A ja wam ufałem
I zagwostka zostaje tutaj wyjaśniona!
Mam nadzieję, że jest jak dotąd ciekawie!
Miłego dzionka!
Perspektywa ???
Czekałem spokojnie aż msza się w końcu skończy i siedziałem na fotelu pastora na zakrystii. Nogi miałem położone na biurku, a ręce założone na klatce piersiowej, bo właśnie tą pozą chciałem aby mnie zobaczył. Czekałem cierpliwie gdyż chciałem wyjaśnić pewną sytuacje, która zaistniała z jego powodu. Nie miałem w sumie ochoty na czekanie aż sami się przyznają i będą udawać, że nic takiego się nie wydarzyło. Zaufałem im. Jednak znowu moje zaufanie mnie zawiodło bądź to, że wybrałem złego człowieka, który jasno przedstawiał po której stronie jest i będzie stał. Jednakże miałem nadzieję, naprawdę miałem nadzieję, że on nie okaże się jak inni. Nienawidziłem mafii i osób, które wykorzystują dla swoich potrzeb ludzie życia i to właśnie zrobili oni. W końcu po długim siedzeniu w samotności usłyszałem rozmowy zbliżające się do drzwi. Przy moim boku był pistolet schowany w kaburze dla swojego bezpieczeństwa choć może ich bezpieczeństwa był on jednak zamknięty i zabezpieczony. Rozmawiali między sobą o napadach co mi się nie spodobało, ale nagle ucichli co oznaczało dla mnie, że wiedzą iż ktoś jest w środku zakrystii. Wystarczyło tylko poczekać chwilę aż tu wbiją z bronią palną. Tak jak się spodziewałem drzwi otworzyły się, a w nich stanął pastor za którym był Carbonara i Dorian z pistoletami wymierzonymi w moją stronę.
-Odradzał bym wam dziś robienie banku! - powiedziałem chłodno na dobry wieczór, a Erwina aż wmurowało gdy mnie zobaczył siedzącego na fotelu.
-Montanha - powiedział Nicollo nie dowierzając i chowając broń za pasek spodni.
-Co tu robisz? - spytał niepewnie Pastor - I jak tu się dostałeś? - zadał kolejne pytanie, a ja ściągnąłem nogi z biurka i oparłem się o nie rękami. Wpatrywałem się w nich obojętnym wzrokiem choć może przeszywałem też kogoś bardziej.
-Raczej to ja powinienem zadawać pytania - rzekłem lodowatym tonem głosu na co kilka osób aż wycofało się o krok w tył, ale nie Pastor - fajnie się bawiło moim kosztem? - moja twarz była niczym skała zimna i oziębła jak mój charakter oraz zachowanie wobec chłopaków. Może nie wszyscy zasłużyli, ale żaden nie odradził tego pomysłu.
-Nie rozumiem - odparł cicho Erwin.
-Nie graj kurwa durnia! - uderzyłem pięścią w biurko mimo iż nie powinienem, bo rany się wyleczyły, ale blizny nadal mnie "bolały".
-Monte - zrobił krok w moją stronę, ale widząc zapewne lód w moich oczach cofnął się czego oczekiwałem od niego.
-Nie ma już Monte Erwin! Zaufałem wam, a wy mnie po prostu wykorzystaliście do swoich głupich celów! - wywarczałem wściekły próbując opanować emocje, ale nie zasługiwali na me zaufanie.
-Nnie rozumiemm... - słyszałem jak jego głos drgał aż się załamał.
-Ja sądzę iż rozumiesz aż nadto, ale nie chcesz się przyznać! Co trudno się mówi prawdę?! - wykrzyczałem, ale zdziwiłem się, że jednak ze strony zakonu była cisza. Zrozumiałem, że mnie trochę poniosło i usiadłem z powrotem na fotel gdyż nawet nie wiedziałem kiedy wstałem. Przetarłem zatoki dwoma palcami starając się uspokoić w ten sposób i na spokojnie przemyśleć to co mam zrobić.
-Ggrzesiu skąd wiesz?
-Myślisz, że nie umiem rozpoznać ciebie i twoich oczu? - prychnąłem spokojniej - Myślałeś, że jestem debilem iż nie rozpoznam za ciuchami twojej postawy i ruchów twego ciała? Że nie rozpoznam Carbonary i Silnego?
-Jak?! Mieliśmy wszystko tak abyś się nie dowiedział! - powiedział zdziwiony Silny moim wyznaniem i miałem do nich żal, że byłem dla nich tylko marionetką.
-Jak widać wiem - warknąłem i zmierzyłem ich wszystkich wzrokiem pełnym pogardy. Stracili w moich oczach i to dużo, a teraz nie miałem zamiaru być litościwy wobec żadnego.
-Czy... - Erwin chciał coś zapytać, ale przerwałem mu podnosząc dłoń.
-Milczałem gdy mnie porwaliście.. Milczałem jak mnie torturowaliście...
Mmilczałem mimo to iż tak nnaprawdę wiedziałem kim jesteście! - z każdym zdaniem mój głos się trochę podłamywał - Milczałem, bo miałem nadzieję, że tylko weźmiecie okup. Milczałem gdy przybyli po mnie moi... Milczałem gdy pytali się kto jest sprawcą... Mimo to kurwa cały czas milczałem Erwin!
-Monte naprawdę nie chciałem! - wtrącił się w mój wywód, ale nie ufałem temu co mówili.
-Nie licz już na mnie Erwin - powiedziałem patrząc się na niego z bólem i odrazą - nie chce więcej mieć z wami do czynienia - wstałem z fotela i ruszyłem do złotookiego, który patrzył na mnie z niedowierzaniem oraz widocznym strachem w nich - oddaje to co należy do ciebie - wziąłem jego dłoń i włożyłem do niej klucz do zakonu, a następnie zamknąłem jego dłoń.
-Monte jja pprzepraszam... - wyszeptał patrząc się na mnie tym wzrokiem.
-Za późno na to Erwin - westchnąłem i opuściłem zakrystię. Byłem wdzięczny iż po prostu nic nie mówiła reszta. Nie winiłem Sana ani Dii. Mogli o tym wiedzieć, ale nie przyłożyli rąk do moich tortur przez które skończyłem w szpital, a co gorsza straciłem tyle dni przykuty do łóżka.
-Monte! - krzyknął za mną pastor, a ja nawet nie wiem dlaczego przystanąłem - Grzesiu naprawdę nie chciałem to nie tak miało wyglądać ani wyjść!
-A jak miało? Moją śmiercią? - spojrzałem na niego zaciskając dłonie w pięści.
-Chłopacy za bardzo zagalopowali się, a ja nie byłem świadomy, że tak cię urządzą!
-Ale jednak był to twój plan! - odparłem na jego słowa.
-Ja naprawdę nie miałem wyboru!
-Miałeś wybór Knuckels, ale go nie wybrałeś! - warknąłem i zacząłem iść w stronę bramy.
-Grzegorz nie możesz mi tego zrobić! Naprawdę nie kończ tej przyjaźni przez jedną mają wpadkę z mojej strony!
-Erwin - stanąłem gwałtownie, a młodszy ode mnie mężczyzna odbił się od moich pleców, bo podążał za mną. Obróciłem się w jego stronę i złapałem za jego nadgarstki jedną ręką - nie dajesz mi kurwa wyboru! Ty nie rozumiesz, że moje zaufanie do ciebie jest minusowe? Jak mam przyjaźnić się z kimś przez kogoś prawie umarłem, bo musiał udowodnić innym, że jest największym mafiozą w jebanym mieście!
-To nie tak - wyszeptał i spojrzał w moje oczy, a w jego oczy stały się szkliste.
-A jak inaczej? - wyszeptałem - Nie potrafię ci tego wybaczyć Erwin...nie teraz. Straciłem do ciebie zaufanie, a odbudować je jest u mnie naprawdę trudno.
-Ale... - nie dałem mu dojść do słowa.
-Nie Erwin, nie ma ale i nie będzie ale!
-Jak przyznam się policji, że to ja? Od siedzę te miesiące i zapłacę?
-To już nie chodzi o pieniądze czy pracę czy to, że jestem policjantem - puściłem jego nadgarstki odsuwając się od niego - to po prostu koniec i tyle Erwin.
-To o co chodzi jak nie o to?!
-O zasady Erwin... o zasady - odparłem idąc przed siebie - myślałem że chociaż u was będę mógł czuć się jak członek rodziny. Jednak się przeliczyłem gdyż policja i mafia nigdy nie będą współistnieć bez konfliktów i walk. Przeliczyłem się z tym iż nasza przyjaźń będzie bezstronna! Zaufałem osobie, która jest powodem moich ran i blizn!
-Naprawdę Grzesiu ja żałuję!! Naprawdę nie chciałem. Wybacz mi mój błąd! Zrozumiałem go dopiero gdy byłeś bliski śmierci!!!
-Jak miło, że w ogóle go zauważyłeś - warknąłem i słysząc jego załamany ton głosu czułem jak moje serce mięknie. Lecz skąd miałem wiedzieć czy znowu nie chce mnie wplątać w jakieś intrygi, które spowodują iż kolejny raz skończy się próbą mojej śmierci - jednak nie zmienię swej decyzji. Najlepiej będzie jak damy sobie spokój z naszą przyjaźnią, bo to nie ma najmniejszego sensu dalej to ciągnąć.
-Czyli nie mam co liczyć na twoje wybaczenie? - stanął w miejscu bramy jakby miał przekroczyć granicę to coś mu mogłoby się stać - Dobrze... Niech tak będzie mam wyjebane na naszą znajomość! Byłeś tylko jebanym pionkiem! - krzyknął za mną mimo iż wykrzyczał to w emocjach widziałem po nim jak bił się z własnymi myślami.
-Ty również Erwin - odpowiedziałem mu i skierowałem się na parking nieopodal na którym zostawiłem swój samochód policyjny. Miałem ochotę krzyczeć, ale schowałem swoje emocje głęboko w sobie. Miałem zamiar jeszcze dziś wrócić na służbę jako nowy funkcjonariusz policji z odznaką 03. Chociaż przyzwyczaiłem się do 01 to jednak zastępca szefa policji to nie było nadal tak złe stanowisko jak mogło się okazać. Tak więc po chwili jechałem w stornie komendy aby jeszcze zahaczyć końcówkę spotkania. Pomyśleć, że Capela został 01 pokręciłem głową na boki nie mogąc w to uwierzyć, ale musiałem to uszanować.
Kilka godzin wcześniej
Słyszałem jakieś pikanie w pomieszczeniu i starałem się otworzyć oczy, ale powieki tak strasznie mi ciążyły. Jednak po długiej walki ze samym sobą powoli zacząłem unosić ledwo powiekę, która ciążyła mi niemiłosiernie i nie chciała się podnieść ani milimetr wyżej. Jednak po kilku próbach, dałem w końcu radę podnieść powieki, to niestety musiałem je szybko zamknąć gdyż światło było nieznośne dla mych źrenic, które nie były przyzwyczajone do tego.
-Montanha! - usłyszałem donośny głos Capeli.
-Co się stało? - wymamrotałem dość mocno ochrypniętym głosem i aż za kaszlałem aby pozbyć się nieznośnej suchości w ustach.
-Na spokojnie, dam ci coś do picia nie mów nic na razie - oznajmił, a ja przyzwyczaiłem się powoli do oświetlenia w sali. Po chwili Dante podał mi szklankę z wodą, a ja uniosłem się ledwo, siadając na pośladkach opierając się o ścianę i wziąłem od policjanta picie - nie powinieneś wstawać!
-Trudno - powiedziałem cicho gdy upiłem wodę, która dobrze zrobiła na moje wyschnięte gardło i nie brzmiałen aż tak źle. Przyglądałem się jego mundurowi i zauważyłem cztery gwiazdki - ile mnie ominęło?
-Spałeś tydzień Grzesiu - poinformował mnie - chcieliśmy poczekać na głosowanie na nowego 01, ale decyzja z góry padła, że musimy decydować dzień po.
-Gratuluję awansu Dante - powiedziałem mu i przeczesałem włosy do tyłu aby rozładować stres.
-Dziękuję - uśmiechnął się do mnie.
-Więc gdzie spadam? - zadałem nurtujące mnie pytanie, bo nie wiedziałem jak bardzo spadnę w dół.
-Na zastępce szefa policji twoja nowa odznaka 03 - oznajmił i aż się zdziwiłem na te słowa, bo w sumie nie spodziewałem się tak wysokiego stanowiska.
-Jesteś tego pewien? - zapytałem chcąc się upewnić czy nie żartuje przypadkiem ze mnie.
-Tak jestem tego pewien. Janek nadal jest 02 zaś ty 03 Grzesiu.
-Myślałem, że upadnę niżej - stwierdziłem i ściągnąłem z siebie pościel. Od razu zauważyłem na klatce piersiowej nowe zdobienia w postaci blizn na co westchnąłem ciężko i przejechałem dłonią po widocznej szramie po mojej prawej stronie klatki piersiowej.
-Grzesiu czy wiesz kto to cię zaatakował i porwał? - zapytał tak niespodziewanie, że aż zdziwiłem się gdy o to zapytał. Jednak nie byłem w stanie powiedzieć czegokolwiek. Mimo iż miałem wiedzę kto stał za tym to jednak nie potrafiłem wziąć się w garść i powiedzieć to prosto w oczy Capeli.
-Nie wiem - odparłem po dłuższej chwili - mieli maski, mieli modulatory mieli w sumie dobrze przygotowane - stwierdziłem z westchnięciem, bo nie rozumiałem czemu ich bronie.
-No dobrze rozumiem - skinął głową na moje słowa - zadzwonię do pastora, że ożyłeś - dodał, ale pokiwałem sprzecznie głową i teraz to on się zdziwił.
-Wpadnę do niego po mszy, bo chce już stąd wyjść - stwierdziłem od razu - więc nie dzwoń chce zrobić niespodziankę - rzekłem, ale miałem w sumie inne intencje, natomiast ta niespodzianka będzie szokiem dla Zakonu.
-Czujesz się na siłach aby w ogóle wyjść? Przypominam, iż leżałeś w śpiączce i to nie są przelewki Grzesiu.
-Spokojnie z gorszych rzeczy się wychodziło - odparłem z cichym śmiechem.
-Komuś jeszcze mam nie mówić?
-Całej komendzie - stwierdziłem - wbiję na koniec kodu 8.
-No dobrze skoro chcesz. Twój nowy mundur jest w twojej szafce.
-Zapamiętam.
-Wybacz Montanha, ale obowiązki wzywają - wstał z krzesła i ruszył do drzwi.
-Bezpiecznej służby - powiedziałem na pożegnanie, a on się tylko uśmiechnął się słabo do mnie. Reszta dnia minęła szybko. Lekarze mnie niechętnie wypuścili, ale ja nie chciałem leżeć mimo iż rany były wyleczone czułem ich ból nadal co było dziwne. Jednakże nie przejmowałem się tym i zaparkowałem niedaleko zakonu. Msza spokojnie trwała jeszcze, a ja mając klucze do zakrystii otworzyłem sobie ją wchodząc do środka pomieszczenia.
Teraźniejszość
Byłem właśnie w szatni i ubierałem na siebie swój mundur. Czarna tkanina idealnie przylegała i pasowała do mojego ciała. Zapinałem właśnie guziki w górnej części munduru i musiałem przyznać, że nie wyglądałem tak źle. Mimo iż przyzwyczaiłem się do munduru 01 to 03 nie był o wiele gorszy. Dopiąłem wszystko jak należy i przejrzałem się w lustrze od razu poprawiając włosy. Gdy nie było widać mego gołego ciała, które zasłonił mundur, mój humor znaczniej się poprawił.
-Kolejne blizny do kolekcji - westchnąłem i założyłem białe rękawiczki na dłonie. Przy sobie miałem już amunicję jak i pistolet, radio właśnie konfiguruję aby ustawić je na dobrej częstotliwości, ale nie zgłaszałem statusu. Nie odbiłem się nawet aby zacząć służbę gdyż teraz to było bez celowe. Kiedy upewniłem się, że wszystko śmiga ruszyłem po schodach do góry. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wysłałem Capeli na wiadomości, że jestem pod salą, ponieważ wielkie poruszenie było w środku sali spotkań. Stanąłem przed drzwiami i wziąłem głęboki uspokajający wdech. Capela starał się ich uciszyć i aby na chwilę przestali się kłócić, bo ma coś ważnego do powiedzenia, ale chyba go olewali dlatego wziąłem to w swoje ręce i wszedłem przez drzwi do środka. Oczywista sprawa, że kadeci zobaczyli mnie pierwsi i za salutowali na mój widok. Capela z wdzięcznością na mnie spojrzał, a wszyscy ucichli mnie widząc. Pewnym krokiem skierowałem się w stronę mównicy, a jak tak szedłem to funkcjonariusze wstali na baczność i zasalutowali.
-Grzesiu - wyszeptał z niedowierzaniem Janek i po chwili uśmiechnął się do mnie również salutując. Odwzajemniłem jego uśmiech i stanąłem po lewej stronie Capeli.
-Spocznij! - powiedziałem, a wszyscy usiedli spokojnie.
-Tak więc właśnie chciałem wam o tym powiedzieć - zaczął Capela - Gregory Montanha nowy 03 zastępca szefa policji wrócił do żywych! Chcesz coś powiedzieć? - spytał, a ja w sumie kiwnąłem głową na tak. 01 zszedł z mównicy, a ja sam na nią wszedłem.
-Witam wszystkich funkcjonariuszy. Bardzo się cieszę, że mogę wrócić do pracy z wami i mam nadzieję, że jako 03 będę również dobrze się sprawował na tym stanowisku.
-Dobrze, że wróciłeś Grzesiu! Brakowało nam ciebie! - było można usłyszeć z ust niektórych ludzi przez co się uśmiechnąłem życzliwie do wszystkich.
-Koniec zebrania! - krzyknął Capela, a wszyscy zaczęli wychodzić.
-Grzesiu dlaczego nie powiedziałeś, że się obudziłeś? - spytał Pisi i przytulił się do mnie.
-Chciałem zrobić niespodziankę - odparłem z uśmiechem.
-To ci się udało muszę to przyznać.
-Wiem - mruknąłem cicho.
-Co robimy z sprawą twojego porwania? Możesz potwierdzić, że to ktoś od Lord of the World? - zapytał 02.
-Byli w sumie podobnie ubrani, ale to raczej nie oni chyba każdy wie, że trzymają się swojego rewiru jak mogą - stwierdziłem wzruszając ramionami i nadal zastanawiało mnie, dlaczego ja ich chronię.
-Skąd to wiesz? - spytał zdziwiony Capela - To my musieliśmy ich googlować w bazie danych aby coś się dowiedzieć.
-W starym mieście miałem trochę do czynienia z kimś od nich - odparłem wzruszający ramionami jakby była to codzienność.
-To przez to masz tą bliznę na lewym ramieniu?
-Można tak rzec iż przez nich - odpowiedziałem na zadane mi pytanie.
-Czyli nie wiesz kto mógł za tym stać? - dopytał Janeczek.
-Niestety nie mam bladego pojęcia - powiedziałem nawet nie wiedząc dlaczego ja dalej bronie tych debili co zrobili mi coś tak paskudnego oraz niewybaczalnego, a powinienem ich sprzedać.
-No trudno skoro nie mamy żadnych podejrzanych ani poszlak będziemy musieli zamknąć tą sprawę chyba, że chcesz ją poprowadzić po tajemnie sam?
-Dla bezpieczeństwa może jednak zamknijmy Janek.
Czy uspokoi się wszystko?
Czy Monte wybaczy Erwinowi?
2459 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro