Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zdrada?

Witam serdecznie wszystkich w sobotnim rozdziale!
Jak tam u was? Coś ciekawego robiliście wczoraj?
Dziś chill czy coś robicie?
Dziś ciekawa perspektywa i troszkę więcej informacji :3
Bawi mnie to iż 30 sierpnia był pisany ten rozdział i już praktycznie koniec z wakacji rozdziałów mam zapasu :c
Życzę wszystkim miłego dzionka!

Perspektywa Duarte

Dając wolny dzień dla syna miałem nadzieję, że jednak spędzi ten czas ze mną i Marco aby wprowadzić go w całą papierologię mafijną.

-Tato?

-Tak Marco?

-Czy dobrym wyborem jest to aby to właśnie Gregory zastąpił cię?

-Tradycja jest po to aby ją przestrzegać Marco - westchnąłem gdyż chłopak od lat mi pomagał i nic z tego tak naprawdę nie miał, ale mógł wprowadzić w życie swego brata jako jego prawa ręka. No tylko problem było to, że Gregory nie chciał być mafiozą i choć robił to co miał robić, bo zaczął wywiązywać się z obowiązków to jednak widziałem po nim, że nie chce tego robić. Niedługo poza tym będzie trzeba odwiedzić białe garniaki aby przekonać się czy mają pieniądze dla mnie. Nadal nie wiem kto był zdolny do zaatakowania magazynu należącego do Lordów, ale jak się dowiem srogo ktoś zapłaci. -Od lat najstarszy z rodu Montanhy zajmował należne miejsce na czele mafii. Gregoremu jest pisane być następcą i nie ucieknie przed tym. Trzeba po prostu z niego wyplewić te wszystkie dobre rzeczy, które się nauczył.

-Tato, ale ty wiesz, że on i tak będzie dobry. Nie da się z niego wyplewić.

-Każdego da się zmienić i on sam już gubi się w tym co ma robić. Od samego początku to widziałem w jego oczach - odparłem i zacząłem przeglądać papiery - w jego żyłach płynie krew Lordów. Nie wyrzekanie się tego tak czy siak.

-I nie wyskoczy z czymś, że nie może być jednym z nas?

-Nie, ponieważ nie ma żadnego prawa odnośnie tego, że może wyrzec się mafii. Jedyną opcją aby to zrobić jest śmierć - odrzekłem gdyż nie słyszałem nigdy o tym w prawie mafii, że człowiek może wyrzec się tego. W sumie może zmienić strony, ale gdy na to pozwoli Lider albo sam ucieknie. Natomiast mój syn nie dostanie ani tego ani nie ucieknie. Dopilnowałem tego aby karta przetargowa była wystarczająco dobra i boląca aby się zgodził na moje warunki. Warunki, które nie odpowiadały mu, ale musiał je wykonywać. Nie powiem, ale ceniłem jego umiejętności, które nabył w policji w końcu lepiej będzie uciekać naszym mając po swojej stronie byłego policjanta. Wziąłem głęboki wdech i wydech aby uspokoić myśli, ponieważ musiałem skupić się na papierach. Nie mogłem pomylić choć trochę czegoś, bo będzie później problem, a zawsze moja mafia była szanowana i zawsze wszystko robiła dokładnie. Obserwowałem papiery zastanawiając się o czym Tilia chce rozmawiać z naszym synem. Wydawało mi się, że ona wie znaczniej więcej ode mnie i mimo tego nawet nie chciała zdradzać mi tego. Ostatnim razem jak pytałem się jej co Gregory z nią rozmawiał to twierdziła, że innym razem mi powie. Tylko cały czas odkłada to i gdy nie spojrzę to ona rozmawia z nim. Nie jeden raz ciekawiło mnie to i chciałem poznać prawdę, ale moja żona ciągle unika tego. Kryła naszego syna i prawdę. Denerwowało mnie to dosyć mocno, ale nie miałem wyboru jak poczekać na to aż zdecyduje się mi powiedzieć o co chodzi. Papiery szły gładko, ponieważ Leon i Marco mi pomagali, a co trzy głowy to nie jedna jak to się mówi. Ogarnęliśmy wszystkie sprawy przed 18 tylko ktoś z gangu przyjechał na niezapowiedzianą wizytę więc trzeba było ubrać maski na twarz, a do siedziby został wprowadzony młody mężczyzna lider grupy co kradną samochody i nie tylko.

-Co cię sprowadza do Lordowskiej siedziby? - zapytałem chłodnym tonem głosu, a mężczyzna zatrząsł się na mój głos. Wyćwiczony miałem tak, że w każdej chwili mogłem użyć zaś ludzi ten chłodny ton głosu przerażał.

-Wielki Morte! - zaczął pewnie, ale gdy spojrzałem na niego to zwątpił gdyż z tyłu niego dla naszej asekuracji stało trzech strażników, ale to nie ich się bał i obawiał. Tylko mnie. -Chciałbym prosić o małą pożyczkę pieniężną gdyż policja ostatnio za bardzo utrudnia nam pracę i brakuje mi pieniędzy aby wyciągnąć moich z aresztu.

-Ile? - spytałem.

-60 tysięcy - oznajmił na moje pytanie.

-Jesteś zdolny oddać taki duży dług skoro zarabiacie 20 tysięcy w miesiąc? - zadałem kolejne pytanie gdyż mężczyznę po prostu na taką pożyczkę nie było stać.

-Oddam co do joty - rzekł, a w jego oczach widziałem niepewność.

-Rozumiem. Oddasz z odsetkami 70 tysięcy - powiedziałem swoją decyzję i uśmiechnąłem się pod maską, która chowała moją twarz. - Leo przynieś pieniądze oraz papier, który podpisze nasz gość.

W ten sposób minęło trochę czasu nim on opuścił miejsce, a jeszcze ochroniarze byli z nami. W końcu pieniądze to sprawa dużej wagi gdyż pieniądze nie rosną na drzewie choć są z papieru, ale to inna kwestia. Z cichym westchnięciem ściągnąłem maskę. Jeszcze dziś muszę sprawdzić pola uprawne i czy wszystko jest zrobione poprawnie. Nie żebym nie ufał swoim, ale czasami tak jest, że mogą o czymś zapomnieć.

-Dziękuje za pomoc w dzisiejszym dniu - powiedziałem kładąc maskę na stół i przetarłem zmęczone oczy od kilku godzinnego patrzenia na literki. Nagle drzwi zostały wyważone co mnie zaskoczyło i dosyć poważnie. Do środka wtargnęli mężczyźni ubrani w czarne stroje i szare spodnie.

-Łapy, łapy! - rozległy się ich krzyki. Nie miałem nawet jak sięgnąć za broń, a moich ochroniarzy

-Klękać na ziemię!!! - krzyknął któryś, ale wszyscy mierzyli w nas z M4. Nie spodziewałem się czegoś takiego. Moi ludzie nic nie komunikowali o natarciu na naszą ziemię czy też jakimś wrogu. Byłem zdezorientowany tym co się dzieje i co czeka nas. Nie wiedziałem co z moją kochana i ile zdobyli terenu oraz czy ktoś nie ucierpiał. Najważniejsze gdzie jest mój syn. Poddaliśmy się, a zakuto nas w kajdanki. Gdy to zrobili niezbyt delikatnie, wyciągnęli nas na zewnątrz przed siedzibę i kazano nam klęczeć. Jeszcze nigdy tak nie czułem się poniżony jak w tej chwili.

-No i co teraz Wielki Morte? Hmmm? - usłyszałem ten krpiący głos.

-Tyyy - warknąłem, ponieważ wiedziałem, a raczej czułem, że może być zagrożeniem - wiedziałem aby cię zabić!

-Trzeba było to zrobić gdy miałeś okazję - powiedział bardzo zadowolony ze zmiany ról - teraz to ja mam władze nie ty!

-Nie denerwuj go, bo czekamy na szefów! - odezwał się mężczyzna obok.

-Czysto - dodał kolejny z niebieską opaską na ramieniu. Czyli byli zieloni niebiescy ciekawie jakie kolejne kolory.

-Rozejrzyjmy się jeszcze wokół aż nasi nie przyjdą - zasegurowal któryś. Nie byłem w sensie ich rozróżnić poprzez to iż wyglądają tak samo przez stroje, które na sobie mieli.

-Prowadzimy ktoś - usłyszałem z radia naszych przeciwników i po chwili zobaczyłem moją ukochaną w którą są wymierzone bronie długie. Wziąłem głęboki wdech gdyż serce mnie zakóło widząc ją taką przestraszoną. Nie było z nimi Gregorego więc zacząłem się jeszcze bardziej martwić.

-Vida! - powiedziałem donośnym głosem i nie ukrywałem tego, że się martwię. Mnie mogą zabić i pozbyć, ale nie wolno im tknąć mojej rodziny.

-Z pozdrowieniami od Mokotowa twoją kochaną przy prowadziliśmy - powiedział niski mężczyzna - masz się nie ruszać! - warknął do mojej kobiety, a Vida wtuliła się w moją klatkę piersiową płacząc. Chciałabym ją przytulić i jakoś wesprzeć, ale wszyscy klęczeliśmy na ziemi czekając na decyzję ich co z nami zrobić. Jednak wiedziałem co się stanie. Mokotów powiększył się znacznie od czasu gdy zniszczyłem ich lidera.

-No witam cię Victorze w moich skromnych progach - odezwałem się do mężczyzny, który patrzył się na mnie z niezadowoleniem.

-Gdzie jest Erwin?! - powiedział i zastanawiało mnie jak może przejmować się dzieckiem, które nie jest nawet z jego krwi i kości. Poza tym jest praktycznie dorosłe więc nie potrzebuje już opiekuna.

-Zostawiony tam skąd cię zabrano - odparłem wstając od stołu. Spokojnym krokiem ruszyłem w stronę mężczyzny, który od lat utrudniał mi i mojej mafii życie.

-Zostaw moją rodzinę! Skąd w ogóle wiedziałeś gdzie będę?!

-Długi czas starałem się cię wyśledzić - oznajmiłem chłodnym tonem głosu - do twojej willi nie da się dostać przez labirynt dróg - dodałem po chwili - jeśli zdradzisz mi to gdzie jest i jak tam się dostać to może ocalę twoje życie.

-Wykorzystasz to do swoich interesów i zranisz mą rodzinę! - odpowiedział - Zginę niż choćbym miał ci cokolwiek zdradzić! Nie zdradzę rodziny! Ja przynajmniej dbam o rodzinę, a nie jak ty. Herdeiro, który uciekł... - nie wytrzymałem i uderzyłem go w twarz.

-Zamknij się w końcu. Sam lepszy nie jesteś - warknąłem - lider, który naraża i bierze pod swoje skrzydła jakiś randomów z ulicy.

-Przynajmniej są bardziej wierni niż ta twoja mafia, ale nie o to jest tutaj ta rozmowa. Czeka mnie śmierć i wiem o tym. Nie musisz przedłużać ja jestem gotowy umrzeć za swoich, ale wiedz, że znajdzie się ktoś kto pokrzyżuje twoje plany. Wtedy nie będziesz miał wyboru jak ulec i poddać się!

-Zobaczymy jeszcze - odparłem mu - brać go na ścianę śmierci!

Wszyscy celowali do nas i nie wiedziałem co mogę zrobić z tym.

-Gdzie jest...

-Sschował się, bbo mu kazałam - oznajmiła cicho płacząc i tuląc się do mnie. - Co z nami będzie?

-Obawiam się najgorszego - wyszeptałem.

-Zaraz powinni być kolejni, a po nich ostatnia grupa - oznajmił któryś. Jedynie co rozpoznawałem w nich to te kolorowe opaski, które mnie denerwowały.

-Co robicie na moim terenie!? Czego chcecie?! - zacząłem pytać, ale podszedł do mnie ten policjant, którego miałem odstrzelić, a nie zrobiłem tego, czego mocno żałuję. Mężczyzna zakleblował mi usta i choć miał na głowie kominiarkę to widziałem jego uśmiech na ustach.

-Nie odzywaj się - powiedział odsuwając ode mnie. Buzowała we mnie złość, którą nawet dotyk mej ukochanej nie łagodził. Nienawidzę tego jak coś idzie nie tak jak miało pójść. Wiedziałem, że jesteśmy na straconej pozycji, ale muszę jakoś ochronić rodzinę. Marco był cicho i przyglądał się wszystkim. Większość celowała do nas i nie powiem nie czułem jeszcze czegoś takiego od kilku lat. Nie miałem jak się chronić ani walczyć. Byłem skazany na to aby czekać aż w końcu zdecydują co z nami zrobią. Bezsilność była najgorszym uczuciem, które buzowało we mnie i powodowało obawę o życie mojej rodziny. Nagle wszyscy spojrzeli w jedno miejsce dlatego mój wzrok również powędrował w te samo miejsce co wszystkich.

Nie mogłem uwierzyć, że Gregory rzucił się na taką głęboką wodę aby uratować nas. Może jednak za dużo wymagałem od niego, bo sam ruszył nie potrzebował motywacji do tego. Jego władczy ton i pewność, a przy tym zimny ton głosu. Nie sądziłem, że jest zdolny do tego, bo nie pokazał się jeszcze w taki sposób. Władczy sposób, ludzie posłuchali się od razu poddając się. Jeden człowiek przeciwko uzbrojonych i niebezpiecznych ludzi. Jak można być tak szalonym i przy tym tak odważnym. Nagle przyszła odsiecz, a mój syn nagle zmiękł. Od tak poddał się przestał walczyć. Byłem zdezorientowany, a Tilia wyglądała na zaskoczoną. Upadli na ziemię w swoich ramionach, a do nich dołączyli ludzie, którzy musieli znać mego syna. Byłem zszokowany gdy wzrok złotych tęczówek skupił się na mnie.

-Erwin? Co chcesz zrobić?! - krzyk Gregorego chciał zatrzymać chłopaka.

-Coś co ktoś dawno powinien zrobić - oznajmił, a chłopak w dredach podał mu karabin. Vida wtuliła się we mnie bardziej. Tak bardzo chciałem powiedzieć, że będzie dobrze, ale nie potrafiłem.

-Nie wolno wam! - krzyknął Marco, ale siwowłosy ruszył na mnie. W jego oczach widziałem złość i zdecydowanie. Więc w taki sposób będzie dane mi umrzeć w końcu Gregory nie stanie w mojej obronie. Zbyt wiele cierpienia mu wyrządziłem.

-Erwin! Nie możesz!

-Ktoś w końcu musi to zrobić - rzekł chłodnym tonem głosu, a jego oczy skupione na mnie były przepełnione nienawiścią. - Morte skazuję cię jednogłośną decyzją Mokotowa za zabicie lidera naszej mafii na ten sam los.

-Spróbuj tylko gówniarzu - warknąłem myślałem iż to choć trochę zatrzyma, ale nikt nie zatrzymał go. Złotooki wychowanek Victora wycelował lufę w moją głowę, a Tilia rozpłakała się cicho.- Jesteś tak słaby jak Victor! - mnie i moją ukochaną zasłonił Gregory, co związało się z moim szokiem, bo stanął na przeciwko broni długiej chroniąc nas swoją piersią. Rozmawiali między sobą i czuć było, że obydwóch boli to, że muszą stać na przeciwko sobie.

-Ja nie mogę pozwolić na to abyś go zabił. Wiem, że to wasz cel od samego początku, ale nie mogę na to pozwolić.

-Dlaczego?

-Bo wyrządzi to krzywdę mojej mamie, a nie chce żeby cierpiała przed błędy ojca. Nie powtarzajmy tego samego błędu co on zrobił nam - zrobił krok w jego stronę - proszę cię diabełku. Wiesz jak boli rozstanie i wiesz jak to wygląda. Moja mama nie zasłużyła na to.

-ALE MY JUŻ TAK?! ZABRAŁ MI CIĘ! ZABRAŁ ZROBIŁ TYLE KRZYWDY, A TY GO JESZCZE BRONISZ!

Byłem zszokowany słowami srebrnowłosego, ale mój syn powiedział, że jesteśmy dla niego rodziną i nie chce stracić żadnej strony. Rozmowa zmieniła ton i gdy usłyszałem to aż zacząłem się gotować do środka.

-Nie dawał mi wyjścia, nie chciałem aby te plany ujrzały światło dzienne. Jakoś tak wyszło, że Erwin chciał zemsty.

-Obiecałeś na swoją mafię Kui - powiedział mój syn. Syn, który zdradził plany domu obcej mafii, bo ktoś obiecał mu na mafię. Miałem taką ochotę go udusić tu i teraz, ale mężczyzna obok nadal celował do nas. Więc niski był kimś od mokotowa, a ten wyższy od policji. Czy ich do reszty pogrzało aby mafia i policja razem. Jednak to nie wkurzyło mnie tak jak to, że powiedziano memu pierworodnemu, że może wrócić do policji. Widziałem w jego oczach szczęście i ulgę.

-Mogę? - dopytal z szokiem.

-Możesz więc co robimy? Co rozkażesz 105?

-Nie mogę od tak wrócić z wami do domu - westchnął i nasz wzrok spotkał się - jednak trzyma mnie tu to iż jestem następcą. Muszę jakoś pozbyć się tego ciężaru ze swoich barków nim wrócę do domu, do służby.

-Czyli mamy wracać do domu? - spytał któryś.

-Ja zostaje - powiedział siwowłosy i ruszył w stronę bruneta, który był Lordem.

-Jeśli Erwin zostaje to i ja również!

-My też!

-My musimy wrócić do miasta na służbę.

-Więc tutaj nasza współpraca się chyba kończy - rzekł niski mężczyzna.

-Na to wygląda - odparł białowłosy nie rozumiałem o co chodzi, ale gdy została wymierzona we mnie broń patrzyłem w złote oczy chłopaka.

-Jeśli zrobisz coś co zrani mnie bądź Grzesia to nie będę się wahać i cię zabiję. Jeżeli chcesz przeżyć masz obiecać na swoją mafię, że nie zrobisz niczego co będzie liczyć się z tym iż tu będę!

Czy Duarte się zgodzi?
Co będzie czekać Erwina i Grzesia?

2293 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro