Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zastępca szefa policji

Witam serdecznie w sobotnim rozdziale!
Co tam u was?
Jakieś plany na weekend?
Jak samopoczucie po całym tygodniu?
Oj mi się kończą wakacje trochę sadge ale i realio trzeba iść dalej!
Dziś dosyć ciekawy rozdział z perspektywy jak widzicie niżej!
Miłego dzionka życzę wszystkim!

Perspektywa Hanka

Wstałem z samego rana aby ogarnąć się w mojej kawalerce i mimo tego, że miasto było piękne to było też przerażające. Tyle grup przestępczych na które trzeba uważać i patrzeć uważnie na to, na kogo się trafia. Tyle informacji, których nie byłem w stanie przyswoić chociaż myślałem, że będzie o wiele łatwiej. Lecz chyba za bardzo przeliczyłem się ze swoją pamięcią. Przepłukałem twarz w zimnej wodzie i spojrzałem na siebie w lustrze. Wory spod oczu powoli zaczęły zanikać i nie wyglądałem trochę jak trup, co było progresem. Z cichym westchnięciem wytarłem twarz oraz dłonie w bawełniany ręcznik. Musiałem ubrać się w mundur i przygotować się na służbę. W końcu dziś miałem z zastępcą szefa policji jeździć gdyż Riley nie mógł dziś zabrać mnie, a 02 podobno wrócił z urlopu więc powinien mnie zabrać ze sobą. Dopóki nie nauczę się wszystkiego to nie puszczą mnie samego na patrol i w pełni to rozumiałem. Kadet, który został wysyłany do mojego miasta. Miał o wiele łatwiejszą robotę, ale chłopak ogarniał mafię, a ja nie za bardzo. Lecz starałem się jak mogłem aby rozróżniać wszystkie. Jedynie co zapamiętałem, że jest kilkanaście gangów ulicznych przypisanych kolorystycznie. Do tego są mafię, które miały jakieś znaki rozpoznawcze na ciuchach oraz rządzący tym wszystkim Lordowie. Rodzina Grzesia, który uciekał właśnie przed nimi.

Zastanawiało mnie mocno jak mógłbym dowiedzieć się znacznie więcej niż powinienem, ale chciałem poszerzyć wiedzę o mafii z której pochodził Grzesiu. Każdy w policji bał się ich i zastanawiało mnie, dlaczego aż tak. Kilka razy byłem świadkiem jak przejeżdżał obok nas terenowy wóz przynależący do owej mafii. Jeśli dałoby się to chciałbym złapać Marco i porozmawiać z nim na temat jego starszego brata. Przyodziałem się w granatowy mundur gdyż mieli granatowe oraz kremowe. Jedne dla policji drugi wariant dla szeryfów, którzy stacjonowali na odludziach i pilnowali względnego spokoju między ludźmi. Mundur leżał na mnie jak ulał i to była teraz kwestia czasu aby zamknąć drzwi za sobą i zacząć kolejny ciekawy dzień na służbie. Gdzie pilnują mnie jak dziecko, ale w sumie przynajmniej przykrywka wiadomo, że działa. Gdy byłem pewny, że wszystko wziąłem to opuściłem dom i zamknąłem drzwi na klucz, chowając go do kieszeni wraz z telefonem. Na spokojnie przebiegłem przez ulicę i byłem na przeciwko komendy. Przeszedłem przez drzwi wejściowe i na spokojnie ruszyłem na górę po schodach do zbrojowni. Tutaj komenda miała otwartą koncepcje pomieszczeń czyli nie było tak naprawdę lobby chyba, że liczymy plotek z furtką, który odgradzał miejsce na lobby. Jedyne schody prowadziły do góry na szatnie i zbrojownie, a nawet dodatkowe pomieszczenia gdy cele były na parterze wraz z biurami oraz stanowiskami dla każdego funkcjonariusza policji.

-Dzień dobry - przywitałem się, a obok mnie przeszedł jakiś mężczyzna wyższym stopniem, ale nie odpowiedział na moje przywitanie. Zapomniałem, że to nie jest moja komenda gdzie mogłem być sobą. Tutaj jak mi radził Szef policji. Każdy powinien zadbać o siebie i mimo, że do wszystkich się uśmiechałem to nie wszystko było git. Próbowałem ukryć pod maską uśmiechu jak ciężko było pogodzić się ze stratą przyjaciela, ale dzięki Erwinowi poczułem tą nadzieję dzięki, której ogarnąłem się. Miałem misje do wykonania i chciałem ją wykonać. Wszedłem do obszernej zbrojowni i wziąłem kamizelkę. Byłem trochę traktowany jak kadet, ale nie dziwiłem się im skoro uczyłem się dopiero tego miasta. Przygotowany na służbę ubrałem radio i włączyłem.

-98 status 1 - zgłosiłem status na radiu i wyszedłem z zbrojowni na korytarz gdzie funkcjonariusze policji poruszali się jak mrówki. Tutaj praca wygląda całkiem inaczej i to było interesujące, bo połowa była w terenie, a mniejsza połowa zajmowała się papierami, ale to głównie osoby wyższej rangi. Z uśmiechem na ustach przeszedłem przez otwarty korytarz z widokiem na cały dół komendy i stanąłem przed biurem 01. Zapukałem do drzwi, a cichy głos pozwolił na wejście. -Dzień dobry szefie - przywitałem się z czarnowłosym mężczyzną w okularach.

-Miło cię widzieć z samego rana - uśmiechnął się do mnie - Owen powinien zaraz się pojawić i wziąć cię na wspólny patrol. Usiądź sobie - pokazał dłonią na krzesło na przeciwko jego biurka.

-Oczywiście szef - odparłem i posłusznie wykonałem polecenie.

-Nie powiem, ale Rightwill dobrze cię wyszkolił jak dotąd widzę.

-Cóż przykładałem się do nauki - odrzekłem szczerze, a głównie to Dante mnie uczył zaś potem przejął mnie Montanha. W końcu nie miałem zbyt dobrego wykształcenia w tym zawodzie, a Sonny jednak mnie wybrał wśród dziesiątek ludzi wraz z innymi.

-Widać skoro awansowałeś na porucznika to musisz dobrze ogarnąć wszystko - rzekł przekładając papiery w dłoniach.

-Cóż nie powiem, że jestem najlepszy, bo to by nie była prawda gdyż mój partner był znacznie lepszy ode mnie - uśmiechnąłem się słabo - prawdziwy wzór do naśladowania w policji. Zawsze wiedział co robić.

-Co się stało, że przepłacił życiem? - spytał niepewnie.

-Nie zdążyłem na czas - wyszeptałem i poniekąd było to prawdą gdyż nie zdążyłem na czas się z nim pożegnać nim odszedł - został zastrzelony. Nie zdołali go uratować w szpitalu.

-Przykro mi. Z pewnością musiało cię to zaboleć - powiedział i czułem, że współczuł mi, ale nie chciałem tego. Grzesiu nie zasługiwał na taki los, los który był przypisany mu, ale dlaczego tyle musiał wycierpieć.

-Boli nadal - odparłem cicho, a przez drzwi bez pukania wszedł mężczyzna w szeryfowskiej kamizelce i włosy miał podobnie przycięte do Grzesia, które oczywiście miał pofarbowane na różowo, dobrze zbudowany jak wszyscy w sumie tym miejscu, o piwnych oczach, które zasłaniały okulary.

-Puka się Owen - westchnął Riley.

-Biorę tego kadeciaka i jedziemy, bo popołudniu muszę wstąpić do pewnego miejsca po urlopie - rzekł, a ja wstałem z krzesła i podszedłem do mężczyzny, który był wysoki jak ja.

-Hank Over szefie - przedstawiłem się i zasalutowałem.

-Owen Klos - odpowiedział - skąd go wytrzasnąłeś, że taki ogarnięty jest?

-Hank ci wytłumaczy - odparł - muszę zająć się papierami!

-Jasne - odpowiedział - idziemy - oznajmił mi i wyszedł z pomieszczenia, a ja wraz za nim. Spokojne przeszliśmy na parking gdzie stał Police Cruiser wzorowany na Bufallo i w sumie zdziwiło mnie, że takie auto w policyjnych kolorach dla osoby, która jest z szeryfów. Jednak nie kwestionowałem tego, ponieważ tutaj wszystko wyglądało inaczej. Nawet zmiany, które były ośmiogodzinne czyli na trzy tury gdy u nas były elastyczne godziny pracy tylko aby wyrobić normę, bo i tak pracoholicy siedzieli po dwanaście godzin. Więc nigdy w sumie nie było brak policjantów gdyż każdy dostał wynagrodzenie za dodatkowe godziny. Spojrzałem na 02, który szedł do auta i otworzył sobie drzwi więc postanowiłem iż nie będę w tyle i wsiądę na radio operatora.

-98 plus jeden status 6 - zgłosiłem na radiu, że wyjeżdżamy na patrol.

-Czyli radio opanowałeś? - zapytał odjeżdżając spod komendy.

-Tak szefie - odpowiedziałem - kody trochę się różnią, ale opanowałem je w miarę - oznajmiłem i patrzyłem się przez szybę. Od razu zauważyłem, że wjeżdżamy na teren gdzie chyba nie powinno nas być i żaden funkcjonariusz nie powinien wjeżdżać. -Szefie, a nas nie powinno tu być?

-Ja mogę wjeżdżać wszędzie więc jak z kimś będę rozmawiać ty się nie odzywasz - postawił mnie w decyzji postawionej więc kwinąłem tylko głową na tak gdy zatrzymaliśmy się przy jakimś mężczyźnie.

-Twoje - rzekł obcy mężczyzna chowający tożsamości pod maską, a 02 wziął od niego paczkę.

-Dzięki - nim zauważyłem wyjechaliśmy z podejrzanej dzielnicy. Może on miał do tego prawo albo dyspozycję, ale Martel mówił, że nikomu nie wolno tu wjeżdżać. Jednak nie mogłem o to pytać. Mężczyzna wie co robi w końcu jest zastępcą szefa policji. Z cichym westchnięciem spojrzałem w telefon i widziałem wiadomości od swoich przyjaciół z komendy. Służba mijała spokojnie aż do czasu gdy zajechaliśmy pod jakieś dalsze zadupie i Klos wysiadł z auta. Również to zrobiłem i spojrzałem pytającym wzrokiem na mężczyznę. - Kluczyki dla ciebie - powiedział.

-Ale, że mam prowadzić? - zapytałem zaszokowany.

-Masz godzinę i na radiu cię poinformuję o tym abyś podjechał do mnie.

-Dobrze - odpowiedziałem trochę zdziwiony, ale zgodziłem się gdyż to była idealna okazja na to aby sprawdzić cmentarz najbliższy w okolicy.

-Zgłaszamy status drugi na przerwę więc nie zmarnuj sobie przerwy - odpowiedział zostawiając mnie samego z samochodem, a na radu słychać było jego zgłoszony status.

-98 status 2- zgłosiłem na radiu i przesiadłem się na miejsce kierowcy aby pojechać do jednego z kilku cmentarzy w mieście. Musiałem zająć się tym póki miałem czas na to. Wyłączyłem GPS i ruszyłem z piskiem opon z miejsca gdzie różowo włosy mnie zostawił. Chciałem mieć z głowy chociaż jeden cmentarz co zbliży mnie powoli do końca misji. Po kilku minutach jazdy byłem pod cmentarzem na który wszedłem i zacząłem przeglądać powoli każdą płytę nagrobną aby znaleźć tą jedną, która interesowała Erwina. Alejka po alejce i nic nie znalazłem. Starałem się w miarę możliwości szybko przejść przez cmentarz i znaleźć to po co zostałem tu wysłany, chociaż zastanawiałem się czy chciałem to znaleźć. Czy lepiej byłoby gdyby żył czy lepiej aby był martwy. Nie ja miałem decyzję nad tym, ale czułem gulę w gardle gdy przeszedł przez wszystkie alejki, a jego tutaj nie było. Na telefonie odznaczyłem punkt z  cmentarzy i westchnąłem cicho. Musiał więc być gdzieś indziej niż tutaj skoro nie było żadnego grobu. Dla upewnienia przejrzałem w kaplicy spis martwych oraz pochowanych tutaj na cmentarzu osób. Jednak nawet tutaj nie zauważyłem niczego związanego z Montanhą.

Czas mnie jadł powoli i nie wiedziałem o której padnie komunikat od Owena o tym aby pod niego podjechać. Nie powiem, ale jadł mnie stres z tego powodu. Mężczyzna od tak mnie zostawił bez wytłumaczenia i chyba liczył na to iż nic nie powiem o tym Riley'owi. Chyba nie miałem wyboru, jak czekać aż sytuacja sama się wyjaśni bądź rozwiąże. Nie chciałem to komplikować bardziej niż jest, bo mogłem podpadaść, a tego nie chciałem robić. Jeden cmentarz zaliczony, a zostało tylko jeszcze sześć, ale najważniejsze jest to, że spróbowałem i w sumie pojechałem na najbardziej oddalony. Więc będę mógł się przejść na piechotę do najbliższego, ale w nocy, bo za dnia będzie to podejrzanie wyglądać. Grzecznie jechałem przez obrąb miasta i zauważyłem, że jeden mężczyzna za szybko jedzie, ale niestety byłem na tak zwanej przerwie przymusowej przez 02 gdyż on coś załatwiał. W aucie zostawił tą podejrzaną paczkę więc wziąłem ją do ręki i po wąchałem. Miałem psa K9, ale on zbytnio nie lubił ze mną współpracować więc poszedł w inne ręce, ale dalej utożsamiałem się z tą jednostką. Miałem kilka akcji i ta paczka to była czysta marihuana. Strach pomyśleć co chce 02 z tym zrobić i do czego to ma się przysłużyć. Odłożyłem paczkę tam gdzie była i czekałem.

-02 status pierwszy po drugim - gdy padł ten komunikat to był dla mnie sygnał abym wracał.

-98 status pierwszy po drugim - zgłosiłem również i po kilku minutach jazdy na kogutach podjechałem pod mężczyznę, który kipiał ze złości. Na radiu brzmiał normalnie i nic nie sygnalizowało o tym aby był zły. Wsiadł na miejsce pasażera i zamknął za sobą drzwi. Wyłączyłem bomby i ruszyłem do przodu przed nami ulicą. Nie pytałem i nie chciałem pytać. Mężczyzna był podejrzany i chociaż pierwsze wrażenie wywarł na mnie duże to teraz zastanawiałem się jak bardzo ten mężczyzna ma szemrane interesy. Nagle mój telefon zaczął dzwonić więc wyciągnąłem go z kieszeni i nie patrząc na to kto tak naprawdę dzwoni odebrałem.

-Cześć Hankuś! Jak tam praca w innej jednostce?

-Cześć Pisi - przywitałem się - po co dzwonisz?

-Spytać się jak służba, no wiesz u nas w nudno jest w jednostce bez ciebie! Cholernie tęsknimy wszyscy!

-Janek nawet tydzień nie minął.

-Ale no dla nas i tak za długo! - odpowiedział.

-Cześć Hank! - usłyszałem głos Dante.

-Siema Dante. Jak tam?

-Pan 101 dalej nie chce przejąć władzy i ucieka przed obowiązkami zdając je na 100 - stwierdził Capela.

-Wypraszam sobie! - prychnął Janek.

-Chłopaki przecież razem jesteście wysoko postawieni przestańcie się kłócić - przewróciłem oczami, bo byli na głośno mówiącym gdy Klos po prostu patrzył się na okolice.

-Jak w ogóle służba?

-Spokojnie - odparłem Jankowi - a u was?

-Kongo jak zawsze! Pastor z Ekipą na nowego się uwzięli i młody nie chce wyjeżdżać nigdzie sam.

-Podpadł od razu? Czym niby?

-Zatrzymał ich za przejechanie przez czerwone światło i wpisał im poszukiwania - wyjaśnił.

-Każdy wie, że pastora się nie zatrzymuje chyba za chce się kulką oberwać - zaśmiałem się.

-Wiesz niektórym dawał się zatrzymywać, ale nie ma ich z nami - powiedział Dante gdyż zapewne wiedzieli od Sonnego, że nie mogą mówić o niektórych rzeczach.

-Wiem - odrzekłem i zatrzymałem się na skrzyżowaniu gdyż było czerwone światło.

-Napad na Paleto potrzebne pilne wsparcie, broń długa! - padło z ich radia gdyż zapewne też mieli mnie na głośnomówiący.

-Dobra lecimy na akcję - stwierdził Janek.

-103 plus jeden, 10-76 na 10-90! - zgłosił Dante.

-Uważajcie tam na siebie!

-Zrobię im takie Kongo, że będą płakać! - zaśmiał się Pisicela - miłej służby Hank! - rozłączył się, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.

-Twoi przyjaciele? - spytał Klos i raczył na mnie spojrzeć.

-Tak z jednostki, którą zostawiłem przez wymianę po tym jak straciłem partnera i staram się to przeboleć - odpowiedziałem.

-Współczuję - powiedział, ale w jego głosie nie widziałem tego współczucia tylko obojętność na to. Musiałem uważać na mężczyznę gdyż chyba nie za bardzo zdawał sobie sprawę z tego, że wiem gdzie mnie zostawił. Tuż na pierwotnym terenie Lordów gdy teraz całe miasto praktycznie podlegało pod nich. Klos był zdrajcą albo wtyczką Lordów, ale nie miałem na to jasnych dowodów oprócz swoich domysłów.

Czy Hank myśli dobrze?
Jak podpadnie Lordom?

2172 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro