Przygotowania?
Witam wszystkich serdecznie!!!
Ale, że już 150 rozdział?!
Jeju jak to szybko idzie i ucieka, a jak pomyślę, że przed nami mniej niż 20 rozdziałów do końca aż nie dowierzam
Dzisiejszy rozdział jest bardzo zakręcony i trochę się dzieje! Sami się przekonacie!
A jak tam u was dzionek?
Życzę wszystkim miłego dzionka ❤️
Perspektywa Vasqueza
Nie powiem było to dziwne, że coś takiego się dzieje, ale trzeba chyba patrzeć na pozytywy tego. Nie można od razu skreślać kogoś bądź czegoś, bo nie ma się dobrych wrażeń. Może Wielki Morte był przerażający, ale nie zapominajmy, że te miasto jest całkowicie inne od naszego. Tak naprawdę moje wcześniejsze miasto w którym mieszkałem nim Kui mnie zwerbował do swojej grupy, a tak naprawdę do grupy Erwina. Było dość chaotycznym miastem pełnym występku gdzie nikt nie ufał drugiej osobie. Każdy polegał tylko na sobie i nikt nie pilnował się tego co trzeba. Wyścigi samochodowe były karane i to bardzo, bo policja była bardzo zawzięta na każdy występek. Każde jednak miasto czy stan żyło własnym życiem i choć Morte trzymał mocną dłoń na wszystkich przypominając każdemu kto jest władcą tym ziem. To jednak dbał o wszystkich jeśli można tak to nazwać. Policja nie cierpiała ani żadny mafioza, ale wszystko ma swoje ale. Spojrzałem na dwójkę zakochanych i Grzesiu, chociaż iż powiedział mi, że spyta czy Speedo też został zaproszony to mogłem spytać się go telefonicznie, ale pisał mi godzinę temu, że mają jakąś grubszą robotę więc wolałem nie pisać teraz dopóki naprawdę nie napiszę do mnie iż jest po.
Zaintrygowało mnie to, że Grzesiek coś ma w głowie odnośnie wspólnego motywu do mafii w końcu każdy ma jakiś poszczególny kolor, który przypada do całej grupy. Jednak u nas ciężko z kolorem, który mógł być dopisany do całej paczki gdyż każdy inny kolor preferuję i ciekawi mnie co to za kolor wybrał bądź ma w głowie. Jednak jak zawsze wtedy gdy robi się najciekawszej oni muszą znikać, ale rozumiałem to poniekąd.
-To co mamy robić? - spytał San - Trzeba byłoby jakieś garniaki ogarnąć nie sądzicie?
-Tylko jakie? - spytał Foster i podrapał się po karku. Tu dobre pytanie zadał nie widzieliśmy czy mamy coś kombinować kolorystycznie, czy też nie.
-Zostawcie tą sprawę na jutro - do pomieszczenia wszedł Kui i nawet nie wiem kiedy wyszedł aby wchodził ponownie - Gregory pojedzie z wami jutro byście wybrali dla siebie stroję.
-Czyli jutro ogarniamy sprawy - westchnął Dorian, który niecierpliwił się z takimi sprawami i wolałby aby już to załatwić.
-Poczekamy, a między czasie możemy zastanowić się nad kolorami - zaproponował spokojnie Labo i miał rację odnośnie tego. Musiałem się zastanowić jaki kolor by mi pasował.
-Może skupmy się na na tym co na obiad? - spytał Silny, a wszyscy spojrzeli na niego - No co głodny już jestem.
-Już ogarniemy coś do jedzenia ze Summer - Sky podniosła się z kolan Thorinio i ruszyła do kuchni.
-Co mamy robić w takim razie teraz? - prychnął David, a ja zerkałem na Kuia z zainteresowaniem.
-Zająć się sobą chłopcy - odparł spokojnie i uśmiechnął się, kierując do sali obrad. Podniosłem się więc z kanapy i ruszyłem za nim by porozmawiać na pewien temat.
-A ty dokąd? - zapytał mnie Carbo, który przyuważył, że gdzieś idę.
-Chce coś omówić z Kuiem nic więcej zaraz wrócę z powrotem!
-No dobra - uśmiechnął się do mnie, ale widziałem po jego oczach, że coś podejrzewa w końcu nie chodziłem sobie na pogawędki z Chakiem.
Zapukałem do drzwi i na spokojnie wszedłem do środka.
-Mógłbym zadać pytanie? - powiedziałem cicho rozglądając się po sali.
-O co chcesz zapytać mnie Vasquez? - zerknął na mnie, a ja podrapałem się po karku zastanawiając się jak mam ująć to w słowa.
-Czy dało by się aby nasza rodzinka powiększyła się znacznie? - zapytałem dość niepewnie wpatrując się w mężczyznę, który stał do mnie plecami.
-Masz kogoś na oku iż chcesz aby nasza rodzina się powiększyła? - spytał od razu przechodząc do sedna nie chcąc bawić się w zgadywanki.
-Zastanawiam się nad tym po prostu czy można kogoś dołączyć do nas. Nie mówię, że od tak od razu, ale no - starałem się naprawdę jakoś to dobrze ująć w słowa, ale mieszałem się w własnych myślach.
-Czy jest możliwość, by poznać tą osobę?
-Powinna być na bankiecie - odpowiedziałem - ale nie jestem pewny więc nie wiem.
-Zobaczymy jak na razie zajmij się sobą - oznajmił, a ja zgodziłem się, bo co miałem innego do powiedzenia tak naprawdę. Decyzja i tak należy do niego bądź Erwina. Więc dzień spędziłem przy zabawie z autem wyścigowym, które służyło mi tu jako zabawka. Oczywiście miałem lepsze modele niż ten tu, ale w tym aucie już były wspomnienia więc szkoda byłoby je tu zostawić. Nie wiem nawet kiedy minął cały dzień, a potem noc. Grzesiu jak obiecywał z rana przyjechał abyśmy mogli jechać na zakupy.
-Puścił cię tak po prostu? - spytał Silny i nie dziwiłem się, bo jeszcze nie tak dawno dostawał opierdziel za samowolkę. Teraz jeździł czym chciał i kiedy chciał.
-Tak. Erwina nie wziąłem, bo ma być dla niego niespodzianką. Pomaga w dobieraniu rzeczy i jedzie wraz z Leonem oraz ojcem na dworek.
-I go tak puściłeś?! - oburzyłem się gdyż nie za bardzo ufałem tym wszystkim ludziom.
-Sam chciał - odparł - ja mu nie zabronię przecież niczego, bo sami wiecie, że on i tak zrobi co chce!
-To brzmi jak Erwin - zaśmiał się Carbo.
-Jest z nim Leon więc raczej nie widzę problemu wujek raczej jest po naszej stronie jeśli chodzi o to - Dia dołączył do rozmowy broniąc decyzji Erwina, choć nie za bardzo mi to się podobało.
-Zbierajcie się jak macie jechać, a nie - rzekł Kui, który jako jedyny pił kawę siedząc przy stole.
-Nie jedziesz z nami tato? - spytał zaskoczony Silny.
-Ja mam garniak weźcie mi tylko to co wymyślił Gregory - odparł - ja jeszcze muszę coś załatwić tutaj.
-Jasne! - odparły jego dzieci i nawet nie wiem kiedy wyszliśmy z willi siadając do aut. Oczywiście zjechaliśmy kilkanaście sklepów gdyż dziewczyny nie potrafiły się zdecydować na sukienki i jakie kolorystycznie wybrać. Montanha wyjawił, że motyw ma być masek więc do ostatniego sklepu dotarliśmy po trzech w sumie to czterech godzinach chodzenia. Oczywiście nie tylko maski miały nas rozróżniać od wszystkich, ale Montanha wymyślił, że to będzie dobry pomysł i w sumie nie był najgorszy, bo mogliśmy się kolorystycznie dopasować w ten sposób do grupy. Oczywiście maski jak to wiadomo wybraliśmy dwa rodzaje maski weneckiej zasłaniającej tylko oczy o tym samym kolorze co i dodatek dla nas mężczyzn, bo kobiety musiały mieć tylko maski. Maski oczywiście mimo budowy z tworzywa sztucznego to dopasowywały się do twarzy i były bardzo giętkie.
-To zajebisty pomysł, ale czemu nie możemy wziąć czarnych?
-Ponieważ Labo czarny przypisany jest do Black Riders, a czarny z bielą jest do Lordów! Wybierałem taki kolor, którego nie ma tu nikt i nikt by nie odważył się go wziąć.
-Czyli bierzemy coś czego nie ma nikt - powiedziałem, choć bardziej chciałem spytać lecz wyszło jak wyszło.
-Tak.
-Właśnie co ze mną? - spytał Labo i wszyscy zerknęliśmy na niego.
-Pomalujemy ci maskę! - powiedział któryś z landrynek i nie rozróżniałem ich imion tylko kolorystycznie włosami się wyróżniali.
-Dobry pomysł! - zaśmiała się Sky - To co jeszcze po farbę lecimy?
-Na to wychodzi - mruknął Labo, a wszyscy się za śmiali. Natomiast ja podszedłem do Grzesia, bo chciałem się zapytać o jedną istotną rzecz.
-Grzesiek i wiesz coś o Quicku?
-Dostali zaproszenie, ale kto przybędzie nie wiadomo, bo oni przeważnie omijają takie wydarzenia zawiązane z Lordami.
-Czyli będę musiał do niego napisać?
-Jeśli chcesz aby przybył to tak, ale ma otwartą możliwość przybycia w końcu na bankiet.
-Dzięki - odparłem z delikatnym uśmiechem, a Grzesiek poklepał mnie po ramieniu.
-Byłby ciekawym członkiem rodziny nie sądzisz?
-Co?
-Nie jesteśmy głupi coś was ciągnie do was - zaśmiał się - ja tylko stwierdzam fakt, ale liczę aby wyszło na twoje.
-Dzięki? - mruknąłem cicho, a on ruszył za resztą. W sumie ja też to zrobiłem w końcu trzeba było iść po tą farbę i wrócić do willi. Potem to tylko kwestia czasu aż będzie poniedziałek, a my ruszymy na bankiet.
Perspektywa Speedo
Wróciłem do domu około dwudziestej trzeciej i nie chciałem budzić smsem Vasqueza więc zostawiłem go bez wiadomości. Wstałem o dziesiątej i poszedłem się umyć pod prysznic gdy nikogo nie ma wtedy na łazience, a ja mogłem umyć się pod letnią wodą. Myłem szamponem swoje białe włosy i mruknąłem cicho, gdyż uwielbiałem gdy woda spływała po moim ciele. Zwykle gdy brata nie było mogłem robić co chciałem więc mogłem pozwolić sobie na dłuższą kąpiel. Gdybym tylko mógł to bym siedział w wodzie, ale niestety daleko mieliśmy do jeziora czy takich dozwolonych miejsc gdzie można się kąpać i bawić po prostu. Umyty oraz czysty wyszedłem z łazienki ubrany w szare spodenki i czerwono czarną koszulkę. Schodziłem na dół po schodach i skierowałem się do kuchni zastanawiając się czy jest coś do jedzenia. Zdziwiłem się mocno gdy w kuchni widziałem najważniejszych z ekipy Kaia.
-Co się dzieje? - spytałem zaskoczony widząc tu ich wszystkich zawsze była trójka może czwórka, ale nie piętnastka osób, która większości opierała się o ściany i blaty.
-Był posłaniec od Lordów - odezwał się Kai - Wielki Morte wydaje bankiet z okazji urodzin i wszystkie mafię są zaproszone na tą okoliczność do Mansão Cereja na tym zboczu góry otoczonym lasem.
-A to źle? - spytałem gdyż nie rozumiałem tego, że zamawiają broń i wszystko nawet zapożyczają się, a nie chcą chodzić na uroczystości takie jak urodziny kogoś ważnego.
-Myślimy nad tym gdzie będzie wtedy można ukraść najwięcej samochodów i nie tylko - wzruszył ramionami Daniel kolega mego brata.
-Dlaczego choć raz nie możemy jak wszystkie inne gangi i mafię skorzystać z darmowej wyżerki oraz zabawy? - spytałem się cicho gdyż widziałem już na sobie zły wzrok mego brata. Skoro wszystkie mafię były zaproszone to pewnie mafia Vasqueza do której on przynależał również i chciałbym poznać owiele więcej osób z jego towarzystwa.
-Bo w tym czasie możemy więcej zagrać na swoim! Tyle terenów nie jest pilnowanych!
-No tak tylko patrzycie na to - westchnąłem kręcąc głową na boki.
-Czego niby od nas wymagasz? Nie jesteśmy lizusami - warknął któryś i już widziałem jak wyciąga kastet na dłoń.
-Nie wymagam niczego - burknąłem niezadowolony z tego iż wszyscy tu są przeciwko mnie. Mimo iż ja załatwiłem pieniądze w wielkości aby uratować ich, a tak mi się odwdzięczają.
-Nie idziemy i tak - prychnął Kai - mamy wiele lepszych zajęć od tego.
-Ja chce iść - rzekłem gdyż miałem po co się tam zjawić nawet nie chodziło o jedzenie czy zabawę. Chodziło o możliwość wyrwania się z tego miejsca i zaczęcia czegoś nowego, własnego.
-Ty? Po co? Taki nieudacznik ma nas prezentować? Nigdy! - powiedział mocno wnerwionym tonem głosu.
-No i? Każdy wie iż kradniecie ich auta by je sprzedawać na złom. Jedynie nie są na was wkurwieni to to iż przebijacie im blachy rejestracyjne.
-Nie wkurwiaj nas młody, bo zaraz wyjedziesz! - krzyknął Sam.
-Dobrze - nagle powiedział mój przyrodni brat i przesunął w moją stronę zaproszenie - skoro tak bardzo chcesz iść na to gówno to idź. Lecz wiedz, że nie masz już do czego wracać jak pójdziesz na ten bankiet.
-Co - mruknąłem zszokowany iż postawił mnie w decyzji postawionej. Nie chciałem w ten sposób odchodzić z domu rodzinnego, ale skoro ułatwiał mi w ten sposób decyzję w odejściu. Wziąłem ze stołu zaproszenie - zastanowię się nad tym czy jechać na to - odparłem w ten sposób, by nie stracić od razu dachu nad głową.
-Ja myślę, że się zastanowisz, a teraz mi zjeżdżaj z oczu! - warknął na mnie, a ja niewiele myśląc uciekłem z kuchni w stronę wyjścia z domu. Miałem do kupienia garnitur i maskę, ale przede wszystkim najpierw coś do jedzenia, bo umierałem z głodu.
Wybrałem czarny garnitur z szarą koszulą oraz czarną muszką czy maską. Musiałem niestety ubrać się kolorystycznie do gangu bądź mafii do której się przynależało. Choć bardzo kusiło abyś ubrać coś czerwonego bądź białego to bym za bardzo utożsamiał się do dwóch innych organizacji przestępczych. Przemyciłem zakupy do pokoju i schowałem tak aby nikt nie znalazł. Zdecydowałem za brata co chce robić, w końcu to ja mogłem decydować za siebie gdyż czułem, że Vasquez mi pomoże. Spakowałem swoje rzeczy do torby, bo nie było ich dużo i wrzuciłem je do auta wiedząc iż jak brat zobaczy mnie w garniturze od razu zrozumie to, że odchodzę. Nie myliłem się, bo schodząc ponownie na dół do mojego kochanego auta natrafiłem na brata.
-Czyli jednak wybrałeś - mruknął cicho, a ja dumnie wypiałem klatkę piersiową.
-Tak zdecydowałem i odchodzę. Nie mam zamiaru tu wracać - odpowiedziałem mu prosto z mostu - to twoje słowa i nie chcę tu być dłużej.
-Rozumiem więc idź jak chcesz - mruknął cicho, ale ja otworzyłem drzwi czując delikatny powiew wolności. Ruszyłem do swojego samochodu i po chwili byłem w drodze na wiśniowy dwór, który był najcudowniejszym miejscem w tym momencie gdyż kwiaty rosły i kwitły do jesieni nadając charakteru miejscu. Zaparkowałem samochód na parkingu i poprawiłem maskę na twarzy. Przy drzwiach stała ochrona więc wyciągnąłem zaproszenie i podałem je mężczyźnie, który spojrzał na mnie..
-Zapraszamy - odparł oddając mi zaproszenie i wszedłem do wielkiej sali wystrojonej wiśniowymi kwiatami. Na pierwszym rzut oka rzucały się schody z ambony na górze, które zapewne prowadziły do pokojów. Było wiele kolorów i tak naprawdę nie wiedziałem, który mam szukać aż do momentu pojawienia się Wielkiego Morte z synami i ich partnerami. Od razu skierowałem wzrok na gości i szukałem Vasqueza na którego natrafiłem po jakimś czasie.
-Speedo!
-Vasquez! - przytuliłem się do niego ciesząc się iż trafiliśmy w końcu na siebie.
-Cieszę się, że jesteś nie ma nikogo od ciebie jeszcze?
-Wolą okradać ludzi - westchnąłem i oparłem głowę o jego klatkę piersiową - kosztowalo mnie to tylko wyrzucenie z domu - wymamrotałem, a on wtulił mnie bardziej w siebie.
-Może to lepiej? W końcu możesz robić co chcesz! My zapewne wyjedziemy jutro bądź w środę - powiedział do mnie i zaskoczyło mnie iż tak szybko.
-Naprawdę?
-Tak, a teraz chodź zapoznam cię z moją rodziną! Z pewnością ją polubisz!
Uśmiechnąłem się do niego gdyż tylko to mogłem zrobić, ale cieszyłem się iż chociaż on nie zostawił mnie z tym samego, tylko od razu skierował mnie na dobrą drogę. Oczywiście z chęcią chciałem poznać bardziej jego rodzinę jeśli byli by w stanie przyjąć kogoś takiej jak ją do ich rodziny. Byli inni, ale ta inność właśnie ich najbardziej rozróżniała od wszystkich.
Czy dołączy do rodziny?
Jaki kolor widnieje na ich maskach?
2293 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro