Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To nie świadczy dobrze

Witam serdecznie wszystkich w sobotnim rozdziale!
Co tam u was? Jakieś plany na weekendzik?
Oj dziś ciekawy i mocny rozdział będzie się działo tylko tyle mogę powiedzieć!
Powoli kończę książkę trochę sadge, ale realio prawie 7 miesięcy razem <3
Miłego dzionka życzę wszystkim

Perspektywa Grzesia

Erwin zniknął zostawiając mnie samego sobie w pokoju. Za daleko miałem telefon, a podnieś się nie mogłem. Nie próbowałem nawet, bo wiedziałem, że ból w plecach będzie potworny. Czułem się źle z tym co powiedziałem, a Erwin był zły i to bardzo zły gdyż widziałem po nim mimo tego, że starał się zakryć to w sobie. Patrzyłem się na poduszkę przed siebie i zastanawiałem się nad tym co robię źle.

-Gregi potrzebujesz leków przeciwbólowych? - do pokoju weszła mama, ale nie miałem ochoty na odpowiedź. Po prostu schowałem twarz w poduszce. - Coś się stało? - spytała cicho i podeszła do łóżka na którym usiadła gdyż czułem jak ugina się pod jej ciężarem materac. Jej ciepła dłoń przeczesała moje włosy na co mruknąłem zadowolony z czułości oraz wsparcia, którą mi okazywała.

-Nic - odmruknąłem cicho aby nie martwić ją swoimi problemami.

-Widzę, że jest coś nie tak. Proszę powiedz to ulży ci - miała rację i to bardzo dużą rację, ale co mogłem poradzić na to iż uraziłem Erwina swoimi słowami.

-Powiedziałem coś Erwinkowi, coś czego nie powinienem - wyszeptałem starając się opanować swój głos.

-Co takiego?

-Że jest tylko gościem, a nie członkiem rodziny - westchnąłem i popatrzyłem na nią. Potrzebowałem aby powiedziała, że wszystko jest w porządku i jakoś się ułoży.

-Musiało go to zaboleć jeśli traktujesz go jak członka rodziny - stwierdziła mama mając cholerną rację.

-Zabolało go aż za bardzo - rzekłem i schowałem twarz w poduszce.

-Na pewno będzie dobrze! Zobaczysz to tylko słowa i jeszcze będzie dobrze - uśmiechnęła się do mnie - potrzebujesz lekarstw?

-Nie potrzebuje - odparłem gdyż nie dokuczał mi aż taki ból pleców. Na spokojnie nigdzie mi się nie spieszyło. Miałem czasu, a czasu i nie miałem jak go spożytkować.

-Jesteś pewny, że dasz radę?

-Tak mamo - odpowiedziałem aby ją upewnić, a ona wstała z łóżka.

-Jak coś to wołaj - rzekła i podała mi telefon bliżej mnie, a uśmiech sam wszedł na usta. Mama zostawiła mnie samego sobie i z jednej strony dobrze, bo miałem czas aby przemyśleć kilka spraw, które mnie nurtowały. Jednak z drugiej strony poczułem tą nurtującą mnie pustkę. Nawet gdy spałem czułem ciepło ciała Erwina, które było jednak, a tak to byłem sam. Zaskakujące jest to iż tak bardzo szybko uzależniłem się od jego bliskości, ale to właśnie za nią tęskniłem. Był ze mną na dobre i złe, a ja spierniczyłem to. Zamknąłem powieki i pozwoliłem sobie na sen, chociaż pewnie w nocy nie będę w stanie spać, ale no trudno. Dzień bez diabełka u mego boku jest zbyt ciągnący się. Poczułem dotyk na swojej głowie, a palce ostrożnie badały mój policzek. Uchyliłem powieki i zobaczyłem te złote oczy za które mógłbym nawet zabić. Mój chłopak delikatnie głaskał mnie po policzku zahaczając o mój zarost. Złapałem w swą dłoń jego dłoń i przytuliłem się w nią.

-Nie śpisz już?

-Przepraszam diabełku - mruknąłem i puściłem jego dłoń, a głowę schowałem w poduszce.

-To ja powinienem przeprosić - rzekł - masz rację. Jestem gościem w tej mafii, ale jesteśmy na tym samym wózku. Razem siedzimy tutaj będąc w mojej mafii - pocałował mnie w głowę aż zerknąłem na niego zdziwiony, bo nie spodziewałem się czegoś takiego.

-Hm?

-Wuja mi coś uświadomił - powiedział wstając z łóżka.

-Co takiego?

-Że jesteśmy rodziną i nie powinienem tak reagować, bo ci tutaj są twoją rodziną. Może w przyszłości i moją? - uśmiechnął się słabo i zrozumiałem co chciał mi przekazać. Poklepałem łóżko, a on usiadł na nim tak jak chciałem złapałem jego dłoń w swoją i splotłem nasze palce razem.

-Bez względu na wszystko Erwin wybieram ciebie - oznajmiłem - bez ciebie moje życie jest bez sensu, a coś co cieszyło mnie nie cieszy gdy nie ma cię obok. Jesteś mym sensem życia i podporą w ciężkie chwile. Chciałbym abyśmy już na zawsze ze sobą byli - wyznałem, a w jego oczach zauważyłem powoli pojawiające się łzy gdyż oczy mu się zaszkliły i błyszczały swą barwą.

-Czy?

-Erwinku kochanie bez względu na to co się wydarzy ja żyję tylko dla ciebie. Myśl, że jesteś gdzieś tam i czekasz pozwoliła mi walczyć o to aby żyć. Nawet jeśli nie chciałem tego, bo wiedziałem co to na mnie sprowadzi, ale nie chciałem marnować okazji iż kiedyś możemy się spotkać - nie wiem nawet kiedy Erwin wtulił się we mnie i zaczął płakać. Uspokajająco zacząłem więc go głaskać aby wiedział iż nie jest sam i jestem przy nim.

-Jja tyle razy chciałem popełnić... samobójstwo, ale po naszych wspólnych ssnach zacząłem wierzyć, że przeżyłeś. Ddałeś mi siłę aby próbować walczyć... - powiedział bardzo ciężko, ponieważ płacz trochę utrudniał mu to, ale rozumiałem to co mówi.

-Najważniejsze, że nie poddaliśmy się - powiedziałem cicho i pogłaskałem go po plecach. Gdy on bardziej wtulił się we mnie, a ja pocałowałem go w czółko. - Musimy walczyć o naszą miłość.

-Wiem - wyszeptał i dawałem mu teraz wsparcie gdyż rozmowa o uczuciach dla nas zawsze była ciężka. Gdyż nie potrafiliśmy po prostu mówić, my reagowaliśmy swoimi ciałami, dotykiem, spojrzeniem swych oczu. Lekarstwem była bliskość. Uspokajałem go swoim dotykiem, a płacz z jego strony cichł powoli aż w końcu zanikł. Wyczułem jak jego oddech staje się spokojniejszy i unormował się w końcu. Zerknąłem na niego, a jego powieki zasłaniały te cudowne oczy. Odpłynął szybko i wiedziałem iż tak będzie gdyż zawsze gdy płakał i wylewał ze siebie wszystkie emocje co łączyło się z szybkim snem. Sam zamknąłem oczy i pozwoliłem sobie na chwilową drzemkę, ale no nie była chwilowa.

Od tego momentu minęło troszkę czasu i z Erwinem staraliśmy się znaleźć cokolwiek z tematów, które za podał nam Kui aby je sprawdzić. Moje plecy były praktycznie wyleczone, ale no niestety z głębszych ran zostały niezbyt przyjemne blizny. Jednak cieszyłem się iż ich po prostu nie widziałem. Czułem, że znienawidził bym ponownie swojego ciało gdybym wiedział je i Erwin ciągle mi uświadamiał iż jestem cudowny z każdą blizną czy bez niej. Właśnie wracaliśmy z pola gdyż miałem dziś obserwować robotę ludzi na polach pszenicy.

-Co dziś robimy? - spytał Erwinek uśmiechając się do mnie więc odwzajemniłem jego uśmiech.

-Musimy znaleźć kolejne książki z informacjami odnośnie rodziny - westchnąłem drapiąc się po karku - a jeśli to nie pomoże to będzie trzeba do Aldero się przejść aby udostępnił główną księgę praw.

-Główną? To ile macie tego wszystkiego? - spytał marszcząc brwi i wpatrywał się we mnie.

-To co czytamy to dopełnienia są tego co jest w głównej, ale może być tak, że tam jest to co szukamy - westchnąłem nie wiedząc jak inaczej mam mu wytłumaczyć to w prosty sposób.

-Zmieniała się przez lata?

-Tak, dlatego każdy Lord i następcą musi znać na pamięć szereg praw oraz kar - powiedziałem cicho - aby poprawnie wykonywać swoje powinności.

-Znasz wszystkie procedury to dlaczego my to czytamy?

-Nie znam wszystkiego - odpowiedziałem - to znaczy nie pewne rzeczy, ale mogłem pominąć coś, dlatego też nie czytamy wszystkiego.

-Tylko to co nie jesteś pewny?

-Dokładnie - rzekłem i weszliśmy do kuchni - dzień dobry mamo - przywitałem się z kobietą.

-Dobry - dodał witając się Erwin.

-Dzień dobry chłopcy - uśmiechnęła się do nas i ruszyliśmy do mojego pokoju aby wziąć książki aby wybrać kolejne. Byliśmy po śniadaniu więc nie przejmowałem się ojcem i miałem nadzieję, że jest w siedzibie.

-Co później, później robimy? - zadał kolejne pytanie o tym samym brzmieniu co wcześniej się spytał.

-A co chcesz?

-W końcu chodzisz i rany są praktycznie wyleczone! - powiedział, a w jego oczach widziałem figlarny błysk. Otworzyłem drzwi do biblioteki i weszliśmy do wnętrza. Biblioteka była w ciemnych kolorach i wielkich oknach. Uwielbiałem te miejsce gdyż czuło się tutaj tą aurę tajemniczości. Podszedłem do odpowiedniej półki i odłożyłem na swoje miejsce dwie książki. Westchnąłem cicho i zacząłem spoglądać każdy tytuł. Poszukiwałem coś o rodzinie i podobnego takiego tytułowi. Poczułem dłonie Erwina na sobie iż wtula się do moich pleców. Wyprostowałem się i obróciłem do niego, a on wtulił się bardziej tylko teraz w moją klatkę piersiową.

-Kocham cię - wyszeptał i zaczął dłońmi delikatnie sunąć wzdłuż mych bioder. Wsunąłem dłoń w jego włosy i załączyłem nasze usta razem. Przejąłem inicjatywę i obróciłem nas tak iż to teraz on opierał się o półkę z książkami. Erwinek przesunął dłonie na moją klatkę piersiową i ścisnął moją czarną koszulę. Widziałem w jego oczach tą drapieżność, którą tak bardzo kochałem. Oblizał swoje kły lubieżnie swoim językiem, który złapałem w swoje zęby i uśmiechnąłem się do niego.

-Nie kuś diable - wyszeptałem i pogłębiłem nasz pocałunek w bardzo namiętny i łapczywy gdyż byliśmy stęsknieni swojej bliskości. Wsunąłem dłonie pod jego koszule i delikatnie sunąłem palcami po jego ciepłej skórze, kreśląc na niej wzorki. Mój chłopak mruknął w moje usta odwzajemniając każdy pocałunek nawet jak brakło nam potwierdza. Zatraciliśmy się w pocałunkach i delikatnie zjechałem dłonią pod jego spodnie, ale nim do czego doszło drzwi do biblioteki otworzyły się. Nie było czasu nawet odsunąć się od siebie. Jednak nasze stykające się ze sobą ciała i delikatna wiązka śliny z naszych ust oraz nierówne oddechy. Zdradzały wszystko, ale jedno co byłem w stanie zrobić to wysunąć ręce spod jego koszuli i spodni. Mój wzrok spotkał się z ojcem, który gotował się w sobie i widziałem po jego posturze ciała iż jest wkurwiony jak nie wściekły. Przełknąłem ciężko ślinę czekając aż wybuchnie.

-DO KUCHNI! - krzyknął i trzasnął drzwiami aż nie zamknęły się za nimi pod naciskiem siły.

-Mamy przejebane - wyszeptałem czując jak wszystkie mięśnie mi się spinają, a ślina staje mi w przełyku. Dostałem ataku paniki. Moje ciało zaczęło niekontrolowanie się trząść, a ja nie potrafiłem wziąć oddechu w płuca.

-Monte oddychaj - powiedział Erwin i złapał mnie za policzki zmuszając abym na niego spojrzał - jestem tutaj. Przejdziemy to razem, ty i ja... Wspólnie.

-Oon nas zzabije - wyszeptałem ledwo biorąc oddech w płuca.

-Nie zrobi tego - mruknął i pocałował mnie w usta przez to skupiłem się na tym. Pocałunek pozwolił mi się uspokoić.

-Skąd możesz to wiedzieć? - zapytałem - Nie znasz go tak bardzo jak ja. On jest zdolny do wszystkiego - westchnąłem czując jak delikatnie głaszcze mnie po policzku.

-Będziemy się chronić - oznajmił - teraz chodź nie lubi jak czeka co nie?

-Yhym - mruknąłem i wyszliśmy z biblioteki kierując się do kuchni. Byłem przestraszony chociaż wiedziałem iż kiedyś ojciec w końcu pozna prawdę, ale sądziłem, że będzie wtedy kiedy już uwolnię się spod jego władzy. Erwin również był spięty widziałem po nim w końcu widać zawsze było czy się czymś stresuje czy też nie. Chociaż wiele bodźców wizualnych pokazywaliśmy przed moim ojcem, ale on chyba ich nie dostrzegał. W kuchni ojciec chodził niespokojnie w lewo i w prawo po pomieszczeniu.

-Usiądźcie chłopcy - powiedziała mama więc przeszliśmy na mały salon, który był połączony z kuchnią i usiedliśmy na czarnej kanapie obok siebie.

-Co to kurwa ma być?! - warknął brązowooki i był wkurzony bardzo, że nawet mama nie działała na niego uspokajająco.

-Nie rozumiem - odpowiedziałem cicho na pytanie ojca, który stanął w miejscu.

-Nie rozumiesz? NIE?! - krzyknął przez to spuściłem głowę w dół.

-Duarte uspokój się proszę cię! - powiedziała mama i sama wydawała się przestraszona.

-Czy ty wiesz, że nasz SYN obściskuje się z tym czymś?! - jego wzrok był pełny złości i czułem ją na sobie go aż za bardzo.

-Wiem Duarte - odpowiedziała na pytanie ojca, który spojrzał na nią z wymalowanym szokiem bądź czymś podobnym do tego - próbowałam ci to jakoś delikatnie uświadomić! Jednak ty nie chciałeś tego widzieć!

-BO MYŚLAŁEM, ŻE JEST TO TYLKO ZAUROCZENIE! - jego krzyk był przerażający aż Erwin wtulił się w mój bok, a ja złączyłem nasze dłonie razem. Erwin był dla mnie wszystkim i chyba w końcu przed ojcem pokazać to.

-Nnie jest to zauroczenie jak sądzisz - odpowiedziałem trochę drżącym głosem, ale delikatny uścisk dłoni Erwina uświadamiał mnie, że nie jestem w tym sam.

-To co w takim razie?! - wycedził przez zaciśnięte zęby, a lód oraz jad mieszał się ze sobą. Czułem jak jego głos paraliżował mnie, ale spojrzałem na Erwina. Chyba pora powiedzieć prawdę, bo tylko ona mogła nas uratować.

-Erwin jest moim chłopakiem - powiedziałem i ścisnąłem delikatnie jego dłoń chcąc wiedzieć czy jest przy mnie w tej ciężkiej sytuacji. W końcu od tego będzie zależeć moje i Erwina życie. Widziałem w oczach ojca wzrastający gniew. - Dlatego też przybył tutaj i dlatego też nie chciałem wyznać mafii. Moje serce należy do niego - oznajmiłem i spojrzałem na Erwinka w jego cudowne oczy. - Dlatego też odrzuciłem zaręczyny i nie chciałem nikogo. Kocham tylko jego i nic nigdy ani nikt nie zmieni tego! - rzekłem wracając wzrokiem na ojca - Nawet ty nie zmienisz mojej decyzji! Dawno temu zdecydowałem i musisz uszanować moją decyzję!

-Jak wyobrażasz sobie to?! - powiedział ściskając w dłoni oparcie krzesła aż pękło ono.

-Duarte! - upominiała go matka, ale zauważyłem iż przewrócił oczami.

-Pozwoliłaś mu na to?

-Co miałam powiedzieć mężu żeby zaprzestał tego co kocha i pragnie z całego serca? - założyła ramię na ramię patrząc się na ojca. Czułem iż będzie poważna kłótnia z mojego powodu.

-To jest mężczyzna! Nie spłodzą potomka! Nie mogę pozwolić aby on był gejem!

-Duarte miej choć trochę wyrozumiałości dla naszego syna! Ciągle kwestionujesz jego decyzje, ale miłości nie da się wybrać czy zmienić! Dobrze o tym wiesz! - mama była zła w sumie nie wiedziałem, które jest bardziej źle. Brakuje jeszcze aby tylko Marco przyszedł i dodał swoje dwa gorsze, bo on wiedział najdłużej.

-Nasz syn jest gejem! Gejem! Ty rozumiesz, że to jest koniec dla Lordów! - na nowo zaczął chodzić sfrustrowany i spojrzał na nas.

-Jestem biseksualny, a nie gejem - westchnąłem cicho, a jego oczy płonęły złością.

-Nie odzywaj się do mnie! Brak szacunku masz wobec starszych!

-Mam szacunek, ale nie zrezygnuje z Erwina - na co on westchnął cicho, a ja objąłem złotookiego wokół pasa.

-Czym zawiniłem iż takiego syna daje mi życie!? Wydziedziczył bym cię, ale nie mogę - warknął wściekły nie wyglądało na to aby uspokoił się w najbliższym czasie. - Zawiodłem się na tobie! - każde słowo z jego ust dotykało mego serca, które było przeszywane igłami i ranione jego słowami.

-Myli się pan - powiedział nagle Erwin, który dotychczas był cicho - masz cudownego syna, który dba przede wszystkim o rodzinę i jest gotowy skoczyć za każdego w ogień! Ma gołębie serce, ale to go wyróżnia! Jest niesamowity i odważny! Przeżył tyle porwań i krzywd, a jednak nadal wybacza i kocha!

-Erwin - mruknąłem aby go uspokoić.

-Nie Monte! Nie będę słuchać tego jak własny ojciec cię obraża! Nie będę tolerować takiego zachowania wobec ciebie - w jego oczach widziałem zmartwienie, bo musiał zrozumieć jak słowa ojca zabolały moją duszę oraz serce. - Kocham pańskiego syna i gówno mnie obchodzi to jak bardzo to się ci nie podoba!

-Już spokojnie - powiedziałem do niego i pogłaskałem po ramieniu w uspokajający sposób - nie potrzebne są tu nerwy.

-Obraża cię - fuknął zły co widziałem nie tylko w jego oczach.

-Wolę to już niż przemoc - wyszeptałem markotnie uśmiechając się do chłopaka, który chyba zrozumiał o co mi chodzi.

-Duarte przeginasz swoim zachowaniem - odezwała się matka, która aż usiadła na krześle, bo zaczęło ją przerastać to wszystko. Nie tylko ją.

Czy Duarte zrobi coś co podzieli Monte i Erwina?
Co teraz przyniesie czas?

2435 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro