Chwila dla nas
BRUHBRUH N OOOO cny rozdział!!!
Witam serdecznie wszystkich!
Zostałam poproszona o nocy więc i jestem!
Mam nadzieję, że nie przesadziłam w ty rozdziale, bo jest to najdłuższy jaki napisałam w całej książce :3
Więc życzę wam miłego czytania!
Jednak nim przyjedźcie dalej zobaczcie w link <3.
https://www.canva.com/design/DAFAesevuJU/LYKB6obnkkN1t-DXuiMmiw/view?utm_content=DAFAesevuJU&utm_campaign=designshare&utm_medium=link2&utm_source=sharebutton
Dobrej nocki, a tym co będą czytać z rana miłego dzionka!
Wyszliśmy z komendy, a przed nią były nasze auta. Jak zwykle chłopaki myślą o tym co potrzeba ruszyłem za swoimi, ale stanąłem na chwilę gdy zobaczyłem jak Monte staje przy Capeli i Hanku.
-A gdzie twoja K9? - spytałem zaciekawiony tym, że nie widziałem tej suki przy nim.
-Jeździ z kimś innym - odparł Hank wyprzedzając Grzesia.
-Nie muszę tylko z nią jeździć skoro chce się uczyć to niech uczy się! - odpowiedział, a ja poprawiłem sobie szalik z uśmiechem i szybko znalazłem się w samochodzie Dii.
-CZY TO BYŁ TWÓJ SZALIK?! - można było usłyszeć krzyk Capeli przez to za śmialiśmy się odjeżdżając spod komendy. Współczułem Grzesiowi, że teraz Capela nie da mu spokoju, ale nic na to nie mogłem poradzić, że uwielbia on nas shipować.
-Specjalnie to zrobiłeś?
-Może? - odparłem z uśmiechem na ustach.
-Jesteś szatanem - zaśmiał się - to co na szybki obiad i spotkanie?
-Można - pokiwałem głową zgadzając się z nim - tylko tych z tyłu trzeba poinformować o tym.
-To dzwoń do któregoś i umawiamy się na wspólny obiad!
-Spoko - wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Sana. Nie musiałem długo czekać aby odebrał.
-No co jest? - spytał.
-Dia proponuje wspólny obiad i pojechanie następnie na to spotkanie co Kui chciał!
-Jasne! Chłopaki gdzie wspólnie idziemy na obiad? - słyszałem jak pytał się tam ich, bo byli większości w drugim wozie, który podążał za nami.
-No dobra przekaże! Możemy jechać coś zjeść na Burgershota podobno nowy burger miał dziś wpaść.
-Co ty na to Dia? - spytałem się kierowcy.
-Jasne, czemu nie! -stwierdził mój towarzysz.
-Dobra to na Burgershota jedziemy! - powiedziałem do słuchawki i rozłączyłem się aby nie marnować więcej czasu.
-Właśnie od kiedy ty masz szalik?
-Wtedy gdy gadałeś z K9, Monte do nas przyszedł i wtedy mi założył swój szalik.
-Jak widzę policyjny i podpisany nawet - zaśmiał się, a ja zdziwiony spojrzałem na niego - na końcu od wewnętrznej części są inicjały - zaciekawiony spojrzałem i faktycznie był podpisany.
-Ooo racja - zaskoczony patrzyłem na białe inicjały zastanawiając się po co ktoś podpisywał szalik. - Tylko po co?
-Pewnie dostali z pracy dlatego też pewnie podpisany aby każdy wiedział do kogo czyj należy! Hank miał biały z czarnymi detalami z LSPD jak mnie zatrzymywał.
-Tym bardziej nie oddam mu tego szalika - powiedziałem na głos, a nie chciałem zbytnio tego mówić.
-Odzyska sobie jak do ciebie wpadnie do mieszkania!
-Może masz rację - mruknąłem, a nawet nie zauważyłem kiedy zaparkowaliśmy na tyłach restauracji. -Zamawiamy jak ludzie czy wpadamy i zgarniamy?
-Mamy zniżkę więc zamawiamy jak ludzie - poinformował i wyszliśmy z auta. Za nami stanęło auto Doriana z którego wyszli chłopaki. Całą gromadą wpadliśmy do Burgershota i zamówiliśmy na spokojnie sobie jedzenie na miejscu. Nie spieszyło się nam, bo mieliśmy nawet sporo czasu, a przy okazji byliśmy na miejscu. Zapłaciliśmy za swoje zamówienia i usiedliśmy na swoim ulubionym miejscu.
-To jak myślicie co takiego będzie omawiane? - zaczął temat Thorinio.
-Z pewnością czas i miejsce dokładne i ile będzie tego - wzruszył ramionami Carbo - nie za bardzo mnie to w sumie interesuje.
-Czyli jak zwykle szybka robota - stwierdził Silny.
-Z pewnością - poparł Dia. Kiedy dostaliśmy swoje jedzenie zaczęliśmy jeść przy tym rozmawiając na spokojnie i żartując od czasu do czasu z różnych rzeczy. Nawet nie wiem kiedy podszedł do nas do stolika sam Kui.
-Witam misie kolorowe! Miło, że się stołujecie u mnie, ale spotkanie zaraz jest więc jakbyście mogli się troszkę pośpieszyć?
-Spokojnie Kui - powiedział Dorian - zaraz będziemy na zapleczu!
-Mam nadzieję, bo później mam jeszcze spotkanie!
-Dobra już idziemy - westchnąłem i wstałem z wygodnego siedziska. Po nie całej minucie byliśmy już w gabinecie Kuia aby dowiedzieć się co nieco odnośnie planu.
-To co mamy jutro robić? - spytał Silny.
-Jutro punkt 19:00 zostanie wyładowany kontenerowiec, który nas będzie interesował dlatego musimy znaleźć się tam pół godziny wcześniej aby przygotować wszystko odnośnie towaru aby go przetransportować w bezpieczne miejsce!
-Co dokładnie jest tym towarem? - spytałem patrząc się na mąciciela, który uśmiechnął się do mnie.
-Broń i to dużo wraz z amunicją! - powiedział, a nie widać było po nim, że kłamie bądź próbuje w jakimś stopniu okłamać nas.
-Co ja i Dia mam robić gdy reszta będzie ci pomagać?
-Obserwować wjazdy na doki i tyle, a jak coś to dzwonić, że psiarskie jedzie! - oznajmił co było nawet okej, ale z drugiej strony ukrywał coś czego nie chciał powiedzieć. -Gdy wy chłopaki będziecie pakować broń do dwóch furgonetek, które zostaną podstawione przez was. Ja będę stać na posterunku, a wam pomoże jeden z bałwanków! Akcja ma przejść bardzo szybko i po cichu, bo nie wiadomo co może się zdarzyć.
-Dużo ryzykujemy tym napadem na kontener broni? - zadał pytanie San na którego spojrzałem.
-Nie - odpowiedział - policja nie ma wiedzy o tym, że coś takiego przybija do brzegu naszego miasta! Jednak ktoś z innych mafii może mieć informacje o tym. Dlatego przy sobie musicie mieć pistolet na dodatek kamizelki kuloodporne gdyby doszło do strzelaniny.
-A ma dojść? - wtrącił się Carbo.
-Nie mówię, że będzie, ale na wszelki wypadek lepiej nie ryzykować - odparł siedząc za biurkiem - za sprzedaż tej broni będziemy mieć spory zysk pieniężny. Dlatego panowie proszę was o profesjonalnizm!
-Jasne - Silny uśmiechnął się do swojego "ojca".
-Czyli mamy obstawić wjazd i tyle? - zapytałem chcąc się do pytać się odnośnie tego wszystkiego.
-Tak - kiwnął głową mając na swoich ustach nadal uśmiech. - Na Burgershocie bądźcie około 18:00 aby zdążyć w pół godziny przejechać ten kawał drogi dzielący nas od docelowego miejsca.
-Czyli po prostu przybyć na 18:00 i być na czarno? - Dia spytał się się mężczyzny.
-Tak abyście się nie rzucali w oczy w czasie akcji - dodał po chwili zastanowienia.
-Czyli my z Dią mamy mieć szeroko otwarte oczy i tylko czekać aby nic się nie stało?
-Dokładnie! Resztą zajmą się twoje chłopaki - rzekł na co kiwnąłen głową na tak zgadzając się z tym co mówi chociaż nie za bardzo chciałem to wiedziałem, że nie mam wyboru i muszę pomóc mącicielowi w jego planach.
Perspektywa Monte
Zabije Erwina za to co zrobił gdyż teraz Capela truł mi odnośnie morwina i tego jak powinno to być. Westchnąłem kolejny raz gdy gadał jak najęty i powoli męczył mnie tym swoim monologiem.
-Dante błagam przestań już!
-Dlaczego? - spytał zdziwiony.
-Bo męczysz mnie tym od godziny! Nawet ruszyłeś ze mną na patrol aby rozmawiać o MORWINIE! - trochę podniosłem na niego głos i oparłem głowę o kierownicę, stając na czerwonym.
-A czy morwin nie jest prawdziwy? Wczoraj przecież się całowaliście!
-Ja... - zawahałem się gdyż nie byłem pewny mojej relacji z złotookim mężczyzną, który działał na mnie jak narkotyk. - ...Nie wiem jeszcze kim dla siebie jesteśmy.
-Dlatego okazujecie sobie czułe gesty aby dowiedzieć się?
-Możliwe, iż tak jest - odparłem kiwając głową. Wiedziałem, że Erwin ma do mnie słabość, ale to szło w dwie strony przez to tak działaliśmy na siebie. Nie powiem wiele razy kusiło mnie aby zrobić coś więcej z nim, ale widząc jego niepewność i obawę to tylko się całujemy, a przy okazji badam jego cudowne miękkie ciało, które chciałabym zobaczyć w całej okazałości.
-No, ale jednak musi być coś! Nie mów mi, że nie doszło jeszcze do niczego między wami skoro się tak do siebie kleicie?
-Dante to nie jest takie proste. Erwin nie wie dokładnie chyba co czuję więc nie naciskam na niego aby nie czuł się niekomfortowo.
-To bardzo odpowiedzialnie z twojej strony, że nie naciskasz na niego, ale pewnie masz i swoje potrzeby, które hamujesz?
-Nie ważne to jest nawet - odrzekłem - gdybym chciał go wykorzystać dla przyjemności cielesnych, nie pchał bym się w paszczę lwa - westchnąłem i skręciłem w stronę szpitala.
-Czyli naprawdę, ale naprawdę coś do niego czujesz?! - mogłem zobaczyć jak Dante uśmiecha się szeroko. Co nie było zbyt częstym zjawiskiem
-Yhym - mruknąłem potwierdzająco i po chwili zaparkowałem na dolnym parkingu wewnętrznym szpitala.
-Po co na szpital?
-Mam ściąganie szwów - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, a on spojrzał na mnie. -Tak będzie Pola - kiwnąłem głową i wyszedłem z auta, a on za mną.
-Czyli już pożegnasz się z bandażem na głowie?
-Tak, ale nie na brwi - oznajmiłem i wszedłem do windy, a za mną Capela. Po chwili byliśmy na parterze i ruszyłem do gabinetu Poli aby ściągnęła mi jak najszybciej te szwy. Pomimo dobrego towarzystwa jakie posiadałem to jednak chciałem aby ten dzień już się skończył i mógłbym spędzić resztę dnia w towarzystwie pewnego mężczyzny. Zapukałem do gabinetu kobiety, a za mną stał Dante. Od razu otworzyła ona drzwi i uśmiechnęła się do mnie, a gdy zobaczyła 03 jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Zaprosiła nas do środka więc weszliśmy.
-Miło was widzieć - powiedziała i pocałowała Dante w policzek. -Siadaj na krześle zaraz ci zobaczę na te szwy - bez słów siadłem na fotelu i zamknąłem oczy, słysząc jak szeptają między sobą o czymś. -Jak się czujesz?
-Jest dobrze - odparłem i spojrzałem na nią, ale szybko zamknąłem powieki z powrotem przez oślepiające światło.
-Wybacz, że nie ostrzegam - powiedziała i zaczęła mi rozwiązywać mój bandaż z głowy po chwili czułem jak ściąga mi gazę. -Wygląda to dobrze - stwierdziła i poczułem jej dłoń na szwach - może trochę zaboleć, ale prze myjemy i będzie dobrze.
-Dobrze - po chwili poczułem zimny metal na skórze i jakby ktoś mi przejechał nim.
-Już po - poinformowała mnie na co odetchnąłem z ulgą. -Jednak jeszcze nie otwieraj oczu, bo chce sprawdzić tą brew i posmaruje ci aby wszystko dobrze się goiło.
-Rozumiem - ostrożnie kiwnąłem głową i po prostu słuchałem jak chodzi wokół mnie. Mimo tego, że zabroniła mi otwierać oczu, nie miałem takiej potrzeby aby to nawet zrobić. Życie w niewiedzy jakie rzeczy używa na mnie jest lepsza niż wiedzieć i czuć tą panikę, którą musiałbym trzymać w sobie.
-Czy ostatnio masz jakieś dziwne ataki bądź coś takiego, że nie możesz wziąć oddechu?
-Nie rozumiem - odpowiedziałem i zmarszczyłem brwi powoli rozumiejąc do czego ona brnie. -Dante! - warknąłem cicho i mogłem usłyszeć, że cicho wypuszcza z siebie powietrze.
-Wybacz Grzesiu, ale martwię się o ciebie i to naprawdę nie jest normalne!
-Miałeś nie mówić! - ściągnąłem ręce w pięści starając się uspokoić.
-Ja od niego to wyciągnąłam, a teraz mów mi jak często i jak bardzo masz te napady paniki.
-Niczego nie powiem - odparłem będąc złym na swego patrol partnera i zarazem przyjaciela. -Nie będziecie mnie faszerować jakimiś psychotropami!
-Nie chce dla ciebie nic złego Montanha! Jestem lekarzem i chce tylko ci pomóc w jakiś sposób z tym sobie poradzić.
-Nie potrzebuje pomocy, bo radzę sobie wyśmienicie! - miałem już dość tej całej wizyty tutaj. - Możemy już skończyć?
-Żeby nie było tak, że na akcji dostaniesz ataku i zamiast zajmować się przestępcami to ciebie będą próbować ratować! - słychać było po kobiecie, że nie jest zadowolona z biegu sytuacji, że tak szybko ją rozgryzłem. -Brew jeszcze z dzień może dwa i szwy będą do ściągnięcia!
-Dzięki - mruknąłem, a ona powiedziała, że mogę otworzyć oczy. Więc nie zwlekając podszedłem do lusterka i spojrzałem na miejsce, które wcześniej było rozcięte. Teraz było widać tylko gołą skórę.
-Nie wiem czy ci to za rośnie włosami, ale miejmy taką nadzieję - powiedziała na co kiwnąłem głową.
-Dzięki - powiedziałem ponownie i poprawiłem mundur. -Idę do corvetty poczekam na ciebie i idę status 3 -oznajmiłem mu i tak po prostu wyszedłem z pomieszczenia nie chcąc im przeszkadzać na ową chwilę gdy mogą się zobaczyć. Sam chciałem już odpocząć i to dosyć poważnie po małych dawkach snu, ale wiedziałem, że przy Erwinku po budzę się bardziej niż będzie mi się chciało spać. Rozmowa z Dante była dosyć krępująca, ale uświadomiła mi o tym, że też potrzebuje czegoś więcej. Lecz wiedziałem, że nie mogę rzucić go tak na głęboką wodę, bo ja tak chciałem. Była już praktycznie 17 więc to była tylko kwestia czasu aż znajdę się u pastora w mieszkaniu. Na szczęście Dante nie siedział długo u pani medyk i wsiadł do wozu.
-Nie chciałem Grzesiu.
-Wiem - odparłem - jednak niech to dalej się nie rozniesie, bo będzie ciężko.
-Dobrze i ile siedzisz już na służbie?
-Od nocnej zmiany - odparłem i wyjechałem kierując się na komendę aby podrzucić Capele.
-Rozumiem - odszepnął i zachował ciszę. Oczywiście veci nie zostawiałem na parkingu, bo czymś musiałem dostać się do pastora więc szybko zgłosiłem status trzeci i przebrany opuściłem komendę. Wybrałem numer do Erwina aby dowiedzieć się gdzie jest i co robi.
-Cześć Monte! Po pracy?
-Tak! Jesteś w domu?
-Właśnie przyjechałem co wpadasz od razu do mnie?
-Jeśli mogę to tak - odpowiedziałem kierując na spokojnie autem.
-To będę za chwilę! - nie odpowiedział więc z pewnością czeka. Po kilku minutach zaparkowałem przy jego zentorno swoją vecią i ruszyłem do windy. Następnie zapukałem do jego drzwi i otworzył mi on w mojej bluzie i spodniach w których był cały dzień. Przywitałem się nim pocałunkiem w czoło, a on uważnie spoglądał na mnie.
-Nie masz już bandażu! - gdy ściągnąłem kurtkę oraz buty złapał mnie za policzki i przekrzywił głowę w bok -Będzie blizna - mruknął smętniej.
-Nic się nie stało, przecież mi to nie przeszkadza - pocałowałem go pieszczotliwie w usta na co odwzajemnił owy pocałunek.
-Yhym.
-Chodź zrobimy kolacje, zjemy wspólnie i po oglądamy filmy - zaproponowałem na co się z chęcią zgodził. Zrobiłem na kolacje zapiekanki z kajzerek, pieczarek bazę na to sera oraz po laliśmy sosikami. Usiedliśmy z tym na kanapie przy sobie oglądając oraz jedząc.
-Może powinieneś rozluźnić się w wannie? Widzę, że jesteś spięty! Dlaczego? - pało z ust Erwina, gdy oglądaliśmy jakiś film.
-Ciężki dzień w pracy i ty też jesteś spięty - oznajmiłem i objąłem go w pasie, bardziej przyciskając do siebie.
-Nie mówisz mi wszystkiego Monte - wyszeptał.
-Boję się po prostu jutra - wyjaśniłem.
-Dlaczego? - nie odpuszczał z pytaniami.
-Pamiętasz gdy mówiłem ci, że mój informator życzy mi śmierci?
-Nie trudno jest to zapomnieć - mruknął i spochmurniał - to jutro?
-Tak - kiwnąłem głową.
-Dlaczego po prostu tego nie odpuścisz?
-Bo nie potrafię Erwin - wyszeptałem i złączyłem nasze usta w jedno.
-Czyli warto będzie ryzykując życie? - spytał w moje usta.
-Nie gniewaj się na mnie - odsunąłem się od jego ust, westchnąłem i wstałem z kanapy zwisając nad nim - postaram się aby nie ucierpieć.
-Trzymam za słowo - wyszeptał patrząc się w moje oczy. Wiedziałem, że obiecuje coś niemożliwego jeśli na prawdę będzie czekać na mnie tam zasadzka. Jednak nie potrafiłem powiedzieć sobie nie nawet jeśli było ryzyko i to spore.
-Skorzystam z opcji wzięcia kompieli - oznajmiłem na co on delikatnie się zarumienił. - Chyba, że ty chcesz pierwszy? - spytałem, a on pokiwał głową na boki. Pocałowałem go w czoło i ruszyłem do łazienki, bo stwierdziłem, że później wezmę spodnie i je ubiorę na siebie. Nie myłem się w wannie kawał czasu zwykle prysznic i szybkie spanko oraz to, że nie posiadałem wanny w mieszkaniu. Nalałem gorącą wodę i zrobiłem piankę przez wlanie trochę zapachowego płynu. Ściągnąłem z siebie wszystkie ciuchy tak, że byłem nagi. Wszedłem do wanny i zatopiłem się cały w ciepłej wodzie. Od razu rozluźniłem się, czując jak ciepło przyjemnie rozluźnia me mięśnie.
-Monte mogę wejść?? - usłyszałem niepewny głos Erwina.
-Tak - odpowiedziałem i przymknąłem powieki, słysząc jak drzwi się otwierają. Słyszałem jego ciche kroki jak się porusza, ale gdy poczułem jak wchodzi mi do wanny zdziwiłem się mocno.
-Nie otwieraj oczu - wyszeptał zapewne zawstydzony tym co robi, ale uśmiechnąłem się do niego gdy usiadł mi na nogach okrakiem.
-I tak słyszę, że jesteś zawstydzony - wyszeptałem czując jego dłonie na swojej klatce piersiowej. Od razu moje dłonie powędrowały na jego bioderka i przesunąłem go bliżej siebie. Znalazłem na ślepo jego podbródek łapiąc go za niego i złączyłem nasze usta. Delikatnie całowałem jego wargi gdy on odwzajemnił czuły pocałunek między nami rozluźniając się od razu. Otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się do niego gdy odsunęliśmy się od siebie aby nabrać powietrza. -Co cię tak nabrało na takie zbliżenie?
-Tak po prostu - wymamrotał cicho i patrzył się w bok.
-Widzę, że jesteś zazdrosny - powiedziałem, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce. - Mówiłem ci, że nie masz o co być.
-Ale... Ona...
-Jest kobietą, ale wolę ciebie Erwiś - oznajmiłem - nikt nie jest tak niepowtarzalny jak ty i twoje cudne oczy.
-Naprawdę? - spytał cicho i spojrzał w moje oczy.
-Moje serduszko należy tylko do ciebie - wyszeptałem i złożyłem na jego ustach pocałunek, który on pogłębił. Postanowiłem iż może pora przejść troszkę dalej między nami i poprosiłem go o dostęp do jego ust. Widziałem po jego oczach zdziwienie, ale i zgodę więc wtargnąłem językiem do jego jamy ustnej. Ostrożnie popychnąłem nas do pocałunku o dominacje co bardzo spodobało się złotookiemu.
-Monte - wyszeptał mi do ust.
-Hmm?
-Jjak wygląda to między mężczyznami?
-Czyli o to też ci chodziło - zaśmiałem się cicho na co oburzył się.
-Co?
-Widziałem po twoich oczach, że coś chcesz spytać wtedy na kanapie, ale zarumieniłeś się i uciekłeś wzrokiem. Kto ci nasunął tą myśl?
-Dia rano gdy jeździłeś z K9 - wyszeptał.
-I niby nie jesteś zazdrosny - pocałowałem go, a on poprawił się na mnie przez to otarł się o mój członek. Mruknąłem cicho w jego usta, a on popatrzył na mnie przepraszająco.
Czy dojdzie do czegoś więcej?
Czy Monte wytłumaczy mu na czym polega?
2765 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro