Bitwa na śnieżki
Witam serdecznie wszystkich w sobotnim rozdziale!
Jak tam u was?
Trochę średnio poszły mi matury i jak będzie zdane to będzie cud!
Miłego dzionka i weekendu!
Gdy usłyszałem co będzie ostatnią rywalizacją aż popatrzyłem na Dię z niedowierzaniem.
-Ostatnia konkurencja to bitwa na śnieżki?
-Tak Grzesiu! Zabawa w końcu to ma być!
-Na czym to będzie polegać? - spytałem i spojrzałem na Erwina, który delikatnie się zatrząsł się gdy zawiał chłodny wiatr. Nie powiem, ale było nawet mi chłodno po tym zjeździe. Stanąłem za nim i wtuliłem go w siebie, a on z przyjemnością wtulił się we mnie. Oparłem podbródek o jego głowę i przymknąłem powieki, a dłońmi objąłem go w tali. Zauważyłem uśmiech na ustach Dii nim moje oczy się zamknęły.
-Wy i jeszcze trzy pary będziecie walczyć na śnieżki! W czasie gdy wy mieliście zabawę to my nie próżnowaliśmy i przygotowaliśmy miejsce do walki, a przy okazji zrobiliśmy wszystko aby było tu wygodniej, a ludzie którzy przegrali to pomagali! Przy okazji bawili się również - Garcone jak zaczął gadać to ciężko było go powstrzymać od paplania, chociaż bardzo dobrze się go słuchało gdy był czymś podekscytowany. Trochę jak Erwin, ale on musiał jeszcze chodzić i gestykulując dłońmi. Lecz teraz on wtulony w moją klatę spokojnie stał i grzał się ode mnie podczas tego Dia mówił co i jak będzie. Helikopter wciąż był w górze, a Dante pilnował uczestników czy wszystko z nimi dobrze. Kilka osób nie podołało wyzwaniu więc 03 zbierał ich z całej góry i odstawiał do punktu startu. Do nas nagle podszedł Janek, który spojrzał na mnie i na Erwina, dosyć zdziwionym wzrokiem lecz po chwili parsknął śmiechem.
-Czyżby Morwin? - zażartował, a ja bardziej schowałem Erwisia opiekuńczo w swych ramionach.
-Odpierdol się - warknął złotooki.
-Spokojnie - podniósł ręce do góry w geście poddania - rozumiem, że wiesz już o wszystkim, skoro masz takie nastawienie do mnie?
-Lepiej uważaj co robisz, bo jak zarobisz krzywdę Monte to nie będziemy tacy łagodni - głos Erwina był oziębły i wrogi w nastawieniu do szefa policji.
-Jestem szefem, a Grzesiu jest moim podwładnym i musi wykonywać rozkazy - odparł również chłodno.
-Dosyć - westchnąłem - co potrzebujesz Pisi?
-Będziesz na nocnej służbie?
-Nie mam wyboru - odparłem - co chcesz ode mnie?
-Potrzeba przygotować test dla Mii.
-Tej K9? - prychnął Erwin -To coś nie nadaje się na policjanta.
-Jest nowa przyzwyczai się czyż nie Grzesiu? W końcu jesteś jej FTO.
-Staram się jak mogę aby ją nauczyć wszystkiego, ale idzie opornie - oznajmiłem mu, a w duszy zgadzałem się z Erwinem odnośnie kobiety.
-To dobrze, że ją uczysz, bo przez najbliższy czas będziesz ją mieć w aucie! Cóż życzę powodzenia wam na następnej konkurencji! Nie mam zamiaru dawać wam forów - odszedł na co westchnąłem ciężko.
-Jestem beznadziejny w strzelaniu i dobrze o tym wiecie.
-Ale wtedy gdy Grzesiu nie jesteś skoncentrowany - stwierdził Dia - teraz to będziesz musiał się skoncentrować.
-Postaram się - mruknąłem chowając twarz w włosach siwego.
-Nie tylko ty jesteś kiepski, ale przydałoby się złoić dupę Pisiceli! Ma babę więc on będzie musiał robić za nią wszystko!
-Może - mruknąłem - zobaczymy co będzie.
-Na pijcie się czegoś ciepłego przed bijatyką! Ja znikam dowiedzieć się czy ktoś jeszcze przybył.
-Jasne.
-Trzymam za was kciuki! - uśmiechnął się i szybko pobiegł w swoim kierunku. Spojrzałem na Erwina, który obrócił się do mnie tak, że widziałem jego oczy. Na nowo zatopiłem się w jego niezwykłe tęczówki. Poprawiłem swój uścisk na nim tak, że trzymałem dłonie na jego plecach, a on zaczął bawić się moim paskiem do którego było przypięte radio.
-Monte - zaczął niepewnie.
-Tak? - mruknąłem patrząc się w niego jak w obrazek.
-Wiesz, że cię lubię?
-Ja ciebie też - pocałowałem go w czółko i uśmiechnąłem się do niego, a on odwzajemnił uśmiechając się tak bardzo uroczo. -Chodź Dia ma rację powinniśmy coś napić się czegoś ciepłego.
-Kawa?
-Czytasz mi w myślach - zaśmiałem się cicho i pociągnąłem go za sobą do punktu gdzie można było kupić jedzenie i picie.
-Weźmy na spółkę jedną kawę?
-Chcesz z czekoladą?
-Yhym - kiwnął głową na moje słowa.
-To weźmiemy taką - zgodziłem się na to, skoro miał na nią ochotę, a dla mnie było to w sumie obojętne jaką kawę wypije. -Dzień dobry poproszę kawę z czekoladą taką dużą.
-Już podaję - powiedział mężczyzna i zaczął przygotowywać dla nas kawę, a po chwili dostaliśmy kawusie. -Proszę!
-Dziękuje - wziąłem od niego kawę i podałem ją Erwinowi, który zaczął pić kawusie z kubka, a gdy odsunął go od ust sam z jego dłoni wziąłem łyka ciepłego napoju, który rozgrzewał powoli moje delikatnie zmarznięte ciało.
-Ej poczekaj na swoją kolej! - mimo oburzenia wyczułem rozbawienie w jego tonie głosu.
-Jest właśnie - parsknąłem śmiechem, a on dołączył do mnie. Uwielbiam gdy się śmieje, bo tak bardzo jest zaraźliwy jego głos, że nie da się obojętnie przejść obok. -Mam nadzieję, że będzie dobrze i mimo tego, że nie wygramy to jednak było warto.
-Z tobą spędzony czas zawsze jest warty nawet przegrany, bo najważniejsza jest zabawa nie sądzisz?
-Potwierdzam i cieszę się, że mogę z tobą spędzić ten czas.
-Ja też Monte - na swoich ustach miał pół uśmiech gdyż zatopił swoje różowe wargi w kubku z kawą. Na spokojnie piliśmy kawę aż nie trzeba było w końcu podejść do organizatora zawodów zimowych czyli Dii.
-Witam wszystkich zebranych na dzisiejszym ostatnim wyzwaniu, które pokaże nam kto będzie zwycięzcą! Gratuluję wszystkim, którzy odważyli się wziąć udział w drugim zadaniu, które nie było najłatwiejsze! Mam nadzieję, że wszyscy mogli sprawdzić na ile możecie na siebie polegać, bo o to w końcu chodziło w tym wyzwaniu! - tłum zaczął gwizdać i klaskać na słowa Dii. - Ostatnia walka to bitwa na śnieżki! Każdy otrzyma kamizelkę na której będzie trzeba strzelić w odpowiednie punkty śnieżką w ten sposób osoba, która straci swoje jakby serca odpada, a z nią odpada partner! Musicie współpracować i nie dać się zabić! Kolory będą te same co wybraliście sobie na drugim wyzwaniu! Mamy osiem osób czyli cztery pary, które będą konkurować ze sobą! Liczę na to, że będzie to czysta gra i nikt nie zrobi większej krzywdy komuś! Polana za mną to wasz pawilon w którym macie rozstrzygnąć kto będzie zwycięzcą! Życzę powodzenia i dobrej zabawy! Po sprzęt zapraszam do Labo, który poda wam ochraniacze i okulary na oczy aby nie wyrządzić sobie krzywdy! Czas przygotowania 5 minut, więc się spieszcie!
Wraz z Erwinem podeszliśmy do chłopaka i odebraliśmy swoje kolory wojenne czyli czarne kamizelki z punktami w które mają nas strzelać, a mamy mamy strzelać w przeciwników. Ubrałem okulary na nos ,a swoje podałem Capeli, który stał niedaleko. Hanka nie widziałem więc z pewnością skończył już swoją służbę i oddalił się z eventu na spoczynek. Może wróci jeszcze, ale nie wiedziałem tego czy tak będzie.
-Powodzenia chłopaki! - można było usłyszeć krzyk Carbo, który stał przy chłopakach, a oni trzymali kciuki za nas. Pomachałem im i ściągnąłem kurtkę z czego nie zadowolony był Erwin, ale kurtka za bardzo mi przeszkadzała i czułem, że będzie mi tylko utrudniać.
-Muszę Erwin, bo będzie mi przeszkadzać - powiedziałem widząc nadal skwaszoną minę złotookiego, bo podałem kurtkę Dante.
-Powodzenia Grzesiu - rzekł odbierając ode mnie moje rzeczy.
-Dzięki Capela - uśmiechnąłem się i podszedłem do Erwina, który stał przy reszcie uczestników.
-Dobrze więc gotowi?
-Tak!!! - odpowiedzieliśmy wszyscy razem chórkiem.
-Losujecie swoje bazy aby było po równo! Patyczki kto wyciąga? - delikatnie posunąłem Erwina do przodu aby on wybierał, bo ja nie chciałem. Kiedy wybraliśmy swój kąt zaczęło się od tego, że zacząłem robić śnieżki.
-Jaki plan?
-Stać w miejscu nie możemy - odparłem - też czekanie na ruch przeciwników nie da nam dużo. Musimy po prostu uważać i starać się zastrzelić ile się da, a to że robi się ciemno to idealny moment aby zrobić szturm.
-To nie jest przecież wjazd - zaśmiał się Erwin.
-Ale możemy to wziąć pod wjazd szybciej wymyślam wtedy taktykę. Więc słuchaj korzystamy z możliwości wykorzystania wszystkiego co mamy w otoczeniu. Najpierw zajmijmy się grupą z mechanika, bo z pewnością wszyscy będą na nich atakować. Myślenie Pisiceli na tym właśnie polega pozbyć się tych co są nie zdatni do walki i grać jak najdłużej z równym przeciwko sobie. Mechanicy z pewnością wiedzą to, że będą pierwsi do odstrzału więc będą się bronić. Czwarta grupa jest średnia więc będą starali się pozbyć wszystkich.
-Dobra dość! Za szybko gadasz! Zwolnij trochę - westchnął Erwin - jak inni mogą z tobą wytrzymywać gdy włącza ci się taki tryb?
-Ty taki tryb masz codziennie - od gryzłem mu się nie przestając robić śnieżki.
-No wiesz co! - prychnął - Pokonajmy ile się da i zajmijmy jakieś ciekawe miejsce!
-Tak jest! - za salutowałem mu i zerknąłem za naszej ściany zrobionej ze śniegu na otoczenie. Każdy kampił i bał się wychylić nosa za ściany co było do przewidzenia. Jednak po krótszej chwili dwa zespoły wybiegły na środek i zaczęła się okładać śnieżkami. Zachęcony tym wziąłem kilka przygotowanych kul i ruszyłem bokiem celując szybko w bijących się. Erwin poszedł w moje ślady przez to wyeliminowani po dłuższej nawalance zostaliśmy my i Pisicela wraz z Sonią. Ciężko łapałem powietrze w płuca, które paliły mnie przez zimne łykane powietrze. Byłem zmęczony, a ze mną również Erwin, który miał więcej życia niż ja. Zostały mi dwa serca gdy Erwinowi jeszcze cztery z sześciu. Jeśli dobrze myślałem Pisi powinien mieć połowę serc natomiast Sonia miała dwa. Mieliśmy o jedno serce więcej, ale ja byłem praktycznie na strzała przez to, że mam na widoku swoje punkty.
-Co robimy? - wydyszał Erwin, klejąc amunicje śnieżną.
-Nie mamy wyboru jak zaatakować, bo będą kampić i nie wyjdą - stwierdziłem i spojrzałem na niego - wiesz, że może to być nasz koniec?
-Nawet jeśli będzie koniec to było warto - odparł - zróbmy im istne kongo!
-All right! Let's go! - ruszyliśmy na Pisicele i Sonię. Ja miałem skupić się na Pisim, a Erwin na kobiecie. Postawiliśmy wszystko na jedną szale zwycięstwa albo przegrany. Ludzie dopingowali wybranej drużynie przez to zrobił się mały chaos. Czas dla mnie spowolnił gdy również Janek ruszył na nas. Wszystko widziałem jakby spowolnione dzięki temu mogłem szybko oszacować ruch przeciwnika. Nie wiem jak szło Erwinowi gdyż zniknął mi z pola widzenia. Zostałem sam przeciwko jemu.
-I co? - powiedział biorąc głębokie wdechy - Nie jest łatwo?
-Nie ważne kto wygra - odparłem - i tak depczę ci po piętach!
-Zobaczymy! - zaśmiał się, a ja uniknąłem jego śnieżki. Nagle oberwałem w głowę ze śnieżki, która raczej zwyczajną nie była, bo zamroczyło mnie i poczułem ból w miejscu łuku brwiowego następnie poczułem jak Pisi trafia mnie w moje serca. Upadłem na chłodne mokre podłoże czując jak coś cieknie mi po policzku.
-Montanha padł! Co oznacza zwycięstwo dla Pisiceli! - mogłem usłyszeć głos Dii, ale był jakby niewyraźny.
-MONTE! - tego głosu nie musiałem rozpoznawać gdyż Erwin miał charakterystyczną barwę głosu. -MEDYKA!
-Po co? - mruknąłem niezbyt rozumiejąc po co mi medyk chociaż nie powiem, ale trochę głowa mnie bolała.
-Grzesiu żyjesz? - otworzyłem oczy, ale lewego nie mogłem.
-Proszę się odsunąć! - powiedziała medyczka i klęknęła przy mnie łapiąc mnie za twarz i obracając ją w prawą stronę, a ona patrzyła na lewą. -Rozcięty łuk brwiowy będzie trzeba to zszywać - powiedziała kładąc do rany gazę. -Dasz radę wstać? - spytała się mnie na co kiwnąłem głową, że powinienem dać radę. Podniosłem się widząc zmartwiony wzrok moich bliskich, którzy znaleźli się obok mnie. Nawet Pisi był przejęty tym co się stało. Carbo wziął mnie pod ramię i pomógł iść w stronę punktu medycznego. Nie sądziłem nawet, że będę poszkodowany tak bardzo po głupiej walce na śnieg. Jednak po kolejnych dwudziestu minutach miałem już zszytą ranę ciętą oraz nałożony opatrunek. No to teraz nie tylko miałem opatrunek świeży na głowie, ale i też na brwi. Wyglądałem gorzej niż po przejściu tornada, a dopiero jutro miałem iść na ściągnięcie jednych szwów. Westchnąłem ciężko widząc jak Erwin chodzi tam i z powrotem zmartwiony tym gdy pani medyk opatrywała mnie.
-Wszystko w porządku? - spytał podchodząc do mnie.
-Tak nic mi nie jest - odparłem chociaż wiedziałem, że nie przekonam go do tego.
-Grzesiu ja nie chciałem! - do punktu medycznego wpadł Janek -Nie wiedziałem, że tak to trafi!
-Nic się nie - nie mogłem dokończyć bo Erwin mi przerwał.
-Miała być czysta gra! Miło nie być po twarzy!!! Grzesiu i tak jest kontuzjowany i jeszcze ten łuk brwiowy!!! - Knuckles walecznie przeszedł do oskarżania o wszystko Pisiceli chociaż może było w tym trochę racji co mówił, ale Janek nadal był moim szefem. Wstałem z krzesła i złapałem siwego w objęcia aby go uspokoić.
-Nic się nie stało Pisi. - odparłem gdy Erwin chciał się odezwać wtuliłem go bardziej - nie denerwuj się Erwin to tylko rana. Zapomnijmy, że między nami wszystkimi jest taki konflikt. Nie lubię gdy trzeba wybierać.
-Naprawdę nie chciałem to Sonia robiła śnieżki - westchnął drapiąc się po karku.
-Mieliśmy ochraniacze i gogle więc jest okej - rzekłem i uśmiechnąłem się niemrawo do Pisiego.
-Może weź wolne na dziś?
-Nie dzisiaj nie mogę, bo ktoś w końcu musi przygotować egzamin - odparłem i spojrzałem na Erwina, który patrzył się na Janka z nie ukrywalną złością. Sam pewnie byłbym zły, ale ktoś z naszej dwójki musi być tym rozsądniejszym. Pocałowałem go w głowę, a on cicho westchnął rozluźniając spięte mięśnie. Widziałem jak 01 chce powiedzieć coś, ale spiorunowałem go wzrokiem przez to zamknął usta kiwając głową w geście poddania.
-Uważaj na służbie - powiedział i poszedł w swoim kierunku. Po Pisim wpadł cały zakon, ale wtedy już nie trzymałem Erwisia w ramionach.
-Nie chciałem aby tak wyszło Grzesiu!
-Nic się nie stało Dia! - zaśmiałem się cicho - Najważniejsze, że była dobra zabawa!
-Jako drugie miejsce wygrywacie 500 tysięcy i musicie sobie to rozdzielić między sobą oraz darmowe naprawy auta przez tydzień.
-Pierwsze miejsce miało przez miesiąc i okrągły milion - wtrącił się Labo.
-Sporo - odparłem, a do nas dołączył Capela z moimi okularami i kurtką.
-Dzięki Dante.
-Nie masz za co - odparł - będę zbierać się na komendę lecisz ze mną?
-Raczej na piechotę nie będę iść - zaśmiałem się - zaraz do ciebie dołączę dasz mi chwilę?
-Będę czekać przy helikopterze - uśmiechnął się i wyszedł.
-Dziękuję chłopaki za wspólną zabawę, ale praca wzywa niestety.
-A co z wygraną? - spytał Erwin.
-Lepiej ją wykorzystasz niż ja - stwierdziłem i za rzuciłem na siebie kurtkę - bezpiecznej drogi powrotnej!
-Uważaj na siebie - wyszeptał pastor gdy reszta pożegnała się cichym pa.
Opuściłem punkt medyczny i ruszyłem do Capeli, który patrzył się na mnie jak idę do niego.
Czy na pewno był to tylko wypadek?
Czy coś się wydarzy na nocnej służbie?
2310 słów
Rozdziały o 9:00 w każdy
Wtorek
Czwartek
Sobotę!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro