Spróbuj go zrozumieć
N OOOO cny!!! Maratonik!
Co tam jak tam wam minął dzień?
Dziś przed ostatni rozdział maratonowy :c jak to szybko minęło!
Jednak chyba było warto co nie?
Zbliżamy się do końca drugiego segmentu historii, a potem zacznie się mącenie!!!
Mój diabełek na dziś urodziny więc najlepszego dla ciebie kochany jeżyku
Dobranoc słodkich snów, a ci co będą z rana czytać to miłego dzionka!
Perspektywa Marco
Nie powiem źle się czułem okłamując przyjaciela mego brata, ale miał on rację. Jakby ojciec się dowiedział to mężczyzna nie przeżyłby ani chwili w naszym mieście. Zastanawiało mnie również to co tu robi tak naprawdę, bo nie wiem czy powiedział mi tak naprawdę prawdę. Westchnąłem widząc jak mój brat ruszył do ojca aby zapewne dostać opierdol za to iż nie było go, ale wiedział jakie konsekwencje będą jak nie pojawi się na tym. Lecz mój starszy brat jak widać lubił ryzykować swoim życiem bez względu na to jaką musi zapłacić cenę za to. Jednakże rozumiałem czemu robi tak, a nie inaczej w końcu sam poczułem jak to jest być wśród nich. Naprawdę byli ciekawą mafią, która akceptowała wszystko i co najważniejsze mego braciaka. Ojciec ostatnio chciał ode mnie wyciągnąć informacje, ale nie powiedziałem niczego. Nie mam zamiaru mówić niczego o swoich przyjaciołach i co najważniejsze mafii do której przynależał Gregory. Nie powiem, ale musiałem przyznać mu w tym rację, ponieważ było widać, że stara się przypasować, ale na siłę nie da się przypasować do kogoś i to jest najgorsze. Starał się jak może, ale jak dla ojca nadal to było za mało. Mój brat nigdy nie będzie pasować do Lordów i będzie odstawać gdyż jest za dobry na to aby być kimś złym. Dla mnie to było codzienność gdy dla niego codziennością była służba. Przeszedłem przez kawałek terenu i wszedłem do domu opierając się o ścianę przy schodach na górę bądź w korytarz na dole. Nie wiedziałem gdzie mogę spodziewać się Grzesia więc czekałem w miejscu w który był najlepszym wyborem.
-Wszystko w porządku? - spytałem widząc go wychodzącego z pokoju naszych rodziców.
-Tak - odpowiedział cicho, ale widziałem po nim, że coś skrywa w sobie. Coś co było emocjami i to było przykre, że męczył się z nimi.
-Nie wygląda - stwierdziłem idąc za nim bez względu na to gdzie by nie poszedł, bo chciałem mu pomóc.
-Ja potrzebuje chwili dla siebie - rzekł i martwiły mnie jego słowa, bo męczył się widocznie z czymś, ale starał się zataić to przed wszystkimi.
-Monte! Przestań wszystko zamiatać pod dywan jakby nic się nie stało! Znowu ci groził, bo inaczej nie bolał by cię podbródek! Nic ci tata nie zrobił? - naprawdę martwiłem się, bo ranił go ojciec definitywnie za dużo razy już. Brat jednak miał szacunek do osób starszych i to trochę go gubiło. Ojciec za bardzo to wykorzystywał tak samo jak to iż chce chronić całe miasto 5city. Gdy nadejdzie czas to i tak zagarnie ten teren bez względu na to ile będzie musiał zapłacić oraz poświęcić.
Jak widać mają coś związanego ze sobą, obydwoje nie chcieli odpuścić nigdy. Dlaczego też spory między nimi były. Ruszyłem do kuchni do mamy aby porozmawiać z nią. Grzesiek by nawet nie powiedział, że znowu został zraniony tylko trzymał dla siebie to iż rana go boli, ale twardo szedłby przed siebie bez względu na wszystko. Nie powiem, ale to ceniłem w nim najbardziej, bo w końcu nie każdy potrafi przyjąć na siebie postrzał czy ranę kutą. Wszyscy unikali tego i chcieli jak po najmniejszych kosztach zdrowotnych to przejść, ale jak widać mój brat byle broni się nie boi. Wszedłem do kuchni gdzie mama sprzątała z pomocą kilku pań po śniadaniu.
-Mamo - odezwałem się, a czarnowłosa kobieta o nieskazitelnie pięknym uśmiechu i niebieskich oczach.
-Tak Maruś?
-Czy mogłabyś porozmawiać z Grzesiem? - spytałem dosyć niepewnie.
-Co się stało?
-Ojciec trochę chyba za bardzo znowu przesadził - powiedziałem, bo chciałem pomóc bratu. Jednak on mojej pomocy nie chciał, a czułem, że mama wie znaczniej więcej i dotrze do niego bardziej niż ja. Jeśli będzie trzymał w sobie wszystko to będzie się męczył. Mama była idealnym powiernikiem tajemnic i myśli. Zawsze znalazła odpowiednie słowa aby wyciągnąć prawdę czy też wesprzeć na duszy człowieka, który podupadł. Była w końcu Vidą. Jedynym życiem w całej rodzinie i ostoją dla wszystkich cierpiących.
-Gdzie twój brat?
-Poszedł gdzieś na przód domu - powiedziałem niepewnie, ponieważ nie byłem pewny czy na pewno tam jest. Tak naprawdę nie przyjrzałem się i to chyba był mój błąd.
-Znajdę go - oznajmiła i pogłaskała mnie po głowie - ty lepiej wybadaj jak z ojcem.
-Yhym - mruknąłem zgadzając się, a mama po chwili poszła więc i ja ruszyłem w stronę pokoju rodziców aby wybadać sytuację. Zapukałem do drzwi sypialni rodziców.
-Proszę!
-Dobry tato - przywitałem się wchodząc do pokoju i zamykając drzwi za sobą.
-Jak wygląda sytuacja z odwiezieniem policjantów? - zapytał więc odchrząknąłem i sprawdziłem telefon czy dostałem powiadomienie o skończonej misji.
-Chwilowo nie posiadam informacji o tym tato - powiedziałem - nie dostałam jeszcze żadnej informacji zwrotnej od Roya.
-Rozumiem jak dostaniesz od razu mnie poinformuj - zarządzał więc kiwnąłem głową iż się zgadzam.
-Tato?
-Tak synku? - spytał i spojrzał na mnie z uśmiechem, ale widziałem w jego oczach złość, której jeszcze się nie pozbył.
-Czy wszystko w porządku?
-Nie za bardzo - westchnął - twój brat obiecał, że będzie wykonywał wszystkie prace, a jak na razie ciągle ucieka od nich!
-Tato mój brat nie chce uciekać przed obowiązkami tylko Fela go wyciągnęła na spacer. Nie widzieli się tyle lat w końcu!
-Ucieka, bo nie chce wyjść za Felicję! - warknął - To jest, a raczej był idealny sposób aby go tu zatrzymać! Jak widać nawet tego nie potrafi uszanować!
-Ale chyba czas swatania minął - stwierdziłem cicho, a ojciec spojrzał na mnie - przepraszam tato, ale no tu Grzesiek ma rację i mama też to potwierdzi. Mój brat nie jest tu szczęśliwy i swatanie go na siłę nic tu nie da.
-Chcę zrozumieć dlaczego jest taki tu nieszczęśliwy! Dlaczego tak bardzo broni tamtego miasta! Dlaczego tak bardzo jest uparty?! - zaczął mówić sfrustrowany i chodzić po pomieszczeniu - Marco co go tak tam go trzyma?!
-Rodzina - wyszeptałem i popatrzyłem się na swoje dłonie.
-Te Mokotowskie kurwy!? - spojrzał na mnie i wziął głęboki wdech aby uspokoić się - Dlaczego oni?
-Przez ten niecały tydzień przynależałem trochę do nich i muszę przyznać, że rozumiem dlaczego mu jest tu źle.
-Powiedz mi chociaż co robię źle! - na jego słowa westchnąłem ciężko i podrapałem się po karku.
-Jesteś z pewnością zbyt zimny wobec Grzesia. On teraz potrzebuje dużo wsparcia i zrozumienia aby nie niszczył się emocjami, które w sobie trzyma - powiedziałem szczerze gdyż ojciec po prostu często nie widzi tego, że rani w jakiś szczególny sposób. Dlatego też po prostu otwarcie z nim rozmawiam na niektóre sprawy i może dlatego tak potrafimy rozmawiać między sobą jak po prostu dobrzy kumple.
-Wsparcia i zrozumienia? - prychnął - Mam traktować chłopaka, który zwany jest terminatorem jak dziecko?! Marco czy ty się słyszysz?
-Słyszę się tato - rzekłem - ale ubierz buty mego brata i spójrz z jego perspektywy. Z dnia na dzień zostaje zabrany z miasta w którym żył i egzystował! Miał tam wszystko, pracę i przyjaciół dla których był gotowy zaryzykować swoim życiem - chciałem mu pokazać z czym boryka się mój brat omijać szczegóły - Gregory jest bardzo lojalnym przyjacielem i powiernikiem tajemnic. Jednak nie czuję się dobrze tutaj, ponieważ wydaje mi się, że czuje się jak w klatce ciągle będąc kontrolowany i karany.
-Jak inaczej mam do niego dotrzeć skoro inaczej nie nie działa na niego! Jest za bardzo uparty! Poluzowałem mu i nic się nie zmienia!
-Może inaczej ci to powiem - mruknąłem - mój brat nie chce tu być! Jego miejsce jest na 5city! Nie tutaj i to się nie zmieni raczej dopóki nie porozmawiasz z nim otwarcie jak ze mną. Nie stawiaj warunków tylko porozmawiaj jak ojciec z synem.
-Ty wiesz, że to nie wyjdzie?
-Ze mną jakoś rozmawiasz - założyłem ramię na ramię.
-Bo ty to ty Marco i cię znam!
-To pora poznać swojego pierwszego syna! Skrzywdziłeś go w przeszłości i ciągle chodzi za nim ta przeszłość! Może przydałoby się przeprosić?
-Nie wymagasz za dużo? - jego oczy wpatrywały się we mnie.
-Ja nie wymagam ja po prostu mówię - oznajmiłem cicho - jeśli nie zakopiecie toporu między sobą nie będzie lepiej!
-Przemyśle to - rzekł i nagle zaczął dzwonić jego telefon - tak? Rozumiem. Już kogoś wyśle. Zbieraj ludzi ktoś robi szturm na nasz magazyn na Rithów!
-Lecimy - rzekłem i ruszyłem do drzwi.
-Weź brata - dodał gdy wychodziłem.
-Na pewno?
-Tak - kiwnął głową więc ruszyłem biegiem do dzwonka alarmowego. Uderzyłem w niego, a do wszystkich ludzi do takich akcji jak ta doszła informacja alarmowa. Zaś ja zadzwoniłem po brata, który jak odebrać ode mnie to zdziwił się tym, ale chyba zrozumiał. Gdyż wpadł po chwili do domu i ruszył po broń i maskę. Ktoś już wyciągnął z garażu trzy wozy terenowe. Jako ostatni wraz z Grzesiem wsiedliśmy do wozu i wyjechaliśmy z terenu willi. Nie sądziłem, że brat od tak zgodzi się na taki wyjazd, ale jak widać chyba chciał pomóc. Pod magazyn podjechaliśmy w dwie minuty omijając kilka policyjnych radiowozów w czasie drogi, które zsunęły się w bok widząc nas. Wyskoczyliśmy z aut i od razu zauważyłem zamaskowanych mężczyzn, którzy strzelali do naszych. Od razu zaczęliśmy strzelać do zamaskowanych chcąc wykurzyć ich z terenu. Starałem się zaobserwować do kogo przynależą, ale ich ubiór nic nie mówił mi. Lecz teraz liczyło się to aby ich wygonić i nie rozumiałem co chcą od naszego magazynu skoro nic tak naprawdę nie było w nim interesującego. No oprócz tego nowego narkotyku, który został do nas zesłany z Europy. Nie wiem nawet kiedy Grzesiek pociągnął mnie w bok jednak on zasyczał z bólu przez to oprzytomniałem z tego co się dzieje.
-Uważaj kurwa - zaciągnął mnie za samochód i złapał się za bark, który krwawił dosyć mocno.
-Przepraszam - wyszeptałem - nie wiem co to za grupa i to mnie zdekoncentrowało.
-Białe garniaki to są - spojrzałem na niego z wymalowanym szokiem.
-Skąd? - spytałem zdziwiony i zerknąłem w tył na ukrytych mężczyzn za randomowych samochodów, którymi musieli się tu dostać.
-Poznaje mężczyznę z garniaków - oznajmił spokojnie i naprawdę niedowierzałem iż rozpoznał kogoś z takiej odległości. Widział ich pierwszy raz gdy był z ojcem aby załatwić sprawę z nimi.
-Nie pytam jakim cudem.
-Postura ciała i charakterystyczny ruch - rzekł trzymając się za ramię - co takiego jest w środku, że tak bardzo chcą to otrzymać?
-Nowy towar - oznajmiłem - bardzo cenny i do rozsadzenia.
-Rozumiem - westchnął - zrobiliśmy źle tak wjeżdżając. Powinniśmy ich przegonić od razu, a nie wychodzić do strzelaniny.
-Co w takim razie robimy? - ufałem mojemu bratu w końcu to on był SWATowcem i umiał rozeznać się w takich sytuacjach.
-Trzeba ich zajść i wygonić - rzekł i spojrzał na mnie - auta są kuloodporne?
-Tak - kiwnąłem potwierdzająco głową.
-Masz kluczyki?
-Roy! Klucze! - krzyknąłem, a mężczyzna rzucił je w moją stronę. -Co chcesz zrobić?
-Jak nie da się podejść to trzeba rozjechać - oznajmił i spojrzałem na niego przestraszony - nikomu nic nie zrobię spokojnie - rzekł i wsiadł do auta więc przebiegłem do Roya aby się schować. Tak jak brat wymyślił tak też zrobił. Wjechał w nich, a oni przestraszeni zaczęli pakować się do aut i uciekać gdyż przez okno strzelił do nich, ale nie żeby zranić. To już wyjaśnia to dlaczego jest zwany terminatorem. Sam na całą grupę ruszył bez leku i na dodatek ranny. Po chwili auto zawróciło, a z niego wysiadł zadowolony Monte. - Za bardzo polegacie tylko na strzelaniu - oznajmił i poprawił maskę na twarzy.
-Wszystko w porządku ze wszystkimi? - spytałem patrząc po swoim oddziale, który składał się z zawodowców i stałych ludzi, którzy ryzykują codziennie swoim życiem.
-Jest dobrze - odpowiedział Roy gdyż wszyscy wyglądali dobrze i nie byli ranni. To było najważniejsze i w sumie Grześ miał rację, bo ostatnio robiliśmy zamiast myśleć, ale przez to iż jak przyjeżdżaliśmy na miejsce to winni uciekali widząc wozy Lordów.
-Monte? - spojrzałem na brata, ale nie było go przy nas zobaczyłem teraz, że jest tuż obok jednego z ochroniarzy.
-Jest nie przytomny - powiedział - trzeba z nim do lekarza. Rana postrzałowa w nogę mocne krwawienie - oznajmił i ze swojej koszuli zrobił opatrunek.
-Jedziemy na szpital - oznajmiłem gdy brat powiedział jak wygląda sytuacja.
-Ja nie jadę mi nie potrzeba. Jemu przyda się bardziej..
-Bracie.
-Opatrzę się w domu, a jemu potrzebna jest pomoc lekarza inaczej się wykrwawi.
-Roy zostaniesz tutaj z dwójką ludzi na wszelki wypadek - rozkazałem swoim ludziom - gdyby wrócili tutaj. Peter jedziesz z ochroniarzami na szpital niech sprawdzą czy na pewno nic im nie jest. My wrócimy do willi. Muszę zdać raport Morte.
-Tak jest - powiedzieli więc rozjechaliśmy się w różne miejsca.
Ja i Grześ wróciliśmy do domu, a mój brat ruszył do łazienki więc poszedłem za nim.
-Monte pomogę ci - mruknąłem widząc jak po jego ciele spływa krew.
-Nic mi nie jest - rzekł.
-Jest, jest Monte i udajesz, że nie - rzekłem i wziąłem w dłoń mały ręcznik do wycierania mokrych dłoni, namoczyłem go wodą, a następnie zacząłem przecierać jego zakrwawioną klatkę piersiową. Na szczęście kula nie utknęła więc też przeszła na wylot i nie trzeba było się bawić w wyciąganie jej. Zaskakiwało mnie w moim bracie to, że jest taki spokojny. Wykrwawia się, a on po prostu nawleka sobie igłę aby zszyć ranę. - Nie boli cię to?
-Boli - odpowiedział i popatrzył na mnie - jednak jestem przyzwyczajony do tego. Dlatego też nie pokazuje tego po sobie. To lepsze niż tłumaczenie innym dlaczego się tak stało, a nie inaczej.
-Może mamę zawołam i uleczyć ci tą ranę?
-Nie bracie - odparł - mama i tak zbyt długo na mnie marnuje swojego czasu. Przeżyje to tylko draśnięcie i po prostu wyleczy się samo. Pomóż mi zszyć tył to wystarczy mi tylko.
Zgodziłem się, bo co mogłem zrobić zostawić go z tym samego? Po tym jak mój brat opatrzył się to zaszył się w swoim pokoju. Zaś ja zdałem ojcu raport o wszystkim to co wiem, ale nie zdradziłem tego co powiedział mi Gregory. Miałem przeczucie, że nie powinienem biorąc pod uwagę to iż jeśli lider Białych garniaków nie ogarnie pieniędzy do końca miesiąca to Monte będzie musiał go zabić. Nie ciekawie w sumie do końca dnia było gdyż ojciec był mocno wkurwiony to chyba mało powiedziane. Wszyscy schodzili mu z drogi dla swojego bezpieczeństwa. Tylko mama potrafiła go uspokoić więc dziś była przy ojcu, który przy niej robił się taki uczuciowy i nie chciał wypuszczać czarnowłosej ze swoich ramion. Przykro mi było z tego powodu, że brat też nie może być tak szczęśliwy jak mama i tata. W sumie gdy wracam pamięcią do dnia gdzie byliśmy na plaży. On i Erwin byli tak szczęśliwi mogąc być przy sobie, w swoich ramionach byli tacy zakochani. Dwa przeciwne światy trochę jak nasi rodzice, ale oni od początku było po tej złej stronie. Gdy zapadał mrok szedłem do swojego pokoju aby pójść spać. Tacka z kolacją nawet nie została ruszona przez mojego brata i to było przykre. Nie jadł dziś niczego i jak miał regenerować siły oraz ciało jak ciągle nie spożywa regularnie posiłków. Z myślą o tym wszystkim położyłem się spać.
Czy Grześ wyliże się z tego?
Czy ojciec przeprosi syna?
2409 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro