Powiedz mi
Witam wszystkich serdecznie w wtorkowym rozdziale!
Co tam u was? Jak zdrówko dopisuje?
U mnie trochę ciężko z nim, ale co poradzić.
Jutro będzie rozdział do hsw więc będzie się działo zaś w piątek challenge!
Życzę wszystkim miłego dzionka
Perspektywa Grzesia
Gdy zrozumiałem, że mam być katem aż odechciało mi się jeść i tylko wpatrywałem się w kanapki, ale mama i Erwin nie zmuszali mnie do tego abym zjadł. Nie miałem ochoty ani siły aby to zrobić i dobrze to widzieli po mnie gdy ojciec był szczęśliwy z tego powodu. Po śniadaniu albo to co z niego zjadłem wraz z Erwinem poszliśmy do mojego, naszego pokoju. Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Poczułem jednak jak Erwin kładzie się na moich plecach zadowolony i delikatnie masował mnie dłonią po koszulce, ale i tak czułem ten jego cudowny dotyk.
-Przepraszam za mój niewyparzony język - wyszeptał, a ja mruknąłem cicho na jego słowa.
-Nic się nie stało przecież dobrze wiemy iż taki jesteś i nie zmienisz się kochanie - powiedziałem spokojnie - to nie o to mi chodzi.
-O te egzekucję? - spytał zmartwiony co wyczułem od razu po nim.
-Egzekucja i tak by się wydarzyła więc nie to mnie najbardziej przeraża, i martwi zarazem - odpowiedziałem mimo iż nie miałem ochoty to przed ciekawość mego diabełka nie było żadnych innych możliwości niż powiedzieć.
-To co takiego?
-To, że będę katem nie chce tego - rzekłem spokojnie i schowałem głowę bardziej w poduszce.
-Po pytasz o informacje i tyle - mruknął, ale dla niego to była normalność gdy dla mnie to była czarna magia.
-Lecz nie w ten sposób jaki bym chciał abyśmy wyciągali informacje - odparłem mimo tego iż byłem nerwowy to starałem się zachować spokój ducha, ale nie było to takie proste. Chodziło tu w końcu o ludzkie życie. W sumie ich los już jest przesadzony i nie ma szans na odkupienie. Wszystkie mafię pragną pozbycia się ich i nawet policja. Mafia, która nie przystosowuje się do reszty jest niszczona dla bezpieczeństwa wszystkich. W końcu nie można ufać każdemu, bo nie każdy jest taki jakbyśmy chcieli. Nie każdy przestrzega zasad i warunków, które są narzucone z góry. W końcu kiedyś wszystkie mafię były sojusznikami i dlatego powstały prawa mafii dla przyszłych pokoleń tylko problemem jest iż każdy zinterpretował to na własny sposób.
-Wiesz, że tylko tak da się coś wyciągnąć z człowieka!
-Ze mnie nic nie wyciągnięto - oznajmiłem zerkając na niego.
-Bo ty jesteś moim kochanym terminatorem - pocałował mnie w kark na co zamruczałem zadowolony. Gdyż uwielbiałem wszelakie czułości od niego gdy starał się mnie uspokoić bądź otrzymać to co chce. W sumie ja święty nie byłem tak samo jak i on lecz nie chciałem mieć na sumieniu kolejnych ludzkich istnień. Zbyt dużo ich było bym dokładał kolejnych.
-Tylko twoim - mruknąłem już znacznie uspokojony gdyż tak działał na mnie.
-Chciałbym coś zrobić, ale jesteśmy niestety na terenie twego ojca - westchnął cicho - i niestety siedzimy tu.
-Nie przejmuj się już niedługo wyrwę się z tego.
-Dlaczego od razu nie powiesz i nie wezwiesz rady?
-Bo musimy w odpowiednim czasie i miejscu to zrobić aby wezwać Kuia jako mego adwokata jako drugiego lidera mafii - powiedziałem cicho i czułem dłoń Erwina jak delikatnie sunie po bliznach na plecach.
-Tylko żeby nie było za późno - odparł na moje słowa.
-Muszę wyczuć ojca najpierw, ale spokojnie diabełku zdążę wytoczyć sprawę o ma wolność.
-Mam nadzieję. Pójdziemy na skarpę?
-A co chcesz robić?
-Mam ochotę na coś niegrzecznego - rzekł więc spojrzałem na niego w jego złote oczy, które wręcz świeciły z pożądania.
-Możemy się przejść kochanie, ale wiesz, że nic oprócz dotykania nie będzie?
-Zobaczymy - zachichotał więc zrzuciłem go z swoich pleców iż przeturlał się na nasz kocyk.
-Kocham cię i tak - mruknąłem i wtulił się w moje nogi, a ja delikatnie wsunąłem dłoń w jego włosy uśmiechając się radośnie. Czułem iż kocham go jeszcze bardziej mimo wszystkiego co się stało. Wycierpiałem, ale dla dobra mego diabełka więc wtuliłem go mocniej w siebie, muskając ustami jego szyję.
-Ja ciebie również kocham - odpowiedział uśmiechnięty mimo tego wszystkiego co działo się wokół. Byłem zaskoczony iż wytrzymywał moją rodzinę, a przede wszystkim mego ojca. Jednak mimo wszystkiego wokół to błądziłem jeszcze, bo nie jestem w pełni zadowolony z wszystkiego co się dzieje. Nie miałem jeszcze kontroli nad wszystkim co się dzieje wokół mnie, a nienawidziłem tego uczucia. Naprawdę chciałem już wrócić do pracy jako policjant i wiem, że początkowo będzie dla mnie to trudne to jednak me miejsce było tam. Nie wiem nawet kiedy z Erwinem wyszliśmy z domu głównego i ruszyliśmy do lasu do mojego miejsca. Trzymaliśmy się za dłonie co mnie uspokajało jak i on cały. Usiadłem na skarpie, a Erwin na mych kolanach okrakiem. Nim cokolwiek powiedziałem moje usta były zaatakowane przez wargi Erwina. Całowaliśmy się namiętnie, a moje dłonie sunęły po jego ciele. Uwielbiałem te jego gładkie blade ciało, które reagowało na mój dotyk. Czerpaliśmy chwile z bliskości naszych ciał i uczuć. Mimo pocałunków i delikatnego dotyku między nami to brakowało mi tej namiętności. Czułem, że mnie kocha i wiem to całym sobą, ale pocałunki ten delikatny dotyk to dodatki w związku. Lecz ważne ponieważ każdy czuję się bardziej wyjątkowo.
-Hmm? - mruknąłem gdyż coś mówił do mnie, ale ja myślami byłem gdzieś indziej.
-Kochasz mnie?
-Dlaczego zadajesz mi takie pytanie skoro wiesz, że tylko ty się dla mnie liczysz - odrzekłem na jego słowa, które mnie delikatnie zmieszały.
-Wiesz słyszałem tyle rzeczy, że chciałbym jednak się upewnić iż mówisz do mnie czystą prawdę.
-Oj diabełku - pocałowałem go w czółko, a jego policzki delikatnie przybrały różowego odcienia - kocham i kochać będę cię tylko ciebie nikogo więcej. Te wszystkie kobiety może mają walory w postaci piersi, ale tak naprawdę nie posiadają tych wspaniałych oczu. Tych złotych tęczówek, które mienią się niczym złoto w słoneczny dzień. Cudownych w których zakochałem się i nie potrafię odkochać. Tych cudownych srebrnych włosów oraz jasnej cudownej karnacji. - mówiłem spokojnie i delikatnie przeczesałem jego włosy uśmiechając się do niego oraz obdarowując jego usta delikatnym pocałunkiem. - Jesteś wyjątkowy i niepowtarzalny! Nie da się ciebie zastąpić nikim innym.
-Dziękuje Monte - musnął moje wargi swoimi w słodkim pocałunku - uspokoiłeś mnie po tym wszystkim.
-Jak długo trzymałeś w sobie te wątpliwości? Przecież cały czas ci mówiłem, że cię kocham.
-Od rozmowy z twoim ojcem i tym ślubem w sumie, poczucie winy przez twą karę. Ja po prostu bałem się iż przez to wszystko ty i ja... - westchnął ciężko opuszczając głowę w dół więc złapałem ją w palce i uniosłem.
-Jestem gotów skoczyć za tobą w ogień - powiedziałem uśmiechając się do niego pokrzepiająco i pogłaskałem jego podbródek - nic nigdy to nie zmieni.
-Na pewno?
-Tylko jestem twój, a ty mój i nic więcej nie potrzebuję. Dziękuję dzień w dzień za to, że jesteś przy mnie i pomagasz mi abym nie zwariował. Bym nie wziął pistoletu i nie skończył swego żywota. Dajesz mi siłę by żyć dalej więc nigdy nie wątp w me uczucia do ciebie.
-Nie śmiem tego robić - odparł, a jego dłoń zsunęła się z mej klatki piersiowej na sam dół. Widziałem w jego oczach tą nutkę drapieżności i miłości, ale nie mogliśmy. Nie w ten sposób i tak. Złapałem jego dłoń w swoją uśmiechając się do niego.
-Innym razem kochanie - wyszeptałem do jego ucha.
-Chciałbym abyśmy skupili się w końcu na siebie i poczuć coś więcej. Wiem, że starasz się, ale potrzebuje więcej ciebie. Więcej nas i skupić się na naszych emocjach oraz to co potrzebujemy.
-Jednak nie możemy robić wszystkiego, bo nie jesteśmy sami, a poza tym boję się gdyby nas miał ktoś złapać na tym.
-Przecież to normalne dla osób co się kochają - odparł, a ja musnąłem jego szyję.
-Wiem, ale nie chcę abyś miał w jakiś sposób ucierpieć przez ojca. On nadal nie jest za tobą.
-Jednak może zyskałem trochę jego szacunku?
-Nie siedzę w jego głowie - pogłaskałem go po policzku kciukiem - nie chce w sumie.
-Naprawdę dziś będzie egzekucja?
-Tak i wplątałeś się w przepytywanie naszych gości.
-Nie ma w tym nic trudnego - prychnął - po wbijać nóż tak i ówdzie, a po chwili po sprawie.
-Nie masz zabić tylko spróbować wyciągnąć informacje - naprostowałem jego myślenie, a on zmarszczył brwi. - Tylko egzekucja przy ścianie śmierci jest ich śmiercią.
-Głupie - prychnął.
-Ale prawdziwe - odrzekłem mu i pogłaskałem go po plecach czując jak przechodzi go dreszcz.
Gdy wróciliśmy do domu zjedliśmy obiad i nawet nie wiem kiedy zeszliśmy na dół. Oczywiście Erwin również musiał więc na swych ustach miał chustę z czaszką by zasłonić swoją tożsamość. Ponieważ nie zgodził się na to aby założyć maskę Lordów. Zszedliśmy na dół i stanęliśmy w głównej sali.
-Mam nadzieję, że nie odwalicie niczego głupiego - rzekł ojciec patrząc się centralnie na nas. Na mnie i Erwina. Do sali wszedł nagle Aron w masce, ale wszędzie go rozpoznam po posturze ciała. - Ciebie będzie pilnował Aron - wskazał na mnie i zdziwiłem się, chociaż rozumiałem decyzję ojca. Też bym sobie nie ufał żeby zostać sam na sam z kimś kogo miałbym torturować. - Natomiast ciebie Leon. Nie ufam wam na tyle aby zostawiać was samych.
-Rozumiemy - odparłem cicho za Erwina.
-W każdej z sal jest już jeden z mężczyzn - odparł - macie wyciągnąć od nich jak najwięcej.
Więcej nie powiedział po prostu wyszedł więc spojrzałem na Arona gdyż zostaliśmy tylko we dwójkę.
-Nie chce mi się ciebie pilnować, ale to rozkaz od Morte więc to zrobię! Gdybyś zachowywał się jak należy to bym nie musiał tu by być - odrzekł i ruszył do sali numer trzy więc niepewnie ruszyłem za nim, ale nie pokazywałem po sobie tego, że lękam się. Dumnie wypiąłem klatkę piersiową i wszedłem z Aronem do pokoju, a raczej do sali tortur. Zdziwiłem się na widok szefa całej paczki, ale musiałem zachować spokój i zimną krew. Czarnowłosy oparł się o ścianę gdy ja powoli podszedłem do mężczyzny, który miał zakneblowane usta chustą. Zapewne był bardzo nieznośny więc tak też go potraktowano. Jak psa, którym jest.
-Miło mi cię poznać Peter Purker - rzekłem zimnym tonem głosu i rozwiązałem mu usta.
-Ty kurwo Lordowska! - warknął mężczyzna na mnie i splunął mi na maskę więc wziąłem szmatkę i wytarłem ją.
-Tak się nie bawimy ja do ciebie przyjacielsko, a ty w ten sposób - powiedziałem spokojnie - chcę zadać tylko kilka pytań na które musisz mi odpowiedzieć, a nie będzie cię boleć dobrze?
-W dupie mam twoje pytania! Nic ci nie powiem! - westchnąłem cicho i wziąłem nóż motylkowy w dłoń. Był ładny więc zapewne i ostry oraz z pewnością będzie boleć jak go wbije w skórę mężczyzny.
-Jesteś pewny iż chcesz abym to zrobił? Muszę cię przepytać więc musisz mi powiedzieć co wiesz - rzekłem spokojnie i wbiłem ten nożyk w jego dłoń aż krzyknął z bólu, a ja skrzywiłem się niezadowolony z tego do czego mnie zmusza.
-Nic ci nie powiem! - warknął wściekle z bólem w głosie, a ja westchnąłem cicho.
-Powiedz mi co chcieliście zrobić? Po co były te ataki na ludzi?
-Pierdol się! - krzyknął więc wyciągnąłem nóż z ręki. Nie potrzebowałem go ranić. Wiedziałem co boli tak mocno aby podkradało się zmysły. Odszedłem od niego i zacząłem szukać octu oraz soli. Gdy to znalazłem od razu wróciłem do niego i polałem ranę, a on zaczął krzyczeć wniebogłosy. Mimo, że ściany były wygłuszone czułem jakby każdy słyszał jego krzyki. Dosypałem więc soli do rany, a on zaczął się rzucać w miejscu.
-Coś zrobił? - spytał zainteresowany Aron.
-Wiesz Ar to jest stara metoda, którą kiedyś przeżyłem. Nie potrzeba ranić wystarczy zrobić odpowiedni roztwór, a ból sam powoduje, że ma się dość.
-Ciekawie - odparł cicho i z fascynacją patrzył na mężczyznę.
-Może złagodzić ból tylko zdradź mi co wiesz - rzekłem - jeśli nie. Dołożę sodę oczyszczoną, a to będzie jeszcze bardziej boleć.
-Nnic ci nie powiem - powiedział przez zaciśnięte zęby, a ja podniosłem się idąc do ściany gdzie były różne rzeczy. Znalazłem żrący płyn więc stwierdziłem, że to będzie idealne połączenie. Wszystko co jest żrące i wywoła ból. Białowłosy gdy zobaczył co przyniosłem aż zaczął się rzucać w krześle, ale był zbyt mocno spięty aby móc cokolwiek zrobić.
-Spytam jeszcze raz - rzekłem zimnym tonem głosu - po co to robiliście?
-Nie chcieliśmy abby on był władcą. Chcieliśmy zzmiany wwolności dla wszystkich, ale wszyscy są zaślepieni! - kucnąłem przed nim i patrzyłem się w jego oczy.
-A policja? Polowanie na 01?
-Sskąd?
-Mam swoje źródła Purker - warknąłem - co chcesz osiągnąć przez atak na policję?
-Mmamy porachunki głównie to Owen - zamknął usta gdyż właśnie powiedział zbyt dużo.
-No proszę policjant piesek ojca i na dodatek jeszcze współpracuje z wami? - podniosłem się - Wiedziałem iż tej kurwie się nie ufa!
-Nie! Źle zrozumiałeś to nie tak!
-Dawał wam info wiedzieliście zawsze gdzie jest dostawa bądź towar! Zwykle to Klos pilnował niedaleko transakcji! Myślisz, że jestem głupi?! - polałem jego rękę żrącym płynem, a on zaczął płakać z bólu.
-Mamy kręta - odezwał się Aron, a ja kiwnąłem głową na tak.
-A mówiłem, że nie podoba mi się piesek ojca. Sprzeda każdego aby mieć tylko dobrze i pewność iż nie stanie się mu nic! - widząc iż dłoń mężczyzny zaczyna krwawić, a mięso wyżerać się, wylałem na nią wodę aby zmyć wszystkie złe płyny, które zakaziły ranę. Lecz nie pozbyły się bólu, bo on nadal był wyczuwalny. - Ilu was jest i co pragnęliście osiągnąć!
-Jest nas ośmioro - wymamrotał zapewne nie wiedząc co się już dzieje wokół niego. Wiem co to za ból. Kiedyś go przeżyłem, ale wyszedłem z tego bez uszczerbku na ciele lecz z uszczerbkiem na umyśle. On nie wyjdzie ani z tym i z tym.
-Co chcieliście tym osiągnąć!
-Wojnę gangów - wyszeptał i widziałem jak powoli mi odpływa więc oblałem go zimną wodą. Zaczął kasłać, a to wystarczyło aby go ocucić do reszty. - wojnę gangów by Lords of the world upadło w rewolucji o nowe prawa.
-Przykro mi, ale nie daliście rady. Zginiecie dzisiejszego wieczoru i żadna mafia nie będzie za wami płakać. Każdy wie, że może polegać na Wielkim Morte. Trzeba było wybrać życie.
-Nie cofnie się decyzji, którą już raz się podjęło - powiedział cicho, a ja odsunąłem się od niego.
-On już nic więcej nam nie powie - odparłem - ani kolejny.
-Wziąć go do celi Herdeiro?
-Tak Ar zabierz go, a ja przejdę się do ojca do sali.
-Jasna sprawa - odparł więc wyszedłem od razu kierując się do czwórki gdyż on uwielbiał tą sale, bo są jego ulubione zabawki tortur.
-Co tu robisz? - od razu ojciec spojrzał na mnie gdy otworzyłem drzwi i zdziwił się widząc mnie.
-Chciałbym porozmawiać - odrzekłem cicho i zetknąłem na skatowanego mężczyznę za nim. Na ucho wyjaśniłem mu pobieżnie co się dowiedziałem się i widziałem jak zaciskał ręce w pięści.
-Jeszcze sobię resztę potruję i zajmę się kretem.
-Oczywiście - odparłem i wyszedłem z pokoju aby zerknąć do Erwina, który był w jedynce.
Po torturach szybko czas minął i nim się obejrzałem staliśmy wszyscy wokół ściany śmierci. Nie życzyłem im tego, ale też nie mogliśmy ich wypuścić. Byli zagrożeniem, ale przyjemniej umrą wspólnie jak rodzina.
-Z prawa nadanego mi! Zostajecie skazani na śmierć za zamieszki, ataki na mafię oraz ludzi wszelakiej maści! Wasze czyny były nie odpowiednie i psuły wszystkie transakcje! Zgodnie z Radą jesteście skazani na najwyższą z kar. Karę śmierci!!!
Czy Erwin podszedł do tortu na spokojnie?
Czy Owen poniesie konsekwencje?
2442 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro