Zrób to dla mnie!
Witam serdecznie wszystkich w wtorkowym rozdziale!
Jak tam myśli po nocnym rozdziale?
W końcu zaczyna się akcja co nie?
Jak wam się podoba nagła zmiana klimatu z takiego przytłaczającego na akcje?
BRUHBRUH już 20 część
Jakieś plany na dziś?
Miłego dzionka życzę wszystkim!
Perspektywa Erwina
Wstałem dosyć wcześnie jak na siebie i co najważniejsze bez koszmarów mimo iż powinienem je mieć, ale czasami ich nie miałem. Wyszedłem po cichu z pokoju i zszedłem po schodach na dół. Mimo iż byłem spokojny to jednak czułem ten charakterystyczny dla siebie ból w sercu, który napadał mnie zbyt często i niespodziewanie. Wyszedłem przez drzwi tarasowe i usiadłem na podeście z drewna tak, że moje stopy dotykały wilgotnej trawy. Było to przyjemne uczucie jak tak trawa delikatnie gilgocze moje gole stopy. Lubiłem siedzieć w takich miejscach gdzie jest cicho i spokojnie chociaż często nie są dla mojego ADHD wystarczające, ale każdy potrzebuje chwili spokoju i czasu dla siebie aby uspokoić swoje myśli. Pamiętam jak Monte zabrał mnie nad jezioro na domki początkowo byłem przeciwny temu, ale jak usłyszałem, że chłopaki również jadą, ale na jedną noc to się przekonałem do tego.
Wsiedliśmy do mojego auta, bo Monte musiał zostawić corvette na przeglądzie i w sumie nie dziwię się dlaczego taki przegląd musiał mieć w końcu te auto tyle razy już było na dachu, że to cud iż ono nadal jest w jednym kawałku.
-Jesteś pewny, że to dobry pomysł? - spytałem gdyż byłem sceptycznie nastawiony na ten wyjazd z dala od cywilizacji i w góry nad jeziorko.
-Jestem pewny kochanie - pocałował mnie w czółko - spodoba ci się to miejsce i nie będziesz żałować.
-Zaufam ci - odparłem i uśmiechnąłem się do niego - tylko dwie torby?
-Nie potrzebujemy nic więcej, bo to tylko dwie noce diabełku.
-Dwie noce wspólnie spędzone - stwierdziłem, a on potwierdził kiwnięciem głowy.
-Co najważniejsze to razem.
-Nie sądziłem, że dostaniesz wolne - mruknąłem do niego.
-Ja też, ale Pisicela chyba stara się naprawić swoje błędy, które popełnił i daje mi wolne wtedy kiedy naprawdę potrzebuje.
-Kui nawet nie czepia się ciebie tak jak wcześniej - rzekłem i ruszyłem za nim do wyjścia z mieszkania, ale wcześniej musiałem ubrać buty gdyż jeszcze tego nie zrobiłem.
-Cóż wyjaśniliśmy sobie kilka rzeczy i jest lepiej chociaż dalej troszkę sceptycznie na mnie patrzy jednak wiem, że w głębi serca robi to wszystko aby tylko wszystkich chronić.
-Chronić, ale przed czym?
-Wiesz jak to bywa. On sądzi, że was zdradzę i zdradzę ciebie miłości mego życia. Jednak nigdy bym tego nie zrobił - wyszeptał do mego ucha gdy zamykałem drzwi od naszego mieszkania przez to przeszedł po moim ciele przyjemny dreszcz.
-Też sądzę iż nie byłbyś w stanie zdradzić nas - odparłem i pogłaskałem Grzesia po policzku, a on wtulił się w moją dłoń.
-I nie zdradzę nigdy, bo cię kocham - powiedział, a mi zrobiło się cieplej na sercu.
Jak tak teraz patrzyłem w niebo i oglądałem gwiazdy wspominając te dni gdy on był przy mnie, wydawało mi się, że naprawdę słyszałem jego głos w głowie, a na sercu zrobiło mi się lżej. Bo kochał mnie, a ja jego i to liczyło się najbardziej.
Tak więc ruszyliśmy w drogę przed siebie to znaczy Grzesiu prowadził, bo po drodze mieliśmy kupić coś do jedzenia aby nie umrzeć tam z głodu. Jak się okazało trzeba było przejechać kawałek lasu aby dotrzeć do domków przy których było krystalicznie czyste jezioro o które ktoś musiał dbać.
-Co tak późno? - usłyszałem głos Sana i zerknąłem w stronę z której było go słuchać. Jak się okazało był ze Sky przy jednym z domków.
-Wiesz problemy z pakowaniem jak to zwykle - odpowiedział Monte.
-No tak - zaśmiał się i popatrzył na nas - ostatni z ciemnego drewna jest wasz domek, a klucze w środku!
-Dzięki San - uśmiechnąłem się do brata i wraz z Grzesiem ruszyliśmy do danego domku, który był oddalony troszkę od innych domków i dawał iluzję prywatności. -Ktoś jeszcze ma być?
-Carbo, Dia, Joseph, Dorian, Heidi z Kuiem, Vasquez i Labo - odparł - więc w sumie sześć domków po dwie sypialnie.
-Czyli praktycznie cała rodzina? - stwierdziłem bardziej niż zapytałem, ale została ta nutka niepewności z tego co mówię.
-Można powiedzieć - odrzekł mi i w sumie na dole był cały segment kuchni salonu i łazienki zaś u góry po schodach dwie sypialnie, ale i tak z pewnością będziemy spać w jednej wspólnie. Cały wystrój był dopasowany do otaczającej nas rzeczywistości i przyrody. Dawało to w sumie tylko uroku. Na zewnątrz było ciepło, ale woda z pewnością nie należała do najcieplejszych chociaż sądzę iż niektórzy i tak skuszą się na to aby popływać w niej. Grzesiu od razu zaniósł nasz rzeczy do góry gdy ja wsadziłem wszystkie kupione rzeczy do lodówki. Gdy to tylko zrobiłem od razu wypadłem z domku aby rozglądać się po otoczeniu. Mieliśmy najbliżej do wody, ale i widok na wszystkie domki. Pośrodku oczywiście było wyznaczone miejsce na ognisko i z pewnością skorzystamy z tego, ponieważ zawsze gdy gdzieś jedziemy ekipowo to podstawa ogarnąć jedzenie na grilla.
-Pewnie Grzesiu ogarnia wszystko? - zagadał mnie Carbo, który objął mnie ramieniem.
-Tak - zaśmiałem się radośnie - a wszyscy już są?
-Nie, ale to w sumie kwestia czasu aż przyjadą. Poza tym to ma być odpoczynek od wszystkiego więc korzystaj i ciesz się z tego, że masz na wyłączność Grzesia!
-Wiem już co chce zrobić - odparłem z uśmiechem - w ogóle jak przygotowania na Pacyfika?
-Mamy rzeczy do tego powoli więc jeszcze troszkę i możemy ponownie włamywać się do środka.
-Rozumiem - mruknąłem i zobaczyłem jak Monte idzie do nas.
-Cześć Carbo - przywitali się zbiciem piątki - jak samopoczucie?
-Mam zamiar wpierdolić się do tej wody! - parsknęli śmiechem i w sumie nie dziwię się, bo tylko Nico potrafił takie szalone pomysły mieć.
-Tylko nie rozchoruj się przez to! - powiedziałem, a on rozczochrał moje włosy.
-Spokojna twoja głowa - odpowiedział - lecę do swojego domku co mam Dią!
-Do później! - pożegnałem się, a Monte wtulił się w moje plecy, a jego ciepłe dłonie objęły mnie w pasie tak że przywarłem do jego ciała.
-Kocham cię wiesz o tym? - mruknął do mego ucha i pocałował mnie w szyję.
-Wiem aż za dobrze - wyszeptałem i w wplotłem dłoń w jego włosy. Zaciągnął mnie na pomost na którym usiedliśmy, a ja mogłem wtulić się w jego bok. Cisza i spokój była tutaj taka relaksująca i przyjemna jak i cały dzień oraz pierwsza noc ze wszystkimi był cudnym czasem relaksu. Kui chwilę zgarnął na przechadzkę Grzesia co mi się nie podobało, ale nie miałem zdania w tym temacie gdyż coś ważnego podobno mieli do omówienia. Carbo jak obiecał wskoczył do wody, a potem siedział opatulony w kocu. Późnym popołudniem wszyscy się zbierali do normalnego życia i powrotu do pracy w końcu nie każdy miał wolne. Na wieczór zostałem sam z Grzesiem, który całował mnie po szyi i delikatnie schodził coraz niżej gdy jego ramiona przyjemnie rozgrzewały me ciało.
-Może chciałbyś spróbować to tutaj? - wyszeptał do mego ucha.
-Monte - mruknąłem w odpowiedzi.
-Nikogo oprócz nas tu nie ma. Tylko ty ja i rozgwieżdżone niebo - powiedział cicho.
-Będziemy później chorzy - oznajmiłem.
-O grzeję cię swym ciałem - delikatnie przygryzł mój obojczyk i polizał ugryzienie. Nie mogłem mu odmówić w końcu tyle razy ulegał pod moimi prośbami więc moglibyśmy i tutaj to zrobić, bo co nam szkodzi, a jak się przeziębimy to przynajmniej razem będziemy w tym. Nie wiem nawet kiedy pozbyliśmy się z siebie nawzajem ciuchów, namiętnie całując się i próbując zdominować drugiego, ale wiedzieliśmy, że i tak ja będę na dole. Nadzy jak nas stworzył Bóg zaczął prowadzić nas do wody. Gdy dotknąłem tafli wody już od początku wiedziałem iż jest za zimna dla mnie jednak wszedłem za miłością mego życia do wody. Zgarnął mnie tak iż musiałem założyć nogi wokół jego bioder i przylgnąłem do jego rozgrzanego ciała, które mimo chłodu wody nadal było przyjemne. Poczułem na plecach jak opiera mnie o drewniany bal należący do podtrzymania pomostu i gdy się nie spodziewałem wszedł we mnie. Jęknąłem cicho i oparłem się o drewno czując jak jego penis rozciąga moje sploty mięśniowe, które były skurczone przez panującą w wodzie temperature. -Kocham cię - wyszeptał i zaczął obdarowywać moją szyję mokrymi pocałunkami i zębami. Gdy ja delikatnie ciągnąłem za jego włosy i wbijałem swoje paznokcie w kark.
-Ja ciebie też - odpowiedziałem czując się przy mężczyźnie tak bezpiecznie i dobrze, bo mimo różnic oraz tego gdzie przy należeliśmy nasza miłość była szczera i prawdziwa.
-Erwin? Co tutaj robisz? - z wspomnienia wybudził mnie głos Kuia.
-Przepraszam Wujku, nie mogłem spać - wyszeptałem.
-Trzeba było przyjść do mnie misiu kolorowy - dosiadł się do mnie i kontem oka mogłem zauważyć iż też patrzy w niebo. -Znowu koszmary?
-Nie - odparłem szczerze - po prostu potrzebowałem wyjść.
-Zrobić ci herbaty? - popatrzył na mnie szukając w moich oczach odpowiedzi.
-Nie - mruknąłem gdyż nie miałem ochoty na picie.
-Widzę po twoich oczach iż coś jest nie tak - oznajmił, a ja spuściłem głowę w dół.
-O czym rozmawiałeś wtedy nad jeziorem z Grzesiem? - spytałem zdając te nurtujące mnie pytanie na które nie znałem odpowiedzi.
-Rozmawiałem z nim na temat tego, że powinienem ci powiedzieć kim jest, a przy okazji co planuje zrobić - odpowiedział mi - Montanha bardzo chciał ci to powiedzieć, ale nie potrafił.
-Tak bardzo nie chciał mi powiedzieć kim jest przecież bym go nie odrzucił - wyszeptałem.
-Teraz tak mówisz, bo zrozumiałeś o co chodziło, ale twoja pierwsza reakcja była dużo znacząca i najbardziej ukazała co myślałeś o tym.
-Wiem - mruknąłem - nie panowałem nad sobą wtedy - westchnąłem - żałuje i to bardzo.
-Więc nie dziw się dlaczego nie chciał ci powiedzieć. Ja jak się dowiedziałem to prawie go zabiłem więcej dlatego też nie chciał ryzykować - pogłaskał mnie po głowie, a ja przymknąłem powieki.
-Bał się - wyszeptałem.
-Tak i to bardzo, ale kto się nie boi - odparł - każdy się boi, bo jesteśmy tylko ludźmi.
-Yhym - mruknąłem i spojrzałem na chińczyka.
-Czy na pewno nie chcesz herbaty? Uspokoi cię i pozwoli pójść spać.
-Nie możemy jeszcze posiedzieć? - spytałem z nadzieją, że pozwoli mi na to. Gdy westchnął cicho wiedziałem, że wygrałem, a mój proszący wzrok zwyciężył.
-Siedź, a ja zrobię nam coś do picia.
-Dobrze - kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się słabo do niego.
Byłem wdzięczny za to iż nawet jeśli nie prosiłem go o towarzystwo to jednak był. Może popełnił dużo błędów, ale ja też nie byłem święty. Wszyscy popełniliśmy błędy za które teraz trzeba było odpokutować. Może teraz on to robi biorąc mnie pod swoje skrzydła i pomagając wrócić mi do pełni zdrowia. Jednak wiedziałem, że nigdy nie będę już taki sam jak wcześniej, bo bez Grzesia u mojego boku nie będzie to samo. Spojrzałem w stronę gwiazd. - Tęsknię Monte - wyszeptałem do siebie i objąłem kolana ramionami, a brodę oparłem na nich. Potrzebowałem kogoś kto będzie mnie kochał, ale wiedziałem, że nikt inny nie zastąpi mego policjanta. Chociaż może byłego policjanta, a mafiozę. Dziwne to brzmiało w końcu poznałem go jako 01 przykładnego szefa policji, który nie dał się złamać za każdym razem. Teraz okazało się, że należał do mafii, która była naszym wrogiem i była powodem rozpadu mojej mafii. Kui wrócił do mnie z kubkiem i spojrzałem na niego z zapytaniem gdyż nie wyglądało to na herbatę.
-Heidi kupiła kisiel limonkowy dla Nico i dosyć zdecydowanie za dużo więc stwierdziłem iż to będzie dobry pomysł aby go zrobić - powiedział więc wziąłem kubek od niego gdyż nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem kisiel.
-Dziękuję - powiedziałem i zacząłem jeść słodki poczęstunek przygotowany przez Kuia.
-Dziś idziemy do Sonego odnośnie wysłania Overa na Coco. Jesteś pewny, że on nada się do tego?
-Na pewno przyda mu się ten wyjazd - stwierdziłem - nawet jeśli nie da rady sprawdzić tego co chcę to jednak pomoże mu to - powiedziałem i wziąłem łyżkę kiślu do ust - jemu też przydadzą się wakacje z dala od wspomnień.
-Może i masz rację - powiedział - od kiedy patrzysz w gwiazdy?
-Monte nauczył mnie w nie patrzeć, bo powiadał, że jeśli człowiek naprawdę się postara w życiu to za błyszczy wśród ludzi, a dzięki temu za błyszczy na niebie wśród milionów gwiazd stając się jedną z nich. Mam po prostu wrażenie, że jak się skupię wystarczająco to w końcu odnajdę jego - wyznałem cicho i wziąłem kolejną łyżkę jedzonka.
-Rozumiem - odparł - odnajdziesz go w końcu - dodał uśmiechając się, wspierając mnie w tym chociaż może brzmiało to niezbyt realnie i trochę dziecinnie, ale nie kwestionował mych słów. Siedzieliśmy tak nie wiem ile aż w końcu zjedliśmy kisiel, a kubki były puste. -Chodź Erwin musisz się położyć jeszcze spać.
-Muszę?
-Jest jeszcze za wcześnie i powinieneś jeszcze spać w tym czasie - oznajmił, a ja westchnąłem gdyż miał rację. Mimo koszmarów szedłem nadal spać i powinienem teraz też pójść spać.
-Dobrze - mruknąłem zgadzając się z nim.
-Daj kubek - oznajmił więc oddałem mu go - przeczytać ci coś do spania?
-Nie trzeba - odpowiedziałem - poradzę sobie bez czytanki na dobranoc.
-To dobranoc misiu kolorowy - powiedział mi na dobranoc.
-Dobranoc Wujku - mruknąłem cicho i ruszyłem do góry po schodach do pokoju aby położyć się spać.
Czy Hank nie zrezygnuje z misji?
Czy Sony pomoże Zakshotowi?
2079 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro