Przeszłość styka się z przyszłością
Witam serdecznie wszystkich w sobotnim rozdziale!!!
Nocny był dobry, ale tego co ty się odwali się nie spodziewacie!
Jak tam u was? Wyspani? Jakieś plany na weekendzik?
U mnie raczej brak planów, ale zawsze mogło być gorzej!
Życzę wszystkim miłego dzionka ❤️
Perspektywa Tilii
Gregory wraz z Erwinem wyjechali z terenu Lordów i jak nigdy dotąd byłam po prostu wściekła na Duarte. Patrzyłam się na ten zawiedzione oczy, które mi ufały i nawet ja dokładnie nie wiedziałam, że przeprowadził dwie inicjację. Sądziłam, że to jedna będzie, a gdy będzie on pewny to wtedy zrobi drugą. Westchnąłam cicho patrząc jak odchodzą i nic nie mogłam zrobić. Czułam się bezsilna, a na dodatek mój syn chyba stracił do mnie zaufanie, którym mnie darzył jako matkę.
-Widzisz co zrobiłeś!? - krzyknęłam na niego.
-Ja?! To on spoufala się z wrogiem i mężczyzną na dodatek! Nie widzisz nic w tym złego?! - zaczął na mnie krzyczeć czego nigdy praktycznie nie robił. Zagryzłam wargę, która zaczęła drgać.
-On go kocha - powiedziałam.
-Nie może go kochać! To jest mężczyzna! - warknął na mnie, a ja odsunęłam się w tył. Miałam ochotę popłakać się przez niego, ale zagryzłam zęby gdyż mój syn nie chciał tu być. Choć raz zrobię dobrze jako matka i stanę po stronie dzieci.
-Mam dosyć Duarte tego, że ciągle krzywdzisz naszego syna! Nie widzisz, że go tracimy przez ciebie! - podniosłam na niego głos, a on spojrzał na mnie mrużąc powieki.
-Nie rozumiesz, że jak się uwolni to go stracisz?! Staram się by nie mógł już nas opuścić! Zamiast mi pomóc to mnie ciągle karcisz!
-Bo nie tędy jest droga - powiedziałam cicho.
-To którędy jest droga? - nie panował nad sobą i w jego oczach widziałam złość. Tą drugą stronę medalu, którą tak bardzo nie lubiłam, a jednak tolerowałam, bo kocham. Wycofałam się w tył i czułam jak me oczy robią się szkliste, a ja ledwo powstrzymywałam łzy.
-Na ppewno nie tędy jak ty to widzisz - powiedziałam przecierając kciukiem policzek gdyż pierwsza łza spłynęła po nim.
-Tilio - jego zachowanie zmieniło się i wiedziałam dlaczego. Był cudownym mężczyzną, ale nie potrafił już panować nad maskami. Zatracił się w tym wszystkim co robi. Devon był naprawdę wspaniałym mężczyzną, ale zgorzkniał po utracie żony przez to mocno wyżywał się na Duarte, który przeszedł inicjację, a on go wprowadzał w wszystko co jeszcze nie wiedział. Wymagał od niego naprawdę dużo, a nawet bym śmiała powiedzieć wszedł mu na głowę z obowiązkami i komentował wszystko. Duarte, by bronić się przed ojcem ubierał maski, które miały uwydatniać jego Lordowskie cechy, a te nie "negatywne" zduszał w sobie.
-Nie mów mi teraz Tilio - powiedziałam cicho - mam dosyć ciebie i tego wszystkiego. Nie chcę cię widzieć dziś ani jutro dopóki nie zmądrzejesz!
-Tilio - odezwał się znów, ale odwróciłam się od niego i ruszyłam do pokoju. Zamknęłam oczy idąc w stronę pomieszczenia. Wycierałam dłonią łzy, które ciekły mi po policzkach. Duarte nie szedł za mną, ale czułam ten wzrok jego na sobie.
-Mamo? - spojrzałam na Marco, który wydawał się być przejęty tym co się stało choć nie wiedział chyba co się wydarzyło.
-Jjest w porządku synu - przetarłam dłońmi oczy i uśmiechnąłem się słabo do niego. Mój syn nagle się we mnie wtulił.
-Nie jest widzę mamo - mruknął głaszcząc mnie po plecach.
-Po prostu potrzebuje czasu - odpowiedziałam uśmiechając się do niego.
-Czy ojciec coś zrobił znów bratu czy Erwinowi?
-Twój brat wyjechał wraz z partnerem - odpowiedziałam - nie wiem kiedy wróci.
-Wróci jak to zawsze robi mamo nie przejmuj się tym aż tak - jego słowa były pokrzepiające wśród wszystkich tych co padły dziś - może odpocznij mamo? Zrobi ci to dobrze, a ja porozmawiam z ojcem.
-Nie przemówisz mu niczego - mruknąłam cicho - on jest już za bardzo zepsuty na tym punkcie.
-Jedynym lekarstwem na to jesteś ty matko. Przecież potrafisz mu przemówić do rozumu. Dajcie sobie może czas?
-Dobrze wiesz, że jest zapatrzony w tradycje - powiedziałam i odsunęłam się od syna - będę w pokoju jakbyś potrzebował coś ode mnie.
-Rozumiem mamo, odpocznij sobie - kiwnąłam głową wiedząc iż na nic innego nie byłam w stanie zrobić. Po chwili byłam w sypialni i usiadłam na łóżku biorąc do dłoni książkę, którą czytałam w wolnym czasie. Przetarłam jeszcze raz palcami kąciki oczu po łzach i otworzyłam książkę ma stronie na której skończyłam. Jednak nie potrafiłam skupić się na tym co czytam przez nerwy, które się we kłębiły. Poszłam więc do łazienki połączonej z naszym pokojem i nalałam do wanny wody do której następnie już bez ciuchów na sobie weszłam. Ciepła woda przyjemnie rozluźniała moje ciało i choć na zewnątrz było ciepło to jednak w domu aż tak tego nie było czuć.
Erwin kilka razy wspominał o Victorze i choć nie byłam pewna to miałam dziwne wrażenie, że chyba chodzi o tego samego co kiedyś znałam i ja. Tylko on wtedy był pod innym nazwiskiem Victor Wolf. Można by rzec iż wychowałam się przy nim w końcu nasi rodzice można było powiedzieć, że byli bliskim przyjaciółmi. Oczywiście Duarte nie raczył mi powiedzieć jak umarł Victor, ale ja nie mówiłam mu też tego, że go znałam. Nie miałam powodu, by mu mówić, ale widząc go kilka razy w domu miałam ochotę z nim porozmawiać, ale wiedziałam, że to zbyt ryzykowne. Jednakże nie wiedziałam, że zaadoptował dziecko tym bardziej, że wiedziałam o jego problemie. Nie był zdolny do spłodzenia dziecka, a jego wybranka umarła rozstrzelana przed kogoś z Lordów. To podnieciło nienawiść między dwoma mafiami gdyż Wolf starał się tylko być samodzielny i nie ulegać potędze mego męża. Gdy Mokotowem rządzili inni z tego co słyszałam z opowieści Devona były bardzo krwawe walki o dominację nad miastem. Jednak gdy ucierpieli przywódcy Mokotów rozpadł się by nie upaść przed rosnącą potęga Lordów.
Zamknęłam oczy i westchnąłam cicho kładąc się do łóżka po kąpaniu. Przykre jest to iż Victor starał się odzyskać świetlność mafii jego wujostwa gdy już prawie był tak blisko, skończył tak jak obawiali się ci, którzy wcześniej uciekli przed śmiercią. Chciałam powiedzieć kilka razy Erwinowi w jakiś sposób, że znałam go, ale nie wiedziałam w jaki delikatny sposób mogłam to zrobić. Kolejny dzień zaczął się dosyć ponuro biorąc pod uwagę iż spałam sama w pokoju. Zrobiłam śniadanie dla Marco, który uśmiechnął się do mnie z rana. Natomiast ja usiadłam na tarasie w huśtawce pijąc zimną herbatę. Patrzyłam w niebo i widziałam jak Duarte idzie w moim kierunku. Prychnęłam niezadowolona z tego gdyż myślałam iż będzie siedział w siedzibie niż chodził po terenie.
-Tilio chce porozmawiać z tobą w cztery oczy.
-Ja nie mam zamiaru do ciebie się odzywać - oznajmiłam - dopóki nie zaakceptujesz naszego syna takiego jakim jest.
-Nie zaakceptuje go dobrze o tym wiesz!
-Wiem, dlatego nie chce rozmawiać - odpowiedziałam oburzonym tonem głosu.
-Tilio przepraszam.
-Nie mnie masz przepraszać!
-Ale to przeze mnie płakałaś - usiadł na tarasie patrząc się na mnie - nie chciałem aby cię to tak dotknęło.
-To twój syn! Powinieneś się cieszyć, że żyje, że może mówić, że nie skończył ze sobą! Walczy i stara się jak może zaspokoić twoje chore ambicje! Daj mu być szczęśliwym!
-Co według ciebie powinienem zrobić w takim razie? - spytał cicho i wydawał się być smutnym, choć może i był rzeczywiście przybity.
-Pozwól być mu sobą i tak robi to co do niego należy. Daj mu żyć, a nie trzymaj na uwięzi jak jakieś zwierzę!
-Chcę jak najlepiej dla niego! Chcę aby miał oddaną żonę, spłodził dzieci i miał rodzinę. Knuckles nie da mu tego nigdy!
-Patrzysz tylko w jedną stronę zamiast patrzeć wokół. Skupiasz się na minusach nie na plusach przestań tak robić, bo krzywdzisz go i nas.
-Tilio jak mam na to patrzeć w dobry sposób skoro nie ma w tym żadnych plusów? - zacisnęłam delikatnie kubek w dłoniach i wziąłam głęboki wdech.
-Jest szczęśliwy, widzi przyszłość przy nim, nie patrzy na rządną inną. Jest wierny oraz oddany. Kocha szczerze to jest najważniejsze. Może nie ma w tym wiele plusów, ale najważniejszym jest to iż nasz syn ma kogoś dla kogo pragnie żyć! - powiedziałam to co myślałam oraz tak jak było naprawdę. Jeśli w końcu przejrzy na oczy będę szczęśliwa, ale obawiam się tego iż nie jest w stanie. W dniu w którym utraciliśmy naszego syna nie potrafił nawet powiedzieć nic dobrze o nim oraz jego decyzji jeśli taka też była. Nie byliśmy świadomi iż przeżył czy go nie porwali. Pamiętam aż za dobrze ten dzień gdy z Marco wróciliśmy do opuszczonego domu.
-Mamo? - mruknął cicho i bał się gdyż nie było tu nigdy tak cicho oraz pusto. Otworzyłam frontowe drzwi na oścież, a już w salonie widziałam Duarte, który wyglądał nie za dobrze. Pomięte ubrania i na dodatek wory pod oczami.
-Idź do swojego pokoju Marco - oznajmiłam do dziecka i popchnąłam go do schodów, a sama podeszłam do męża, który siedział załamany - co się stało Duarte? - spytałam klękając przed nim i delikatnie złapałam swoje dłonie w te jego.
-Tilio przepraszam - wyszeptał cicho - tak bardzo przepraszam cię - z jego oka spłynęła łza i poczułam dziwny niepokój związany z jego słowami.
-Duarte... mężu?
-Straciłem go, nie wiem nawet kiedy... Nie chciałem.
-Duarte nie rozumiem powiedz mi prosto i zwięźle na temat - upomniałam go nie rozumiejąc do czego dąży.
-Nasz syn zaginął - powiedział, a ja złapałam się za serce gdyż z jego ust padły te słowa. Nie mogłam uwierzyć w to co mówi przecież Gregi był przywiązany do rodziny.
-Co?! Jak?!
-Nie przeszedł inicjacji jakbym tego oczekiwał i ukarałem go za to - mówił, a jego dłonie zaciskały się coraz bardziej w pięści aż mu palce zaczęły blednąć z nacisku. Natomiast ja siedziałam przed nim niedowierzając, nie mogłam uwierzyć w to iż mój kochany syn zniknął.
-Coś ty mu zrobił? - spytałam z przerażeniem i odsunęłam od niego - Nigdy nie pomyślałby o opuszczeniu domu!
-Żałuje...
-Twoje słowa nic nie znaczą! - poczułam jak po moim policzku coś spływa. Nie spodziewałam się jednak, że to będą łzy, załkałam więc żałośnie.
-Znajdę go kochanie i przyprowadzę do domu! Obiecuję ci to wynagrodzę ci ten ból!
-Nie wiesz jak się czuje matka co straciła dziecko! Nie wiesz gdzie on jest! Masz wiele wrogów! Nie powinnnam pozwalać na tą inicjację! Nienawidzę cię! Nienawidzę cię przez to, że przez ciebie nie ma go tu!
-Ja naprawdę żałuję! Nie chciałem aby naszemu synowi się stało!
-Nie chce cię znać. Jesteś potworem Duarte zaślepionym w ideałach swego ojca!
Pamiętam ten ból, który rozrywał me serce na kawałki, a nadzieja kleiła je co dzień w całości. Dzień w dzień patrzyłam się przez okno w nadziei iż znaleźli mego syna żywego czy też nie. Choć drugą opcję nie za bardzo chciałam wręcz pragnęłam aby był cały i zdrowy oraz wrócił do domu. Wiedziałam, że Duarte stara się jak może by nasz syn tu został, ale jego miejsce jest znacznie indziej. Mimo iż pragnąłam by został, ale nie potrafię odebrać mu szczęście, które znalazł i choć nabył się blizn to właśnie one go kreowały oraz wzmacniały przez te wszystkie wydarzenia. Pierwszą bliznę starał się pozbyć ze swojej skóry mówił, że jej nienawidzi i jest szpetna, ale zdołałam mu wytłumaczyć z Duarte, że blizny to nic takiego. Spojrzałam na swojego męża widząc w jego oczach skruchę i próbę zrozumienia.
-Postaram się zaakcentować ich, ale nie obiecuję ci Tilio tego - wstałam z huśtawki i podeszłam do męża siadając mu na nogach, a następnie wtulając się w niego. Moja sukienka delikatnie opadła na drewno. Poczułam jego silne ramiona wokół mej talii i wtulił mnie w siebie.
-Daj mu żyć, żył tyle lat bez nas, a jakoś dał radę wyrosnąć na wspaniałego mężczyznę z pewnością twoje nauki są w nim jak i nauki twego ojca, ale on potrzebuje swego miejsca na ziemi.
-Nie może on tu zostać? Pragnęłaś przez tyle lat, by wrócił i nie znikał więcej dlaczego nagła zmiana?
-Bo widzę kochanie to czego ty nie widzisz bądź nie chcesz widzieć - pocałowałam go w usta stęskniona za jego bliskością. Może pół dnia latał wszędzie i nigdzie po całym mieście, ale resztę spędzał w mym towarzystwie i starał się wynagrodzić mi ten czas gdy go nie było - porozmawiaj z nimi na spokojnie, ale Gregi nie zrezygnuje z niego.
-Spróbuję dla ciebie złotko - musnął me czoło swoimi wargami.
Rozmowa nie przeszła tak obiecująco jak sądziłam, ale nie była tak zła, bo nikt nie ucierpiał, a Duarte naprawdę starał się jak mógł. Nie da się od tak zmienić człowieka, bo się chce, ale z czasem może zaakceptuje syna i jego partnera. Czas uciekał i choć wiedziałam iż mój syn pragnie wyfrunąć z domu nie zabraniałam mu tego, chociaż bolało to iż chciał odejść. Jednak nie mogłam go na zawsze zatrzymać przy sobie i tak czasem jest, że człowiek musi odejść. To było pisane memu synowi i nie wolno czasem sprzeciwiać się losowi, który był nam pisany. Z Zofią pojechaliśmy na zakupy gdy małym Grzesiem opiekował się Teodor. Na szczęście miałam już upatrzoną suknie i byłam szczęśliwa gdy ją przymierzałam. Cieszyłam się też z tego iż Duarte przegrał, bo co mogłam więcej zrobić jak tylko dopilnować, by nie zmienił swej decyzji. Nie chciałam dla męża źle, ale Marco rzeczywiście był oddany bardziej domu i rodzinie, a na dodatek znalazł tu miłość. Byłam szczęśliwa gdy mężczyzna powiedział, że Gregi był wolny. Zabawa była cudowna w ten wieczór całą noc bawiłam się wspaniale.
-Co tak samotnie siedzicie tutaj chłopcy? - spytałam gdyż uciekłam Duarte z parkietu, ponieważ byłam już delikatnie zmęczona tańcem.
-Tak po prostu sobie rozmawiamy mamo - czułam na sobie wzrok chłopaka obok mego syna, domyślałam się jednak kim jest. Przeczesałam włosy do tyłu syna, który uśmiechnął się, a następnie pogłaskałam o dziwo śpiącego Erwina. Jednak zdawałam sobie sprawę, że mój syn też ciągle brał go na parkiet.
-Powinieneś z nim iść już do pokoju skoro śpi - powiedziałam cicho i z uśmiechem na ustach.
-Wiem za niedługo pójdziemy się położyć spać.
-Mam nadzieję - czułam na sobie wzrok młodzieńca obok więcej spojrzałam na niego. - ty pewnie jesteś Hank przyjaciel mego syna - powiedziałam, a on skinął głową na me słowa. Nie dziwiłam się, że wolał rodzinę Erwina. Może nie byli tak liczni, ale za to byli cudowni każdy miał inny charakter oraz usposobienie. Wyróżniali się wśród wszystkich mafii i to było takie ciekawe. Ich liderzy byli specyficzni i różni, ale jednak dogadują się pomimo różnic w poglądach czy też wieku. Przysnęło mi się będąc wtulona w bok Duarte i nie wiem co się wydarzyło później gdyż obudziłam się w łóżku wtulona w mego męża. Wiedziałam iż dzisiejszy dzień jest tym ostatnim ich tutaj. Bolało to moje matczyne serce, ale tam będzie miał lepiej. W końcu nie będzie pilnowany czy karany, a Duarte nie będzie miał kontroli. Jednak liczyłam na to, że będę w stanie mogła go odwiedzić bądź on będzie pamiętać o rodzicach.
-Gdzie Monte? - spytał cicho ziewając Erwin, który chyba dopiero się obudził.
-Pojechał do Hanka wróci gdzieś na noc - uśmiechnęłam się do niego gdyż byliśmy w głównej sali, bo siedziałam przy stole popijając wodę. Nie piłam alkoholu więc nie bolała mnie głowa ani nie miałam problemów ze wstaniem.
-Aha - mruknął wyraźnie niezadowolony i trochę się mu w tym nie dziwiłam.
-Erwin jutro wyjeżdżacie czyż nie? - spytałam dla pewności.
-Tak - odparł kiwając głową.
-Chciałabym cię prosić o małą przysługę.
-Jaką? - spytał zaskoczony.
-Chciałabym abyś przypilnował mego syna by był szczęśliwy i nie zapomniał o pisaniu do nas bądź odwiedzinach.
-Z pewnością sam będzie tego pilnował bardzo dobrze, bo jest pani ważna dla niego i to bardzo. Lecz skoro pani Tilio chcesz to mogę pilnować!
-Dziękuje ci Erwin ciesze się, że to właśnie mój syn cię ma i kocha.
Czy Erwin dopilnuje obietnicy?
Czy Grzesiu będzie wracać do domu?
2503 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro