Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pora pokazać, że nie jestem słaby!

Witam serdecznie w czwartkowym rozdziale!
Zostało tylko 3 dni! Ale ten czas leci!
Będzie się dużo działo 😎 i z czego co obliczyłam to w tym miejscu skończymy pierwszy segment historii!
Jak sądzicie jak on się skończy? Macie już jakieś teorię?
Jak tam u was jakieś plany na dziś?
Ja dziś zamierzam w końcu nadrobić z rozdziałami w przód po pisanym oneshocie!
Miłego dzionka wam życzę!

Perspektywa Erwina

Minął ponad tydzień gdy z Kuiem oraz z Heidi zamieszkałem w ich rodzinnym domku. Praktycznie był koniec miesiąca, pełnego jednego miejsca bez bruneta obok mnie. Bolało, ale trochę mniej i to w sumie dzięki zasłudze Kuiowi, który poświęcał mi swoją uwagę i próbował wszelakich rzeczy abym stanął na równe nogi. Najbardziej w sumie podobało mi się to, że mogłem wejść wszędzie i wszystko przeglądnąć gdyż moje ADHD od zawsze było ciekawskie i lubiłem wiedzieć co gdzie jest, ale zbyt niepewny byłem w takich rzeczach aby sobie pozwolić na grzebanie w czymś co nie należy do mnie. Najbardziej w sumie bawiło mnie to, że jak miałem koszmary to Kui pozwalał mi wybrać bajkę do czytania. Nie powiem ciekawy sposób, który jak się okazało działa na mnie usypiająco. Trochę żenujące, ale pomagające aby nie nawiedzały mnie ponownie koszmary i mogłem się chociaż wyspać. Tak też było dzisiejszej nocy obudziłem się z koszmaru nie mogąc złapać powietrza, ale nauczyłem się już co powinienem zrobić w takim momencie. Zamknąłem oczy i starałem się wyciszyć umysł co pomogło aż wziąłem głęboki wdech w płuca, które aż zapiekły mnie. Zszedłem z łóżka i wyszedłem z pokoju nawet nie ubierając kapci, wszedłem do pokoju mąciciela.

-Kui - mruknąłem cicho i potarłem ramię, a łzy skapywały z moich oczu i moczyły puszysty dywan.

-Już wstaje - powiedział cicho i podniósł się do siadu - chodź misiu kolorowy zrobimy herbatkę na uspokojenie dobrze?

-Yhum - mruknąłem i przetarłem dłońmi oczy, ale posłusznie poszedłem za nim do kuchni gdzie co noc bądź co drugą robił mi herbatę z miodem. Nie zważając uwagi, która jest godzina i jak długo musi ze mną siedzieć. Po prostu jest i nie mogłem uwierzyć, że ten mąciciel potrafi dotrzeć tak do mnie jak i do każdego.

-Co tym razem ci się śniło? - spytał i położył dwa kubki na blacie kuchennym i usiadł na krześle.

-Tto co zawsze - zająknąłem się chociaż nie chciałem, ale ciężko przychodziło mi mówienie o swoich uczuciach i tym co mi się śniło.

-Czyli? - spytał chociaż znał odpowiedź na te pytanie.

-Znowu widziałem jego jak rozstrzeliwują go i jego wzrok, ale oskarżający mnie o to wszystko, że to moja wina. Powiedział, że mnie nnienawidzi i pragnął mmej śmierci... - mój głos delikatnie się załamał, ale uparczywie patrzyłem się w kubek z herbatą w której widziałem swoje odbicie. - ...wstał z ziemi chociaż był martwy i ruszył w moją stronę powtarzając, że to moja wina.

-Misiu kolorowy - przerwał mi - nie jest to twoją winą dobrze o tym wiesz, a on miał wybór. Wybrał to co było według niego najrozsądniejsze.

-Ja wiem, ale męczy mnie to, że nie mogłem pożegnać się z nim normalnie - spojrzałem na Kuia z smutkiem, bo właśnie to czułem jedynie.

-Czy zmieniło się coś gdybyś jednak miał okazję pożegnać się? - spytał co mnie zszokowało, bo nie spodziewałem się tego pytania po nim.

-Mmoże nie czułbym takiego silnego poczucia winy? Nie wiem naprawdę nie wiem - wyszeptałem i samotna łza spłynęła po moim i tak zaczerwienionym policzku po wcześniejszych łzach.

-Może wypij herbatę do końca i połóżmy cię spać? Co dziś chcesz abym ci przeczytał do snu?

-Em nie wiem jeszcze - odpowiedziałem.

-To będziesz mógł coś wybrać, a ja umyję kubki - zaproponował więc kiwnąłem głową na tak i zsunąłem się z krzesła. Od razu poczułem pod stopami chłód parkietu, ale posłusznie ruszyłem do schodów aby dostać się do swojego tymczasowego pokoju. Usiadłem przed regałem z książki i zacząłem patrzeć na tytuły aby wybrać jakiś najciekawszy. Czułem się trochę jak dziecko przez te czytanie na dobranoc. Jednak pomagało mi to przespać resztę nocy więc z ochotą wybierałem książkę z bajką na dobranoc. -Wybrałeś coś? - poczułem na głowie dotyk jego dłoni, która zaczesała moje włosy tak aby nie wpadały mi do oczu.

-Tą? - wyciągnąłem ją pomiędzy innych książek i podałem ją Kuiowi.

-Dobrze - kiwnął głową, a ja uśmiechnąłem się i szybko podniosłem z podłogi. Wdrapałem się na łóżko i przykryłem kocykiem patrząc jak chińczyk siada na bujanym krześle. Nie wiem dlaczego, ale polubiłem gdy czyta. Jego głos wydaje się być bardziej przyjemniejszy i cieplejszy. Oparłem wygodne głowę o poduszkę i czekałem aż zacznie czytać. Chyba po prostu polubiłem takie życie, ale było mi tęskno za poprzednim oraz za moim brunetem. - Lisia i jej niebo - przeczytał, a następnie spojrzał na mnie. -Na pewno chcesz tą książkę?

-Chcę - odparłem, a nocna lampka oświetlała Kuia.

-Działo się to nie tak dawno w leśnej, zielonej krainie, a może raczej wielkiej dolinie, gdzie trawa i krzaczki pokrywały wielkie tereny. Góry wyrastały z ziemi i pięły się wysoko, aż do słońca. Właśnie tam mieszkała lisia rodzina : Lis - tata, Lisica - mama i mała Lisia, która chodziła do leśnego przedszkola. W tym przedszkolu bawiły się też inne zwierzaki, śpiewały, rysowały, cudownie spędzały każdą minutę (...) - uśmiechnąłem się delikatnie i przymrużyłem powieki - Pewnego dnia mama Lisica bardzo zachorowała i karetka bociana zabrała ją do szpitala. Gdy tylko Lisia wróciła do domu, zdziwiła się i zasmuciła, bo przecież mamy nie było (...) I tak mijały dni i tygodnie, a stan mamy Lisicy się nie poprawiał... Lisia każdego dnia płakała, gdy budziła się rano i gdy zasypiała... Brakowało jej przytulania, uśmiechu i buziaków mamy. -jak słuchałem tego co czyta trochę przypominało to mnie i Monte - Pewnego słonecznego dnia tata Lis wrócił bardzo smutny do domu, a gdy tylko zobaczył Lisię, mocno ją przytulił. Powiedział, że mama bardzo ją kocha, ale musiała udać się w daleką podróż do liskowego nieba, gdzie pewnie teraz lata z aniołkami.(...) Lisia szeroko się uśmiechnęła, łzy radości spływały jej po policzkach. Zrozumiała, że mamy nie będzie już w domu, ale ma ją w swym serduszku i w niebie, na które może patrzeć codziennie i z każdego miejsca na świecie. Mama tam zawsze będzie. - Trochę pół przytomnie słuchałem opowiadania, ale bardzo chciałem usłyszeć końcówkę tej historii. - Koniec! - powiedział i spojrzał na mnie, ale ja zamknąłem powieki i wtuliłem się wygodniej w poduszkę wiedząc iż mąciciel będzie przy mnie gdy tego potrzebuje. Może nie była to bliskość przez dotyk, ale jego obecność była bardzo pomocna.

-Dobranoc - mruknąłem sennie i nie wiem kiedy oddałem się w objęcia Morfeusza.

Wstałem bez niego obok, w końcu wcześniej wstaje ode mnie i przyzwyczaiłem się do tego. Podszedłem do dębowej szafy i wyciągnąłem jakieś świeże ciuchy aby iść na dół. Trzeba było coś zjeść aby nie było, że nie jem. Skoro dano mi możliwość do robienia śniadań samemu to czemu nie miałem korzystać. Przebrałem się w czyste ciuchy i zaczesałem zbyt długie włosy do tyłu. Trzeba będzie je definitywnie obciąć gdyż mi przeszkadzają powoli. Powolnym krokiem zszedłem na dół gdzie okazało się, że są wszystkie jego dzieci. Oczywiście jak to "ja" przywitałem się ze swoimi przyjaciółmi i ruszyłem do kuchni aby zrobić sobie płatki z mlekiem. Gdy tylko zrobiłem śniadanie od razu usiadłem koło Carbo i wziąłem się za jedzenie słuchając tego co mówią między sobą. Nie powiem Carbo był zdziwiony moją zmianą, ale sam byłem tym zdziwiony, że pomóc Kuia tak bardzo na mnie działa. Jednak chiński mąciciel jak widać wiedział co robić aby pomóc.

-Może zacząć bankiem? - zasugerowałem skoro nie wiedzieli co robić, a wszyscy spojrzeli na mnie - No co? Pytałeś to odpowiedziałem! - zdziwiłem się gdy Kui się zaśmiał.

-Chcesz opierdolić bank?

-A jakże inaczej? - wzruszyłem ramionami, bo czułem się na tyle dobrze, że mogłem podejść do obrabowania banku - Policji pewnie się nudziło przez ten czas. - dodałem.

-I to jest mój brat! - Carbo objął mnie ramieniem i pochochrał moje włosy przez to zaśmiałem się na jego ruch.

-Daj spokój - tknąłem go pomiędzy żebra, a on odskoczył również się śmiejąc. Wstałem z kanapy i wziąłem miskę do kuchni aby ją umyć żeby nie siedziała w zlewie. Wolałem po sobie posprzątać niż zostawić nabrudzone.

-To na pewno nasz Erwin? - spytał cicho Silny, ale nie na tyle abym nie słyszał.

-To wasz Erwin tylko bardziej odpowiedzialny - odparł ze śmiechem Kui.

-Ja to słyszę! - rzekłem głośno i ruszyłem do salonu po umyciu łyżeczki oraz miski. -Nie ładnie jest rozmawiać o kimś kto jest obok.

-Trudno - zaśmiał się Carbo.

-Erwin ma rację - stwierdziła Heidi - nie wolno tak o kimś mówić - stwierdziła i uśmiechnęła się do mnie.

-Dzięki - mruknąłem i do siadłem się znowu do nich.

-Co planujecie po spotkaniu robić? - spytał Peter.

-Raczej nic - odparł Carbo.

-Praca - rzekła blondynka.

-Coś z chłopakami robić - stwierdził Peter.

-Pilnować Erwina - oznajmił Kui na co przewróciłem oczami.

-Siedzieć z Kuiem - odpowiedziałem na stwierdzenie mąciciela, a reszta się zaśmiała z naszej delikatnej sprzeczki.
Nie wiem nawet kiedy wyszliśmy wszyscy z domu i wsiedliśmy do aut aby pojechać na Burgershota. Byłem w samochodzie Carbo, bo miałem wybór z nim albo z Kuiem. Jednak zdecydowałem, że lepiej będzie jak z bratem pojadę.

-Więc jak czujesz się bracie?

-Jest lepiej - stwierdziłem i spojrzałem do niego.

-Widać - rzekł - jednak dobrym było wyborem aby zostawić cię u wujka.

-Możliwe - odparłem.

-Jak w ogóle czujesz się w moim rodzinnym domku?

-Jest dosyć ciekawie i jeszcze takiego Kuia nie znałem - oznajmiłem i spojrzałem na niego - dziękuję za to, że pomagacie mi.

-Zawsze zrobimy wszystko aby ci pomóc Erwin w końcu jesteśmy rodziną.

-Wiem - westchnąłem - i cieszę się z tego.

-Ale?

-Jednak nadal nie potrafię się całkowicie pozbierać, ale jest lepiej.

-Cieszę się, że czujesz się lepiej - powiedział i nawet nie wiem kiedy zaparkowaliśmy pod Burgershotem w którym nie byłem już dawno. Kui robił wszystko abym tylko nie wracał do roboty twierdząc, że to będzie lepiej dla mnie. Wysiedliśmy z auta i skierowałem się do środka budynku. W budynku ruszyliśmy na zaplecze w którym byli już wszyscy.

-Siema - przywitałem się z wszystkimi z szerokim uśmiechem. Mimo iż widziałem niektórych kilka razy to jednak stęskniłem się za nimi wszystkimi. Wszyscy nagle rzucili się na mnie, zamykając w grupowym miśku.

-Dobrze, że jesteś - powiedział San.

-Też się cieszę, że was widzę - uśmiechnąłem się do nich wszystkich.

-Dobra dosyć misie kolorowe i skupmy się na tym co dziś robimy, bo kilka spraw mamy do ogadania i Erwin wraca do życia mafijnego!

-Serio? - zapytał Dorian.

-Serio wracam - rzekłem - a dziś napierdalamy bank!

Spotkanie minęło bardzo szybko jak się okazało ja hakuje, Kui negocjuje, Vasquez kieruję, a Labo jest na czwartego do pilnowania zakładników. Wszystko było zaplanowane do końca, a ja właśnie z Carbo jechaliśmy na moje mieszkanie aby zabrać potrzebne rzeczy do włamania się do sejfu. Tym razem czułem, że poradzę sobie z wszystkimi zabezpieczeniami w banku.

-Dasz radę? - spytał gdy stanął pod moim apartamentowcem.

-Spokojnie mam klucze, wezmę tylko ważne rzeczy i wychodzę - oznajmiłem wysiadając z auta.

-Jesteś pewny?

-Tak jestem - odparłem i ruszyłem do drzwi wejściowych. Szybko wpadłem do windy i wcisnąłem odpowiedni numer piętra. Do mieszkania wszedłem bardzo szybko i wziąłem torbę z pokoju dla gości aby wsadzić do niej przedmioty potrzebne do hakowania. Kui miał mi dać jeszcze coś co otworzy drugie drzwi, a ja wrzuciłem wiertarkę do tego aby dostać się do skrytki. Po spakowaniu tego co trzeba i ubraniu się w ciuchy do roboty, wyszedłem z domu zamykając drzwi na klucz. Nie miałem czasu na wspomnienia choć poczułem, że one starają się wydostać ze mnie jednak zdusiłem je w sobie. Dosyć szybko ubrałem maskę na ustach i wypadłem z budynku jak z procy aby wsiąść do auta Carbo. -Jedziemy! - oznajmiłem zapinając pasy.

-To co pora na bańczyk?

-Pora na bańczyk - potwierdziłem. Jak zwykle bank na kwadraciaku był najlepszym wyborem, bo najwięcej ludzi płaciło oraz wypłacało w nim pieniądze. Na miejscu już byli wszyscy wraz z zakładnikami. Wszyscy czekali tylko na mnie. -Dzięki Carbo - wysiadłem z auta.

-Powodzenia - uśmiechnął się i odjechał aby nie robić problemów z policją gdy przyjdzie.

-Zaczynamy? - spytał Kui widziałem w jego oczach delikatne zawahanie i niepewność. Nie był pewny tego czy na pewno jestem gotów. Nie dziwiłem mu się, ale musieliśmy spróbować.

-Tak - odparłem z pewnością i ruszyłem od razu w stronę sejfu, ale zatrzymał mnie chińczyk podając mi dwa pendrive.

-Powinny zadziałać - rzekł, a ja kiwnąłem głową zgadzając się na to.

-Oby zadziałały, bo chcę opierdolić ten bank - oznajmiłem i wszedłem do pomieszczenia obok. Od razu rozwaliłem konsole i podpiąłem wszystko co trzeba. Wziąłem głęboki wdech wiedząc, że jest to ta chwila aby pokazać, że nie potrzebuje niczego więcej i jestem silny iż potrafię zrobić wszystko jeśli się skupię. Po pierwszej próbie drzwi sejfu otworzyły się przede mną, a ja wszedłem do środka. Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Byłem tak skupiony na tym co robię, że nie słyszałem to co się działo na zewnątrz. Podpiąłem pendrive, który dostałem od Kuia oraz tajemniczy telefon. Włamałem się do systemu i drzwi ustąpiły. Zaśmiałem się z radości i zacząłem zbierać pieniądze do torby, ale po chwili zacząłem dobierać się do skrytki w której była karta do czegoś czego nie znałem. Zgarnąłem to co potrzeba i opuściłem sejf z radością. Czułem w swoich żyłach te uczucie arealiny, które mi tak bardzo brakowało przez ten czas. Wziąłem głęboki wdech i wydech. Czekało nas tylko to aż wyjdziemy z banku i zaczniemy uciekać przed policją. Ta ekscytacja buzowała w mym ciele, ale tą ekscytacje też czułem przy pewnym brunecie, który potrafił zrobić ze mną tyle rzeczy aby mnie zadowolić i pokazać co to za wspaniałe uczucie będące w mym sercu, sercu, które należało do niego.

Czy uciekną z banku?
Czy Erwin zapomni o brunecie?

2158 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro