Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wspomnienia i prawda

Witam serdecznie w wtorkowym rozdziale!!
Jak tam u was? Co robicie ciekawego dzisiejszego dnia?
Zapisy do challenge jeszcze trwają do soboty :3
Mogę powiedzieć iż maraton zapowiada się potężny, osoby z limonek wiedzą ja bardzo B⁠-⁠) spojlerek poleciał fest mocny
Dziś dosyć ciekawy rozdział szczerze mówiąc, w końcu trochę morwina?
Życzę wszystkim miłego dzionka <3

Perspektywa Monte

Obudziłem się w moim mieszkaniu i chciałem po masować się po głowie nie rozumiejąc o co w tym chodzi, ale ja nie miałem władzy nad ciałem co mnie przestraszyło gdyż wyglądało to na to iż jestem tylko widzem, a nie osobą żyjącą. Zacząłem zastanawiać się, które jest to wspomnienie, ale gdy ściany mojego pokoju były puste zrozumiałem, że jest to wspomnienie gdy jeszcze Erwin nie był tak ważny dla mojego serca. Jednak gdy zacząłem wyciągać ciuchy z szafy od razu przypomniał mi się ten dzień. Czarne dżinsy, biała koszula oraz skórzana kurtka tylko raz tak ubrałem się. Był to dzień gdzie zauważyłem w Erwinie nie tylko osobę z tajemnicami, ale też kogoś z wielkimi ambicjami i tym niesamowitym wzrokiem, który hipnotyzował swoją barwą. Dzień zaczął się od kąpieli potem ubrania się i pójściu do pracy. Jeśli dobrze powinien pamiętać to za chwilę podjedzie do mnie kadet. Tak też się stało co mnie nie zdziwiło. Ten dzień zapamiętałem bardzo dobrze, ponieważ stały się trzy ważne rzeczy, które utkwiły w mojej głowie.

-Tak o co chodzi? - spytałem czekając na iż kadet zacznie mówić i musiałem patrzeć na młodego.

-Czy byłaby możliwość zabrania się z panem na patrol? - spytał się nie pewnie i spuścił wzrok, który dotychczas był skierowany w moje oczy.

-Nie widzę przeciwwskazań - stwierdziłem i miałem ochotę się uśmiechnąć gdyż poczułem się w końcu normalnie - chodź kadeciak - rzekłem i ruszyłem w stronę schodów, a młody niebieskooki chłopak podążał za mną.

W ten sposób wylądowałem z kadetem na patrolu. Oczywiście jak dobrze pamiętam po jakiś czasie powinno być zgłoszenie odnośnie strzałów. Tak więc też się stało i pojechaliśmy sprawdzić zgłaszenie o strzałach więc jako ja zawsze pierwszy jak to zwykle ruszyłem do akcji gdy reszta funkcjonariuszy trzymała się na dystans od strzelaniny. Oczywiście jak to ja oberwałem w ramię co było pierwszą rzeczą przez którą ten dzień tak zapadł mi w pamięci. Nie powiem, ale wspomnienie gdzie jechałem w policyjnym wozie było cudowną odskocznią. Wiedziałem, że moje ciało było pogrążone w śnie, ale umysł pracował na najwyższych obrotach. Jawny sen to nie był skoro kiedyś to się wydarzyło więc pogrążył się mój umysł w przeszłość gdzie mogłem normalnie być sobą.

Czas leciał pamiętam dobrze to jak ogarnąłem się na komendzie pod prysznicami. Nie powiem, ale lubiłem możliwość kąpieli od razu po jakieś akcji. Druga rzecz tego dnia były papiery, które załatwiłem dla Dii, ponieważ potrzebował je do stworzenia firmy. Gdy byłem ogarnięty i wszystko załatwiłem, przyjechał mój kochany pastorek po mnie aby wziąć mnie na imprezę. Koło auta srebrnego Pegassi Zentorno, opierał się Erwin. Nie powiem zdziwił mnie widok tak drogiej fury przy nim. Gdy on mnie zobaczył aż zagwizdał, a jego oczy zabłysły.

-No, no ależ się odwalił Monte.

-A ty masz zajebiste auto - odparłem i pomachałem chłopakom wolną dłonią, bo w drugiej miałem teczkę i kurtkę. -To co jedziemy?

Erwin jak to Erwin nie zmienił się w sumie od samego początku. Zawsze ciekawski i pełen dziecinności gdy coś nie szło po jego myśli. Nie dałem mu papierów do zobaczenia, bo nie było mu to potrzebne gdyż to było dla Dii. Jednak teraz rozumiem dlaczego tak bardzo chciał wiedzieć co jest w środku, ponieważ był liderem zakonu i nie tylko pracodawcą. Spóźnieni jak zawsze to też się nie zmieniło, ponieważ Erwin zwykle lubił się spóźnić. Tak bardzo chciałem go przytulić i było mi smutno, chociaż na ustach miałem uśmiech. To było wspomnienie i cokolwiek bym nie chciał zrobić to nie mogłem. Dobrze pamiętam ten moment gdy schodziliśmy na dół po schodach na plażę do reszty gości. Czułem na nowo te wszystkie znienawidzone i gardzące mną oczy utkwione w moją osobę. Słowa Dii uspokoiły wszystkich. Rozmowa z Kuiem była tak jak zapamiętałem. Zdystansowany i pewny chiński mąciciel, który chciał utrzeć nosa Spadino. Nie zmienił się mimo biegu czasu i nie powiem tęskniłem nawet za nim, bo nawet jeśli mnie zranił to nadal był kimś kto walczył za rodzinę mimo iż czasami się zagubił. Erwin nagle podszedł do mnie i rozczepałem jego włosy.

-Ej moje włosy! Dlaczego? - spojrzał na mnie i podał mi drinka, którego przyjąłem z wdzięcznością, ale słomkę oddałem do jego drinka.

-Nie piję przez słomkę - rzekłem uśmiechając się do niego i upiłem trochę drinka.

-A to dlaczego? - zapytał i pociągnął przez słomkę drinka. Teraz zauważyłem ten jego wzrok na sobie, którego wcześniej nie zauważyłem.

-Szybciej człowiek się upija - odpowiedziałem szczerze i chwilę potem byliśmy kawałek od całej imprezy idąc sobie pośród złotego piasku plaży, a ocean przyjemnie szumiał, tworząc swoją własną melodię. Wszystko wydawało się takie realne tak prawdziwę i poczułem iż mogę władać swoim ciałem czy jednak chciałem zmieniać swoje wspomnienie. Widząc go tak rozluźnionego i zadowolonego po prostu czerpałem z tej chwili.

-Rozumiem - odparł - co chciał od ciebie mąciciel?

-Chodzi ci zapewne o Kui'a - stwierdziłem - dał mi propozycje - propozycje trudną do odrzucenia i której jak widać nie odrzuciłem. Gdybym odmówił to inaczej by wyglądała zapewne moja przyszłość. Nie zmieniłbym niczego z przeszłości gdyż przyszłość może przyswoiła mi bólu i cierpienia. Jednak te wszystkie wspomnienia z rodziną i czas, który spędziłem z nimi były warte tylu cierpień.

-Jaką?

-Odnośnie mojej pracy, ale nie chce teraz tym się przejmować czy też myśleć - powiedziałem swoim spokojnym głosem i patrzyłem się przed siebie na plażę, która ciągnęła się w nieskończoność do przodu. Cudowny widok, który ciągnął się przy linii brzegowej, a fale morza delikatnie sunęły w naszą stronę.

-Dziś tylko Grzesiu, a nie pan 01?

-Dokładnie Erwin - odparłem mu i zerknąłem na niego. Jego idealne rozczepane włosy, ten uśmiech oraz słomka w ustach, wyglądał po prostu idealnie. Liczyło się w sumie tylko tu i teraz, chociaż wiedziałem, że to tylko wspomnienie. Wspaniałe wspomnienie, przymknąłem oczy. Czas leciał szybko aż w końcu nie zatrzymał się na ognisku. Patrząc się po wszystkich przy ognisku, czułem jak bardzo chcę mi się płakać.

Ludzie, którzy tutaj byli, byli częścią mego życia, które muszę pożegnać. Tracę to co kocham albo można powiedzieć, że straciłem. Na zawsze, bo inicjacja na Lorda spowodowała to iż utknąłem na wieki na Coco i będzie czekać mnie coś czego nie chciałem. Prowadzenie mafii nie było dla mnie mimo iż miałem dryg do tego. Niebo było tak piękne tamtej nocy, a Erwin, który oparł się o mnie przysypiając to coś czego mi brakowało. Wspomnienie wspomnieniem, ale wszystko było tak realne i uczuciowe. Jego głowa opadająca na moje ramię było wystarczające abym go przysunął do siebie bardziej skoro miałem kontrolę nad ciałem. Chciałem chociaż cieszyć się tą chwilą nim ona zniknie całkowicie rozpływając się w mroku. Pozwoliłem sobie na oddanie się wspomnieniom nie chcąc się budzić.

Perspektywa Duarte

Chłopak nadal śpi i gdy nie obudził się popołudniu gdy skończyła się kroplówką, martwiło to nas mocno gdyż chłopak po prostu miał odpocząć i obudzić się, a jednak nie budził się.

-Duarte - wyszeptała do mnie i widząc jej smutne niebieskie oczy sam nie potrafiłem się się uśmiechnąć. Mimo tego, że maskę miałem przypiętą do spodni to nie potrafiłem nawet okazać smutku. Chłopak sam doprowadził się do tego stanu więc musi sam się ogarnąć.

-Wiem - westchnąłem - jak do wieczora się nie obudzi zadzwonię po Davida - rzekłem i niepewnie objąłem ją w pasie, a ona wtuliła się w moją pierś. Była taką ostoją i moją miłością. Oddałbym za nią wszystko gdyż po prostu była moją pierwszą miłością i oddałem jej swoje serce, chociaż nie powiem nie byłem najlepszy za młodu i teraz też nie jestem. Lecz co mogę powiedzieć skoro wychowałem się typowo w mafijnym świecie i nic oprócz tego nie znałem. Była moim przeciwieństwem, a ja jej, ale pasowaliśmy do siebie idealnie i nie chcieliśmy z tego rezygnować. Niestety musiała poświęcić coś abyśmy mogli być ze sobą, ponieważ ja nie mogłem zrezygnować z niczego.
Miłość to potężne uczucie i dające moc do życia tak samo jest z przeciwieństwem gdy miłość staje się utrapieniem.

-Boję się o niego - wyszeptała - nie waż mi się mówić, że jest miękki! Jest silniejszy niż sądzisz, bo twierdzisz, że jak był policjantem to jest słabeuszem. Nie jest! - rzekła z cichym bólem, który widziałem w niej.

-Chcę aby w końcu stał się jednym z nas, ale coś go powstrzymuje i dlatego jestem taki zimny wobec niego. Nie chciałem aby doprowadził się do takiego stanu jakim teraz jest - powiedziałem szczerze i pogłaskałem ją po policzku, a ona wtuliła się w moją dłoń przymykając swoje oczy ruszając swoim wachlarzem rzęs. Zbliżyłem się do jej słodkich czerwonych ust i złożyłem na nich  pocałunek, który został odwzajemniony.

-Ranisz go - westchnęła odsuwając się od mych ust - bardziej niż myślisz, ale on nie pokazuje tego po sobie.

-W sensie? - zapytałem, a jej niebieskie oczy spojrzały na mnie.

-Twój syn targnął się na swoje życie - wyszeptała i schowała twarz w mojej klatce piersiowej.

-Kiedy? - nie spodziewałem się po chłopaku czegoś takiego.

-W dniu inicjacji, a raczej po niej - wyjaśniła cicho - starałam się przy nim być gdy on po prostu się pociął - poczułem jak powoli ciśnienie idzie mi w górę. Nie rozumiałem gdzie niby była tu siła skoro chłopak centralnie nie radził sobie z emocjami.

-Tilia kochanie - pogłaskałem ją po plecach - może powinniśmy znaleźć mu zajęcie?

-Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała i znowu podniosła wzrok na mnie.

-Wytłumaczę ci to później - odparłem - muszę iść do Leona, a ty pilnuj naszego syna.

David przyjechał na wieczór jak i Marco po całym dniu załatwień w dalekiej części miasta gdzie musiał zrobić kilka ważnych rzeczy dla naszej rodziny.

-Co się stało?! - do pokoju najstarszego wpadł nasz najmłodszy syn.

-Gregory trochę się zaniedbał - oznajmiłem patrząc na to jak David go sprawdza.

-I jak? - spytała moja kochana i pogłaskała syna po głowie, który podszedł do niej.

-Pierwszy raz widzę coś takiego aby czyjś umysł wprowadził się jakby w stan zawieszenia - oznajmił i spojrzał na mnie.

-Co to oznacza dla nas?

-Z ciałem jest w porządku, ale z umysłem raczej nie za bardzo. Wygląda jakby wprowadził się w śpiączkę ale to nie jest śpiączka, bo z niej każdego można wybudzić, a tu jest problem iż jego ciało nie chce się wybudzać.

-Zostało nam czekać? - spytałem marszcząc brwi niezadowolony z takiego obrotu spraw.

-Wychodzi na to, że tak - odparł i założył nową kroplówkę - dopóki się nie obudzi będzie trzeba go nawadniać gdyż jego ciału to się przyda. Nic więcej nie jestem w stanie pomóc.

-I tak dobrze, że znowu przyjechałeś - rzekłem, a z radia medycznego mężczyzny zaczęły padać komunikaty.

-Muszę wracać - odparł na co kiwnąłem głową.

-Odprowadzę cię - zaproponowała moja żona i po chwili zniknęli za drzwiami.

-Co zrobiłeś mojemu bratu! - spojrzałem zdziwiony na Marco, który podniósł na mnie głos.

-Nic.

-Ciągle coś się dzieje przez ciebie! - warknął - Ciągle cierpi przez to mój brat!

-Nie takim tonem do mnie! - rzekłem.

-Mogłem nie mówić nic o Grześku! Żałuję, bo tylko cierpi tu, a tam miał rodzinę! - spojrzałem na chłopaka z zaciekawieniem, bo w końcu mówi coś co mnie interesuje. Zaś syn zrozumiał chyba, że za dużo powiedział

-Rodzinę powiadasz? Kogo!? - to wyjaśniało to iż nie chciał nic mówić. Myślałem, że chroni swoich towarzyszy z pracy, a okazuje się, że nie tylko zna Mokotów, ale też przynależał do nich.

-Nic ci nie powiem - odparł, ale widział po mnie, że już wiem wystarczająco więc zdradził swojego brata. Widziałem po jego oczach, że zawiódł gdyż miał bardzo podobne do jego matki dlatego mogłem czytać z młodego jak leci.

-I tak już wiem to co chce - odrzekłem z uśmiechem. Więc jednak wyznał mafię Mokotowskich kurw, bo przynależał do nich. Co za oszust z mojego starszego syna. Policjant, a jednocześnie mafioza. Nie sądziłem, że coś takiego może być realne, ale jak widać chłopak był żywym przykładem. Wyszedłem z pokoju zadowolony więc wystarczyło wdrożyć w życie mój plan gdyż mój następcą jest za byciem mafiozą ale jak widać musi się przestawić po prostu. Dam mu tymczasowo spokój aby uspokoił się oraz wrócił do pełni zdrowia.

Minęły dwa dni gdy spał pogrążony w własnym świecie oraz umyśle. Tilia chodziła zmartwiona i długi czas siedziała przy synu dlatego też musiałem ją wymieniać aby mogła się odświeżyć. Martwiłem się o moją kruszynkę jak i o syna nawet jeśli mnie nienawidził za to co zrobiłem oraz zrobię w przyszłości. Usiadłem w fotelu z rana w czwartek, bo był dziś spokojnym dniem jak i owocującym w sam zysk dla rodziny. Mogłem dziś odpocząć i nie musiałem iść sprawdzać jak co dzień wszystkiego. Oparłem głowę o rękę, która oparta była oparciu fotela. Nie lubiłem gdy moja ukochana cierpi to było gorsze niż jakiekolwiek inne sprawy, których nie lubiłem załatwiać, a musiałem. Z cichym westchnięciem zerknąłem na bruneta, który z wyglądu wdał się we mnie. Szokiem było to iż zobaczyłem, że jego powieki drgają. Chyba oznaczało to, że się budzi powoli. Po kilku minutach cierpliwego czekania, Gregory otworzył swoje brązowe oczy, które były pokryte mgłą i chyba chwilę zajmie mu oprzytomnienie z tego stanu. Wstałem z fotela i zasiadłem na krańcu łóżka.

-Gregory? - powiedziałem cicho chcąc się upewnić czy na pewno się obudził.

-Pprzepraszam - wyszeptał i przymknął powieki, a jego klatka piersiowa zaczęła brać głębsze oddechy.

-Najważniejsze, że się obudziłeś - oznajmiłem - zawołałam mamę z pewnością ucieszy się, że jesteś z powrotem miedzy nami - mówiłem spokojnie i cicho aby się nie zdenerwował.

-Yhym - mruknął, a ja wstałem z łóżka i skierowałem się do wyjścia z jego pokoju aby zawołać moje słoneczko.

-Tilia! Obudził się! - krzyknąłem będąc pewny, że drzwi od pokoju syna są zamknięte i nie słyszy tego krzyku. Po chwili wróciłem do pokoju i usiadłem na fotelu gdy Tilia przyszła do góry z tacką z jedzeniem. Pierwsze co zrobiła to pogłaskała po głowie Gregorego i pocałowała w czoło.

-Nie rób nam czego takiego więcej dobrze?

-Yhym - mruknął słabo, a ja wziąłem swoją część jajecznicy, którą zacząłem jeść. Trochę minie nim chłopak stanie na własne nogi i dobrze o tym wszyscy widzieliśmy. Jedyną niewiadomą była jego dwudniowa śpiączka przez którą trochę zaniedbaliśmy nasze obowiązki w rodzinie, ale to tylko aby pilnować stanu chłopaka. Nie chcieliśmy aby zrobił coś głupiego do czego był w stronę zrobić.

Co wymyślił Morte?
Dlaczego takie wspomnienie?

2295 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro