Rozmowa
Witam serdecznie na N OOOO CNYM!!!
Specjalnie dedykowanym dla Kitaszka i _yoshiiba_ dwóch osóbek, które wyprosiły mnie o nocny!
Chyba mam za miękkie serduszko dla was, że się zgadzam na wszystko, ale dlaczego nie zrobić to dla mojego kochanego community<3
Oznajmiam iż nie przyjmuję już próśb o dodatkowe rozdziały jeśli mam wam zrobić maraton w tym miesiącu jeszcze ;-; bo ja nigdy nie napisze zapasu!
Życzę wszystkim dobrej nocki, a tym co będą czytać z rana miłego dzionka!
Nie dał mi wyboru tak naprawdę. Miałem wybór śmierci bądź zdradę tych co kochałem, a to nie wchodziło w grę. Nie wiem co ze mną się teraz stanie i jak bardzo będę miał przejebane, ale nie chciałem z nim rozmawiać. Jednak chyba nie będę mieć wyboru i zbyt dobrze to wiedziałem, ale denerwowanie ojca chyba stanie się moją ulubioną częścią dnia.
-Będę robić co chce - oznajmiłem.
-Duarte nie waż się! - matka stanęła w mojej obronie, a ojciec uspokoił się.
-Musimy porozmawiać i to naprawdę - rzekł ponownie - nie chce słyszeć nie!
-Dobrze - mruknąłem gdyż wyglądało na to, że nie mam wyboru. Podniosłem kule i wstałem z krzesła opierając się o nich. Powolnym krokiem ruszyłem za ojcem, który wyszedł za drzwi tarasowe więc i ja przeszedłem za nie. Ojciec zerknął za mną, ale nie patrzyłem się na niego.
-Co chcesz ode mnie?
-Znasz zasady mafii - zaczął spokojnie więc przewróciłem oczami gdyż obawiałem się tego tematu.
-Znam - powiedziałem cicho i spuściłem wzrok na trawę.
-Wiesz o czym będzie ta rozmowa? - zapytał idąc powoli po ścieżce. Szedłem za nim tak jak mogłem i potrafiłem lecz ojciec nie pędził tylko robił powolne kroki przed siebie tak abym mógł na spokojnie iść.
-Wiem.
-Gregory przeżyłeś co oznacza, że musisz wyznać mafię - oznajmił na co przewróciłem oczami.
-Nie wyznam niczego - odpowiedziałem - nie mam zamiaru.
-Nie masz wyboru jeśli chcesz tu mieszkać - odparł.
-Czyli znowu nie dajesz mi wyboru - powiedziałem cicho.
-Nie mam jak dać ci wybór.
-Nie zgadzam się! Nie jestem mafiozą tylko policjantem! - rzekłem, a on odwrócił się do mnie i zauważyłem jego wzrok na sobie.
-Urodziłeś się mafiozą! Jesteś i zawsze byłeś mafiozą! Ciągnie cię do mafii! Myślisz, że dlaczego tak bardzo dobrze ci szło z mafiami? - rzekł i zbliżył się do mnie - W twojej krwi krąży krew Lordów i nie wyrzekniesz się tego! Jesteś Lordem.
-Nie - odpowiedziałem cicho widząc w jego oczach, że nie jest zadowolony.
-Gregory - westchnął - rozmawiałem z Aldero i nie masz wyboru. Musisz wyznać mafię inaczej skończysz rozstrzelany.
-Dlaczego po prostu nie zmienisz zasad?
-Bo tradycja jest najważniejsza - odparł - musisz i nie masz wyboru.
-Wiesz, że mam wybór mógłbym wybrać śmierć.
-I skrzywdził byś tym matkę. Nie sądzisz iż już wystarczająco się zamartwiała? - niestety miał w tym rację, bo matka od samego początku była zmartwiona. Spuściłem głowę w dół i wziąłem głębszy oddech. - Jesteś Herdeiro i nic to nie zmieni.
-Nie chce być nim - rzekłem i spojrzałem na ojca smutnym wzrokiem - chciałbym normalnie żyć.
-Będziesz normalnie żyć jak na nowo wrócisz do rodzinnej mafii.
-Nie rozumiesz mnie - oznajmiłem - nie potrafię być mafiozą! Nie potrafię!
-Nauczysz się! - odparł i obrócił się do mnie plecami.
-Nie nauczę! Ty nie rozumiesz, ja nie potrafię zabić człowieka! Ja nie jestem mordercą! Nie po to poszedłem do policji - westchnąłem sfrustrowany tym, że mnie nie słucha.
-Każdego da się nauczyć wszystkiego jak się tylko chce! - stwierdził i spojrzał na mnie kątem oka.
-Nie mnie! - warknąłem - Uciekłem, bo nie chciałem być potworem!
-Każdy człowiek ma w sobie potwora tylko zależy od nas jak bardzo go będziemy karmić - oznajmił, a ja kiwnąłem głową na boki nie chcąc tego słuchać. Usiadłem na trawie chociaż kosztowało mnie to trochę siły. Zamknąłem oczy i schowałem twarz w dłoniach.
-Nie chce, czego w tym nie rozumiesz?! - powiedziałem załamany tym wszystkim. Nie chciałem przynależeć do mafii tej ani innej chyba, że tylko do Erwina.
-Gregory? - chyba go zszokowałem swoim zachowaniem.
-Nie chciałem i nigdy nie będę mafiozą. Nie nadaję się do tego i nie nauczę! Ppróbowałem tyle razy - rzekłem biorąc głęboki wdech - próbowałem robić wszystkie twoje rozkazy i zalecenia. Próbowałem zabić człowieka tyle razy! Od tyłu lat, ale nie potrafię i nie będzie umieć! Wolę umrzeć niż zabić niewinnych - wstrzymywałem łzy, ale musiałem próbować być silnym. Jednak nie kłamałem, bo tyle razy miałem okazję aby zabić człowieka, ale nigdy nie byłem w stanie to robić. - Nie nadaje się do tego.
-Jeśli nie obejmiesz władzy po mnie to nikt nie obejmie - rzekł i klęknął przy mnie - Gregory nie mogę dać ci wyboru. Aldero powiedział, że jeśli nie wyznasz mafii to skończysz martwy. Nie rób tego matce. Możesz mnie nienawidzić i rozumiem twoją nienawiść do mnie. Jednak twoja matka nie zasługuje na to aby ponownie stracić syna.
-Natomiast ja mogłem stracić wszystko? - spojrzałem na niego.
-Próbuje cię ratować, jutro masz spotkanie z radą więc masz czas aby zdecydować - podniósł się z kolana, a ja westchnąłem gdy podał mi dłoń abym podniósł się na nogi. Nie chciałem, ale wiedziałem, że nie miałem szans sam się podnieść. Zwątpiłem, ale niepewnie podałem mu dłoń zaś on pomógł mi się podnieść. Pomógł mi, a ja stanąłem na równe nogi, opierając się na kulach. Nie lubiłem tego, że jestem na czyjejś łasce.
-Nie dajesz mi wyboru - rzekłem i spuściłem głowę.
-Niestety - odparł i ruszył ku plantacją winogron - wracaj do domu.
-Ja... - westchnąłem, patrząc się na trawę. Nie było sensu przecież i tak nic nie mogłem zrobić. Byłem na łasce Lordów i straciłem wszystko co posiadałem. Naprawdę nie byłem zdolny aby przejąć mafię, bo to nie było zadanie dla mnie. Ruszyłem wolnym krokiem w stronę domu. Ponieważ tak powiedział do mnie ojciec i musiałem niestety to zrobić. Nie miałem wyboru żeby nie posłuchać go.
-No proszę proszę, a kogo my tu mamy? - usłyszałem głos Arona i nie miałem siły na to aby z nim teraz w tej chwili rozmawiać. Starałem się zdusić w sobie atak paniki, który powstał przez rozmowę z Morte.
-Odpierdol się Aron - powiedziałem, a on stanął na mojej drodze.
-Powinieneś być martwy - rzekł i pchnął mnie do tyłu, a przy okazji uderzył mnie w rany.
-Jak mi przykro, że nie umarłem - powstrzymałem się od pokazania iż mnie boli cokolwiek.
-Kaleką się stałeś jak przykro.
-Kiedyś dbałeś o swoich, a teraz się z nich wyśmiewasz? - spytałem niedowierzając na jego krpiące słowa.
-Ludzie się zmieniają!
-Jak widać nie na lepsze - prychnąłem, a on zdenerwował się i wymierzył we mnie prawy sierpowy cios. Tylko chyba nie wziął pod uwagę to, że ominę jego atak.
-Ty chuju - warknął i bardzo pragnął abym oberwał. Nie wziął pod uwagę tego, że potrafię się bronić nawet w takim stanie jak ten. Mimo iż nogi odmawiały mi współpracy to i tak już przyzwyczaiłem się do tego stanu.
-Aron nie mam zamiaru walczyć - westchnąłem kręcąc głową na boki gdyż nie potrzebnie fatyguje walkę. Nigdy czegoś takiego nie robił zwykle był rozsądny nie aż tak porywczy.
-Pizda jesteś, a nie!
-To, że chodzę o kulach nie oznacza, że nie umiem cię pokonać - rzekłem omijając ponownie jego atak. Nie myślał jak atakuje po prostu próbował mi przywalić aż się w końcu uda. - Nie chce ci zrobić siary.
-Sam zaraz będziesz miał siarę! - rzucił się na mnie i w ostatniej chwili odsunąłem się aby uniknąć tego, a przy okazji podłożyłem mu nogę przez to zaliczył upadek na trawę.
-Aron przestań.
-Porzuciłeś swoją grupę i uciekłeś! Mam prawo ci wpierdolić! - wstał z ziemi. Jak widać złość przysłoniła mu zdrowy rozsądek. Jednak nie sądziłem, że zaatakuje w moje podpórki przez to prawie upadłem i tylko siłą woli się utrzymałem prosto na ugiętych nogach jak z waty. Czarnowłosy zrobił obrót i nogą chciał przyłożyć mi w twarz, ale sparowałem jego atak ręką. Broniłem się nie chcąc mu robić krzywdy. Moi byli przyjaciele stali z boku i przyglądali się tylko jak Aron stara się mnie pokonać.
-Przestań - warknąłem gdyż utrzymywanie się na prostych nogach kosztowało mnie dużo siły, a nie miałem jak uciec i na dodatek on ciągle mnie atakował.
-Powinienem cię tutaj zabić jak to i twój ojciec, który chciał cię zabić! Nie wiem dlaczego pozwolił ci tu być takie gówno!
-Aron przestań póki jeszcze nie zrobiliśmy czegoś głupiego - rzekłem starając się utrzymać na wodzy chęć mu przywalenia.
-Oby kazali ci zdechnąć! - słowa z ust dawnego przyjaciela bolały. Na chwilę przymknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech słysząc jak jego dłoń centralnie leci w moją twarz. Złapałem jego dłoń otwierając oczy. Bez trudu wykręciłem mu dłoń tak iż upadł na kolana i słyszałem krzyk kogoś aby przestać się bić. Jednak ja tylko się broniłem. Oberwałem jego łokciem w szczękę co zabolało i poluzowałem chwyt. Chciał ponownie mnie uderzyć, ale złapałem go w odpowiedni sposób aż przerzuciłem go za siebie z taką siłą iż poleciał kawałek dalej.
-To, że ja jestem niesprawny nie znaczy, że masz mnie poniżać! - warknąłem chłodno patrząc się na niego, a on przerażony wycofał się do tyłu.
-Co tu się stało?! - powiedział swoim władczym głosem ojciec. Nogi pode mną się ugięły i opadłem na kolana oddychając ciężko. Pomasowałem się po szczęce i zauważyłem krew na dłoni. Nagle poczułem piekący ból na dolnej wardze czyli znalazłem powód mojego krwawienia.
-Rzucił się na mnie! - rzekł Aron przez to spiorunowałem go wzrokiem, a on cofnął się o krok w tył gdyż zdołał się podnieść.
-Poczekaj tylko jak wrócą mi do sprawności nogi to wtedy może się na ciebie rzucę! - syknąłem i polizałem rozwaloną wargę.
-Tom co tu się stało? - Morte spytał się kogoś i teraz zauważyłem jak w naszą stronę idzie starszy mężczyzna.
-Aron zaczął bitkę, a Gregory bronił się tylko - oznajmił to co chciał wiedzieć ojciec. Jednak ja już namierzyłem swoje kule aby po prostu oddalić się z tego miejsca. Nie chciałem problemów, a i tak już zbyt wiele ich narobiłem. Tylko problem był taki, że nie mogłem się podnieść, moje mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa przez to uderzyłem pięścią w ziemię sfrustrowany, że nie mogłem sam wstać. Czułem się bezsilny i to mnie najbardziej denerwowało.
-Won mi stąd dzieciarnia! - warknął, a wszyscy wokół uciekli tylko ja nie mogłem. Widziałem jak podchodzi do mnie.
-Nie chce twojej pomocy - warknąłem i starałem sam się podnieść, ale czułem palący ból w mięśniach, który uniemożliwiał mi zebranie w siebie siły. Upadłem to i sam muszę się zebrać aby powstać. Nikt nigdy nie pomagał mi gdy upadałem chociaż Erwin pomagał mi swoją osobą abym podniósł się z dołka.
-Nie masz wyjścia, jesteś obolały i nadwyrężyłeś mięśnie nie widzisz tego iż twoje ciało się trzęsie? - dopiero teraz gdy to powiedział spojrzałem na swoje dłonie, które drżały niespokojnie. Zamknąłem oczy i starałem się uspokoić swój chaotyczny oddech. Spojrzałem na mężczyznę, który patrzył się na mnie z obojętnością, ale uśmiechał się do mnie. Nie miałem wyboru jak i cały czas go nie posiadam. Poczułem jak bierze mnie pod ramiona i pomaga podnieść na nogi. Totalnie byłem wypompowany z siły przez to moja głowa opadła na jego ramię. Przy jego pomocy oraz pana Toma, doszliśmy do otwartego tarasu i przeszliśmy przez otwarte drzwi.
-Co się stało?! - matka od razu zmartwiła się widząc nas.
-Idź po apteczkę trzeba go obejrzeć - stwierdził Duarte i posadzili mnie na krześle więc nie sprzeciwiałem się gdyż nie miało to sensu. - Dziękuję za pomoc Tom.
-Do usług Morte - odpowiedział i wyszedł z pomieszczenia na zewnątrz.
-No i po co była ci ta bójka? - spytał się mnie łapiąc za moją szczękę i obracając ją w lewo oraz prawo.
-Nie była to moja wina - mruknąłem nie patrząc się na niego. Byłem zmęczony, miałem ochotę tylko usnąć w łóżku i nie budzić się więcej. Chyba, że tylko obudzić się przy boku Erwina.
-Wytłumaczycie co się stało?! - do kuchni wróciła matka z apteczką, którą podała ojcu.
-Aron pobił twojego syna - odpowiedział i po chwili poczułem na wardze wacik, który zaczął szczypać moją ranę - nie ma co się martwić twój syn pokazał mu gdzie jego miejsce.
-Gregory nie powinieneś walczyć! - upomniała mnie.
-Nie walczyłem - wyszeptałem mając zamknięte oczy i nie chciałem słuchać niczego więcej.
-Nie ważne w twoim stanie to najgorsze co mogłeś zrobić! - dalej mnie gnębiła tym tematem przez kilkanaście minut aż ojciec nie przestał dezynfekować mojej rany.
-Daj spokój Tilia - rzekł ojciec i zdziwił mnie tym - chłopak nie chciał, a został zmuszony do walki. To, że pokonał chłopaka w tym stanie jest niewiarygodne.
-Nie denerwuj mnie Duarte! - rzekła kobieta.
-Dobra nic więcej nie mówię! - patrzyłem jak rozmawiają ze sobą i po prostu obserwowałem nie mówiąc nic o tym aby nie przeszkadzać im.
-Skoro tu jesteś możesz zanieść syna na kanapę do salonu - oznajmiła, a ja spojrzałem na nią kiwając głową na nie. Sam ojciec nie był chętny na to, ale wiedzieliśmy, że lepiej jej nie denerwować. Więc po chwili ojciec pomógł mi położyć się na kanapie. Nie lubiłem być bezsilny, ale nie miałem wyboru. Siedząc na skórzanej kremowej kanapie, zamknąłem oczy skoro zostałem sam to mogłem pozwolić sobie na chwilę odpoczynku. Bardzo potrzebowałem nabrać sił po zbyt dużym wysiłku jak na dzisiejszy dzień. Nie wiem nawet kiedy zasnąłem, a plazma cicho grała muzykę. Obudziłem się gdy poczułem dotyk na swoich włosach. -Przepraszam, że cię obudziłam - matka uśmiechnęła się do mnie i nadal jej dłoń była zatopiona w moich włosach.
-Yhym - mruknąłem i przetarłem oczy dłonią.
-Pora obiadu - oznajmiła - dasz radę się podnieść?
-Ile spałem? - spytałem i podniosłem się z kanapy.
-Z cztery godziny - odparła podając mi kule, które przyjąłem i dzięki nim podniosłem się na równe nogi. - Chodź pora coś zjeść i mam nadzieję, że zjesz coś więcej.
-Yhym - mruknąłem idąc powolnie w stronę kuchni gdzie siedział już Marco i ojciec.
Czy Monte wyzna mafię?
Czy Aron ma prawo do złościć i krzywdzenia Grzesia?
2139 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro