Proszę niech to nie będzie prawda
Witam serdecznie wszystkich, którzy chcieli wiedzieć co będzie dalej!
Z pewnością nie będzie to łatwa książka do czytania, ale naprawdę wiele tłumaczy.
Cieszę się mogąc was powitać serdecznie na nowej jakbym przygodzie i mam nadzieję, że wspólnie będziemy dobrze się bawić!
Książka jest podzielona na trzy segmenty historii i będziecie musieli rozróżniać sny od wspomnień!
Gdyż skupimy się bardziej na Erwinie i tym jak oddziałuje na niego strata Monte!
Ta książka może być trochę dołująca gdyż w czasie gdy zaczęłam ją pisać straciłam ważną osobę w moim życiu.
{nie czytałeś/aś w moim policyjnym sercu tylko mafia? Serdecznie zapraszam do nadrobienia tego ponieważ ta książka jest jej kontynuacją!}
Życzę wam miłego dzionka<3
Perspektywa Erwina
Leżałem w łóżku i nie mogłem spać. Ciągle śniły mi się te brązowe tęczówki więc zaprzestałem snu. Od trzech dni siedzę w swoim mieszkaniu i płacze. Brakuje mi go tak bardzo mi brakuje, ale muszę być silny, ale nie potrafię. Moją pracę wziął na swoje barki Kui, który zrozumiał, że muszę sam przetrawić to wszystko przez co załamałem się. Jednak nie potrafiłem się pozbierać tak jakbym to oczekiwał po sobie. Byłem już trochę jak wrak człowieka, ale nie potrafiłem się zmusić do niczego innego niż leżenie wtulony w koszulę co należała do niego i nadal było czuć jego zapach na niej. Byłem słaby i to bardzo, bo nie potrafiłem się zająć normalnym życiem. Dia przychodził codziennie, ale odmawiałem wszystkiego, a jedzenie się marnowało jednak mulat miał nadzieję, że w końcu będę chciał coś zjeść. Tym razem było tak samo.
-Erwin bracie - otworzył drzwi od mojego pokoju.
-Zostaw mnie samego - wyszeptałem, zakopując się pod kocem, chroniąc w ten sposób się przed światłem, które wpuścił on przez otwarte drzwi na oścież.
-Nie mogę! To już jest za dużo Erwin - rzekł - rozumiemy, że musisz przeżyć tą żałobę na swój sposób. Jednak męczysz się w samotności. Jesteśmy rodziną i widząc twój ból to i nas boli. Proszę cię bracie. Pozwól sobie pomóc.
-Chce aby tu był! - do moich oczu napłynęły łzy.
-Nie zmienisz tego co się stało Erwin musisz iść dalej - usiadł obok mnie na łóżku i przytulił mnie więc wtuliłem się w niego. -Nam też go brakuje. Całemu miastu wręcz go brakuje, bo nie da się go zastąpić, ale nie da się cofnąć czasu.
-Chciałbym aby ból w końcu zniknął - mruknąłem.
-Nie da się pozbyć bólu można go złagodzić, a ty zamykając się tutaj nie pomagasz sobie - odpowiedział i opiekuńczo mnie obejmował.
-Cco mam zrobić żeby przestało?
-Żyj nadal tak jak chciał abyś żył Monte. Z pewnością nie chciał abyś cierpiał i pogrążał się tutaj w depresji- oznajmił i wziął koszulę Grzesia do ręki. Nim mogłem zareagować wstał idąc z moją własnością do wyjścia z pokoju.
-Oddaj!
-Oddam gdy w końcu wstaniesz i ogarniesz się, a przy okazji zjesz! Nie rozumiesz, że popadasz w samo destrukcje?!
-Jeszcze nie popadłem w destrukcje - westchnąłem i niepewnie zrzuciłem koc na bok łóżka. Zsunąłem nogi na panel i spuściłem wzrok czując jak robi mi się słabo. Bardzo zaniedbałem siebie i teraz to bardzo zauważyłem. Nie miałem siły aby nawet wstać o własnych siłach tylko musiałem podeprzeć się łóżka.
-Widzisz popadłeś i nie mów mi, że nie widzisz tego, że twoje ciało odmawia ci współpracy? Dzwonię po Heidi aby spojrzała na ciebie, bo nie wygląda to dobrze - powiedział i wyciągnął telefon nie dając mi dojść do słowa. Nawet w sumie nie wiedziałem co miałbym odpowiedzieć. Przy pomocy ściany dostałem się do kuchni i zmrużyłem oczy widząc poraz pierwszy słońce od jakiegoś czasu. Musiałem trochę przyzwyczaić się do panującej jasności w pomieszczeniu. -Jak coś wiesz gdzie jesteśmy! Heidi będzie za pięć minut.
-Po co mi ona? - spytałem cicho, a on podszedł do mnie i wziął mnie pod ramię pomagając dojść na kanapę wolnymi kroczkami. Wykorzystałem jego dezorientację i odebrałem swoją koszulkę w którą się wtuliłem jak usiadłem na jasnej skórzanej kanapie. Na której kiedyś z Monte spędziliśmy tyle czasu wspólnie. Wszędzie gdzie nie patrzyłem to widziałem wspomnienia z nim. Dlatego nie potrafiłem pogodzić się z jego śmiercią. Spotkał go los pierwszego prawowitego szefa Mokotowa.
-Zbada cię - odparł i podał mi szklankę z wodą - napij się wody chociaż i nie poddawaj się Erwin - dodał i wypakował jedzenie z reklamówki - dostaniesz jedzenie gdy Bunny cię zbada i masz zjeść!
-Yhym - mruknąłem i wypiłem całą wodę ze szklanki. Teraz zauważyłem jak bardzo byłem odwodniony i spragniony przez łzy, które wypukały ze mnie całą wodę w organiźmie.
Dia podszedł do mnie i dolał mi wody z butelki więc bez słów dałem się poić wodą. Po tych pięciu minutach do drzwi zapukał ktoś, ale wiedziałem, że to musi być Heidi.
-Chodź otwarte!
-Hej - powiedziała cicho i uśmiechnęła się pokrzepiająco do mnie, ale nie potrafiłem odwzajemnić jej uśmiechu. Odłożyłem pustą szklankę na stolik i spuściłem wzrok na swoje kolana. -Muszę cię obejrzeć Erwin i zapewne podać ci kroplówkę z solami witaminowymi po których powinieneś poczuć się lepiej.
-Co jeśli tego nie chce? - spytałem patrząc się na nią zmęczonym wzrokiem.
-Nie słyszę od ciebie żadnych sprzeciwów, koniec tego doła psychicznego! Martwimy się o ciebie wszyscy! Pozwól sobie pomóc!
-Dobrze - westchnąłem zgadzając się z nią. Rodzina martwiła się o mnie, a ja robiłem takie przykrości im swoim zachowaniem. Rozłożyła cały swój sprzet i zaczęła od przesłuchania mnie. Sprawdziła czy moje oczy dobrze reagują na światło i bodźce zewnętrzne. Po chwili poczułem jak wbija mi igłę w ramie, a po chwili musiałem już założony weflon pod który podpięła mi kroplówkę z witaminami.
-Poczekasz aż spłynie cała i najlepiej abyś leżał, bo może zrobić ci się słabo - rzekła i bez słów położyłem się na kanapie cicho wzdychając.
-Będzie mógł jeść po tym?
-Tak, ale niech nie je za dużo tylko na powoli - oznajmiła - najlepiej byłoby gdyby ktoś miał na niego oko - stwierdziła do Dii, ale ja i tak słyszałem to co mówią między sobą. -Martwię się, że mógł popaść w depresje i może zrobić sobie krzywdę - wyszeptała.
-Spokojnie Heidi zostanę tu tak długo aż mój brat i przyjaciel nie wstanie sam na równe nogi! Słyszysz siwy!
-Słyszę Dia - odpowiedziałem i wtuliłem się bardziej w koszulę jakby była misiem. Czułem nadal tą bolącą pustkę w środku siebie, a nawet nie wiem kiedy mój organizm wprowadził mnie w stan snu. Wszędzie był kolorowy świat, który mnie otaczał. Wiedziałem, że to jakby świadomy sen jednak nie potrafiłem się z niego wyrwać. Wszystko wokół nagle zaczęło tracić barwę, a mrok zapanował nad wszystkim. Byłem w miejscu, które znałem z życia, bo Gregory mi je pokazał. Most kolejowy nad wodospadem tracił wszelakie barwy zostawiając po sobie czerń i biel. Upadłem na kolana i schowałem twarz w dłoniach czując się źle widząc te piękne miejsce w którym byłem z nim. Wspomnienia bolały.
-Erwin - usłyszałem ten niepowtarzalny głos, a moje oczy zaszkliły się widząc jego. Szedł w moją stronę, a wokół niego barwy wracały do życia jeszcze piękniejsze niż wcześniej.
-Mmonte - wyszeptałem.
-Proszę cię... nie poddawajmy się - wystawił do mnie swą dłoń, a ja niepewnie wystawiłem nią do niego. Bojąc się, że zaraz zniknie jak i cały ten sen. Jednak moja dłoń nie przeleciała przez jego jak to ostatnio było. Chociaż ostatnio był jak posąg. Tym razem było inaczej. Pomógł mi wstać, a ja wtuliłem się w niego płacząc żałośnie.
-Tak bardzo cię przepraszam...
Czy będzie walczyć czy może się podda?
Czy znajdzie ten płomyk nadziei?
1081 słów!
Więc rozdziały chyba znacie jak działają postaram się jak to zawsze o 9:00 w wtorki, czwartki i soboty dawać wam rozdziały!
Zaczynamy historię na nowo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro