Bank
Perspektywa Grzesia
Siedziałem spokojnie za kółkiem victorii czyli jedynego policyjnego samochodu, który był jak na razie dostępny w naszej jednostce. Miałem samotny patrol, gdyż jak się okazało nie wszyscy mnie lubili na komendzie. Może to przez zazdrość buzujących w ich głowach, że to właśnie ja zostałem wybrany na 01, chociaż tak naprawdę tego nie potrzebowałem aby być na najwyższym szczeblu. Jednak starałem prowadzić tą policję twardą ręką aby nikt nie proszony nie zrobił jakiś głupot czynie było problemów przez swoje łamanie praw. W radiu leciał weselny klimat, który puściłem, aby się choć trochę odstresować, ponieważ muzyka pozytywne działała na mnie w uspokający sposób. Sonny Rightwill wierzył, że dam radę poprowadzić policję, póki nie poznamy się wszyscy bardziej i nie zdecydujemy pełnoprawnie kto tak naprawdę nadaję się na głowę policji. Nie żebym nie miał doświadczenia w prowadzeniu ludzi, ale czasami po prostu dla efektu lubię dodać swoje cztery grosze. Co niektórym się to bardzo nie podoba, ale nie mam wyboru, bo niektórym nie dało się inaczej wytłumaczyć czegoś nie mając podwyższonego tonu głosu. Właśnie przejeżdżałem koło kwadraciaka, a moim oczom ukazał się czarny sutan i kilkunastu ludzi w banku od razu zrozumiałem, że nie jest to zwykłe wypłacanie pieniędzy. Bez pitolenia zaparkowałem tuż obok czarnego auta i wyszedłem z pojazdu, ówcześnie go zamykając pilotem w kluczykach na wszelki wypadek jakby ktoś chciał zwinąć samochód służbowy.
-Na moje dwadzieścia koło kwadraciaka potencjalny napad na bank - zgłosiłem na radiu pochodząc na spokojnie do przeszklonych drzwi. - Witam 01 moja odznaka - pokazałem odznakę do szyby - czy słyszymy się dobrze?
-Witam witamy szefa policji - powiedział do mnie głęboki, a nawet za bardzo głęboki głos, co oznaczało iż ma modulator. - Słyszymy się nawet dobrze - odpowiedział na moje pytanie, a po chwili kilka jednostek zaparkowało niedaleko asekurując mnie.
-Czy ktoś obejmie supervisora? - zapytałem na radiu.
-Ja przejmę - odezwał się Pisicela - wiesz chyba jak trzeba to przeprowadzić.
-Spokojnie wiem - odparłem do radia - a więc panie napastniku ile was jest w środku?
-Jest zakładników ośmiu, a napastników trzech.
-Czy któryś z zakładników złe się czuję, potrzebuje coś? Jedzenie, picie, pomoc lekarską? - na moje pytanie wszyscy zgodnie pokręcili głowami na nie. -Dobrze - odparłem i zgłosiłem do supervisora ile mamy napastników ile mamy zakładników i, że nic im nie potrzeba. - Co oczekujecie za zakładników?
-Wolnego odjazdu na auto stojące przed bankiem za jednego, a za drugiego brak kolczatek na całym pościgu.
-Nie ma mowy nie zgadzam się. Za kolczatki minimum dwóch zakładników! - powiedziałem trzymając dłoń na kaburze pistoletu, a w tle grał weselny klimat z mojego radiowozu.
-Jeden zakładnik za kolczatki.
-Powiedziałem iż nie zgadzamy się na jednego. Radzę współpracować panie napastniku, bo zrobimy wjazd - warknąłem na niego. Nie chowałem się za ścianą po prostu stałem na przeciwko mężczyzny od którego oddzielało mnie tylko szkło drzwi.
-Dobra niech będzie tak jak chcesz - również mi od warknął bardzo nie zadowolony z twardych negocjacji.
-Niech wypuszczą trójkę zakładników Montanha - usłyszałem na radiu.
-Przyjąłem. Macie teraz wypuścić trójkę zakładników i będziemy rozmawiać o dalszych negocjacjach - rzekłem twardo bez strachu patrząc się na mężczyznę, którego twarz zasłaniała maska.
-Wy trójka wychodzić! - skierował pistolet po kolei odliczając trójkę. Mężczyźni wstali z rękami w górze oczywiście udawali iż są przerażeni, bo widać bardzo prosto gdy ktoś naprawdę się boi, a kto udaje.
-Niech przejdą w lewo tam zajmą się nimi policjanci - Pisi podał mi komunikat.
-Zakładników zapraszam na lewo - oznajmiłem, a oni grzecznie skierowali się w stronę o której była mowa. - Co żądacie za pięciu których macie?
-Za jednego kulturka na drodze, a za czterech brak helki i pogłośnienie tej piosenki, co leci w jednej z kilku radiowozów tutaj obecnych.
-Negocjator do supervisora - powiedziałem do radia
-Odbiór - odparł Janek.
-Za kolejnego zakładnika chcą kulturę na drodze pogłośnienie muzyki z radiowozu i brak helikoptera za czterech.
-Dwa pierwsze zgadzam się i w sumie niech mają ten brak helikoptera - opowiedział w radiu, a ja podszedłem do swojego radiowozu i pogłośniłem na maxa basy tak jak chcieli napastnicy. Gdy wysiadłem z radiowozu to na całą ulicę było słuchać ten tłusty bit weselnego klimatu.
-Zgadzamy się na brak helikoptera - odparłem spokojnie i założyłem ramię na ramię, patrząc się w oczy mężczyzny, które jako jedyne nie były zakryte - oraz resztę żądań - do powiedziałem i po prostu czekałem aż supervisor wyda kolejne rozkazy do reszty znajdujących się tna napadzie jednostek.
-Zapytaj się ile jeszcze mają do końca - usłyszałem nagle na radiu.
-Ile panowie macie do końca aby opuścić bank?
-Zaraz wrócę zapytam się kolegi - powiedział i zniknął mi z oczu więc z cierpliwością patrzyłem się w szybę czekając na powrót napastnika z którym rozmawiałem. - Jeszcze z dwie minutki do końca.
-Rozumiem - kiwnąłem głową i zgłosiłem na radiu, a po moim komunikacie zaczęli wszyscy gadać na nim przez to aż bolało ucho. - Spokój na tym radiu jednostki rozkłada supervisor! - podniosłem ton głosu aby ogarnąć ten chaos. W ten sposób na radiu zapanował spokój i słuchać było tylko głos należący Janeczka - Wypuście czterech zakładników, a z jednym wyjdziecie kiedy będziecie gotowi - oznajmiłem gdyż trzeba było ogarnąć sprawę zakładników do końca.
-Nie będę się kłócić z panem. Wy czworo wychodzić! - ponaglił ich pistoletem do wyjścia, a oni grzecznie opuścili bank i ruszyli w stronę policjantów, którzy wpisywali notkę o byciu zakładnikiem i sprawdzali czy wszystko w porządku. Po chwili moim oczom ukazał się kolejny mężczyzna, który wyglądał jakby wziął losowe rzeczy z wieszaków i zaczął coś szeptać na ucho mojemu łącznikowi między napastnikami -Jesteśmy już gotowi - odpowiedział mężczyzna z modulatorem.
-Napastnicy gotowi do wyjścia - zgłosiłem na radiu.
-Daj im 40 sekund i mogą wychodzić - powiedział Pisicela.
-Przyjął - odpowiedziałem do radia. - Panowie macie 40 sekund i możecie wychodzić z banku. - ich wzrok skupił się na mnie, aż nie przyjemne uczucie przeszło przez mój kręgosłup, ale szybko je odrzuciłem z głowy, bo byłem przecież w pracy.
-38, 39 i 40! Wychodzimy! - krzyknął i wyprowadzili zakładnika pierwszego, a za nim wyszli oni. Bardzo szybko zwinęli się do auta i zaczął się pościg w którym nie wziąłem udziału przez to iż nie uwzględniono mnie w nim. Jednak nie narzekałem, bo miałem okazję na chwilę odpoczynku od całego tego zgiełku. Od dnia gdy zostałem 01 nie spałem za dużo ani nie miałem wyboru ze względu iż niektórzy zatrzymani nie chcieli współpracować i wzywano mnie do tego. Poza tym wraz z Pisicelą i Capelą staraliśmy się o jakieś lepsze pojazdy dla nas gdyż nie powiem nasze radiowozy były gównem i zwykłych lokalsów jeździły szybciej od nas. Wsiadłem do radiolki i wyłączyłem radio aby było choć trochę ciszy, której teraz aktualnie potrzebowałem. Zapowiadały się dość ciekawe przyszłe dni, bo w końcu jakaś mafia się uaktywniła, a jak jedna to zrobiła to reszta pójdzie w ich ślady. Przecież zawsze tak jest.
Perspektywa Erwina
Gdy tylko policja przyjechała to po prostu odciąłem się od świata i zająłem łamaniem kodów, które dla kogoś mógłby się wydawać trudne, ale to tylko kwestia zapamiętania wszystkiego. Od czasu do czasu słyszałem urywki tego co Carbo negocjuje dla nas, a także pewien dość pewny i głęboki głos policjanta, który zapewne nie zdawał sobie sprawy z kim ma do czynienia. Nawet zaczęła grać jakaś piosenka do której nawet dobrze się rozgryzało hasła. Po tym jak złamałem wszystkie zabezpieczenia drzwi sejfu otworzyły się przede mną, a ja nie tracąc ani chwili czasu od razu zacząłem pakować wszystko do torby. Po kilku minutach pakowania upewniłem się czy nie ma czegoś jeszcze i opuściłem sejf, który zamknął się zaraz za mną bezpowrotnie. Bez żadnych ceregieli opuściłem drugi pokój chcąc dowiedzieć się jak idzie z negocjacjami. Zauważyłem na wstępie, że został nam jeden zakładnik, a San popatrzył się na mnie.
-Ile? - spytał ciekawskim tonem głosu.
-400 tyś - odparłem szeptem i podszedłem do Carbonary, biorąc go chwile na bok - I jak?
-Brak helki, kulturka na ulicy, brak kolczatek - odpowiedział cicho - Wziąłeś wszystko?
-Tak mamy 400 tyś - odpowiedziałem na jego pytanie.
-Jesteśmy już gotowi - powiedział głośno mój przyjaciel i teraz skapnąłem się, że przed drzwiami stoi policjant z założonymi rękami na klatce piersiowej i bez strachu po prostu stał na widoku. Nawet nie przestraszył się gdy mój pistolet skierował się w jego stronę. Przez to na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Jego postura mówiła iż jest dość dobrze umięśniony, a jego szerokie bary były bardzo dobrze widoczne. Czarny mundur policjanta od razu mówił do jakiej grupy przynależy z jednostek, a jego odznaka była przypięta do jego lewego boku klatki piersiowej. Jego mina była dość specyficzna, jakby nie była dla niego to nowość, ale jego przenikliwy wzrok starał się chyba rozgryźć kim tak naprawdę jesteśmy.
-Macie 40 sekund i możecie wychodzić z banku - oznajmił i zniknął nam z pola wzroku. Carbo liczył powoli do 40, a ja poprawiłem tylko torbę na swoim barku. Po odliczonym czasie szybko wsiedliśmy do auta, a mój towarzysz za kierownicą ruszył od razu z piskiem opon przez główną drogę kierując się w stronę ciasnych uliczek. Jak wąż poruszał się za nami pościg radiowozów i wszędzie gdzie nie spojrzeć odbijały się czerwono niebieskie światła sygnalizacji policyjnej, która nadawała delikatnego klimatu pościgowi.
-Uciekniemy? - spytałem gdyż już trochę nas gonili, siedząc cały czas na naszym zderzaku.
-Jasne spokojnie Erwin damy radę!
-Kto to był za policjant jako negocjator ze strony Lspd?
-Niejaki szef policji pan Montanha - odpowiedział na moje pytanie San - Jak na szefa widać, że nie boi się niebezpieczeństwa ze strony niebezpiecznych ludzi skoro nie chował się za ścianą, a Carbo nie wychodził nawet z banku.
-Dość interesujący mężczyzna - stwierdziłem opierając głowę o dłoń, którą była oparta o okno samochodu, zacząłem rozmyślać o niczym i wszystkim.
-Trochę jego postawa mi kogoś przypominała, ale nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
-Carbo nawet jakbyś chciał to nie da się zapamiętać wszystkich ludzi z którymi współpracowaliśmy czy byliśmy wrogami - westchnąłem cicho na jego wspominki, bo niektóre sytuacje były nie za miłe z wcześniejszych lat w końcu nie wszystko było taką prawdą jaką się okazywało wszystko.
Co wymyśli Erwin?
Skąd znają Grzesia?
1676 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro