Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niespodziewana wycieczka

N OOOO CNY!
Witam wszystkich serdecznie!
Jak tam minął wam dzień?
Mi nawet w porządku i w końcu może wrócić do pisania, bo czucie w palcach mi wróciło :3
Boli mnie że coraz bliżej końca jesteśmy, ale niestety trzeba
Właśnie wysłałam pracę na konkurs... Co ja robię ze swoim życiem... życzcie mi powodzenia
Życzę wszystkim dobrej nocy, a tym co czytają z rana miłego dzionka

Perspektywa Monte

Nie spodziewałem się, że będę rozmawiać z tatą bez żadnych takich krzyków czy rozkazów. Po prostu rozmawiał ze mną jak człowiek z człowiekiem. Od rady minęło dwa dni w sumie może trzy, bo dziś jest poniedziałek, a w kolejny poniedziałek jest drugi sierpnia. Ten czas tak szybko ucieka i z jednej strony cieszyłem się, bo mogliśmy wrócić do domu, ale dopóki ojciec nie oznajmi wszem i wobec, że zrzeknąłem się władzy na rzecz mego brata. Atmosfera na początku była trochę napięta, bo ojciec był cicho i chyba starał naprawdę jakoś zmienić. Nie rozkazywał tak jak wcześniej i nie był tak oziębły w stosunku do Erwina. Leżeliśmy w łóżku wtuleni w siebie w sumie to Erwin leżał na mnie, a jego dłoń przyjemnie sunęła w górę i dół po mojej klatce piersiowej.

-Kocham cię wiesz?

-Wiem to aż za bardzo Erwin - mruknąłem i pocałowałem go w czółko.

-Kiedy wrócimy do domu?

-Gdy ojciec oznajmi, że Marco zostaje nowym liderem - odparłem spokojnie, a wzrok złotych tęczówek spoczął na mnie.

-Skąd wiesz, że to zrobi, a nie oszuka nas wszystkich? - burknął, bo nie ufał memu ojcu ja w sumie dokońca też nie, ale starałem się mu wierzyć iż postąpi słusznie. Wydawało mi się iż naprawdę żałuje.

-Bo czuję, że nie kłamał - mruknąłem cicho i pogłaskałem go po plecach. Słyszałem na korytarzu kroki, ale nie były one do nas więc na spokojnie leżeliśmy sobie jeszcze. Powinniśmy w sumie już wstać gdyż mieliśmy luźniejszy dzień, bo nie trzeba było tak wcześnie wstawać. Nagle drzwi otworzyły się, a my spojrzeliśmy w stronę ich widząc w nich ojca. Erwin spiął się, a ja przestałem na chwilę oddychać.

-Wstawajcie musimy coś ogarnąć - rzekł spokojnie jak po prostu nie on. Zmarszczyłem brwi patrząc na niego, a on przewrócił oczami - róbta co chceta, ale wstawajcie my mamy na dziesiątą umówioną wizytę.

-Wizytę? - spytałem zaskoczony gdyż nie rozumiałem o co chodzi, bo nie mówił nikt o wizycie. Podniosłem się do siadu trzymając Erwina w ramionach, a ojciec stał w drzwiach z zamkniętymi oczami.

-Wstawać chłopaki ogarniamy się! - krzyknął brat zerkając za pleców ojca.

-Spytałeś się swojej partnerki o kolor sukni? - gdy usłyszałem te pytanie zaczęło mi świtać. Przecież w poniedziałek są "urodziny" ojca czyli trzeba będzie ubrać garnitury.

-Garnitur! - palnąłem, a brat i ojciec za śmiali się ze mnie, co było dziwne iż ojciec się śmieje.

-Miło, że zacząłeś kontaktować więc ruchy chłopcy, bo trochę tam spędzimy czasu!

-Egh - westchnął Erwin i zsunął się ze mnie chowając się pod kocem.

-Ty też Erwin - rzekł i wyszedł, a ja patrzyłem za nim to na brata.

-Skąd wie o Milenie i naprawdę Erwin idzie z nami?

-Wiesz okazało się iż wszystko wiedział od początku, ale nie chciał mnie stresować z tym - podrapał się po karku, ale wydawał się szczęśliwy - i tak Erwin przecież bierze udział w urodzinach ojca.

-Naprawdę? - diabełek podniósł się na do siadu i sam nie kryłem zaskoczenia.

-Jak słyszeliście! Wstawajcie, bo śniadanie już czeka! - zniknął za drzwiami zamykając je za sobą.

-Wstawaj Erwin - uśmiechnąłem się radośnie, wstając z łóżka gdyż spodziewałem się, że będą jakieś przeciwwskazania na to aby Erwin brał udział w bankiecie. Jednak zaskoczony byłem iż tata sam zaproponował chyba, że rozmawiał z mamą na ten temat.

-Naprawdę wezmę udział? - mruknął cicho, a ja uśmiechnąłem się do niego wybierając dla nas ciuchy.

-Nie powiedział nie i stwierdził, że jedziesz więc ubieramy się! - powiedziałem radośnie, a mój diabełek zaczął powoli się ubierać. Przeczesałem włosy dłonią i wyszczerzyłem ząbki w stronę Erwinka, który zaśmiał się cicho.

-Jestem zaskoczony - odparł i jak zerknąłem na niego to był ubrany w czarne spodenki oraz białą koszulę.

-Nie tylko ty, ale to dobrze! Może w końcu cię zaakceptuje w sumie nas - podszedłem do niego i pocałowałem go w usta. Poczułem od razu jak odwzajemnia mój delikatny oraz czuły pocałunek.

-Nie obchodzi mnie to czy nas akceptuje Monte - pogłaskał mnie po policzku gdy odsunął się od mych ust - najważniejsze dla mnie jest to, że jesteśmy w tym razem.

-Kocham cię - pocałowałem go w czółko - chodź zjedzmy szybko i jedzmy z ojcem gdzie mamy.

-Dobra - odsunął się ode mnie, a następnie ruszył do drzwi więc poszedłem za nim. Powoli zeszliśmy z piętra i skierowaliśmy do kuchni by usiąść na swoich miejscach.

-Dzień dobry chłopcy wyspani? - przyjemny głos mamy spowodował, że uśmiechnąłem się bardziej. W końcu zacząłem czuć się swobodnie w miejscu gdzie był mój dom. Czułem iż brakuje mi tego ciężaru gdzieś z tyłu głowy, że to ja właśnie będę liderem iż będzie musiał porzucić to co kocham i utknę tu nieszczęśliwy. Co gorsza sam z osobą przy sobie, której nie kocham.

-Tak mamo! - odparłem, a do mnie dołączył w odpowiedzi złotooki.

-Oczywiście Vido - uśmiechnął się do mamy, która również odwzajemniła jego uśmiech.

-Cieszę się! Siadajcie i smacznego wam!

-Dziękujemy! - oparliśmy w tym samym czasie na co się zaśmiałem. Odsunąłem krzesło aby usiadł wygodnie jak to na dżentelmena przystało. Usiadłem pomiędzy ojcem, a Erwinem i wziąłem gofra z talerza dekorując go owocami oraz czekoladą. Ojciec miał na talerzu trzy gofry z czekoladą i malinami, ale w dłoniach trzymał gazetę.

-Duarte poczytasz sobie innym razem teraz jedz póki są ciepłe i musicie wyjechać za trzydzieści minut.

-Dobry! - przez drzwi tarasowe wszedł Leon.

-Siadaj Leon i weź sobie gofra do jedzenia! - mama jak zawsze ugościła mężczyznę przy stole, który uśmiechał się do wszystkich i jadł z nami śniadanie. Oczywiście po piętnastu minutach mój ojciec w końcu wstał od stołu więc i my mogliśmy z czego skorzystałem.

-Wóz powinien być już przygotowany! - oznajmił Garcone, który zerknął na telefon. Wiedziałem to kątem oka gdyż wyciągałem sok z lodówki i polałem sobie do szklanki gdyż za dużo sosu czekoladowego sobie nalałem i zaczęło mnie suszyć.

-To zbieramy się - oznajmił ojciec gdy piłem sok jabłkowy. Erwin podszedł do mnie więc podałem mu szklankę, bo widziałem w jego oczach o co chodzi. Pogłaskałem go po włosach i zauważyłem ten jego cudowny uśmiech. Wypił mi pół szklanki i oddał resztę, ale do piłem za niego aby nie wylewać. Widziałem na sobie ten wzrok ojca, który przeszedł obok nas i nie był to wzrok pogardy, ale nie był też zadowolony. Jednak nie przejmowałem się tym gdyż wiedziałem, że stara się chyba jak może. Popchnąłem dłonią delikatnie Erwina w stronę wyjścia tak aby on był przede mną gdyż chciałem mieć na niego cały czas oko. Ubraliśmy ekspresowo buty i właśnie na podjeździe spodziewałem się ojca Buffalo i oczywiście stało całe białe z delikatnymi stawkami czerni.

-Do tyłu dzieciaki - zaśmiał się Leon na co przewróciłem oczami.

-Dziećmi już przestaliśmy być dawno - odparłem spokojnie, ale wsiedliśmy do tyłu tak iż Erwin był na środku.

-Będziemy jechać z około trzydzieści do pięćdziesięciu minut więc radzę uzbroić się w cierpliwość - oznajmił ojciec i w sumie przygotowałem się na tak długą wycieczkę. Patrzyłem przez okno nie mając nic do roboty, a dłoń miałem położoną na udzie siwowłosego i delikatnie sunąłem w górę w dół masując go. Mój diabełek oparł głowę o moje ramię i uśmiechał się delikatnie. - Dowiedziałeś się jaką suknię kolory wybiera Milena?

-Kremową więc muszę wziąć taki garnitur bądź czarny z kremowymi dodatkami - odrzekł spokojnie i wyobraziłem sobie na nim te kolory.

-Mógłbyś w kremowym, bo ci będzie pasować bądź delikatnie ciemniejszy taki podchodzący pod kawę.

-Dobry pomysł - stwierdził - możemy zobaczyć na miejscu jak to będzie się gryzło.

-Wy jaki wybieracie kolor? - zadał pytanie czarnowłosy.

-Cóż do Erwina pasuje każdy kolor - odrzekłem i spojrzałem na swojego chłopaka, który uśmiechnął się do mnie.

-Zobaczymy jaki nam wpadnie w oko czyż nie?

-Oczywiście diabełku - mruknąłem na jego słowa.

-Skoro jesteśmy wszyscy tutaj - zaczął ojciec i poczułem wzrastający niepokój - od kiedy stoicie po jednej stronie i dlaczego?

-W sensie Du?

-Stoisz po ich stronie dlaczego?

-Okazało się, że taki ciemnoskóry mężczyzna w sumie chłopak jest powiązany z moją rodziną w sumie mamy wspólnego przodka - powiedział szczerze gdyż znaliśmy prawdę poniekąd, ale nie historię - okazuje się, że jestem wujkiem dla...

-Diii! - wtrącił się Erwin widząc iż Leon ma problem z przypomnieniem sobie imienia.

-Właśnie Dii więc skoro on jest powiązany z Mokotowem to troszkę nie byłoby fer wobec niego i grupy, bo naprawdę mają ciekawą paczkę.

-Czy mam rozumieć, że zabraliście go do Mokotowskiej willi? - spojrzał na nas kątem oka. Był zdumiony i chyba mocno zaszokowany.

-Kui pozwolił go wprowadzić na terytorium Victoria, ale nie widział drogi - odezwał się Erwin tłumacząc sytuację w której był postawiony Leon. - Miał prawo poznać prawdę o sobie.

-Nie mówię, że zabraniam tego, bo każdy ma prawo do poznania swoich korzeni - odpowiedział ojciec Erwinowi i o dziwo bez żadnego jadu w głosie.

-Mam rodzinę w Francji! - uśmiechnął się radośnie Garcone - Wiem co będę robić na wolnym!

-Pojedziesz do Francji? - spytał mój brat i to było dosyć ciekawe pytanie, bo w sumie sam zacząłem ciekawić tym.

-Zastanawiam się nad tym, ale może to zrobię! - odparł z szerokim uśmiechem.

-Więc co masz w planach zrobić Gregory? - padło pytanie, którego nie spodziewałem się dziś.

-W sensie? - zapytałem zaskoczony.

-Po tym wszystkim - oparł nie jasno, ale chyba zacząłem domyślać się o co mnie dokładnie się pyta.

-Wrócimy do domu, zapewne wrócę do pracy i będę próbował łapać Erwina gdy będzie robić napady - spojrzałem na swojego diabełka, który zaśmiał się.

-Życzę powodzenia wasze umiejętności prowadzenia nie dorównają nigdy Carbo!

-Ale ty wiesz, że braciak nigdy tak naprawdę nie pokazał wam swoich umiejętności? - dołączył do rozmowy Marco.

-Co? - spojrzał na mnie Erwin - Ścigasz się z Carbo jak wracamy!

-Dobrze wiesz, że vecia się mocno ślizga na zakrętach Carbo mi ucieknie, bo jemu się nie ślizga wóz - spojrzałem na brata, który zaśmiał się z mych słów.

-Aaa okey ty specjalnie się wyjebujesz aby ich nie łapać!

-Zamknij się w końcu tym Marco - burknąłem, a Erwin patrzył na mnie z oburzeniem.

-Ty kłamco! - tyknął mnie pomiędzy żebra odruchowo odskoczyłem w bok uderzając głową w sufit samochodu. Erwin zaczął się śmiać ze mnie wraz z Marco.

-Bardzo zabawne - mruknąłem cicho masując głowę gdyż trochę zabolało.

-Jesteśmy na miejscu! - padły z ojca ust te trzy słowa na które czekałem więc wysiedliśmy z wozu przed luksusowym zakładem z garniturami na miarę.

-Nigdy nie byłem w takim drogim miejscu - mruknął cicho Erwin do mnie.

-To już jesteś - odrzekł ojciec, który przeszedł obok nas i wszedł do środka więc ruszyłem za nim delikatnie łapiąc Erwina wokół pasa. Nosił się jak szef, a nie chodził do takich drogich miejsc. W sumie ja też zbytnio nie chodziłem jak byłem w naszym mieście, ale jeśli mam dobrze się prezentować to dobrze warto się ubrać.

-Ja idę patrzeć na kremowe! - powiedział Marco i ruszył spokojnie w stronę garniturów.

-Witamy pana Montanhe czym możemy służyć?

-Potrzebujemy pięciu garniturów na miarę - odparł tata, ale już widziałem jak Erwin rwie się do książki z kolorami.

-Oczywiście! Czy wiedzą panowie co oczekują za garnitury? - za lady wyszedł mężczyzna ubrany w czarne spodnie oraz koszulę, elegancko jak przystało na takie miejsce.

-Tak my wiemy co oczekujemy za rezultaty. Młodzi muszą przemyśleć.

-Zapraszam za mną powiedzą mi panowie co oczekują i weźmiemy miarę.

-Monte to co bierzemy? Ja bym chciał coś odważnego!

-Nie wiem czy to dobry pomysł na jakiś szałowy kolor garnituru - odparłem spokojnie i zerknąłem na próbki kolorystyczne materiałów.

-Nie chce czarnego to jest oklepany kolor na wszystkim - mruknął cicho i naburmuszył się.

-Wybierzmy coś co do nas obu będzie pasować dobrze? - zaproponowałem gdyż nie chciałem czegoś szalonego.

-Mają złoty! - zafascynował się kolorem na co się zaśmiałem.

-Tylko do ciebie będzie pasować, ale nie weźmiemy garnituru złotych, bo nie chcę aż tak bardzo wyróżniać się wśród wszystkich - patrzyłem po kolorach i szukałem bardziej stonowanych.

-Nie no niebieski nie będzie do mnie pasować i nie patrz mi na zielone! - prychnął niezadowolony widząc na jaki kolor chcę przesunąć. Podkręciłem głową na boki i przesunąłem na standardowe kolory.

-Może coś z szarych? - zaproponowałem.

-Jasne nie będą pasować do nas - mruknął i sunął palcem po kolorach i stanął na ciemnym szarym takim co opalizuje na srebrny pod odpowiednim kątem jak się spojrzy - może ten?

-Dobra w sumie będzie pasować do nas - odparłem zgadzając się z nim, że wybrał coś.

-A co z koszulami czy muszka bądź krawat - westchnął gdyż nie lubił gdy trzeba było dobierać rzeczy, ale ja miałem już wizję na nasz ubiór.

-Ja wiem diabełku nie musisz się martwić - odparłem spokojnie - wezmą z ciebie miarę, a ja ogarnę wszystko dobrze?

-Zaufam twojej intuicji - pocałował mnie w policzek na co się uśmiechnąłem zadowolony.

-Który? - podszedł do nas Marco trzymając w dłoniach kremowy i kawowy garnitur.

-Jeśli Milena ma kremową to może ty idź w delikatnie ciemniejszy odcień i białą koszulę? - zaproponowałem, a on uśmiechnął się radośnie kiwając głową na tak.

-Kto teraz idzie na po miarkę? - zapytał mężczyzna wychodząc z pomieszczenia za którym zniknął z ojcem i Leonem.

-Ja chce! Wybrałem już co chce! - powiedział podekscytowany Marco i ruszył za mężczyzną.

-Chciałbym poruszyć pewien temat z wami chłopcy - powiedział ojciec co mnie zaskoczyło iż chce na jakiś temat z nami porozmawiać i szczerze interesował mnie jaki temat.

-O co chodzi? - spytał Erwin i zmrużył powieki, bo chyba nie tylko mnie interesował temat na jaki chce porozmawiać ojciec.

-Skoro dzieje się jak dzieje chciałbym porozmawiać z wami w siedzibie jutro wraz z Kui Chackiem - otworzyłem szerzej oczy zaskoczony.

-A o czym tak dokładnie? - spytałem cicho gdyż nie rozumiałem tego i chyba Erwin również.

-Duarte chciał powiedzieć, że chce z wami wszystkimi omówić przyszłość Lordów oraz Mokotowa - sprostował Leon, który rozjaśnił sytuację i zaczęło mi świtać chyba, dlaczego ojciec chcę przeprowadzić tą rozmowę.

-Erwin? - spojrzałem na swojego diabełka, który wydawał się na niepewnego. Nie dziwiłem się w sumie dlaczego się waha, bo pewnie sam bym się zastanawiał nad odpowiedzią.

-No dobrze? - mruknął niepewnie i spojrzał na mnie jakby szukając we mnie wsparcia. Pogłaskałem go delikatnie po ramieniu i wtuliłem w swój bok.

-O której? - zadałem pytanie, które było kluczowe w tej chwili.

-O dziewiątej może być? - zaskoczył mnie tym iż nie powiedział twardo godziny tylko zadał to w postaci pytania.

-Zadzwonię do wujka jak wrócimy i poinformuję go o tym - zaproponował Erwin, a tata zgodził się co było naprawdę zaskoczeniem iż nie zachowywał się jak to on.

-Możecie iść się zmierzyć! - odezwał się Marco więc delikatnie poklepałem Erwina aby się ruszył byśmy i my mogli zrobili to co powinniśmy, a ja będę mógł wytłumaczyć czego oczekujemy.

Co wymyślił Duarte?
Jakie dodatki wybrał Grzesiu do garnituru?

2343 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro