Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozprawa

Witam wszystkich serdecznie w sobotnim rozdziale!
Jutro się nie widzimy więc..

Chciałabym wam wszystkim życzyć wesołych świąt wielkanocnych, smacznego jajka i takie tam pierdułki
A przede wszystkim abyście ten czas spędzili jak najlepszej atmosferze i mogli odpocząć od wszelkich trudów, które was trapią!
To nasze wspólne już drugie święta Wielkanocne jak ten czas szybko ucieka! Co nie?

Chciałabym wam jeszcze podziękować za 65 tysięcy wyświetleń pod tą częścią i 116 pod pierwszą!
Bardzo się cieszę mogąc pisać dla siebie i przede wszystkim dla was!
Tak jak obiecałam dziś mocny rozdział i dużo się będzie działo!
Życzę wszystkim miłego dzionka i wesołych świąt ❤️

Perspektywa Kuia

Obudziłem się w piątek w dniu gdzie wszystko ma się wyjaśnić gdy w końcu będziemy wiedzieć czy wrócimy do domu. Stęskniłem się za domem, za córką i za wszystkim co zostawiliśmy w naszym mieście aby wyruszyć tutaj po martwego Gregorego, ale jak się okazało. Terminatora nie da się pokonać gdyż walczy zawsze do końca. Szanowałem go za to iż stoi zawsze przy swoim postanowieniu bez względu na to ile musiał przeżyć i przetrwać krzywd. Pokazał on wiele twarzy w czasie w którym go poznawałem. Przykładnego policjanta, który stoi za ludźmi i stara się ich chronić bez względu na cenę. Wspaniałego odpowiedzialnego przyjaciela, który dba o bezpieczeństwo innych. Kochanego i troskliwego partnera, co nie boi się zrobić wszystkiego, by jedna ze stron była bezpieczna. Jednak wśród tych dobrych masek posiadał te złe bądź te, które powodowały zmianę w nim. Był w końcu mężczyzną z wieloma tajemnicami, kłamał by chronić nas wszystkich, ale i siebie. Pomagał, a raczej nakierowywał w jakiś sposób na niezbyt legalne rzeczy nie mówiąc oczywiście wprost. Myszkował w rzeczach, których nie powinien nawet się paprać, ale był podstępny i sprytniejszy w niektórych przypadkach. Jak też był mafiozą i to nie byłe kim, a samym następcą Wielkiego Morte. Jedna osoba, a tak wiele tajemnic i masek. Szokiem jest to iż jeszcze nie podkradał wszystkich zmysłów i nie oszalał. Byłem mącicielem i miałem też pełno masek, ale każda była używana do danych sytuacji, a on je miał cały czas na twarzy mimo to był sobą. Szanowałem go, dlatego choć nie szczególnie to ukazywałem swoim zachowaniem, zakazami czy krzywdą jaką mu wyrządziłem.

Wstałem o równej siódmej od razu ubrałem się w czarny garnitur wiedząc iż powinienem być dobrze ubrany jeśli chcę być na serio brany pod uwagę. Wiem iż Gregory potrafiłby sam się obronić gdyby chciał, ale zdaje sobie sprawę z tego, że ojciec jego nie wziąłby argumentów z jego ust oraz Erwina jako prawdy. Po to tam byłem potrzebny ja. Jako osoba trzecia bez stronnicza w końcu do Rady Cienia należałem więc byłem dobrym kandydatem, by bronić Gregorego. Poprawiałem się w toalecie i zamiast marynarki miałem kamizelkę gdyż było po prostu za ciepło, by paradować w pełnym ubiorze. Czerń idealnie pasowała do białej koszuli i mimo, że czułem niepewność względem tego co ma być to była jedyna nadzieja, by powrócić do starego życia.

-To dziś? - spytała Sky, która była w kuchni, a ja uśmiechnąłem się do niej, bo ona uśmiechała się do mnie.

-Tak to dzisiaj - odpowiedziałem spokojnie gdy ona kiwnęła głową na moje słowa i podała mi kubek kawy za który byłem jej wdzięczny. Spokojnym krokiem więc wyszedłem na patio aby tam posiedzieć i wypić w spokoju kawę nim całą grupa wstanie oraz rzuci się na śniadanie.

Musiałem się wyciszyć gdyż wiedziałem, że nie będzie prosto. Wielki Morte będzie walczyć o to by jego prawowity następca stanął jednak na jego miejscu. Wziąłem głęboki wdech i wydech świeżego powietrza, które było całkiem inne niż te gdzie mieszkamy. Było czyściejsze w końcu jesteśmy na łonie natury, która nas otacza. Obserwowałem teren i szukając czegoś interesującego na czym mógłbym zawiesić swój wzrok. Dziś zależało wszystko ode mnie czy Gregory uwolni się z brzemienia bycia Lordem czy jednak już na zawsze będzie musiał tu zostać raniąc w ten sposób Erwina, który zdaje sobie sprawę iż nie ma szans na miłość z nim jeśli Duarte wygra. Piłem na spokojnie z filiżanki czarną fusiastą kawę, która mimo iż była gorąca nie przeszkadzała mi aby delektować się jej smakiem. Miałem dług u Gregorego mimo iż on nie uważa abym go posiadał, ale stanął za nami za naszym bezpieczeństwem nie zdradził, stał święcie przekonany iż robi dobrze umierając za nas. Poniekąd można tak powiedzieć, ale nigdy nie spotkałem takiego człowieka jak on. Kogoś tak zaradnego, odważnego i zarazem głupiego, bo każdy może być odważnym, ale czyny zawsze mówią za siebie. Nie wiem nawet kiedy wypiłem kawę i zerknąłem na zegarek na dłoni. Przesiedziałem praktycznie godzinę na patio zamyślony w własnych myślach.

Wstałem od stołu i powoli ruszyłem do drzwi prowadzących do salonu, który był połączony z kuchnią. Wiedziałem, że jak stąd wyjedziemy dom w końcu stanie się ruiną, a wszystko co tu kochałem zniknie na zawsze. Lecz wiedziałem iż w 5city czeka na mnie dom, który nie był taki jak ten, ale miałem dla kogo żyć i po co wracać tak naprawdę. Zawsze trzeba stracić coś aby zyskać więcej, coś lepszego niż było. Spojrzałem w stronę stołu gdzie siedzieli wszyscy rozmawiając, śmiejąc się oraz jedząc śniadanie. Vasquez na mnie spojrzał i uśmiechnął się gdyż wierzył w to iż w każdym można znaleźć dobro. Patrzyłem na bruneta, który stwierdził mi wczoraj, że znalazł kogoś ciekawego kto nadawałby się do naszej grupy. Do naszej rodziny, którą byliśmy, ale nie wiedziałem czy ktoś stąd może się nadawać. Nie żebym skreślał za pochodzenie, ale nie dołącza do nas byle kto i wolę prześwietlić każdego by nie powtórzył się błąd. Wziąłem z talerza kanapkę od Josepha i uśmiechnąłem się do syna, który od razu odwzajemnił uśmiech. Musiałem coś przekąsić nim zacznie się to wszystko, ale już czułem jak mój żołądek zaciska się z nerwów. Byłem przyzwyczajony do tego, ale pierwszy raz naprawdę się stresowałem, w końcu chodziło tu o Erwina i jego szczęście przy Montanhie. Czas pędził cały czas w przód bez przerwania w końcu słońca nie dało się zatrzymać wraz z zegarem.

-Powodzenia! - wtulił się we mnie Peter więc pogłaskałem go po jego włosach.

-Wygrajcie to wuja - mruknął cicho Carbo, który uśmiechał się słabo do mnie.

-Przydałoby się już wrócić do domu - rzekła Summer i kiwnąłem głową potwierdzająco. Gdyż miała rację pora w końcu wrócić do domu i sam o tym nie jeden raz myślałem.

-Na spokojnie Kui! - odezwał się San, a jego radosny i pogodny uśmiech uspokajał samym sobą.

-Dojeb im - rzekł David i to było oczywiste, landrynki powiedziały wraz z Dią powodzenia, a Vasquez przytulił mnie wraz z Laborantem. Zaś reszta tylko trzymała kciuki. Każdy miał na swój sposób ochotę wrócić do domu, co było oczywiste w końcu to nie był nasz teren w którym czuliśmy się dobrze. Pomimo iż ja byłem tu długie lata i mógłbym tu po prostu zostać to sam za wiele bym nie zrobił. Wziąłem auto terenowe o czarnym lakierze i wsiadłem za kierownice. Na szczęście to był ten mniejszy, którym mogłem na spokojnie prowadzić. Wyjechałem więc trochę wcześniej niż powinienem i wiedziałem, że Leon mnie wpuści do środka. Miałem się spotkać z Erwinem oraz Gregorym przed siedzibą. Jazda zajęła mi z pół godziny i nie wiem kiedy nawet zajechałem pod bramę Lordów. Oczywiście Montanha wczoraj przez telefon wytłumaczył mi drogę gdyż nie mógł wysłać GPS aby nie było później problemów dla niego. Czarna brama otworzyła się przede mną więc wjechałem ostrożnie pod górkę, która była łagodna i stanąłem przy garażach jeśli nie pomyliłem ich, ale raczej nie.

-Kui! - usłyszałem głos Erwina gdy wysiadłem z auta i zdziwiłem się widząc go w takich odświętnych ciuchach. Gregory oczywiście uprzedził mnie iż powinienem dobrze wyglądać, ale nie sądziłem, że zdoła Erwina ubrać w garnitur, bo on sam twierdził, że nie przepada za nimi.
Po chwili poczułem jak wtula się we mnie, a policjant mimo iż się uśmiechał to nerwowo przeczesywał włosy. Był zdenrenowany, bo do siedziby powoli schodzili starsi mężczyźni. Nagle do nas podszedł Marco.

-Jak coś mogę zeznawać za tobą brat! Chcę waszego szczęścia! - zdziwiły mnie jego słowa gdyż myślałem, że będzie zły.

-Dziękuje bracie - przytulili się do niego.

-Życzę powodzenia iż uda się i trzymam kciuki - ubrał Lordowską maskę pokazując kciuki w górę.

-Będzie dobrze Montanha damy radę.

-Sam nie jesteś teraz pewny - mruknął cicho, ale miał rację i zawsze zaskakiwało mnie to jak potrafi dobrze czytać z ludzi różne emocje.

-Staram się być pewnym, ale jestem na obcym terenie i zaraz zapewne wejdziemy do siedziby Lordów gdzie wszyscy mają broń.

-Ty też masz - miałem schowaną broń za paskiem z tyłu i nie spodziewałem się po nim iż to zauważy.

-Dla swojego bezpieczeństwa - odparłem nerwowo.

-Kui cokolwiek się stanie nie waż mi się strzelić do rodziny - jego postawa z niepewnej stała się zimna, a ja nerwowo pokiwałem głową na tak iż rozumiem jego aluzję. - Mam nadzieję inaczej rozliczę się z tobą w niezbyt przyjemny sposób!

-Monte spokojnie wuja nie zrobi nic głupiego co nie? - Erwin spojrzał na mnie z nadzieją, a ja kiwnąłem potwierdzająco głową.

-Mam nadzieję - odparł i spojrzał na zegarek - to już czas - westchnął cicho i ruszył ku siedzibie do której trzeba było zjeść po schodach. Przy drzwiach czekał na nas Leon.

-Wielki Morte oczekuję was - rzekł profesjonalnym głosem takim spokojnym, a zarazem zimnym w końcu był prawą dłonią.

-Jak bardzo mam przejebane? - spytał zerkając na czarnowłosego mężczyznę.

-Duarte jest zły, ale wiesz, że główną decyzję ma tu Aldero nie twój ojciec on tylko zatwierdza wynik obrady - słuchałem uważnie co mówi gdyż to było interesujące. Szliśmy przez ciemny korytarz w którym stali ochroniarze z bronią długą. Szedłem dumnym krokiem i z zainteresowaniem obserwowałem wszystko, bo nigdy nie byłem tutaj. Podwójne drzwi otworzyli nam ochroniarze, a my weszliśmy za Garcone do środka czarnego pomieszczenia z białymi panelami. Po bokach siedziała rada składająca się z najstarszych, a na środku sam Morte, a po jego lewej stronie Assassino, a po prawej zasiadł Leon. Stanęliśmy z Erwinem przy początku stołu, a Grzesiek podszedł do przodu.

-Rozpocznijmy więc rozprawę o wolność Gregorego Montanhy następcy Wielkiego Morte, Duarte Montanhy! - rozbrzmiał głos, któregoś z radnych jeśli dobrze rozumiałem.

-Rada została przez ciebie powołana Herdeiro, ponieważ chcesz walczyć o swoją wolność! - ze stołka podniósł się jakiś mężczyzna, który wpatrywał się w partnera Erwina - W jaki sposób chcesz dokonać tego skoro przeszedłeś inicjację?

-Ja Gregory Montanha chciałem wytoczyć sprawę o swoją wolność, ponieważ zostałem oszukany z inicjacją! Nie powinienem przechodzić dwóch jednocześnie!

-Czy to prawda Morte iż twój pierworodny nie widział tego?

-Tak - odrzekł i czułem ten ziąb od mężczyzny, który wpatrywał się w własnego syna. Zaskakiwało mnie jakim cudem Gregory był taki spokojny wiedząc iż w każdej chwili może coś się stać złego.

-Rozumiem iż inicjacja nie była zgodna, ale o co chodzi ci w niej. Przeszedłeś ją i jesteś pełnoprawnym członkiem Lordowskiej rodziny!

-Chciałbym to przedstawić własnymi słowami, ale moje i Erwina słowa według mego ojca z pewnością nie będą miały znaczenia - wyprostował się dumnie i wiedziałem do czego dążył - dlatego zaprosiłem do naszego grona współwłaściciela mafii Mokotowa czy też zwanego Zakshotu. Kui Chaka prawą dłoń Victora byłego lidera Mokotowa oraz Rady cienia! Aktualnie współwłaściciela mafii! - idealnie przedstawił mnie i wskazał dłonią obok Erwina, który wyglądał na zdenerwowanego. Delikatnie go pogłaskałem po ramieniu i ruszyłem do Gregorego, ale on tylko wycofał się więc sam stanąłem przed Lordami. Czułem na sobie ich nie przyjemny wzrok. W końcu od zawsze byliśmy wrogami.

-Więc jesteś Kui Chak? - odezwał się któryś z mężczyzn.

-Tak nazywam się Kui, Kui Chak! - odparłem z dumnie uniesioną głową.

-Słuchamy co masz nam do powiedzenia - warknął Morte, który gromił mnie swoim zimnym wzrokiem brązowych tęczówek.

-Więc odpowiedź jest prosta - zacząłem i odchrząknąłem gdyż poczułem jak się stresuje w końcu kilkanaście par oczu było wpatrzone we mnie - Gregory nie może być Lordem tak jak napomknął wcześniej inicjacja była zrobiona w ten sposób, że on nie widział co tak naprawdę robi! Każdy powinien mieć świadomość tego co musi zrobić aby przynależeć do mafii! Jemu nie przedstawiono wizji tego iż robi dwie inicjacje. Był pewny, że każdy ma jedną!

-Ty... - Duarte już chciał coś mówić, ale przerwał mu chyba Aldero.

-Zgadzam się z twoimi przemyśleniami czy też racją, którą chcesz nam przedstawić - powiedział starszy mężczyzna - jednak do czego dążysz?

-Gregory nie miał prawa przejść inicjacji! - oznajmiłem spokojnie.

-Dlaczego to niby?! - wtrącił się w moje słowa Duarte.

-Ponieważ w wieku osiemnastych urodzin nie przeszedł inicjacji mógł w tym czasie przejść do innej mafii niż wasza. Inicjacje robicie tylko gdy młody członek jest w odpowiednim wieku bądź dołącza do mafii poprzez miłość - założyłem ręce do tyłu - Gregory został postawiony w decyzji podstawionej. Nie przeszedł nawet inicjacji w urodziny.

-Nie masz prawa tak mówić! - warknął Morte, co mnie zdenerwowało gdyż nie podobało mi się iż mi przerywa.

-Morte jeśli będziesz przerwać zostaniesz usunięty z sali! - oznajmił najstarszy z radnych. Przez to uśmiechnąłem się kpiąco do mężczyzny.

-Będę cicho - prychnął cicho i przewrócił oczami.

-Możesz kontynuować - powiedział Leon więc wziąłem głęboki wdech.

-Jak już mówiłem wracając do głównego tematu wasz Herdeiro czy też Gregory od kilku miesięcy jest zawiązany z Erwinem Knucklesem! - odpowiedziałem spokojnie i zerknąłem na Erwina, który był wtulony w bok Montanhy - Jest to prawdziwa miłość! Wiem, bo starałem się przez wiele miesięcy odsunąć ich od siebie! Jak widać z marnym skutkiem.

-Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał ktoś.

-Chciałem napomnieć to, ponieważ Gregory nie powinien tu nawet być czy przechodzić przez inicjację! - rzekłem - Gregory należy do Mokotowa przez to iż jest w związku z Erwinem nie ma szans aby był Lordem nawet jeśli jest Herdeiro! - większość otworzyła oczy zaskoczona gdyż chyba nie spodziewali się moich słów. 

-Dlaczego tak sądzisz? - spytał kolejny nie potrafiłem spojrzeć w odpowiednią stronę to głos zanikał. Czarne maski uniemożliwiały mi zobaczenie kto mówi do mnie i tylko rozpoznawałem Leona i Assassino wraz z Wielkim Morte.

-Ponieważ Gregory wyznał mafię Mokotowa!

-Skandal!!!

-To muszą być pomówienia!

Rozbrzmiał wrzask wszystkich ludzi w pomieszczeniu, którzy obradowali słuchając to co mam do powiedzenia.

-CISZA! - krzyknął młodszy Montanha, a wszyscy spojrzeli na niego - Kui ma tu rację. W czasie egzekucji gdy miałem możliwość powiedzenia ostatnich słów powiedziałem. Ulec nie ulegnę, chronić wszystkich będę, walczyć zawsze do końca. Do policji duszą należeć, a w sercu mieć tylko Mokotów!

-Wyznał naszą mafię! Każdy wie, że naszą przyśpiewką jest, bo w moimi sercu tylko Mokotów! - powiedziałem i spojrzałem się na każdego po kolei. - Nawet jeśli nieświadomie to zrobił to wyznał naszą mafię nie waszą! Gregory przynależał do rodziny praktycznie rok, nigdy nie wyrzekł się nas ani na torturach nie zdradził niczego wam będąc uparty, by nie zdradzać informacji!

-Czy to prawda? - spytał główny radny.

-Musimy potwierdzić to iż nie chciał nic powiedzieć - odparł na pytanie Leon - nic nie pisnął przez ponad pół dnia czy wcześniejsze próby dowiedzenia się czegoś więcej w tamtym czy w tym czasie - jak widać czarnowłosy stał po naszej stronie i świadomie próbował nam pomóc.

-Według mnie niestosowne też jest to iż był zmuszany do ożenku dla dobra ogółu mafii zamiast poślubić osobę, którą kocha! Był zmuszany do zabijania i tortur dla uciechy ojca! Dlatego jest dziś ta rada, by zdecydować to czy sensownie jest rozdzielać dwie dążące się uczuciem miłości osoby? Nie kryjmy tego iż Morte jest przeciwko związku syna z Erwinem!

-Czy ktoś jest w stanie potwierdzić to? - wszyscy milczeli co nie wyglądało dobrze - niech ktoś podniesie rękę więc jeśli widział bądź słyszał nietolerancję wobec Herdeiro!

-Ja - odezwał się Assassino i podniósł rękę, a w jego ślad poszedł Leon, Aldero i kilku radnych.

-Czy masz jeszcze coś do dodawania? - spytał główny radny, ale pokręciłem głową na nie - Czy ty Erwinie bądź Gregory?

-Wszystko przedstawił wuja i sądzę, że to wystarczające argumenty, by oddać wolność decyzji Grzesiowi czy chce wybrać Lordów czy odejść z nami.

-Decyzja należy do was Rado - odparł spokojnie i naprawdę podziwiałem to jak zachowywał ją, skoro tu chodziło o jego przyszłość.

-Więc ogłaszamy dwadzieścia minut przerwy. Potrzebujemy omówić szczegóły i sytuację w której nas podstawiono. Możecie za ten czas poczekać przed siedzibą!

Co postanowi rada?
Czy argumenty były wystarczające?

2515 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro