zdołałem mu się przedstawić, ale znając chłopaków oni za mnie to zrobili.
-To dobrze w końcu trochę odpoczniesz - stwierdził Labo.
-To, że pracuję 12 godzin dziennie nie znaczy, że mnie to męczy - odparłem.
-I biorąc pod uwagę to, że nie śpisz po kilka godzin jeszcze, bo Erwin - powiedział Dia.
-A idź sprawdź czy cię nie ma na ruszcie, bo się tu powoli spalasz od tej wiedzy.
-Moglibyśmy ognisko zrobić! - zachwycił się tym pomysłem Vasquez.
-Nie jest to taki głupi pomysł - odezwała się Heidi.
-To co jutro spędzimy dzień nad wodą! - rzekł Erwin, ale nadal trzymałem go w ramionach.
-Oj tak! - wszyscy potwierdzili gdy nagle na radiu zaczęli się drżeć o strzelaninę błagając o wsparcie.
-Wybaczcie - westchnąłem gdyż Capela starał się ogarnąć ich wszystkich, ale słychać było, że nie dawał sobie po prostu rady. - 05 do 10-1, uspokójcie się i oddalcie od miejsca zdarzenia. Dojeżdżając na miejsce nic nie osiągniecie tylko więcej z naszych oberwie! Macie się słuchać 03, a nie, że w czasie przerwy muszę interweniować!!!
-Dzięki Grzesiu zacząłem sobie nie radzić - westchnął Dante.
-Słyszałem - odparłem - 05 do 01.
-01 zgłasza!
-Weź się ogarnij tym Jankiem dziś i zacznij dowodzić!
-Weź się zajmij Pastorem, bo wiem co mam robić!
-A to chuj - powiedział Erwin gdy chciałem coś odpowiedzieć do radia i spojrzałem na niego, a on zrozumiał, że to było słychać.
-Aha późnej porozmawiamy Montanha w biurze!
-10-4 - mruknąłem i puściłem radio. -No to chyba jutro będę mieć wolne - zaśmiałem się, a wszyscy wybuchli śmiechem.
-To co obstawiamy? - zaczął Silny.
-Stawiam na degradacje o stopień w dół! - powiedział Dorian z podniesioną ręką w górze.
-Zawias na 12! - zaproponował San.
-Ja stawiam na 24 zawias! - oznajmił Dia i z niedowierzaniem patrzyłem na nich wszystkich, bo obstawiali właśnie co mi się oberwie.
-Ale powiesz prawdę co nie? Co dostaniesz? - zaśmiał się Labo.
-No chyba nie mam wyboru - odpowiedziałem kręcąc głową na boki. - To na co wpadliście na pomysł z nowym menu? I policja wraca do stołowania się tutaj.
-Warto wiedzieć, bo szanowny pan 01 chce wrócić do naszego stołowania, ale miło by było gdyby osobiście mi to choć raz powiedział, a nie używał do tego ciebie - powiedział Kui i wyszedł z pomieszczenia.
-Nic nie poradzę panie Kui, że Pisicela ma wyjebane - odparłem i popatrzyłem na nowego, który wydał się być przerażony moją obecnością. Chłopaki pewnie nagadli mu niestworzonych rzeczy o mnie i mimo iż znałem prawdę chciałem choć trochę ją odwlec na inny termin. Podszedłem do Marka chociaż powinienem inaczej go zwać jednak w sumie można i tak do niego mówić. -Gregory Montanha - wystawiłem do niego dłoń i patrzyłem w jego oczy, a on w moje. Różniła nas masa mięśni oraz trochę zwrost o te kilka centymetrów jak i włosy oraz delikatnie rysy twarzy.
-Mark Worth - złapał mą dłoń i uścisnął, a ja uśmiechnąłem się do niego szczerze. Pomyśleć, że mój brat tak bardzo wydoroślał. Nie dziwiłem się jemu iż nie przedstawił się prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Sam nie potrafiłem przyznać się do tego iż jestem Lordem. Przybycie jego tutaj oznaczało dla mnie tylko jedno lecz nie chciałem tego. Wróciłem do Erwina, a on wtulił się w moją klatkę piersiową więc objąłem go w pasie uśmiechając się szeroko. Tego mi było trzeba aby nie popaść w atak paniki.
-Montiś - mruknął do mnie.
-Hmm?
-Wiesz, że cię kocham?
-Coś zrobił? - spytałem i zerknąłem na niego karcącym wzrokiem.
-No nic takiego oprócz wykorzystania twojej broni długiej na Spadiniarzach - zaśmiał się nerwowo, a ja westchnąłem ciężko.
-Erwin.
-No ja wiem, ale nie zauważyłem, że biorę twój zamiast mojego!
-Może powinniście osobno trzymać broń? - zasięgurował Carbo.
-Układałem tyle razy jego i swoje bronie, ale on i tak nie zwraca na to uwagi i bierze co popadnie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą i zerknąłem na Erwina, który uśmiechał się od mnie niewinnie myśląc, że jak zrobi słodkie oczka to mi przejdzie. -Nie działają twoje ślepia diabełku na mnie - odparłem, a on cicho westchnął.
-Nie przejmuj się nim Grzesiu to w końcu Erwin - stwierdziła Heidi - jego już nie nauczysz niczego.
-Eej! - oburzył się złotooki, a wszyscy zaczęli się z niego śmiać. Kui wrócił z tacką hamburgerów i każdemu podał na spróbowanie.
-Ostrzegam może palić! - zaśmiał się Kui i uśmiechnął się swoimi mącicielskim uśmiechem przez to spojrzałem na bułkę z obawą o swoje życie.
-Ale arszeniku nie dodałeś? - za żartowałem sceptycznie nastawiony do tego próbowania jak chyba każdy.
-Nie no Gregory, nie otruje swoich klientów z czegoś trzeba żyć!
-Ty ojcze jesteś do wszystkiego zdolny - oznajmił Silny.
-Jak prawie zabiłeś 05 to i możesz nas próbować ukatrupić - powiedziała Heidi - dlaczego ty nie próbujesz z nami?
-Nie przepadam za ostrym, a teraz jeść! - powiedział więc nie mając wyboru wszyscy wgryźliśmy się w hamburgera. Hamburger jak hamburger chociaż ten miał posmak takiej pikanterii. Większość zrobiła się czerwona na twarzy po zjedzeniu całego hamburgera i rzucili się na szejki aby ugasić pragnienie. Gdy ja Marco i Kui staliśmy w miejscu. -No widać kto jest chłop, a kto baba! - zaśmiał się, a ja pokręciłem głową na boki nie dowierzając. -Hell boy burger od dziś to jest!
-NIGDY WIĘCEJ! - krzyknął Dia.
-Diuś nie mów nigdy, że nigdy! -powiedziałem i spojrzałem na zegarek. -Dobra ja będę się zmywać, bo służba nie drużba nie poczeka -oznajmiłem, a Erwin znalazł się raz dwa przy mnie i pocałował mnie w usta.
-Tylko nie wyląduj w szpitalu - powiedział w moje usta.
-Wiesz, że wszyscy pragną tylko mojej śmierci - zaśmiałem się gdy oderwałem od jego ust. -Natomiast ty masz uważać z tą ręką inaczej porozmawiamy w domu.
-Spokojna głowa nie mam niczego w planach.
-Mnie nadal zastanawia jak ty to zrobiłeś, że strzelałeś z długiej, ale nie będę w to się zagłębiał.
-To moja słodka tajemnica.
-Trzymajcie się!
-Pozdrów mojego kuzyna na służbie!
-Zapewne będę go zgarnąć na wspólny patrol - odparłem żegnając się z nimi i ruszyłem do swojej corvetty. Do wieczora jeszcze sporo czasu, a czekała mnie jeszcze rozmowa z Pisicelą. - 05 status 1 po drugim - zgłosiłem.
-408 status 1! Dzień dobry! - idealnie wszedłem na radio czasowo trafiając na Hanka.
-05 do 408 - zgłosiłem.
-Tak?
-Wspólny patrol?
-10-4!
-Podjadę pod komendę po ciebie - oznajmiłem i po kilku minutach byłem na miejscu, a Hank już czekał na mnie. - Masz pozdrowienia od Sana.
-Czyli byłeś na Burgershocie - stwierdził, a ja kiwnąłem głową na tak. -Miło, że mój kuzyn o mnie myśli.
-Jak widać myśli - oznajmiłem.
-Do wieczora będziesz?
-Tak - odparłem i podrapałem się po karku.
-O co chodzi? - spytał widząc moją minę, a ja westchnąłem ciężko.
-Mój brat jest w mieście - powiedziałem cicho i patrzyłem się cały czas przed siebie.
-To nie dobrze?
-Nie, ale i tak - mruknąłem i stanąłem na światłach.
-Zdecyduj się Grzesiu.
-Oznacza to, iż to już czas.
-Nie mów mi, że... - nie dawałem mu dokończyć.
-Niestety, ale tak.
-Erwin wie?
-Nie i boje się mu tego powiedzieć, boję się go stracić, boję się, że mnie znienawidzi Hank.
-Jednak będziesz musiał mu to powiedzieć w końcu albo ty albo on to zrobi i będzie problem.
-Wiem - mruknąłem gdyż nie powiedziałem mu do końca prawdy. Wie, że mogę mieć dwa wybory jednak ani jeden mi się nie podoba. To bolało moje serce, ale starałem się być silny i iść nadal w przód do przeznaczenia przed którym nie jestem w stanie uciec. Jednakże pogodziłem się z tym co się wydarzy i to była tylko kwestia czasu aż postanowią tutaj kogoś wysłać z Lordów jednak nie sądziłem, że to będzie mój brat.
-Grzesiu co się z tobą stanie gdy no wiesz - zaczął nie wiedząc jak chyba ubrać w to słowa.
-Przeznaczenia nie oszukam i pogodziłem się już z nim kawał czasu temu.
-Tylko ja się nie godzę na stratę przyjaciela! - westchnął i spuścił głowę.
-Przecież nie odchodzę - odpowiedziałem, ale nie byłem pewny czy na pewno to co mówię będzie prawdą.
-Napad na jubilera - oznajmił, a ja kiwnąłem głową i włączyłem sygnały trójkę - 408 plus 1, 10-76 na 10-90!
Czy Marco będzie problemem?
Co skrywa przed wami jeszcze Gregory?
2124 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro