Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Samotności smak

Witam serdecznie wszystkich w n OOOO cnym maratonowym rozdziale!!!

Dziś jest wyjątkowy dzień, ponieważ jeden z moich potworków ma urodziny :3
Więc wszystkiego najlepszego dla ciebie szopeł <3

Jak tam piąteczek piątunio?
Jakieś plany na weekendzik?
Jak wasz humorek dziś?
Życzę wszystkim dobrej nocy, a tym którzy będą czytać z rana to miłego dzionka!

Przetańczyłem z godzinę z przyjaciółmi na parkiecie. Uwielbiałem tańczyć to mnie rozluźniało i pomagało choć trochę zapomnieć o rzeczywistości, ale w końcu trzeba było zjeść na ziemię i wrócić do stolika. Nie jadłem nic cały dzień i przydało by się coś zjeść. Wypiłem już trochę, ale nie na tyle aby mnie ścięło. Musiałbym w sumie wypić dwie butelki bimbru limonkowego Carbo aby mnie położyło, ale no zjeść coś trzeba było. Więc zszedłem z parkietu uśmiechając się zadowolony gdyż każda możliwość do tańca to okazja na rozerwanie się. Mimo iż rana bolała mnie to nie przejmowałem się tym. Za tańczyłem z Monicą, Jess oraz Felą. Jednakże chwila odpoczynku jest teraz moim celem. Do siadłem się do brata i uśmiechnąłem się do niego.

-Dlaczego się nie bawisz?

-Nie umiem tańczyć - odparł.

-Nie, że nie umiesz bracie, bo każdy Montanha umie - odpowiedziałem mu - a teraz mów o co chodzi.

-Nie mam z kim - oznajmił na co się zaśmiałem, a on spojrzał na mnie spod byka - i z czego się śmiejesz?

-Patrz ile foczek na parkiecie wystarczy, że pójdziesz i poprosisz do tańca! - poklepałem go po plecach aby go wesprzeć.

-A co z twoim Er... - skarciłem go wzrokiem na co zamknął usta.

-Nigdy nie przeszkadzało mu to iż tańczę z wszystkimi. Z nim też tańczyłem - odparłem wzdychając cicho - korzystaj bracie jesteś młody, ale powinieneś sobie kogoś znaleźć nie sądzisz?

-Ja? Monte ja nie wiem czy któraś, by mnie chciała - rzekł spokojnie.

-Jeśli nie spróbujesz to nie się nie przekonasz - powiedziałem i podniosłem się z krzesła łapiąc brata za ramię - chodź idziemy zatańczyć!

-Co?! - nie zdążył nawet się przeciwstawić gdyż zaciągnąłem go na parkiet.

-Uszanowanie piękne damy czy możemy poprosić do tańca? - uśmiechnąłem się do dam, które odwzajemniły mój uśmiech.

-Z przyjemnością - odparły po chwili namysłu. Były córkami zapewnie jakiś mafiozów, ale nie liczyło się to tak teraz. Chciałem aby brat też się zabawił, a nie siedział przy stoliku sam. Gdyż nasi przyjaciele rozeszli się wszędzie aby bawić się w towarzystwie. Wziąłem brunetkę za dłoń i pociągnąłem bardziej w wolne miejsce aby móc z nią zatańczyć jeden taniec. Jej suknia wirowała przy każdym obrocie i mocniejszym ruchu, ale ja prowadziłem w tym tańcu. Uwielbiałem gdy w tańcu mogłem znaleźć rozluźnienie i przyjemność. Ostatni raz wprowadziłem kobietę w obrót, a muzyka ucichła.

-Dziękuję za taniec - odpowiedziałem jak na dżentelmena przystało i wróciłem do stolika.

Lecz szybko zmieniłem kierunek do stołu szwedzkiego i nałożyłem sobie sałatki dużo kiełbasy oraz kilka kromek chleba. Byłem bardzo głodny, a taniec trochę mnie wymęczył. Usiadłem w spokoju przy stoliku i zacząłem jeść oglądając to co się dzieje wokół. Dorośli siedzieli przy sobie bądź stali rozmawiając zapewne na niezbyt legalne tematy. Kobiety również siedziały razem gdy my młodzi dorośli bawiliśmy się na parkiecie. Widziałem mamę rozmawiającą z mamą Felicji dosyć szybko zjadłem sałatkę gyros. Uwielbiałem smak tej sałatki gdyż to było idealne połączenie smaków w jedynym. Popiłem wodą i spojrzałem w niebo, które chyliło się ku zachodowi słońca. Mimo otaczający mnie ludzi to czułem się samotnie wśród nich. Nikt nie był w stanie uleczyć mego złamanego serca i mogłem tylko grać według zasad ojca.
Zamknąłem oczy na chwilę i westchnąłem ciężko. Przypomniało mi się wesele na którym w pierwszy dzień byliśmy ze sobą można powiedzieć, że skłóceni, a wystarczyła chwila bliskości abyśmy się pogodzili.

Działaliśmy na siebie jak magnes i dobrze o tym wiedzieliśmy. Może dlatego tak łatwo wybaczaliśmy sobię wszystko. Tylko tym razem mi nie wybaczy zbyt dużo padło słów i stało się między nami różnic. Zdradziłem go mimo tylu słów, że nie zdradzę nigdy, ale nie mogłem wyrzec się swojego pochodzenia i nie umiałem tego zrobić, a teraz nie ma to sensu. Miałem ochotę strzelić sobie w łeb tak jak zastrzeliłem te niewinne osoby, ale tak będzie wyglądać moje życie. Spuściłem wzrok z nieba i wziąłem drinka w dłoń, a następnie wyzerowałem go. Chciałbym się ujebać w cztery dupy, ale po alkoholu mówię za dużo. Muszę trzymać się więc limitu, który sobie nałożyłem aby nie wyszło nic na jaw. Podniosłem się na równe nogi i ruszyłem do stolika mamy. Chciałem aby zatańczyła ze mną skoro ojciec był chwilowo zajęty. Z założonymi rękami z tyłu podszedłem do stolika rodziców.

-Czy mogę prosić do tańca? - spytałem mamy uśmiechając się delikatnie i jak zobaczyła mnie odwzajemniła uśmiech. Wyciągnąłem w jej stronę dłoń.

-Przynajmniej jeden wychowany jak należy - zaśmiała się mama i przyjęła ją - wrócę zaraz Matyldo.

-Poczekam, poczekam idź zatańcz z synem - odparła z uśmiechem na ustach, mama Felicji. Widziałem kątem oka jak ojciec na mnie patrzy, ale jak na razie moim celem było zatańczenie z mamą. Spokojnym krokiem weszliśmy na drewniany parkiet, a ja od razu poprowadziłem nas w tańcu.

-Więc co nabrało cię na tanieć ze mną synku?

-Tak po prostu - odparłem - trochę się tam już nudziłaś więc stwierdziłem, że rozerwę cię troszkę na parkiecie mamo.

-Słodkie z twojej strony - powiedziała - jak się bawisz?

-Jest... dobrze - powiedziałem trochę wahając się nad odpowiedzią. Trochę zepsuł mi się humor wspominając o Erwinku, ale nie cofnę czasu. Może tak miało być i nic więcej nie zmienię w swojej przyszłości.

-Odbijany! - usłyszałem głos ojca więc grzecznie oddałem mamę w jego ręce, a sam się wycofałem. Chyba lepiej będzie jak się przejdę po ogrodzie i odpocznę.

Spokojnie ruszyłem w stronę pól uprawnych i przymknąłem powieki. Co raz ciemniej się robiło i klimatycznie. Widziałem z daleka swoich przyjaciół, którzy bawili się dobrze jak nie wyśmienicie. Stanąłem z boku całej zabawy i spuściłem głowę w dół. Pogodziłem się z przyjaciółmi, chociaż Aron mi tak nie wybaczy tego. Zobaczyłem starych znajomych jak i osoby z którymi jako dzieciak siedziałem. Lecz brakowało mi obok siebie ciepła, a raczej ciepła ciała mężczyzny, który uwielbiał tulić się do mnie. Usiadłem sobie na trawie i obserwowałem jak wszyscy się bawią. Poczułem się przez chwilę normalnie, ale problem jest taki, że nie jest to normalne. Nie należę do tego świata i moje miejsce jest w Mokotowie. Jednak byłem tutaj i musiałem żyć według zasad mafii Lordów. Każdy członek rodziny uznaje lidera mafii za najważniejszego i gdy dzieję się coś niebezpiecznego to wszyscy mają chronić Morte. Każdy ma obowiązek przestrzegać prawa mafii inaczej będzie karany bądź stracony. Wszyscy mają prawo wybrać to co chce robić jeśli zaszedł, chociaż do handlarza. Nikt nie jest sobie równy i każdy musi zapracować na szacunek rodziny. Przyszły lider musi zrezygnować z wszystkiego na rzecz rodziny i stanąć na jej czele gdy aktualny lider nie jest zdolny do sprawowania władzy. Bałem się tego iż w końcu będę musiał zasiąść na tronie Morte i już nigdy nie będę w stanie się uwolnić z niewidzialnych więzów, które zostały mi przywiązane do nadgarstków. Położyłem się na trawie i patrzyłem w niebo na którym powoli pojawiały się gwiazdy. Światła zostały włączone i dawały naprawdę dużo klimatu do miejsca. Choć raz chciałbym być jak ojciec. Nieczuły na coś co kiedyś mnie ruszało i gotowy zrobić wszystko nawet jeśli byłoby na przekór sobie.

-Co tu robisz Grzesiu? - usłyszałem głos Feli.

-Patrze w gwiazdy - odparłem.

-Coś ciekawego w nich jest?

-Wszystko - rzekłem i spojrzałem na nią gdyż usiadła obok mnie, a w dłoni miała kubek z drinkiem.

-Wiesz, że nie jesteśmy już dziećmi aby patrzeć w gwiazdy?

-Nie rozumiem - powiedziałem podnosząc się do siadu.

-Tak robią dzieci. Marzą i myślą, se gwiazdy to wyrocznia. Nie jest tak - odpowiedziała na moje słowa - jesteś dorosły Grzesiu nie dzieckiem.

-Patrzenie w gwiazdy to nie tylko zajęcie dla dzieci - oznajmiłem - w niebie jest zapisany nasz los i przeznaczenie.

-To bajka dla dzieci Grześ, a ty jesteś dorosłym chłopem!

-Yhym - mruknąłem, ale nie zgadzałem się z nią w tym aspekcie.

-Herderio!!! - mogłem usłyszeć przebijający się głos ojca przez muzykę więc podniosłem się z ziemi i wyciągnąłem dłoń w kierunku Feli, która przyjęła moją dłoń. Pomogłem jej się podnieść z trawy i wspólnie wróciliśmy do centrum zabawy.

-Jestem - powiedziałem cicho pod chodząc do ojca, który stał na uboczu wraz z rodzicami Felicji.

-Dobrze Felicja możesz zostać - rzekł do niej, a ona kiwnęła głową stając bardziej przy rodzicach.

-O co chodzi? - zapytałem gdyż nie podobało mi się to.

-Gregory mój synu wspólnie z Felixem zdecydowaliśmy iż najlepszym wyborem dla nas wszystkich jest połączenie cię ślubem małżeńskim z Felicją - gdy znaczenie słów, które wypowiedział tata do mnie dotarły aż musiałem się odsunąć o krok. Patrzyłem się na nich niedowierzając i miałem nadzieję, że to głupi żart.

-Nie - w końcu wypowiedziałem te słowo. Nie chciałem z nikim brać ślubu tym bardziej z nią.

-Tato, mamo, ale dlaczego ja?! - zapytała Felicja.

-No jesteś najlepszym wyborem - odparł jej ojciec, a ona spojrzała na mnie. W jej oczach widziałem mieszankę emocji, ale widziałem, że nie powie nie. Była zbyt posłuszna woli ojca, ale ja nie mogłem.

-Z całym szacunkiem, ale nie wyjdę za mąż - oznajmiłem poważnym tonem głosu.

-Nie masz wyboru - rzekł ojciec, który już wbijał we mnie swój zły wzrok.

-Nie ma mowy! - warknąłem.

-Grzesiu weź się z tym pogódź po prostu - podeszła do mnie i chciała do mnie się przytulić, ale nie pozwoliłem na to - może nie jesteśmy idealni, ale może pasujemy do siebie?

-Odmawiam! Nie masz prawa decydować za kogo mam wychodzić! - rzekłem zdenerwowany tym iż próbują mnie wrobić w ślub z osobą, którą nie kocham.

-Gregory! - warknął ojciec, ale nie dałem mu dojść do słowa.

-Nie masz władzy nade mną! Czas jakikolwiek zaślubin między mafiami dawno minął! Nie masz prawa mi coś takiego zrobić!!! - gotowałem się w środku i miałem taką ochotę walnąć go w twarz, ale znałem szacunek wobec starszych.

-MASZ WYJŚĆ ZA NIĄ - wycedził przez zęby, ale nie mogłem zdradzić mej połówki.

-Nie ożenię się i odpierdol się ode mnie!!! Wolałbym zginąć niż wyjść za kogoś kogo nie kocham!!! - wkurzony po prostu uciekłem jak najdalej od ojca i całej imprezy. Upadłem na kolana i pozwoliłem sobie na słabość, a samotne łzy spływały po moich policzkach. Nie chciałem nikogo innego w swoich ramionach oprócz Erwina. Mojego kochanego diabełka, który jest gdzieś tam. Usiadłem na czterech literach i wtuliłem się w swoje kolana.

-Gregi? - głos mamy był taki kojący w tej chwili. Nie zauważyłem kiedy zostałem zgarnięty do jej ramion więc płakałem wtulony w nią - Co się dzieje?

-Jja nie cchce - wyszeptałem przez cichy szloch.

-Rozumiem, że jest dla ciebie ciężko, ale dlaczego nie dasz jej szansy? W końcu znacie się od dziecka.

-Mamo nie mogę - wyszeptałem po dłuższej chwili gdy w miarę się uspokoiłem przez spokojny, delikatny dotyk rodzicielki.

-Wytłumacz dlaczego, a przekonam ojca do tego aby nie zmuszał cię do ślubu - powiedziała cicho.

-Nnie mogę ci powiedzieć - mruknąłem.

-Nie powiem ojcu kochanie, martwię się o ciebie.

-Ja przepraszam - westchnąłem.

-Nie przepraszaj. Nie powinien zmuszać cię do czegoś czego nie chcesz - powiedziała głaszcząc mnie po plecach.

-Ale to ojciec - mruknąłem i otworzyłem oczy, które miałem zamknięte. Wziąłem głęboki wdech i odsunąłem się od mamy. Spojrzałem w niebo i pociągnąłem nosem.

-Chodź przejdziemy się - oznajmiła i podniosła się z trawy. Wstałem więc i ruszyłem za nią zastanawiając się czy dobrym wyborem będzie jej powiedzieć o tym. Nie wiem jak zareaguje na moją orientację czy to iż wolę mężczyzn. Jednak potrzebowałem w końcu podzielić się swoimi bólem, który niszczył mnie.

-Mamo - powiedziałem cicho, a ona spojrzała na mnie.

-Tak synu?

-Jja - wziąłem głęboki wdech - nie mogę wyjść za Felicję, ponieważ w moim sercu już ktoś jest - wyznałem i spuściłem głowę w dół. Mama stanęła w miejscu więc i ja stanąłem, ale nie patrzyłem się na nią.

-Masz partnerkę? - spytała mocno zszokowana, bo chyba się tego nie spodziewała po mnie.

-To jest skomplikowane - wyszeptałem.

-Dlaczego?

-To nie jest kobieta - wymamrotałem, bałem się jak zareaguje, bo nie lubiłem rozmawiać o mojej orientacji seksualnej. W 5city nie wszyscy byli pewni mej orientacji aż do momentu gdy poznałem jego.

-Mężczyzna? - spytała po chwili na co kiwnąłem głową na tak i spojrzałem na nią z wielka obawą.

-Jestem biseksualny - wyznałem widząc w jej niebieskich oczach wymalowany szok.

-Czyli twoją miłością jest mężczyzna? - zapytała aby się upewnić, a ja musiałem jej wytłumaczyć skoro zacząłem.

-Tak, dlatego nie mogę wyjść za Fele. Kocham kogoś innego. Ojciec mnie zabiję jak się dowie - westchnąłem, bo bałem się tego co mógłby zrobić Erwinowi - nie lubi odmienności, ale kocham Erwina... - zagryzłem język za późno gdyż właśnie zdradziłem za dużo. Z przerażeniem popatrzyłem na nią.

-Erwin piękne imię - powiedziała po chwili, a jej oczy patrzyły na mnie z zrozumieniem i akceptacją - i niespotykane.

-Jak i sam właściciel - oznajmiłem, a mój wzrok spoczął na niebie. Kochałem go, jego osobowość i te cudowne oczy w których się zadurzyłem. Tęskniłem tak bardzo za nim i każdy dzień rozłąki powodował ból.

-Dlatego wyznałeś mafię Mokotowa? - zapytała nagle zaskakując mnie tym pytaniem - Bo on należy do tej mafii?

-Nie tylko należy do niej - ufałem mamie - a jest ich liderem, chociaż nie uważa się za niego. Jest cudowny, szalony, kochany i przede wszystkim uroczy gdy się rumieni po prostu nie da się go nie kochać - po chwili zrozumiałem, że za bardzo się rozglądałem i rozmarzyłem. Przez to speszyłem się widząc uśmiech na ustach mamy.

-Dlatego tak bardzo poświęcasz się i swoje zdrowie? - zapytała mimo uśmiechu na ustach widziałem w jej oczach smutek.

-Tak - wyszeptałem - obiecałem, że będę go chronić bez względu na wszystko. Dotrzymam obietnicy, bo...

-...bo go kochasz - dokończyła i nim zorientowałem się ona wtuliła mnie w siebie - boże ile ty musiałeś wycierpieć - głaskała mnie po głowie i po prostu wtuliłem się w mamę, a po moim policzku spłynęła łza - zrobiliśmy ci taką dużą krzywdę. Wiem jak to jest cierpieć z miłości, a na dodatek jeszcze robisz wszystko aby ratować swą miłość przed ojcem. Tak mi przykro synu.

-Nie szkodzi mamo - wyszeptałem - jest dobrze. Masz rację boli, bo tęsknię, ale wiem, że jest przynajmniej bezpieczny. To jest dla mnie najważniejsze.

-Nie masz czego się wstydzić Gregory - powiedziała - miłość nie wybiera i jeśli preferujesz mężczyzn to nic złego - pogłaskała mnie po policzku - najważniejsze jest aby być szczęśliwym. Nie mogę wyobraźić sobie jaką wielką krzywdę wam wyrządził ojciec rozdzielając was.

-Takie jest i było moje przeznaczenie - westchnąłem - najbardziej boli mnie to, że skrzywdziłem go tylko - zamknąłem powieki - ddlaczego nie mogę mmieć... szczęśliwego happy endu? - wypłakałem, a matka opatuliła mnie swoimi ramionami.
Nie powinienem jej mówić, ale ból w głębi mnie niszczył mnie.

Czy zostanie zmuszony do ślubu?
Czy Gregory zasługuje na happy end?

2326 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro