Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czego chcecie?

Dziś prawidłowy wlatuje rozdział!
Mam nadzieję, że będzie git!
Miłego czytania i miłego dzionka!

Perspektywa Montanhy

Służba przebiegała w miarę spokojnie i chociaż mało przyjemnie, ponieważ było kilka spraw przez które nie można było spokojnie przez chwilę odpocząć, a tym bardziej odpisać na wiadomości pewnemu złotookiemu mężczyźnie, który grzebał mi w moich ciuchach aby znaleźć coś dla siebie. Ja rozumiem, iż nie ma czasu aby kupić sobie jednak mógł się zapytać, lecz jak go zobaczyłem na zdjęciu aż przygryzłem wargę, ponieważ wyglądał hot w tej czerwonej, eleganckiej koszuli.

-A ty coś taki podjarany? - spytał Janek.

-Zdaje ci się - odparłem starając brzmieć jak najbardziej normalnie.

-Zostaw go Janek, pewnie romansuje z Pastorem! - Capela poruszył znacząco brwiami na co wy dostało się z moich ust ciche westchnięcie. -Nie mów nie! Widzę po twoich oczach!

-Muszę zainwestować w przeciwsłoneczne okulary - mruknąłem do siebie.

-To co w końcu z tym atakiem na All'oro? - spytał Dante.

-Mamy w sumie tylko zeznania rannego. Kamery nic nie uchwyciły, a brak krwi jest problemem do rozwiązania tego, iż ktoś próbował zranić mężczyznę.

-Zranić? - spytał Janek - To wyglądało jakby był zbyt nie celny strzał w serce!

-Raczej śmiem twierdzić, że to możliwość po rachunku - oparłem się bardziej na krześle patrząc na kartotekę z tą sprawą.

-Ale pan Panacleti jest czysty. Nie ma nic w jego kartotece na to aby go udupić o zorganizowaną grupę przestępczą - Janek starał się jakby bronić go w sumie może nie chciał widzieć w tym mężczyźnie mafiozy jednak ja widzę.

-Nie mówię, że oskarżam go o to! - westchnąłem gdyż ta rozmowa ciągnie się o wiele za długo. - Chce po prostu nakreślić to, że ta cała akcja ataku na restaurację All'oro wygląda jak zaplanowany po rachunek za coś co zrobili ludzie Panacleti! Przecież wszystkich nie da się upilnować! - już Pisicela chciał mi odgryźć kontratakiem jednak przerwał to Capela.

-Dobra dość chłopaki. Nie kłócicie mi się o to! Po prostu miejmy oko na pana Panacleti i czy na pewno nie brata się z czymś nielegalnym.

-Skoro tak to kto chciałby jego cierpienia? - zapytał brunet.

-W mieście mamy kilka gangów na różnych terenach w mieście - zacząłem mówić i wyciągnąłem mapę, którą zrobiłem niedawno. - W mieście można rozróżnić ich poprzez kolorystyczny ubiór. Mamy Ballasów w białym kolorze, Vagosów w barwach żółci, fioletowych niestety posiadam ich nazwy. - zacząłem pokazywać na mapie ośki danej grupy, które wychwyciłem na patrolach - niebieskich nie posiadam również nazwy, Bloods jako czerwonych, Phoenix pod kolorem pomarańczy oraz zielonych. Jest jeszcze kilka chyba gangów, ale nie ukazują się na mieście bądź nie byłem w stanie ich wychwycić.

-To dość dużo - wydusił z siebie Capela.

-Skąd masz tą wiedzę, bo nie sądzę abyś będąc tylko na mieście dowiedział się tak wiele.

-Masz troszkę racji w tym Janek, ale spokojna głowa sam dowiedziałem się o wszystkim po cywilnemu. - rzekłem spokojnie.

-Dobra mamy trochę więcej wiedzy o tutejszych gangach, ale myślisz, że to któryś z nich zaatakował? - spytał Capela przyglądając się mojej mapie.

-Nie wiem po rachunki to po rachunki - stwierdziłem - ale pan Spadino mógł pod paść komuś więc nie wykluczajmy najprostszych poszlak.

-Nic z tym nie zrobimy - oznajmił Janek - nie ma niczego na tych co zaatakowali więc nie możemy oskarżyć po kolei wszystkich.

-Przyznaje rację, ale Grzesiu też ją ma. Miejmy na oku All'oro może dowiemy się czegoś więcej - rzekł Capela - nie zatrzymuję was tu dłużej idźcie na przerwę pół godziną aby odpocząć i zjeść.

-Dobrze - kiwnąłem głową i wstałem z krzesła, kierując się do wyjścia z biura. Miałem w planach zjeść na burgershocie, bo jakoś nie przemawiała do mnie kuchnia z All'oro. Wyszedłem z komendy i odetchnąłem z ulgą, ponieważ w końcu skończyła się ta cała zabawa w kotka i myszkę w której chroniłem Erwina przed wpadką. Chociaż miałem przypuszczenia co do obydwóch restauracji to jednak wolałem jak na razie nie integrować w to zbytnio. Przywitałem się z moją kochaną vecią i ruszyłem przepisowo na burgershota. Droga minęła w sumie bardzo szybko jak na przejechanie takiego kawałka drogi. Zaparkowałem na krawężniku, ponieważ aut było sporo więc trochę się zdziwiłem jak na taką godzinę. Zamknąłem auto i wszedłem do restauracji, a za ladą stał chłopak, którego ostatnim razem widziałem jak byłem na zapleczu.

-Dzień dobry co podać? - spytał cicho.

-Witam - przywitałem się i spojrzałem na zestawy jakie są. Jednak straciłem na chwilę równowagę przez pewnego mężczyznę, który się na mnie rzucił od tyłu.

-Monte, a ty co tutaj o tej porze? - uśmiechnął się do mnie na co odwzajemniłem owy uśmiech.

-Przerwa pół godzinna - odpowiedziałem, a radio zaczęło nadawać - 03 status 2 na przerwę - poinformowałem i wyłączyłem w pizdu komunikator.

-A ta śniadaniowa?

-Nie była mi dana - powiedziałem i spojrzałem na niego od dołu do góry - no nareszcie ubrałeś się dobrze i to sam! - pochwaliłem go, a w jego oczach zauważyłem iskierki szczęścia.

-Miałem dobrego nauczyciela! - pokazał mi język.

-Grzesiu! - Carbo wyszedł za drzwi do kuchni i przeskoczył przez ladę, która dzieliła nas. Przytulił mnie po przyjacielsku i poklepał po plecach.

-Boję się spytać ile was tam za ladą - odparłem witając się z nim.

-Trochę! Chodź do nas na chwilę na zaplecze! - zaproponował, a ja spojrzałem na Pastora.

-Chodź co ci grozi! - zaśmiał się z mojej pytającej miny - Jesteś wśród swoich!

-Dobra niech będzie - w ten sposób zaciągnęli mnie do środka gdzie każdy się ze mną przywitał z uśmiechem na ustach.

-To mój młodszy brat! - przedstawił mi delikatnie przypominającego jego mniejszą i młodszą wersje.

-Dzień dobry jestem Ivo - przedstawił mi się dość niepewnie.

-Miło mi, jestem Gregory Montanha - przedstawiłem się wystawiając do niego rękę, a on niepewnie ją uścisknął.

-Monte jest naszym jakby policjantem, który nam pomaga jednak nie jest korumpem - powiedział Erwin.

-Mówiłeś, że nie wpadniesz - powiedział Dia.

-Nie wiedziałem czy w ogóle dziś wyjdę z biura - rzekłem drapiąc się po karku- myślę, że jak wam to powiem to raczej nie będzie sprzedawaniem informacji. - wziąłem głęboki oddech, ponieważ bałem się o posadzenie o korumpstwo, ale tym razem na prawdziwej podstawie - Mowa była dziś o ataku na All'oro. Brano wszystkie grupy pod uwagę i czy to nie był zamach na życie. Byliście wzięci pod uwagę przez 02 z powodu waszych ataków na banki, kasyna itp. Jednak trochę zamieszałem ich ilością grup przestępczych w naszym miejsce i będą uważniej obserwować All'oro oraz wszystkich pracowników. Mam nadzieję, że nie będziecie plątać się w następne strzelaniny z których was nie wy bronię.

-To naprawdę dobre wieści - odezwał się Kui - bardzo dziękuję ci Gregory za ochronę tej bandy dzieci.

-Nie tylko chroniłem zakon panie Kui, ale i pański lokal. - odparłem i zobaczyłem w jego oczach to co chciałem - Cóż dobrze, że wasza krew nie została zebrana przez kogoś innego, bo wtedy zostaliście osadzeni za próbę zabójstwa! - westchnąłem cicho - Nic więcej nie będę pomagać w tak mocnych dowodach aby je zniszczyć. Gdyby ktoś się o tym dowiedział to miałbym prostą lotę z policji.

-I tak dużo nam pomagasz - stwierdził Dorian - jak na psa jesteś nawet spoko kolesiem.

-Dzięki - uśmiechnąłem się.

-Jak to jest być policjantem? - spytał Ivo, więc na niego spojrzałem gdyż nikt nie spytał się mnie o taką rzecz.

-To dość ryzykowna praca w której musisz być świadom iż jak coś zrobisz źle możesz umrzeć - powiedziałem - jednak są tego plusy możesz dbać o ludzkie życie, rozwiązywać zagadki, prowadzić pościgi za niebezpiecznymi kryminalistami oraz uczestniczyć w strzelaninach. Mimo, iż jest to niebezpieczne to jednak taka jest praca policjanta aby służyć i chronić tych co sami się nie ochronią.

-Nawet kosztem własnego życia? - spytał, a w jego oczach widziałem jakby nutkę podziwu i strachu.

-Tak - odparłem przytakując.

-Najczęściej to ty trafiasz do szpitala - zaśmiał się Carbo, który wraz z Erwinem stali przy nas gdy reszta bawiła się dobrze pijąc coś i jedząc.

-Cóż taka moja rola - zaśmiałem się z nim.

-Dobra porywam go na chwilę! - stwierdził Erwin i pociągnął mnie za rękę do kuchni. Grzecznie więc poszedłem za nim, nie sprzeciwiając się jego woli. Z półki zgarnął dwa duże hamburgery i podał mi. -Jedz, bo ci przetrwaliśmy w zamawianiu! - chciałem już coś powiedzieć, ale uciszył mnie - Na kosz firmy pewne jesteś głodny skoro nie jadłeś nic od śniadania!

-Trochę - odparłem i rozpakowałem jedną kanapkę - a ty?

-Jadłem spaghetti! - uśmiech powiększył mu się na ustach - Chyba częściej będę wpadać na obiady - mrugnął do mnie na co się zaśmiałem.

-Jeśli będziesz chciał to z chęcią ci będę gotował - odparłem jedząc kanapkę. -Dobrze wyglądasz w tej koszuli.

-A dziękuję - odparł się o blat - to czyja jest ta koszula?

-Moja.

-Taka mała?

-Nie aż taka mała skoro pływasz w niej - odrzekłem - miałem ją od osiemnastego roku życia, ale wyrosłem z niej.

-To ty jako młodzik już miałeś takie bice?

-Nie powiedziałbym, że to bice - mruknąłem kończąc jednego hamburgera i biorąc się za drugiego.

-Jak dla mnie jest - powiedział i przyglądał się mi - jakieś plany po służbie?

-Raczej zerowe - odparłem - o której miej więcej mam się ciebie spodziewać w mieszkaniu?

-Na pewno nie będę dużo pić więc może 22 do 23!

-A to dlatego nie chciałeś przyjąć mojej propozycji! - nagle w pomieszczeniu znalazł się Dia - Smacznego Grzesiu!

-Dzięki - mruknąłem.

-Może - odparł Erwin drapiąc się po szyi.

-Carbo odmówiłeś okej tu rozumiałem, bo brat, ale jak odmówiłeś mi to tego nie zrozumiałem - mówił wzburzony, ale po chwili na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.- Jednak już rozumiem! To jak się mieszka ci z Erwinem, Grzesiu?

-A jak mi się ma mieszkać? - spytałem niezbyt rozumiejąc jego myślenie.

-No to w końcu Erwin jego ADHD itp?

-A dość spokojnie - odparłem na co się mocno zdziwił.

-Spokojnie? - do pytał na co kiwnąłem mu potwierdzająco głową gdyż jadłem hamburgera - Ty go jakoś tresujesz czy co, bo on zwyczajnie nie potrafi usiedzieć w miejscu przez chwilę, a ty twierdzisz, że spokojnie!

-Nikt nikogo nie tresuje! - oburzył się pastorek w sumie sam byłem delikatnie mówiąc zdezorientowany w tym wszystkim.

-Nie wiem co sobie wyobrażasz Dia - odezwałem się - jednak jesteśmy tylko przyjaciółmi.

-Jeszcze! - prychnął i odwrócił się do nas plecami - Zobaczymy jak coś do czegoś dojdzie! - zostawił nas samych w kuchni. Spojrzałem w złote oczy i przez chwilę staliśmy bez poruszania się aż w końcu wybuchliśmy śmiechem.

-Uwielbiam go, ale czasami ponosi go fantazja - stwierdziłem gdy w miarę się uspokoiliśmy.

-To cały Dia - odparł i nasze oczy na nowo się spotkały. Muszę przyznać iż uwielbiam patrzeć w jego niepowtarzalne oczka, ponieważ zawsze znajdę w nich jakąś ciekawą emocję. Zerknąłem na jego, a raczej moją koszulę i podszedłem do niego tak, iż dzielił nas jeden krok. Jego oczy wyrażały zdziwienie i ciekawość gdyż nie potrafiłem przerwać się patrzeć w jego bursztynowe ślepia. Jednak złapałem za kołnierz w koszuli i zacząłem mu go poprawnie poprawiać, gdyż delikatnie się wykrzywił.

-Dobrze wyglądasz w tej koszuli - stwierdziłem uśmiechając się do niego.

-A dziękuję - odparł również mając na swoich ustach uśmiech. Chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale wyrwał mnie z tej chwili telefon na który przyszła wiadomość. Przeprosiłem Erwina i spojrzałem na wiadomości.

#Gdzie ty jesteś? Jest już 15 minut po przerwie! #

#Zaraz będę korki na mieście, sorry.#

-Muszę iść - mruknąłem chowając telefon do kieszeni w spodniach.

-Praca?

-Tiak, ale wy się bawcie dobrze - rzekłem odsuwając się bardziej od mężczyzny. Jednak on przesunął się do mnie i wtulił się we mnie. Mruknąłem cicho i objąłem go, wtulając w siebie, a policzek oparłem o jego włosy.

-Może po pracy wpadniesz?

-Raczej nie, będę pewnie późno, ale wy bawcie się dobrze i nie strzelajcie z żadnej broni, bo będzie nie ciekawie.

-Zapamiętam - odparł ze śmiechem i odsunął się ode mnie.

-Otwórz mi drzwi - zaproponowałem.

-A co jeśli nie? - zaczął się drażnić ze mną.

-Te drzwi skończą wyważone z zawiasów - oznajmiłem.

-Dobra przekonałeś - po chwili drzwi miałem otwarte i przeszedłem przez nie stojąc po drugiej stronie.

-To do zobaczenia - pomachałem mu idąc do wyjścia z lokalu. Byłem świadom iż dostanę małą zjebę za zgłoszenie statusu 2. - 03 status 1 po drugim - oznajmiłem na radiu kiedy je w końcu włączyłem, byłem już w samochodzie i jechałem na bombach w stronę komendy. Po pięciu minutach może mniej zaparkowałem vecią przed komendą. Od razu rzucił mi się w oczy Janek stojący przed drzwiami i palący papierosa.

-Fajne te korki w burgershocie - powiedział gdy wchodziłem po schodach.

-Janek - chciałem się już zacząć bronić, ale mi przerwał.

-Nie pytam co tam robiłeś, ale powinieneś na darmowe jedzenie jechać na All'oro, bo my nie mamy już umowy z Kui'em.

-Wiem, ale...

-Nie przerywaj! Nie podoba mi się troszkę twoja znajomość z zakonem, który jak wiemy lubi obrabowywać różne miejsca z kosztownościami.

-Ale..

-Nie ma, ale Grzesiu! Dalej jesteś brany pod uwagę jako skorumpowany policjant. Nie tylko góra tak myśli, ale i wszyscy funkcjonariusze, który widzą cię w tym złym otoczeniu!

-Janek...

-Najlepszym rozwiązaniem będzie jak przerwiesz to coś co robisz z tymi ludźmi i skupisz się na jednostce - skończył palić papierosa, a ja z niedowierzaniem patrzyłem na mojego przyjaciela, ale czy na pewno.

-Na jednostce, która mną pomiata? - popatrzyłem w jego oczy gdyż złość zaczęła buzować w moich żyłach. -Janek czy ty się kurwa słyszysz? Każesz mi zrobić coś co jest niemożliwe! Każdy mną tu pomiata. Nawet nowi po kilku dniach służby! A ty po prostu każesz mi odebrać normalność życia gdy sam popierałeś abym wychodził z nimi?!

-Są gangsterami, napadają na banki, porywają ludzi! Nie widzisz, że to jest złe? Może po prostu z nimi współpracujesz?! Może wszyscy w jednostce mają rację co do ciebie?! - wykrzyczał co nie zdarza się codziennie. Jednak jego słowa mnie mocno zabolały i to bardzo jednak z złości moja twarz przeszła na obojętność. Dość szybko ubrałem maskę by nie pokazać, że owe słowa trafiły w moje serce.

-Miło, że zgadzasz się z ludzi, nigdy nie chcąc usłyszeć mojego puntu widzenia. - powiedziałem ozięble na co Janek chyba zrozumiał co zrobił - Nie chce nic więcej od ciebie słyszeć, nie próbuj. Tam przynajmniej nie jestem jebany nawet przez przyjaciół - odwróciłem się do niego plecami i zacząłem iść do swojego SEU.

-Grzesiu! Ja nie chciałem! Wiesz, że tak nie myślę! - ruszył za mną jednak nie słuchem go. Zacząłem żałować, że odrzuciłem propozycje dołączenia do zabawy. Przynajmniej wśród chłopaków, mimo iż jestem psem traktują mnie na równi. Wsiadłem do corvetty i odjechałem spod komendy. Potrzebowałem chwili spokoju od ich wszystkich.

Co zrobi Gregory?
Czy Erwin czuje coś do Grzesia?

2302 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro