Oni są sobie pisani
Witam serdecznie wszystkich w czwartkowym rozdziale!
Co tam u was? Jakieś plany na dzisiejszy dzień?
Dziś dalsze poddymianie w historii tym razem zobaczycie z innej strony to wszystko!
Oj będzie się działo oj będzie!
Miłego dzionka życzę wszystkim!
Perspektywa Tilii
Wszystko tak nagle się działo i nie byłam w stanie nadążyć nad tym wszystkim. Mokotów przejął nasz teren i liczyło się to, że byłam przy Duarte, którego serce biło nienaturalnie szybko. Mimo obojętności czułam, że jest przerażony. Mój syn klęczał obok i nie odzywał się jakby wyłączył się ze świata. Czułam na policzkach łzy gdy mierzono w nas z karabinu. Bałam się o dzieci i wszystkich, bo nie wiadomo jaki los nas czeka. Gdy mój syn wziął na zakładniczkę kobietę myślałam, że on chce umrzeć, ale wszyscy robili to co kazali. Był władczy i pewny całkowicie inna osoba nim go poznałam przez ten czas. Jednak gdy zobaczyłam jak dochodzą kolejni nie wiedziałam co już mogłabym zrobić. Byłam bezradna i mój syn próbował coś zaradzić. Jednak gdy usłyszałam jak mówi imię chłopaka o którym mi dziś opowiadał. Spojrzałam na chłopaka z srebrnymi włosami. Mój syn nagle z pewnego siebie stał się uleglejszy. Nie sądziłam, że coś takiego się stanie. Wszyscy rzucili się na Gregorego i nie sądziłam, że będą takie emocję. Chyba to była jego rodzina i nie dziwiłam się iż tak bardzo tęsknił za nimi. Widać było, że przy nich jest jego miejsce, bo czuł się najlepiej w ich towarzystwie. W głębi siebie cieszyłam się, że jest szczęśliwy, ale widziałam ten wzrok pełen wątpliwości. Duarte był bardziej wkurzony, a gdy padły słowa, że nasz syn podawał im informację. Westchnąłam cicho, bo wiedziałam iż nie będzie to coś dobrego. Póki pilnowali nas z broni to mąż był spokojny nawet. Nie zdziwiłam się też gdy zasłonił nas swoim ciałem. Gregi zawsze patrzył na innych zamiast na siebie.
-Duarte spokojnie - powiedziałam cicho.
-Sprowadził na nas ich - warknął cicho.
-Nie chciał pewnie tego - wyszeptałam - nie miał kontaktu z nimi w końcu dla nich był martwy.
-Zdrajca i tak. Mogłem go zabić póki była na to okazja.
-Przestań! - powiedziałam oburzona - To twój syn!
-Zdrajca nie syn.
-Duarte nie możesz. Nie pozwalam.
-Nie obchodzi mnie to.
-Ja go urodziłam więc nie masz prawa odbierać mi syna!
Kłótnia trwałaby między nami cały czas gdyby nie to iż chłopak o którym mi opowiadał syn podszedł do nas i wymierzył z broni w głowę mężczyzny mego życia. Chciał zagwarantować bezpieczeństwo swojej rodziny i rozumiałam to w pełni, ale nie wiem czy Duarte pozwoli na to. Obserwowałam ich i widząc z jaką czułością traktuję swojego chłopaka aż robiło mi się ciepło na sercu.
-Nasi synowie to zdrajcy - warknął po chwili brązowowłosy.
-Duarte mają przyjaciół w nich przestań wszystkich traktować jak wrogów. Gdyby chcieli to by nas zabili, a im tylko chodziło o naszego syna.
-Tilia nie widzisz, że oni go zmiękczają - warknął cicho - prawie zmieniłem go na idealnego lorda i oni wszystko psują.
-Duarte on tego potrzebuje aby oni byli tutaj.
-Nie ma mowy aby chodzący dziwoląg chodził po moim terenie - był zły, a to zaślepiało go i rozsądne myślenie.
-Spórz na naszego syna i powiedz co widzisz?
-Zadowolonego zdrajcę, który klei się do wszystkich - burknął na co westchnąłam cicho, ponieważ nie widział tego co ja widziałam. Delikatny pełny uczucia dotyk, którym się darzyli i czerpali z bliskości swoich ciał. Mój mąż nie chciał przyswoić sobie myśli, że nasz syn nigdy nie będzie pasować do nas. Policja i Mafia połączyły siły aby wspólnymi siłami sprzeciwić się światu i prawu oraz nam. Żeby odzyskać towarzysza, przyjaciela i członka rodziny. Tak jak nasz syn wymyślił tak też się stało. Wszyscy zgromadzeni opuścili nasz teren, ale przy boku naszego syna stał mężczyzna, który zawładnął sercem Gregorego. Nie sądziłam, że jak brunet nas uwolni Duarte stanie się taki agresywny i będzie chciał podnieś rękę na lidera Mokotowa. Jednak w jego obronie stanął Gregi i nie sądziłam, że podniesie rękę na ojca, ale jak widać bezpieczeństwo chłopaka było dla niego najważniejsze. Staram się jakoś pomóc załagodzić to, ale nic nie byłam w stanie zrobić na tyle aby od razu zaprzestali. Mój mąż wkurzony ruszył do głównego wejścia do domu zostawiając mnie z dzieciakami. W sumie nie byli takimi dziećmi, bo byli dorośli i wiedzieli oraz znali cenę swoich czynów. Poszli w stronę kuchni. Wiedziałam, że potrzebują trochę prywatności między sobą po takim długim okresie rozłąki. Nie wiedziałam w sumie co czuć iż mój syn woli mężczyzn, ale widząc w jego oczach szczęście, które przez cały ten czas było smutne i przyćmione.
-Apteczkę przyniosłam z łazienki - przerwałam im w czymś co nie chciałam, ale no niestety trzeba obejrzeć te rany - Synu mam nadzieję, że dasz sobie to uleczyć - powiedziałam i już po jego oczach widziałam, że jest przeciwny. Położyłam jednak apteczkę na blacie nie chcąc słyszeć jego zaprzeczenia.
-Dasz co nie Monte? - odezwał się złotooki chłopak i widziałam, że chyba mam sprzymierzeńca.
-Dam - odmruknął zgadzając się od razu co było zadziwiające jaki był wobec niego, ale mam jeszcze sporo czasu aby wypytać o to i owo ich.
-Zajmę się ojcem i wrócę do ciebie - oznajmiłam znikając za framugą do salonu. Spokojnym krokiem szłam przez dom i doszłam do mojego oraz męża sypialni. - Duarte? - spytałam cicho i weszłam do pokoju.
-Nie chce rozmawiać - mruknął cicho, ale podeszłam do niego i złapałam go za dłonie, które spletł w swoje. Pocałował je i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-Duarte nie miałeś wyboru - szepnęłam - zrobiłeś to co było rozsądne. Wiem, że martwisz się o rodzinę, ale ten chłopak chce tylko odzyskać naszego syna.
-Jest z Mokotowa - oznajmił - im się nie ufa! Nie powinno go tu być! Tyle lat panowania i nikt nie był na tyle głupi aby zaatakować kogoś silniejszego. Co ja mam powiedzieć swoim ludziom?
-Prawdę mężu - pocałowałam go w czoło - prawda jest zawsze najlepszym wyjściem niż kłamstwo. Chłopak tu zostanie i nie pozwoli ci Gregory go ruszyć.
-Poczułem to aż za dobrze - uwolniłam dłonie z jego ciepłych i dotknęłam jego policzka.
-Złamany - stwierdziłam widząc jego nos - będzie trzeba nastawić - oznajmiłam cicho i głaskałam go w uspokajający sposób.
-Zrób to co trzeba - westchnął.
-Chodź do łazienki, bo widzę, że zatamowałeś krwawienie, ale no niestety będzie trzeba nastawić.
-Rozumiem - powiedział i wstał z łóżka - co z Gregorym?
-Mocno oberwał od ciebie, ale trzyma się jak może - odpowiedziałam - jest z nim Erwin więc nie został sam.
-Z nim? - prychnął i zdenerwował się, ale pocałowałam go w policzek aby uspokoić jego choć trochę, a przy okazji ciągnęłam nas do łazienki. Po chwili klękał przy mnie i skierował głowę w stronę wanny aby nie ubrudzić płytek krwią. Bezwzlekania nastawiłam mu nos, a on syknął z bólu, bo to nie było przyjemne uczucie jak się nastawiało złamanie. Tak jak myślałam krew pociekła z nosa, ale nie tak dużo gdyż zdołałam uleczyć to mu bardzo szybko. - Tilia moja Vido co mam zrobić z tym? - wtulił się po chwili we mnie.
-Mężu obiecałeś na słowo mafii. Jesteś liderem więc powinieneś przestrzegać prawa, które cię obowiązuje.
-I co ma on tu zostać?!
-Nasz syn jest szczęśliwy mając go przy sobie - powiedziałam delikatnie się uśmiechając.
-Nie rozumiem - mruknął i pokręcił głową - jest wrogiem. Ja rozumiem, że chciał chronić ich, ale nie rozumiem dlaczego.
-Zastanawiam się czasami czy jesteś tak ślepy czy udajesz ślepego kochanie - rzekłam i zobaczyłam nasze usta w czułym pocałunku. Był cudownym mężem, ale jak każdy miał swoje wady. Nie widział uczuć w innych ludziach czy bliskich, ale po dłuższym czasie dopiero je zauważał. Może zauważy to jak chłopców do siebie ciągnie. Zauważyłam to od samego początku.
-Nie jestem ślepy - mruknął - wołam ludzi. Muszę niestety poinformować ich o tym. Ty miej oko na tego całego mokotowskiego chłopaka.
-Spokojnie zajmę się tym - odpowiedziałam mu gdyż wolałam aby nie zajmował się tym i nie zbliżał do mego syna oraz jego przyjaciela.
W ten sposób ruszyłam do kuchni, a mój mąż wcisnął po drodze alarmowy przycisk i wyszedł głównymi drzwiami, a ja ruszyłam do kuchni. Stanęłam w framudze widząc ich w dość nieprzyzwoitej pozycji gdyż siwowłosy siedział okrakiem na moim synu i całowali się. Odchrząknąłam cicho, a oni zaczerwienili się. Na szczęście rany mego syna zostały odkażone i przynajmniej to zdołali zrobić oprócz zbliżenia się.
-Mamo to nie tak - powiedział zawstydzony jak i jego chłopak, który zsunął się z jego kolan.
-Ojciec jak dowie się, że coś między wami jest nie będzie szczęśliwy, ale lepiej aby sam do tego doszedł - oznajmiłam - niż abyście mu to od razu pokazali.
-Przepraszamy - mruknęli obydwaj wspólnie, ale uśmiechnęłam się na ten widok.
-Nie przepraszajcie - powiedziałam z uśmiechem na ustach i podeszłam do syna.
-Ojciec jest zły?
-Troszeczkę, ale przejdzie mu po pewnym czasie - poinformowałam go - staraj się go nie denerwować dobrze?
-Będzie ciężko - odpowiedział i spojrzałam na niego dotykając delikatnie po jego rozwalonej brwi. Po chwili po ranie nie było nawet śladu.
-Postaraj się - rzekłam, a wzrok chłopaka obok nas był zszokowany.
-Jak? - wymknęło mu z ust więc spojrzałam na niego.
-To jest moja moc - oznajmiłam z uśmiechem widząc jak jego oczy błyszczą z zachwytu. Chyba zaczęłam rozumieć, dlaczego mój syn tak bardzo uwielbiał tego chłopaka - leczy rany i delikatne złamania, ale nie ożywia ludzi ani nie znika śladów powstałych na ciele.
-Nie sądziłem, że coś takiego jest możliwe - powiedział z zachwytem, a mój syn patrzył się na Erwina.
-Jest, ale nie każdy otrzymuje dar.
-Rozumiem proszę pani - rzekł na co zaśmiałam się na jego słowa.
-Możesz mi mówić Tilia bądź Vida jak ci będzie wygodnie - odpowiedziałam mu na co się zdziwił. Uleczyłam rany syna wraz z postrzelonym ramieniem.
-Dobrze? - odparł niepewnie, bo chyba nie spodziewał się tego.
-Powinno być lepiej - powiedziałam do syna i pocałowałam go w czółko - jak coś to mów mi jakby cię bolało.
-Dobrze mamo - mruknął i zerknął na Erwina.
-Jesteście głodni? - zapytałam chcąc wiedzieć czy będą w stanie coś przełknąć po dzisiejszym dniu pełnym wrażeń. - Ty Gregory nawet mi nie odpowiadaj, bo wiem, że powiesz nie.
-Yhym - mruknął więc spojrzałam na siwowłosego.
-Ja... w sumie.. nie wiem - odpowiedział bardzo niepewnie zerkając to na mego syna to na mnie chyba nie wiedząc jak ma się zachować w moim towarzystwie.
-Zrobię - rzekłam spokojnie gdyż chyba dopasowali się do siebie odnośnie jedzenia - Marco pewnie jest głodny jak niedźwiedź po dzisiejszym.
-Ktoś mówi coś o mnie?
-I jak? - spytałam zerkając na syna.
-Ojciec wytłumaczył wszystko. Nie był zadowolony, ale jakoś wytłumaczył obecność Erwina - rzekł drapiąc się po karku.
-Kolacja będziesz jeść?
-Ojciec powiedział, że nie ma zamiaru dziś jeść przy stole z nim - oznajmił.
-To przyniosę mu do pokoju kolację - stwierdziłam wzdychając gdyż przeczuwałam iż tak będzie - o 21 kolację zjemy - rzekłam - Marco zanieś apteczkę do łazienki. Ja muszę coś zrobić.
Skierowałam się na górę do pokojów gościnnych i zastanawiam się przez chwilę, który pokój użyczyć do użytku. Jednak po chwili namysłu wybrałam ten na przeciwko pokoju mego najstarszego syna. Nie sądzę jednak aby osobno dziś poszli spać skoro tak ich ciągnie do siebie. Wyciągnęłam świeżą pościel i zaścieliłam łóżko oraz otworzyłam okno aby przewietrzyć pomieszczenie. Po kilku minutach zeszłam na dół do kuchni gdzie jak się okazało w trójkę rozmawiali ze sobą. Nie wiedziałam co robi Duarte, ale pewnie jeśli nie wrócił do domu. Zapewne został na plantacji gdzie się uspokoi znacznie i wróci gdy będzie pora. Zaczęłam przygotowywać kanapki na kolację, a do tego jajecznicę. W ten sposób przygotowałam praktycznie całą kolację. Zaczęłam nakrywać do stołu gdzie mój syn pomógł mi przygotować wszystko. Po chwili każdy sobie nakładał do jedzenia tyle ile chciał. Erwinowi, Gregory nałożył do jedzenia na co on warknął sfrustrowany na niego. Było to w sumie urocze iż mój syn troszczył się o chłopaka. Będę musiała wypytać o to jak się poznali i co najważniejsze jak rozkwitło w nich ziarenko miłości. Byłam ciekawa ich historii i od czego się zaczęło. Przez drzwi tarasowe wszedł mój mąż, który spojrzał gardzącym wzrokiem na dwójkę siedzących obok siebie i bez odzywania przeszedł przez kuchnię do salonu. Wziąłam głęboki wdech i nałożyłam resztę jajecznicy na talerz biorąc kilka kanapek z serem i szynką.
-Jedzcie ja zaraz wrócę - oznajmiłam i poszłam do męża aby dać mu kolację.
-Dlaczego akceptujesz go przy naszym stole?! - od razu na wstępie odezwał się niezadowolony z tego powodu.
-Skarbie ma takie samo prawo siedzieć przy stole jak każdy inny mafioza - odpowiedziałam - poza tym jest gościem w naszym domu.
-Jest intruzem, a nie gościem - odwarknął, ale bez słów podałam mu talerz.
-Zjedz i nie narzekaj. Nasz syn pierwszy raz od dwóch miesięcy jest szczęśliwy jak nigdy dotąd. Nie pozwolę odebrać mu tego szczęścia nawet jeśli to jest twój były wróg.
-Tilia kochanie nie mogę pozwolić aby ten szkodnik tu był.
-Gregi nie pozwoli abyś do niego się zbliżył - odpowiedziałam i skierowałam się do wyjścia ze sypialni - choć raz przełknij porażkę i pozwól synowi być szczęśliwym nawet jeśli pod naszym dachem ma mieszkać na jakiś czas Mokotowski lider.
-Nie potrafię - westchnął ciężko i przetarł skroń. Zawsze to robił gdy coś go denerwowało i nie miał nad czymś kontroli.
-To chyba pora się nauczyć mężu - opuściłam naszą sypialnie i po chwili byłam w kuchni - Gregory pokój dla Erwina jest przygotowany na przeciwko twojego.
-Rozumiem - odpowiedział mi z delikatnym uśmiechem.
Czy Morte zrobi krzywdę Erwinkowi?
Czy Monte uwolni się spod obietnicy?
2120 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro