Wszystko ma swój koniec
Perspektywa Grzesia
Byłem zdenerwowany od kilku dni dziś była sobota i choć rodzice nie byli problematyczni to jednak ojcu musiałem pokazać dom dziadka, który tu miał. Od razu przypomniała mi się smutna rzeczywistość gdy musiałem powiedzieć Erwinowi prawdę o mnie i tym kim jestem. To była jak rana, która się otwierała i bolała jeszcze mocniej niż wcześniej.
-To tutaj mieszkał?
-Z papierów wychodzi na to, że tak - odpowiedziałem mu gdyż byliśmy tylko w dwójkę mimo iż starałem się rozluźnić przy nim to nie potrafiłem. Szedłem za nim po domu dziadka aż stanął niczym mój brat przed przeszkloną ścianą.
-Ładnie się tu urządził - zacisnął ręce z tyłu iż widziałem jego zdenerwowanie - miałeś okazję go spotkać?
-Nie... gdy już tu byłem on niestety był już po drugiej stronie - odpowiedziałem i czułem się tu źle, mimo iż to był dom mego dziadka to wspomnienia, które tu powstały były zbyt silne i dołowały mnie.
-Rozumiem - mruknął i spojrzał na mnie - możemy jechać stąd, bo widzę, że nie podoba ci się moje towarzystwo.
-To nie jest twoja wina - od razu zacząłem zaprzeczać.
-To czego jest wina?
-Marco porwał tu Erwina i w tym miejscu musiałem się z nim pożegnać oraz wyznać prawdę, a przede wszystkim skłamać go by ratować jego życie.
-Dlaczego tak bardzo dla niego się poświęcasz? - zaskoczyło mnie te pytanie ze strony taty.
-Bo go kocham to chyba oczywiste?
-Niby tak, ale ja nadal nie do końca rozumiem, dlaczego mu tyle wybaczyłeś skoro on też zawinił wiele.
-Bo potrafił powiedzieć przepraszam na swój sposób gdy ty nie potrafiłeś w ogóle - odpowiedziałem wiedząc iż to zdenerwuje go, ale musiałem go uświadomić, że nawet największy mafioza musi umieć powiedzieć przepraszam.
-Dobrze przyznaje popełniłem kilka kluczowych błędów, ale za nie już zapłaciłem więc proszę nie wytykaj mi ich.
-Nie wytykam ojcze po prostu mówię co myślę i wiem! - uśmiechnąłem się słabo do niego, a on pociągnął mnie do wyjścia z domu. - Powinieneś odwiedzić go.
-Kogo? - spytał idąc do Corvetty.
-Dziadka - oznajmiłem otwierając samochód pilotem, a ojciec stanął w miejscu.
-Wiesz gdzie jest?
-Tak mogę cię zaprowadzić tam - odparłem spokojnie, a on wsiadł na miejsce pasażera więc wsiadłem również odpalając samochód.
-Dlaczego tak ci zależy bym zobaczył na jego grób? - spytał nagle gdy jechałem uliczkami by zjechać w dół miasta.
-Sadzę, że powinieneś pogodzić się z dziadkiem mimo, że on również popełniał błędy dał ci możliwość nauki na swoich, a przede wszystkim możliwości własnego wyboru...
-Nie znasz się! - wtrącił się w moje słowa na co westchnąłem.
-Nie pamiętam dobrze dziadka, ale pamiętam noce gdzie uczył mnie nim stał się gorzki przez stratę. Nie tylko ty cierpiałeś on też, ale zamknęliście się na wszystko wokół tworząc mur, który was poróżnił - mówiłem w drodze na cmentarz, ale ojciec milczał, a następnie chciał byśmy jeszcze zatrzymali się po coś i tym czymś jak się okazał był znicz. Uśmiechnąłem się na to, bo chciałem aby ojciec też pogodził się z tym co było gdyż śmierć jest naturalną częścią naszego życia. Zaparkowałem samochód pod kościołem i zacząłem prowadzić na grób dziadka gdzie powinien jeszcze znajdować się znicz ode mnie. Stanąłem nad nagrobkiem, a obok mnie stanął ojciec, który westchnął.
-Nie jest jakoś zadbany - mruknął cicho i klęknął na ziemi, a po chwili zapalił znicz.
-Nie ma kto się nim zajmować więc nie dziw się ojcze - oznajmiłem gdy on kiwnął tylko głową.
-Masz rację - powiedział nagle co mnie zaskoczyło gdyż nie spodziewałem się po nim takich słów tym bardziej tego, że przyzna mi rację tylko w czym, bo nie wiedziałem.
-Nie rozumiem?
-Chodzi mi o zamknięcie się w sobie. Masz w tym rację i przez brak jednej osoby, która nas wcześniej łączyła powstał konflikt. Konflikt, który spowodował, że on wyjechał, a ja chciałem z ciebie zrobić lepszą wersję samego siebie. Jednak dziadek nim odszedł wpajał ci moralność i to wszystko co ja nie miałem w sobie.
-Starał się naprawić błąd w twoim wychowaniu tato i naprawić je poprzez uczenie mnie - powiedziałem to co myślałem, bo nie bez powodu mnie uczył i był dla mnie wzorem. Widział w swoim synu tą pychę, która spowodowała chęć przejęcia wszystkiego oraz władzy nad wszystkimi. Udało mu się, ale jakim kosztem.
-Nie rozumiem tego, dlaczego ciebie uczył gdy to mnie powinien instruować jak powinienem wszystko robić.
-Brak rozmowy prowadzi do tego iż ludzie się rozchodzą tato - mruknąłem cicho, a on spojrzał na mnie podnosząc się na równe nogi.
-Już doświadczyłem tej nauki - mruknął i delikatnie poklepał mnie po plecach - dziadek z pewnością byłby dumny z ciebie.
-Cóż mafiozą nie jestem, ale robię to co kocham - uśmiechem się do ojca, który odwzajemnił mój uśmiech.
-To chyba najważniejsze, bo tego chciał byś z przyjemnością robił to co kochasz.
-Tak samo jak i ty tato - wpatrywałem się w grób dziadka.
-Co u Knucklesa? - zaskoczył mnie tym, ale uśmiechnąłem się radośnie, że zaczyna interesować się moim partnerem.
-U Erwina dobrze - zacząłem - dużo planują odnośnie nowego napadu, ale to standard u niego.
-Tak po prostu na to pozwalasz?
-Mamy zasadę, że nie łączymy naszego związku z pracą! Może wiem o tym co robi i jak robi, ale nie zdradzam informacji - wyjaśniłem mu gdy otrzymałem skinięcie głową.
-Rozumiem. Wracajmy do Tilii zapewne się nudzi.
-Nie przejmuj się z pewnością nie nudzi się w towarzystwie Erwina!
-Mam nadzieję - odpowiedział i ruszyliśmy do samochodu. Miałem sprawę do mamy i miałem nadzieję, że mi pomoże. Po pół godzinie stanąłem na miejscu parkingowym pod apartamentowcem. Mama wraz z Erwinem rozmawiali ze sobą o czymś i wydawało się, że dobrze się dogadują choć mogłem to przewidzieć gdyż spędzali dużo czasu ze sobą w rodzinnym domu.
-Hej mamo, diabełku - powiedziałem podchodząc do kanapy i pocałowałem głowę siwowłosego, który uśmiechnął się do mnie.
-Jak było Duarte?
-Dobrze było - odpowiedział uśmiechają się do swojej kochanej.
-Mamo mogę z tobą porozmawiać? Porwę cię tylko na chwilę! - powiedziałem do niej gdyż ona wstała z kanapy.
-Chodź tu mój synu i mów o co chodzi - pociągnęła mnie do pokoju gościnnego gdzie spali więc usiadłem z nią na łóżku.
-Chciałabym poprosić cię o przysługę - powiedziałem widząc jej zainteresowany wzrok.
-Cóż mam dla ciebie Gregi zrobić?
-Potrzebuje by w środę zająć Erwina na godzinę może dwie chciałbym zrobić dla niego niespodziankę.
-Jaką? - zapytała gdyż była zainteresowana tym co mam w głowie - Widzę, że to coś poważnego, bo denerwujesz się, bawiąc się palcami u dłoni.
-Bo... mi zależy na tym aby wszystko wyszło dobrze i nie wiem czy dobrze robię, ale chyba... chce tego? Tylko boję się, że on nie będzie chciał - mówiłem cicho i trochę plątałem się we własnych myślach oraz słowach.
-Synu cokolwiek planujesz myślę, że Erwinowi się spodoba w końcu widać jak bardzo jesteście w sobie zakochani! Najważniejsze jest to co czujesz tu - dotknęła mojego serca - nie to co podpowiada ci głowa! Kieruj się uczuciem.
-Dziękuję mamo - mruknąłem cicho z delikatnym uśmiechem na ustach. Byłem spokojniejszy i w sumie była mi potrzebna taka rada z jej strony. Dodała mi odwagi w tym co mam zamiar zrobić. Oczywiście po wizycie u rodziców od razu wróciliśmy do domu by wspólnie zjeść kolację i położyć się do spania gdyż jutro Erwin miał zamiar coś robić, a ja miałem za ten czas przygotować wszystko by zająć trochę Erwina. Dia miał załatwić dla mnie miejsce, a ja miałem zamiar wykorzystać je na swój użytek.
Środa była dość przyjemnym dniem, a raczej na taki się zapowiadał. Poranek był cudowny gdyż obudziłem się mając w ramionach te nagie cudowne ciało, które należało do mnie. Uwielbiałem codziennie budzić się przy śpiącym srebrnowłosym, który spał tak cudownie niewinnie w mych ramionach. Nie chcąc go budzić po prostu leżałem i patrzyłem na jego ciało badając je wzrokiem mimo iż widziałem je całe nie jeden raz. Uwielbiałem każdy detal na jego ciele wraz z tatuażami, które zdobiło jego ciało. Chciałem mu pokazać jak zmienił moje życie i jak bardzo jestem mu wdzięczny za to, że jest oraz trwa przy mnie gdy jest dobrze i źle. Delikatnie pogłaskałem jego policzek swoimi palcami trafiając na włoski od brody, które delikatnie kuły mnie w opuszki. Nie wiem ile tak wpatrywałem się w jego twarz aż w końcu te cudowne oczy wyłoniły się za powiek i rzęs.
-Ddobry - mruknął cicho i uśmiechnął się do mnie więc od razu pocałowałem te jego suche usta. Usłyszałem cichy pomruk z jego gardła, a jego złote tęczówki wpatrywały się w moje.
-Dzień dobry diabełku - musnąłem jego czółko, a jego policzki delikatnie zrobiły się różowe. Uwielbiałem gdy nie panował nad swoim ciałem i rumienił się na coś co nie powinien już tak reagować. Przeleżał bym w jego towarzystwie cały dzień, ale musiałem coś załatwić ważnego.
-Nie idź - mruknął cicho.
-Muszę coś załatwić do pół godziny i będę z powrotem dobrze? - niechętnie kiwnął głową, ale musiałem wstać gdyż z Dią się umówiłem za kilka minut. Szybko ubrałem na siebie cokolwiek i wziąłem to co potrzebowałem wziąć. Następnie zszedłem na dół i wyciągnąłem telefon by spojrzeć czy mama mi odpisała. Większość rzeczy zostawiłem by zrobić na dziś i nie wiem czy nie dałem sobie za mało czasu na to, ale miałem nadzieję, że nie będzie źle.
-Hej Grzesiek jestem! - usłyszałem głos mulata, który wysiadł z samochodu idąc w moim kierunku.
-Cieszę się, że jesteś - od razu przeszedłem do głównej sprawy i podałem mu jakby powiedzieć wizytówki na których były rymowanki. - Erwin wie, że ma coś się dziać, ale poprosiłem mamę, by zajęła się nim na ten czas dopóki nie ogarnę tego co muszę.
-Tłumacz więc - widziałem w jego oczach zainteresowanie - jutro chcemy wyjechać do domu - gdy to usłyszałem uśmiechnąłem się, bo każdy chciał spędzić trochę czasu w rodzinnej atmosferze czy w gronie najbliższych.
-Wiem wiem i tak dziękuję, że czekaliście - czułem się trochę winny, że Leon nie poznał przeze mnie bliżej rodziny od razu.
-Mów lepiej już co to jest? - spojrzałem na niego i kiwnąłem głową, a na mych ustach był radosny uśmiech. Wytłumaczyłem mu co musi zrobić, a przede wszystkim jak.
Erwin wiedział, że musi jechać po mamę gdy ja planowałem wszystkie kartki rozstawić odpowiednie miejsca. W sumie to już kilka zostało umieszczonych w samochodzie, ale to mały szczegół. Wychodząc z domu od razu ruszyłem do sklepu z garniturami i wybrałem granatowy taki, który idealnie opisuje mnie. Czułem jak żołądek chce wywrócić mi się do góry nogami ze stresu, ale ten stres był czymś co chyba potrzebowałem by był. Napędzał mnie do działania bym zrobił to co chce, a nie uciekł. Chce mieć swoje szczęście na wyciągnięcie ręki, a on nim jest i nie chcę już nigdy uciekać. Nie mam już nawet przed czym i już nie będę musiał uciekać jak to dotąd robiłem. Moja dusza była spokojna jak i umysł w końcu prawda wyszła na jaw, a ja nie musiałem się bać, że nie zostanę zaakceptowany czy porzucony. Na spokojnie jechałem Corvettą po miejscach gdzie miały znaleźć się podpowiedzi dla Erwina. Każde z podanych miejsc było na swój sposób ważne w końcu w nich poznawaliśmy się, uczyliśmy się o sobie, a nawet darzyliśmy się głębszym uczuciem.
Uważałem, że te miejsca przypomną mu o tych dobrych jak i złych momentach gdy byliśmy obok siebie oraz wspieraliśmy się na te dobre czy złe. Kilka osób pomogło mi bym mógł zostawić te kartki w bezpiecznym miejscu i cieszyło mnie to. Po załatwieniu tego od razu podjechałem do kwiaciarni gdzie zamówione miałem płatki róży w kolorach czerwieni i złota. Czerwień miała symbolizować miłość do niego jaką go darze i złoto oznaczało niezwykłość oraz niepowtarzalność niczym on sam. Na miejscu przywitał mnie mężczyzna, który wynajmuje cały teren i oczywiście zapłaciłem za całą noc do południa. Wiedziałem, że nie będziemy tej nocy spać ani trochę. Dostałem kluczyki i życzył mi powodzenia co było miłe ze strony mężczyzny. Wypakowałem z samochodu to co potrzebowałem i na spokojnie rozsypałem płatki róż. Miałem mniej niż pół godziny, ale nie spieszyłem się i na spokojnie w domku też rozsypałem je chcąc zachować klimat. W kieszeni marynarki miałem też ważną rzecz bez której nie było możliwości aby ruszyć dalej. Podszedłem do serca, które zrobiłem z płatków i patrzyłem się w morze.
Przeżyłem tak wiele cierpienia, ale wśród niego znalazły się momenty gdzie szczęście mi dopisywało. Gdzie poznałem prawdziwych znajomych i przyjaciół choć nie wszystkich, ale większość okazała się być zdolna do poświęceń, których starałem się ich nauczyć gdy byłem szefem policji. Nabyłem też wielu wrogów, ale i nie tylko ich. Wśród nich wszystkich był ten mężczyzna dla którego byłem w stanie zrobić wszystko, a on był w stanie poruszyć cały świat byśmy mogli być na nowo blisko siebie. Nie sądziłem nigdy w życiu, że zakocham się w tak cudownym mężczyźnie, który okaże się moim przeciwieństwem, choć może i nie do końca aż takim. W końcu ja i on byliśmy wychowani na mafiozów tylko ja ruszyłem inną drogą gdy on szedł swoją. Kochałem go tak mocno choć znałem jego wady i zalety, ale nikt nie jest ideałem tym bardziej on czy ja sam. Gdyż sam popełniłem ich wiele. Wiem jednak, że idealnie się wypełniamy jesteśmy dla siebie jak yin i yang. Jedno bez drugiego nie może istnieć by czuło się pełne, a prze wszystkim szczęśliwe.
-Monte? - usłyszałem cichy głos Erwina, który spowodował iż zszedłem na ziemię. Spojrzałem więc na niego i zachwyciłem się tym jak cudownie wygląda w czerwonym garniaku. Nie wiedziałem jak mam zacząć i jak to zrobić poprawnie, ale odnaleźliśmy wspólny język jak to zawsze było. Mógłbym przysiąc iż jego serce biło tak szybko niczym moje.
-Każdy wieczór przy tobie jest wyjątkowy - odpowiedział co rozczuliło moje serce i wpatrywałem się w niego wiedząc czego chce tak naprawdę. Pragnąłem mieć go tylko przy sobie do końca mego życia.
-Chciałabym aby tak było do końca - oznajmiłem i klęknąłem na jedno kolano, które wpadło miękko w piasek - Erwin...
-Grzesiu co robisz? - spytał zaskoczony iż coś takiego właśnie robię, ale włożyłem dłoń w marynarkę i wyciągnąłem złote pudełeczko.
-Chciałabym powiedzieć tak wiele naraz, ale nie wiem co powinienem zrobić prawidłowo by wyszło to tak magicznie jak miało wyjść - wpatrywałem się w niego zauroczonym wzrokiem, bo kochałem go bez względu na przeszłość czy przyszłość. Liczyło się dla mnie tu i teraz.
-Monte... - w jego kącikach oczu widziałem pojawiające się łzy.
-Nie skończyłem mój diabełku - uśmiechnąłem się do niego i nie spuszczałem wzroku z niego - Chciałem... Może... Czy... - westchnąłem biorąc głęboki wdech i stwierdziłem, że powiem prosto z serca to co mi siedzi w nim - Mimo tego, że czasem cierpimy. To jest to częścią naszego życia. Jednak moje życie należy wyłącznie do ciebie. Jeśli świat miałby nas na nowo rozłączyć, nie wahałbym się aby wyruszyć za tobą, choćbym musiał iść przez całą planetę by znów móc ujrzeć ciebie i mieć cię tylko przy sobie. Kocham cię i kochać zawsze będę, bo w moim sercu jesteś tylko ty!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cóż może nie zapowiadało się, że tak potoczy się historia, bo w końcu nie jeden raz Gregory był u schyłku życia czy wytrzymałości, ale miłość jak to mówią niektórzy jest potężniejsza od wszystkich innych uczuć tych dobrych jak i złych.
Gregory oświadczył się Erwinowi by już nikt nie był w stanie ich rozdzielić od siebie, by żadna zła siła nie mogła przerwać tego cudownego uczucia, którym darzyła się ta dwójka, choć ich początki nie wyglądały za ciekawie. Jak z nienawiści i wstrętu do mafii powstała prawdziwa przyjaźń, która z biegiem czasu przerodziła się w cudowne uczucie pełne troski wobec siebie, zaufania i zauroczenia. Wyrosła z ziarenka na wielkie drzewo z stałymi silnymi korzeniami, których nikt nie był w stanie ruszyć.
Drzewo mogli ludzie ściąć, ale zakorzenionego uczucia nie da się zniszczyć czy wyplewić od tak z ludzkiego serca. Przykładem był Erwin, który miał nadzieję i ona trzymała ich przy życiu.
Powiadają, że nadzieja jest matką głupich, ale każdy powinien mieć w sobie nadzieję na lepsze jutro by dążyć do swych marzeń i celów!
Pewnego razu gdy słońce chyliło się ku zachodowi, stanęli na ślubnym kobiercu przyrzekając sobie miłość i wierność aż po śmierć. Chociaż dla niektórych to tylko puste słowa to dla tej dwójki były one przyrzeczeniem. Może też było to przeznaczeniem, że spojrzeli sobie w oczy w lipcu na banku i też w tym miesiącu postanowili by połączyć się więzłem małżeńskim.
Każdy cieszył się szczęściem tej dwójki, ale gdzieś musi być haczyk, a nim był Carbo i Dante, który po powrocie z wycieczki zostali w 5city lecz nie na długo. Po ślubie swoich przyjaciół, których byli świadkami na ślubnym kobiercu, bo w końcu każdy uznawał ich za największe morwiniary. Wyjechali do Europy by móc znaleźć miejsce wyłącznie dla siebie gdzie odpoczną od wszystkich złych rzeczy czy sytuacji. Mimo iż to była ciężka dla nich decyzja wybrali ją chcąc poznać się bardziej i zatracić się w nowych uczuciach.
Zakshot może i funkcjonował to jednak z biegiem czasu rozpadł się na mniejsze grupki, ale każdego łączył tylko warsztat, który był miejscem gdzie każdy mógł zawsze wrócić. Był miejscem gdzie pracował Vasquez oraz Speedo, którzy mimo iż coś do siebie czuli nie chcieli przyznać tego przez przyjaciółmi. Labo, David i Dorian również pracowali na warsztacie mechanicznym. Gdy Silny pomagał na restauracji Kuiowi, który podupadł na zdrowiu.
Landrynki nadal były aktywne w przestępczym świecie gdyż stracili lidera.
Z tego co mi wiadomo to Dia Garcone wyjechał z Leonem by poszukiwać jego siostry i poznać dogłębniej rodzinna historię.
Zakshot przeszedł do historii jako najsilniejsza mafia w mieście choć Lordowie przy liderze, którym był Marco bardzo się rozwinęli i byli nadal aktywni trzymając pieczę nad miastem pełnym mafii i gangów by miasto nie pogrążyło się w chaosie.
Powiadają, że Erwin zaprzestał działań przestępczych, ale czy to nie jest tylko kolejna przykrywka by odnowić organizację gdy wszyscy powrócą do miasta, bo każdy sobię to obiecał, że spotkają się jeszcze w tym miejscu i wspomną na nowo historię, która zmieniła cały ich świat.
2908 słów
================================
Siemanko kochani!
Pora chyba bym ostatni raz tu coś napisała tak prosto od siebie z serduszka, które raduje się i cierpi przez to iż kończymy tą historię, ale trzeba chyba stwierdzić, że otrzymali godny na swój sposób koniec?
Historia jak widzicie kończy się happy endem, który może nie jest napisany dokładnie, gdyż resztę opowiada narrator, ale to daje też wiele możliwości, by samemu wykreować to jak wszyscy na nowo spotkają się po latach, by stworzyć ciąg dalszy historii nowej krwi Mokotowa, Zakshotu! Przecież tak wiele może jeszcze się zdarzyć bądź zmienić? Jednak jedno jest pewne :
W końcu jak Feniks podnosimy się z popiołów, by stać się silniejszym!
Lecz mogę oficjalnie powiedzieć, że jest to już koniec naszej wspólnej i przygody Grzesia i Erwina, która toczyła się przez długi czas. Poznaliśmy wiele wspaniałych wątków pobocznych i osób tych dobrych jak i złych. Poznaliśmy dokładnie historie Montanhy i Knucklesa, która mocniej połączyła ich serca.
Tak jak mówiłam na końcu pierwszej części tej historii, że książka to nie jest to co ja piszę, ale wspaniałe community, które ożywia tą książkę poprzez komentarze. Dziękuję bardzo za to, że byliście tutaj ze mną przez ten czas wiele dla mnie to znaczy. Od samego początku historii, która spowodowała z pewnością wiele emocji w was. Dzięki wam ta książka ożyła nie tylko w waszych sercach, ale i umyśle! Może i będzie żyć jeszcze długo w waszej pamięci i sercach. Ponieważ praktycznie dwa lata spędziliśmy na wspólnym komentowaniu, pisaniu, płakaniu, złości i radości z różnych sytuacji, które nas spotkały w całej tej historii z pierwszej jak i drugiej części. Cieszę się, że doszliśmy wspólnie do końca i mam nadzieję iż ta książka będzie przez was dobrze wspominana.
Czas pisania: około 12 miesięcy
Czas wystawiania: około 10 miesięcy
Ilość słów: 378 085 słów
Łącznie z pierwszą częścią
Czas pisania: około 18 miesięcy
Czas wystawiania: około 19 miesięcy
Ilość słów: 658 170 słów
Chcę też wam wszystkim podziękować za zaangażowanie w tą historię i nie tylko. Mam tak wiele podziękowań tyle słów wdzięczności, ale nie wiem jak mam dokładnie to opisać. Niektórzy z was przyczynili się do powstania wielu cudownych postaci i wątków dzięki, którym ta książka otrzymała swój niezwykły i niepowtarzalny klimat! Gdyby nie wy moje cudowne community z pewnością nie byłaby to tak dobrą historią! Dziękuję wam za wszystkie postacie i imiona, za motywację do pisania oraz komentarze i wszystkie gwiazdki, które po sobie pozostawiliście. Dzięki wam spróbowałam swoich sił w czymś większym!
Dziękuję wam wszystkim jesteście cudowni i przekochani <3
Wiem, że nie zawsze da się zadowolić wszystkich lecz sądzę, że taki koniec jest chyba najlepszy. Posiada wszystko to co chciałam uwiecznić i dać z siebie choć może nie do końca lecz nie chciałam pisać rzeczy, które już tak dobrze znacie z innych historii i fanfików. Mogłam napisać moment ślubu lecz to byłby zbyt powtarzalne dlatego stanęłam na tym momencie jak widzicie. Idealnym momencie gdzie jest po prostu idealnie gdzie dwa serca mogą nareszcie być ze sobą.
W najbliższym czasie skupię się na hsw, a może później pojawi się nowa książka, ale kiedy to się stanie? Tego jeszcze nie wiem, bo stworzenie zapasu trochę trwa lecz z pewnością was poinformuje bądź po prostu pojawi się prolog! Niektórzy wiedzą co planuję zrobić :3 no, ale trochę odpocznę też od pisania dzień w dzień, ale nie kończę z tym całkowicie
Dziękuję za prawie dwa lata razem <3 mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro