Wszystko według planu?
Siemanko!!! Witam serdecznie wszystkich w sobotnim rozdziale!
No wczoraj na nocnym się działo, ale dziś też będzie się mocno dziać!
Wyspani i jak wasze samopoczucie?
U mnie nawet okey, ale totalnie nie wyspana!
Życzę wszystkim miłego dzionka
Perspektywa Duarte
Siedziałem w głównej siedzibie na swoim miejscu pośrodku stołu. Miałem obok mniejszą przestrzeń, ale to głównie była dla Leona gdyż rozpoznawał się bardziej w papierach. Dlatego wolałem być tutaj w swoim królestwie gdzie miałem większą władzę. Przeglądałem plany i czekałem aż Leon poinformuje mnie o tym czy coś mają. Nie kwestionowałem intuicji swego syna, bo wiedziałem, że ma gdzieś w tym rację. Myślał bardzo dobrze i do przodu. Spojrzałem ponownie w papiery i czekałem na informacje. Gregory zapewne robił bank z tymi Mokotowskimi kurwami, ale nie miałem wyboru tak naprawdę by mu zakazać. Nie przyznam przed wszystkimi, ale musiałem przed samym sobą uznać to iż Knuckles mnie zaskoczył i to mile. Biorąc pod uwagę to, że jest mym wrogiem to widać iż Gregory ma słabość do niego iż zgodził się na coś takiego gdy ja nie potrafiłem go przekonać. Ciągle jego słowa chodziły mi po głowie iż on jest lepszy ode mnie. Denerwowało mnie to, bo miał tu rację. Zrobił coś co ja nie mogłem osiągnąć w jednej chwili jednym słowem czy zdaniem. Najbardziej denerwowało mnie to iż mój własny syn słuchał się kogoś innego niż mnie. Lecz można byłoby to wykorzystać w odpowiednim momencie.
-Mamy ich! - do pomieszczenia przez drzwi wszedł krótkowłosy z delikatnymi lokami mężczyzna, a zarazem moja prawa dłoń.
-Złapaliście ich? - z szokiem podniosłem się na nogi wstając z fotela.
-Mamy magazyn w którym się znajduje ich siedziba - odparł i podszedł do mnie praktycznie więc usiadłem spokojnie - nie uwierzysz gdzie.
-W miejscu gdzie wskazał mój syn?
-Dokładnie - schylił się nade mną i wskazał na mapę gdzie zaznaczył mój następca miejsce gdzie mogą być - nie wiem jak on to robi, ale to jest niesamowite!
-Również chciałbym to wiedzieć jak to robi - odparłem z uśmiechem - czyli jutro zaczynamy z planem!
-Jeśli tylko chcesz od razu to zrobić - powiedział z uśmiechem na ustach i odsunął się.
-Przygotuj naszych na to - oznajmiłem.
-Więc jaki jest plan? - spytał, a ja zerknąłem na niego zadowolony, że nigdy nie odmawia mi tylko stara się przemyśleć wszystko tak abyśmy nie robili niczego głupiego. Jest najlepszym doradcą i przyjacielem jakiegoś mogłem mieć. Tak też przedstawiłem mu plan jaki wymyślił mój syn, a ja go tylko zatwierdziłem, bo nie miałem co się martwić, że się nie uda. Po pierwszym ataku już wiedziałem, że będę wykorzystywać jego umiejętności jeśli jego plan wypalił. Taka umiejętność była na wagę złota w końcu tak otwarty umysł i możliwość oszacowania rzeczy widząc tylko plan oraz tekst. To naprawdę niesamowite robi wrażenie, jak bardzo musi być dobrym wręcz niesamowitym strategiem aby wykorzystać wszystko co się wie do własnego użytku w tworzeniu planów.
-Już wszystko wiesz? - spytałem zainteresowany czy wszystko spamiętał.
-Jasna sprawa przyjacielu - uśmiechnął się do mnie i podniósł z krzesła obok mnie gdyż zaproponowałem aby usiadł po mojej prawej stronie. - Czy coś mam jeszcze zrobić?
-Muszę jeszcze coś uzupełnić - odparłem - mógłbyś przypilnować Gregorego i Knucklesa aby położyli się do łóżka jak wrócą?
-Do łóżka? Nie przeszkadza ci, że twój syn preferuje mężczyznę?
-Nawet jak mu zakaże to zrobi to co będzie chciał - prychnąłem - niech robi to co uważa za słuszne, a ja i tak to wykorzystam na swój sposób. Nie będzie miał wyjścia.
-Dobrze poczekam na nich i poinformuję, ale czy to oznacza, że Herdeiro bierze udział w jutrzejszej akcji?
-Jeszcze muszę to przemyśleć - odparłem spokojnie i uśmiechnąłem się do szarookiego - jutro zapewne się dowiesz.
-Liczę na to - kiwnął głową, a następnie zniknął za drzwiami zostawiając mnie sam na sam z własnymi przemyśleniami. Nie przestałem myśleć o tym aby pozbyć się Knucklesa, ale to nie jest tak proste jak mi się wydawało. Lecz nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo zawsze mogę wykorzystać to na swoją stronę. Wystarczy żeby przekazać władze na najstarszego z synów i chłopak będzie musiał się oświadczyć co łączy się z tym, że będzie musiał wybrać sobie partnerkę płci pięknej, a nie płci męskiej. Tylko obawiam się awantury jaka by powstała przez to i w sumie nie tylko ja tego się obawiam.
Popatrzyłem się na radę, którą wezwałem, nie informując o tym synów. Z członków rady składało się zgrupowanie jedenastu najstarszych mężczyzn na całym terenie Lordów. Włącznie z Aldero najstarszym z nich wszystkich.
-Po co zostaliśmy tu zaproszeni na spotkanie gdy nie chodzi o jakieś życie? - zapytał mężczyzna patrząc się na mnie. W sumie wszystkich wzrok był utkwiony na mnie i oczekiwali na to co mam do powiedzenia w końcu po coś ich tutaj zebrałem wszystkich.
-Chcę omówić sprawę związaną z Erwinem Knucklesem oraz moim synem.
-Słuchamy więc - rzekł mężczyzna po lewej stronie Aldero.
-Chciałbym się pozbyć w jakiś sposób dzieciaka - odparłem łącząc ręce do tyłu i patrząc się na wszystkich po kolei.
-Niestety nie masz prawa go ruszyć! To, że cię oszczędził to cud Wielki Morte, poniekąd ma prawo przebywać na naszej ziemi - odrzekł kolejny.
-Popieram Merlina - odezwał się Aldero, bo on ma największe jednak zdanie w tym wszystkim - zrobiłeś to co chciałeś nie informując nas o swojej decyzji i nie powołując rady! Dlatego chłopak zostaje i będzie tutaj tak długo aż nie powie iż nie chce! Z czego co widzę to bardzo dobrze dogaduję się z twoimi synami.
-Niestety, ale muszę potwierdzić iż tak - westchnąłem niezadowolony z tego iż nie będzie tak jak chce.
-Więc dopóki chłopak nie zrobi coś co będzie przeciw naszemu prawu... - przerwałem mu.
-Zastrzelił jednego z nas! - podniosłem głos co chyba nie podobało się niektórym zebranym w głównej sali obrad.
-Odpokutował jednak ktoś inny! Również nie przedyskutowałeś tego z nami! Sam wydałeś wyrok przez który cierpiał twój syn! - słysząc to co mówi aż zaniemówiłem gdyż nie miałem jak się go pozbyć w prawny sposób. Zablokowałem sobie wszystkie powody czy argumenty, które mógłby być przeciwko mężczyźnie z Mokotowa. Zacisnąłem ręce w pięści i uśmiechnąłem się przebiegle, bo jest jeszcze jeden sposób.
-Rozumiem więc nie będę gonić dzieciaka - odparłem dumnie wypinając pierś i poprawiłem dłonie za pleców, a powolnym krokiem ruszyłem do Aldero. Siedział na moim miejscu jednak nie był tak ważny jak ja.
-O co więc chodzi z twoim synem? - padło pytanie na które szerzej się uśmiechnąłem.
-2 sierpnia dokładnie za trzy tygodnie chce zrobić swoje urodziny, a raczej bankiet.
-Po co nas o tym informujesz?
-Abyście wiedzieli o tym, że pragnę ogłosić wtedy na bankiecie oddanie mego zwierzchnictwa Herdeiro! - wszystkie oczy wpatrywały się we mnie z szokiem.
-Czy aby na pewno jesteś pewny?
-Przecież to były policjant!
-Zastanów się czy Marco to nie lepszy wybór!
-Przecież Gregory nie ogarnie tego!
-Nie wiem, ale ja sądzę, że da radę!
-Jest prawowitym następcą! Morte wybiera!
Powstał gwar i harmider wokół radnych, bo podzielili się na dwie grupy tych co byli za i przeciw.
-Aldero nie wybrałeś strony! - odezwałem się - Od ciebie zależy ostateczny wybór.
-Sądzę iż mój wybór nie jest ważny, bo dobrze wiemy iż Gregory nie chce przejąć twojej roli i dobrze o tym wiesz. Poradziłby sobie z tym bez problemu, ale problemem jego jest iż nie należy do nas i nigdy nie będzie!
-Co?? - jego słowa mnie zmieszały gdyż nie sądziłem, że coś takiego powie.
-Moim wyborem jest nie wybieranie żadnej ze stron. Nie mam zamiaru sądzić kogoś kto nie jest z nami tutaj i nie wie co się dzieje! Znasz prawo Duarte, ale je nie przestrzegasz nawet ty!
-Mi wolno wszystko! Nie zapominaj tego!
-Nie przed radą! My jako rada osadzamy cię z występków! Powinieneś otrzymać karę zasądzony wyrok! - Aldero nie oszczędzał mnie i wytykał moje przewinienia, które samowolnie zrobiłem.
-Rozumiem i wiem iż wy sądzicie mnie, ale to ja jestem waszym liderem!
-Naszym liderem był Devon twój ojciec! - rzekł któryś - Ty jesteś dla nas tylko osobą kolejną, która przejęła kontrolę!
-Uspokójmy się panowie - wtrącił się Aldero w słowa młodszego kolegi. - Kłótnia nie ma tu sensu, bo składaliśmy śluby iż będziemy doradzać według prawa, a nie według uznania!
Musiałem przyznać rację Aldero gdyż Gregory widocznie woli przebywać czas z siwowłosym zamiast z Lordami. Jednak był tak zapatrzony w niego iż potrafił się poświęcić do wszystkiego. Było mi to nie na rękę, ale nie będzie miał wyboru w momencie w którym go postawie. Wstałem wychodząc z sali. Zostawiłem papiery na stole, bo nikt nie miał prawa wchodzić do tego miejsca. Więc nie przejmowałem się planami. Spokojnym krokiem ruszyłem do domu, a następnie skierowałem się schodami w górę. Chciałem się przekonać czy jednak śpią razem czy jednak nie. Lecz nie zdziwiło mnie to, że leżeli wspólnie wtuleni w siebie okryci tylko kocem. Ostrożnie zamknąłem drzwi tak jak je otworzyłem i zszedłem na parter. Byłem zmęczony więc poszedłem do sypialni gdzie pewnie już śpi moje kochanie. Rozebrałem się do bokserek i szybko wsunąłem się pod koc wtulając w siebie żonę.
-Duarte - szepnęła cicho, a ja wtuliłem się w nią bardziej.
-Śpij kochanie - wyszeptałem.
Kolejny dzień nastał bardzo szybko może przez to iż późno położyłem się spać, ale siedząc przy stole piłem kawę na rozbudzenie. Dziś mieliśmy mieć akcję, ale zastanawiało mnie to co dzieje się w mej rodzinie. Mój najstarszy syn kochał mężczyznę, a mój młodszy umawia się z córką Arthura. Udawałem, że nie wiem co i jak, bo to było jego życie, ale nie lubiłem gdy nie miałem kontroli nad tym co się dzieje. Rozmowa toczyła się o wszystkim i niczym, ale czekałem tylko na jedną informacje.
-Wszyscy poinformowani! - przez drzwi wszedł do środka Leon więc kiwnąłem głową.
-Co się dzieje? - spytał Marco, ale poczułem wzrok Gregorego na sobie.
-Sprawy mafijne - odparłem spokojnie na pytanie - wiesz o co chodzi synu - zwróciłem się do najstarszego, który kiwnął głową na tak.
-Czyli jestem jako jedyny nie wtajemniczony?
-Nie martw się Marco ja też - odezwał się złotooki cicho śmiejąc się na co przewróciłem oczami.
-O której ruszacie?
-Za dwadzieścia minut - odparł Leon - tak jak ustalaliśmy.
-Czyli dzisiejszego wieczoru... - Gregory zaprzestał mówienia, a jego oczy poszerzyły się. Czekałem na ten moment gdy dotrze do niego co będzie musiał robić.
-Cieszę się iż zdeklarowałeś się do pomocy w przesłuchiwaniu ich wszystkich - uśmiechnąłem się radośnie z tego jak zareagował.
-Ja nie...- przerwałem mu.
-Pomożecie i tyle! - odparłem - Mamy ósemkę do przesłuchania! Mamy cztery sale.
-A was jest tylko trójka - prychnął chłopak na którym utknął mój wzrok. Widziałem jak jego odwaga staje się mniejsza gdyż odsunął się delikatnie bardziej w oparcie.
-Chcesz się pobawić w kata?
-Duarte nie przy stole! - głos mej ukochanej mnie sprowadził do pionu. Więc poprawiłem się na krześle i spojrzałem na prawą dłoń.
-Zróbcie co należy i miejmy to już z głowy ja powołam radę gdy dasz mi cynka, że ich macie!
-Jasna sprawa - wyszedł zostając mnie z rodziną przy stole. Stole kiedyś służył dla wszystkich, ale teraz był niepotrzebny, bez użyteczny tak naprawdę. Jednak nie potrafiłem się go pozbyć gdyż był częścią tego domu. Częścią historii, która została zapisana w murach tego domu. Zjadłem na spokojnie śniadanie w towarzystwie, a następnie poszedłem sprawdzić winogrona, które zaczęły owocować więc pod koniec sierpnia będą zbiory oraz robienie z nich wina w przetwórni. Wszystko zapowiadało się bardzo dobrze i zgodnie z planem oraz przewidywanymi komplikacjami. Upał utrudniał wszystko, ale nawilżanie terenów poprzez system zraszaczy ułatwiał uprawę. Po pół godzinie dostałem wiadomość od Leona iż mają ich i jadą z powrotem więc nie zostało mi nic innego jak powołać radę co oczywiście zrobiłem.
-Marco, Gregory do siedziby! - krzyknąłem z kuchni wiedząc iż mnie usłyszą i nie myliłem się, bo po chwili moi synowie zeszli na dół. Przy spodniach oczywiście mieli maski jak to na Lordów przystało. Po chwili usiadłem na środku, a po mojej lewej i prawej zasiedli moi synowie, którzy jak i ja miałem ubrane maski wraz z wszystkimi radnymi. Zaczęło się gdy do środka zostało sprawdzono ośmiu zakutych mężczyzn. Ich lider miał wysoko głowę podniesioną i widać było, że jest wielce niezadowolony iż jest na moim terenie.
-Czego kurwy chcecie od nas!
-Jesteście na terenie Lordów! - odezwał się Leon i przeszedł wokół stołu by stanąć za mną.
-Dziś stoicie przed moim majestatem! - rzekłem spokojnie, ale z zimnym tonem głosu. Niektórzy z jego grupy się wzdrygli się co mnie ucieszyło.
-Kim ty kurwa jesteś?!
-To jest Wielki Morte panuje nad całym miastem powinniście mieć szacunek do niego! - nie powiem zdziwił mnie Gregory, ale to pozytywnie.
-Całe miasto narzeka na wasze występki i to co robicie! Nie będziemy tolerować tego!
-Ty gówno masz do powiedzenia stary dziadzie - gdy to powiedział aż zagotowałem się na te słowa podniosłem się więc z krzesła.
-Z szacunkiem gówniarzu! - warknąłem, a on tylko prychnął. - Stoicie przede mną aby zadecydować o waszym życiu! Jeśli zgodzicie się podlegać pod moją mafię i żyć zgodnie z wszystkimi mafiami to przeżyjecie!
-Pierdol się kurewko - niski mężczyzna splunął na białą podłogę więc opadłem na fotel zachowując spokojną twarz.
-Aldero.
-Jeśli uznacie suwerenność Lordów nad wami to ocalicie życia!
-Nikt nie będzie nami pomiatać! Tym bardziej ten chuj! Nie będziemy pod rządami starego zjeba, który kontroluje miasto!
-Więc wolicie umrzeć? - zapytał główny radny, a ja patrzyłem się na nich. Na wyrzutków wśród mafii może przez to, że nie potrafią się dopasować i niszczą wszystko wokół na swojej drodze. Lecz stanęli na kamień, który nie złamie się przed nimi ani przed nikim innym.
-Tak!
-Niech tak też będzie! Nikt nie uratuje was przed tym co was spotka! Każdy gang i mafia jest przeciwna byście żyli w naszym mieście w naszym społeczeństwie! - rzekłem wstając z fotela.
-Zostajecie skazani więc na karę śmierci! - oznajmił Aldero - Egzekucja odbędzie się wieczorem gdy słońce będzie zachodzić!
-Zabierzcie ich do cel! - rozkazałem, a uzbrojeni ludzie wyciągnęli ich siłą wręcz z pomieszczenia gdy Purker darł się wniebogłosy iż w końcu ktoś pokona mą mafię. Spojrzałem na synów gdy jeden miał na to obojętne podejście to drugi widziałem iż zaczyna go jeść poczucie winy. - Herdeiro nie ma innego wyjścia. Są zagrożeniem i muszę się go pozbyć!
Czy plan Duarte zostanie powstrzymany przez Grzesia?
Czy egzekucja to najlepszy wybór?
2252 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro