Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Spotkanie mafii

Witam serdecznie w sobotnim rozdziale!!!
Oj dziś długi rozdział i to całkiem sporo się dzieje, ale to chyba dobrze!
Duarte coś podejrzanie za dobry się zrobił nie uważacie?
Jakieś plany na dziś?
Życzę wszystkim miłego dzionka ❤️

Perspektywa Erwina

Mężczyzna zmierzył mnie wzdłuż i wszerz oczywiście jako pierwszego gdyż Monte stwierdził, że najlepiej będzie jak nie będę wiedział co wybrał, ale wierzę w jego wybór, bo wiem iż nigdy nie mylił się odnośnie ubrań dl mnie. Miał lepszy gust ode mnie więc nie kwestionowałem tego, co chciał wybrać. Wyszedłem z pomieszczenia w sumie do reszty i czułem się delikatnie niepewnie będąc przy ojcu Monte, który naprawdę był czasami dziwny, ale rozumiałem bądź starałem się zrozumieć to co robi.

-Co wybraliście w końcu? - zadał pytanie starszy Montanha patrzą się na mnie swoimi czekoladowymi oczami.

-Wiem tylko, że szary ciemny wybraliśmy - odpowiedziałem spokojnie gdyż normalnie zapytał.

-Nie wiesz jaka reszta? - zmrużył powieki zaskoczony - Myślałem, że wybraliście.

-Monte wybiera dodatki i w sumie nie przeszkadza mi to gdyż zawsze ma dobry gust wiem iż wybierze dobrze - uśmiechnąłem się do mężczyzny zapominając się iż jest on Morte.

-Rozumiem - odpowiedział mi, a Monte w końcu wyszedł z mężczyzną.

-Garnitury będą gotowe na piątek Panie Montanha.

-Dziękujemy Histofer.

-Do gadałeś się? - spytałem cicho, a Grzesiu pocałował mnie w czoło przez to zaczerwieniłem się gdyż zrobił to w miejscu publicznym oraz przy swoim ojcu i zastanawiałem się trochę czy nie bada gruntu pod nogami. Na ile możemy sobie pozwolić w jego otoczeniu.

-Tak wszystko załatwiłem - odparł spokojnie i wyszliśmy ze sklepu z garniturami, na spokojnie kierując się do zaparkowanego samochodu. Czułem na sobie wzrok ojca Grzesia, ale nie przejmowałem tym dopóki mój mężczyzna był przy mnie.

-Cieszę się - otworzył mi drzwi bym wsiadł na środek więc to zrobiłem na spokojnie i ruszyliśmy chyba w stronę domu choć nie do końca. Spojrzałem zdziwiony na Grzesia, który zerknął na mnie chyba nie rozumiejąc mego zmieszania - nie do domu? - wyszeptałem mu do ucha, a on pokręcił głową na boki i palcem pokazał na buty.

Od razu zrozumiałem iż do tych garniturów trzeba jeszcze wręcz jakieś buty, które będą pasować. Kiwnąłem głową, że rozumiem i ciekawiło mnie to co z tego wyjdzie. Ojciec Gregorego wydawał się opanowany jednak w jego oczach widziałem tą odrazę, którą stara się zdusić w sobie w końcu człowiek nie zmienia się od razu tym bardziej nie on. Pod słuchałem kilka kłótni jego z Vidą i szkoda mi było mamy Grzesia iż musi ciągle tłumaczyć mu jaki ma być względem nas. Jednak stara się bądź udaje, że się stara, by było lepiej choć nie byłbym tak tego pewny. Nie umiałem rozgryźć jego zachowania gdyż nie byłem Grzesiem, który widział po prostu po ludzkim ciele emocje i przewidywał dalsze ruchy. Oparłem się o ramię Grzesia i uśmiechnąłem słabo gdyż mój organizm ostatnio był dziwnie zmęczony, ale może przez ten stres, który skumulował się we mnie i teraz wychodzi ze mnie w postaci zmęczenia. Może męczyło mnie też te wczesne wystawanie na śniadanie i potem pomoc Vidzie oraz zabawa z dzieciakami. Na początku nie chciałem, bo dlaczego ktoś taki jak ja ma zabawiać i pilnować dzieciarni, ale niektóre były naprawdę urocze i na swój sposób polubiłem te małe smyki. Zrozumiałem trochę co Grzesiek w nich widzi. Zamknąłem oczy gdy poczułem dłoń, która zaczyna głaskać mnie po ramieniu.

-Jesteśmy! - ponownie tego dnia wysiadłem z samochodu i nie zdziwiłem się iż stanęliśmy przed drogim butikiem. Zastanawiało mnie to dlaczego więc Gregory nie nosi się aż tak bardzo, bo jako policjant z pewnością uzbierał dużo pieniędzy wraz ze służbą w wojsku. Jednak zawsze ubierał się stonowanie i elegancko nie w drogie rzeczy po nie wiadomo ile, ale w dobrym stylu, który pasował do niego. Wybraliśmy buty za które zapłacił gospodarz i trochę ciekawiło mnie to ile posiadają pieniędzy w końcu byli tutaj potęgą więc nie zdziwiło by mnie to iż mają pieniędzy jak lodu. Po załatwieniu rzeczy do bankietu jeśli się nie myliłem, bo nie zostałem poinformowany całkowicie o co chodzi. Westchnąłem z ulgą gdy wysiedliśmy z auta na terenie Lordów i od razu ruszyłem do pokoju Monte gdyż zostawiłem telefon w nim, a trzeba było zadzwonić do Kuia. Nie widziałem tak naprawdę o co chodzi z tym wszystkim i dlaczego Duarte chce się spotkać z Kuiem. Jednak chciałem mieć to już z głowy. Wybrałem numer do wujka i poszedłem na balkon siadając na pufie, by na spokojnie porozmawiać. Monte coś musiał jeszcze na dole zrobić więc zapewne niedługo dołączy do mnie. Na spokojnie czekałem aż mąciciel odbierze ode mnie telefon i po czterech sygnałach się doczekałem.

-Co się stało misiu kolorowy? - rozbrzmiał głos chińczyka, który brzmiał na przestraszonego.

-Nic takiego wuja po prostu byliśmy dziś z Duarte na zakupach jeśli można to tak nazwać.

-Okey i co związku z tym? - wyczuł już, że nie mówię od razu wszystkiego, a przede wszystkim najważniejszego.

-Morte chcę cię jutro zobaczyć o dziewiątej w siedzibie gdyż chciał omówić powstałą sytuację przez wygranie naszej strony - rzekłem do telefonu i uśmiechnął się niepewnie. Czułem obawę przed tym mężczyzną, było za spokojnie i nie rozdzielał nas czy nie szukał jakiś zajęć. Było za podejrzanie cicho jakby cisza przed burzą, która miała wybuchnąć w odpowiednim miejscu i czasie.

-Czyli jutro mam podjechać pod teren Lordów? - zapytał się mnie, a ja kiwnąłem głową, ale zapomniałem iż rozmawiam z nim przez telefon i on tego nie widzi.

-Tak chcę byś był jutro to ma być związane z naszymi mafiami wiesz - zakłopotałem się gdyż sam nie wiedziałem dokładnie jak to ma być.

-Nie wiesz o co chodzi co?

-Nie mam bladego pojęcia - westchnąłem cicho - nie powiedział powodu oprócz tego, że Leon naprostował, że to na być związane z naszymi mafiami.

-Dobrze będę jutro przed dziewiątą, ale jakbyś się coś więcej dowiedział napisz mi ty albo Grzesiu.

-Postaramy się podpytać - mruknąłem w odpowiedzi gdyż nie sądziłem, że powie mi czy Grzesiowi. Brakuje mu kart do rozegrania partii pokera. Najlepsze karty zostały zabrane i łapie się wszystkiego bez przemyślenia by tylko nie utonąć.

-Dobrze do później jak coś wiesz co i gdzie - odparł i rozłączył się zapewne mając jakieś ciekawsze plany do roboty. Spojrzałem do tyłu chowając telefon w kieszeń.

-Dźwoniłeś? - spytał zamykając drzwi za sobą i kierując się w moją stronę.

-Tak - odpowiedziałem cicho, a on podszedł i pocałował mnie w czoło na co uśmiechnąłem się radośnie. Uwielbiałem tą czułość, która biła zawsze od niego gdyż mnie całował.

-Będzie?

-Będzie, ale zastanawia się dlaczego i po co to wszystko - wyszeptałem, bo sam się zastanawiałem nad tym do czego to ma wszystko prowadzić.

-Ojciec też nie chciał mi nic powiedzieć - usiadł na drugiej pufie i spojrzał na niebo - mam nadzieję jednak, że będzie to coś dobrego niż złego.

-Związanego z naszymi mafiami, ale co on chce zrobić?

-Mam jedną myśl, ale to nie jest realne w wykonaniu ojca w końcu nie chciał tego więc to głupie, choć sam mu proponowałem.

-Co takiego?

-Przekonamy się jutro - pominął moje pytanie, co nie podobało mi się. Wstałem z pufy, mimo iż była wygodna i stanąłem nad Monte, który uśmiechnął się do mnie.

-Mów lepiej - burknąłem cicho zakładaj ramię na ramię, ale on nagle pociągnął mnie do siebie przez to wpadłem w jego ramiona.

-Nie jestem pewien diabełku nie poinformujesz Kuia skoro nie chcemy go wprowadzić w błąd. Lepiej będzie jak poczekamy do jutra, a dziś nacieszymy się sobą. Co ty na to? - spytał się mnie i poczułem jak całuje moją szyję. Zamruczałem z przyjemności czując te cudowne delikatne wyschnięte usta na swej skórze. Przesunąłem dłonią po jego koszuli w dół i uśmiechnąłem się gdyż wiedział jak poprawić mi humor.

-Kocham cię i zarazem nienawidzę iż wykorzystujesz moje czułe miejsca do zyskania tego czego potrzebujesz - rzekłem cicho i musnąłem jego skroń.

-Co poradzić jak nic innego nie działa? - zaśmiał się i złączył nasze usta w delikatnym, ale czułym pocałunku.

Nie wiem nawet kiedy minął nam cały dzień i w sumie nie wiem co takiego robiliśmy gdyż dni zlewały się jakby w jeden długi film, który przez swoją monotonność zatracał to co ciekawe i zostawiał po sobie tylko znużenie. Kolejny dzień zaczął się jak co dzień od wstania w sumie jedyne, co było warte uwagi to prysznic. Cudowny prysznic w ramionach mego chłopaka, który nie odstępował ode mnie ani na chwilę. Bliskość to było coś co pragnęliśmy najbardziej przez swoje życie. Znaleźliśmy to w swoich ramionach, które wręcz były do siebie dopasowane jak i usta, które składały na mych wargach cudowne pocałunki. Byliśmy po śniadaniu i siedzieliśmy na tarasie korzystając jeszcze z pogody, choć nie do końca była taka jaką byśmy chcieli. Chmury na niebie sygnalizowały sobą iż będzie lać. Z jednej strony dobrze, bo panowała delikatna susza przez słońce, które prażyło sobą wszystko wokół.

-Jest prawie dziewiąta, Chack przyjechał - gdy usłyszałem głos Leona, który poinformował nas o przyjeździe wuja od razu odsunąłem się od Monte wstając z huśtawki na której siedzieliśmy patrząc się w niebo na pochmurne niebo szukając wzorków i kształtów z chmur. Dla niektórych może być to dziecinne, ale dla nas to było to przyjemne oderwanie od rzeczywistości.

-Dziękujemy Leon. Tata jest już w siedzibie? - spytał się go Monte gdyż od momentu końca śniadania nie widzieliśmy go nigdzie.

-Nie wiem właśnie. Nie mogłem go znaleźć - zakłopotał się, a ja zdziwiłem gdyż ojciec Grzesia nigdy nie znika od tak. Zacząłem nawet zastanawiać się iż ktoś go porwał, ale szybko wyrzuciłem to z głowy, bo nikt nie odważyłby się na ten ruch. Od razu ruszyłem na przód domu, by przywitać się z Kuiem i nie mogłem doczekać się tego o co tak naprawdę chodzi mimo iż obawiałem się tego, co możemy usłyszeć.

-Wuja! - krzyknąłem szczęśliwy widząc mąciciela, ale przy jego aucie stał ojciec Grzesia. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o co chodzi, a naprawdę nie wiedziałem i trochę obawiałem się tego iż Kui rozmawia z mężczyzną na spokojnie. Był słynny od mącenia i zacząłem się obawiać iż znowu coś namąci, co będzie dla mnie i Grzesia jeszcze gorsze niż dotychczas było.

-Zapraszam do siedziby porozmawiamy sobie - rzekł brunet i ruszył do drzwi więc niewiele myśląc, a widząc iż Leon oraz Monte idą w naszym kierunku ruszyłem za Kuiem.
Wszedliśmy do głównej sali gdzie stał stół i zastanawiałem się nad tym, dlaczego potrzebny jest tu Kui - siadajcie - pokazał dłonią na krzesła więc usiadłem przy rogu, a do mnie dosiadł Grzesiu, a za nim Kui. Leon i Duarte wzięli oraz dołożyli krzesła aby być naprzeciwko nas.

-O czym chciałeś rozmawiać? - spytał Kui i zerknąłem wyczekująco na Duarte. Położyłem dłonie na stole i delikatnie stukałem nimi czując potrzebę coś robić, by wylądować frustrację z czekania na to co ma być. Poczułem nagle ciepłą dłoń na swojej i wziąłem głęboki wdech uspakajając się, a nasze palce połączyły się w delikatnym uścisku.

-Z zaistniałej sytuacji i tego co się stało ostatnio musimy omówić szczegóły odnośnie waszej i mojej mafii - odparł i zainteresował mnie tym.

-Czego chcesz od naszej mafii? - mruknąłem marszcząc brwi.

-Spokojnie Erwin - rzekł Monte i pogłaskał kciukiem mą dłoń.

-Ja straciłem następcę wy zyskaliście mego syna - oznajmił - nasze mafię od pokoleń walczyły ze sobą.

-Gdybyśmy zostali tu to z pewnością byłoby tak samo jak za poprzednich lat! - oznajmił wuja będąc pewny swych słów.

-Wiem, ale też wiem, że nie zostajecie tu - spojrzał brązowymi tęczówkami na Kuia.

-Nie - potwierdził - jednak nie rozumiem do czego dążysz.

-Ja też nie - wtrąciłem się w ich słowa.

-Ojciec chyba chce powiedzieć iż to pora zażegnać spory między dwoma grupami jeśli dobrze to rozumiem - to co powiedział Monte, zszokowało mnie gdyż tego się nie spodziewałem. Myślałem, że będzie nam grozić bądź coś związanym z opuszczeniem mafii, a coś takiego słyszę. Kui również wydawał się mocno zaszokowany, ale no właśnie wydawał w jego oczach można było to dostrzec, jeśli wystarczająco dobrze się przyjrzało.

-A to nowość - mruknął Leon - długo nad tym myślałeś?

-Od samego początku gdy zjawił się tu Knuckles i od momentu gdy widziałem, że nie jest to normalna relacja - dumnie wyprostował się - nie jestem szczęśliwy z tego, ale nie mamy innego wyboru jeśli mam puścić go z wami.

-Co więc masz zamiar zrobić? - zadał pytanie wuja, a ja wpatrywałem się w mężczyznę szukając w nim iż kłamie.

-Chcę rozejmu między naszymi mafiami dopóki to ja jeszcze jestem liderem - odparł spokojnie definitywnie za spokojnie jak na niego.

-No nareszcie! - ucieszył się Leon i uśmiechnął się radośnie.

-Rozejm? - spytałem i spojrzałem na każdego po kolei. - Skąd ci nagle rozejm wpadł do głowy?

-Staram się naprawić błędy, które zrobiłem i przez które cierpiał mój syn - rzekł i teraz skapłem się iż był bez maski.

-Więc mamy podpisać rozejm? - zapytał Kui.

-Tak chce zażegnać między nami kość niezgody - odpowiedział wpatrując się w nas normalnym wzrokiem nie tym zimnym czy tym władczym.

-Jakie warunki? - spytałem tym razem ja.

-Jesteśmy tu aby je właśnie omówić.

-Przyniosę papiery - oznajmił Leon wstając od stołu więc zapewne mięli przygotowane już coś na tą chwilę.

-Dlaczego nagle taka zmiana? Pamiętam, że od najmłodszych lat byłeś zimnym draniem, który patrzył tylko pod siebie - słowa Chacka mnie zdziwiły i Monte też - nie bałeś się stanąć przeciwko wszystkim mafią, by zyskać to co chcesz.

-Osiągnąłem wszystko co chcieli moi przodkowie oprócz tego, że mój pierworodny syn nie zostanie liderem - zacisnąłem mocniej dłoń na dłoni mego chłopaka - jednak po wielu rozmowach z żoną i synami czy Leonem chyba dostrzegłem błąd.

-Nareszcie zrozumiałeś, że Grzesiu nigdy nie będzie tobą? - musiałem się wtrącić aby upewnić się tego.

-Tak - kiwnął głową - nie będzie mną i nie chcę tu być.

-Nie powiedziałbym tego, że nie chcę tato po prostu chce być z przyjaciółmi i mieć pracę tą, którą robiłem. Kocham służyć i pomagać ludziom pomimo swoich wad - zerknął na mnie, a ja prychnąłem urażony - ale jednak mam dla kogo wrócić. Tak samo jak mama zrezygnowała ze wszystkiego ja nie potrafię tego zrobić.

-Rozumiem to - odpowiedział Duarte - dlatego też jesteśmy tu bez masek bez udawania i wszystkiego co było złe. Żeby uzgodnić rozejm, który ma pomóc nam wszystkim.

-Jestem z papierami - oznajmił i postawił przed nami kartkę do zakreślania podpunktów, a obok położył teczkę.

-Uzgodnimy między sobą jak poprowadzimy ten rozejm.

-Mokotowskie tereny mają być nienaruszone - zaskoczył mnie Kui tym.

-Wyjedziecie więc miejsce gdzie jesteście pochłonie natura.

-Wole by to matka Ziemia zniszczyła miejsce w którym mieszkałem niż aby jakaś mafia czy pseudo mafia zniszczyła dziedzictwo Mokotowa!

-Wuja - mruknąłem cicho.

-Proponuję, by zaprzestać do siebie strzelać czy też głupiego zastrzeżenia, by Mokotów nie mógł wchodzić na teren Lordów.

-Ale my nie możemy do nich? - burknął starszy Montanha wyraźnie niezadowolony słowami syna.

-Idzie w dwie strony zaufanie oni stracili przez ciebie lidera - rzekł Monte i jego twarda postawa mnie zawsze zaskakiwała.

-Dobrze rozumiem niech tak będzie - Leon dopisywał coś i zaznaczył na papierze.

-Niech Grzesiu ma wybór i możliwość chodzenia po mafiach, bo nie chce by odcinał się na rodzinę - oznajmiłem cicho, a mężczyzna przede mną wyglądał na zaskoczonego.

-Zero daniny i podległości pod twoją mafię! Jesteśmy i zawsze byliśmy niepodlegli nie mamy zamiaru ugiąć się pod tobą!

-Rozumiem i spodziewałem się tego Chack. Od lat nie chcieliście współpracować z nami bądź dla nas.

-Każdy ma swoją własne ideę - uśmiechnąłem się dumnie podnosząc głowę.

-Więc zaprzestaje walki zbrojnej, możliwość wchodzenia na teren Lordów, brak danin i niepodległość Mokotowa jako wolną mafię, zabroniony wstęp na Mokotowskie ziemię. Gregory jako Herdeiro ma możliwość przybywania do domu bez względu do jakiej mafii należy czy też nie - zaczął podsumowywać Leon - czy coś jeszcze?

-Każdy Mokotowski członek mafii ma mieć możliwość normalnego życia. Koniec z wybijaniem ludzi - tego to już totalnie się nie spodziewałem, bo nie sądziłem, że ktoś jeszcze żyje.

-Dobrze - kiwnął głową i coś za dobrze szło może naprawdę jednak był on totalnie inny gdy na twarzy miał maskę. Tylko czy ta maska nie zatarła granicy między maską, a prawdziwą twarzą. Czy teraz przed nami siedzi prawdziwy Duarte Montanha czy może Wielki Morte. Spojrzałem na Grzesia i nie tylko ja w sumie, bo Kui również.

-Nie kłamie nie widzę by kłamał - odpowiedział co mnie choć trochę uspokoiło

-Spisane - odezwał się nagle Garcone - wystarczy podpisy każdego z nas, by zatwierdzić rozejm między nami wszystkimi!

-Mogę na to spojrzeć? - Kui jak zawsze musiał wszystko przeczytać aby upewnić się czy wszystko jest zgodnie z tym co sądzi. Po chwili wziął długopis i podpisał się, a następnie przesunął w moją stronę. - Jest poprawne z tym co sądzimy.

-Dobrze - mruknąłem i dałem swój autograf na papierze. Po mnie podpisał Grzesiu, ale on też przeczytał chyba co podpisuje więc wychodzi na to iż tylko ja nie patrzę na to co podpisuję. Gdy każdego podpis znalazł się na papierze Leon wstał.

-Zrobię kopię i dam wam ją jako potwierdzenie.

-Skoro tak siedzimy zapraszam na kawę i ciasto do domu - to już totalnie mnie zaszokowało, ale z drugiej strony może to lepiej. Może to zmiana na lepsze zmiana dla wszystkich i dla samego Morte, który chyba dobrał do serca te wszystkie kłótnie i słowa, które padały. Nawet nie wiem kiedy siedzieliśmy w salonie gdzie podpijałem Grzesiowi kawę. - W poniedziałek drugiego sierpnia odbędzie się bankiet związku iż każda mafia ta większą i mniejsza jest zapraszana więc pragnę zaprosić i was wszystkich na tą imprezę.

Czy zgodzą się na imprezę?
Czy w tym wszystkim nie ma jakiegoś podstępku?

2778 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro