Żegnać się jest trudno
Witam wszystkich serdecznie w wtorkowym rozdziale!
Jak tam po nocnym?
Jak wasze samopoczucie?
Coraz bliżej końca i to strasznie, ale no nic nie poradzimy na to, że w następnym tygodniu to się wszystko zakończy :c
Życzę wszystkim miłego dzionka
Perspektywa Monte
Służba była dość przyjemna, ale wszystko to co dobre szybko się kończy i tak samo było z tym wszystkim. Wraz z szefem policji siedzieliśmy w kawalerce w której przez ten czas mieszkał Hank i dość mocno się zadomowił mimo iż miał niewiele rzeczy ze sobą. Niestety bądź też stety pomagaliśmy mu się pozbierać z mieszkania, które było wynajmowane dla niego. Zdecydowaliśmy wspólnie iż na tą noc pójdzie spać do Mokotowa, bo i tak mamy wyjazd z tego co mi pisał Carbo o dziewiątej rano. Wstąpiliśmy wcześniej na komendę abym od razu mógł się przebrać, a Hank zabrać rzeczy z szafki. Gdy teraz byliśmy w kawalerce.
-Będzie mi trochę tęskno za tobą Hank - odezwał się Riley.
-Mi też szef, ale muszę wrócić do swoich i do jednostki gdzie wszystko tak naprawdę się zaczęło! - oznajmił Hank - Poza tym odzyskałem to po co tu przyjechałem.
-Dzięki, że według ciebie jestem to - zaśmiałem się i uśmiechnąłem do przyjaciela, który sobie żartował ze mnie.
-Nie ma za co Grzesiek!
-Czyli wracacie do domu? - wtrącił się Martel.
-Tak marzę wręcz o swoim łóżku i posadzie kapitana - rzekłem spokojnie - może mógliśmy tu zostać, ale to nie jest nasze miejsce.
-Rozumiem was - uśmiechnął się, ale w jego oczach widziałem smutek. Nie dziwiłem się gdyż Hank był bardzo barwną personą i jego zapomnieć nie dało.
-Będę naprawdę tęsknić szef! - odezwał się Hank i podszedł do nas, bo siedzieliśmy na kanapie, a następnie przytulił się do czarnowłosego mężczyzny w okularach.
-Ja również Hank naprawdę nie możesz zostać?
-Nie mogę, choć bardzo podobała mi się tu służba to jednak chciałbym wrócić na porucznika - uśmiechnął się, a ja zaskoczyłem gdyż nie mówił, że otrzymał awans. Może po prostu nie chciał mówić bądź nie miał okazji aby mnie poinformować.
-Ależ to naturalne i zrozumiałe - odpowiedział, a Hank odsunął się od mężczyzny - gdzie masz zamiar spać skoro jutro wyjeżdżacie?
-Jedzie do naszych przyjaciół, którzy mają tu dom - oznajmiłem, poniekąd mówiąc mu prawdę. Jednak nie do końca choć z pewnością już wiedział co i jak, bo głupi nie był.
-A z rana wyjeżdżamy - dodał i podrapał się po karku - więc ciężko byłoby się pożegnać.
-Rozumiem mam nadzieję, że będziesz wpadać do nas i dzwonić również.
-Jasne szef jak będę miał czas to z chęcią! To wszystko jest szefa - odłożył na stolik odznakę, kluczyki, pistolet i mundur. - Dziękuje za możliwość tu służenia - zasalutował z uśmiechem, ale w jego oczach też widziałem smutek.
Pożegnaliśmy się z szefem policji życząc powodzenia i dalszych sukcesów w policji. Wsiedliśmy do wozu mego brata, który wziąłem na ten czas, bo i tak by nie miał po co nim jechać. Pojechaliśmy do Mokotowa oczywiście Hank pisał do Kuia o to więc wiedzą, że ma przyjechać. Nie byłem jednak pewny czy chce też opuszczać te miasto. To znaczy chciałem wrócić do swojej rzeczywistości wstania do pracy rano i pomocy ludziom, ale z drugiej strony szkoda było mi zostawiać tyle osób, które poznałem bardziej bądź też mniej, ale stały się częścią mnie.
-To co do zobaczenia rano?
-Tak Hank, wyśpijcie się, bo czekać będzie nas długa droga do domu.
-To już koniec Grzesiek jesteś wolny! Dlaczego więc się nie cieszysz?
-Odzyskałem to co straciłem, ale gdy straciłem to zyskałem - oznajmiłem - wiem, że nie da się pogodzić wszystkiego, ale gdyby się tylko dało nie tracić tego wszystkiego.
-Grzesiek przecież możesz przyjeżdżać, widywać, rozmawiać i zapraszać do miasta! To, że wyjeżdżamy nie oznacza końca! Może coś się kończy, ale nie oznacza to iż drugi się zamykają i nie ma powrotu!
-Może masz rację Hank - uśmiechnąłem się słabo do niego gdy on patrzył na mnie pokrzepiający sposób - nie palę przecież za sobą mostów.
-Zostawiasz je silniejsze niż były. Dobranoc przyjacielu! - powiedział do mnie, a ja kiwnąłem głową na jego słowa. Dość szybko wyjechałem z terenu starego Mokotowa i ruszyłem do domu. Erwin pewnie będzie na mnie wściekły, że nie odpisałem mu na wiadomości, ale nie miałem kiedy. Po pół godzinie jazdy przyjechałem przez bramę, która otworzyła się przede mną, a ja wjechałem pod delikatną górkę i następnie zaparkowałem samochód w garażu. Po cichu oczywiście wszedłem do domu i zamknąłem drzwi za sobą. Ściągnąłem buty by w skarpetkach przejść do schodów. W całym domu nie świeciły się żadne lampy więc po cichaczu wszedłem na górę i do swojego pokoju. Serce mi stanęło widząc te złote tęczówki, które świeciły w ciemności.
-Gdzieś ty tyle był? - jego zimny ton głosu nie brzmiał za dobrze dla mnie, a nie chciałem kłótni.
-Przepraszam Erwin ja wiem, że powinienem ci powiedzieć wprost, ale spałeś - mruknąłem - chciałem też być szybciej, ale nie dało się.
-Monte zostawiłeś mnie na cały dzień - burknął więc podszedłem do niego i oparłem czoło o te jego.
-Przepraszam cię kochanie wynagrodzę to ci w każdy możliwy sposób jaki będziesz tylko pragnął - wyszeptałem i musnąłem jego usta swoimi wargami.
-Jaki tylko będę pragnąć? - oczy mu aż się zaiskrzyły słysząc to co powiedziałem i nie dziwiłem się, bo sam bym korzystał z takiej propozycji.
-Tak - odparłem cichutkim tonem głosu i musnąłem jego usta. Siedział w mroku i nie spodziewałem się, że będzie nagi no w sumie wyczułem bokserki na jego bioderkach. Erwin zarzucił dłonie na mej szyi i przycisnął mnie do siebie bardziej.
-Skorzystam z tego gdy już jutro będziemy w domu - wyszeptał w me usta i dłońmi zsunął się na moją koszulę, którą zaczął rozpinać - rozbierz się i chodźmy się kłaść.
-Jak sobie życzysz - mruknąłem i pozbyłem się z siebie koszuli, a następnie spodenek. Wskoczyłem na łóżko, a Erwin położył się na mnie mrucząc zadowolony. Wsunąłem dłoń w jego włosy i przeczesałem je.
-Kocham cię Monte - mruknął sennie i zasnął na mnie więc objąłem go wokół pasa wtulając w siebie, a po chwili i ja zasnąłem z uśmiechem na ustach. Do naszego pokoju jak co ranek zawitały promienie słoneczne, które padały przez okno do wnętrza pomieszczenia. Przetarłem dłonią oczy i zerknąłem na telefon widząc piątą nad ranem. Erwin leżał obok mnie, a pamiętałem, że jak usypiał to był na mej klatce piersiowej. Ziewnąłem cicho gdyż spałem około pięć godzin, ale to i tak nie było źle. Pogłaskałem Erwina po policzku i wstałem z łóżka idąc do szafy. Ubrałem się w pierwsze lepsze ciuchy i uśmiechnąłem się słabo. Dziś mieliśmy wyjechać i bolało mnie to trochę, ale nic nie mogłem poradzić. Wyszedłem z pokoju idąc do toalety i załatwiłem swoje potrzeby przebierając się od razu w świeże ciuchy. Zrobiłem poranną rutynę i szybkim krokiem zszedłem na dół do kuchni.
-Wcześnie wstałeś Gregi - zerknąłem w stronę mamy, która uśmiechała się do mnie więc odwzajemniłem jej uśmiech - wyspałeś się chociaż skoro macie jechać?
-Tak nawet wyspany jestem - odpowiedziałem na jej zapytanie - czy wiesz gdzie jest moja paczka?
-Mają dziś akcje popołudniu więc zapewne są w altance - uśmiechnięta odpowiedziała mi - o której wróciłeś do domu?
-Około dwunastej w nocy - odpowiedziałem podchodząc do drzwi tarasowych - idę się pożegnać skoro są jeszcze.
-Za pół godziny powinno być śniadanie.
-Dobrze mamo - odparłem i ruszyłem w stronę altanki. Wziąłem głęboki wdech i wydech wpatrując się w niebo. Będę tęsknić za tym miejscem i to z pewnością. Było ważne dla mnie, a teraz gdy to mój brat jest Lordem i nowym przywódcą będę mógł tu wracać na spokojnie. Już z dala widziałem swoją grupę i szedłem do nich.
-Wąż! - krzyknął Jason widząc mnie więc machnąłem do nich.
-Hej ekipo - przywitałem się z nimi.
-Wypadasz z nami na konwój? - spytał Daniel, ale pokręciłem głową na nie.
-Dlaczego? - spytała Monia.
-Przepraszam was, ale wracam do domu do 5city - oznajmiłem, a oni spojrzeli na mnie jakbym sobie żartował, ale nie żartowałem - to nie są żarty przyjaciele, ale naprawdę wracam do domu.
-Przecież tu jest twój dom! - powiedział John.
-Poniekąd tak, ale tam czekają na mnie ci których zostawiłem.
-Nas też zostawiłeś! - Jessica oburzyła się - Znów masz zamiar to zrobić?!
-Nie oczywiście, że nie, bo będę wracać tutaj w odwiedziny i inne takie rzeczy - westchnąłem ciężko, bo nie chciałem ich zostawiać.
-Dlaczego choć raz nie możesz zostać z nami już na zawsze?! - oburzył się Daniel, który patrzył się na mnie z zawodem w oczach.
-Bo moje miejsce jest w policji, a nie w mafii! Aron was nie zostawił ani razu i mimo iż nie zawsze jest dobry to stara się jak może!
-My chcemy ciebie! - rzekł Jason, a ja przetarłem dłonią nasadę nosa.
-Nie mogę chciałbym, ale moje miejsce jest przy Erwinie kocham go i pójdę za nim choćby na koniec świata. Zrozumcie iż nie jest to moje miejsce i nie będę was prowadzić. Od początku wam pokazywałem, że nie chcę stawać na miejscu lidera.
-Ale Grzesiek! - burknęła brązowowłosa Monia.
-Przepraszam was, ale tym razem nie popełniam tego samego błędu! Nie zostawiam was bez słowa czy pożegnania. Wybaczcie mi, ale już dawno postanowiłem.
-Będziemy mogli wpadać do ciebie? - spytał Aron co mnie zaskoczyło, ale kiwnąłem głową na tak.
-Szkoda tracić znów członka rodziny - westchnęła Jessica, a w jej szarych oczach widziałam smutek.
-Nie tracicie! Będziemy utrzymywać kontakt przez telefon zawsze możecie wpaść do mnie albo ja będę przyjeżdżać! - sprostowałem jej słowa - Nie uciekam, bo nie mam już przed czym! - Aron podszedł do mnie i nie spodziewałem się, że obejmie mnie w przyjacielskim geście.
-Dobrze, że wróciłeś na ten czas - mruknął cicho, a ja wtuliłem się w niego.
-Zostawiam ich w dobrych rękach wiem to iż nauczyłeś się wystarczająco by być lepszym liderem - wyszeptałem czując jak z mego kącika oka spływa samotna łza. Nagle wszyscy rzucili się do przytulasa i było mi naprawdę ciężko żegnać się z nimi. Jednak to był ich dom i służyli dla mafii mego ojca, a teraz mego brata.
-Odwiedzaj nas często! - rozpłakała się Monia, a ja westchnąłem cicho gdyż nie chciałem by płakali.
-Będę się starał i będę tęsknić za wami - powiedziałem i uśmiechnąłem słabo odsuwając się od nich.
-Monte! Twoja mama woła na śniadanie! - spojrzałem w tył widząc jak Erwin idzie w naszym kierunku.
-Już idę! - odkrzyknąłem i spojrzałem na swych przyjaciół. - Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiliście i nie poddawajcie się nigdy.
-Ty też dąż do tego czego pragniesz - John poklepał mnie po ramieniu - idź do niego i my też dziękujemy, że nas na nowo połączyłeś.
-Kocham was wszystkich - uśmiechnąłem się wycierając dłonią policzek po której spłynęła mi łza i ruszyłem do Erwina. Od razu wtuliłem się w mego diabełka - chodźmy na śniadanie kochanie - mruknąłem cicho i z uśmiechem na ustach ruszyłem w stronę domu.
-Co chcieli i dlatego masz załzawione oczy?
-Wiesz Erwin powrót do naszej rzeczywistości wiąże się nie tylko z szczęściem, ale i stratą dla mnie. Zostawiam znów część siebie w tym miejscu. Część, która nie jest w stanie iść ze mną.
-Lecz już przed tym nie musisz już uciekać Grzesiu - złapał mnie za dłoń - bądź po prostu sobą, bo za to cię kocham najbardziej!
-Ja ciebie też - byłem mu wdzięczny, że był pomagał mi teraz, bo to był ciężki dla mnie czas.
-Spóźniliście się - oznajmił ojciec na co się uśmiechnąłem bardziej.
-Wybacz tato, żegnałem się z przyjaciółmi.
-Żegnałeś? - spojrzał na nas za gazety, a w jego oczach widziałem zdumienie.
-Wracamy dziś do 5city - powiedział za mnie Erwin - pora wracać do domu proszę pana.
-Co?
-Niestety mężu nasz syn chcę wyjechać - mama pocałowała mnie w czoło gdy usiadłem na swoim miejscu, a Erwin obok mnie.
-Dlaczego tak nagle?! - spojrzał na mnie zaskoczony na co poczułem się delikatnie zakłopotany.
-Myśleliśmy o tym już trochę czasu i przeciągałem wyjazd już trochę czasu od momentu gdy wygraliśmy rozprawę - powiedziałem szczerze - jednak z Erwinem muszę się zgodzić iż to czas aby jechać do domu.
-O której? - spytał od razu, ale nim ja bądź Erwin cokolwiek powiedzieliśmy wtrąciła się mama.
-O dziewiątej mają wyjechać.
-Tilio czy ty choć raz możesz mi powiedzieć coś przed tym jak coś ma być? Bo widzę, że jesteś bardzo dobrze poinformowana!
-Wybacz mężu, ale masz tendencje do wywyższania się i zakazywania - odparła z uśmiechem.
-Czyli od tak jedziecie?
-Kui wraz z Dią oraz Carbo mają po nas podjechać o dziewiątej.
-Jeszcze musimy się spakować - oznajmiłem gdyż niektóre rzeczy trzeba było wziąć z powrotem.
-Rozumiem - kiwnął głową nic więcej nie mówiąc o tym. Zaskoczony na jego spokój jedliśmy śniadanie. Czułem na sobie wzrok Marco więc z nim też będę musiał porozmawiać. Śniadanie minęło w dość przyjemnej atmosferze i chyba takiej pierwszej gdzie Erwin rozmawiał swobodnie z moją mamą i bratem, a nawet ojciec odzywał się co było zaskakujące. Po śniadaniu od razu ruszyłem do góry by nas spakować. Wziąłem torbę Erwina i zacząłem pakować jego ciuchy oraz najważniejsze kocyk od którego wszystko tak naprawdę się zaczęło choć czy tylko od koca. W końcu było wiele akcji gdzie byłem z Erwinem i okazywałem mu sympatię. Zamknąłem oczy słysząc jak ktoś wchodzi do pokoju.
-Dlaczego i ja nie wiedziałem, że wyjeżdżasz?
-Wiesz, że w pożegnaniach nie jestem najlepszy i wszyscy już chcieli wracać Marco. Nie mogę tu zostać.
-Zostawiasz to wszystko na moich barkach? - westchnął, a ja spojrzałem na niego. Podszedłem do niego i zgarnałem w ramiona. Poczułem jak wtula się we mnie.
-Jesteś lepszy do tego Marco uczyłeś się gdy ja powinienem przez te lata, ale to ty się do tego nadajesz - oznajmiłem spokojnie - wiem, że zostawiam cię z tym, ale ojciec będzie przy tobie wprowadzi cię oraz osobę, którą wyznaczysz na swoją prawą dłoń.
-Na pewno to dobry pomysł?
-Najlepszy - odparłem - będę przyjeżdżać i odwiedzać cię, zawsze możesz zadzwonić do mnie.
-Nie chce tracić ciebie Monte - mruknął.
-Marco cieszę się, że życie dało mi drugą szansę by na nowo móc tu być i naprawić to co zostało popsute - rozczochrałem mu włosy - wierzę, że może być teraz tylko lepiej i zamiast rządów terroru oraz strachu zastąpisz je na rządy rozsądne i pełne sprawiedliwości.
-Zobaczymy co się da zrobić bracie - uśmiechnął się do mnie, ale uśmiech zszedł z jego ust dość szybko - myślisz, że sobie poradzę?
-Najważniejsze byś robił to co uważasz za słuszne i podpowiada ci serce - dotknąłem jego klatki piersiowej gdzie miał serce - bądź po prostu sobą.
-Będzie mi ciebie brakować choć nie zawsze byłem dobrym młodszym bratem.
-Każdy ma swoje wady najważniejsze jest by przyznać się, że je się posiada - na mych ustach był szeroki uśmiech i miałem nadzieję, że nawet gdy będziemy po dwóch stronach medalu nadal będziemy się kochać jak bracia bez względu na wszystko co będzie się działo wokół.
Czy Marco podoła jako lider?
Czy Grzesiek będzie ubolewać nad rozstaniem?
2340 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro