Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zrób dla mnie tą ostatnią przysługę

Witam serdecznie wszystkich w kolejnym dniu MARATONU!
Jak tam, co tam u was?
Ja totalnie nie wyspana przez moje diabełki co nie dawały mi spać w nocy, ale było warto XD
Dziś ciekawy rozdział co widzicie po perspektywie. Będzie się działo!
Kto dziś chcę jeszcze N OOOO CNY rozdział bruhbruh?
Miłego dzionka wszystkim życzę!

Perspektywa Rightwilla

Od kiedy Gregory Montanha odszedł na drugą stronę życia. Komenda stała się całkowicie innym miejscem. Wszyscy, którzy byli stałymi funkcjonariuszami mieli problem z wyrobieniem godzin przez to iż po prostu brakowało im go. Nie dziwiłem się, bo Gregorego zawsze było pełno i zawsze był głośny więc teraz spokój był bez niego.

-Nunuś wstawaj! - powiedziałem głośno, wychodząc z pokoju. Mimo iż spałem mało tej nocy to jednak musiałem być od rana na komendzie gdyż papiery trzeba było ogarnąć. Otworzyłem drzwi do jego pokoju i spojrzałem na śpiącego chłopaka w swoim łóżku. -Dante masz 5 minut aby wstać!

-Już wstaje - mruknął cicho przykryty kocem po samą głowę.

-Robić śniadanie? - spytałem nie wiedząc czy ma ochotę na jedzenie z rana.

-Sam zrobię sobie do pracy - odpowiedział cicho.

-To kawę zrobię - zasugerowałem i wyszedłem z jego pokoju. Mimo iż mieszkał z Polą w wspólnym mieszkaniu to jednak mieli ostatnio ciężki czas więc wrócił na kilka dni do domu. Nie przeszkadzało mi to, bo miałem na niego oko gdyż martwiłem się o jego psychikę, która trochę podupadła. Mówił, że jest dobrze, ale nie wyglądało na to zbytnio. Wszedłem do nowocześnie wyposażonej kuchni i od razu wyciągnąłem dwa kubki z szafki, zasypując je kawą oraz postawiłem wodę na nią. Wróciłem powolnym krokiem do swojego pokoju i przebrałem się w przygotowane cichy na dziś czyli granatowe dżinsy oraz białą koszulę zakładając odznakę na szyję, która była na smyczce gdyż nie lubiłem przypinać odznaki do piersi. Gdy usłyszałem jak czajnik zaczyna gwizdać od razu wróciłem do kuchni. Zgasiłem gaz pod czajnikiem na kuchence. Zalałem nam kawę i posłodziłem. Usłyszałem jak drzwi się otwierają więc spojrzałem w stronę korytarza na którym stał Dante. Ubrany już w swój mundur policyjny. Uśmiechnąłem się do chłopaka, a on słabo odwzajemnił mój uśmiech przez co zmartwiłem się -Wyspałeś się?

-Nie - odpowiedział, a ja podałem mu kubek z kawą - dziękuję.

-Co z tobą i Polą?

-Jakoś to będzie - odparł - muszę po prostu się ogarnąć po stracie Grzesia.

-Każdy z was tęskni za nim - stwierdziłem - jednak nic nie zrobicie z tym iż odszedł synu.

-Wiem - westchnął i usiadł przy stoliku biorąc łyk kawy. Sam zacząłem ją pić gdyż nie lubiłem pić chłodnej.

-Jak coś mogę ci pomóc z Polą - zasugerowałem, ale on od razu pokiwał sprzecznie głową.

-Poradzę sobie naprawdę tato. Muszę po prostu się pogodzić z tym i iść dalej - mruknął i uśmiechnął się słabo.

-No dobrze - odparłem - nie zrobić ci na pewno śniadania?

-Nie trzeba później sobie coś kupię - oznajmił i wypił całą kawę.

-Tylko masz zjeść - powiedziałem gdyż zauważyłem iż nie jada tak jak powinien.

-Tak wiem.

-Pojedziemy wspólnie na śniadanie - oznajmiłem i włożyłem kubek do zlewu. Chciałem mieć pewność, że na pewno zje.

-Nie musisz mnie pilnować!

-Dantuś to tylko dla twojego zdrowia - powiedziałem z westchnięciem - nie chce nic złego dla ciebie!

-Wiem tato wiem - mruknął i wstał od stolika. Po chwili drugi kubek trafił do zlewu.

-Chodź jedziemy moim - rzekłem nie przyjmując odmowy, a on musiał się zgodzić tak czy siak. Przeszedłem na korytarz z drzwiami wyjściowymi i ubrałem buty do pracy.

-Dobrze - ruszył za mną do wyjścia z mieszkania i szybko ubrał buty. Gdy przeszedł obok mnie, zatrzymałem go i zatopiłem dłoń w jego czarnych włosach przeczesując je w odpowiednią stronę.

-Wiesz, że cię kocham jak syna czyż nie? - spytałem go i poprawiłem mu ten jego mop zamiast włosów.

-Tak wiem, wiem.

-Więc mów mi wszystko jak coś się dzieje. Nie jesteś sam z tym - powiedziałem i poprawiłem przy okazji jego kołnierz, który trochę się przekrzywił.

-Wiem - spuścił wzrok. Smutny wzrok do którego się przyzwyczaiłem, ale też widziałem w nich, że coś jest nie tak. Nauczyłem się rozpoznawać po nim różne emocje schowane pod tymi niebieskimi oczami.

-Chodź idziemy - powiedziałem i wyszliśmy z mieszkania, które zamknąłem za sobą na klucz. Sprawnie zeszliśmy do podziemnego parkingu i wsiedliśmy do zaparkowanego auta. Dosyć szybko dostaliśmy się na komendę gdzie wjechałem na dolny parking i zostawiłem na nim swój samochód.

-Jadę od razu na służbę - rzekł Dante więc kiwnąłem głową zgadzając się na jego słowa.

-Tylko uważaj na siebie na tym patrolu - odpowiedziałem mu i rozeszliśmy się na swoje strony. Ja do biura gdy chłopak ruszył do zbrojowni zapewne aby uzupełnić uzbrojenie. Wszedłem do biura i od razu zobaczyłem sporą kupę papierów, które czekały na to aby je uzupełnić. Usiadłem za biurkiem i spojrzałem na laurki, które robili niektórzy z policjantów, a Juan oprawiał je w ramki kładąc na biurku. Nie przeszkadzało mi to, bo to była w sumie urocza rzecz. Zająłem się papierami uważnie czytając wszystkie sprawy oraz sprawozdania, a przy okazji robiłem parafkę tam gdzie trzeba było się podpisać. Spojrzałem przez rolety w biurze i zauważyłem Hanka Overa, który wyglądał jak nie on gdyż był ogolony i odświeżony. Ciekawiło mnie to dlaczego to tak nagle postanowił zmienić wizerunek, a raczej wrócić do poprzedniego. Chociaż on starał się jakoś podnieść z upadku gdy niektórzy nadal byli załamani. Nie dziwiłem się w sumie temu i spojrzałem na papiery. Dopiero była ósma godzina z ranka i zastanawiam się dlaczego muszę być tak wcześnie na nogach. W sumie wina trochę Pisiceli iż musiałem tutaj być, ale co poradzić jak nie radził sobie i nadal trochę nie radzi ze stratą towarzysza. Musiałem zająć jego miejsce, ale to nie było takie proste jakbym sobie wyobrażał, bo naprawdę było ciężkie z tą jednostką. Ponieważ nie powiem, ale byli trochę jak przedszkole, które trzeba poprawić przez pasy za rączkę. Z jednej strony rozumiałem, że nie wszyscy są tak dobrzy w byciu funkcjonariuszami jak niektórzy, ale nie wszystkich można brać jedną miarą. Uzupełniając papiery mój telefon zaczął grać melodyjkę więc niechętnie wyciągnąłem go z kieszeni, ponieważ każdy taki telefon wybijał mnie z trybu pracy, który sobie narzucałem

-Tutaj Sony Rightwill - odebrałem telefon nie patrząc na to kto dzwoni gdyż często to Janek dzwonił w różnych sprawach.

-Cześć stary druhu - gdy usłyszałem ten piskliwy głosik już wiedziałem, że mężczyzna będzie coś ode mnie chciał, ponieważ byłem dłużny mu przysługę.

-Czego potrzebujesz Kui - spytałem prosto z mostu.

-To nie jest rozmowa na telefon - odparł - chce się z tobą spotkać i porozmawiać na pewien temat.

-Jaki?

-Dowiesz się na miejscu - odpowiedział i już czułem, że to nie będzie jakaś błaha przysługa skoro chce się spotkać ze mną w cztery oczy.

-Gdzie przyjechać?

-Wpadniemy do ciebie - odparł, a ja westchnąłem ciężko przecierając dłonią skronie.

-O której? - zapytałem aby przygotować pokój high commandu, ponieważ to był jeden dźwiękoszczelny pokój w całym komisariacie i to jedyny.

-Równa 13 - oznajmił podając godzinę, którą zapisałem w notatniku aby nie wyskoczyło mi to z głowy.

-Dobrze będę czekać.

-No to co do później Sony! - rozłączył się, a ja odłożyłem telefon na biurko. Nie wiedziałem czego mogę spodziewać się po chińczyku chociaż o wszystko mógł prosić gdyż musiałem spłacić ten cholerny dług. Wyciągnąłem radio i wszedłem na częstotliwość pierwszą.

-100 do 103 - powiedziałem na radiu.

-Zgłasza.

-Na śniadanie pora - rzekłem i wyszedłem z biura biorąc ówcześnie wszystkie potrzebne rzeczy.

-10-2 - odpowiedział więc powoli kierowałem się do bocznego wyjścia na zewnętrzny parking. Zmienione zostały numery odznak jak i dużo rzeczy zostało zmienionych. Wróciłem na służbę chociaż nie byłem uczestnikiem w służbach ja ogarniałem wszystko na komendzie, Andrews papierach pomagał, ale i tak musiałem podpisywać wiele rzeczy. Miejsce 05 chociaż teraz to 105 nikt nie chciał zająć może przez to iż chcieli pamiętać o Montanhie. Dante podjechać pode mnie swoim mustangiem do którego wsiadłem jako pasażer.

-Jak patrol Nunuś? - spytałem i zapiąłem pasy.

-Spokojnie - odpowiedział, a ja kiwnąłem głową.

-Na bar jedziemy mają tam smaczne nowe warianty naleśników - oznajmiłem, a on skierował się na dobrze znany nam bar. Po pół godzinie spędzonym na śniadaniu była już 11 więc miałem z dwie godziny do spotkania mężczyzną, który nie wiadomo co ode mnie oczekiwał.

-Wszystko w porządku tato? - spytał się mnie przez to oprzytomniałem ze swoich myśli.

-Ta, ta wszystko ok po prostu mam spotkanie z kimś i zastanawiam się nad czymś - odpowiedziałem i zauważyłem jego podejrzliwy wzrok.- Nic poważnego spokojnie - zaśmiałem się - mam taką nadzieję - dodałem pod nosem. - Miłej służby - pożegnałem się z synem i wróciłem na komendę.

-103 status pierwszy po drugim - usłyszałem na radiu nim je nie wyłączyłem. Czas leciał nieubłaganie świadczy o tym też to, że miesiąc temu Gregory pożegnał się z światem żywych. Szkoda było strącić tak dobrego funkcjonariusza policji, ale nic nie dało się z tym zrobić. Przygotowałem sale HC i czekałem aż Kui przybędzie. Siedząc w recepcji przynajmniej miałem oko na to co się dzieje. Do środka jak sądziłem wszedł Kui i o dziwo w towarzystwie Knucklesa, a za nami szedł Hank Over.

-Skoro jesteś Over to otwórz im drzwi - oznajmiłem i wyszedłem z miejsca gdzie przyjmuje się zgłoszenia o różnych wypadkach. -Sądziłem iż będziesz sam - zwróciłem się do bruneta.

-Cóż jak widzisz nie jestem sam - odpowiedział.

-Zapraszam do sali High commandu tam będziemy mogli porozmawiać na temat, który chcesz poruszyć.

-Oczywiście - odpowiedział i ruszyli za mną wraz z 110.

-110 możesz wrócić na służbę - rzekłem do niego.

-Hank zostaje - odezwał się Erwin przez to spojrzałem na policjanta, który starał się nie patrzeć za wszelką cenę w moje oczy. Wszedliśmy po schodach do góry, a następnie otworzyłem drzwi do sali. Bez żadnych słów usiadłem na fotelu co Chak również zrobił, a dwójka młodzików usiadła na kanapie.

-O co chodzi w takim razie, że mój funkcjonariusz policji jest w to wrobiony?

-Chciałbym abyś zrobił dla nas przysługę - odpowiedział po chwili.

-Jaką?

-Erwin chce dowiedzieć się gdzie jest grób Montanhy - oznajmił co mnie zdziwiło, ponieważ iście na obcy teren i to jeszcze mafią, która się nienawidzi to naprawdę wyczyn jak i nieposzanowanie swojego życia.

-Co ma do tego mój funkcjonariusz policji?

-Chciałbym znaleźć ten grób - powiedział co mnie zamurowało.

-To zbyt ryzykowne każdy jest pod okiem Lordów na tamtym terenie! - rzekłem patrząc się na Overa, który chyba po skradał już wszystkie myśli.

-Wszyscy oprócz policji, która jest pod okiem jednego z korumpów Lordów - odparł Kui.

-Co oczekujecie w takim razie ode mnie?

-Nie dałoby się przenieść Hanka z jednostki na jednostkę? - spytał siwowłosy, który patrzył na mnie z nadzieją w oczach.

-Musiałbym skomunikować się z tamtejszym 01 - odpowiedziałem i oparłem brodę o dłoń.

-Dasz radę to zrobić? - spytał teraz Kui gdy Over milczał.

-Hank na pewno chcesz to zrobić? Wiesz jaka jest to ryzykowna misja?

-Wiem szefie i jestem gotowy na takie poświęcenie ze swojej strony. Poza tym znana otoczenia dobrze mi zrobi - powiedział i w końcu mogłem zobaczyć w jego piwne oczy, że jest zdecydowany na to i gotowy na wszystko.

-Dobrze skoro tak postaram się spytać o to Martela jednakże nie obiecuję niczego chociaż powiedzcie mi jak mam go przekonać do tego aby wymienił się jednym z funkcjonariuszy - założyłem ramię na ramię i spoglądałem na każdego.

-Odpowiedź jest prosta - oznajmił Kui chociaż nie widziałem tej prostej odpowiedzi - poprosisz o wymianę, ponieważ twój funkcjonariusz nie radzi sobie po stracie patrol partnera.
Nie możesz jednak powiedzieć kim był, bo zdradzisz przykrywkę dla Overa. Rozumiesz czyż nie?

-Tak rozumiem, ale nie sądzę aby wymiana była natychmiastowa gdyż potrzeba czasu na to - odparłem zastanawiając się czy to ma jakiś sens i czy będzie to bezpieczne dla 110.

-Mamy czas - rzekł Kui chociaż po Knucklesie widziałem, że on nie chcę czekać.

-Zadzwonię do jednostki na Coco w sprawie przeniesienia, ale wiesz Hank iż jak cię przeniosę to znikniesz prawdopodobnie na miesiąc jak nie dłużej?

-Wiem jestem na to gotowy szefie i dziękuję - uśmiechnął się słabo do mnie. W sumie przydałby mu się takie wakacje od wszystkich wspomnień.

-Zapewne zgadzając się na warunki to wplątuje się zapewne w wasze porachunki mafijne czyż nie mam racji?

-Może i masz w tym rację, ale postaramy się nie zrobić takich problemów - rzekł Erwin - chcemy tylko wiedzieć gdzie jest nasz członek rodziny.

-Nie mówicie mi jeszcze o czymś - odezwałem się po chwili na co mój przyjaciel westchnął cicho.

-Erwin sądzi iż przeżył te rozstrzelanie i dlatego chce upewnić się odnośnie nagrobku - wyjaśnił Kui.

-Rozumiem naprawdę myślcie iż przeżył?

-Nadzieja matką głupich, a ja wierzę w to iż mógł to przeżyć - powiedział złotooki, a w jego oczach tliła się nadzieja na to iż jego chłopak żyje.

-Rozumiem, dobrze niech tak będzie, skoro w to wierzysz i wierzy w to Hank nie mogę wam przeszkodzić w ty co chcecie zrobić! Hank odprowadzać ich do wyjścia.

-Tak jest szef.

-Dziękuje Sony - Kui wystawił do mnie swoją dłoń, którą uścisknąłem.

-Trzeba w końcu sobie pomagać - odparłem, a po chwili zostałem sam w sali. Opadłem ciężko na czarny fotel i schowałem twarz w dłoniach. To było czyste samobójstwo, ale co najgorsze to mogło się udać. Wziąłem wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem szukać numeru do Rileya w kontaktach. Kiedy znalazłem go nie widziałem czy dobrze robię wciskając go, ale nie było już ucieczki gdyż łączyło mnie z nim.

-Riley Martel szef policji przy telefonie!

-Cześć Riley tu Rightwill miałbym do ciebie małą przysługę do ciebie - odezwałem się chociaż siedziałem w fotelu, a w głowie miałem ciągle słowa Knucklesa iż on może jednak żyć.

-O co chodzi przyjacielu?

-Masz dłuższą chwilkę, bo troszkę nam to zajmie - stwierdziłem i musiałem to załatwić gdyż musiałem spłacić dług wdzięczności Kuiowi, a poza tym chłopaki liczyli na mnie.

Czy Rightwill załatwi to?
Czy Hank podoła wyzwaniom?

2165 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro