Zwyczajny dzień
N OOOO CNY właśnie tak 😎
Dziś nawet spokojny rozdział się szykuje
Jak tam u was minął dzionek? Jak nastawienie do tego, że w następnym tygodniu koniec książki?
Cóż krótki wstęp
Dobrej nocy życzę wszystkim, a ci co z rana będą czytać to miłego dzionka!
Na początku było mi ciężko przestawić się do życia w mieście, ale po kilku dniach dałem radę już przyzwyczaić się do tego wszystkiego, jak i przypomnieć sobie wszystko co związane z miastem. Obudziłem się mając w ramionach Erwina, który również wrócił do swojej pracy, którą jest obrabowanie różnych instytucji finansowych. Na nowo staliśmy po dwóch przeciwnych stronach, ale kochaliśmy się jeszcze bardziej. Te wszystkie wydarzenia tylko wzmocniły naszą miłość do siebie i cieszyło mnie to, że go mam przy sobie. Spojrzałem na niego i delikatnie oraz z czułością pogłaskałem go po plecach. Wszystkie swoje rzeczy, co były w domu zaniosłem z powrotem do szafki policyjnej, która wróciła do mnie wraz z nowym mundurem policyjnym. Nawet nie wiem kiedy tak strasznie szybko minął ten miesiąc i zaczął się wrzesień. Powoli pogoda robiła się stopniowo coraz bardziej chłodniejsza. Mimo iż temperatura trzymała się około dwudziestu stopni to jednak powoli nadchodziła jesień. Nie mogłem uwierzyć, że w ten rok tak dużo się stało i wydarzyło, ale jak to mówią przyjaciół poznaje się w biedzie i są zdolni wskoczyć za tobą w ogień. Ja poznałem naprawdę cudownych przyjaciół mimo, że nie wszyscy tacy byli, ale liczyło się to, że byli.
Pocałowałem ostrożnie Erwina w czółko gdy słodko spał wtulony w poduszkę. Wstałem po cichu z łóżka zostawiając go pod czarnym kocykiem i poprawiłem go by miał ciepło. Na spokojnie podszedłem do szafy z której wziąłem ciuchy w sumie to mundur na dzisiejszą służbę i ruszyłem do łazienki by umyć się przed pracą. Wróciłem do swojego systemu pracy gdzie pół dnia spędzam w pracy, a pół spędzam u boku Erwina. Musiałem przyznać, że trochę tęskniłem za wanną, bo jednak inaczej było myć się w niej, a inaczej pod prysznicem, który miałem w mieszkaniu. Położyłem ubranie na pralce i spojrzałem w lustro gdzie widziałem wypoczętą twarz zero zmartwień i worów pod oczami, pomimo pracy w której dawałem z siebie wszystko. Na mych ustach był uśmiech, który na co dzień był na nich, bo miałem powód do tego by gościł na mej twarzy.
Nie kryłem tego, że byłem szczęśliwy, bo naprawdę w końcu czułem, że żyje i nikt nie ma kontroli nad mym życiem oprócz samego mnie. Nikt nie rządził mymi wyborami. Wszedłem pod prysznic i od razu odkręciłem kurek z zimną wodą, która od razu spowodowała gdy dotknęła mego ciała iż poczułem się obudzony, a na mym ciele pojawiła gęsią skórka gdyż ciało nie spodziewało się takiej zmiany temperatury. Przemyłem się cały pod lodowatą wodą gdyż chciałem pobudzić umysł do działania. Po kąpieli od razu wysuszyłem się i przebrałem w mundur. Poprawiłem się w lustrze i przeczesałem włosy do tyłu, układając je w charakterystyczny dla mnie sposób. Po szybkim odświeżeniu się od razu ruszyłem do kuchni by przygotować dla nas śniadanie. Cieszyłem się mocno gdy mogłem wrócić do gotowania gdyż lubiłem to robić i nie wyobrażałem sobie dnia bez zrobienia czegoś w kuchni. Na śniadanie przygotowałem jajecznicę i tosty posmarowane masełkiem oraz kilka warzywek. W pełni pożywne śniadanie pełne potrzebnych dla mnie witamin i dla Erwina. Od razu wziąłem talerz nakładając część dla mego partnera, a resztę wziąłem na drugi talerz i wziąłem się za szybkie jedzenie śniadania. Z uśmiechem na ustach postawiłem jedzenie na stoliku, które miało zostać później zjedzone przez siwowłosego. Podszedłem do komody i wyciągnąłem kartkę wraz z długopisem, szybko napisałem kilka słów pozostawiając notkę dla Erwina.
Uśmiech sam mi się powiększył na ustach gdyż pamiętałem jak to zostawiałem dla niego takie niby nic nie znaczące notatki gdy musiałem wyjść wcześniej bądź coś załatwić. Jednak było w nich zawsze coś dzięki czemu uśmiech gościł na moich ustach przez cały dzień i ustach mego chłopaka. Wziąłem klucze do mieszkania oraz do veci i wybrałem numer do Mamy, bo mieli przyjechać któregoś dnia nie mówiąc mi w sumie którego, a potrzebowałem to wiedzieć by poprosić o dzień wolny w pracy. Zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem po schodach w dół uśmiechając się cały czas. Przy uchu miałem słuchawkę i czekałem aż mama odbierze bądź będę musiał czekać na to aż oddzwoni. Wyszedłem z klatki schodowej na ulicę i wziąłem głęboki wdech porannego powietrza.
Może nie był takie czyste jak na wsi to jednak niebo było wszędzie te same i niezmienne. Podszedłem na parking i otworzyłem moje maleństwo, które stało samotnie na parkingu. Wsiadłem za kierownicę veci i odłożyłem telefon do kieszeni gdyż mama nie odbierała. Może była u małego Grzesia i pani Zofii bądź pomagała w czymś czy robiła śniadanie. Jest wiele możliwych opcji, przejechałem dość szybko pod komendę policji i wziąłem głęboki wdech. Niektórzy nie do końca chcieli mego powrotu i walczyłem z ludźmi, którzy nie chcieli słyszeć wytłumaczeń z mojej strony czy strony szefa policji. Skoro o tym mowa to Pisicela wrócił na stanowisko 101 i przejął kontrolę nad komendą tak jak to wcześniej było. Wszystko wracało do stanu przed momentu nim zostałem zabrany do domu jednak niektórzy ludzie byli pamiętliwi i starali się mnie zniszczyć dając bezsensowne skargi na mnie, ale Janek wiedział, że nie robię nic złego. Jedynym problemem teraz byli ci ludzie.
-Nie chcemy cię tu!
-Wypieprzaj do swojej mafii!
-Potwór, a nie policjant!
To były niektóre z słów, które słyszałem od ludzi co stali pod komendą i czekali tylko na to aż wyjdę bądź będę iść na służbę. Jednak wiedziałem z czym się wiąże to iż wrócę do miasta.
-Rozejść się! - krzyknął Hank, który otworzył lobby, które było zamknięte gdyż niektórzy z obywateli było zdolnych zdemolować je i zrobić graffiti, które obrażały moją osobę. Jednak od zawsze byłem jebany więc takie obraźliwe słowa mnie nie zniechęcały do działania. Przytuliłem się do Hanka z szerokim uśmiechem.
-Hej Hank!
-No siemasz Grzechu wspólny patrolik? - zapytał, a ja kiwnąłem głową na tak.
-Daj mi tylko wziąć wyposażenie z zbrojowni i radio - oznajmiłem mu i odsunąłem od niego. Zamknął on drzwi na klucz i westchnął.
-Nie sądziłem, że tyle osób będzie niechętnych wobec ciebie - powiedział niepewnie - to i tak mniej już niż gdy Rightwill publicznie oznajmił to, że Pisi wraca na stołek i na nowo wracasz do służby.
-Nie obchodzi mnie opinia ludzi! Od zawsze szeptali za moimi plecami i mogą nawet dalej to robić, nie interesuje mnie to! Ja się tylko cieszę z tego, że wszystko wróciło do normy Hank... nie takiej jak wcześniej, ale do tego trzeba jeszcze czasu i czynów by było tak dobrze jak było.
-Rozumiem Grzesiek, ale martwię się o ciebie.
-Nie mam już złych myśli przyjacielu minęły one gdy tylko wróciliśmy do domu - mruknąłem i wszedłem do zbrojowni od razu biorąc wyposażenie oraz zakładając radio. - 105 status 1, dzień dobry - powiedziałem do radia i spojrzałem na Hanka, który nie był chyba przekonany tym iż jest ze mną lepiej.
-Nie jestem pewien... - chciał mówić coś więcej, ale mój telefon mu w tym zdecydowanie przeszkodził. Wyciągnąłem go z kieszeni i od razu odebrałem.
-Gregory Montanha - powiedziałem jak to zawsze mówię gdy nie patrzę na numer telefonu.
-Wiem synu, że to ty - głos mamy od razu sprowadził mnie na ziemię.
-Hej mamo! - przywitałem się i wyszedłem z zbrojowni od razu idąc do sali obrad swat by tam porozmawiać. To było pierwsze miejsce co przyszło mi do głowy gdzie jest cicho i bezpiecznie.
-Po co dzwoniłeś synu?
-Chciałem spytać jak u was? - powiedziałem i oparłem się o ścianę. Mimo iż miałem kontakt z każdym z Lordów poprzez telefon to nie szczególnie niektóry chcieli pisać ze mną bądź rozmawiać. Tłumaczyli się brakiem czasu bądź napiętym grafikiem dnia.
-Dobrze ojciec wdraża od miesiąca twego brata i wiesz niedługo będzie inicjacja choć wolałabym aby nie zabijał nikogo, ale tu niestety jest tradycja i twój brat musi to jeszcze wykonać aby stać się w pełni członkiem Lordów.
-Rozumiem - odpowiedziałem gdyż znałem procedury i takie inne duperele - mamo, a kiedy macie zamiar przyjechać?
-Za dwa dni Gregi - odpowiedziała - o to tylko dzwoniłeś tak?
-Nie do końca - odpowiedziałem drapiąc się po karku gdyż mnie przejrzała - ale poniekąd tak, bo muszę sobie wziąć wolne na ten dzień.
-Rozumiem - odparła - jak w ogóle w pracy?
-Dobrze wróciłem na swoje stanowisko biorę udziały w akcjach to co uwielbiam i łapie złoczyńców!
-A co u Erwina?
-Planują napad na galerię sztuki - odpowiedziałem od razu i zagryzłem wargę gdyż nie powinienem mówić to w pracy gdyż ja tak naprawdę nie wiem nic co i jak.
-To pewnie drogie rzeczy - powiedziała mama, a ja musiałem przyznać jej rację, bo byłem z Erwinem w tej galerii, ale zamiast patrzeć na wystawę i co takiego niesamowitego posiada to już myślał nad szyframi oraz włamem. Od razu sprzeciwiłem się pomocy w tym udziale gdyż chciałem rozdzielać pracę i życie między wie strony jak to robiłem wcześniej. Lecz przekonałem się, że mafii nie da się tak wyplenić gdyż można zrzec się mafii, ale mafia zostaje w sercu tak czy siak. Widząc plany galerii aż nie jeden raz widziałem wyjścia i rozwiązania tego co nie widział Erwin lecz sam musi do tego dojść wraz z resztą rodziny.
-Tak - odpowiedziałem po chwili gdyż za bardzo dałem się pochłonąć myślą.
-Jakbyś potrzebował rady bądź pomocy to powiedz, zadzwoń bądź napisz!
-Wiem mamo dziękuję, pozdrów ojca i brata - oznajmiłem i rozłączyłem się gdyż nie sądziłem, że tak szybko przyjdą. Będzie trzeba zorganizować jutro miejsce do spania dla nich, a najlepiej mieszkanie Erwina im udostępnić chyba, że się nie zgodzi to wtedy będzie problem.
-Grzesiek już tyle? - rozbrzmiał głos Hanka, który niepewnie otworzył drzwi, a ja skinąłem głową idąc do niego. - Co chciała twoja mama? - spytał cicho.
-Dzwoniłem do niej wcześniej mają przyjechać do mnie w sumie to do nas - podrapałem się po karku.
-Masz gdzie ich przyjąć?
-Myślałam o mieszkaniu Erwina - oznajmiłem spokojnie i ruszyłem do swojej veci, a za mną szedł Hank, który rozmawiał ze mną na ten temat. Uśmiech był na moich ustach gdy ruszyliśmy w miasto na spokojnie patrolowaliśmy je.
-Jedzie za szybko!
-No to lecimy! - oznajmiłem i ruszyliśmy za sutanem, który pędził przez ulicę. Sygnały policyjne rozbrzmiewały odbijając się od bloków i niosąc w dal sygnały. Auto nagle zjechało na pobocze więc stanęliśmy za nim. - Kierowco proszę zgasić silnik i przygotować dokumenty! - krzyknąłem i spojrzałem na Hanka.
-110 plus jeden przeprowadzamy 10-38 na czerwony sultanie nieopodal czerwonego parkingu - zgłosił więc na spokojnie wysiadłem z samochodu i ruszyłem do zatrzymanego.
-Dobry poproszę o szybę w dół - oznajmiłem i wyciągnąłem tablet z paska.
-Tak panie władzo? - spojrzałem na kierowcę i zaskoczyłem się widząc Speedo, ale szybko odrzuciłem to iż go znam, teraz byłem w pracy.
-Gregory Montanha kapitan pierwszego stopnia, mój numer odznaki 105 - wylegitymowałem się mu - proszę o prawo jazdy i dowód osobisty.
-Już - odpowiedział i podał mi białowłosy to o co prosiłem.
-Albert Speedo - przeczytałem i spojrzałem na jego kartotekę w tym mieście - gdzie tak spieszno?
-Chyba wie pan panie policjancie gdzie - odparł, a ja zerknąłem na niego.
-Spotkanie? - spytałem zaskoczony, bo było popołudnie w sumie już, ale żeby było organizowane spotkanie o tej godzinie tego nie spodziewałem się w ogóle.
-Tak wiesz odnośnie czego! - uśmiechnął się zakłopotany.
-Jesteś czysty i wszystko się zgadza - oddałem mu dowód i prawo jazdy - tylko samochód nie należy do pana tylko do Vasqueza Sindacco.
-Pożyczony wóz - odparł, ale w to mogłem uwierzyć gdyż jechał z nami więc jego samochód dopiero jest ściągany z Coco i podobno miał być jutro.
-Dobra dziś będzie to pouczenie następnym razem będzie to jednak mandat, dlatego radzę spokojniej jeździć dobrze?
-Oczywiście panie władzo!
-Czy sygnalizacja świetlna zostanie wyłączona będziesz mógł odjechać. Czy jest to zrozumiałe? - spytałem gdyż trzeba było powiedzieć tą formułkę.
-Jak słońce - uśmiechnął się więc ruszyłem spokojnie w stronę veci.
-110 koniec interwencji do 10-38 powrót do patrolu. - zgłosił na radiu gdy ja wsiadłem do auta i zgasiłem światła, a Speedo odjechał. - To ten nowy co nie?
-Tak to Speedo jest jeszcze na okresie próbnym, ale według mnie wezmą go ze względu na Sindacco - wyjaśniłem gdyż było po prostu to widać, że brunet był zainteresowany mniejszym mężczyzną i bez powodu by nie latał za nim.
-Czyżby on i Vasquez?
-Może jeszcze nie, ale Vaski jest nim zainteresowany - oznajmiłem i na spokojnie jechaliśmy przez miasto. Czułem się rozluźniony mimo iż w niektórych miejscach ludzie byli nie mili, ale wśród gangów i mafii miałem większe uznanie oraz nie czepiali się mnie tak bardzo jak innych funkcjonariuszy. Może przez to, że zawsze byłem rozsądny i nie patrzyłem tylko schematem.
-Jedziemy na burgershota? - spytał nagle co mnie zdziwiło, ale na mych ustach pojawił się uśmiech.
-Wbijamy tam do nich co nie? - zerknąłem na niego, a on kiwnął głową na tak.
-Jeszcze się pytasz jedziemy!
-Dobra - odparłem i ruszyłem na burgershota na którym byłem tylko raz od czasu gdy wróciłem do miasta. Po chwili zaparkowałem samochód z tyłu restauracji. Wysiedliśmy z radiowozu i zgłosiliśmy status drugi na radiu by wejść bez wszystkiego do środka. Wyłączyliśmy bodycamy i mogliśmy wejść do wewnątrz. Poprawiłem mundur i weszliśmy do wnętrza budynku, a ja od razu ruszyłem spokojnym krokiem na zaplecze. Otworzyłem drzwi gdyż nadal miałem klucze do zaplecza i wspólnie weszliśmy do środka po kryjomu.
-Mamy praktycznie wszystko co trzeba aby ogarnąć ten napad!
-Ja nie biorę w nim udziału - rozbrzmiał głos Carbo co mnie zdziwiło gdyż zawsze był kierowcą.
-Co dlaczego?!
-Właśnie??
-Oho - mruknął Hank więc spojrzałem na niego z niedowierzaniem iż zdradził naszą pozycję.
-Gregory i Hank co wy tutaj robicie? - rozbrzmiał głos Kuia, ale mój wzrok był skupiony na pewnym mężczyźnie, który szedł do mnie. Uśmiechnąłem się gdy jego ręce znalazły się na mojej szyi i musnął moje wargi swoimi ustami więc niewiele myśląc odwzajemniłem jego pocałunek.
-Przerwa w pracy - oznajmił Hank gdyż ja i Erwin byliśmy zajęci sobą.
-Dziękuje za śniadanie było smaczne - mruknął w moje usta, a ja objąłem go wokół pasa i wtuliłem w siebie. Chciałem już coś mówić, ale wtrącił się nim zdołałem - więc co was tak naprawdę sprowadza?
-Jedzenie i mam informacje dla ciebie - oznajmiłem delikatnie się stresując, ale widząc jego oczekujący wzrok musiałem powiedzieć o co mi chodzi - rodzice mają przyjechać za dwa dni.
-I niby gdzie chcesz ich przetrzymać?
-Myślałem o twoimi mieszkaniu Erwin.
Po co przyjeżdżają do miasta?
Czy ludzie zaakceptują Grzesia?
2303 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro