Robiłeś to dla siebie
Witam serdecznie wszystkich w sobotnim rozdziale!!!
Co tam u was?
Ja szczerze mówiąc miałam chodzić wcześniej spać, ale to nie tak, że piszę przywitanie o 01.16 XDDD
Jakieś plany na weekend? Bo ja w sumie nie wiem co planuje!
Oj dziś się namąci w rozdziale ino raz
Życzę wszystkim miłego dzionka<3
Gdy słońce powoli wchodziło na niebo wróciłem do śpiącego Erwina. Wszedłem do kremowego pokoju i westchnąłem cicho widząc jak Erwin śpi przykryty kocem. Uśmiechnąłem się słabo i ruszyłem przez pokój po cichu w stronę drzwi, po drodze zgarniając koszulę i ubierając się w nią. Cichutko wyszedłem z pokoju kierując się w dół. Wszyscy spali, dlatego też zachowywałem się cicho. Na zewnątrz było ciepło więc noc spędziłem nawet w przyjemnej temperaturze. Rozejrzałem się po salonie i podszedłem do kuchni aby nalać sobie coś do picia. Byłem zmęczony przez to iż nie zmrużyłem oka w nocy, ale nie potrafiłem. Zastanawiałem się nad tym czy warto wybaczyć ojcu to wszystko i wiem, że nie będzie to proste. Potrzebuje na to wiele czasu i nie przespanych nocy na myśleniu o tym czy przeszłość jest dla mnie ważna i powinienem też walczyć o to tutaj. Bardzo obawiałem się iż będę musiał wybierać między jednym, a drugim. Chciałbym odejść w pokojowy sposób, a nie rozpętując wojnę. Wojnę między dwoma mafiami w których miałem swoje miejsce. Nalałem sobie do szklanki wody i patrzyłem się w butelkę tracąc kontakt z rzeczywistością.
-Gregory? - z myśli wytrącił mnie głos Kuia, ale to wystarczyło abym się przestraszył, a szklanka z moich rąk wypadła tłucząc się na kawałki.
-Już posprzątam - westchnąłem cicho i zacząłem zbierać większe kawałki do ręki.
-Gregory co się dzieje? - spytał Kui, który był w szlafroku. Wydawało się iż jest po kąpieli.
-Po prostu się rozkojarzyłem - odmruknąłem wręcz szeptem.
-Nie jesteś sobą ostatnio - oznajmił i wziął zmiotkę oraz łopatkę zbierając szkło, a mnie odsuwając od tego.
-Trochę - odparłem spokojnym tonem głosu i wyrzuciłem kawałki do kosza, które zebrałem.
-Powiesz co się stało? - zapytał, ale czułem cały czas na sobie jego wzrok.
-Nic takiego - odpowiedziałem po chwili gdyż musiałem zrozumieć sens znaczenia tego co powiedział do mnie.
Poczułem nagle jak łapie mnie za rękę i zmusił abym się schylił więc też tak zrobiłem.
-Nie spałeś?
-Nie byłem w stanie - mruknąłem szczerze, bo nie było sensu kłamać mąciela w końcu i tak umie to zobaczyć.
-Erwin nie kleił się do ciebie?
-Nie mogłem po prostu i musiałem nad czymś pomyśleć.
-Nad czym? -zapytał zainteresowany co nawet nie rozumiałem, dlaczego to robi.
-Nad wszystkim i niczym - odparłem, a on pokiwał głową, ale cały czas mnie obserwował.
-Chcesz o tym porozmawiać?
-Nie za bardzo - odpowiedziała mi cisza z jego strony, który chyba tylko chciał bym się otworzył przed nim.
-Dlaczego?
-Nienawidzisz go - odparłem opierając się o blat i patrzyłem w jego ciemne oczy - chcesz go się pozbyć i nadal zastanawiasz się, dlaczego Erwin nie strzelił gdy miał okazję. Napędziłeś ich nienawiść do mego ojca aby zabić go i pozbyć się kogoś kto rozbił twoją rodzinę.
-Masz racje jak zawsze - nie zaprzeczył, a miałem nadzieję iż to co przyszło mi do głowy w czasie nocy jest kłamstwem. - Chciałem go zabić i nadal mam ochotę, bo zniszczył moją rodzinę. Nie tylko moją, ale i Erwina!
-Wiem i żałuję tego iż tak się stało panie Kui - powiedziałem cicho gdyż miałem nadzieję, że nie będzie więcej pogrywać ze mną.
-Może ty tak, ale on nie! Zaczął tępić moją rodzinę jakby byli oni dla niego tylko psami, które trzeba odstrzelić! Nie tylko zrujnowali nam życie, ale dużo dzieciaków straciło rodziców w ten sposób i Carbo!
-Gdybym mógł cofnąć czas panie Kui to zatrzymał bym to, ale nie jestem w stanie naprawić błędów mego ojca i dobrze to wiesz, bo mieliśmy podobną wymianę zdań gdy mnie torturowałeś wtedy w porcie wojskowym.
-Wiem, ale słowa nie naprawią błędów.
-Chciałbym aby on nie żył, ale z drugiej strony nie chce dla niego krzywdy - westchnąłem ciężko, a mąciciel wyglądał jakby niedowierzał w to co słyszy ode mnie.
-Co? - spytał zdziwiony i oparł się sam o półki.
-Nie mogę czegoś takiego zrobić - rzekłem cicho - nie może on umrzeć, bo zrani to moją mamę, a tego nie chcę. Nie chcę też stracić ojca ani zabrać go memu bratu.
-Dlaczego ty ciągle patrzysz na innych? Zrobił ci krzywdę ciągle robi i grozi ci cały czas! - zmarszczył czoło - dlaczego więc nie odpłacisz się mu?
-Ponieważ nienawidzić jest prosto, a wybaczyć jest ciężej. Nienawiść nie jest rozwiązaniem panie Kui - spuściłem wzrok na ziemię - nigdy nie była wyjściem. Nie jest i tym razem.
-To co w takim razie jest wyjściem? - zapytał, a ja podrapałem się po karku.
-Ja jeszcze staram się zrozumieć co powinienem zrobić, ale dopóki nie znajdzę sposobu aby uwolnić się z tego co zrobiłem. To uczucia i poczucie winy zniszczą mnie wraz z nienawiścią na czele.
-Dusisz w sobie nienawiść - wypalił, a jego wzrok spoczął na mnie.
-Tak - odparłem - jednak jest ona bardziej skierowana na samego siebie niż na mojego ojca - westchnąłem cicho - lecz jak mam ufać skoro nawet ty mącisz niż mi pomagasz?
-Przepraszam cię Gregory po prostu zastanawiałem się jak mógłbym zemścić się za moją rodzinę i... - spuścił głowę w dół, a ja mruknąłem smętnie.
-Szukałeś sposobu aby pozbyć się mego ojca niż mi pomóc. Byłem na drugim miejscu.
-Tak - poparł - głupio mi z tym, ale... - przetarł ramię szukając słów aby mi odpowiedzieć.
-Nie ufałeś mi - mruknąłem - nadal mi nie ufasz przez to iż się gubię, ale wiem jedno Erwin jest dla mnie najważniejszy! Bez względu na wszystko co by się stało bądź nie! - ściągnąłem ręce w pięści i odsunąłem się od blatu - Ufałem ci ty też mnie zawiodłeś.
-Naprawdę nie chciałem aby ujrzał tych planów - powiedział do mnie, ale podszedłem do stołu, a ręce położyłem na oparcie krzesła - nie było to specjalnie.
-Jak widać na mafię ci nie wystarczyło słowo? Ja dałem się rozstrzelać, zabiłem aby chronić ciebie i resztę abyście nie musieli znowu uciekać przed tym co było kiedyś. Przyjąłem na siebie tyle bólu abyście byli bezpieczni, a zrobiliście coś takiego! Miałeś trzymać go z dala od Lordów! - puściły mi nerwy. - Wywiązałem się ze wszystkich obietnic, które ci złożyłem. Chciałem abyście byli tylko bezpieczni! Ty nie wywiązałeś się z jednej obietnicy o którą cię prosiłem!!! - wziąłem głęboki wdech.
-Wiem źle zrobiłem, ale on i tak chciał tu przybyć.
-Tu nie chodzi nawet o to iż tu jesteście - zamknąłem oczy starając się opanować.
-To o co?
-Zaufanie Chak - warknąłem.
-Co tu się dzieje? - usłyszałem głos Erwina i spiąłem się niespokojnie, bo nie wiedziałem ile słyszał, a nie powinien nawet wiedzieć o moich ugodach.
-Nic misiu kolorowy - odparł Kui, a ja zacisnąłem ręce.
-Jakie obietnice? - spytał i zerknąłem na niego widząc zdezorientowanie oraz delikatną złość w jego oczach.
-Te, które musiałem złożyć twojemu pseudo wujkowi - prychnąłem - gdy on nie dotrzymał jednej.
-Wujku o co tu chodzi? - zmrużył oczy patrząc się na mnie to na niskiego mężczyznę.
-Wymagałem od Gregorego za dużo - powiedział cicho - kazałem mu obiecać iż nigdy nie wyda naszej mafii bez względu na cenę.
-Tu mu kazałeś? - siwowłosy oparł się o kanapę. - To ty kazałeś mu wybrać śmierć?
-Nie oczywiście iż nie, bo on stwierdził iż i tak umrze więc - Erwin mu przerwał.
-Więc stwierdziłeś iż lepiej aby umarł zachowując informacje?! Co jeszcze przed nami ukrywasz? Co jeszcze chcesz mi powiedzieć nim zaraz powiem iż jedziemy do Lordów i nie zobaczysz nas przez jakiś czas!
-Zrobiłem dużo złego wiem - westchnął - ale tylko po to aby cię chronić!
-Ochronić? Kosztem życia Grzesia?! - warknął - Ingerowałeś w nasz związek i teraz mi mówisz, że jak wybrał śmierć to mógł obiecać aby nie zdradzić? Może jeszcze sam poinformowałeś Morte o lokalizacji Grzesia?! - Erwin się za bardzo zdenerwował i widziałem po Kuiu iż nie wie co ma powiedzieć zaś mój partner aż gotował się ze złości. Podszedłem do niego niepewnie i zgarnąłem do swojej piersi. Wtulił się we mnie i zaczął płakać bezgłośnie, ale czułem jego łzy na sobie.
-Nie kłóćmy się proszę. Nie chcę wojny między nami wszystkimi - rzekłem cicho - nie mam nikogo innego oprócz was. Nie mogę pozwolić sobie aby znów stracić to na co mi zależy najbardziej.
-ON POZWOLIŁ CI IŚĆ NA ŚMIERĆ, A MI WMAWIAŁ IŻ ŻAŁUJĘ, ŻE NIE MÓGŁ CI POMÓC - wykrzyczał pełen frustracji i złości. Jego dłonie zacisnęły się na moich plecach, a ja starem go uspokoić delikatnym dotykiem.
-Erwin obudzisz innych - mruknąłem do jego ucha, a po jego ciele przeszły delikatne dreszcze.
-Przepraszam - westchnął ciężko i spojrzał na Kuia - kiedy miałeś zamiar mi o tym powiedzieć?
-Nie wiem - odparł zakłopotany dosyć mocno.
-Erwin nie mam za złe Kuiowi iż coś takiego zrobił - odezwałem się, a złotooki spojrzał na mnie z wymalowanym szokiem.
-Grzesiek co ty pierdolisz? Z psem na rozumy się pozmieniałeś? - zapytał z oburzeniem.
-Miał prawo mi nie ufać. Mój ojciec wyrządził twojej rodzinie dużą krzywdę - westchnąłem chroniąc mąciciela, bo poniekąd rozumiałem jego złość i niezrozumienie wobec tego co takiego robię.
-Znowu to robisz! Chronisz wszystkich nawet jeśli nikt tego nie zrozumie i nie zasługuje nawet ja - wtrącił się mąciciel.
-Bo wolę abyście żyli w pokoju niż w wojnie, która doprowadzi do waszej zagłady. Rodzina jak się dzieli na dwa potem będzie żałować do końca swoich dni, że odważyła się strzelić do brata bądź siostry. Nie chcę abyście się rozpadli, bo jak to zrobicie, ja nie będę w stanie was chronić przed ojcem. Tym razem ktoś może zdradzić położenie willi i nie skończy się to dobrze - powiedziałem spokojnym głosem, chociaż byłem poddenerwowany. Byłem powodem kolejnych kłótni, a nie tego chciałem.
-Monte nie jesteś winny tego - odezwał się Erwin, ale ja puściłem go.
-Jestem winny jak widać - odparłem wycofując się od niego. Nawet tutaj przeze mnie są kłótnie - ja muszę to wszystko przemyśleć - powiedziałem cicho kierując się do wyjścia z domu.
-Monte! - krzyknął za mną Erwin, ale ubrałem buty i wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Wziąłem głęboki wdech czując jak moja klatka piersiowa porusza się niespokojnie. Miałem ochotę zacząć płakać, ale zdusiłem w sobie emocje i wyszedłem z terenu Mokotowa. Poczułem się zdradzony. Ufałem Kuiowi, bo obiecał mi, a na słowo mafii, że trzeba dotrzymywać obietnic. Szedłem przed siebie nie patrząc nawet na to gdzie idę. Byłem zmęczony tym wszystkim co się działo wokół mnie. Nawet tutaj nie miałem spokoju aby odpocząć i mieć w końcu trochę luzu. Wszędzie musiałem się pilnować żeby nic złego nie zrobić, a Chak znów zrobił mi świństwo. Byłem zmęczony i wyniszczony tym wszystkim. Nie wiedziałem komu już mam ufać.
#Monte wróć do domu! Gdzie jesteś?! Grzesiu!#
Erwin zaczął mi spamić wiadomościami przez to mój telefon wibrował co chwilę jak pewien przedmiot. Wyciągnąłem więc telefon i odpisałem mu.
#Nie wiem kiedy wrócę, muszę uspokoić swoje myśli#
Wybrałem od razu numer do Hanka musiałem porozmawiać z kimś kto nie jest z mafii i trzyma się z dala od nich.
-No co jest Grzesiek?
-Możesz po mnie podjechać? - spytałem zmizerniałym głosem nie starając się nawet aby choć trochę zmienić głos na bardziej radośniejszy.
-Jestem na służbie, ale tak mogę - odparł po chwili czasu - gdzie jesteś?
-Wyśle ci GPS - mruknąłem rozłączając się. Nie wiedziałem gdzie jestem tak naprawdę, ale z pewnością jakieś wyjście stąd musiało być. Usiadłem na ziemi na poboczu i wtuliłem się w swoje kolana. Chciałem płakać, ale nie byłem w stanie. Wylałem już stanowczo za dużo łez aby pozwolić sobie na kolejne. Nie wiem ile tak siedziałem aż podjechał pode mnie radiowóz policyjny. - Hej Hank - przywitałem się wsiadając do auta i zapinając nie pasy.
-Co się stało?
-Potrzebuje odpocząć od wszystkich - mruknąłem opierając głowę o szybę.
-To widzę, ale o co poszło?
-Ojciec dowiedział się o mnie i Erwinie wyszła kłótnia. Nie spałem całą noc myśląc nad tym jak się uwolnić, ale wszystko szło w kierunku Kuia. Nadal mam w głowie jego minę gdy zasłoniłem ojca własną piersią. Jemu chodziło o zemstę nie o ratowanie mnie. Dla niego byłem już dawno martwy. Jeszcze Erwin to usłyszał i kolejna kłótnia!!!! - wykrzyczałem szarpiąc się za włosy - Mam dosyć Hank - wyszeptałem, a moje ręce opadły bezwładnie.
-Bardzo nie ciekawie przyjacielu - westchnął - co teraz w takim razie?
-Nie wiem...nie wiem - zamknąłem oczy - naprawdę nie wiem. Chciałbym wiedzieć, ale nie potrafię. Zamiast być lepiej czuję, że jest coraz bardziej gorzej niż było wcześniej.
-Może ci się tylko zdaje?
-Nie Hank wszystko się komplikuje coraz bardziej i nie wiem naprawdę co nam już robić aby było dobrze. Dla ojca nigdy nie będę dość wystarczający i to, że jestem bi bardziej mi przybiło gwóźdź do trumny. Teraz jeszcze Kui z mąceniem i ten wzrok Erwina, który jest niezdecydowany. Sam nie wie on czego chce!
-Grzesiek może po prostu najpierw się wyśpij potem myśl o konsekwencjach czy innych rzeczach?
-Konsekwencje będą katastrofalne - mruknąłem - mogę na siebie przyjąć naprawdę wiele, ale gdzieś są granice wytrzymałości! Moja właśnie jest ku końcowi. Boje się iż strzelę sobie w łeb.
-Grzesiu nie waż mi się nawet w ten sposób myśleć chłopie!
-Wybacz po prostu jestem już tym wszystkim zmęczony - wyszeptałem oparty o szybę i starałem się kontaktować, ale nie byłem w stanie tak naprawdę.
-Może się zdrzemnij?
-Nie powinienem biorąc pod uwagę iż coś może się stać bądź ktoś cię wezwać jak to wytłumaczysz?
-Ja sobie poradzę przyjacielu tobie najpierw przyda się sen - oznajmił więc kiwnąłem głową zamykając powieki. Sen pochłonął mnie dosyć szybko lecz słyszałem poniekąd co się dzieje wokół mnie trochę otumaniony, ale jednak słyszałem.
-Kto to?
-Szef no ten to mój przyjaciel i padł mi nie mam serca aby go budzić - usłyszałem głos Hanka, który był delikatnie zestresowany.
-...Przymruże na to oko - chyba powiedział, ale nie wychwyciłem tego co mówił wcześniej. Przebudziło mnie to jak zbyt gwałtownie zahamował samochodem. Chwilę zajęło mi to aby dojść do tego co się dzieje.
-Kierowco zjedź na pobocze! - Hank krzyczał przez głośniki w stronę auta z którego dobiegała głośna muzyka.
-Nie słyszą nas - powiedział głos, którego nie mogłem przypasować do nikogo kogo znam.
-Ja już gardło zdarłem - westchnął - strzelamy w opony?
-Prosze zatrzymać pojazd! - powiedział przez radio - Nie to głupota - dodał po chwili - 10-80 też nie możemy prowadzić za nimi, bo ani nie słyszą ani nie widzą przez te przyciemniane szyby.
-To co lekki manewr pit? O Grzesiek nie śpisz! Wydrzesz się do nich? Weź włącz tego subwoofera!
-Dlaczego nie chcą przystąpić do 10-38? - mruknąłem przecierając oczy i te dwie trzy godziny snu poprawiły mi trochę humor.
-No nie chcą.
-Chcesz megafon? - zerknąłem na mężczyznę, który siedział na środku tylnej kanapy i trzymał w moim kierunku radio.
-Nie, bo jeszcze o głuchoniemy! - wtrącił się Hank jadąc cały czas za samochodem, a ja zauważyłem ubiór na nim 01.
-Nie dziękuję szefie - powiedziałem, ale szybko dodałem - policji - rozumiejąc iż nie powinienem do niego tak mówić.
-Grzesiek, bo zaczynają mi odjeżdżać!
-A ty w policji ta?
-A na co ci wyglądam?!
-A, bo ja wiem jakie tu są policyjne stroję?!
-Grzesiek.
-Dobra - przewróciłem oczami i otworzyłem okno wychylając się przez nie - STAĆ POLICJA!!! ZJEDŹ NA POBOCZE!!! - wydarłem się tak iż auto przed nami zahamowało gwałtownie aż muzykę wyłączyli, a następnie zjechali na pobocze. - No i tak to się robi - zaśmiałem się wracając do auta, a 01 patrzył się na mnie z szokiem.
Czy wyjdzie z tego większy konflikt między Grzesiem i Kuiem?
Czy Grzesiu i Hank będą mieli reprymendę od szefa policji?
2433 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro