Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Decyzja

Witam serdecznie nie spodziewaliście się mnie dziś co nie?
Jak tam dzionek mija?
Miłego dzionka!

Perspektywa Pisiceli

Powędrowałem za dwójką mężczyzn gdyż nie powinni być teraz w swoim otoczeniu i oni o tym bardzo dobrze wiedzieli jednak nadal ze sobą przebywali mimo jasnych w sumie nie jasnych dowodów na korumpstwo komendanta. Jednak gdy widziałem jak się ze sobą żegnają delikatnie zakuło mnie serduszko. Pastor chociaż był wysoki to jednak delikatnie był niższy od Montanhy co dawało mu lepsze pole do popisu gdyż to właśnie on dominował w uścisku, a pan Knuckles wtulał się w jego klatkę piersiową. Z westchnięciem musiałem przyznać iż ich relacja była nadzwyczajna chociaż bronili się zawzięcie przed wszystkimi co shipują ich. Z jednej strony rozumiałem ból Montanhy, że będzie musiał trzymać się z dala od przyjaciół to jednak wiedział ile będzie kosztować go ta znajomość z nimi. Popatrzyłem na niego, a jego wzrok spotkał się z moim.

-Gdybyś miał kiedyś wybierać policja czy crime co byś wtedy wybrał? - zapytałem go gdy stanął przy mnie.

-Janek - chciał się odezwać, ale mu przerwałem.

-Grzesiu naprawdę pytam się! - popatrzyłem w jego oczy dość stanowczym wzorkiem.

-Nie umiem wybrać. Nie każ mi wybierać między wami, a nimi! - powiedział cicho i uciekł wzrokiem w bok.

-Nie każe, ale będziesz kiedyś musiał. Grzegorz my przymykamy na to oko, ale ktoś nie jest w stanie tego przymknąć. Będziesz miał wtedy tylko dwie opcje. Podałem ci je więc powiedz - nie mogłem inaczej niż naciskać na niego aby powiedział mi na moje pytanie.

-Janek wszyscy jesteście dla mnie jak rodzina. Nie chce wybierać.

-Jednakże zauważ iż zło, a dobro nie będzie nigdy żyć w równowadze. Nie utrzymasz niczego tak jakbyś chciał. Lspd czy crime?

-Jestem duszą za lspd, bo jest to moja praca i przeznaczenie jednak - zawahał się nie wiedząc chyba jak ubrać w słowa zdanie - jednak chłopaki z zakonu są też częścią życia.

-Dlaczego Grzesiu się tobą zainteresowała góra - powiedziałem z cichym westchnięciem. -Jesteś pierwszym funkcjonariuszem policji, który żyje w zgodzie z gangusami.

-Janek sam masz znajomych po drugiej stronie.

-Jednakże to tylko znajomi nie spędzam z nimi wolnych chwil na mieście.

-Nie podoba mi się ta rozmowa! O tym chciałeś rozmawiać? Nie mam na to najmniejszej ochoty! - warknął i przeszedł obok mnie, a po jego ciele widziałem, iż jest zdenerwowany moimi słowami.

-Nie o tym - odparłem i ruszyłem za nim w głąb komendy - chodź przejdźmy się w bardziej ustronne miejsce - zaproponowałem, a on spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami jakby zastanawiając się czy to dobry pomysł lecz po chwili namysłu pokiwał głową na tak i ruszył na parking podziemny komendy na Mission Row. Nie trzeba było długo czekać aż wsiedliśmy do challengera i opuściliśmy teren policji.

-03 plus 1 status 5 - powiedział formułkę na radiu i spojrzał na mnie.- Co takiego chcesz mi powiedzieć?

-Wiemy, iż masz umowę z Pastorem - oznajmiłem nie patrząc się na niego - oraz resztą bandy.

-Skąd? - zapytał, a w jego oczach zauważyłem zawiedzenie i złość.

-Pod rzuciliśmy ci pluskwę aby mieć dowód na twoją "niewinność" - poinformowałem go dość starając się aby nie wydać Capeli iż brał w tym udział.

-Wiesz co Janek to już przesada!

-Nie mieliśmy wyboru.

-Mieliście z pewnością wybór, ale wybraliście te co nie trzeba. Od razu powiedz mi, że jeszcze drony mnie śledziły, bo tak chcieliście!

-Grze- przerwał mi.

-Nie Pisicela ja wam kurwa ufam, a wy odjebujecie takie akcje!

-Musieliśmy mieć jasny dowód, że to nie ty wynosisz broń z komendy.

-Aha zajebiście czyli na dodatek oberwałem za jakiegoś korumpa, ale cała wina i tak poszła na mnie, bo przyjaźnie się z pastorem?! - widać było, że był zdegustowany naszym zachowaniem, bo w sumie oberwał tak naprawdę za coś co nie zrobił ani nie przyłożył do tego ręki.

-Tak - odparłem cicho kierując samochód i stanąłem na czerwonym świetle.

-Nie no zajebiście panie 02! Nie mieliście nic na mnie to trzeba było znaleźć coś tak? Może powiedz mi, że ta cała akcja z górą była przykrywką aby mnie udupić?!

-Grzesiu to nie tak - chciałem się bronić, ale przejrzał wszystko co ustaliliśmy wspólnie z Capelą.

-A jak?!

-Chcieliśmy się upewnić tylko, bo naprawdę dziwnie wyglądały te dashcamy od ciebie jak były wyłączone przez pewien czas. Sony kazał nam tylko to sprawdzić i tyle, ale tak masz rację zrobiliśmy szopkę z tego - powiedziałem z westchnięciem - możesz mnie winić, bo to był mój pomysł.

-Wiesz co to zabolało - rzekł - od początku byłem przeciwnikiem korumpstwa, a sami zaczęliście mnie o to oskarżać zamiast szukać winnego!

-Wiem. Przepraszam cię za to.

-Twoje przepraszam nic tu nie zmieni! Przez ciebie muszę ograniczyć przyjaźń z osobami, które przynajmniej mówią mi prawdę, a nie okłamują dla dobra innych, bo przecież musicie kogoś oskarżyć!

-Montanha nie denerwuj się!

-Jak mam się nie denerwować jak zostałem tak źle potraktowany przez rodzinę! - był mocno wnerwiony widać to po jego posturze ciała oraz mowie, która co raz bardziej nieprzewidywalna.

-Nie chcieliśmy niczego złego - westchnąłem ciężko gdyż 03 odpalił się i nadawał cały czas jak to się zawód na nas. Nie dziwie się, bo miał rację zrobiliśmy duży błąd, ale to nie znaczy aby od razu skreślać kogoś. Patrol z Montanhą bardzo się dłużył, ponieważ cisza, która zapanowała była bardzo napięta i po prostu nie przyjemna. Nie wiedziałem co mógłbym zrobić aby mi to znaczy nam wybaczył. W sumie sam na jego miejscu byłbym zły za to co się odwaliło. Przejeżdżaliśmy przy komendzie, a raczej tyłu komendy.

-408 status 1 - można było usłyszeć na radiu.

-03 do 408 - powiedział Grześ więc oznaczało to, iż chce ode mnie się uwolnić. Nie dziwię się mu skoro nasza rozmowa skończyła się kłótnią, a teraz ciszą między nami.

-Zgłasza.

-Mógłbym odzyskać corvette? - zapytał, a ja objechałem komendę i wjechałem do podziemnego parkingu.

-Przepraszam cię Grzesiu, że tak musieliśmy zrobić - powiedziałem cicho patrząc się w kierownice samochodu.

-Rozumiem - odpowiedział mi - mam nadzieję, że znajdziecie tego kogoś co jest winny i więcej nie będę posądzany o coś czego nie zrobiłem - spojrzał na mnie mrożącym w żyłach krew wzrokiem aż serce mi stanęło widząc jego twarz.

-Ppostaram się wszystko naprawić jednak lepiej też się pilnuj, bo Sony ma na ciebie oko - uprzedziłem go, bo w sumie to była prawda góra zainteresowana była nim.

-Zapamiętam - odpowiedział i zamknął drzwi od mojego autka.

Perspektywa Montanhy

Byłem wkurwiony jak i nie bardziej, ale starałem się uspokoić w głębi siebie co nie szło mi dobrze. Miałem dość tego, że wszyscy mnie jebią w tej policji. Robię wszystko dobrze to wpierdolą na mnie czyjąś winę aby go bronić no jasne. Jestem tylko od tego aby przyjmować na siebie skargi wszystkich funkcjonariuszy policji. Może troszkę za bardzo chłodno potraktowałem Janka, ale należało mu się po tym co zrobił z Capelą. Może jasno nie powiedział z kim pracował jednak odpowiedź sama się nasuwała. Przeczesałem włosy do tyłu w nerwowym geście i zamknąłem oczy aby uspokoić się gdyż rozmyślanie o tym mi nie pomagało, a bardziej powodowało mój atak agresji. Nie byłem święty i nigdy nie będę, bo ciągnie się za mną przeszłość, której nie jestem w stanie naprawić. Przyszłość również nie była czymś czego oczekiwałem, a raczej czymś co chciałem jak najbardziej odciągnąć od siebie. Ponownie w mojej głowie pojawiło się pytanie po co ja to zrobiłem, dlaczego uciekłem skoro wychodzi iż jestem tutaj kimś złym, a chcę tylko dla wszystkich dobrze. Sfrustrowany delikatnie pociągnąłem za włosy aby się uspokoić gdyż kontem oka zauważyłem Hanka, który schodził po schodach. Wziąłem głęboki wdech i wydech, poprawiłem włosy, a następnie ubrałem na twarz tak zwaną maskę za którą mogę schować emocje, które mnie zjadają.

-Grzesiuuuu! - spojrzałem na Hanka jakby dopiero teraz go zauważyłem.

-Hankuuuś! - odwzajemniłem jego przywitanie i przytulił się na dzień dobry do mnie. - Też się stęskniłem - powiedziałem z delikatnym uśmiechem.

-Wybacz, że prze trzymałem ci wóz - rzekł z zakłopotaniem i oddał mi kluczyki do auta.

-Nie szkodzi Hank wiem, że vecia jest bezpieczna przy tobie - odparłem, a na moich ustach dalej widniał uśmiech chociaż daleko było mi teraz do prawdziwego uśmiechu.

-A jak! Pojechałbym z tobą na patrol, ale umówiłem się już z ziemniakiem -powiedział, a na jego ustach widniał szczery radosny uśmiech.

-Jasne! Nie szkodzi Hank rozumiem to bardzo dobrze to miłego patrolu! - rzekłem i skierowałem się do mojej corvetty, która stała przy ścianie. Jak zwykle wyglądała zjawiskowo i prezentowała się nienagannie. Podszedłem powolnym krokiem do auta i otworzyłem je. -Cześć veciu tęskniłaś? Dziś samotny patrol, tylko ty i ja. Przynajmniej ty możesz poczuć jak się czuje, bo inni nie zrozumieliby tego - odpaliłem moją czarną bestie i wyjechałem z komendy. Nie miałem ochoty na patrol w mieście dlatego skierowałem się na obrzeża, by móc spokojnie przemyśleć wszystko.

#Siemka Monte jak mija dzień? #

Widząc wiadomość od pastora zatrzymałem się na poboczu, włączając awaryjne światła i zastanawiałem się co mu odpisać.

#Hej jest okej, ale mam dość tego już dnia #

Nie musiałem długo czekać na odpowiedź.

#Co się stało? #

#Nic takiego #

Nie potrafiłem się przełamać gdyby dowiedział się o mojej przeszłości byłby zagrożony albo zaprzestał by ze mną znajomości. Nagle telefon zaczął mi dzwonić i westchnąłem ciężko patrząc się na wyświetlacz nie wiedząc czy odebrać czy odrzucić. W końcu wcisknąłem zielony przycisk słuchawki i przyłożyłem telefon do ucha opierając głowę o zagłówek fotela.

-Mów co się dzieje Monte!

-Nic takiego - odpowiedziałem zmarnowanym głosem chociaż próbowałem go zmienić na radosny, ale nie potrafiłem.

-Słyszę, że coś nie tak! Czy to przez to iż przyszedłem do ciebie do pracy z rana?

-Nie pastorku nie o to chodzi - odparłem i przymknąłem powieki.

-To mów o co chodzi!

-Nawet jakbym chciał nie mogę. Nie potrafię tego powiedzieć to nie jest czas na to.

-To kiedy będzie czas?

-Nie wiem - westchnąłem.

-Dobrze skoro tak to będę czekać na to, ale teraz powiedz mi dlaczego brzmisz jak smutny piesek?

-Dużo się wydarzyło dziś i... - nie wiedziałem czy dobrze robię chcąc mu o tym powiedzieć.

-Iiiii? - jednak Erwin chciał wiedzieć co się stało. Martwił się, a reszta zakonu pewnie też podczas gdy policja miała wyjebane.

-Kazano mi wybrać - wydusiłem z siebie ledwo te trzy słowa.

-Nie pierdol, że kazali ci wybierać między nami, a nimi? - jednak moja cisza na jego słowa chyba uświadomiła go, iż nie żartuje. - A więc co odpowiedziałeś?

-Że nie chce wybierać - mruknąłem.

-Nie odpuścili?

-Janek stwierdził iż na razie przymykają na to oko, ale w końcu kiedyś to się skończy i będę musiał wybrać - z każdym słowem mój głos był co raz ciszy i delikatnie się podłamywał.

-Nie wybrał byś niczego?

-Problemem jest to, że zależy mi na pracy, ale i zależy mi na was. Rozdzielam pracę od życia, a jednak jestem jebany z tego! Bo najlepiej zwalić winę na osobę, która zadaje się ze zbirami niż osądzić winną osobę!! - wybuchłem nie mogąc tego wytrzymać już psychicznie. Męczyło mnie to, iż byłem winny gdy nie byłem tak naprawdę niczemu winny. Niesprawiedliwość tej jednostki mnie dobijała i zniechęcała do działania. Erwin coś mówił jednak nie potrafiłem skupić ja jego słowach gdyż bałem się, iż to może kolejne manipulacje. W końcu wszyscy mną manipulują od lat i to od najmłodszych gdyż musiałem robić wszystko co kazano mi i nigdy nie mogłem zadecydować o czymś sam. Dlatego uciekłem z domu od tego co znałem i kochałem, by uciec od obowiązku, który nie był dla mnie. Uciekłem przez strach przez to iż nie podołam zadaniom, bo jestem tak naprawdę miękki w środku. Mam za bardzo gołębie serce i to przesądziło o mej ewakuacji z miasta z wojskiem. Myślałem iż tam będę mógł być lepszym człowiekiem i przydać się, ale spotkało mnie tam tylko ból i śmierć na wojnie. To było jedno moje i ostatnie przeżycie gdzie byłem zmuszony patrzeć na czyjeś cierpienie. Wtedy powstał Grzesiu terminator przestałem martwić się o swoje życie i to co ze mną się stanie. Odrzuciłem emocje wtedy całkowicie, bo pierwszym momentem było moje porwanie gdy byłem jeszcze gówniarzem i miałem może z szesnaście może siedemnaście lat wtedy wy rzekłem się emocji gdyż były problemem.

-MONTE DO KURWY SŁUCHASZ MNIE?! - wydarł się Erwin przez to wróciłem na ziemię.

-Co się stało? - zapytałem nie rozumiejąc dlaczego tak krzyczy.

-Mówię do ciebie imbecylu od pięciu minut i nie odpowiadasz!

-Przepraszam - spuściłem wzrok delikatnie skruszony gdyż Erwin nie lubił gdy się go olewało.

-Gdzie jesteś?

-Po co ci to?

-Podjadę po ciebie, bo słuchać po tobie, że jest nie dobrze.

-Nie trzeba Erwin mieliśmy tydzień się nie widzieć i niech tak będzie - oznajmiłem twardo, bo nie po to umawialiśmy to aby teraz przez to, iż źle się czuje wszystko rzucać od tak. - Wszystko ze mną dobrze wybacz, ale teraz muszę wrócić do pracy - nie dając mu dojść do słowa przerwałem połączenie.

Co skrywa Montanha?
Co jest prawdą, a co kłamstwem?

2058 słów

Z związku iż dziś zaczyna się post stwierdziłam, że najlepszym postem będzie brak wystawiania rozdziałów przez najbliższe 40 dni! 😇😈

Miłego dnia właśnie taaak!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro