Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zgłaszam się

Witam serdecznie wszystkich w sobotnim rozdziale!!!
Oj dziś będzie się działo i w końcu jakaś inna perspektywa co nie?
Jak tam u was? Jakieś plany na weekend?
Macie luz czy jednak napięty grafik?
Ja potrzebuję wziąć się w garść z pisankiem, bo za dużo ma streamach siedzę XD
Życzę wszystkim miłego dzionka !

Perspektywa Hanka

Od śmierci Grzesia trochę czasu, ale ból był nadal zbyt duży aby od tak zapomnieć o osobie, która była tak blisko mnie i zawsze mogłem liczyć na niego. Nie chciałem tracić przyjaciela, a straciłem i to tak bardzo bolało. Komenda policji nie była już taka sama jak była. Naprawdę atmosfera się zmieniła chociaż nowi policjanci dodawali jakiegoś młodzieńczego życia, ale Monte nikt nigdy nie zapomni. Mimo iż pracowałem to jednak praca nie dawała takiego szczęścia jak wcześniej. Straciłem ten zapał do pracy, ale przynajmniej jeszcze miałem przyjaciół na których mogłem liczyć, a oni na mnie dlatego też zgłosiłem się na ochotnika aby wyjechać z miasta do Coco. Dobrze pamiętam rozmowę, która między mną, Kuiem powstała, a Dią, który przy tym był.

-Jestem policjantem więc jeśli miałbym tam się wybrać to tylko w postaci policjanta - stwierdziłem mając nadzieję, że to wystarczy aby Kui się zgodził na to bym wyjechał. Jeśli miałem mieć okazję znaleźć grób Grzesia i zobaczyć się z nim oraz pożegnać z nim tak jak chciałem.

-Chciałbyś jako policjant? - spytał i zamyślił się - W sumie mogłoby się to udać, bo wiem jak to zrobić jednak nie ode mnie będzie zależeć czy pojedziesz do innego miasta.

-Od kogo w takim razie? - spytałem nie za bardzo rozumiejąc.

-Ma ktoś wobec mnie dług i on zdecyduje czy cię puści - po jego słowach chwilę mi zajęło o to co chodzi, ale po chwili zrozumiałem chyba o kim mówi.

-Rightwill - mruknąłem cicho.

-Tak - kiwnął głową i spojrzał na Dię - na wszelki wypadek rozejrzyj się za kimś jeszcze - zasugerował chińczyk patrząc się na Dię, który stał obok starszego mężczyzny.

-Dobrze - potwierdził, ale miałem nadzieję na to, że ja wyjadę. Jeśli miałem jakoś przysłużyć się dla Erwina i rodziny Grzesia, to chciałem w ten sposób pomóc jak mogłem. Poza tym chciałem zobaczyć miasto, które kiedyś było miastem mego przyjaciela. Przyjaciela, który powierzył mi swoją tajemnicę jak i swoje życie w moje ręce, bo im więcej osób wiedziało tym było niebezpieczniej dla Grzesia.

-Chcę wam się przysłużyć panie Kui - rzekłem - jestem gotów zaryzykować swym życiem dla ogółu dobra i żeby wam pomóc.

-Miło z twojej strony Over, ale zastanawia mnie to dlaczego nagle tak wyskoczyłeś z tą pomocą - mruknął i przymrużył oczy patrząc się na mnie.

-Montanha ufał wam wszystkim, nawet wtedy gdy go raniliście - rzekłem - nigdy nie stracił nadziei na to, że macie w sobie dobro. Nawet gdy nadszarpnęliście jego zaufanie. Ufam wam tylko dlatego, że Monte ufał wam bezgranicznie - oznajmiłem, patrząc się w oczy mężczyzny.

-Skoro tak bierzesz to do siebie - powiedział Chak - zrobię co tylko mogę aby cię wysłać do Coco, ale pod warunkiem, że będziesz uważać i pozwoli ci na to Rightwill!

-Dziękuję - odparłem i po chwili Kui zaproponował mi przejechanie na Burgershota aby poinformować Erwina o tym pomyśle. Nie był zadowolony, ale sam zdecydowałem co chcę robić i jak pomóc im.

Dziś dowiedziałem się o moimi wyjeździe na Coco, który okazał się właśnie za kilka godzin i musiałem się na dodatek jeszcze spakować. Do rana było jeszcze trochę czasu jednak niestety chociaż bolało to iż muszę wyjechać to wiedziałem, że potrzebowałem tego aby uporządkować swoje myśli.

-Hank proszę cię nie zostawiaj nas! - zatrzymał mnie Dante.

-Wybaczcie chłopaki, ale muszę - odpowiedziałem i ściągałem mundur z siebie.

-Dlaczego do innej jednostki?! - spytał Janek niedowierzając w to wszystko.

-Muszę odpocząć i to naprawdę Janek. Zbyt dużo tu przypomina mi o Grzesiu potrzebuje tego aby choć trochę zapomnieć - rzekłem smętnie i uśmiechnąłem się delikatnie do nich.

-Rozumiemy, ale nie chcemy cię tracić - odezwał się Dante.

-Wyjeżdżam nie na długo chłopaki - mruknąłem - niedługo wrócę do was.

-Bez ciebie będzie nudno - stwierdził Pisi.

-Wiem chłopaki - złożyłem mundur do szafki i spuściłem wzrok - jednak potrzebuje tego odpoczynku.

-Uważaj na siebie i pisz do nas - zasugerował brunet.

-Jasne - uśmiechnąłem się ubrany w cywilne ciuchy. Wyszedłem z komendy u boku swoich przyjaciół. - Zamiecie się moim Jesterem?

-Jasne - odparł Dante - zapewne Janek zajmie się nim należyty sposób.

-Dziękuję - wsiadłem do swojego zastępczego auta - bądźcie bezpieczni! - wyjechałem spod komendy widząc smutne miny swoich przyjaciół. Lecz miałem ważne zadanie do wykonania i chciałem je wykonać należycie jak przystało. Szybko pojechałem na mieszkanie gdzie zadzwonił do mnie na telefon Rightwill więc odebrałem.

-Weź ciuchy oraz wszystkie potrzebne rzeczy oprócz broni i wszystkiego co może być ciężkie do zaakceptowania przez linie lotnicze.

-Wiem szefie - odpowiedziałem i wyciągnąłem walizkę.

-Masz mnie informować o wszystkim i składać raport co się dzieje u ciebie - rzekł - Riley się tobą zajmie i będzie czekać na ciebie na lotnisku.

-Jak będzie wyglądać? - spytałem ciekawko.

-Czarnowłosy, wysoki, dobrze zbudowany - odpowiedział na moje pytanie - z czarnymi okularami i lekkim zarostem.

-Warto wiedzieć - mruknąłem w odpowiedzi i pakowałem ciuchy.

-Ma do ciebie numer i dostał twoje papiery więc z pewnością cię rozpozna. Nie masz o co się martwić.

-Tak szef - spakowałem ciuchy - a co z mieszkaniem?

-Otrzymasz mieszkanie na które zarobisz poprzez pracę - oznajmił - tak samo będzie z kadeciakiem.

-Wymienia mnie szef na kadeta?

-Nie miałem innego wyboru Over albo to albo nic - rzekł - musiałem wykonać prośbę Kuia, bo mu to obiecałem jak i tobie - dodał po chwili.

-Rozumiem szef czyli załatwił szef wszystko abym był tam bezpieczny - powiedziałem - od której jest samolot?

-O 7:30 bilet masz wysłany elektronicznie na twój email - wyjaśnił za co byłem mu wdzięczny.

-Okey.

-Hank uważaj na siebie tam.

-Będę uważać szefie, a teraz muszę się spakować do końca.

-Napisz jak dolecisz na miejsce - rzekł i rozłączył się. Nie miałem wątpliwości, że to co się dzieje to dzieję się naprawdę. Spakowałem to co trzeba do wyjazdu. Nie brałem dużo rzeczy, bo widziałem, że dużo czasu będę spędzać na służbie. Z pewnością czekało mnie dużo nauki gdyż kody w innych miastach są trochę inne od tych co mamy my w mieście. Wybrałem numer do Kuia i zacząłem dzwonic.

-Słucham? - odebrał mężczyzna gdyż jego głosu nie dało się podmienić.

-Wyjeżdżam z rana do Coco. Wszystko jest załatwione - oznajmiłem mu gdyż powinien widzieć.

-Rozumiem więc będziesz mieć siedem cmentarzy do przejścia. Wystarczy, że znajdziesz wszystko na mapach, a do tego dostęp będziesz mieć w centrali policji - oznajmił - jeśli dobrze to rozegrasz to ogarniesz wszystko.

-Dobrze, a co z raportem? - spytałem.

-Dam ci dwa tygodnie do tego abyś ogarnął wszystko i zdobył zaufanie wśród tamtych - poinformował mnie - następnie skontaktujemy się z tobą w niedzielę za dwa tygodnie.

-Rozumiem - zapisałem sobie na kartce informacje, które mi podał, bo były istotne do zapamiętania.

-Powodzenia Over.

-Dziękuję - odparłem, a mężczyzna rozłączył się zostawiając mnie samego. Nastawiłem budzik na szóstą raną aby wstać na czas i zdążyć na samolot. Nie powiem, ale byłem zestresowany nagłym wyjazdem i mimo tego, że pisałem się na niego to bałem się co mógłby się tam stać. Każdy bał się tego miasta, a najbardziej jego mieszkańców. Wiedziałem jednak, że nie mogę się poddać na starcie. Robię to dla Erwina i dla siebie. Umyłem się na szybko i położyłem spać ówcześnie sprawdzając czy na pewno mam nastawiony budzik na jutrzejszą pobudkę. Czekała mnie na pewno nie za łatwa przygoda, której musiałem sprostać. Obudziłem się równo z budzikiem i na spokojnie ubrałem się w przyszykowane ciuchy. Nie liczyłem na to, że ktoś będzie na mnie czekał przy lotnisku aby się pożegnać gdyż po prostu była za wczesna pora. Poza tym nie wiedzieli na którą mam samolot i w sumie chyba, że lecę. Jedynie tylko strona crime mogła przyjść, ale nie liczyłem również na nich. Spakowałem walizkę do auta i wsiadłem na miejsce kierowcy. Mieszkanie zamknąłem na dwa spusty i upewniłem się, że wszystko wyłączyłem oraz zamknąłem. Była szósta czterdzieści gdy wyjechałem spod bloku i na spokojnie zajechałem pod lotnisko. Wchodząc do środka i ciągnąc za sobą walizkę odnalazłem odprawę do innego miasta.

-Hank czekaj! - usłyszałem głos kuzyna. Odwróciłem się, a tam Dia, San, Carbo i Erwin razem.

-Hej chłopaki - przywitałem się chociaż powinienem się żegnać z nimi.

-Uważaj na siebie - przytulił się do mnie kochany Sanik, który był moim wsparciem gdy naprawdę go potrzebowałem.

-Uważaj na siebie dobrze? - powiedział Erwin, a ja kiwnąłem głową.

-Nie daj się tam - mruknął Dia, który również się do mnie przytulił po chwili.

-Zrobię wszystko co w mojej mocy! - powiedziałem i zerknąłem na godzinę za 15 minut mój samolot miał odlecieć. - Do zobaczenia chłopaki! - odsunąłem się od nich i ruszyłem do bramki. Na telefonie pokazałem swój bilet i pomachałem chłopakom, a następnie zniknąłem w przejściu do samolotu. Czekało mnie około dwanaście godzin lotu więc miałem naprawdę dużo czasu aby pomyśleć o wszystkim i niczym. Wyjazd do tamtej jednostki nie był łatwy gdyż podobno ciężko jest nauczyć się wszystkiego tak aby ogarnąć to w krótkim czasie. Jednak ja musiałem i dopiero uczyć się będę ma miejscu wszystkiego. Spojrzałem za okno gdy startowaliśmy z pasu lotniczego. Żegnaj 5city i wszyscy. Mam nadzieję, że nie zawiodę i przeżyje służbę w nowej jednostce. Wszystko znikało za warstwą puszystych chmur, a ja stwierdziłem, że skoro i tak nic nie mam do roboty to zasnę sobie. Musiałem nabrać energii skoro na wieczór mam być przyjęty i z pewnością będzie czekać mnie nocny patrol oraz nauka. Obudziłem się gdy na zewnątrz powoli zachodziło słońce. Nie powiem zdziwiony byłem, że przespałem tyle godzin chociaż przez ostatni miesiąc mało sypiałem. Z cichym westchnięciem przyglądałem się zabudowie pod nami, co oznaczało, że jestem coraz bliżej celu.

-Za 15 minut będziemy lądować w mieście Coco! - oznajmił kapitan przez głośniki.

#za 15 minut będę na lotnisku #

Napisałem do Kuia jak i Rightwilla. Musiałem w końcu aby nie przejmowali się mną aż tak. Samolot wylądował i teraz poczułem jak skręca mnie w żołądku ze stresu. Ryzykuję życiem dla jednej informacji chociaż może i wyciągnę ich więcej, ale nie sądzę. Teraz liczyło się aby wziąć walizkę i znaleźć tutejszego 01 zwanego Riley'em. Z samolotu sprawnie przeszliśmy na lotnisko i spokojnym, ale pewnym krokiem przeszedłem do taśmy aby odebrać swoją walizkę. Uważnie obserwowałem kątem oka tutaj ludzi i większość miała broń przy sobie tylko zastanawiało mnie dlaczego Sony kazał mi bez broni przyjechać. Rozumiem, że coś ryzykownego to było, ale chyba bardziej ryzykowne było brak broni przy sobie wśród tylu uzbrojonych ludzi. Rozglądałem się po lotnisku czy gdzieś jest mężczyzna, który miał mnie odebrać, ale nie widziałem go. Więc wyszedłem na zewnątrz, a tam przy raptorze oparty stał wysoki czarnowłosy mężczyzna taki jak opisywał szef.

-Hank Over czyż nie? - odezwał się spokojnym miłym głosem.

-Tak szef - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do mężczyzny.

-Riley Martel tutejszy szef departamentu policji - przedstawił się mi.

-Miło mi poznać - odparłem, a on uśmiechnął się do mnie.

-Jak na funkcjonariusza z depresją dobrze sobie radzisz - stwierdził i podniósł brew do góry.

-Cóż gorzej szefie jest na służbie - mruknąłem trochę markotnie.

-Rozumiem, pakuj się do auta - rzekł i według polecenia wsiadłem na miejsce pasażera, a walizkę wsadziłem miedzy nogi. Zapiąłem pasy bezpieczeństwa i z zaciekawieniem rozglądałem się po raptorze. Ten był znacznie inny od tych co posiadamy w jednostce, ale przez to iż każde auto przynależy do kogoś i jest ozdobą życia innych. -Służba w tym mieście nie jest najprostszą rzeczą - oznajmił, a ja spojrzałem na niego.

-Wiem - kiwnąłem głową.

-Musisz poznać zasady życia w tym mieście - rzekł - nim pozwolę ci samemu poruszać się po nim.

-Więc zmieniam się w słuch - odparłem.

-Miasto jest podzielone na kilkanaście dzielnic. Każdą dzielnicą rządzi jakiś gang, ale nad tymi gangami stoi jedna mafia, która ma w swojej garści całe miasto.

-Czyli mam uważać na wszystko i wszystkich?

-Będziesz nie tylko musiał nauczyć się kodów, ale i tego, które auto możesz zatrzymać, a za którym nawet nie powinieneś wszczynać pościgu.

-Co jeśli podpadnę?

-Wtedy będzie ciężko dla ciebie więc lepiej nie podpadać nikomu nawet jeśli jesteś nowy czy z wymiany. Nikt nie ma tu łatwo.

-Ale napady i inne takie rzeczy przebiegają normalnie?

-Tak - odparł - to jest przynajmniej normalne i możemy łapać przestępców. Zależy kto robi w sumie bank czy inny napad i od tego czy uciekną - wyjaśnił i stanął autem pod jakimś blokiem zaraz przed komendą policji. -W bloku na parterze masz wynajętą kawalerkę - dodał, wysiadł z raptora więc i ja też wysiadłem. Skierowałem się za nim, a on otworzył drzwi do klatki i weszliśmy do środka. Podeszliśmy do sosnowych drzwi, a mężczyzna je otworzył kluczem. Na spokojnie wszedłem za nim i od razu znaleźliśmy się w salonie połączonym z kuchnią w białych kolorach i drewnianych dodatkach oraz dwoma parami drzwi zapewne do łazienki i pokoju.

-Ładnie tu - stwierdziłem i odstawiłem walizkę obok kremowej kanapy.

-Dobrze, że ci się podoba - rzekł i spojrzał na zegarek - powinienem już być na służbie - dodał więc spojrzałem na niego.

-Mogę się wybrać z szefem? - spytałem od razu bez żadnego obijania w banbuko. Chciałem zacząć służbę jak najszybciej mogłem, bo zbyt długo już siedziałem w jednym miejscu.

-Jeszcze nie zacząłeś służby, a ciągle mówisz do mnie szef - pokręcił głową na boki.

-Mam szacunek do wyższej rangi - odparłem - poza tym na nieokreślony czas to właśnie ty będziesz moim szefem.

-No dobrze - odparł - nie chcesz się przebrać?

-Nie potrzeba szef - odrzekłem, a on podał mi kluczyki do domu.

-Pilnuj ich jak oka w głowie i chodź znajdziemy dla ciebie jakiś mundur.

Z uśmiechem ruszyłem za mężczyzną, który okazał się naprawdę wyrozumiałym i przyjaznym policjantem aż zaskakuje mnie to iż on jest właśnie 01. Jednak miałem sporo czasu aby ogarnąć wszystko i to co będzie się działo tutaj.

Czy Hank spotka Grzesia?
Czy podpadnie jakieś Mafii?

2178 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro