Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zrobię wszystko co w mojej mocy

N OOOO CNY rozdział?!
BRUHBRUH! Witam serdecznie wszystkich wracamy do nocnych, które tak bardzo kochacie!
Chyba nie spodziewaliście się nocnego co nie? Jeszcze was zaskoczę!
Ruszamy z główną fabułą!
Co myślicie o #challengepiszemyshoty

Dziękuję wszystkim za życzonka ❤️ jesteście wspaniali PeepoLove 

Życzę wam dobrej nocki, a ci co będą czytać za dnia miłego dzionka!

-Co się tu dzieje? - spytałem nie za bardzo rozumiejąc co robi tutaj policjant, bo myślałem, że Kui nie chce nikogo z glin w naszym gronie po tym co się stało z Monte. Stałem w biurze i z szokiem patrzyłem się to na Hanka to Dię oraz Kuia.

-Hank zgodził się na to aby wyjechać na Coco - oznajmił chińczyk - jego pomysł jest na tyle dobry, że może się udać.

-Wtajemniczycie mnie? - spytałem.

-Naprawdę wierzysz, że Grzesiu żyje? - wtrącił się Hank, który trochę się zapuścił, ale wystarczyło iż ogoli się i przytnie włosy.

-Póki nie zobaczę grobu nie zrezygnuje z tego, że żyje - odparłem i spojrzałem na każdego z nich w pomieszczeniu.

-Rightwill ma u mnie dług, który pomoże nam w tym co chcemy zrobić - oznajmił.

-Do rzeczy - mruknąłem - bo nadal nic nie wiem.

-Wyślemy Overa na służbę do Coco do tamtejszej jednostki - odezwał się Dia.

-Hank pojedzie tam w ramach odpoczynku i relaksu od wydarzeń, które się wydarzyły. Wymówka dla tamtego szefa policji, a przy okazji naprawdę odpocznie i w czasie tamtej służby odwiedzi wszystkie cmentarze - wytłumaczył Chak i patrzył się na mnie z nadzieją iż to wystarczy.

-To mogłoby się udać - mruknąłem i spojrzałem na mężczyznę, który jak się okazało ma przypiętą przypinkę rangą porucznika. -Awansowałeś?

-Tak od tygodnia jestem porucznikiem  pierwszego stopnia i moja odznaka to 110 - wylegitymował się, ale nie widziałem jego radości z awansu.

-Dlaczego się nie cieszysz?

-Bo bez Grzesia nie ma to sensu tutaj służyć więc mogę zaryzykować życiem jeśli naprawdę sądzisz, że on żyje. Nigdy się nie myliłeś więc tym razem zaufam ci tak jak to robił Grzesiu - powiedział z słabo się uśmiechnął do mnie, a ja odwzajemniłem jego uśmiech.

-Dziękuję - odpowiedziałem, że wierzy we mnie mimo iż mogło to wydawać się głubie i nierealne. Jednak wierzył w to samo co ja. 

-Więc? - spytał się mnie Kui.

-Jeśli Hank zgadza się na to, to niech tak będzie. Kiedy by dało się zrobić to aby wysłać naszego zwiadowcę na teren wroga? - zapytałem patrząc się na chłopaków.

-Jutro spotkamy się z Rightwillem - oznajmił, a ja spojrzałem na niego z niezrozumieniem.

-Jak spotkamy?

-Omówimy to gdy porucznik Over opuści nasz lokal, bo zaraz mamy spotkanie.

-Oczywiście jak coś wiecie jak brzmi mój numer telefonu.

-Ogarnij się troszkę Hank - odezwałem się do niego - Monte nie chciałby abyś tak się zapuścił.

-Może masz rację - kiwnął głową - też powinienem się trochę ogarnąć jak i ty to zrobiłeś.

-Nie jest łatwo, ale nie jesteś sam - rzekł Dia - możesz też na nas liczyć, bo w końcu byłeś przyjacielem Grzesia.

-Dzięki, ale i tak dajecie mi możliwość do ogarnięcia się po miesiącu załamania. Zrobię wszystko aby udało się wykonać misję do której mnie zwerbowaliście!

-Chodź otworzę ci drzwi od zaplecza abyś mógł wyjść niepostrzeżenie - zasegurował Dia, a Over kiwnął głową i razem wyszli z pokoju. Carbo stał oparty o ścianę i nie odzywał się przez całą rozmowę. Nie wiedział dokładnie o co chodzi, ale jak widać Kui bardzo szybko zaczął działać aby znaleźć dla mnie grób należący do byłego policjanta i mojego chłopaka.

-Zaraz powinni być wszyscy - oznajmił i wstał z fotela - czy może być taka rekompensata za to co się wydarzyło kilka godzin wcześniej?

-Yhym - mruknąłem - o co chodzi z tym, że pójdziemy do Rightwilla?

-Erwin nie będę liderem jeśli ty nie będziesz moją prawą ręką i drugim liderem.

-Nie nadaje się do tego i powinienem na długi czas odpuścić sobie takie dowodzenie kimkolwiek dla wszystkich dobra.

-Sądzę, że to zrobi ci dobrze i nauczysz się na nowo żyć - odpowiedział.

-Wuja ma rację - poparł go Carbo - bez ciebie to nie będzie to samo, a tak to będzie dla wszystkich lepiej.

-Jesteście pewni?

-Jak nigdy dotąd - rzekł Kui - musisz się zgodzić inaczej nie widzę tej mafii.

-Postaram się - mruknąłem, a Kui poklepał mnie po ramieniu uśmiechając się wesoło.

-Razem jesteśmy silni - oznajmił - więc razem wyjdźmy na przekór temu co jest złe.

-Pomożesz w zemście? - spytałem z nadzieją, że zgodzi się na nasze ukryte rządzę.

-Najpierw niech Hank zajmie się zwiadem dobrze? - odpowiedział na moje pytanie.

-Dobrze - mruknąłem, a nawet nie zauważyłem gdy Nico wyszedł z biura i wrócił do niego.

-Wszyscy już są pora zaczynać - oznajmił na co kiwnęliśmy głową.

-Zaraz będziemy - powiedział Kui, a Carbuś wyszedł z biura natomiast ja ściągnąłem w końcu z głowy kapelusz kowbojski.

-Nie wiem czy to dobry pomysł - powiedziałem to co siedziało mi na sercu, bo nie czułem się na tyle dobrze aby wrócić do tego.

-Nie jesteś z tym sam - odparł - dasz sobie radę. Chodź idziemy do naszych ludzi.

-Dobrze - westchnąłem i ruszyłem za nim. Za drzwiami byli już wszyscy ode mnie jak i od Kuia. Nikt nie wiedział jednak po co tutaj są no oprócz Nico, bo mu się wygadałem.

-Miło was widzieć wszystkich tutaj zebranych. Mamy dla was informacje, która trochę was zszokuje, ale raczej nie będzie naszym zadaniem problemem.

-O co chodzi? - spytał David.

-Właśnie? - poparł go Vasquez.

-Chcemy powiedzieć przez to, że chcemy połączyć nasze mafie w jedną - wyjaśniłem.

-Współpracujemy ze sobą dobry kawał czasu i stwierdziliśmy z Erwinem, że pora coś z tym zrobić - ciągnął właściciel Burgershota. - Dlatego też łączymy nasze mafię w jedno i od dziś stoimy pod jednym sztandarem zjednoczonych mafii pod nazwą Zakshot!

-Kto w takim razie jest liderem? - spytała Sky.

-Od dziś Kui nami dowodzi - oznajmiłem i stanąłem po jego prawej stronie - jednak ja będę prawą dłonią póki nie wrócę do pełni zdrowia psychicznego.

-Dobrze - kiwnął głową Silny - jeśli tak chcecie.

-Nie widzę w sumie różnicy - stwierdził Dia ze swoim standardowym uśmiechem na ustach.

-Mi pasuje - rzekła Heidi, a ją poparły dziewczyny.

-Chyba znamy rozkład jazdy! - zaśmiał się - Jazda z kurewkami! Mokotów odżywa na nowo!

-Tak - poparłem i uśmiechnąłem się promiennie do wszystkich tutaj zgromadzonych, którzy byli częścią mojej rodziny. Tyle osób miałem na których mogłem liczyć, a okazuje się iż Hank jest gotowy na to aby zaryzykować swoje życie dla mojej głupiej nadziei, ale przynajmniej on wierzył mi bezgranicznie. Mam nadzieję, że nie pośle go tylko prosto na śmierć z tym iż mogłem się mylić.

-Misiu kolorowy teraz wszystko się zmieni jeśli tylko uwierzysz - jego dłoń dotknęła mego ramienia.

-Wierzę w to iż pomścimy tych, którzy zostali niewinnie osądzeni - odpowiedziałem patrząc się w oczy mężczyzny.

-Na to trzeba czasu i dobrze o tym wiesz - odparł, ale kiwnął głową na znak zgody. Mimo, że odmawiał to jednak nadal był po tej samej stronie co ja i to była tylko kwestia czasu aż nadejdzie ten dzień w którym zemścimy się za wyrządzone krzywdy.

Perspektywa Hanka

Po stracie Grzesia naprawdę ciężko było mi się pozbierać do kupy. Wróciłem do pracy, że pracy, ale nie miało to dla mnie większego sensu i znaczenia. Robiłem to, bo musiałem w końcu wyrobić godziny gdyż byłem o mały włos aby dostać upomnienie odnośnie braku aktywności na służbie. Nie chciałem tego, ale z drugiej strony nie miałem siły by służyć i chronić, bo co ze mnie za policjant skoro własnego przyjaciela nie potrafiłem ochronić przed rychłym końcem i zgubą. Nawet nie pożegnałem się z nim, co bolało mnie chyba najbardziej. Jednak miałem nadzieję, że to co jest pisane jemu nigdy się nie wydarzy, ale jak się okazało wydarzyło się, a w sercu została pustka. Przyjechał do mnie Dia aby sprawdzić co u mnie. W końcu siedziałem w mieszkaniu, bo nie poszedłem dziś na służbę gdyż nie miałem siły na to aby iść. Trochę się zapuściłem, a moja broda była dłuższa i poplątana jednak nie miałem siły aby coś zmieniać w sobie. Trochę pod upadłem, ale sądziłem, że to tylko chwilowe i to tylko kwestia czasu aż zapomnę. Jednak nie potrafiłem gdyż wszystko przypomniało mi o drogim przyjacielu, który został rozstrzelany.

-Hank było dobrze i nagle pod upadłeś - westchnął Dia - co takiego się stało?

-Po prostu boli gdy wspominam o Grzesiu i ciężko jest mi pogodzić się z tym iż go nie ma z nami tutaj wśród żywych - powiedziałem z cichym westchnięciem - starałem się być silny, ale nie udało się.

-Chłopie wiem, że może być ciężko, ale musisz jakoś to udźwignąć.

-Zbyt długo to dźwigałem na sobie chcąc jakoś ulżyć Grześkowi, ale zawiodłem po całej linii jaki przyjaciel.

-Nie myśl tak Hank przecież Grzesiu cenił sobie twoja pomoc i nie chciałby abyś się teraz załamywał - poklepał mnie po plecach w geście wsparcia swoją osobą. Wziąłem głęboki wdech i wydech. Może miał rację w końcu nie tego by chciał Grzesiu, ale tutaj praca jest zbyt boląca me serce gdyż wszystko przypomina mi nim.

-Wybacz telefon - przeprosił mulat i odebrał -O co chodzi? - po jego mimice twarzy widziałem, że coś mu się nie podoba - Mam ci kogoś znaleźć? Gdzie chcesz posłać tego kogoś? - nie chciałem wtrącać się w jego rozmowę, ale słuchałem jego odpowiedzi - Wiesz, że to samobójstwo?

-Co się dzieje Dia? - spytałem cicho, ale nie odpowiedział mi.

-Jednak obcej osoby też nie mogę znaleźć - stwierdził i napisał mi na kartce iż Kui poszukuje kogoś

-Zgłaszam się na ochotnika - powiedziałem mimo tego co słyszałem z ust Dii to może zmiana otoczenia pomoże mi.

-Em na pewno? - spytał się mnie cicho.

-Chyba mamy ochotnika - odpowiedział Kuiowi. Chwilę z nim porozmawiał i rozłączył się - mam nadzieję, że wiesz na co się szykujesz.

-Cokolwiek, by to nie było to idę na to.

-Zbieramy się - oznajmił.

-Gdzie?

-Na zakon, bo tam się spotkamy z Kuiem i pomyślimy nad wszystkim - odparł - musimy w końcu ci jakoś pomóc dostać się na miejsce niepostrzeżenie.

-Nie lepiej by było jakbym poszedł tam do pracy? - spytałem ubierając buty.

-Kui zdecyduje, a my jedzmy już bo zaraz będzie na miejscu, a my mamy kawałek aby tam dotrzeć.

-Jasne - kiwnąłem głową i ruszyłem za nim. W ten sposób znaleźliśmy się na Zakonie Błędnej Ciszy, bo w końcu w tym miejscu miało dojść do spotkania.
Czekaliśmy na Chaka siedząc w fotelach na zakrystii.

-Wybaczcie za spóźnienie - oznajmił chińczyk i zdziwił się widząc mnie - co tu robi Over?

-Jestem ochotnikiem na tą samobójczą misję.

-Potrzebujemy kogoś kto nie będzie rzucał się w oczy, a wybacz Over ty rzucasz się.

-Hank wpadł na super pomysł najpierw posłuchaj potem decyduj - oznajmił Dia, a niskim mężczyzna usiadł na kanapie.

-Więc słucham! Jaki macie plan?

-Mówił pan, że potrzebujecie zwiadowcy na obcym terenie. Co jeśli przeniesiony bym został do miasta Coco na tamtejszą jednostkę?

-Hank miałby możliwość zwiedzenia miasta jak i obserwacji nie tylko cmentarzy, ale i również Lordów - oznajmił Dia na co kiwnąłem głową.

-Problemem jest tylko to aby zostać przeniesionym do innego miasta - westchnąłem gdyż nie powiem trochę się bałem wyjeżdżać, ale to będzie chyba jedyny racjonalny sposób na to aby pozbyć się bólu związanego ze stratą. Na dodatek jak znajdę grób Grzesia to pożegnam się z nim należycie tak jak bym chciał to zrobić. Wtedy poczuję się może lepiej i pomoże mi to zewyciężeniem bólu związanego ze stratą wspaniałego przyjaciela. Nie miałem w sumie co do stracenia oprócz kuzyna jednak on miał już ułożone życie.

-Jeśli, by to się udało to znam sposób na to abyś dostał się do innej jednostki, ale musisz zrobić wszystko to co ci byśmy kazali - rzekł Kui na co kiwnąłem głową.

-Zrobię wszystko co w mojej mocy aby wam się przysłużyć i pomóc w tym co planujecie. Dla Grzesia zrobię wszystko - rzekłem, a chiński mąciciel uśmiechnął się do mnie.

-Nadasz się, ale to Erwin zdecyduje dokładnie czy zgadza się na to! - odparł na co po prostu się zgodziłem. Następnie czas leciał naprawdę szybko, a Erwin zgodził się na to. Wierzył, że Grzesiu żyje, a skoro on wierzył w to, to i ja wierzyłem. Nawet jeśli mam się rozczarować to wolę to zrobić chociaż próbując udowodnić, że żyje. Znajdę ten grób bądź też nie, ale musiałem nadzieję, się jednak nie znajdę go martwego, pogrzebanego w ziemi. Wróciłem do domu i spojrzałem na siebie w lustrze. Za długa broda i włosy chaotycznie ułożone przez to iż każdy szedł w inną stronę. Ruszyłem więc do łazienki i wziąłem maszynkę w dłoń. Pora zmienić się i ogarnąć w końcu mam pomóc rodzinie i przyjaciołom Montanhy. Musiałem chociaż wyglądać jak człowiek, a nie menel. Zgoliłem brodę i ściąłem włosy. W końcu wyglądałem jak człowiek i poczułem się trochę lepiej. Wziąłem szybki prysznic i ogarnąłem się do końca. Rano czekała mnie ranna służba i musiałem wyrobić te godziny ponad wszystko. W końcu pora pomścić śmierć przyjaciela i mimo tego, że nie powinienem bratać się z wrogiem to jednak dają mi szansę na coś czego inni nie potrafią mi dać. Wziąłem głęboki wdech i uśmiechnąłem się słabo do lustra, do swojego odbicia w nim gdzie był zmęczony życiem mężczyzna, który starał się podnieść na równe nogi po upadku.

-Jak ty to Grzesiu robiłeś? Przecież to w chuj boli. Tego tak po prostu nie da się zwyciężyć, a ty tak żyłeś kawał czasu - powiedziałem do swego odbicia w lustrze. Zrozumiałem dopiero teraz jak ciężko musiał przeżywać to wszystko mój przyjaciel mając taki ciężar na sobie, który musiał przez tyle lat dźwigać samotnie. -Powiedz mi przyjacielu jak mogę stać się silniejszy i lepszy jak kiedyś ty?

Czy pomysł Hanka się uda?
Czy Erwin może mieć rację?

2130 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro