Czy mi wybaczy?
Jak tam kto ma ferie kto ma zdalne?
Ja siedzę na zdalnych xD
M
iłego dzionka!
Wstałem zgodnie z budzikiem, który nastawiłem na wczesną porę i westchnąłem ciężko gdyż trudno było mi zasnąć tej nocy. Ponieważ w głowie miałem tyle chaotycznych myśli, że nie potrafiłem ich wszystkich uspokoić czy się pozbyć. Trochę nie wyspany, ruszyłem ociężałym krokiem do łazienki aby odświeżyć się pod chłodną bądź ciepłą wodą to w sumie będzie zależeć od mojego humoru, którego nie potrafiłem też określić. Ściągnąłem bokserki z siebie i wpakowałem się pod prysznic puszczając losową wodę, ale dziś trafiło na ciepłą, a moje ciało natychmiast rozluźniło się pod wpływem ciepła. Namydliłem całe swoje ciało żelem pod prysznic i z zamkniętymi oczami myłem się pod gorącą wodą. Nie spieszyłem się zbytnio, bo miałem trochę czasu przed zaczęciem służby. Kiedy woda zmieniła się na chłodną stwierdziłem, że już lepiej będzie wyjść i ogarnąć się do końca. Wyszedłem spod prysznica zakręcając kurek z wodą i sięgnąłem po wiszący czarny ręcznik z wieszaka w który zacząłem się wycierać. Wycierać bardzo dokładnie po każdej części mego ciała aby być suchym jak nitka. Gdyż na zewnątrz było za zimno aby chodzić z mokrymi włosami, a nie widziało mi się być chorym. Spojrzałem się w lustro i skrzywiłem się na widok blizn, które szpeciły moje ciało, jednakże im dłużej im się przyglądałem to wydawały się być naturalną częścią mnie.
Jakby było pisane żeby one zdobiły moją skórę. W sumie miałem ten sam problem z pierwszą blizną, której nienawidziłem, ale z biegiem czasu pogodziłem się z tym, że ona po prostu będzie i magicznie nie zniknie. Nie zmienia jednak to faktu, iż te blizny zrobiły osoby, którym ufałem wiedząc, że są po tej drugiej stronie medalu. W sumie nie wszyscy, ale kilka osób nadaję się na gangsterkę i ma potencjalne umiejętności do tego. Ubrałem się w jakieś spodnie i białą koszulę aby mieć ją od razu pod mundurem. Na to zarzuciłem skórzaną kurtkę i nie jedząc nawet śniadania, ruszyłem do drzwi aby ubrać swoje trapery na nogi i wyruszyć piechotą na komendę. W ostatniej chwili przypomniałem sobie o pistolecie i telefonie po które się musiałem cofnąć. Kaburę przypiąłem do biodra, a telefon nie chowałem do kieszeni. Zakluczyłem drzwi od mieszkania i schowałem klucze do kieszeni w kurtce. Wybrałem od razu numer telefonu do Sana i zacząłem dzwonić aby poinformować go o tym iż idę na służbę co wiąże się z wypuszczeniem pewnego pana.
-Halo - odezwał się z drugiej strony słuchawki San.
-Cześć San właśnie idę do pracy - poinformowałem go na spokojnie idąc chodnikiem w kierunku komendy.
-Ja zaraz będę kończyć zmianę - oznajmił mi spokojnym tonem głosu - to co mam wpaść po Erwina?
-Przydałoby się, bo nie będzie miał jak do domu się dostać - odrzekłem na jego pytanie.
-A ty nie dasz rady?
-Dziś jakieś ważne spotkanie mamy w policji i chyba podjeżdżamy do innej komendy - odparłem - więc nie za bardzo, bo jako 03 muszę pilnować wszystkich na służbie..
-Jasne rozumiem to będę za dziesięć może piętnaście minutek pod komendą - powiedział bym się spodziewał go za około tyle minut.
-Jasne rozumiem to do usłyszenia - rozłączyłem się idąc przez pasy. Nawet nie patrzyłem czy idę na zielonym czy czerwonym, bo po drugiej stronie był mój drugi dom tak zwany komendą. W planach miałem najpierw ubrać się w mundur następnie sprawdzić czy Knuckels się obudził i wyprowadzić go z komendy do Sana, który będzie na niego czekać w samochodzie. Bez problemu wszedłem przez frontowe drzwi komendy i przeszedłem przez kolejne po prawej stronie aby być jak najszybciej szatni żeby przyodziać swój policyjny mundur w którym czuję się najlepiej. Gdy znalazłem się przy swojej szafce od razu wyciągnąłem wszystko z niej i ubrałem się w mundur policjanta. Radio włączyłem na odpowiednim kanale i przypiąłem je tak aby było wygodnie nim się posługiwać. Rondel jak zwykle zostawiłem w szafce nie korzystając z niego w ogóle chyba, że chodzi o jakieś ważne momenty policyjne i trzeba być odświętnie to wtedy muszę go mieć na sobie.
-03 status 1 dzień dobry wszystkim - powiedziałem na radiu i odsunąłem twarz od radia wyłączając przycisk, który zawsze trzeba było niestety wcisnąć aby nadać komunikat. Kilka osób jak zwykle odpowiedziało na moje przywitanie, a reszta miała gdzieś bądź była na innym radiu. Swoje rzeczy, które zostały ułożyłem w kostkę i włożyłem do szafki zamykając ją dobrze. Podszedłem do lustra aby przejrzeć się czy wszystko dobrze i w porządku wygląda na moim ciele. Upewniwszy się, że wszystko jest dobrze i nie muszę niczego poprawiać chciałem wyjść z szatni, ale oberwałem nimi w twarz.
-Ała - mruknąłem odsuwając się od niebezpiecznych drzwi, które jak na złość otwierały się w każdą stronę.
-Najmocniej przepraszam Montanha! - usłyszałem głos Capeli.
-Nic się nie stało Dante - odparłem i pomasowałem się po głowie.
-Na pewno?
-Tak to nie bolało aż tak bardzo - odrzekłem zerkając na mężczyznę, który był ubrany w cywilne ciuchy - dopiero wchodzisz na służbę?
-Tak poszedłem spać o 2 - odpowiedział na moje pytanie i stanął przy swojej szafce, która była podpisana jako 01 - a ty co tak wcześnie?
-Pastora trzeba wypuścić w końcu z celi - stwierdziłem i uśmiechnąłem się do niego życzliwie, bo aktualnie to on nie spał za wiele.
-To między wami wszystko w porządku? - spytał jakby z nadzieją w głosie, a w jego oczach widziałem płonące ogniki nadziei.
-Nie - jego entuzjazm nagle opadł - i nie wiem czy będzie.
-Powiecie mi w końcu o co poszło wam do cholery czy będziecie zgrywać idiotów?
-Niech się ci pochwali Erwin - odparłem chłodno, przewracając oczami i po prostu wychodząc z szatni zostawiając samego zakłopotanego Capelę. Od razu skierowałem się do cel aby zobaczyć czy pewien mężczyzna już nie śpi i jest gotowy do opuszczenia więziennych krat. Ponieważ przyznam iż powoli wskazówki zegara pokazywały czas gdy San powinien być już pod komendą i czekać na Knuckelsa. Otworzyłem drzwi do pierwszych drzwi, a następnie krat i wszedłem do cel. W celi gdzie siedział wcześniej Erwin nadal się w niej znajdował więc nie kombinował tego aby stąd nawiać. Westchnąłem cicho i schowałem swoją dumę do kieszeni.
-Witam pana Pastorka - przywitałem się, ale mój głos nadal był mrożący krew w żyłach, w towarzystwie mężczyzny, który spojrzał na mnie opatulony w mój koc.
-Hej Monte - uśmiechnął się do mnie i cicho ziewnął - już ranek?
-Wychodzisz z więzienia - odparłem i otworzyłem mu cele, a on dość szybko opuścił ją, ale nadal miał na sobie mój koc.
-Dzięki - mruknął, a w jego bursztynowych oczach widziałem nadzieję na lepsze jutro i tajemniczą iskierkę, którą wychwyciłem, ale nie wiedziałem co sobą przedstawia.
-Oddawaj złodzieju koc - rzekłem od razu rozumując co tak naprawdę on już planuje zrobić.
-Jaki złodzieju! Dostałem kocyk więc i go biorę ze sobą! - zmierzyłem go wzrokiem od góry do dołu, a kiedy się nie spodziewał po prostu ściągnąłem czarny koc z niego. Na co oczywiście popatrzył na mnie urażony, a moje kąciki ust uniosły się samowolnie do góry.
-Mój koc - odparłem i złożyłem go w kostkę wychodząc z cel. Natomiast Erwin nie mając wyboru ruszył za mną, ale na jego ustach widział uśmiech przez to sam chciałem się uśmiechać, jednak powstrzymywałem to w sobie aby nie okazać więcej uczuć w obecności mężczyzny, który mnie zranił.
Perspektywa Erwina
Noc przespałem opatulony w cieplutki kocyk. Miałem nadzieję na to, że będę mógł go zajebać Monte przez to będzie musiał ze mną porozmawiać trochę dłużej niż kilka słów, którymi raczył mnie obdarować. Nie wiedziałem jednak, która jest godzina gdyż nie miałem dostępu do telefonu czy też zegara bądź nawet okna aby dowidzieć się czegoś odnośnie pory dnia. Siedziałem tak opatulony w kocyk aż ktoś przyszedł do cel w sumie nie zwróciłem uwagi na to, bo pewnie to nikt ważny, ale gdy usłyszałem ten jedyny basowy ton głosu aż spojrzałem w jego stronę niedowierzając, iż się do mnie samoistnie odezwał. Mimo jego głos nie był przyjemny, a wręcz lodowaty to jednak to był jakiś postęp aby nasza pojebana relacja wróciła. Pomimo tego, że chciałem zacząć od przeprosin to po prostu przywitałem się z nim. Kiedy powiedział, że mogę wyjść to w sumie nie chciało mi się tego zrobić, ale opuściłem więzienną cele. Spojrzałem na Monte z nadzieją i mając nadzieję, że nie zorientuje się iż chce zajebać mu koc. Jednak mnie rozgryzł aż byłem pod wrażeniem tego jak potrafi wyczuć emocje i mówię ciała. Przez to, że się rozkojarzyłem zawinął ze mnie kocyk na co cicho burknąłem, ale widząc go, samoistnie się uśmiechnąłem poraz pierwszy od jakiegoś czasu. Dałem sobie siana z kocem, bo w sumie już miałem jeden koc należący do niego to po co był mi potrzebny kolejny.
Podążałem za 03 do wyjścia z komendy tylko zastanawiało mnie dlaczego idziemy tą stroną, ale nie komentowałem tego, bo nie chciałem go bardziej denerwować. Wolałem zostawić tą ciszę, która była między nami, a była w końcu przyjemna niż spięta i pełna wrogich emocji. Z delikatnym uśmiechem wyszliśmy na recepcje gdzie stał odziwo San i Capela. Nie powiem zdziwiło mnie to iż on jest tutaj, a nie odpoczywa po nocnej zmianie, którą miał tej nocy.
-Jak dobrze cię widzieć Erwin. Otrzymałem twoje rzeczy więc oddam ci je w samochodzie! - stwierdził z uśmiechem w moją stronę - Hej Grzesiu.
-Cześć San jak praca? - Monte zwrócił się do mężczyzny, który z przyjemnością zaczął z nim rozmawiać aż wyszli z komendy idąc zapewne do auta Sana aby schować moje rzeczy. Natomiast ja zostałem sam na sam z Capelą w lobby i nie wiedziałem co ze sobą zrobić.
-Powiesz mi w końcu dlaczego Grzechu tak bardzo źle reaguje gdy ma z tobą rozmawiać? - rzekł Capela mając założone ramię o ramię na klatce piersiowej i patrząc się centralnie na mnie niezadowolonym wzrokiem.
-Dlaczego aż tak bardzo cię to interesuje? - burknąłem nie chcąc o tym rozmawiać.
-Bo chce abyście zaczęli zachowywać jak wcześniej, a nie jak zwierzęta, które mają się pozabijać - oparł nie odrywając wzroku z mojej osoby. Westchnąłem ciężko i spuściłem głowę w dół nie czując się pewnie z tym, że widzą to.
-Chcesz wiedzieć dlaczego jest taka widoczna nienawiść między nami? - spytałem cicho lecz bałem się konsekwencji.
-Tak chce wiedzieć.
-Więc to ja porwałem 01 - zaśmiałem się cicho patrząc się na buty, a mężczyznę aż zamurowało - to ja jestem winien jego ran, śpiączki i tej nienawiści!
-To wiele wyjaśnia. - rzekł również cicho jakby zastanawiał się co zrobić.
-Starałem się wielokrotnie z nim porozmawiać i przeprosić za swoje głupie zachowanie, ale nie dał mi szansy, bo wciąż ucieka. Nie daje mi ze sobą porozmawiać - westchnąłem ciężko i odważyłem się popatrzyć na mężczyznę, który patrzył na mnie z widocznym współczuciem.
-Dlatego unika ciebie i kilka osób z Zakonu - pokręcił głową na boki i podszedł do mnie. Położył rękę na moim ramieniu - jak bardzo zależy ci aby między wami było jak dawniej?
-Bardzo mi zależy, bo brakuje mi tego - odparłem naprawdę szczerze.
-Mam plan - oznajmił aż się zdziwiłem, że chce mi pomóc.
-Co to za plan? - zapytałem ciekawy co wymyślił mężczyzna.
-Dowiesz się przez telefon. Na wieczór przygotuj kilka osób, które chcesz przetestować itp - powiedział i puścił mi oczko - pobawimy się trochę. Wy i my, a ty będziesz miał okazję porozmawiać z Montanhą na osobności.
-Skąd masz pewność, że to co myślisz się uda?
-Nie będzie miał wyboru - odparł i poklepał mnie po plecach, a po chwili wyszliśmy z komendy. Na parkingu stał samochód Sana, a przy nim był owy mężczyzna oraz sam Grzesiu, który śmiał się z nim. Zastanawiało mnie dlaczego on ma tak dobre relacje z Monte skoro owy policjant miał odciąć się całkiem od mojej grupy. Chyba, że chciał odciąć się tylko ode mnie. Wraz w towarzystwie Capeli podszedłem do Sana, a on do Montanhy.
-To co wspólny patrolik? - spytał się Capela do Monte.
-Jasne czemu nie - odparł z uśmiechem na ustach.
-Dobra to my się zmywamy - powiedział San - pa Grzesiu, do widzenia panie Capela - dodał z uśmiechem.
-Pa - mruknąłem cicho.
-Do zobaczenia San - powiedział z uśmiechem, ale nie spodziewałem się tego - i Erwin.
-Pa Monte - uśmiechem się do niego i podszedłem powoli, a on zdziwił się na co bardziej powiększył mi się uśmiech, ale patrzył w moje oczy, a ja w jego. Korzystając z jego nieuwagi wyciągnąłem jego koc z rąk i zajebałem go, uciekając do auta - Paaaaa!
-Ty huju! Oddawaj koc!
-San jedź! - krzyknąłem śmiejąc się, a mężczyzna dał gaz do dechy odjeżdżając spod komendy.
-Czy ty zawsze musisz odwalić? - spytał śmiejąc się z mojego zachowania.
-Oczywiście, że tak poza tym to koc Monte to już drugi będę mieć - zaśmiałem się radośnie.
-Drugi?
-No pierwszy mam na zakonie - odparłem z uśmiechem.
-Dobra chcesz ogołocić go z kocy? - zapytał z dziwnym uśmiechem na ustach.
-Tak poza tym ma cholernie wygodne te koce i nie wiem skąd on je bierze - odpowiedziałem.
-Dlatego trzeba je kraść? - spytał z niedowierzaniem.
-Tak San!
-Coś dziś będziemy robić? - zmienił temat więc trzeba byłoby go wprowadzić w to co mam zamiar dziś robić.
-W sumie to tak tylko będę czekać na telefon od mego informatora - stwierdziłem wtulając się w koc.
-Mamy informatora? - zapytał niedowierzając i spojrzał na mnie spokojnie prowadząc samochód.
-Od dziś tak - odpowiedziałem i również popatrzyłem się na niego.
-Jedziemy do mnie prześpimy się, a później zajmiemy się twoim planem.
-Dobra mi pasuje - kiwnąłem głową zgadzając się na propozycje mężczyzny.
-I dobrze, bo nie chce mi się jeździć już - odrzekł i w sumie teraz zauważyłem jego zmęczenie.
-Jak minęła ci zmiana i skąd wiedziałeś, że siedzę?
-Nudno i w sumie to Grześ przyjechał oraz poinformował mnie, a ja przygotowałem dla ciebie jedzenie - odparł z delikatnym uśmiechem - chyba zauważyłeś, że dostałeś do jedzenia to co lubisz.
-Tak zauważyłem - odparłem - lecz niedowierzam, że Monte to zrobił.
-Jak widać zrobił i mnie zwerbował abym cię zgarnął spod komendy gdyż twoje auto jest na odholowniku. Pojedziemy po te auto w sumie jak prześpimy się tylko.
-Okej - mruknąłem zgadzając się na to co mówi.
-Pokaż ten koc - wyciągnął rękę po mój zajebany koc, ale podałem mu go.
Położył sobie na nogach i ręką przejechał po nim - ty serio miękki i ciepły jest już - stwierdził zdziwiony - ja też chcę taki!
-No to nie dziw się dlaczego mu zajebałem koc spod nosa skoro żaden koc nie jest tak zajebisty jak jego!
-Ciekawe czy ma więcej takich - powiedział San - bo z chęcią bym taki zgarnął w swoje posiadanie.
-No właśnie - odebrałem koc czyli już swoją własność, która należała do Monte.
Czy Monte odzyska swoją własność?
Co kombinuje Capela?
2336słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro