Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zbyt miękki

Witam serdecznie w czwartkowym rozdziale!!!
Co tam u was? Jak samopoczucie?
Wczoraj miałam wyrywany ząb... boli mnie i cały dzień na przeciwbólowych jechałam przez to nawet nie napisałam niczego w przód :c
Dziś jest trochę lepiej, ale może dam radę coś napisać.
Jakieś plany na dziś?
Miłego dzionka życzę wszystkim!

Perspektywa Duarte

Inicjacja przeszła tak jak myślałem. Gregory poradził sobie z tym aby zabić człowieka, a tak bardzo płakał, że nie potrafi. Każdy potrafi zrobić wszystko jeśli się tylko mocno tego chce. Musiałem go postraszyć nim przeszliśmy do miejsca gdzie dopełnić miała się inicjacja aby zrobił to co powinien, osiemnaście lat temu. Stał się jednym z nas i mimo tego, że widziałem jego przestraszony wzrok i tak naznaczyłem go krwią ofiary, którą zabił. Jak to kiedyś Devon mój ojciec, a dziadek Gregorego i Marco, zrobił to ze mną. Znamię krwi ma przypominać o tym, że każdy z nas jest tylko człowiekiem, ale maska, którą ubieramy daje nam możliwość bycia panami życia i śmierci. Maska to nie tylko ochrona tożsamości, ale też możliwość siania strachu wśród ludzi, którzy nie wiedzą co kryję się pod tą maską. Niewiedza i strach to najwięksi z sprzymierzeńców każdej mafii. Policja się boi, bo nie wie kto jest po drugiej stronie i nie mogą nic zrobić dopóki tożsamość jest nie znana. Ze swoimi sojusznikami napiłem się kilka drinków. Nie każdy był tu z tego, że mnie lubi, a napędzał ich strach o rodzinę gdyż my wiedzieliśmy wszystko o wszystkim. Dlaczego też nikt nie chciał podpaść nam i każdy gang oraz mafia ta większa oraz mniejsza musieli uznać naszą potęgę. Gdy wróciłem do domu i wszedłem do mojej i Tilii sypialni od razu zauważyłem, że coś jest z nią nie tak.

-Kochanie w porządku?

-On tego nie chciał Duarte - wyszeptała patrząc się na swoje dłonie.

-Nie miał wyboru.

-Miał mogłeś Marco wziąć na przedstawienie w końcu już jedno przeszedł.

-Marco nigdy nie będzie następcą - odparłem.

-Bo ty tego nie chcesz! Nasz młodszy syn widzi się w mafii i żyje dla mafii, a twój starszy syn ma wyrzuty sumienia przez to do czego go zmusiłeś!

-Ma wyrzuty sumienia? - spytałem zdziwiony. Może wyglądał na trochę przerażonego, ale wydawał się być opanowany gdy pociągnął za spust. Podszedłem do czarnowłosej ukochanej i klęknąłem przy niej. -Skarbie nie chciałem aby coś takiego wyszło - powiedziałem - myślałem, że po prostu trzeba mu pokazać co i jak.

-Twój syn jest i był inny - złapałem jej dłonie w swoje dłonie - on tu nie pasuje.

-Ale przypasuje się! - odparłem - Jest silny bardziej niż ci się wydaje! Udaje tylko takiego wątłego!

-Nasz syn czuje odrazę do samego siebie czego ty nie widzisz, bo jesteś zaślepiony władzą.

-Tilia kocham cię i chcę tylko szczęścia dla naszej rodziny - oznajmiłem i pogłaskałem ją po policzku, a po chwili złączyłem nasze usta razem.

-Wiem, ale Gregory nie jest tobą tylko bardziej widzę w nim siebie - wyszeptała w moje usta.

-Chciałbym aby pokochał rodzinę i chronił ją.

-Ale on nie jest tu szczęśliwy - odpowiedziała gdy pocałowałem ją w czoło.

-Znajdzie się i jeszcze będzie szczęśliwy. Musi pogodzić się z tym wszystkim co go spotkało - rzekłem i wstałem - daj mu czas.

-Minął miesiąc od tego czasu gdy został skazany. On nie pogodzi się z tym - powiedziała cicho i zaczęło mnie to zastanawiać czy może mieć rację z tym. Odrzuciłem jednak to z głowy, bo chłopak ma tu swoje miejsce i musi się pogodzić.
Następnego dnia wziąłem go na plantację aby mi pomógł. Przyjrzałem się mu bardziej pod kontem widzenia mojej żony i mimo iż mówił mi to co chciałem, chociaż nie zawsze to walczył o to aby nie zdradzić informacji z miasta 5city. Ciekawiło mnie to poważnie co takiego ukrywa, że stara się tak bardzo chronić to bądź kogoś. Jednak nie naciskałem od niego aż tak w końcu i tak zrobił to co do niego należało. Od tego dnia minęło dwa dni od rana byłem na nogach wraz z mą ukochaną. Ona poszła do kuchni gdy ja poszedłem sprawdzić teren przez obchód oraz zerknąć na rośliny. Chciałem jak zawsze wejść przez drzwi tarasowe, ale słyszałem, że w kuchni jest Gregory wraz z matką. Nie powinien, ale coś pokusiło mnie aby podsłuchać ich rozmowę chociaż pewnie była dłuższa.

-Jakie słowa? - odezwał się Gregory.

-Złamanego serca nie da się naprawić - Tilia odpowiadała mu - nawet jeśli, by się chciało to nikt nie zastąpi tak bardzo tych, których się kochało - nie powiem, ale zaciekawiły mnie te słowa, bo miały one jakieś głębsze znaczenie.

-Do czego to idzie? - spytał mój syn.

-Do tego, że twój ból jest powiązany z tęsknotą i to nie szczególnie z pracą, ale z czymś silniejszym co starasz się wyprzeć - oparłem się bardziej o ścianę i zacząłem rozmyślać nad słowami mej miłości życia.

-Nie chciałem być mordercą - więc jednak czuł się winny, a ja miałem to jednak gdzieś i może to jest wina tego, że tak bardzo mnie nienawidzi - moja kariera się skończyła jak i życie, które umarło ze starym mną.

Nie miałem ochoty słuchać więcej ich rozmowy. Wystarczająco już wiedziałem. Odszedłem na chwilę aby przetrawić informacje i musiałem coś wziąć dla Herdeiro co powinien mieć już dwa dni temu.

-Gregory dziś przejdziemy się gdzieś - oznajmiłem wchodząc przez drzwi tarasowe, a syn kiwnął na moje słowa tylko głową. Podszedłem do chłopaka i podałem mu pakunek mając na ustach zadowolony uśmiech. To był prezent dla niego. Każdy po inicjacji otrzymuje swoją maskę wraz z chustą.

-Co to? - spytał i zerknął na mnie.

-Otwórz przyda ci się dziś - rzekłem  wychodząc do salonu zostawiając ich samych. Musiałem przygotować samochód do jazdy oraz wziąć broń. Musiałem załatwić tą sprawę z białymi garniturami, bo ich przywódca sobie za bardzo pozwolił na samowolkę. Gdy wszystko zostało przygotowane przeze mnie wróciłem do kuchni i już zrozumiałem iż mój młodszy syn wie zdecydowanie więcej, ale jak widać nie chciał się przyznać do tego. Brunet był przestraszony jak i ciemny brunet, a ich wzrok był skupiony na sobie. Jednak nie ukryją przede mną prawdy, a ja dowiem się prędzej czy później. Po śniadaniu ruszyliśmy załatwić sprawę, która dłużyła od kilku miesięcy i mężczyzna nie chciał spłacić tego długu twierdząc iż jak się osobiście pofatyguje to wtedy zapłaci. Nie sądziłem aby miał tyle pieniędzy, ale to była idealna okazja aby przetestować mego syna do takich akcji. Chciałem przekonać się czy jest gotowy mimo jego słabości w kuchni.

Ja wiedziałem o tym że jest silny, a matka powodowała iż stawał się miękki, zbyt miękki na przyszłego przywódcę. Zna całe prawo i wszystko co trzeba chociaż są też nowe rzeczy, które przymusiłem go do nauki w czasie pracy. Ruszyliśmy w drogę, a chłopak wyciągnął pistolet ze schowka i zobaczyłem kątem oka jego wzrok utkwiony w broni. Nie był zadowolony, ale musiał robić to co mu kazałem. Wjechałem na teren garniaków i odpiąłem maskę z szlufki, a po chwili założyłem maskę na twarz aby schować pod nią swoją tożsamość. Od razu nie spodobało mi się zachowanie mężczyzny i jego pachołków, ale nie spodziewałem się, że podniosą na mnie broń. Lecz reakcja Gregorego była praktycznie natychmiastowa i zagroził liderowi życiem, a pachołką kazał opuścić broń. Nie żebym bał się broni, bo nie boję jednak to było spore zaskoczenie.

-Jakaś zapłata za twoją pychę i arogancję musi być - oznajmiłem i wycelowałem bronią w prawą dłoń Gilberta, który był przerażony, co oczywiście mi się podobało. Byłem władcą i panem śmierci. Już naciskałem za spust gdy nagle moja broń została wytrącona z mojej ręki. - -Co robisz Herdeiro!?

-Sądzę, że to już i tak wystarczająca nauczka. Wie co może stracić i jak wielką cenę zapłaci - powiedział i tymi słowami zdenerwował mnie jeszcze bardziej. Za miękki i za słaby na zabicie nadal był co trzeba będzie zmienić.

-Jak nie spłaci tego długu to ty będziesz jego egzekutorem! - warknąłem kierując się do auta, bo zdecydował o życiu tych ludzi i zepsuł mój autorytet. Syn wsiadł do auta i wycofałem samochodem. Gdy byliśmy na drodze od razu ściągnąłem maskę co również zrobił chłopak. Bez ostrzeżenia uderzyłem go w twarz z pięści w policzek. Odrzuciło go w bok i spuścił głowę w dół. - Nie waż się podważać mojego autorytetu! Gdybym zabił prawą dłoń to by nie miał wyboru!

-Bardziej byłby niechętny do spłaty - wyszeptał trzymając się za policzek.

-Ja decyduje o tym! Póki jesteś na samym dole nie masz prawa do odzywania się! Jak tak bardzo chcesz to znajdę ci coś gdzie będziesz lepiej się bawił! I przeciwko prawu! - rzekłem wkurzony, a złość kipiała ze mnie. Nienawidziłem gdy ktoś sprzeciwiał się mi, a tym bardziej mężczyzna, który miał być moim następcą.

-Pprzepraszam - wyszeptał - ppo prostu ja... - przerwałem mu.

-Nie ma Gregory! Nie toleruje tego zachowania! Masz być jak terminator, który nie ulega! Niż jakaś pizda, która boi się strzelić! Rozumiemy się? - kiwnął głową na tak i widziałem, że z pokorniał, jednak wiedziałem iż teraz potwierdza aby tylko nie wkurzyć mnie bardziej. -Mam nadzieję - warknąłem i starałem się uspokoić. Może trochę za bardzo agresywnie potraktowałem go, ale zasługiwał na takie zachowanie skoro nie potrafił nie ingerować się w porachunki. Jeśli mężczyzna serio nie spłaci tego to Gregory będzie musiał go zabić i gdzieś będę miał to, że on nie chce. Będzie zabijał na każdy mój rozkaz oraz strzelał tyle ile razy będzie trzeba. Zajechaliśmy pod garaże, a chłopak wysiadł jak najszybciej z auta terenowego. W spodniach dalej miał pistolet, ale stwierdziłem, że lepiej aby go miał. Nie odważy się podnieść go na kogoś z rodziny. Jak był w stanie zasłonić mnie własnym ciałem to z pewnością nie jest w stanie nikogo skrzywdzić i to widać aż za bardzo. Przykładem był Gilbert oraz jego człowiek. Nie chciał niczyjej krzywdy, a to nie jest dobre, bo może i jest dobrze zbudowany, ale ma zbyt bardzo gołębie serce i lituję się nad każdym. Tak też było gdy był dzieciakiem, a myślałem, że z tego wyrośnie.

Szliśmy spokojnie przez miasto. Gregory miał sześć lat gdy musieliśmy przejść do sklepu, ponieważ mój synek chciał się przejść zamiast pojechać autem. Był taki mądry i zawsze myślał do przodu. W przedszkolu radził sobie bardzo dobrze i nie było zwykle z nim problemów. Tilia była u rodziców gdy ja musiałem zająć się młodym.

-Tato!

-Tak Gregory?

-Czy kiedyś będę tak duży jak ty? - spytał się mnie i uśmiechał radośnie, a jego mała rączka trzymała moją dłoń.

-Jak będziesz jeść dużo i zdrowo to z pewnością będziesz jak ja! W końcu jesteś podobny do mnie! - odparłem z uśmiechem.

-Rozumiem - mruknął i spojrzał na niebo.

-Dlaczego tak ciągle patrzysz się na niebo?

-Dziadek Devon powiedział, że niebo posiada w sobie dużo tajemnic i jest wspaniałe na swój sposób! Chcę zobaczyć to na własne oczy!

-Życie jest wspaniałe i władza nad nią! - stwierdziłem, a on zmarszczył czoło.

-To dlaczego odbierasz je innym? - zamurowało mnie to jak on powiedział.

-Nie rozumiem o co chodzi - odparłem zdziwiony iż to mówi.

-Obcy panowie wchodzący do piwnicy i nie wychodzący - mruknął i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami, które były smutne - każde życie jest warte. Dziadek tak mówi.

-Dziadek plecie głupoty - rzekłem - panowie wychodzili górą gdy ty bawiłeś się wraz z innymi dzieciakami!

-W snach widziałem tych panów. Nieszczęśliwych i czerwoną cieczą wypływającą z głowy - zamurował mnie tym, bo jeśli dobrze rozumiem to jego sny musiały być jakoś połączone. Tilia ma moc leczenia dlatego przybrała imię Vida w mafijnym świecie gdy ja nie wahałem się zabić, dlatego tata czyli dziadek Gregorego nazwał mnie Morte. Jednak nie ma szans na coś takiego, bo w końcu miałby coś podobnego do Tilii, a to jest przeciwko temu co ona posiada.

-Długo masz takie sny?

-Nie - odparł i posmutniał - okłamujesz mnie - zszokował mnie.

-Dlaczego tak sądzisz? - spytałem i ścisnąłem delikatnie jego dłoń.

-Twoje oczy zdradzają - odpowiedział - dziadzio mówił jak rozróżniać po oczach kto kłamie!

-Dziadek uczy cię niezbyt dobrych rzeczy - stwierdziłem, ale szliśmy i tak do sklepu, bo trzeba było zrobić zakupy.

-Sądzę, że nauczył mnie coś dobrego tato - odparł i zastanawiałem się skąd on jest taki pojętny, że wszystkie informacje potrafi wykorzystać na własną korzyść.

-No dobrze - rzekłem i przeszliśmy przez pasy.

-Tato! - spojrzałem na niego z zaciekawieniem co ma zamiar mi powiedzieć.

-Tak?

-Wiesz, że cię kocham?

-Ja ciebie też! - powiedziałem z uśmiechem.

-I będziesz kochać mnie mimo wszystko nawet jeśli nie będę jak ty? - zapytał, a w jego oczach widziałem nadzieję oraz smutek.

-Oczywiście, jesteś moim synem - odpowiedziałem - będę cię kochać mimo wszystko.

Dopiero teraz zrozumiałem co zrobiłem. Mój syn był inny i nie będzie mną. To właśnie chciała mi przez ten cały czas uświadomić moja żona. Westchnąłem jednak nie mogłem mu pozwolić na to kim chciał być. Przypiąłem maskę co szlufki i ruszyłem w stronę pól aby skontrolować pracę ludzi. Był następcą, a mafia bez następcy nie przetrwa.

-Jak przeszła rozmowa? - spytał Leon, który dołączył do mnie.

-Może zapłaci, a jak nie to zapłaci życiem - odparłem - jak Marco?

-Poradził sobie jako ochrona dla jednego z rady - odparł - bez problemu przeszła rozmowa między nim, a jego wnukiem w niebieskich.

-Gdyby nie to, że jego córka opuściła mafię to on by przynależał do nas - burknąłem - tak to musimy szczególnie uważać.

-Sądzę raczej, że nikt nie byłby zdolny zaszkodzić tobie Duarte.

-Leon nie pierdol, bo tyle lat walczyliśmy przeciwko Mokotowi jak nie im to z innymi dopóki nie zgarnąłem wszystkich pod swoją władzę! Mów mi lepiej o co chodzi, bo widzę po tobie.

-Owen chce się z tobą spotkać. Podobno to ważna informacja - stwierdził, a ja spojrzałem na czarnowłosego.

-Po co?

-Podobne jest to ważne.

-W piątek niech się pojawi - oznajmiłem mu - na dowolną godzinę.

-Przekarzę - odparł i wycofał się ode mnie.

-Coś jeszcze dziś?

-Dziś już tyle szefie! - odpowiedział na moje pytanie.

Kto to jest Owen?
Czy Duarte naprawi relację z synem?

2187 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro