Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwszy bank na obcym terenie

Witam serdecznie wszystkich!!!
Oj dziś bardzo ciekawy rozdział!
Dowiecie się czy wasze teorie miały swoje miejsce czy też nie!
Dziś bardzo ciekawa perspektywa której się nie spodziewacie!
Czy piszę to o prawie 1 w nocy? Moooże?
Życzę wszystkim miłego dzionka ❤️

Perspektywa Vasqueza

Dni na obcym terenie mijały szybko i mimo tego, że Kui starał się nam znaleźć jakieś bezpieczne w miarę zajęcia, to ja widziałem zbyt dużo poświęceń. Sam zacząłem zastanawiać się czy nie powinienem za kimś się rozejrzeć. Na początku zauroczył mnie Erwin, ale widziałem iż ma Grzesia więc nie chciałem psuć ich idealnego związku oraz uczucia. Byli tak szczęśliwi ze sobą więc szukałem jakieś osoby, która również mnie zauroczy mając to coś w sobie. Jednak w naszym mieście nie było żadnej takiej osoby co zafascynowała mnie tak bym od razu czuł, że to to. Od kiedy Dante wyjechał to Nico praktycznie siedział u siebie więc stwierdziłem, że dobrym wyjściem będzie jak zrobimy coś co lubimy. Dlatego pewnego razu przejechałem się na jakąś ośkę. W sumie to wymknąłem się z terenu Mokotowa i ruszyłem na miasto terenówką. Zauważyłem, że na tej osi zawsze są super bryki do ścigania więc stwierdziłem iż ktoś musi być organizatorem wyścigów, bo po coś te auta tu są. U nas w sumie to Carbo przez jakiś czas organizował wyścigi lecz zrezygnował z tego gdy przez policję chętnych zaczęło braknąć. Wziąłem głęboki wdech i poprawiłem czarną chustę z czaszką na ustach. Wysiadłem z auta i poprawiłem swoją czarną podkoszulkę z kapturem, który miałem zarzucony na głowę. Od razu zauważyłem wzrok wszystkich, ale dłoń położyłem na kaburze z pistoletem więc ludzie od razu odsunęli się o krok do tyłu.

-Kto tu rządzi? - spytałem się głośno swoim basowym głosem.

-On tu rządzi! - wskazali mi na mężczyznę na oko 190 centymetrów wzrostu, ale i tak był niższy ode mnie. Zauważyłem jego wzrok na sobie i co go wyróżniało od wszystkich to czarny ubiór oraz okulary, które zasłaniały oczy. Był jednak ubrany tak, że nawet nie dało się go pominąć.

-Czego chcesz? - spytał spokojnie przez modulator głosu, który zniekształcał jego głos.

-Chciałem się dopytać odnośnie wyścigów.

-Zaliczka tysiąc, ale z tym twoim gratem nie masz szans aby wygrać z kimkolwiek - odparł mężczyzna, a ja wybuchnąłem śmiechem.

-To nie auto mówi kto wygra tylko umiejętności!

-Skoro tak wyzywam cię na wyścig jeden na jeden!

-Pokaż trasę, a przyjmuje wyzwanie! - odpowiedziałem gdyż jeździłem nie jeden raz takim wozem nawet uciekałem policji. Mimo iż nie byłem Carbo to byliśmy na podobnym poziomie prowadzenia więc nie bałem się, że przegram, a nawet jeśli to wiem iż będę zaraz za nim.

-Oczywiście - odparłem i w ten sposób namówiłem się na wyścig. Nielegalny wyścig na który nie miałem pozwolenia od Kuia, ale nie umiałem odmówić. Wyciągnął telefon i pokazał mi trasę.

-Pobierz to i udostępnię ci trasę! - od razu pobrałem tajemniczą apkę i następnie dołączyłem do trasy o której była mowa.

-Dobra mam - uśmiechnąłem się zadowolony i ruszyłem do auta terenowego. Gdyż byłem ciekawy jak to wygląda. Stanęliśmy na miejscu startu i położyłem telefon tak aby widzieć kątem oka trasę. Ruszyliśmy z piskiem opon i na prostej on zrobił duży dystans, ale na skrętach i zakrętach to ja dominowałem. Mój samochód nie ślizgał się tak bardzo jak jego koła na zakrętach. Paliłem sprzęgło w samochodzie nie żałując gazu, ale też nie przeginałem, bo nie o to chodzi w tym. Na prostej nie miałem szansy aby zyskać czasu, ale slalomy i skręty pozwoliły mi aby wyrobić sobie wystarczającą odległość jakbyśmy na końcu mieli prostą drogę. Terenówka nie była byle czym, bo w końcu napęd na cztery dużo też daje. Lecz jak to mówi Nicollo najważniejsza jest technika i wyczuć samochód, a nie ile ma się koni pod maską. W ten sposób przekroczyłem metę i zarazem start wyścigu. Centralnie sekundę po mnie wjechał tajemniczy mężczyzna, który zaproponował mi ten wyścig.

-Dobra daj numer konta przeleje ci pieniądze! - odezwał się gdy wysiadłem z auta.

-Nie potrzebuje - odparłem na jego słowa i chyba zdziwiłem go mocno - kiedy kolejny wyścig?

-Wyścigi zawsze w piątki o 23 - odpowiedział na moje pytanie.

-To z chęcią wezmę udział! - uśmiechnąłem się pod chustą - I pokaże wam wszystkim prawdziwego mistrza kierownicy!

-Najpierw to jakieś normalnie auto kup - zaproponował, a ja zaśmiałem się na jego słowa.

-Obyś się nie przeliczył z tym! - rzekłem spokojnie i wsiadłem z powrotem do auta więc na spokojnie zacząłem wracać do domu. Jak na złość chińczyk stał w drzwiach zapewne widząc iż wracam.

-Gdzie byłeś?

-Na mieście - odparłem spokojnie, ale nie widziałem po jego minie niczego.

-Masz zakaz Vasquez wychodzić bez informowania nas w sumie to mnie! To nie jest 5city abyś robił co chciał! Tu każda mafia może chcieć cię zabić.

-Wiem, ale ja tylko poszedłem się przejechać!

-Sindacco proszę cię o to abyś bez informowania mnie nie jeździł.

-Reszta jakoś zbiera rzeczy i jeżdżą, a mi nie wolno?

-Bo nie jeżdżą samemu tylko ekipą, a ty sam sobie pojechałeś! Chcę tylko zadbać o wasze bezpieczeństwo!

-Spokojnie nic się przecież nie stanie!

-Nie kwestionuj mej decyzji dobrze?

-Dobrze Kui - westchnąłem stając przed nim, a on wystawił dłoń w moją stronę. Oddałem więc mu kluczyki do ręki, a on wziął je.

-Spytam jeszcze raz gdzie byłeś?

-Powiedziałem przecież!

-Okłamałeś mnie, a teraz chce usłyszeć prawdę.

-Pojechałem na miasto aby znaleźć organizowane wyścigi - wymamrotałem patrząc się w ziemię.

-Nie mogłeś tak od razu? - spojrzałem na niego zdziwiony gdy oddał mi kluczyki.

-Ale...dopiero dostałem naganę - powiedziałem mocno zdziwiony trzymając w dłoni kluczyki do auta, które mi zwrócił.

-Niech to cię nauczy aby mówić mi prawdę i informować mnie o tym gdzie się wybierasz, a nie uciekasz i to nie wiem gdzie.

-Zrozumiałem i przepraszam - powiedziałem ze skruchą, bo miał rację odnośnie tego. Mogło mi się coś stać gdyż tu nie było tak bezpiecznie.

-Mam nadzieję, a teraz idź się kłaść jutro jedziesz z Carbo po coś.

-Jasne - ominąłem go w drzwiach i ruszyłem do pokoju, który miałem na parterze. Skierowałem się za salon i pierwsze szare drzwi przekroczyłem gdyż tam był mój tymczasowy pokój. Właściciel wcześniejszy był artystą i uwielbiał malować pejzaże, ale przynajmniej miałem ciekawy pokój. Nie narzekałem, ponieważ każdy członek Mokotowskiej krwi był kimś ważnym dla mej rodziny w sumie dla części. Jednakże byliśmy zakshotem, nowym Mokotowem jeśli można to tak nazwać więc mamy prawo poznać tych co byli przed nami.

Od tego momentu oczywiście informowałem Kuia o tym gdzie się wybieram i wraz z Carbo rywalizowaliśmy przeciwko tutejszymi rajdowcami. Jednak problem wyszedł taki iż albo ja wygrywałem, ale w sumie rzadko bywało gdy Carbo brał udział gdyż to on zbierał laury za zwycięstwo. Oczywiście kupiliśmy sobie nowe auta, które może i były ładne, ale nie one tak naprawdę się liczyły. Na każdym z tych wyścigów rozmawiałem z organizatorem, który podobno należał do gangu Black Riders, którzy zajmowali się kradnierzą samochodów i nie tylko. Podobno u nich można jeszcze przebić blachy rejestracji. Jednak nie dowiedziałem się tego od niego tylko od osób trzecich. Jednak to tylko plotki były, ale czy prawdziwe to nie byłem pewny. Raz ściągnął przy mnie okulary i od razu wypatrzyłem się w te cudowne szare oczy, które bez problemu mogłyby być srebrne. Jednak dosyć szybko zasłonił je czarnymi okularami i już wiedziałem iż to jest osoba, którą chciałem poznać jeszcze bardziej. Problematyczne jednak było poznać jego imię czy nazwisko, a Carbo nabijał się ze mnie iż zauroczył mnie mężczyzna, którego nawet nie znam. Poniekąd miał rację z drugiej strony on również mnie nie zna, bo mamy na sobie maski Mokotowskie z czaszką. Może każdy je miał, ale Carbo dodatkowo nosił czapkę, która była rozpoznawczą wśród mafii. Czarna i z trzema paskami kolorów, zielenią, bielą i czerwienią. Niektórzy patrzyli się na nas zdumieniem, ale przez to iż podobno Lordowie wybili wszystkich z Mokotowa jednak jak widać ostali się ludzie.

-No hej Quick - podszedłem do organizatora, którego zwą Quickness, ale przez to iż nie mam do niego numeru ani nic więc ciężko o cokolwiek od niego.

-Czego chcesz Sinda - odpowiedział gdyż przedstawiłem się nazwiskiem. Nikt nie zna mnie tutaj więc nie bałem się o to iż coś będzie złego związane z moją rodziną.

-Ja nic chciałem się przywitać!

-Znów zdobędziecie nagrodę czy nie możecie choć raz przegrać?

-Poszliśmy za twoją radą! Kupiliśmy fury, ale to nie przez nie się wygrywa - oparłem się o jego lotkę na tyle samochodu, a on spojrzał na mnie.

-Nikt inny nie wygrywa przez was! Skąd jesteście iż nagle znikąd dołączyliście?

-Nie ważne skąd jesteśmy Quick ważne iż dobrze się tu bawimy! - odpowiedziałem na jego pytanie omijając ważny aspekt. Maska trochę mu odpadła przez to mogłem zobaczyć na jego policzku tatuaż więc to była podpowiedź dla mnie. Wyścig dałem wygrać Quickowi i nawet Carbo się zgodził aby przegrać tym razem, bo ja tak chciałem. Dojechaliśmy na metę i tylko się pożegnaliśmy ze wszystkimi, ale z daleka widziałem wzrok mężczyzny, który był widocznie zdziwiony, ale i zadowolony.

Pomysł z bankiem nie był taki głupi, ale nie widzieliśmy co tak naprawdę wyjdzie z tego. Miałem być kierowcą i czułem iż będzie nieciekawie jak coś się stanie złego jednak chciałem jechać mimo to skoro Carbo zostaje. Zjedliśmy kolację o dziewiętnastej aby o tej dwudziestej być gotowym. Oczywiście przygotowane wszystko mieliśmy dzięki Kuiowi więc nie przejmowaliśmy się tym, chociaż zastanawiało mnie czy damy radę. Na spokojnie ubrałem się w swoje ulubione ciuchy jak to zwykle na wyścigi i miałem nadzieję iż to będzie emocjonujący pościg. Nagle na teren wjechało auto co oznaczało iż wraz z Dorianem mamy się zbierać.

-Macie uważać! - rzekł niski mężczyzna.

-Spokojnie wuja damy sobie radę - odparł Dorian i musiałem się z nim zgodzić.

-Nie ma nikogo przed kim bym nie uciekł!

-I tak uważajcie, i przy pilnujcie zakochańców - odpowiedział i poklepał nas - miłej zabawy!

-Dzięki! - wyszedliśmy z domu, a przed nim stała R8 przy której stał Erwin oraz Grzesiek.

-Prowadzisz Vaski - rzucił mi kluczyki do auta na co się uśmiechnąłem.

-Z przyjemnością!

-Kui mnie poinstruował, który bank to jest więc jedzmy już! - oznajmił Dorian i musiałem się z nim zgodzić. Trzeba było zająć się tym i poinformować Die oraz landrynki o tym aby podwieźli zakładników. Współczuję im iż kolacji z nami nie zjedli, ale Sky i Summer stwierdziły, że zajmą się dla nich kolacją. Na spokojnie więc zasiadłem za kółkiem naprawdę dobrego wozu i poczułem dreszczyk emocji gdy zamruczał ten silnik, ale nie było czasu aby się cieszyć czymś takim. Ruszyłem więc w stronę gdzie zaznaczył mi Lych i kierowałem się tam gdy on siedział przy mnie oraz rozmawiał przez telefon zapewne z mulatem, na temat banku. Dosyć sprawnie zjawiliśmy się na miejsce oczywiście dla Grzesia oraz Erwina mieliśmy maski aby ubrali je żeby być identyczni w ubiorze, chociaż w jednym detalu.
Zaparkowałem wóz i wysiedliśmy szybko, bo obok były dwa samochody należące do Dii i jego dzieciaków. Weszliśmy do środka od razu naliczyłem siódemkę ludzi jako zakładników.

-Dobra reszta należy do was! - oznajmił dredziaz kiwając do nas, a kolorowo-włosi wyszli od razu do aut.

-Dzięki - odpadł Erwin.

-Do usług! My się zmywamy! - dodał i wyszedł z banku, a Dorek już mierzył do ludzi z pistoletu więc wziąłem w swoje dłonie pistolet. Zacząłem celować w podstawionych zakładników i powoli przyglądałem się każdemu po kolei aż na samym końcu był mężczyzna z kapturem na głowie. Chcąc czy nie musiałem mu go ściągnąć, dlaczego bez zawahania to zrobiłem jednak gdy zobaczyłem na jego twarzy ten sam tatuaż. Ten tatuaż co należał do Quicknessa i zmrużyłem powieki przyglądając się jego białym włosom oraz tej cerze bez żadnych skaz, a na lewym policzku ten czarny pik w sumie tak zwane wino w tali kart. Grzesiu poszedł pomóc Erwinowi, a Dorian negocjatorem chciał być więc ja pilnowałem zakładników.

-No część Quick - zaśmiałem się cicho z niego gdy spojrzał na mnie.

-Nie mogę z ciebie Sinda - warknął cicho w odpowiedzi.

-Więc tak wyglądasz interesujące - uśmiechnąłem się do niego, a on gromił mnie wzrokiem. - No co, nie ja cię porwałem.

-Przez was wpadnę! Jestem notowany i od razu to sprawdzą!

-I co niby mam z tą informacją zrobić? - spytałem zainteresowany i poprawiłem mu włosy dłonią, aby nie leciały mu co oczów.

-Kurwa dopóki ich nie ma, mnie wypuścić! - z jego oczy biła złość i nie dziwiłem się mu, że jest zły.

-To jakiś twój kolega?

-Z wyścigów się znamy - odparłem mu i podrapałem się po karku.
 
-Jeden zakładnik w tą czy w tą nic nie zmieni - rzekł - jak jest notowany nie ma sensu utrudniać mu życia.

-Dobra to go puszczę - rzekłem i zastanawiało mnie co chłopaki robią tam w dwójkę.

-To podwójne zabezpieczenie potrzeba dwóch osób aby zhakować - wyjaśnił chyba widząc iż zerkam w głąb pomieszczenia. Podszedłem za Quicka i podniosłem go aby odkuć jego ręce, ale usłyszeliśmy sygnały policyjne. Zerknąłem na Doriana, a on na mnie. - Ty bierzesz za niego odpowiedzialność!

-Dobra! - prychnąłem i pociągnąłem go w bok zaczynając odpinać kajdanki.

-Przecież przyjechali to po co mnie odpinasz?

-Pobawisz się teraz w napastnika jak nie chcesz iść siedzieć!

-Co?!

-To co słyszysz! - odparłem i odkułem go, a następnie jego połowę twarzy związałem w sumie zasłoniłem mu chustą aby ukryć przede wszystkim jego tatuaż, który go zdradzał. Patrzył na mnie zdziwiony i w sumie też byłem tym co robię, ale skoro był notowany, a ja powiedziałem, że to kolega. Więc nie ma wyboru aby nie robić tego w co już wpadł.

-Przechodzę do negocjacji! Jest nas pięciu? - Dorian zerknął na mnie, a ja kiwnąłem potwierdzająco głową.

-Dlaczego to robisz? - spytał patrząc się na mnie w sumie moje oczy.

-My rajdowcy musimy sobie pomagać co nie? - uśmiechem się do niego gdyż oddałem mu swoją chustę. W torbie co ma Erwin powinna być jakaś zapasowa - Stań na widoku i mierz do ludzi ja idę po zapasową chustę.

-Ale... - spojrzał na broń co mu dałem do ręki.

-Quick zrób to chociaż gdybym od razu cię rozpoznał to by cię tu nie było - kiwnął niepewnie głową i stanął tak jak go prosiłem.

-Speedo - powiedział i zerknąłem na niego.

-Hm?

-Zwą mnie tak naprawdę Speedo.

-Miło mi - pokazałem mu ząbki i wszedłem do pomieszczenia obok, a następnie przez otwarte drzwi do sejfu. - Kurwa chłopaki nie ślińcie się gdy bank robimy! - krzyknąłem widząc jak Grzesiek dobiera się do Erwina.

-Vaski idź do Dorka - rzekł Erwin ciężko oddychając, ale ja to miałem gdzieś i poszedłem do jego torby wyciągając czarną chustę, którą ubrałem na siebie.

-Co się stało z twoją chustą? - spytał Montanha.

-Mamy piątego - odparłem - przez przypadek Dia złapał kolegę z wyścigów - podrapałem się po karku widząc dwie pary oczy skupione na mnie. Wcale nie dziwne było to iż Erwin obejmował Grzesia wokół bioder, a on obejmował go wokół pasa. Trochę się speszyłem, bo w sumie nie chciałem im przerwać, bo znamy wszyscy sytuację jaka jest na terenie Lordów i jak ciężko musi im być nie okazywać sobie uczuć cały czas.

-Okey tylko dasz radę uciec gdy będzie nas pięć?

-Dam radę braciak - odparłem na jego pytanie choć wiem, że będziemy bardziej mieć większy ciężar niż radiowozy. Jednak co się nie robi dla innych. - Wywierćcie skrytki i róbcie co chcecie - dodałem wychodząc.

-Mamy wolny odjazd brak kolczatek i brak helikoptera na pięć minut.

-Aż tyle ci się udało? - powiedziałem zdziwiony.

-Hank negocjator więc bardziej dało się go przekonać!

-Okey.

-Jak z Er i Monte? - zadał pytanie.

-Robią skrytki więc za niedługo powinni być.

-A więc jesteś Speedo - rzekł do białowłosego.

-Tak - odpowiedział cicho i widać było, że się stresuje.

-Pierwszy twój bank? - z zainteresowaniem chciałem się dowiedzieć o nim wszystko co tylko powie, a to była idealna okazja by wypytać o wszystko.

-Ja zajmuje się autami nie bankami - mruknął cicho.

-Spokojna głowa nie ma co się stresować! - zaśmiał się Dorian.

-Z Vaskim nie da się wpaść - rzekł głos Grzesia więc zerknąłem na niego gdyż właśnie przyszli do nas.

-Dzięki psie - burknąłem do niego, a on zaśmiał się wraz z Erwinem.

-To jest wąż! Nie pies! - powiedział przez śmiech siwy.

Nawet nie wiem kiedy wsiadłem za kierownicę auta i czekaliśmy na sygnał. Obok mnie usiadł Speedo gdyż miałem go pilnować, a z tyłu chłopaki z łupem. Wziąłem głęboki wdech i dostaliśmy zielone światło więc z piskiem opon ruszyłem prosto przed siebie. Dzięki wyścigom poznałem miasto nawet w dobrym stopniu więc nie bałem się o to czy wpadniemy. Moja jazda jak zwykle była płynna i przemyślana oczywiście Grzesiek ostrzegł mnie jaką ulicę unikać więc bez trudu po prostu się bawiłem z policją.

Co oznacza wprowadzenie Speedo?
Czy zdołają uciec?

2643 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro