Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powiedz mi

Witam wszystkich serdecznie w wtorkowym rozdziale!
Co tam u was? Jak zdrówko dopisuje?
U mnie trochę ciężko z nim, ale co poradzić.
Jutro będzie rozdział do hsw więc będzie się działo zaś w piątek challenge!
Życzę wszystkim miłego dzionka

Perspektywa Grzesia

Gdy zrozumiałem, że mam być katem aż odechciało mi się jeść i tylko wpatrywałem się w kanapki, ale mama i Erwin nie zmuszali mnie do tego abym zjadł. Nie miałem ochoty ani siły aby to zrobić i dobrze to widzieli po mnie gdy ojciec był szczęśliwy z tego powodu. Po śniadaniu albo to co z niego zjadłem wraz z Erwinem poszliśmy do mojego, naszego pokoju. Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Poczułem jednak jak Erwin kładzie się na moich plecach zadowolony i delikatnie masował mnie dłonią po koszulce, ale i tak czułem ten jego cudowny dotyk.

-Przepraszam za mój niewyparzony język - wyszeptał, a ja mruknąłem cicho na jego słowa.

-Nic się nie stało przecież dobrze wiemy iż taki jesteś i nie zmienisz się kochanie - powiedziałem spokojnie - to nie o to mi chodzi. 

-O te egzekucję? - spytał zmartwiony co wyczułem od razu po nim.

-Egzekucja i tak by się wydarzyła więc nie to mnie najbardziej przeraża, i martwi zarazem - odpowiedziałem mimo iż nie miałem ochoty to przed ciekawość mego diabełka nie było żadnych innych możliwości niż powiedzieć.

-To co takiego?

-To, że będę katem nie chce tego - rzekłem spokojnie i schowałem głowę bardziej w poduszce.

-Po pytasz o informacje i tyle - mruknął, ale dla niego to była normalność gdy dla mnie to była czarna magia.

-Lecz nie w ten sposób jaki bym chciał abyśmy wyciągali informacje - odparłem mimo tego iż byłem nerwowy to starałem się zachować spokój ducha, ale nie było to takie proste. Chodziło tu w końcu o ludzkie życie. W sumie ich los już jest przesadzony i nie ma szans na odkupienie. Wszystkie mafię pragną pozbycia się ich i nawet policja. Mafia, która nie przystosowuje się do reszty jest niszczona dla bezpieczeństwa wszystkich. W końcu nie można ufać każdemu, bo nie każdy jest taki jakbyśmy chcieli. Nie każdy przestrzega zasad i warunków, które są narzucone z góry. W końcu kiedyś wszystkie mafię były sojusznikami i dlatego powstały prawa mafii dla przyszłych pokoleń tylko problemem jest iż każdy zinterpretował to na własny sposób.

-Wiesz, że tylko tak da się coś wyciągnąć z człowieka!

-Ze mnie nic nie wyciągnięto - oznajmiłem zerkając na niego.

-Bo ty jesteś moim kochanym terminatorem - pocałował mnie w kark na co zamruczałem zadowolony. Gdyż uwielbiałem wszelakie czułości od niego gdy starał się mnie uspokoić bądź otrzymać to co chce. W sumie ja święty nie byłem tak samo jak i on lecz nie chciałem mieć na sumieniu kolejnych ludzkich istnień. Zbyt dużo ich było bym dokładał kolejnych.

-Tylko twoim - mruknąłem już znacznie uspokojony gdyż tak działał na mnie.

-Chciałbym coś zrobić, ale jesteśmy niestety na terenie twego ojca - westchnął cicho - i niestety siedzimy tu.

-Nie przejmuj się już niedługo wyrwę się z tego.

-Dlaczego od razu nie powiesz i nie wezwiesz rady?

-Bo musimy w odpowiednim czasie i miejscu to zrobić aby wezwać Kuia jako mego adwokata jako drugiego lidera mafii - powiedziałem cicho i czułem dłoń Erwina jak delikatnie sunie po bliznach na plecach.

-Tylko żeby nie było za późno - odparł na moje słowa.

-Muszę wyczuć ojca najpierw, ale spokojnie diabełku zdążę wytoczyć sprawę o ma wolność.

-Mam nadzieję. Pójdziemy na skarpę?

-A co chcesz robić?

-Mam ochotę na coś niegrzecznego - rzekł więc spojrzałem na niego w jego złote oczy, które wręcz świeciły z pożądania.

-Możemy się przejść kochanie, ale wiesz, że nic oprócz dotykania nie będzie?

-Zobaczymy - zachichotał więc zrzuciłem go z swoich pleców iż przeturlał się na nasz kocyk.

-Kocham cię i tak - mruknąłem i wtulił się w moje nogi, a ja delikatnie wsunąłem dłoń w jego włosy uśmiechając się radośnie. Czułem iż kocham go jeszcze bardziej mimo wszystkiego co się stało. Wycierpiałem, ale dla dobra mego diabełka więc wtuliłem go mocniej w siebie, muskając ustami jego szyję.

-Ja ciebie również kocham - odpowiedział uśmiechnięty mimo tego wszystkiego co działo się wokół. Byłem zaskoczony iż wytrzymywał moją rodzinę, a przede wszystkim mego ojca. Jednak mimo wszystkiego wokół to błądziłem jeszcze, bo nie jestem w pełni zadowolony z wszystkiego co się dzieje. Nie miałem jeszcze kontroli nad wszystkim co się dzieje wokół mnie, a nienawidziłem tego uczucia. Naprawdę chciałem już wrócić do pracy jako policjant i wiem, że początkowo będzie dla mnie to trudne to jednak me miejsce było tam. Nie wiem nawet kiedy z Erwinem wyszliśmy z domu głównego i ruszyliśmy do lasu do mojego miejsca. Trzymaliśmy się za dłonie co mnie uspokajało jak i on cały. Usiadłem na skarpie, a Erwin na mych kolanach okrakiem. Nim cokolwiek powiedziałem moje usta były zaatakowane przez wargi Erwina. Całowaliśmy się namiętnie, a moje dłonie sunęły po jego ciele. Uwielbiałem te jego gładkie blade ciało, które reagowało na mój dotyk. Czerpaliśmy chwile z bliskości naszych ciał i uczuć. Mimo pocałunków i delikatnego dotyku między nami to brakowało mi tej namiętności. Czułem, że mnie kocha i wiem to całym sobą, ale pocałunki ten delikatny dotyk to dodatki w związku. Lecz ważne ponieważ każdy czuję się bardziej wyjątkowo.

-Hmm? - mruknąłem gdyż coś mówił do mnie, ale ja myślami byłem gdzieś indziej.

-Kochasz mnie?

-Dlaczego zadajesz mi takie pytanie skoro wiesz, że tylko ty się dla mnie liczysz - odrzekłem na jego słowa, które mnie delikatnie zmieszały.

-Wiesz słyszałem tyle rzeczy, że chciałbym jednak się upewnić iż mówisz do mnie czystą prawdę.

-Oj diabełku - pocałowałem go w czółko, a jego policzki delikatnie przybrały różowego odcienia - kocham i kochać będę cię tylko ciebie nikogo więcej. Te wszystkie kobiety może mają walory w postaci piersi, ale tak naprawdę nie posiadają tych wspaniałych oczu. Tych złotych tęczówek, które mienią się niczym złoto w słoneczny dzień. Cudownych w których zakochałem się i nie potrafię odkochać. Tych cudownych srebrnych włosów oraz jasnej cudownej karnacji. - mówiłem spokojnie i delikatnie przeczesałem jego włosy uśmiechając się do niego oraz obdarowując jego usta delikatnym pocałunkiem. - Jesteś wyjątkowy i niepowtarzalny! Nie da się ciebie zastąpić nikim innym.

-Dziękuje Monte - musnął moje wargi swoimi w słodkim pocałunku - uspokoiłeś mnie po tym wszystkim.

-Jak długo trzymałeś w sobie te wątpliwości? Przecież cały czas ci mówiłem, że cię kocham.

-Od rozmowy z twoim ojcem i tym ślubem w sumie, poczucie winy przez twą karę. Ja po prostu bałem się iż przez to wszystko ty i ja... - westchnął ciężko opuszczając głowę w dół więc złapałem ją w palce i uniosłem.

-Jestem gotów skoczyć za tobą w ogień - powiedziałem uśmiechając się do niego pokrzepiająco i pogłaskałem jego podbródek - nic nigdy to nie zmieni.

-Na pewno?

-Tylko jestem twój, a ty mój i nic więcej nie potrzebuję. Dziękuję dzień w dzień za to, że jesteś przy mnie i pomagasz mi abym nie zwariował. Bym nie wziął pistoletu i nie skończył swego żywota. Dajesz mi siłę by żyć dalej więc nigdy nie wątp w me uczucia do ciebie.

-Nie śmiem tego robić - odparł, a jego dłoń zsunęła się z mej klatki piersiowej na sam dół. Widziałem w jego oczach tą nutkę drapieżności i miłości, ale nie mogliśmy. Nie w ten sposób i tak. Złapałem jego dłoń w swoją uśmiechając się do niego.

-Innym razem kochanie - wyszeptałem do jego ucha.

-Chciałbym abyśmy skupili się w końcu na siebie i poczuć coś więcej. Wiem, że starasz się, ale potrzebuje więcej ciebie. Więcej nas i skupić się na naszych emocjach oraz to co potrzebujemy.

-Jednak nie możemy robić wszystkiego, bo nie jesteśmy sami, a poza tym boję się gdyby nas miał ktoś złapać na tym.

-Przecież to normalne dla osób co się kochają - odparł, a ja musnąłem jego szyję.

-Wiem, ale nie chcę abyś miał w jakiś sposób ucierpieć przez ojca. On nadal nie jest za tobą.

-Jednak może zyskałem trochę jego szacunku?

-Nie siedzę w jego głowie - pogłaskałem go po policzku kciukiem - nie chce w sumie.

-Naprawdę dziś będzie egzekucja?

-Tak i wplątałeś się w przepytywanie naszych gości.

-Nie ma w tym nic trudnego - prychnął - po wbijać nóż tak i ówdzie, a po chwili po sprawie.

-Nie masz zabić tylko spróbować wyciągnąć informacje - naprostowałem jego myślenie, a on zmarszczył brwi. - Tylko egzekucja przy ścianie śmierci jest ich śmiercią.

-Głupie - prychnął.

-Ale prawdziwe - odrzekłem mu i pogłaskałem go po plecach czując jak przechodzi go dreszcz.
Gdy wróciliśmy do domu zjedliśmy obiad i nawet nie wiem kiedy zeszliśmy na dół. Oczywiście Erwin również musiał więc na swych ustach miał chustę z czaszką by zasłonić swoją tożsamość. Ponieważ nie zgodził się na to aby założyć maskę Lordów. Zszedliśmy na dół i stanęliśmy w głównej sali.

-Mam nadzieję, że nie odwalicie niczego głupiego - rzekł ojciec patrząc się centralnie na nas. Na mnie i Erwina. Do sali wszedł nagle Aron w masce, ale wszędzie go rozpoznam po posturze ciała. - Ciebie będzie pilnował Aron - wskazał na mnie i zdziwiłem się, chociaż rozumiałem decyzję ojca. Też bym sobie nie ufał żeby zostać sam na sam z kimś kogo miałbym torturować. - Natomiast ciebie Leon. Nie ufam wam na tyle aby zostawiać was samych.

-Rozumiemy - odparłem cicho za Erwina.

-W każdej z sal jest już jeden z mężczyzn - odparł - macie wyciągnąć od nich jak najwięcej.

Więcej nie powiedział po prostu wyszedł więc spojrzałem na Arona gdyż zostaliśmy tylko we dwójkę.

-Nie chce mi się ciebie pilnować, ale to rozkaz od Morte więc to zrobię! Gdybyś zachowywał się jak należy to bym nie musiał tu by być - odrzekł i ruszył do sali numer trzy więc niepewnie ruszyłem za nim, ale nie pokazywałem po sobie tego, że lękam się. Dumnie wypiąłem klatkę piersiową i wszedłem z Aronem do pokoju, a raczej do sali tortur. Zdziwiłem się na widok szefa całej paczki, ale musiałem zachować spokój i zimną krew. Czarnowłosy oparł się o ścianę gdy ja powoli podszedłem do mężczyzny, który miał zakneblowane usta chustą. Zapewne był bardzo nieznośny więc tak też go potraktowano. Jak psa, którym jest.

-Miło mi cię poznać Peter Purker - rzekłem zimnym tonem głosu i rozwiązałem mu usta.

-Ty kurwo Lordowska! - warknął mężczyzna na mnie i splunął mi na maskę więc wziąłem szmatkę i wytarłem ją.

-Tak się nie bawimy ja do ciebie przyjacielsko, a ty w ten sposób - powiedziałem spokojnie - chcę zadać tylko kilka pytań na które musisz mi odpowiedzieć, a nie będzie cię boleć dobrze?

-W dupie mam twoje pytania! Nic ci nie powiem! - westchnąłem cicho i wziąłem nóż motylkowy w dłoń. Był ładny więc zapewne i ostry oraz z pewnością będzie boleć jak go wbije w skórę mężczyzny.

-Jesteś pewny iż chcesz abym to zrobił? Muszę cię przepytać więc musisz mi powiedzieć co wiesz - rzekłem spokojnie i wbiłem ten nożyk w jego dłoń aż krzyknął z bólu, a ja skrzywiłem się niezadowolony z tego do czego mnie zmusza.

-Nic ci nie powiem! - warknął wściekle z bólem w głosie, a ja westchnąłem cicho.

-Powiedz mi co chcieliście zrobić? Po co były te ataki na ludzi?

-Pierdol się! - krzyknął więc wyciągnąłem nóż z ręki. Nie potrzebowałem go ranić. Wiedziałem co boli tak mocno aby podkradało się zmysły. Odszedłem od niego i zacząłem szukać octu oraz soli. Gdy to znalazłem od razu wróciłem do niego i polałem ranę, a on zaczął krzyczeć wniebogłosy. Mimo, że ściany były wygłuszone czułem jakby każdy słyszał jego krzyki. Dosypałem więc soli do rany, a on zaczął się rzucać w miejscu.

-Coś zrobił? - spytał zainteresowany Aron.

-Wiesz Ar to jest stara metoda, którą kiedyś przeżyłem. Nie potrzeba ranić wystarczy zrobić odpowiedni roztwór, a ból sam powoduje, że ma się dość.

-Ciekawie - odparł cicho i z fascynacją patrzył na mężczyznę.

-Może złagodzić ból tylko zdradź mi co wiesz - rzekłem - jeśli nie. Dołożę sodę oczyszczoną, a to będzie jeszcze bardziej boleć.

-Nnic ci nie powiem - powiedział przez zaciśnięte zęby, a ja podniosłem się idąc do ściany gdzie były różne rzeczy. Znalazłem żrący płyn więc stwierdziłem, że to będzie idealne połączenie. Wszystko co jest żrące i wywoła ból. Białowłosy gdy zobaczył co przyniosłem aż zaczął się rzucać w krześle, ale był zbyt mocno spięty aby móc cokolwiek zrobić.

-Spytam jeszcze raz - rzekłem zimnym tonem głosu - po co to robiliście?

-Nie chcieliśmy abby on był władcą. Chcieliśmy zzmiany wwolności dla wszystkich, ale wszyscy są zaślepieni! - kucnąłem przed nim i patrzyłem się w jego oczy.

-A policja? Polowanie na 01?

-Sskąd?

-Mam swoje źródła Purker - warknąłem - co chcesz osiągnąć przez atak na policję?

-Mmamy porachunki głównie to Owen - zamknął usta gdyż właśnie powiedział zbyt dużo.

-No proszę policjant piesek ojca i na dodatek jeszcze współpracuje z wami? - podniosłem się - Wiedziałem iż tej kurwie się nie ufa!

-Nie! Źle zrozumiałeś to nie tak!

-Dawał wam info wiedzieliście zawsze gdzie jest dostawa bądź towar! Zwykle to Klos pilnował niedaleko transakcji! Myślisz, że jestem głupi?! - polałem jego rękę żrącym płynem, a on zaczął płakać z bólu.

-Mamy kręta - odezwał się Aron, a ja kiwnąłem głową na tak.

-A mówiłem, że nie podoba mi się piesek ojca. Sprzeda każdego aby mieć tylko dobrze i pewność iż nie stanie się mu nic! - widząc iż dłoń mężczyzny zaczyna krwawić, a mięso wyżerać się, wylałem na nią wodę aby zmyć wszystkie złe płyny, które zakaziły ranę. Lecz nie pozbyły się bólu, bo on nadal był wyczuwalny. - Ilu was jest i co pragnęliście osiągnąć!

-Jest nas ośmioro - wymamrotał zapewne nie wiedząc co się już dzieje wokół niego. Wiem co to za ból. Kiedyś go przeżyłem, ale wyszedłem z tego bez uszczerbku na ciele lecz z uszczerbkiem na umyśle. On nie wyjdzie ani z tym i z tym.

-Co chcieliście tym osiągnąć!

-Wojnę gangów - wyszeptał i widziałem jak powoli mi odpływa więc oblałem go zimną wodą. Zaczął kasłać, a to wystarczyło aby go ocucić do reszty. - wojnę gangów by Lords of the world upadło w rewolucji o nowe prawa.

-Przykro mi, ale nie daliście rady. Zginiecie dzisiejszego wieczoru i żadna mafia nie będzie za wami płakać. Każdy wie, że może polegać na Wielkim Morte. Trzeba było wybrać życie.

-Nie cofnie się decyzji, którą już raz się podjęło - powiedział cicho, a ja odsunąłem się od niego.

-On już nic więcej nam nie powie - odparłem - ani kolejny.

-Wziąć go do celi Herdeiro?

-Tak Ar zabierz go, a ja przejdę się do ojca do sali.

-Jasna sprawa - odparł więc wyszedłem od razu kierując się do czwórki gdyż on uwielbiał tą sale, bo są jego ulubione zabawki tortur.

-Co tu robisz? - od razu ojciec spojrzał na mnie gdy otworzyłem drzwi i zdziwił się widząc mnie.

-Chciałbym porozmawiać - odrzekłem cicho i zetknąłem na skatowanego mężczyznę za nim. Na ucho wyjaśniłem mu pobieżnie co się dowiedziałem się i widziałem jak zaciskał ręce w pięści.

-Jeszcze sobię resztę potruję i zajmę się kretem.

-Oczywiście - odparłem i wyszedłem z pokoju aby zerknąć do Erwina, który był w jedynce.

Po torturach szybko czas minął i nim się obejrzałem staliśmy wszyscy wokół ściany śmierci. Nie życzyłem im tego, ale też nie mogliśmy ich wypuścić. Byli zagrożeniem, ale przyjemniej umrą wspólnie jak rodzina.

-Z prawa nadanego mi! Zostajecie skazani na śmierć za zamieszki, ataki na mafię oraz ludzi wszelakiej maści! Wasze czyny były nie odpowiednie i psuły wszystkie transakcje! Zgodnie z Radą jesteście skazani na najwyższą z kar. Karę śmierci!!!

Czy Erwin podszedł do tortu na spokojnie?
Czy Owen poniesie konsekwencje?

2442 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro