Zostajemy
Witam wszystkich serdecznie w wtorkowym rozdziale!
Co tam u was?
Coś ciekawego dziś macie w planach?
Ja w sumie nie wiem co będę jeszcze robić, ale wiem że pisanko przede wszystkim ;3
Rozdział delikatnie +16 więc ostrzegam!
Miłego dzionka wszystkim życzę!
Perspektywa Monte
Usiadłem z przyjaciółmi na kanapie. Kui poszedł gdzieś i chyba nie wiedziałem czy chciałem go zatrzymywać czy też nie. Byłem zagubiony i chciałem się doradzić mężczyzny co powinienem zrobić, ale może na chwilę obecną posiedzę z chłopakami na kanapie. Pomogłem Sky oraz Summer w myciu naczyń więc bardzo sprawnie nam poszło sprzątanie po obiedzie. David puścił jakiś film więc wraz z Dią oraz Vasquezem musieliśmy to oglądać.
-Na długo jesteście? - spytał Dia siedzący obok mnie.
-Nie wiem czy nie do wieczora choć myślę, że chyba Erwin będzie chciał zostać.
-Zostańcie w końcu co się stanie jak nie wrócisz tam? - wtrącił się Vaski, ale jak czułem iż będzie nie ciekawie jak wrócę. Lękałem się powrotu, ale i zostania tutaj. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech opierając bardziej o kanapę. - Aż tak źle jest?
-Mój ojciec jest ciężkim mężczyzną do zrozumienia i żyje tradycjami, które nieszczególnie są przychylne na związki męskie - powiedziałem szczerze.
-Nie możesz powiedzieć po prostu, że chcesz tego i tego?
-To nie jest takie proste Vasquez - odrzekłem - jestem kontrolowany na każdym kroku i jak coś jest nie tak jestem karany.
-Co ci może niby zrobić?
-Jest zdolny do wszystkiego - mruknąłem i niechętnie odsunąłem się od kanapy tak aby plecami być do nich. Podniosłem koszule i pokazałem swoje plecy, ale szybko schowałem je. - zdolny jest by zabić - dodałem po chwili cichy. W oczach przyjaciół widziałem przerażenie, które starali się ukryć pod współczującym wzorkiem.
-Dlaczego dajesz się ranić? - spytał Dia.
-Przyjąłem na siebie karę, która miała być dla Erwina, ale jego prawdopodobnie czekała śmierć - uśmiechnąłem się słabo do chłopaków.
-Trzeba było go zabić - prychnął David - jest zagrożeniem dla ciebie, Erwina i nas.
-To mój ojciec - broniłem mężczyzny mimo tego co mi zrobił. Wierzyłem w głębi siebie, że jest tam gdzieś mój kochany tato tylko zagubił się w tym co robi.
-Nie broń go! - warknął Dia na co spojrzałem na niego z zdziwieniem. - Grzesiek sam widzisz co robi, jak robi i jeszcze go chronisz! My rozumiemy iż to rodzina...
-I rodzinę się chroni - wtrącił się w zdanie Dii, Vasquez - ale to jest już chore. Gdyby mógł to pewnie by cię zabił.
-Teraz może tak, ale kiedyś taki nie był - westchnąłem pamiętając bardzo dobrze te wszystkie wspaniałe chwilę gdy mój ojciec był przy mnie.
-Kiedyś to nie teraz! - burknął nowy - Robi ci krzywdę i gdyby mógł to zrobiłby ją Knucklesowi!
-Jja - zawahałem się w tym co chciałem powiedzieć, bo mieli rację. Zgarnąłem kolana do piersi i oparłem głowę o nie.
-Znamy cię Grzesiu - Dia dotknął mojego ramienia - dobrze wiemy, że rodzinę będziesz chronić, ale tu musisz wybrać kim chcesz być! Jeśli on tego nie akceptuje to nie warto tam nawet przebywać.
-Na moich barkach jest odpowiedzialność za rodzinę i wiem, że jest to jak mur przez który nie mogę przejść, bo mnie blokuje. Naprawdę nie chcę być liderem, ale gdzieś tam byłem na to przygotowany od samego początku mego życia. Jednak gardzę zabijaniem i odbieraniem ludzkich żyć, ale nie chcę zrezygnować z tych, których dążę przyjaźnią.
-To normalne - rzekł Vasquez - ciężko odsunąć od siebie tych, których się zna.
-Ja lubię twojego brata mimo tego iż jest Lordem - wtrącił się Dia więc spojrzałem na niego - jednak mam gdzieś to co mają inni do powiedzenia. Jak to iż powstała kłótnia o to iż ja oraz Labo wiedzieliśmy, że jest on Lordem, a jednak wprowadziliśmy go w nas.
-Dia chce ci powiedzieć, że nie musisz rezygnować z przyjaźni i znajomości! Zawsze możesz utrzymać kontakt.
-Jak wyobrażacie sobie to iż ja należę do dwóch mafii? - mruknąłem.
-Tak czy siak jesteś Lordem - powiedział heterochromyk - urodziłeś się nim, a jednak jakoś jesteś tutaj! Każdy traktuje cię jak członka rodziny!
-Tylko, że nie jestem w mafii choć każdy tak uważa - westchnąłem ciężko i przeczesałem włosy do tyłu.
-CO?! - chyba nie spodziewał się tego - Ja myślałem, że jesteś jednym z nas?!
-Grzesiek należy do rodziny, ale nie do mafii - wyjaśnił mulat - to jest duża różnica między byciem w mafii, a tylko przynależeniem.
-Ojciec uważa, że jestem w waszej mafii - oznajmiłem, a wszyscy zaczęli się śmiać.
-To jest w srogim błędzie - rzekł Dia zakładając ramię na ramię.
-Może - westchnąłem i spojrzałem w stronę drzwi od patio.
-Grzesiek, Dante cię chce! - powiedział do mnie białowłosy, który spojrzał na mnie. Nie minęła chwila, a dostałem telefon w swoje dłonie, bo nie spodziewałem się iż policjant chce ze mną porozmawiać.
-Jasne mogę do niego zadzwonić? - zapytałem mrużąc powieki gdyż nie wiedziałem ile mogłem sobie pozwolić.
-Raczej tak - odparł, a ja wstałem z kanapy i wyszedłem przez drzwi tarasowe. Usiadłem sobie na drewnianej ławce i wcisnąłem słuchawkę nie zwracając zbytnio uwagi na korespondencję między nimi.
-Hej Dante - przywitałem się, a on przełączył na wideo rozmowę.
-Hej - mruknął i widziałem po nim, że coś jest nie tak.
-Co się stało Dantuś?
-Zerwałem z nią - wyszeptał - nnie wiem czy zrobiłem dobrze - pociągnął nosem i widziałem zwątpienie w nim.
-Spokojnie powiedz jak to się stało?
-Pojechałem do mieszkania jej i mego widziałem iż będzie w nim. Porozmawiać z nią o naszym związku - westchnął wtulając się w białego pudla - tak jakoś wyszło, że stwierdziłem iż nie ma to sensu i chcę to zakończyć.
-Co ona na to?
-Zrobiła mi awanturę, że to przez Nico i poniekąd ma rację. Gdyż zdecydowałem to przez niego. Nie chciałem żyć dłużej w niepewności co będzie dalej - był rozdarty i to bardzo aż mi się smutno zrobiło widząc go w takim stanie.
-Nie przejmuj się nią Dante nie była ciebie warta!
-Aby na pewno?
-Tak - kiwnąłem głową i słabo uśmiechnąłem do niego aby chociaż go pocieszyć.
-Nie wiem - mruknął w odpowiedzi.
-Ale ja wiem - odparłem - coś iskrzy między tobą i Carbo. Może powinniście spróbować swoich sił w związku?
-Nnie jestem pewny czy ja jestem no wiesz - wymamrotał, ale jego policzki stały się różowe.
-Jak nie spróbujesz to się nie przekonasz!
-Jak u ciebie w ogóle?
-Chciałbym ominąć te pytanie, ale wiem iż nie dasz mi tego zrobić - powiedziałem ledwo wydusiłem przez gardło, a on zmrużył powieki.
-Dlaczego?
-Ojciec dowiedział się o mnie i Erwinie - westchnąłem drapiąc się po karku.
-O szlak i co się stało?!
-Wpadł furię - wyszeptałem cicho - nie było ciekawie, padło wiele różnych słów, których mimo wszystko nie chciałem wiedzieć czy słyszeć.
-Współczuje - mruknął, a ja po prostu uśmiechnąłem się gdyż nie chciałem go martwić bardziej.
-Jest dobrze Dante w końcu jestem przyzwyczajony do takich rzeczy.
-Na pewno? - czułem iż rolę teraz się odwracają, a ja nie chciałem aby i on martwił o mnie. Dam sobie radę z tym sam choćbym miał przyjąć na siebie więcej bólu niż będę w stanę przyjąć. Gdyby nie obecność diabełka prawdopodobnie złamał bym się przez te biczowanie. Cierpiałem bardzo długo, ale uśmiechałem się mimo to aby nie martwić innych.
-Jasne! - zaśmiałem się.
-Jak w ogóle radzisz sobie jako mafioza?
-Nie lubię tego - przyznałem - nie mam jednak wyjścia, bo jak nie zrobię czegoś potem jest darcie.
-Współczuje - odparł oparty o miśka.
-Nie ma czego życie po prostu Dante! Wiesz, że nigdy nie miałem go łatwego!
-Wiem - spojrzałem w stronę domu gdyż poczułem na sobie wzrok, który należał o dziwo do Carbo.
-Muszę lecieć Dante, ale dziękuję za rozmowę. Uspokoiła mnie - wyszczerzyłem ząbki do telefonu.
-Zawsze do usług przyjacielu - odparł - ja też dziękuję.
-Nie masz za co! Do zobaczenia Dante! - rozłączyłem się i westchnąłem ciężko gdyż trudno było mi utrzymać maskę na twarzy, która nie pokaże po mnie jak bardzo zniszczony jestem. Nie chciałem go oszukiwać, ale on sam ledwo się trzyma. Wstałem z ławki i ruszyłem do środka willi. - On cię potrzebuję - powiedziałem oddając telefon Carbo, który westchnął.
-Czym szybciej dostanę się do miasta?
-Autem przez autostradę mógłbyś w góra skrócić czas dojazdu do ośmiu może siedmiu godzin.
-Dobra - podniósł się z kanapy - idę do Kuia.
-Powodzenia Carbo! - widać iż Erwin trzymał kciuki za nich.
-Erwin czy my... - zacząłem niepewnie, ale zostało mi przerwane.
-Zostajemy Monte - odparł - nie zmienię zdania i dobrze o tym wiesz. Musisz odpocząć od tego wszystkiego!
-Może masz rację - mruknąłem cicho, a mój diabełek wstał z kanapy i złapał mnie za dłoń ciągnąc w stronę schodów. Bez oporu ruszyłem za nim widząc w jego złotych oczach te figlarne iskierki. Po chwili byliśmy w jego pokoju, a on popchnął mnie na łóżko na które opadłem.
-To co mamy tylko czas dla siebie? - wyszeptał do mojego ucha aż poczułem dreszcze na ciele.
-Tylko we dwóch? - do pytałem całując go w policzek.
-Tak!
-Cieszę się - powiedziałem, ale byłem zmęczony ciągłą walką ze samym sobą, ojcem i wszystkimi przeciwnościami losu. Więc nie za bardzo dobrze zabrzmiały moje słowa markotnym tonem głosu.
-Jesteś zestresowany i zmęczony Grzesiu - mruknął i zaczął całować mnie po szyi - pora abym to ja się tobą zajął nie sądzisz?
-Nie mam ochoty na seks - odpowiedziałem od razu, a iskierki w oczach mego partnera delikatnie przygasły.
-To wystarczy nam mizianko - mruknął cicho i złączył nasze usta w pocałunku. Złapałem go za biodra i przyciągnąłem do siebie tak iż usiadł w rozkroku. Całowaliśmy się spokojnie z namiastką namiętności. Szukaliśmy w swojej bliskości oparcia na ten ciężki dla nas czas. Wsunąłem dłonie pod koszulkę złotookiego i błądziłem po jego idealnym ciele. Nasze usta muskały się ze sobą, a przy okazji nie odrywaliśmy wzroku od swoich oczu. Oczu, które tak bardzo kochałem. Erwin sunął dłońmi po mojej klatce piersiowej i schodził coraz niżej aż jego dłonie wylądowały na moim podbrzuszu. Mruknąłem w jego usta, a on odsunął się oblizując lubieżnie swoje kły. Uwielbiam gdy to robi gdyż bardzo mnie to podnieca i przez to często on ma wszystko co tylko chcę. Skubnął mnie swoimi kłami w policzek, a dłonią zaczął rozpinać mi spodnie.
-Erwin - mruknąłem przymrużając oczy gdy poczułem na bokserkach jego dłoń.
-Ciiii nic więcej nie będziemy robić - wyszeptał delikatnie sunąc dłonią po materiale moich bokserek, ale i tak czułem aż za dobrze ten przyjemnie palący dotyk.
-Na pewno? - mruknąłem gdyż naprawdę nie miałem ochoty na zbliżenie choćbym chciał je zrobić między nami to wiem iż psychicznie nie jestem w stanie.
-Tak - odparł całując mnie w usta. Delikatnie podniósł się z moich nóg i ściągnął spodnie do moich kolan. Nie powiem, ale czułem iż moje bokserki robią się za ciasne. Erwin uśmiechnął się i zaczął całować mnie po szyi delikatnie podpinając kilka guzików aby móc się dostać do obojczyka. Uwielbiałem te jego delikatne ruchy po moim ciele i każde ostrożne dotknięcie moich blizn. Każda mówiła o czymś innym i opowiadała historię o moim życiu, które nie było za ciekawe. - Kocham cię Grzesiu.
-Ja ciebie też Erwiś - mruknąłem, a on spojrzał na mnie w moje oczy.
-Widzę po tobie, że coś jest nie tak - oznajmił muskając moje wargi.
-Jestem po prostu zagubiony między tym wszystkim kochanie - westchnąłem, a jego dłoń delikatnie wsunęła się pod moje bokserki.
-Jestem tu aby ci pomóc więc nie trzymaj w sobie tego wszystkiego - rzekł i zaskoczył mnie tym, ale też rozczulił.
-Dobrze - wyszeptałem, a jego delikatnie chłodna dłoń dotknęła mojego żołędzia. Odchyliłem głowę w tył mrużąc oczy z przyjemności.
-Oprzyj się o łóżko i rąk masz nie używać - wyszeptał więc puściłem jego bioderka i opadłem na pościel, ręce zakładając za głowę - zamknij oczy.
-Dobrze - mruknąłem w odpowiedzi i zamknąłem oczy, zamykając powieki. Mój oddech był nierówny gdyż czułem te jego dłonie w moich dolnych partiach ciała. Jego opuszki palców delikatnie sunęły po moich udach oraz podbrzuszu. Po chwili poczułem jak zostają ściągnięte mi bokserki, a ja wziąłem głęboki wdech czując delikatną ulgę gdyż nie wygodnie było mi już w nich. Wziąłem głębszy oddech gdy ciepły podmuch powietrza podrażnił mojego członka. Nie minęła chwila, a ciepły język przejechał po całej długości mojego przyrodzenia. Czułem jak przyjemny dreszcz podniecenia przechodzi po moim ciele i mogłem przysiąść iż Erwiś właśnie uśmiecha się szatańsko z tego jak na mnie działa, ale on też tak samo reagował na mnie. Jego dłonie delikatnie drażniły mnie i czułem, że potrzebuje tego. Przez dwa miesiące jak nie więcej nie robiłem tego gdyż nie czułem przyjemności z dotykania samego siebie. - Eerwiś - zająknąłem się.
-Ciiii nic nie mów - odparł więc zamknąłem usta jak i miałem zamknięte oczy. Bodźce z dotyku były czymś innym gdy nie miało się zmysłu wzroku. Ciało zdawało się być bardziej czulsze na bodźce. Poczułem nagle jak wsadza go do ust, a jego ciepłe wnętrze ust było cudownym uczuciem. Pewnymi, ale delikatnymi ruchami zaczął mi robić loda. Oddychałem spontanicznie zależnie od tego jak bardzo mój diabełek drażnił mój "sprzęt". Było mi tak przyjemnie iż zacząłem cicho pojękiwać, a partner mruczał z zadowolenia słysząc to jak mi jest dobrze. Przygryzłem wargę i ścisnąłem ręce w pięści gdyż miałem ochotę zatopić je w miękkich włosach mego ukochanego. Jednak wiedziałem iż nie mogę, dlatego pozwoliłem mu górować i zdecydować co chce ze mną zrobić. Język Erwina drażnił moje wrażliwe miejsca i dobrze o tym wiedział gdy mój oddech nagle przestawał być regularny bądź po prostu starał się być, ale nie dało się przez te przyjemne uczucie. Uczucie, które zawładnęło moim ciałem. Czułem powoli jak wszystko się kumuluje co wiąże się z doznaniem spełnienia, które pragnąłem osiągnąć. Erwinek chyba też bardzo tego chciał, zamroczony byłem przyjemnością, ale kontaktowałem z tym co się dzieje wokół.
-Siwy ja ja... - do pokoju wszedł Carbo z tego co usłyszałem z głosu.
-Spierdaj - warknęliśmy w tym samym czasie, chociaż Erwin trochę miał problem w ustach żeby powiedzieć wyraźnie.
-Kurwa przepraszam! - trzasnął drzwiami - Chciałem powiedzieć, że jadę! Zobaczymy się za kilka dni! Przepraszam!!!
-Głupek - wymamrotał w moje przyrodzie Erwiś i wrócił do robienia tego co przerwał nam Nico. Po jakimś czasie osiągnąłem szczyt, a po moim ciele przeszedł dreszcz doznania, który do reszty odebrał mi racjonalne myślenie.
Czy Nico pomoże Dante?
Czy Monte przekona Erwinka aby wrócić na teren Lordów wcześniej?
2229 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro