By dotrzymać obietnicy
WOW!
Nie sądziłam, że to się wydarzy, ale mamy setny rozdział!
Jak ten czas leci i zbliża nas do końca książki.
Dziękuję wam bardzo, że jesteście tutaj i razem ze mną przeżywacie tą historię <3
Naprawdę jesteście wytrwali, bo pomyśleć, że 20 grudnia 2021 zaczęła się nasza wspólna przygoda!
Prawie pół roku wspólnie przeżytego czasu <3 dziękuję, bo to dzięki wam jest ta książka!
Życzę wam miłego dzionka kochani!
PeepoLove!
Od kaszlnąłem i wysmarkałem nos w chusteczkę. Nabawiłem się poważnego zapalenia płuc, ale powoli było lepiej i tylko praktycznie trzymał mnie katar. Do świąt zostały jeszcze z dwa dni, ten i jutrzejszy, a jutro miał być event dla policjantów. Przez te wszystkie dni choroby od czasu gdy Erwin znalazł mnie na tamie trzymałem się od niego z daleka. Nie chciałem go zarazić, a przy okazji miałem wymówkę aby z nim się nie widzieć. Natomiast w nocy pracowałem na nocnych zmianach i w sumie przygotowywaliśmy z Rightwillem event, ponieważ Janek i Dante nie byli w stanie pomóc. Pracowałem głównie w budynku przez to nie byłem narażony na pogorszenie choroby, a przy okazji chodziłem w kocyku ogrzewając się nim. Była dopiero piętnasta, a dwie godziny temu zacząłem swoją zmianę. Byłem strasznie wcześniej niż powinienem, ale ucieczka była najlepszym rozwiązaniem aby zapomnieć. Siedziałem w biurze 01 rozpisując do końca jutrzejszy dzień. Chciałem to jak najszybciej zrobić aby kupić coś jeszcze w sklepie. Całe moje skupienie było na tym co piszę. Pomyśleć, że właśnie ten sposób zaszedł mnie Erwin, bo nie zauważyłem wczoraj jak ktoś wchodzi do pomieszczenia.
-Szefie ktoś do szefa - usłyszałem głos kadeciaka, który po chwili wyszedł, a mój wzrok spotkał się z złotymi ślepiami.
-Naprawdę Monte? - westchnął ciężko przez to spuściłem głowę w dół - Staram się jak mogę, a ty mnie unikasz! Co takiego ci niby zrobiłem abyś tak mnie traktował?!
-Erwin...
-Nie przerywaj mi gdy mówię! - warknął, a ja zamknąłem usta. -Myślałem, że między nami jest dobrze, a ty nagle odwalasz przedstawienie z unikaniem mnie! Nie odbierasz, nie odpisujesz!
-To nie...- chciałem się bronić, chociaż wiedziałem, że jestem na przegranej pozycji.
-Co to nie tak? A jak mi wytłumacz?! Dobrze wiesz, że to nie ja stałem i byłem za tym gdy on cię torturował! Czy znowu będę unikany przez ciebie jak tamtym razem? Mógłbyś nie brać mnie do jednego wora z resztą?
-Ja naprawdę Erwin nie chciałem aby tak wyszło i abyś tak się czuł - westchnąłem cicho nie patrząc się na niego. -Ja po prostu potrzebuje odpoczynku i czasu.
-Odpoczynku od czego? Ode mnie? Do psychologa nawet nie chcesz z tym iść! - rzekł i miał rację, bo odmówiłem psychologa po tym jak się obudziłem w szpitalu. -Mam dość twojego dziecinnego zachowania! Jeśli chcesz się unikać proszę bardzo! - nie dał mi nawet nic powiedzieć, bo po prostu wyszedł zostawiając mnie samego w pomieszczeniu. Wiedziałem, że tak będzie, bo nawet nie odpisywałem mu ani nie odbierałem telefonu gdy dzwonił. Zapewne cholernie się zamartwiał jednak obiecałem Kuiowi to, że będę się trzymać od niego z daleka. Bolało mnie to cholernie i naprawdę tyle razy chciałem mu napisać to i owo bądź odebrać telefon. Jednak wiedziałem, że nie mogłem. Musiał mnie znienawidzić aby zapomnieć o mnie. Udało mi się chyba choć w małym stopniu to osiągnąć, ale jakim kosztem gdy moje serce powoli rozpadało się bez niego. Miłość była ciężka lecz bezpieczeństwo jego było dla mnie priorytetem nawet jeśli miało mnie to boleć. Nie miałem wtedy już siły aby dopisać koniec do zabawy PD.
Jednak dziś dokończyłem to i w końcu wstałem z krzesła i ściągnąłem z siebie kocyk, który ogrzewał mnie przyjemnie. Jednakże nie mogłem tu zostać, bo czułem się źle w biurze, ponieważ dalej czułem jego zapach perfum mimo iż był tutaj wczoraj. Czułem, że stawałem się pustym naczyniem z którego ucieka życie lecz nie byłem nic w stanie z tym zrobić. Brakowało mi odwagi.
-105 status 2 - oznajmiłem na radiu i wsiadłem co mojego radiowozu policyjnego, a po chwili wyjechałem z terenu komendy. Umówiłem się z Sanem na chwilę aby coś załatwić, bo chciał mi pomóc. Bałem się reakcji chłopaków, bo z pewnością wiedzą, że omijam Erwina i uciekam przed nim. W sumie to tylko była kwestia czasu aby zemścili się za zranienie brata, który znaczy dla nich wszystko. Na miejscu byłem przed czasem, ale to w sumie lepiej, bo mogłem zastanowić się dokładnie co zrobić. Miałem w sumie mały pomysł odnośnie prezentów. Ja nie obchodziłem świąt, ale chłopaki mieli w planach zrobić wspólne święta więc chciałem im coś dać od siebie, ale z drugiej strony bałem się ich reakcji na upominki. Jednak San stwierdził, że to super pomysł i chciał mi pomóc z tym abym nie musiał się stresować tym wszystkim.
-Cześć Grzesiu jak się trzymasz? - usłyszałem głos Sana i spojrzałem na niego swoim zmęczonym wzrokiem -Czyli nie najlepiej. Może jednak powinieneś z Erwinem porozmawiać, a nie unikać go?
-Nie mogę San - mruknąłem - gdybym chciał nie mogę.
-To przez Kuia? - spytał prosto z mostu, co mnie zdziwiło - Sam byś dobrowolnie nie odszedł od niego Grzesiu. Boli cię to i to bardzo widać w twoim wzroku.
-Tak to przez Kuia - spuściłem głowę w dół. Nie chciałem mu zdradzać tego dokładnie kim jestem, bo i tak już w sumie dużo wiedział jednak nie tak dużo jak jego kuzyn Hank. Zadziwiające jest to, że przy nich mogę rozluźnić się i nie udawać kogoś innego.
-Dlaczego on macza w tym swoje palce? Dobrze wiesz, że jest mącicielem!
-Ma na mnie pewnego haka, którym można powiedzieć, że mnie za szantażował - powiedziałem i wszedłem do sklepu z bronią, a on za mną - myślałem aby kupić Carbo snajperkę i kilogram limonek.
-W sumie dosyć ciekawy pomysł, ale wiesz, że to będzie używane przeciwko wam?
-Wiem - uśmiechnąłem się - i mógłby tym narobić wiele szkód lecz sądzę, że będzie uważał na broń klasy trzeciej.
-W sumie to będzie chyba czcić tą broń - zaśmiał się San.
-Dobry chciałbym zobaczyć pański asortyment i poszukuję snajperki oraz minigana.
-Oczywiście proszę za mną - powiedział sprzedawca może dlatego iż byłem w mundurze, a po cywilnemu ciężej byłoby zdobyć takie rzeczy.
-Minigana? Grzesiu ciebie pojebało?
-Nie San, Dorian będzie miał świetną zabawkę do strzelania - odrzekłem i w sumie byłem zadowolony z swoich pomysłów.
-W sumie on lubi takie rzeczy - po chwili rzekł, bo musiał to chyba przetrawić.
-No właśnie - odparłem i sprzedawca pokazał mi kilka modeli snajperki, a minigana kolorystyczne warianty, ale wziąłem wszystkie czarne aby nie było, że kolor nie ten, a zawsze mogą dać do koloryzacji. Gdy sklep z bronią zaliczyliśmy pojechaliśmy do sklepu z ubraniami. Myślałem aby Erwinowi kupić jakaś koszulę do spania, ale stwierdziłem iż lepiej będzie jak oddam mu jego ulubioną co mi kradł. Więc w sklepie byliśmy po to, że wybrałem świąteczną bluzę dla Dii, a kolorach pomógł mi Sanik. W sumie on też skorzystał z tego i mógł kupić kilka rzeczy dla swoich. Nawet po drodze zatrzymaliśmy się u jubilera.
-Nie wiem co by wziąć dla Sky - mruknął załamany, bo prze patrzył dosłownie wszystko.
-Jakbym ja miał dać coś kobiecie swego życia - zacząłem - wziąłbym dla niej naszyjnik z przywieszką, która przypomina mi ją.
-Grzesiu jesteś boski, ale co do tego?
-Ja bym szedł w minimalizm i dał coś od serca - odparłem - do kwiaciarni wstąpimy to wybierzesz dla niej kwiat do tego naszyjnika.
-I tyle?
-Dodasz od siebie liścik, który napiszesz i to będzie najlepszy wybór.
-Co dasz Erwinowi w takim razie?
-Chciałem w sumie oddać mu jego ulubioną koszulę w której lubi u mnie spać i w sumie myślałem o róży spryskanej złotem - powiedziałem cicho i zerknąłem na Sana, który uśmiechnął się szeroko.
-Niech zgadnę liścik do tego? - zatwierdziłem kiwając głową.
-Dasz radę to przenieść do Burgershota? - spytałem.
-W tym roku bawię się w mikołaja dlatego też kupiłem sobie jego ubranie więc na spokojnie dostaną od ciebie prezenty.
-Jesteś boski San - przytuliłem go, a on odwzajemnił przytulasa.
-Dobra to co wziąć srebrny łańcuszek z serduszkiem? - spytał się mnie.
-Jeśli ci o niej przypomina to bierz - rzekłem, a po kilku minutach byliśmy w kwiaciarni. -Dobry prze pani! - przywitałem się z kwiaciarką.
-Dzień dobry panom w czym mogę pomóc?
-Potrzebuje pozłacanej róży - oznajmiłem.
-Ahh to najpiękniejszy prezent jaki można dać swej wybrance. Wie pan, że złota róża, czyli róża pokryta złotem, symbolizuje niepowtarzalną i niezniszczalną miłość, dlatego jest idealnym prezentem dla kobiety, którą się kocha? - gdy to mówiła była na zapleczu zapewne biorąc odpowiedni kwiat.
-Coś o tym słyszałem - odparłem delikatnie mówiąc zawstydzony gdyż poczułem na sobie wzrok Sana.
-Czy jeden kwiat czy bukiet?
-Jeden - odparłem, a ona wróciła.
-Wstążkę jakąś?
-Czerwoną tak aby liścik można było w nią wpleść - rzekłem kobiecie, która uśmiechała się do mnie.
-Płatność kartą czy pieniędzmi? - zapytała gdy przygotowała wszystko dla mnie.
-Kartą - odparłem i zapłaciłem za róże.
-Ja poproszę dwie róże razem fioletową i czerwoną - powiedział San, a kobieta przygotowała dla niego to co poprosił. Po chwili włożyłem róże na półkę za siedzeniami w aucie. Była cudna i przypominała oczy Erwina. Kolejnym miejscem do którego jechaliśmy był sklep. Trzeba kupić alkohol i wszystko inne do tych prezentów. Dla Sana kupiłem wcześniej już prezent aby nie spojlerować mu to co mu przygotowałem. Stanęliśmy na światłach i złapał mnie mocny kaszel, który zaczął mnie dusić. Otworzyłem schowek i wyciągnąłem butelkę z wodą aby nawilżyć gardło, które miałem wyschnięte na wiór.
-Wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony.
-To tylko kaszel - odparłem, a po chwili ruszyliśmy dalej - jest dobrze.
-No dobrze - mruknął - ale jak coś to mów.
-Tak wiem, wiem - kiwnąłem głową i zaparkowałem na parkingu przed większym sklepem. Zakupy w sklepie zajęły nam z godzinę no głównie mi, bo miałem sporo do kupienia. Z dwie, trzy godziny byłem na statusie drugim. Podjechałem pod dom Sana, który z bagażnika brał swoje rzeczy.
-Jak opakujesz je to przywieźć tutaj!
-Zapamiętam - uśmiechnąłem się - muszę szybko u siebie to wypakować i wrócić na służbę.
-To powodzenia i do później Grzesiu jak coś to dzwoń!
-Jasna sprawa! - odjechałem dosyć szybko i to na bombach podjechałem pod swój blok. Wypakowałem wszystko w mieszkaniu w salonie i wróciłem na czynną służbę do biura.
Długo jednak spokojem się nie na cieszyłem.
-Montanha! - do biura wszedł szef.
-Tak Szefie Rightwill? - zapytałem nie rozumiejąc jego zachowania.
-Powiedz mi jak mamy to niby zrobić? - pokazał mi na drugi podpunkt listy.
-Wszystkie potrzebne rzeczy mamy w rzeczach zarekwirowanych.
-A kto to będzie robił?
-Tu już mały problem, ale mogę zadzwonić po kilka osób i one będą się bawić w zakładników - odparłem.
-Mam rozumieć kilka osób z zakonu?
-Możliwe?
-Dobrze przystaję na to! Nie wpiszę im i tobie tego w kartotekę.
-Czekaj co?! - zszokował mnie tymi słowami.
-Ty będziesz mózgiem tego skoro wiesz co jest w jutrzejszych zabawach.
-Dobrze - westchnąłem.
-Radził bym już ci umawiać ludzi na 12! -bez większych słów wyszedł, a ja westchnąłem ciężko rozumiejąc jak głęboko wpadłem w to. Wybrałem telefon do Sana. Jako jedyny wiem, że mi pomoże w tym.
-Siemasz Monte jak tam spakowałeś wszystko?
-San błagam powiedz, że jutro nic o 12 nie robicie - westchnąłem do telefonu.
-A co?
-Potrzebuje ciebie i kilka osób na tą godzinę - powiedziałem dosyć niepewnie.
-Czy to jest to z tym jutrzejszym dniem związanym?
-Tak.
-Ile z około sześciu może ośmiu zależy ile będzie chętnych.
-Okej nie ma sprawy załatwię ci, ale nie będziemy mieć tego wpisanego?
-Nie będziecie to trochę jakby szkolenie, ale na serio - odrzekłem.
-Czyli ty też bierzesz w tym udział?
-Mam być głową tego więc biorę - mruknąłem do telefonu. - Z rana ci podwiozę wszystko na wieczór i przed 12 tak na kwadraciaku.
-Spoko zaraz prze dzwonię po kilku osobach i czy może on tam być?
-Jeśli nie ma wyboru to tak.
-Wiesz, że nas jest tyle ile jest.
-Spokojnie San rozumiem!
-Nie zajmuję ci czasu zajmuj się tym co trzeba, a ja wszystko ogarnę!
-Dziękuję San jesteś wielki!
-Od tego ma się przyjaciół! Do jutra! - rozłączył się, a ja podniosłem się z krzesła. Musiałem sprawdzić czy wszystko w szafce jest aby zrobić to jutro. Wyciągnąłem i schowałem do torby aby mieć to przy sobie.
-105 status 3 - zgłosiłem gdyż jeśli miałem z wszystkim się wyrobić to musiałem od razu zmywać się z służby. Rightwill zrozumie skoro sam kazał mi wszystko przygotować.
-Już lecisz? - spytał Hank.
-Tak mam kilka rzeczy do spakowania i do zrobienia jutro. Muszę się wyrobić. Wybacz Hankuś jutro zrobimy wspólny patrolik - pożegnałem się z mężczyzną i wybiegłem na parking na zewnątrz do swojej veci gdyż będzie mi potrzebna na jutro. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się w domu i zastałem bajzel, który zostawiłem. Rozebrałem się z niepotrzebnych ubrań i butów. W szafce miałem ozdobny papier w który planowałem oblec wszystkie pakunki. No i oczywiście miałem też kilka kartonów dla niepoznaki aby spakować w nie większe prezenty. Dla Sana miałem białą koszulę i białą muszkę kupioną specjalnie z myślą gdy będzie się żenić z Sky bądź będzie chciał się jej oświadczyć. Do tego oczywiście butelka whisky i kilka cukierków. Kolejnym była snajperka, którą z amunicją włożyłem do pudełka wraz z kilogramem limonek oraz flaszeczką wódki. I tak z grubsza wszystkim spakowałem prezenty najdłużej zajął mi prezent dla Erwina, bo chciałem z serca mu przekazać kilka słów. Kiedy wszystkie paczki były gotowe było grubo po dwudziestej drugiej. Ustawiłem budzik na 8 i sprawdziłem czy wszystko mam na jutro. Jutrzejszy dzień zapowiadał się trudny dla mnie, ale nie niemożliwy.
Co będą robić na Evencie?
Co w ten dzień będzie robić zakon?
2113 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro