Niespodziewana wycieczka
N OOOO CNY!
Witam wszystkich serdecznie!
Jak tam minął wam dzień?
Mi nawet w porządku i w końcu może wrócić do pisania, bo czucie w palcach mi wróciło :3
Boli mnie że coraz bliżej końca jesteśmy, ale niestety trzeba
Właśnie wysłałam pracę na konkurs... Co ja robię ze swoim życiem... życzcie mi powodzenia
Życzę wszystkim dobrej nocy, a tym co czytają z rana miłego dzionka
Perspektywa Monte
Nie spodziewałem się, że będę rozmawiać z tatą bez żadnych takich krzyków czy rozkazów. Po prostu rozmawiał ze mną jak człowiek z człowiekiem. Od rady minęło dwa dni w sumie może trzy, bo dziś jest poniedziałek, a w kolejny poniedziałek jest drugi sierpnia. Ten czas tak szybko ucieka i z jednej strony cieszyłem się, bo mogliśmy wrócić do domu, ale dopóki ojciec nie oznajmi wszem i wobec, że zrzeknąłem się władzy na rzecz mego brata. Atmosfera na początku była trochę napięta, bo ojciec był cicho i chyba starał naprawdę jakoś zmienić. Nie rozkazywał tak jak wcześniej i nie był tak oziębły w stosunku do Erwina. Leżeliśmy w łóżku wtuleni w siebie w sumie to Erwin leżał na mnie, a jego dłoń przyjemnie sunęła w górę i dół po mojej klatce piersiowej.
-Kocham cię wiesz?
-Wiem to aż za bardzo Erwin - mruknąłem i pocałowałem go w czółko.
-Kiedy wrócimy do domu?
-Gdy ojciec oznajmi, że Marco zostaje nowym liderem - odparłem spokojnie, a wzrok złotych tęczówek spoczął na mnie.
-Skąd wiesz, że to zrobi, a nie oszuka nas wszystkich? - burknął, bo nie ufał memu ojcu ja w sumie dokońca też nie, ale starałem się mu wierzyć iż postąpi słusznie. Wydawało mi się iż naprawdę żałuje.
-Bo czuję, że nie kłamał - mruknąłem cicho i pogłaskałem go po plecach. Słyszałem na korytarzu kroki, ale nie były one do nas więc na spokojnie leżeliśmy sobie jeszcze. Powinniśmy w sumie już wstać gdyż mieliśmy luźniejszy dzień, bo nie trzeba było tak wcześnie wstawać. Nagle drzwi otworzyły się, a my spojrzeliśmy w stronę ich widząc w nich ojca. Erwin spiął się, a ja przestałem na chwilę oddychać.
-Wstawajcie musimy coś ogarnąć - rzekł spokojnie jak po prostu nie on. Zmarszczyłem brwi patrząc na niego, a on przewrócił oczami - róbta co chceta, ale wstawajcie my mamy na dziesiątą umówioną wizytę.
-Wizytę? - spytałem zaskoczony gdyż nie rozumiałem o co chodzi, bo nie mówił nikt o wizycie. Podniosłem się do siadu trzymając Erwina w ramionach, a ojciec stał w drzwiach z zamkniętymi oczami.
-Wstawać chłopaki ogarniamy się! - krzyknął brat zerkając za pleców ojca.
-Spytałeś się swojej partnerki o kolor sukni? - gdy usłyszałem te pytanie zaczęło mi świtać. Przecież w poniedziałek są "urodziny" ojca czyli trzeba będzie ubrać garnitury.
-Garnitur! - palnąłem, a brat i ojciec za śmiali się ze mnie, co było dziwne iż ojciec się śmieje.
-Miło, że zacząłeś kontaktować więc ruchy chłopcy, bo trochę tam spędzimy czasu!
-Egh - westchnął Erwin i zsunął się ze mnie chowając się pod kocem.
-Ty też Erwin - rzekł i wyszedł, a ja patrzyłem za nim to na brata.
-Skąd wie o Milenie i naprawdę Erwin idzie z nami?
-Wiesz okazało się iż wszystko wiedział od początku, ale nie chciał mnie stresować z tym - podrapał się po karku, ale wydawał się szczęśliwy - i tak Erwin przecież bierze udział w urodzinach ojca.
-Naprawdę? - diabełek podniósł się na do siadu i sam nie kryłem zaskoczenia.
-Jak słyszeliście! Wstawajcie, bo śniadanie już czeka! - zniknął za drzwiami zamykając je za sobą.
-Wstawaj Erwin - uśmiechnąłem się radośnie, wstając z łóżka gdyż spodziewałem się, że będą jakieś przeciwwskazania na to aby Erwin brał udział w bankiecie. Jednak zaskoczony byłem iż tata sam zaproponował chyba, że rozmawiał z mamą na ten temat.
-Naprawdę wezmę udział? - mruknął cicho, a ja uśmiechnąłem się do niego wybierając dla nas ciuchy.
-Nie powiedział nie i stwierdził, że jedziesz więc ubieramy się! - powiedziałem radośnie, a mój diabełek zaczął powoli się ubierać. Przeczesałem włosy dłonią i wyszczerzyłem ząbki w stronę Erwinka, który zaśmiał się cicho.
-Jestem zaskoczony - odparł i jak zerknąłem na niego to był ubrany w czarne spodenki oraz białą koszulę.
-Nie tylko ty, ale to dobrze! Może w końcu cię zaakceptuje w sumie nas - podszedłem do niego i pocałowałem go w usta. Poczułem od razu jak odwzajemnia mój delikatny oraz czuły pocałunek.
-Nie obchodzi mnie to czy nas akceptuje Monte - pogłaskał mnie po policzku gdy odsunął się od mych ust - najważniejsze dla mnie jest to, że jesteśmy w tym razem.
-Kocham cię - pocałowałem go w czółko - chodź zjedzmy szybko i jedzmy z ojcem gdzie mamy.
-Dobra - odsunął się ode mnie, a następnie ruszył do drzwi więc poszedłem za nim. Powoli zeszliśmy z piętra i skierowaliśmy do kuchni by usiąść na swoich miejscach.
-Dzień dobry chłopcy wyspani? - przyjemny głos mamy spowodował, że uśmiechnąłem się bardziej. W końcu zacząłem czuć się swobodnie w miejscu gdzie był mój dom. Czułem iż brakuje mi tego ciężaru gdzieś z tyłu głowy, że to ja właśnie będę liderem iż będzie musiał porzucić to co kocham i utknę tu nieszczęśliwy. Co gorsza sam z osobą przy sobie, której nie kocham.
-Tak mamo! - odparłem, a do mnie dołączył w odpowiedzi złotooki.
-Oczywiście Vido - uśmiechnął się do mamy, która również odwzajemniła jego uśmiech.
-Cieszę się! Siadajcie i smacznego wam!
-Dziękujemy! - oparliśmy w tym samym czasie na co się zaśmiałem. Odsunąłem krzesło aby usiadł wygodnie jak to na dżentelmena przystało. Usiadłem pomiędzy ojcem, a Erwinem i wziąłem gofra z talerza dekorując go owocami oraz czekoladą. Ojciec miał na talerzu trzy gofry z czekoladą i malinami, ale w dłoniach trzymał gazetę.
-Duarte poczytasz sobie innym razem teraz jedz póki są ciepłe i musicie wyjechać za trzydzieści minut.
-Dobry! - przez drzwi tarasowe wszedł Leon.
-Siadaj Leon i weź sobie gofra do jedzenia! - mama jak zawsze ugościła mężczyznę przy stole, który uśmiechał się do wszystkich i jadł z nami śniadanie. Oczywiście po piętnastu minutach mój ojciec w końcu wstał od stołu więc i my mogliśmy z czego skorzystałem.
-Wóz powinien być już przygotowany! - oznajmił Garcone, który zerknął na telefon. Wiedziałem to kątem oka gdyż wyciągałem sok z lodówki i polałem sobie do szklanki gdyż za dużo sosu czekoladowego sobie nalałem i zaczęło mnie suszyć.
-To zbieramy się - oznajmił ojciec gdy piłem sok jabłkowy. Erwin podszedł do mnie więc podałem mu szklankę, bo widziałem w jego oczach o co chodzi. Pogłaskałem go po włosach i zauważyłem ten jego cudowny uśmiech. Wypił mi pół szklanki i oddał resztę, ale do piłem za niego aby nie wylewać. Widziałem na sobie ten wzrok ojca, który przeszedł obok nas i nie był to wzrok pogardy, ale nie był też zadowolony. Jednak nie przejmowałem się tym gdyż wiedziałem, że stara się chyba jak może. Popchnąłem dłonią delikatnie Erwina w stronę wyjścia tak aby on był przede mną gdyż chciałem mieć na niego cały czas oko. Ubraliśmy ekspresowo buty i właśnie na podjeździe spodziewałem się ojca Buffalo i oczywiście stało całe białe z delikatnymi stawkami czerni.
-Do tyłu dzieciaki - zaśmiał się Leon na co przewróciłem oczami.
-Dziećmi już przestaliśmy być dawno - odparłem spokojnie, ale wsiedliśmy do tyłu tak iż Erwin był na środku.
-Będziemy jechać z około trzydzieści do pięćdziesięciu minut więc radzę uzbroić się w cierpliwość - oznajmił ojciec i w sumie przygotowałem się na tak długą wycieczkę. Patrzyłem przez okno nie mając nic do roboty, a dłoń miałem położoną na udzie siwowłosego i delikatnie sunąłem w górę w dół masując go. Mój diabełek oparł głowę o moje ramię i uśmiechał się delikatnie. - Dowiedziałeś się jaką suknię kolory wybiera Milena?
-Kremową więc muszę wziąć taki garnitur bądź czarny z kremowymi dodatkami - odrzekł spokojnie i wyobraziłem sobie na nim te kolory.
-Mógłbyś w kremowym, bo ci będzie pasować bądź delikatnie ciemniejszy taki podchodzący pod kawę.
-Dobry pomysł - stwierdził - możemy zobaczyć na miejscu jak to będzie się gryzło.
-Wy jaki wybieracie kolor? - zadał pytanie czarnowłosy.
-Cóż do Erwina pasuje każdy kolor - odrzekłem i spojrzałem na swojego chłopaka, który uśmiechnął się do mnie.
-Zobaczymy jaki nam wpadnie w oko czyż nie?
-Oczywiście diabełku - mruknąłem na jego słowa.
-Skoro jesteśmy wszyscy tutaj - zaczął ojciec i poczułem wzrastający niepokój - od kiedy stoicie po jednej stronie i dlaczego?
-W sensie Du?
-Stoisz po ich stronie dlaczego?
-Okazało się, że taki ciemnoskóry mężczyzna w sumie chłopak jest powiązany z moją rodziną w sumie mamy wspólnego przodka - powiedział szczerze gdyż znaliśmy prawdę poniekąd, ale nie historię - okazuje się, że jestem wujkiem dla...
-Diii! - wtrącił się Erwin widząc iż Leon ma problem z przypomnieniem sobie imienia.
-Właśnie Dii więc skoro on jest powiązany z Mokotowem to troszkę nie byłoby fer wobec niego i grupy, bo naprawdę mają ciekawą paczkę.
-Czy mam rozumieć, że zabraliście go do Mokotowskiej willi? - spojrzał na nas kątem oka. Był zdumiony i chyba mocno zaszokowany.
-Kui pozwolił go wprowadzić na terytorium Victoria, ale nie widział drogi - odezwał się Erwin tłumacząc sytuację w której był postawiony Leon. - Miał prawo poznać prawdę o sobie.
-Nie mówię, że zabraniam tego, bo każdy ma prawo do poznania swoich korzeni - odpowiedział ojciec Erwinowi i o dziwo bez żadnego jadu w głosie.
-Mam rodzinę w Francji! - uśmiechnął się radośnie Garcone - Wiem co będę robić na wolnym!
-Pojedziesz do Francji? - spytał mój brat i to było dosyć ciekawe pytanie, bo w sumie sam zacząłem ciekawić tym.
-Zastanawiam się nad tym, ale może to zrobię! - odparł z szerokim uśmiechem.
-Więc co masz w planach zrobić Gregory? - padło pytanie, którego nie spodziewałem się dziś.
-W sensie? - zapytałem zaskoczony.
-Po tym wszystkim - oparł nie jasno, ale chyba zacząłem domyślać się o co mnie dokładnie się pyta.
-Wrócimy do domu, zapewne wrócę do pracy i będę próbował łapać Erwina gdy będzie robić napady - spojrzałem na swojego diabełka, który zaśmiał się.
-Życzę powodzenia wasze umiejętności prowadzenia nie dorównają nigdy Carbo!
-Ale ty wiesz, że braciak nigdy tak naprawdę nie pokazał wam swoich umiejętności? - dołączył do rozmowy Marco.
-Co? - spojrzał na mnie Erwin - Ścigasz się z Carbo jak wracamy!
-Dobrze wiesz, że vecia się mocno ślizga na zakrętach Carbo mi ucieknie, bo jemu się nie ślizga wóz - spojrzałem na brata, który zaśmiał się z mych słów.
-Aaa okey ty specjalnie się wyjebujesz aby ich nie łapać!
-Zamknij się w końcu tym Marco - burknąłem, a Erwin patrzył na mnie z oburzeniem.
-Ty kłamco! - tyknął mnie pomiędzy żebra odruchowo odskoczyłem w bok uderzając głową w sufit samochodu. Erwin zaczął się śmiać ze mnie wraz z Marco.
-Bardzo zabawne - mruknąłem cicho masując głowę gdyż trochę zabolało.
-Jesteśmy na miejscu! - padły z ojca ust te trzy słowa na które czekałem więc wysiedliśmy z wozu przed luksusowym zakładem z garniturami na miarę.
-Nigdy nie byłem w takim drogim miejscu - mruknął cicho Erwin do mnie.
-To już jesteś - odrzekł ojciec, który przeszedł obok nas i wszedł do środka więc ruszyłem za nim delikatnie łapiąc Erwina wokół pasa. Nosił się jak szef, a nie chodził do takich drogich miejsc. W sumie ja też zbytnio nie chodziłem jak byłem w naszym mieście, ale jeśli mam dobrze się prezentować to dobrze warto się ubrać.
-Ja idę patrzeć na kremowe! - powiedział Marco i ruszył spokojnie w stronę garniturów.
-Witamy pana Montanhe czym możemy służyć?
-Potrzebujemy pięciu garniturów na miarę - odparł tata, ale już widziałem jak Erwin rwie się do książki z kolorami.
-Oczywiście! Czy wiedzą panowie co oczekują za garnitury? - za lady wyszedł mężczyzna ubrany w czarne spodnie oraz koszulę, elegancko jak przystało na takie miejsce.
-Tak my wiemy co oczekujemy za rezultaty. Młodzi muszą przemyśleć.
-Zapraszam za mną powiedzą mi panowie co oczekują i weźmiemy miarę.
-Monte to co bierzemy? Ja bym chciał coś odważnego!
-Nie wiem czy to dobry pomysł na jakiś szałowy kolor garnituru - odparłem spokojnie i zerknąłem na próbki kolorystyczne materiałów.
-Nie chce czarnego to jest oklepany kolor na wszystkim - mruknął cicho i naburmuszył się.
-Wybierzmy coś co do nas obu będzie pasować dobrze? - zaproponowałem gdyż nie chciałem czegoś szalonego.
-Mają złoty! - zafascynował się kolorem na co się zaśmiałem.
-Tylko do ciebie będzie pasować, ale nie weźmiemy garnituru złotych, bo nie chcę aż tak bardzo wyróżniać się wśród wszystkich - patrzyłem po kolorach i szukałem bardziej stonowanych.
-Nie no niebieski nie będzie do mnie pasować i nie patrz mi na zielone! - prychnął niezadowolony widząc na jaki kolor chcę przesunąć. Podkręciłem głową na boki i przesunąłem na standardowe kolory.
-Może coś z szarych? - zaproponowałem.
-Jasne nie będą pasować do nas - mruknął i sunął palcem po kolorach i stanął na ciemnym szarym takim co opalizuje na srebrny pod odpowiednim kątem jak się spojrzy - może ten?
-Dobra w sumie będzie pasować do nas - odparłem zgadzając się z nim, że wybrał coś.
-A co z koszulami czy muszka bądź krawat - westchnął gdyż nie lubił gdy trzeba było dobierać rzeczy, ale ja miałem już wizję na nasz ubiór.
-Ja wiem diabełku nie musisz się martwić - odparłem spokojnie - wezmą z ciebie miarę, a ja ogarnę wszystko dobrze?
-Zaufam twojej intuicji - pocałował mnie w policzek na co się uśmiechnąłem zadowolony.
-Który? - podszedł do nas Marco trzymając w dłoniach kremowy i kawowy garnitur.
-Jeśli Milena ma kremową to może ty idź w delikatnie ciemniejszy odcień i białą koszulę? - zaproponowałem, a on uśmiechnął się radośnie kiwając głową na tak.
-Kto teraz idzie na po miarkę? - zapytał mężczyzna wychodząc z pomieszczenia za którym zniknął z ojcem i Leonem.
-Ja chce! Wybrałem już co chce! - powiedział podekscytowany Marco i ruszył za mężczyzną.
-Chciałbym poruszyć pewien temat z wami chłopcy - powiedział ojciec co mnie zaskoczyło iż chce na jakiś temat z nami porozmawiać i szczerze interesował mnie jaki temat.
-O co chodzi? - spytał Erwin i zmrużył powieki, bo chyba nie tylko mnie interesował temat na jaki chce porozmawiać ojciec.
-Skoro dzieje się jak dzieje chciałbym porozmawiać z wami w siedzibie jutro wraz z Kui Chackiem - otworzyłem szerzej oczy zaskoczony.
-A o czym tak dokładnie? - spytałem cicho gdyż nie rozumiałem tego i chyba Erwin również.
-Duarte chciał powiedzieć, że chce z wami wszystkimi omówić przyszłość Lordów oraz Mokotowa - sprostował Leon, który rozjaśnił sytuację i zaczęło mi świtać chyba, dlaczego ojciec chcę przeprowadzić tą rozmowę.
-Erwin? - spojrzałem na swojego diabełka, który wydawał się na niepewnego. Nie dziwiłem się w sumie dlaczego się waha, bo pewnie sam bym się zastanawiał nad odpowiedzią.
-No dobrze? - mruknął niepewnie i spojrzał na mnie jakby szukając we mnie wsparcia. Pogłaskałem go delikatnie po ramieniu i wtuliłem w swój bok.
-O której? - zadałem pytanie, które było kluczowe w tej chwili.
-O dziewiątej może być? - zaskoczył mnie tym iż nie powiedział twardo godziny tylko zadał to w postaci pytania.
-Zadzwonię do wujka jak wrócimy i poinformuję go o tym - zaproponował Erwin, a tata zgodził się co było naprawdę zaskoczeniem iż nie zachowywał się jak to on.
-Możecie iść się zmierzyć! - odezwał się Marco więc delikatnie poklepałem Erwina aby się ruszył byśmy i my mogli zrobili to co powinniśmy, a ja będę mógł wytłumaczyć czego oczekujemy.
Co wymyślił Duarte?
Jakie dodatki wybrał Grzesiu do garnituru?
2343 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro