Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

We dwójkę

Witam serdecznie wszystkich!
Wtorek to katastrofa była z powiadomieniami! Mam nadzieję, że dziś nie będzie tak samo!
Co mogę powiedzieć o dzisiejszym rozdziale +16 z pewnością +18 nie dokońca, ale coś pomiędzy ;3
Jak tam przygotowania do świąt? To już w sobotę praktycznie!
Życzę wam miłego dzionka moje kochane community<3

-Wszystko w porządku? - spytałem się Erwina, który wtulał się we mnie. Czułem po jego ciele iż jest spięty, ale nic mi nie chciał odpowiedzieć. Bądź może potrzebował tylko czasu aby się uspokoić. Nie kwestionowałem tego i po prostu trwałem przy nim, czekając aż jego serce zacznie wolniej bić gdyż czułem jak mu nawala. - Jest już dobrze - wyszeptałem cicho do jego ucha i pocałowałem go w czółko.

-Przepraszam - mruknął cicho, a ja popatrzyłem na niego z niezrozumieniem. Nie wiedziałem za co mnie przeprasza.

-O co chodzi?

-Chyba powiedziałem coś co nie powinienem - wyszeptał, a w jego oczach widziałem obawę i zawahanie.

-Co takiego się ciebie pytał?

-Dlaczego wyznałeś moją mafię.

-Co odpowiedziałeś?

-Że miałeś wybór - odparł patrząc się w moje oczy. Zerknąłem w stronę pól i zmarszczyłem brwi. Wychodzi na to, że specjalnie to zostało zrobione, ale po co w takim razie. Będę musiał porozmawiać z ojcem w cztery oczy gdyż może trochę za agresywnie postąpiłem wobec niego. Jednak bezpieczeństwo Erwina stało na pierwszym miejscu - Monte o co chodzi?

-O nic diabełku - szepnąłem cicho widząc co się chyba szykuje. Raczej domyślałem się tego iż mój ojciec będzie chciał wyciągnąć z Erwina informacje, a ja nie będę w stanie go uchronić przed tym. Każda nawet najmniejsza informacja była na cenę złota i wszystko mogło doprowadzić ojca do tego co planował. Jednakże musiałem być pierwszym, który przechytrzy go w tym co planuje. Cena była zbyt duża w końcu chodziło o życie Erwina i Zakshotu.

-Monte?

-Zajmę się wszystkim spokojnie - odparłem chcąc go upewnić iż nic złego nie powiedział.

-Twój ojciec nie wie dlaczego wybrałeś nas?

-Głupotą byłoby narażać was na niebezpieczeństwo z jego strony. Nie spocznie dopóki nie przejmę jego stanowiska, a utrudniam mu to dość mocno - wyjaśniłem - poza tym obiecałem iż nie zdradzę twojej mafii. Obiecałem na swoje życie Kuiowi.

-Dlatego też wybrałeś śmierć?

-Tak - kiwnąłem głową - nie spodziewałem się jednak tego, że przeżyje rozstrzelanie.

-Jak w ogóle to przeżyłeś?

-Chciałbym to wiedzieć - mruknąłem - jednak sny z tobą były czymś co pomogło mi walczyć - moja dłoń delikatnie dotknęła jego policzka, który pogłaskałem, a usta złożyły pocałunek na czole mężczyzny. Zobaczyłem w jego oczach tyle mieszanych i różnych emocji iż nie wiedziałem za co się zabrać aby mi nie popłakał się tutaj.

-Mo... - nie dałem mu dokończyć tylko odsunąłem się od mężczyzny w bok wystawiając do niego dłoń.

-Nie tutaj - mruknąłem do niego czekając aż przyjmie ode mnie dłoń. Co oczywiście zrobił bez wzlekania, a ja splotłem nasze dłonie razem.

-Gdzie? - spytał cicho, ale nie odpowiedziałem tylko pociągnąłem go w swoją stronę. Zostawiłem mamie notatkę iż przyjdziemy później na obiad. Miałem w planach spędzić czas do popołudnia z Erwinem sam na sam. Ciągnąłem go w stronę miejsca gdzie możemy by być tylko we dwójkę i nikt nas nie znajdzie. Przeskoczyłem przez płot u krów, a Erwin przecisnął się pomiędzy nim. - Monte gdzie mnie ciągniesz?

-Dowiesz się na miejscu - oznajmiłem i szedłem do przodu aby dojść do lasu, a tam na moje miejsce, które chciałem pokazać jemu. Tylko dwie osoby tam były i znają drogę, chociaż nie sądzę aby pamiętali jak dojść, bo tyle lat minęło. Prowadziłem go przez las, a nasze palce razem złączone delikatnie ściskały nasze dłonie. Wziąłem głęboki wdech i po kilku minutach doszliśmy na moją skarpę.

-Gdzie jesteśmy? - spytał cicho, a ja zaciągnąłem go pod samą skarpę i usiadłem na ziemi. Erwin usiadł obok mnie i oparł się o mój bok.

-Gdy byłem mały uciekałem w las aby odciąć się od niesprawiedliwości - mruknąłem patrząc się na dom - ta skarpa stała się moim ukojeniem.

-Czyli to twoja ostoja?

-Tak i co najlepsze to to iż nikt o tym miejscu praktycznie nie wie - wyszeptałem z uśmiechem - jesteśmy tylko we dwójkę.

-Tylko ty i ja? - spytał, patrząc się na mnie, a ja kiwnąłem potwierdzająco głową. - Możesz przesunąć się bardziej dalej od małej przepaści? - zmrużyłem powieki i odsunąłem się kawałek, a Erwin usiadł okrakiem na mnie. Bez słów położyłem dłonie na jego biodrach i przysunąłem go do siebie.

-Kocham cię diabełku - wyszeptałem i złączyłem nasze usta razem. Erwin pogłębił nasz pocałunek więc bez problemu mu na to pozwoliłem. Brakowało mi tego właśnie i pragnąłem jego bliskości. Zamknąłem powieki i złapałem go za kark bliżej przybliżając do siebie.

-Też cię kocham skarbie - gdy usłyszałem jak do mnie się zwraca aż serce zaczęło szybciej mi bić.

-Powiedziałeś do mnie skarbie? - mruknąłem zdziwiony, ale i zadowolony.

-Tak - uśmiechnął się do mnie tym swoim uśmiechem, który tak bardzo uwielbiałem.

-Cieszy mnie to - wyszeptałem w jego usta ponownie łącząc je w jedno. Czułem jak jego dłonie suną po moich bokach. Jego chłodne dłonie były tak bardzo kojące, a z drugiej strony tak bardzo mnie rozpalały.

-Tęskniłem - mruknął, wtulając się we mnie, a ja wtuliłem go w siebie bardziej chowając w swoich ramionach. 

-Ja też - odparłem i nagle poczułem oddech na swojej szyi, a przyjemne ciarki przeszły po moim ciele. Po chwili usta pastora znalazły się na mojej szyi, a ja przymknąłem oczy pozwalając na to co miał w planach. - Erwiś tylko nie w widocznym miejscu - wyszeptałem aby przypomnieć mu o tym, bo nie chciało mi się tłumaczyć ojcu, dlaczego jestem bi. Zapewne i tak nie zrozumie tego, a czekać będzie mnie awantura.

-Yhym - wydobyło się ciche mruknięcie z ust złotookiego, a moje dłonie wędrowały po drobnym ciele mężczyzny. Nagle poczułem jak Erwin wgryza się w mój bark przez to z mych ust wydobyło się ciche jęknięcie. Ta prowokacja wystarczyła bym przejął inicjatywę. Obróciłem nas tak iż to właśnie Erwin został położony na ziemi z mchu oraz skały, a ja okrakiem zwisałem nad nim.

-Wiesz iż nie powinieneś mnie kusić - warknąłem gardłowym głosem, który był bardzo nisko i uwielbiał go Erwinek.

-Wiem - szepnął - jednak kocham to robić.

-Wiem - mruknąłem do jego ucha, które następnie przygryzłem z lekko uniesionymi kącikami ust. Ostrożnie zacząłem odpinać jego koszule i po chwili zassałem się na jego obojczyku. Niech każdy wie iż należy tylko do mnie, cały tylko do mnie. Diabełek nie protestował, a jego oddech przyspieszył bardziej. Zacząłem drażnić jego klatkę piersiową swymi wargami i nie mogłem powstrzymać się od robienia mu śladów. Przez które cicho pomrukiwał i oddał się w moje dłonie. Po dłuższej chwili gdy moja dłoń zeszła na jego spodnie, o przytomniałem z tego co się właściwie dzieje. Jeszcze chwila bądź dwie, a właśnie brał bym go tu i teraz. Odsunąłem się speszony od ciała mego diabełka, a jego policzki były uroczo różowe zaś oddech był nierówny.

-Pproszę nie przestawaj - wyszeptał.

-Erwin... to nie jest miejsce... aby robić coś takiego, a poza tym mógłbym ci krzywdę zrobić. Tego nie chcemy - oznajmiłem spokojnym tonem głosu.

-Grzesiu proszę - mruknął patrząc się na mnie spragnionym wzrokiem z braku bliskości naszych ciał.

-Będzie po nas widać - westchnąłem gdyż bałem się ojca iż zrobi coś złego. Nie mi, ale jemu.

-W dupie to mam - wyszeptał - mam już problem - dodał, a jego policzki stały się czerwone. Zerknąłem na jego spodnie, które opinały się już w intymnym miejscu.

-Mogę ci jedynie ulżyć, ale niestety seks tutaj to głupota.

-Dlaczego?

-Aron może być w dolnej części lasu - mruknąłem i cmoknąłem jego usta, a dłonią delikatnie rozpiąłem jego spodnie, które zsunąłem niżej - może nas nieść echo, a raczej nie chciałbym aby było słychać nas.

-Ale jak... - pocałowałem delikatnie jego wargę i przygryzłem ją aby nie mówił, a z jego ust wydobył się cichy jęk.

-Ciii - uciszyłem, a dłoń delikatnie sunąłem na bokserki, które były napięte, a członek mego kochanego diabełka domagał się czułości. Potarłem jego bokserki, a biodrka chłopaka podniosły się delikatnie. Przesunąłem nas bardziej na zielony mech i uwolniłem z bokserek jego członka.

-Mmonte - wyszeptał patrząc się na mnie tymi złotymi ślepiami przepełnionymi uczuciami.

-Spokojnie - szepnąłem i pocałowałem go w rzuchwę, a następnie zacząłem schodzić coraz to niżej znacząc jego ciało mokrymi pocałunkami. Leżał pode mną i oddychał niespokojnie czekając na ten moment. Mieliśmy na sobie ciemne ciuchy więc będę musiał uważać abyśmy się nie ubrudzili. Schodziłem coraz niżej i niżej aż w końcu byłem na jego podbrzuszu, a tylko milimetry dzieliły nas od jego już twardego przyjaciela. Pocałowałem jego główkę, a Erwin wziął głęboki wdech. - Chcesz tego? - spytałem aby podroczyć się, a on spojrzał na mnie złym wzrokiem. Zaśmiałem się z jego miny i wziąłem do ust całą jego długość. Delikatnymi ruchami ruszałem w górę i w dół aby dać jak najwięcej przyjemności jemu. Sam musiałem się powstrzymać przed tym aby jednak nie wziąć go tu i teraz. Jednak musiałem być silny. Erwin oddychał ciężko i czułem po jego ciele jak przyjemnie mu jest. Nie lubiłem zniżać się do takiego stanu, ale mój diabełek potrzebował tego. Wysunąłem jego członka z ust i oblizałem się aby spojrzeć na jego różowe zawstydzone policzki.

-Pproszę nie przestawaj - powiedział błagalnym tonem głosu więc polizałem jego główkę końcem języka, a chłopak wygiął się w łuk. Był taki czuły na bodźce co uwielbiałem w nim. - Nnie drocz się!

-Będę - mruknąłem i przysunąłem się w przód, a moja dłoń delikatnie sunęła po jego czułym penisie. Ustami znalazłem jego usta i złączyłem w namiętnym pocałunku. Nasze ciała potrzebowały się tu i teraz, ale dopóki Erwinek nie będzie mnie drażnić po dolnych miejscach to nie będę musiał i ja potrzebować pomocy. Całowaliśmy się namiętnie wymieniając się swoją śliną i czułością. Erwin co chwilę mi dyszał oraz stękał w usta gdy dotykałem jego czułych miejsc. Gdy poczułem jak zaczyna z niego kapać sperma oderwałem się od jego ust, biorąc głęboki wdech. Puściłem dłoń z jego członka i zlizałem jego soki z niej. Zsunąłem się niżej i wziąłem ponownie jego penisa w swoje rozgrzane usta. Subtelnymi, ale pewnymi ruchami robiłem mu dobrze aż kumulacja wszystkich odczuć dała jemu znać. Gdyż dłońmi błądziłem po jego ciele. Głośny jęk wydobył się z ust Erwina, a ja poczułem jak jego członek drga niespokojnie aż wypuścił z siebie wszystkie soki, które połknąłem. Złotooki oddychał ciężko, ale jego ciało było rozluźnione jak nigdy dotąd. Oblizałem swoje wargi jak i jego przyjaciela aby nie był w słodko kwaśnej mieszance soków. Zawisłem nad jego pół nagim ciałem, które mnie tak bardzo kusiło, ale tylko pocałowałem go w sutek, który przygryzłem delikatnie. Wydobył się z ust mego diabełka cichy jęk, a na moich ustach pojawił się uśmiech.

-Monte - wyszeptał więc spojrzał w jego oczy w których mogłem nie jeden raz się utopić. Kochałem go całego i byłem gotów poświęcić wszystko aby być z nim.

-Kocham cię - wyszeptałem - tak bardzo cię kocham - pogłaskałem go po policzku i pocałowałem go w czółko. Podniosłem się znad niego i poprawiłem swoją koszulę, którą zgiął mi Erwin swoimi dłońmi. Diabełek powoli podniósł się do siadu. Jego oddech nadal nie umiarkował się więc pomogłem mu podnieść się na równe nogi, a następnie założyłem na niego bokserki i spodnie. Był zamroczony przyjemnością po orgazmie i nie chciałem mu tego ukrócać. Wziąłem go na ręce i usiadłem na ziemi, a on wtulił się we mnie oddychając ciężko, ale spokojniej. Delikatnie głaskałem go po pleckach, a uśmiech sam wszedł mi na usta. Tego mi było trzeba. Po prostu jego całego tylko przy mnie i całego dla mnie.

-Dziękuje Grzesiu - wyszeptał cicho, a ja złożyłem na jego czuły pocałunek na czole. Zamknąłem powieki i oddychałem spokojnie wdychając zapach jego perfum i zapach lasu. Mając go w swoich ramionach to było coś co było mi potrzebne. Nareszcie czułem spokój w swoim umyśle, ale znowu zacznie się harmider gdy wrócę na teren domu.

-To ja dziękuję za to, że jesteś - mruknąłem cicho i otworzyłem oczy, które spotkały się z tymi złotymi.

-W końcu rodziny się nie wybiera co nie? - powiedział ze swoim cwanym uśmieszkiem.

-Ciebie nie wymienił bym na nic nigdy w życiu - rzekłem odwzajemniając jego uśmiech, ale czułem iż me serce delikatnie mnie zabolało. Spojrzałem za niego na miasto, a mój uśmiech zszedł z mych ust.

-Ej, ej Monte! - delikatnie zmusił mnie do popatrzenia na niego, a jego dłonie delikatnie obejmowały moje policzki. - Co się dzieje?

-Przepraszam - mruknąłem i spuściłem głowę w dół. Czułem się źle, bo uświadomiłem sobie to iż nie uwolnię się choćbym próbował i robił co tylko w mojej mocy... Ojciec nie wypuści mnie, nie zaakceptuje Erwina, ucieczka nic tu nie da, nie chcę stracić kontaktu z mamą. Nie chcę aby Mokotów walczył z Lordami, a najbardziej nie chce tracić rodziny.

-Za co? Monte co się dzieje? Proszę cię powiedz mi... jja wiem, że nie jest ci łatwo, ale razem jakoś damy radę!

-Jja... - zawahałem się czy dobrze jest aby mu to mówić, ale widząc ten wzrok na sobie, zmartwiony wzrok wiedziałem iż nie mogę dusić w sobie tego wszystkiego. - Chciałbym aby wszystko było choć raz łatwo bez komplikacji i wszystkiego co niszczy mą nadzieję. Jednak wiem, że życie od zawsze mnie jebało i będzie to robić. Nic nigdy nie przychodzi mi łatwo i zawsze muszę walczyć ze wszystkim, a ciągle czuję, że im bardziej walczę tym bardziej pogrążam się... Mam dosyć tego wszystkiego.. jja po prostu.. chce do domu - wychlipałem, a z oczu zaczęły kąpać mi łzy. Bolało mnie serce i cierpiałem w środku siebie, czułem ten rozdzierający ból, który dusiłem w sobie. To było najgorsze w tym wszystkim iż nie radziłem sobie z emocjami i zwykle trzymałem je na wodzy, a przy Erwinie byłem sobą. Jednak nie zawsze mówiłem mu wszystko.

-Grzesiu jestem z tobą. Razem damy sobie radę - pocałował mnie w usta i zaczął ścierać ślady łez z mych policzków - znajdziemy sposób aby wrócić do domu bez rozlewu krwi.

-Nienawidzisz go i ja też nienawidzę, ale bardziej nienawidzę siebie za błędy, które on popełnił.

-Monte nie możesz brać wszystkiego na siebie - westchnął cicho - nie winie cię za to co się stało. Winię twego ojca za to do czego się posunął.

-Wiem - zamknąłem powieki - ale to co on zrobił to też moją jest winą. Może gdybym nie uciekł z domu to wtedy nie umarłby. W końcu to moim błędem było... - nie dał mi dokończyć gdyż jego usta dotknęły moich.

-Zamknij się w końcu i całuj mnie - wyszeptał - skup się na tym co jest nie tym co było i ma być.

Czy Grzesiu w końcu sobie wybaczy?
Czy Erwin będzie lekarstwem na ból?

2297 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro