Odpowiedź
Witam serdecznie wszystkich w wtorkowym rozdziale!!!
Co tam u was jak tam zaczyna się dzionek?
U mnie nie najgorszej czuję się trochę znaczenie lepiej, ale zawsze mogło być lepiej.
Jutro pojawia się kolejna część do hsw
Cóż nie wiem co mogłabym napisać więc...
Życzę wszystkim miłego dzionka!
Wtuliem się w Erwinka starając opanować swój oddech. Milo nie zasługiwał na taki los tak samo ci ludzie, których nie zdołałem uratować. Dlatego mam wytatuowany numer sześćdziesiąt siedem gdyż tą ostatnią osobą był właśnie mój przyjaciel czy też inaczej brat. Obietnicę, którą mu złożyłem chciałem dotrzymać i chyba też dotrzymałem mając Erwina byłem szczęśliwym człowiekiem pod słońcem. Jednak mym utrapieniem była walka z czasem i z ojcem aby uwolnić się z klatki, która nie pozwalała mi wyfrunąć z gniazda.
-Gregory chce abyśmy razem do tego doszli więc staraj się mieć teraz czysty umysł - rzekł spokojnie, a ja wziąłem głęboki wdech i wtuliłem się bardziej w diabełka, który obrócił się w stronę mężczyzny więc wtulił się w moją klatkę piersiową.
-Dobrze - odpowiedziałem zgadzając się z nim i starałem skupić się tylko na mężczyźnie.
-Co było pierwszym powodem, że uciekłeś z domu?
-To, że ojciec mnie skatował - odpowiedziałem mrużąc powieki, bo nie rozumiałem go czego idzie.
-Wcześniej Gregory! Co było wcześniej?
-Inicjacja, ale co ona ma do tego wszystkiego? - przeczesałem włosy do tyłu i chyba nie tylko ja nie rozumiałem o co chodzi.
-Jest to moment, który mówi o przynależności tak?
-No tak wtedy każdy Lord pełnoprawnie należy do rodziny - wyrecytowałem zgodnie z prawem inicjacji.
-Jednak jej nie przeszedłeś więc nie miałeś przynależności do żadnej mafii!
-Ale przeszedłem inicjację, którą zrobił mi ojciec - oznajmiłem wpatrując się w mężczyznę.
-Zrobił, ale prawie 18 lat później! Nie rozumiesz do czego dążę? Pomyśl co było potem co się wydarzyło nim przeszedłeś tą inicjację.
-Wojsko potem przystąpiłem do policji i poznałem was, zakochałem się w najcudowniejszym mężczyźnie na świecie i potem niestety musiałem odejść. Skazując się na śmierć - powiedziałem w skrócie to co przeżyłem w ciągu tego roku. Mimo upadków były wzniosy, które nie pozwalały mi upadać głębiej. Miałem to co pragnąłem zawsze jednak dużo straciłem w podróży przez czas. Osoby, które znałem nie żyły przez moje błędy bądź odeszli zostawiając mnie samego lub ja musiałem sam odejść.
-Pamiętasz co wtedy powiedziałeś?
-Ulec nie ulegnę, chronić wszystkich będę, walczyć zawsze do końca, do policji duszą należeć, a w sercu mieć tylko Mokotów - powiedziałem słowa, które zapadły mi w pamięć gdyż były tymi moimi ostatnimi, które chciałem przekazać wszystkim, których tak bardzo kochałem i nie zdążyłem przeprosić.
-Zastanawiałeś się dlaczego powiedziałeś w moim sercu tylko Mokotów? - spytał, a ja kiwnąłem głową na tak - Więc co oznaczało to dla ciebie?
-Że mimo swoich występków i wad czułem się u was jak w rodzinie, a przede wszystkim oddaje swoje serce tylko jednej osobie dla której byłem w stanie stanąć na przeciw śmierci aby ratować tych na których mi zależało - powiedziałem szczerze, a Erwin nagle mnie pocałował w usta więc odwzajemniłem jego pocałunek mrucząc zadowolony.
-Kocham cię po tysiąckroć i nie stawaj więcej na przeciwko śmierci, bo pragę byś był cały i zdrowy - wyszeptał mi w usta, a w jego oczach widziałem zmartwienie.
-No właśnie jak w rodzinie! Przyjęliśmy cię do naszej mafii rozumiesz już o co mi chodzi? - zmarszczyłem brwi i zacząłem zastanawiać się nad tym co powiedział aż moje oczy rozszerzyły się w szoku.
-Nie mogę być Lordem skoro wyznałem już inną mafię - powiedziałem z szokiem, ale spojrzałem w ciemne oczy Kuia.
-Właśnie! Wyznałeś naszą mafię i zapieczętowałeś to nawet związkiem z misiem kolorowym. Nie masz prawa być w rodzinnej mafii nawet jeśli jesteś Herdeiro! Nie możesz przynależeć do dwóch organizacji sprzecznych sobie!
-Jak ojciec się dowie to zabiję mnie - powiedziałem cicho ściskając delikatnie mocniej ramiona wokół pasa Erwina, który zaczął mnie głaskać dłonią w uspakajający sposób.
-To jest jedyny sposób Gregory! Możemy ukartować iż przeszedłeś u nas inicjację czy coś takiego! To są niepodważalne dowody!
-Nie będę kłamać panie Kui - rzekłem - dowodem żeby przynależeć do rodziny było twoje wyciągnięcie ze mnie informacji.
-Jeśli tak to powiesz to nie przejdzie to.
-Będzie trzeba i tak powołać radę! - oznajmiłem - Ona tylko jest w prawdzie zdecydować o moim losie, ale Aldero jest po naszej stronie, a jest głównym radnym.
-Nawet jeśli masz takiego wysoko postawionego sprzymierzeńca nie zawsze to wystarczy!
-Więc co mam w takim razie zrobić?
-Musimy ustalić jak to powiedzieć i wyjaśnić zaistniałą sytuację.
-Wuja byłeś adwokatem przecież potrafisz bronić. Gdybyś tylko mógł tam być i bronić oraz przedstawić stronę Grzesia - to co powiedział nie było głupie gdyż potrzebowałem mieć kogoś z Mokotowa jeszcze w środku siedziby.
-Może dałoby się to załatwić, ale musiałbym porozmawiać z Aldero bądź Leonem.
-Jednak najpierw wróćmy do myślenia jak to zrobić aby argumentacja była wystarczająco na wysokim poziomie aby nie mogli kontrargumentu dać, który mógłby wszystko popsuć - mąciciel był w swoim żywiole gdyż mówił, poniekąd do nas, ale bardziej do samego siebie.
-Według mnie argument tego iż ja i Erwin jesteśmy razem jest silny, tak samo jak wasz atak na nasze ziemię, kuźwa ojca ziemię - pomasowałem się po skroniach gdyż myliłem się w niektórych rzeczach. Za dużo bywałem wśród Lordów i rodziny.
-Zrozumiałe jest to iż mylisz się, ale nie jest to chyba wystarczające.
-To może dodać, że należę do was - westchnąłem - nie mam pojęcia Kui to, że znalazłeś sposób to wystarczający aby mnie uwolnić.
-Wymyśle coś - odparł z uśmiechem na ustach - wystarczająco, że mamy punkt odniesienia. Wystarczy dobrze to wymyślić i będziesz wolny.
-Dziękuję Kui - rzekłem uśmiechając się do mężczyzny mimo iż mącił to byłem mu wdzięczny za to, że spróbował mi pomóc. Westchnąłem cicho wtulony w mężczyznę na moich kolanach.
-Powinieneś mnie nienawidzić - powiedział mężczyzna - ale ciągle mi dziękujesz.
-Bo wiem, że nawet jeśli jesteś czasami ten zły to jednak masz powód do tego i bez powodu nic nigdy nie robisz - powiedziałem z słabym uśmiechem - nie mam powodu do nienawiści.
-Jesteś zbyt litościwy - odpowiedział - jednak chyba wszyscy właśnie za to cię uwielbiają.
-Wiem, bo staram się nie patrzyć jedno stronie na wszystko.
-Zostaniecie na obiad?
-A która jest godzina? - spytał złotooki i w sumie też zaczęło mnie to zastanawiać. Z domu wyjechaliśmy o ósmej i około dziewiątej byliśmy tutaj więc niewiele teraz wiedziałem jaka jest godzina.
-Trzynasta - odparł, a ja zdziwiłem się iż tyle czasu spędziliśmy na rozmowie w sumie na moim opowiadaniu. Westchnąłem cicho i kiwnąłem głową na tak.
-Przed piętnastą mamy być w domu więc lepiej byśmy się nie spóźnili - podniosłem się na równe nogi i z zadowoleniem puściłem Erwina aby stanął sam.
-Jak się trochę spóźnicie to nic się nie stanie aż tak - odpowiedział Kui, a ja westchnąłem cicho gdyż właśnie się tego obawiałem.
-I jak? - spytała Sky gdy wyszliśmy z pokoju.
-Jest okey - odparłem jej z uśmiechem jednak w głębi siebie czułem niepokój.
-Pomożesz mi Summer przygotować dziś obiad?
-Pomogę z przyjemnością dziewczyny - z wątpliwością ruszyłem za nimi do kuchni od razu wziąłem się za krojenie warzyw do mięsa i po kilku minutach zaczęliśmy dusić wszystko ze sobą. Zadowolony z tego iż mogę robić to co chce śmiałem się z dziewczynami i czułem na sobie wzrok Erwina, ale dobrze się bawiłem z nimi. Po godzinie wszyscy siedzieliśmy przy jednym stole i gdybym mógł zostałbym tu na zawsze, ale nie ma się tego co się lubi. Zjedliśmy wszyscy wspólnie obiad, a następnie siedzieliśmy w salonie rozmawiając na różne tematy. Nagle mój telefon zaczął wibrować więc spojrzałem na niego i nawet nie wiem kiedy była siedemnasta. Dlatego pobladłem gdy zobaczyłem co to za wiadomość.
#Ojciec jest wkuriwiony iż nie stawiłeś się o danej godzinie. Lepiej abyś miał dobrą wymówkę#
-Coś się stało? - spytał Dia, a ja westchnąłem ciężko.
-Jest siedemnasta, a mieliśmy być przed piętnastą - fuknąłem zły i ścisnąłem dłonie w pięści.
-To źle?
-Będzie nie ciekawie jak wrócimy - westchnąłem podnosząc się z kanapy, bo każda godzina opóźnienia będzie dla nas koszmarna w sumie dla mnie. - Erwin wracamy.
-Dobrze, ale nic się nie stanie tak?
-Spokojnie po prostu będę miał reprymendę - uśmiechnąłem się mimo nie było mi do uśmiechu. Pogłaskałem go po głowie i zauważyłem jak dłoń mi się trzęsie. Schowałem je w kieszeniach aby nie było po mnie tego widać.
-Jak coś rezydencja Mokotowa jest otwarta przed wami jakby nie było za ciekawie - odezwał się Kui na co kiwnąłem mu z wdzięcznością głową.
-Trzymajta się rodzino! - powiedział Erwin żegnając się z osobami, które znaczyły tak wiele dla mnie. Z każdym z nich miałem jakieś większe bądź mniejsze wspomnienie. Niektórych nie koniecznie znałem, ale wiem iż wspomnienia z nimi z pewnością będą również dobre. Wyszliśmy z willi i szybko znaleźliśmy się w aucie. Jechaliśmy w stronę domu i czułem, że będzie piekło. Po pół godzinie wjechaliśmy na teren Lordów, a brama zamknęła się za nami więc oznaczało to, że nie ma odwrotu. Zaparkowałem wóz przy garażu, a pod siedzibą przed zejściem stał Leon.
-Przeskrobałeś sobie Grzesiek. Ojciec czeka na ciebie na dole - oznajmił i ruszył na dół. Więc nie było taryfy ulgowej dla mnie, dlatego ruszyłem za Leonem bez słów. Nagle Erwin mnie złapał za dłoń. Spojrzałem na niego.
-Erwin zostajesz tutaj - rzekłem do niego.
-Nie - burknął - idziemy tam razem. To moja wina, że się spóźniliśmy więc i my razem musimy to zrobić - ścisnął mą dłoń mocniej i pociągnął w stronę siedziby. Nie potrafiłem odmówić jego oczom, które były tak bardzo hipnotyzujące. Razem więc przeszliśmy przez drzwi do głównej sali obrad. Erwin nie pozwolił mi abym puścił jego rękę więc w ten sposób weszliśmy do środka.
-Gregory - ten zimny ton głosu był niczym lód, który szczypał moje ciało.
-Wiem iż złamałem słowo - odparłem, a mężczyzna wstał z fotela i poczułem się taki mały względem jego.
-Nie wiesz jak bardzo mnie to nie interesuje - warknął i ruszył w naszym kierunku - miałeś tylko zrobić jedną rzecz i zjebałeś! Przez niego! - wskazał na Erwina więc zasłoniłem go swoim ciałem.
-Nie mogę odebrać mu tego aby nie widywał się z rodziną! Są dla niego ważni i dla mnie też! - sprzeciwiłem się mu, a on stanął przy mnie i widziałem ten wzrok pełen złości.
-JESTEŚ LORDEM! - wykrzyczał mocno wkurwiony podnosząc dłoń na mnie, a Leon stał oparty o ścianę wcale nie wzruszony tym jak ojciec krzyczy na mnie.
-Ty tak twierdzisz, ale nie ja! - odpowiedziałem i czułem jak Erwin się spina. Nie tylko mnie przerażał jego wzrok oraz mina czy postawa. Od całego niego biła ta aura zła i zimna, która paraliżowała wszystkich.
-Jesteś moim synem - wycedził przez zęby - masz robić co ci karze! - nim się obejrzałem było za późno i oberwałem w twarz aż mnie odrzuciło do tyłu, a na dłoni nie czułem uścisku. Poleciałem na ziemię i ojciec już chciał zapędzić się dalej, ale powstrzymał go Leon odsuwając do tyłu.
-Wszystko w porządku? - spytał Erwin i patrzył na moją twarz, ale otrzymałem idealnie czyste uderzenie w policzek aż zabolała mnie szczęka.
-Dam radę - wyszeptałem podnosząc się samemu na równe nogi mimo bólu i delikatnych mroczków przed oczami.
-Spokojnie Duarte.
-Ten gówniarz za bardzo sobie pozwala! - podniesiony ton głosu był zbyt wnerwiający tak samo jak jego zachowanie. Najpierw bije potem myśli, ale tak już było gdy był zaślepiony złością.
-Jestem pełnoletni, a ty ciągle mi rozkazujesz i nakazujesz! - warknąłem niezadowolony, chociaż wiedziałem iż nie powinienem go bardziej wnerwiać.
-JESTEM TWOIM LIDEREM! MASZ SIĘ SŁUCHAĆ! - wykrzyczał na mnie, a ja cofnąłem się o krok spuszczając głowę w dół. Gdy czułem ten jego wzrok karcący mnie, było bardzo nie ciekawie, ale na szczęście Leon go trzyma z dala i nie pozwala by się zbliżył.
-Nie - odezwał się Erwin i zszokował mnie tym iż odważył się coś powiedzieć - nie będzie się ciebie słuchać! Więc odpierdol się od niego!
-Ty gówniarzu! - stanąłem przed Erwinem ponownie.
-Erwin ma rację. To, że tu jeszcze jestem to tylko moje dobre serce iż nie uciekłem już dawno! Myślałem, że się zmieniłeś, ale nadal nie akceptujesz mnie takiego jakim jestem - oznajmiłem z dumnie wypiętą piersią w przód. - Gdzie jest mój ojciec, który pokazał mi świat i był kimś więcej? - powiedziałem to ciszej, a moje oczy zaszkliły się - Gdzie podziała się ta osoba? Jak na razie widzę obcą osobę, która pragnie tylko abym cierpiał! - ojciec stanął w miejscu - Możesz mnie karać ile chcesz, ale nigdy nie podnoś ręki na mojego chłopaka. Proszę choć raz odpuść - wyszeptałem ostatnie słowa wręcz błagając go o to aby dał nam w końcu spokój. Wiem, że nie będzie brał mego związku z nim na poważnie, ale ja traktowałem to jak najbardziej poważnie. Pragnąłem być przy nim już do końca i nigdzie indziej się nie wybierać. Ojciec patrzył się na mnie swoimi brązowymi oczami w których widziałem zwątpienie i trochę smutku. Nie chciałem brać go na litość po prostu prosiłem.
-Nie zaakceptuję tego związku nigdy i go również Gregory - powiedział cicho - wyjdźcie stąd nim coś się jeszcze stanie - zwrócił się do nas więc delikatnie popchnąłem Erwina do wyjścia - a ty masz zakaz wyjazdów - wskazał na mnie wpatrując się zawiedzionym wzrokiem. Kiwnąłem głową iż rozumiem i wyszliśmy z pomieszczenia zajmując za sobą drzwi. Krzyk frustracji jednak był i tak dobrze słyszalny gdy przemierzaliśmy korytarz idąc do wyjścia. Mimo słów, które padają z ust mego ojca to najgorzej dotkliwie są te, które nie padają o mnie, a skierowane do Erwina, który nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Gdy wyszliśmy z siedziby zgarnąłem w swoje ramiona mego chłopaka, a on wtulił się we mnie.
-Przepraszam - wyszeptał cicho.
-Nie masz za co najważniejsze, że ty możesz jechać do domu więc nie jest źle.
-Ale ty tu utknąłeś - mruknął smętnie mocniej wtulając się w moją klatkę piersiową.
-Znaleźliśmy sposób aby się uwolnić więc nie muszę wyjeżdżać - wyszeptałem do jego ucha.
-To i tak nie fer wobec ciebie! - ścisnął mocno moją koszulę na co pogłaskałem go uspokajająco po plecach.
-Tak już musi być - pocałowałem go w głowę - chodź do środka domu i przepraszam za niego.
-Nie przepraszaj jeszcze mu udowodnię, że się myli.
Czy to wystarczające argumenty aby uwolnić Grzesia?
Co Duarte jest zdolny zrobić aby syn nie odszedł?
2228 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro