Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czy pomożesz mi?

Woooo już 30 rozdział! Jak to szybko minęło!
Jak dotąd oceniacie fabułkę?
Miłego dzionka!

Perspektywa Erwina

Obudziłem się w szpitalu na łóżku szpitalnym, a biel otaczających mnie ścian była nieznośna. Chwilę mi zajęło aż ogarnąłem w głowie po kolei co się wydarzyło, a gdy wspomnienia wróciły zaklnąłem soczyście.

-Proszę się uspokoić panie Knuckels - usłyszałem kobiecy głos i zobaczyłem nie znaną mi medyk obok mnie, która musiała się zająć mną - Knuckels jest gotowy do przesyłki panie Montanha - usłyszawszy to co mówi i o kim mówi popatrzyłem w bok, a dobrze zbudowany mężczyzna, stał do mnie plecami tak żebym nie mógł go w pełni i dokładnie zobaczyć.

-Co z drugim? - jego głos był jakiś dziwny jakby nieobecny.

-Też opatrzony i zdolny do chodzenia tylko obtarł sobie trochę ciała.

-Rozumiem zaraz ich przewieziemy na komisariat tylko czekam na towarzysza - odpowiedział, a kobieta co zauważyłem uśmiechnęła się do niego zalotnie i zniknęła za drzwiami. Nie powiem, ale zdenerwowała mnie pusta lala i nie rozumiałem szczerze swojej złości. Podniosłem się do siadu i w sumie chciałem wstać, ale powstrzymała mnie od tego dłoń Monte.

-Montee - uśmiechnąłem się niewinnie do niego mając nadzieję, że będzie ze mną rozmawiać i w końcu po tym długim czasie szczerze porozmawiamy, ale widząc jego obojętną minę, westchnąłem cicho i spuściłem głowę w dół. Nie spodziewałem się jednak, że weźmie moją dłoń w swoją i mimo iż zakuwał mnie w kajdanki to jego kciuk delikatnie głaskał moją zewnętrzną część dłoni. Miał strasznie przyjemnie ciepłą dłoń pomimo iż była delikatnie szorstka. Spojrzałem na jego twarz, a nasze oczy spotkały się ze sobą w owej chwili. Jego czekoladowe tęczówki patrzyły na mnie, były tak bardzo przyjemne i teraz w nich nie zauważyłem tej wrogości, którą widzę na co dzień względem siebie. Otaczający mnie świat nagle przestał dla mnie istnieć, liczyło się tylko tu i teraz. On i ja oraz to, że nie ma tej wrogości między nami, która powstała przeze mnie. Widziałem po nim, że ten sam stan wpadł jak i ja. Wpatrzeni nawzajem w swoje oczy tak inne, ale wyjątkowe. Ktoś wszedł nagle do sali i ten czar między nami który powstał prysł niczym bańka mydlana. Monte nagle oprzytomniał i zakuł moją drugą dłoń odwracając swoje brązowe tęczówki ode mnie.

-Zakuci są? - jak się okazało pytanie zadał Capela.

-Zakuci - odrzekł odsuwając się ode mnie jak najszybciej i podszedł do mojego wspólnika. Pomógł mu wstać z łóżka szpitalnego i zaczął wyprowadzać z sali - Ja zajmę się nim, twój jest pastor.

-Coś zrobił, że Montanha nagle przestał z tobą gadać? - spytał i niespodziewałem się tego pytania z jego strony, ale widziałem jak jest ciekawy tego i pokazał mi abym wyszedł z sali co oczywiście zrobiłem bez narzekania.

-Za dużo aby o tym rozmawiać - zaśmiałem się chcąc ominąć temat Grzesia i po chwili wsiadłem na tył samochodu policyjnego.

-Ja chce w sumie wiedzieć, bo bez ciebie ciągle jest w pracy na służbie - rzekł mężczyzna w moim kierunku - 01 status 7 na komendę - powiedział na radiu i spojrzał w lusterko na mni.

-Cóż może się pokłóciliśmy - odparłem starając się nie patrzeć na niego.

-To lepiej abyście się pogodzili, bo źle to oddziałuje na was.

-Nas? - spytałem podnosząc brew w górę, bo zadziwał mnie coraz bardziej.

-Widziałem co się działo na szpitalu! Morwin! - rzekł i zaśmiał się z mojej miny, bo nie rozumiałem co właśnie to mnie w tym momencie mówi.

-Co oznacza Morwin?

-Nie chcesz chyba wiedzieć, bo nie chce wam przeszkadzać - powiedział aż zaczęło mnie to bardzo interesować.

-W czym przeszkadzać?

-Dowiesz się w czasie... Znasz swoje prawa czy mam ci je przedstawić?

-Nie potrzebuje znam prawa i je będę chciał wykorzystać - odrzekłem na pytanie policjanta - co z moim autem?

-Zostało odholowane - odparł policjant i nawet nie wiem kiedy pojechaliśmy na tył komendy.

-Pomagam wysiąść - rzekł Capela i przy jego pseudo pomocy wysiadłem z radiowozu. Skierowaliśmy się do drzwi aby wejść od tyłu do komendy gdzie znajdowały się cele. Przeszliśmy przez pierwsze drzwi potem drugie, a potem przez kraty do cel. W celach już był on z moim kolegą i zajmował się jego wyrokiem - do jedynki zapraszam - poinformował mnie, a ja grzecznie wszedłem do celi i poszedłem do samej ściany.

-Dobrze, 01 Dante Capela - przedstawił się ponownie mimo iż znałem go, a on tak naprawdę mnie - pistolet rekwiruje, linę też i wytrych oraz telefon - powiedział zabierając te wszystkie rzeczy ode mnie - nie ruszaj się, bo każdy ruch wezmę za atak na funkcjonariusza i będę zmuszony użyć teizera.

-Spokojnie nie mam zamiaru się ruszać - odparłem cicho.

-Dobrze, możesz podejść do krat. Poproszę o twój dowodzik.

-Proszę bardzo - podałem mu dowód osobisty i uśmiechnąłem się do niego pewny siebie, a on to od razu zauważył oraz zmrużył powieki.

-Coś jesteś za spokojny - mruknął cicho uważnie mnie obserwując.

-Bo mam Capela asa w rękawie - odrzekłem spokojnie opierając się o kraty.

-Dobrze masz posiadanie broni palnej ucieczka i napad na bank. Wychodzi łącznie 20 miesięcy i 3 tysiące - przedstawił mi za co mogę iść siedzieć w więzieniu i przede wszystkim na ile.

-Chcę adwokata - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się bardziej ujawniając swego asa z rękawa.

-Nie ma dostępnych adwokatów o tej godzinie - odparł kontr atakując na mój atak.

-To poczekam aż będzie jakiś - odparłem z uśmiechem, który nie chciał zejść mi z ust.

-Nie możesz tu zostać!

-A to dlaczego? Nie ma nikogo kto weźmie mnie spod więzienia jak wyjdę. Nie mam samochodu, bo jest na odholowniku, bo mi go odholowaliście - Capela chciał coś wtrącić, ale nie pozwoliłem mu nawet dojść do słowa - więc raczej nikt po mnie nie przyjedzie abym dostał się do domu. Pieniędzy też nie posiadam oprócz dokumentów. Telefonu też nie mam więc nawet nie zadzwonię po taksówkę!

-Dobra dość - westchnął Capela. - To co ja mam w takim razie z tobą zrobić?

-Wypuścić mnie! - powiedziałem najbardziej oczywistą rzecz jaka wpadła mi do głowy.

-Nie ma mowy - odparł i spojrzał w bok - Grzesiu co ja mam z nim zrobić? - zapytał się mężczyzny, którego nie widziałem, bo zapewne specjalnie tak się ustawił, że z tej perspektywy nie byłem w stanie na niego spojrzeć.

-Nie słuchałem, o co chodzi? - spytał tym swoim basowym głosem.

-Pan Knuckels chce zostać tutaj gdyż nie ma dostępnego adwokata, a on nie ma jak wrócić do miasta. Nie powinien tutaj zostawać w celi - streścił Capela, a ja oparłem się bardziej o kraty aby zobaczyć na Monte.

-Ile mu grozi? - zapytał i spojrzał na mnie kątem oka co od razu wychwyciłem.

-20 miesięcy i 3 tysiące - odpowiedział na pytanie Dante i spojrzał ponownie na swojego towarzysza.

-Skoro nie ma adwokatów ani nie ma jak wrócić z więzienia to w sumie i tak całą noc spędziłby w więzieniu.  Skoro jednak chce to weź mu daj karę pieniężną, ale niech zostanie tu na noc - powiedział aż mnie zdziwiło to co wymyślił, bo myślałem, że wygrałem sobie wolność, a utknąłem tu.

-Jak mam to niby zrobić? - spytał i spojrzał to na mnie to na Grzesia zmieszanym wzrokiem.

-Po prostu weź wystaw mu kaucję, ale niech zostanie - rzekł spokojnym tonem - jednak to twoja decyzja jak zrobisz - dopowiedział i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie z Capelą sam na sam.

-To co z tym wyjściem wolno? - zaśmiałem się nerwowo, bo nie chciałem tu zostawać.

-Dostajesz kaucję jednak zostajesz tutaj aby odsiedzieć, jutro dostaniesz swoje rzeczy z powrotem - oznajmił, a ja westchnąłem ciężko - zgadzasz się?

-Raczej nie mam wyboru - odparłem wzdychając ciężko - gdzie podpisać?

-Tutaj walnij paragraf, a dostaniesz kaucję i zostaniesz na celach

-Dobrze, a dostanę coś do okrycia i jedzenia? - spytałem, ale nie dostałem odpowiedzi od mężczyzny gdy tylko podpisałem poszedł w stronę wyjścia z cel. Usiadłem na koi więziennej i oparłem się o ceglaną, zimną, więzienną ścianę. Nie wiedziałem nawet co mogę robić ze swoim czasem i tym co tu mogę zrobić. Nie jadłem trochę czasu, ale starałem olać się to iż brzuch mi burczał i sygnalizował o moim głodzie. Westchnąłem ciężko patrząc się w ścianę i starałem nie myśleć o jedzeniu. Nawet nie miałem jak się tu położyć, bo było zimno po prostu na metalowej koi. Nie wiedząc ile czasu minęło, ale ktoś wszedł do pomieszczenia, burząc mój spokój. Zerknąłem ciekawy na szarowłosego szefa policji, który w dłoni trzymał koc i opakowanie z Burgershota.

-Ciesz się, że jedna osoba myśli o tobie i załatwił dla ciebie to wszystko - oznajmił otwierając cele kluczem - zostań na miejscu - dodał powili wchodząc do mnie za kraty i podał mi cieplutki kocyk oraz jeszcze ciepłe jedzenie.

-Montanha? - spytałem niedowierzając gdyż sądziłem, że mnie nienawidzi, a tu nagle załatwia mi wszystko abym mógł przetrwać tą noc w więziennej celi. 

-Tak - odpowiedział i wyszedł z celi zamykając ją za sobą bym na pewno nie uciekł - na pewno nie chcesz powiedzieć o co poszło, że Grzesiu jest tak zdystansowany do ciebie, a wcześniej tak nie było?

-Jak już mówiłem po prostu jest to za ciężka sprawa aby o tym rozmawiać - powiedziałem omijająco temat i położyłem jedzenie obok rozkładając koc, który pachniał jego perfumami. Ten również był miły i ciepły jak pierwszy koc, który mu zajebałem, ale ten koc był czarny niczym bezkresne niebo nocą.

-Jednak sądzę abyście spróbowali  się dogadać ze sobą, bo jak dalej tak będzie to Grzesiu się przepracuje.

-Staram się, ale nie idzie mi to - powiedziałem opatulony w koc, który pozwalał na ogrzanie się mojemu ciału.

-Capela potrzebny jesteś - usłyszałem z radia policjanta i nie wiem czy cieszyłem się, że nam przerwano czy smuciłem.

-10-2 już idę - słyszałem jak odpowiada - bądź grzeczny, a jutro z rana cię wypuścimy - oznajmił i zostawił mnie samemu sobie. Wziąłem opakowanie z Burgershota, a w środku były dwa hamburgery, frytki oraz czekoladowy shake. Wszystko co w sumie lubiłem jadąc w tym lokalu.

-Oj Grzesiu co my robimy ze sobą? - wyszeptałem cicho do samego siebie i wziąłem się za jedzenie.

Perspektywa Montanhy

Jak wysłałem gościa do więzienia to Capela nadal rozmawiał z Pastorem, co w sumie wykorzystałem aby podsłuchać ich rozmowę, jednak gdzieś w połowie zatraciłem się w swoich myślach. Gdy Capela spytał się co ma zrobić z Erwinem w sumie odpowiedziałem to co myślałem, chociaż to Dante zadecyduje najlepszą opcje dla niego. Wyszedłem z cel i poczekałem na 01 przy wyjściu. Nie musiałem w sumie długo czekać, bo po chwili wyszedł owy mężczyzna.

-I co zrobiłeś? - spytałem patrząc się na niego.

-Może w końcu byś przyznał się, że martwisz się o niego, a nie ta obojętność! - westchnął Capela i ruszył do głównego członu komendy kierując się zapewne do biura.

-Jest mi obojętny - odparłem kierując się dosłownie za nim.

-Przez tą śpiączkę zmieniła się mocno relacja twoja z Erwinem, dlaczego?

-Nie ważne - powiedziałem szybko może za szybko i odwróciłem wzrok w bok.

-Ważne, bo najwięcej czasu przesiedział z tobą w szpitalu właśnie Erwin, cały czas martwiąc się o ciebie - powiedział i spowodowały te słowa szok, bo to było coś nowego gdyż nie słyszałem w ogóle o tym. Myślałem, że porzucili mnie od tak po tym jak wyciągnęli ze mnie to co chcieli, a okazuje się iż Erwin siedział przy mnie.

-Naprawdę? - spytałem niedowierzając i potrzebowałem potwierdzenia ze strony Dante.

-Tak w końcu to on cię najbardziej pilnował ze wszystkich gdy my byliśmy zajęci - odparł z uśmiechem na ustach i nie brzmiał jakby kłamał - był najbardziej zmartwiony i chyba też mało jadł czy pił martwiąc się o ciebie.

-Nie wiedziałem - poczułem jak w serduszku robi mi się cieplej i delikatny uśmiech wszedł na moje usta.

-To teraz już wiesz.

-Załatwię mu koc i jedzenie, a ty mu zniesiesz? - zapytałem z nadzieją, że się zgodzi na ten układ.

-Dlaczego nie możesz ty tego zrobić?

-Muszę coś przemyśleć - odrzekłem i podrapałem się po karku delikatnie skruszony swoim zachowaniem wobec Erwina.

-Dobra zaniosę - odpowiedział i wszedł do biura natomiast ja skierowałem się do samochodu, który był z tyłu komendy. W ciągu pół godziny załatwiłem jedzenie dla Erwina informując też Sana iż jest on na komendzie i odsiaduje wyrok więc gdzieś rano będzie dobrze jak podjedzie pod niego. Na co on po prostu powiedział mi abym mu napisał kiedy będzie wypuszczony, a on podjedzie pod niego. Więc załatwiłem jedzonko, a tak to wstąpiłem do domu po koc, który znalazłem ostatnim razem po tym jak Erwin mi mój szary zajebał dla siebie. Miałem nadzieję, że ten chociaż do mnie wróci. W ten sposób na nowo wróciłem na komendę z ekwipunkiem dla Pastorka. Oczywiście Capela zaniósł mu potrzebne rzeczy, a ja ruszyłem do zbrojowni po amunicję do broni oraz kamizelkę kuloodporną. Na noc wolałem bardziej się uzbroić poza tym przezorny zawsze ubezpieczony, a te miasto takie bezpieczne nie było.

-01 do 02 i 03 - usłyszałem na radiu komunikat i zastanawiałem się co może chodzić Dante.

-03 zgłasza.

-02 również - dołączyłem.

-Jesteście na komendzie?

-10-4 - odparłem do radia.

-10-3, ale Janeczek zaraz może być! - oznajmił tym swoim standardowym miłym głośnikiem.

-To do biura! - powiedział Capela.
Więc zamiast na patrol ruszyłem do biura zastanawiając się o co tym razem chodzi. Wszedłem bez pukania i usiadłem na kanapie zaś Capela siedział za biurkiem.

-O co chodzi? - spytałem na wstępie od razu ciekawy.

-Zaraz jak Janek przyjedzie - odpowiedział mi i jedynie uśmiechnął się do mnie delikatnie jeśli można tak nazwać delikatnie uniesione kąciki ust.

-Dobra - odparłem, a pod pięciu minutach przyszedł w końcu Janek.

-O co chodzi Capela?

-Nasz wniosek jak wiesz został rozpatrzony i prawdopodobnie jutro będziemy mieć auta - powiedział, a Janek jak to Janek zaczął się cieszyć. Natomiast ja widziałem tylko to, że mają być auta, ale jakie i co to za auta nie mam bladego pojęcia. Nie sądziłem, że chłopacy mi powiedzą co to za auta więc się nie odzywałem w kwestii marki.

-To dobrze, że komisarz zdecydował się dać nowe auta do jednostki - rzekłem i po prostu wstałem z kanapy - znikam na patrol - dodałem nie czekając na pozwolenie i skierowałem się do drzwi.

-Nie chcesz wiedzieć co to za auta? - padło pytanie.

-Nie Janek, nie mam jakoś ochoty znać marki aut. To co będzie to będzie i tyle - oznajmiłem wychodząc z biura. Musiałem iść na przód komendy gdzie zostawiłem radiowóz. Noc była już późna, ale nie tak bardzo aby iść spać. Postanowiłem, że skończę służbę o pierwszej nad ranem skoro jutro mają być wprowadzone nowe samochody więc zapewne gdzieś popołudniu będzie ich reprezentowanie. Natomiast rano czeka mnie poinformowanie Sana o tym, że Knuckels kończy swoją odsiadkę na celach - 03 status 5 - poinformowałem na radiu i zacząłem kolejny samotny patrol po mieście.

-Erwin i co ja mam z tobą zrobić? Wybaczyć mi jest najtrudniej, ale żyć bez rozmowy z tobą jest jeszcze trudniejsze niż myślałem - westchnąłem ciężko i przetarłem dłonią twarz - wybaczyć ci czy nie?

Czy Erwin odwali coś głupiego?
Czy Capela dowie się co pokłóciło chłopaków?

2376 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro