Nie sądziłem, że cię zobaczę
Witam serdecznie wszystkich!!!
Jak tam perspektywa Hanka się podobała?
Mój kochany potworek kolejny z kolei ma dziś urodzinki! Najlepszego dla ciebie kotełku i jak się wyrobię to jeszcze dziś jeszcze dodatkowo coś pojawi!!!
Mamy halloween więc wesołego straszenia i zabawy chyba, że w planach leniuchowanie?
Ruszamy od 16 z challenge! Będzie się działo!
Dziś mam rozmowę do pracy ;-; boję się, ale trzymajcie kciuki aby się udało wszystko
Życzę miłego dzionka wszystkim!
Perspektywa Grzesia
Czy żałuję tego, że powiedziałem mamie prawdę, zapewne tak. Jednak gdybym tego nie zrobił w nocy to bym zrobił coś głupiego i krzywdzącego nie tylko siebie, ale innych również. Matka wie dlaczego wybrałem Mokotów, dlaczego tak bardzo ich bronie i dlaczego jestem taki uparty.
Bankiet był wczoraj w sumie dzisiaj, bo przespałem z dwie godziny nim słońce weszło na niebo. Trzeba było więc wziąć się za sprzątanie i czyszczenie terenu z zabawy, która trwała do trzeciej nad ranem. Dużo osób zostało w pokojach gościnnych, bo nie wszyscy byli w stanie wrócić do domu czy też swoich mafii. Jednak tak czy siak i tak musiał wstać aby pomóc z krowami aby dać im jedzenie i nie tylko. Obowiązki mimo, że ojciec nie mówił iż mam do nich wrócić to jednak wolałem się czymś zająć produktywnym niż siedzieć w miejscu i wspominać. Wspominać ludzi, miejsca oraz uczucia po prostu było mi tęskno za tym wszystkim do czego doszedłem sam i wybrałem własną drogę.
Ubrałem się w świeże ciuchy i spuściłem głowę widząc w lusterku swoją zmęczoną i o odcień bledszą skórę na twarzy. Mój organizm był wyniszczony i nie próbowałem nawet go ratować co było błędem, ale nie potrafiłem zmusić się do wszystkiego. W czasie snu prześladowały mnie martwe ciała osób, które zginęły z mojej ręki. Koszmary nie dawały mi spać ani szansy na wyspanie więc z dnia na dzień byłem coraz bardziej zmęczony nie tylko psychicznie, ale i fizyczne. Starałem się jak mogłem, ale brakowało mi tego szaleńca, mojego szaleńca przy moimi boku. Jeszcze ta propozycja z ślubem z Felą to było definitywnie za dużo. Chciałem być wierny tylko jednej osobie i byłby nią tylko Erwin. Nawet jeśli nie będzie dane nam się już nigdy spotkać to wolę umrzeć samotny niż wyjść za kogoś kogo nie kocham. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem na dół do kuchni. W salonie oczywiście już byli niektórzy co już nie spali od rana jak ja. To nie było śniadania gdyż to nie była pora na nie. Wszedłem do kuchni gdzie mama przygotowywała powoli śniadanie w towarzystwie kilku pań.
-Dzień dobry - przywitałem się, a mama spojrzała na mnie uśmiechnięta.
-Synku wydoisz krowy aby było świeże mleko? - spytała zerkając na mnie kątem oka.
-Jasne mamo - odpowiedziałem - ile butelek?
-Dwanaście - odparła na co kiwnąłem głową i ruszyłem do drzwi tarasowych aby przez nie przejść do ogródka, a z niego do pastwiska krów.
Na tarasie rozłożony został wiklinowy zestaw do siedzenia z poduszkami, a nawet huśtawka. Nie miałem w sumie kiedy wczoraj posiedzieć i pobujać się gdyż dzieciaki oblężyły ją. Spokojnym krokiem szedłem w kierunku stodoły i od razu przeskoczyłem przez płot. Zauważyłem na wstępie, że trzeba wymienić wodę dla nich, a jeszcze śniadanie im dać przy którym mogłem na spokojnie je doić. Musiałem ogarnąć wszystko bardzo sprawnie i szybko, ponieważ czas trochę mnie jadł. Więc zacząłem od wymiany w korycie wody, a następnie wypuściłem krowy witając się z moją ulubienicą. Na szybko posprzątałem i zrzuciłem jedzenie dla nich, które powsadzałem w paśniki. Jak zwykle po zawołaniu krówek ściągnąłem z szafki butelki oraz wiadro do którego będę doić krówcie. Delikatnie, ale stanowczo ciągnąłem za wymiona brązowej krowy gdyż potrzebowaliśmy sporo mleka, a czas uciekał. Po pół godzinie pracy przy krowach napełniłem wszystkie butelki i włożyłem je do metalowego koszyka. Zostawiając otwarte drzwi od strony pastwiska przecisnąłem się przez płot i szybkim krokiem wróciłem do domu głównego.
-Proszę bardzo - powiedziałem kładąc koszyk na blacie.
-Dziękuję Gregi - mrukła mama więc zostawiłem kobiety w kuchni, chociaż chciałem pomóc to miałem stanowczy zakaz od ojca na to. Nie chciał mnie widzieć przy kuchni więcej niż przy lodówce i stole. Naprawdę chciałem pomóc, ale no wolałem ojcu nie podskakiwać. W ten sposób usiadłem na huśtawce i patrzyłem się na wschodzące słońce, nie mając innego zajęcia.
-Dzień dobry Grzesiek!
-Cześć Fela - przywitałem się z rudowłosą, która była ubrana w spodenki i krótką podkoszulkę.
-Nie za ciepło ci w tym? - spytała dosiadając się do mnie, a jej głowa oparła się o moje ramię.
-Nie szczególnie - odpowiedziałem i nie zwracałem zbytniej uwagi na to co robi ona.
-Jakie plany na dziś? - zapytała po chwili ciszy.
-Nie wiem raczej zerowe.
-To może byśmy przeszli się na lody? - zaproponowała z uśmiechem na ustach.
-Zobaczę co ojciec na to - odparłem gdyż nie wiedziałem co będzie później i czy mi pozwoli. Nasze spokojne siedzenie i obserwowanie nieba przerwał mój brat, który spojrzał na mnie przerażony. - Co jest?
-Na bok muszę porwać cię na bok - oznajmił szybko i był bardzo zestresowany co widziałem po jego mowie ciała gdyż twarz starał się mieć obojętną.
-Dobrze - wstałem z huśtawki ogrodowej i ruszyłem w stronę mego brata, który oddalił się jeszcze trochę w tył aby nie słyszała nas Felicja - o co chodzi? - spytałem.
-Hank ma problemy - wyszeptał - Owen zdradził ich położenie po tym jak powiedział ojcu kilka dni temu iż chłopak za dużo wypytuje. Każe mi i kilku osobą zgarnąć ich.
-Jeśli podpadł to ojciec go zabije - wyszeptałem przerażony tym co właściwie usłyszałem, ale starałem nie pokazywać po sobie tego, bo nie chciałem aby Fela widziała.
-Co mam zrobić? - spytał - Nie chcę go zranić, ale nie chcę spisać na śmierć.
-Poczekaj muszę to na szybko przemyśleć - mruknąłem i zacząłem się zastanawiać po co Hank miałby podpaść Lordom, chociaż tyle razy go ostrzegałem przed tym iż są bardzo niebezpieczni, a mój ojciec to przede wszystkim. Po chwili zaświtało mi gdzieś tam z tyłu głowy, że mój przyjaciel chce upewnić się czy na pewno nie żyje - kuźwa Marco on chce sprawdzić czy żyje. Jeśli dowie się ojciec, że mnie zna to będzie miał przejebane, ale jak ja będę tam na dole to może mnie rozpoznać jak nawet jeśli powie do mnie Herdeiro. To nie tylko zagrożenie dla niego, ale i dla nas.
-Co zrobić w takim razie?
-Ma nie wiedzieć, że żyje - wyszeptałem widząc kątem oka jak Fela się nudzi.
-Ojciec nie pozwoli zniknąć od tak - rzekł i miał rację z tym więc musiałem coś szybko wymyśleć.
-Zniknę na ten czas z Felicją tylko daj mi zobaczyć mojego przyjaciela - spojrzałem proszącym wzrokiem na brata. Martwiłem się o Hanka od dnia gdy okazało się iż przyszedł tu służyć. Nie było to zbyt mądre z jego strony, ale czułem, że coś kombinuje on albo Mokotów. Bałem się, że zrobią coś co źle się skończy dla nich, ale w sumie Kui miał plany tego miejsca i tak naprawdę ojciec nic nie zmienił. Lecz Chack obiecał mi na mafię, że nie użyje ich do zranienia mej rodziny. Chociaż to jest chińczyk on zawsze mąci i robi wszystko po swojemu. Nie chcę ich narażać. - Spytaj się go o rodzinę, proszę cię.
-Spytam i zrobię tak jak chcesz, ale Ojciec będzie wkurwiony jak cię nie znajdzie.
-Przyjmę na siebie jego gniew, ale najważniejsze jest chronić teraz Hanka.
-Postaram się - mruknął - muszę ruszać.
-Uważaj na siebie - powiedziałem i spuściłem wzrok, ale poczułem delikatne klepanie po ramieniu.
-Będę spokojnie - odpowiedział i ruszył na przód domu.
-Co chciał Marco? - usłyszałem ten aksamitny głos Feli przy sobie.
-Chciał mnie o czymś poinformować co ojciec mówił, a to tajne - oznajmiłem po prostu ją kłamiąc. Gdy nagle zaczął dzwonić dzwonek co oznaczało śniadanie. -Po śniadaniu pójdziemy się przejść w las? - zadałem pytanie mając nadzieję, że się zgodzi. Jeśli z nią pójdę to może ojciec pomyśli, że zastanawiam się nad tym ślubem jednak i da mi z tego powodu spokój, że nie było mnie na osądzaniu przyjaciela. Lepiej było jakby nie wiedzieli, że żyje i wiem, że mają prawo to wiedzieć, ale jestem stale obserwowany jak i każdy mój krok. Ojciec mimo iż dał mi słowo to widziałem jak jadło go od środka to iż wyznałem mafię Mokotowa, a on nie wiedział dlaczego to zrobiłem skoro byłem policjantem.
-Z tobą zawsze - odparła i złapała mnie za dłoń, splatając nasze dłonie razem. Pociągnęła mnie w stronę domu, ale nie ruszyłem się ani na milimetr.
-Nie idę na śniadanie - odpowiedziałem i rozplotłem nasze dłonie na co westchnęła.
-To skąd mam wiedzieć, że idziemy?
-Będę czekać tutaj - odparłem na jej wątpliwość, ale nie mogłem dać się złapać ojcu. Nie mogłem narażać brata, Hanka i wszystkich, których chciałem ochronić. Przeszedłem niedaleko drzwi do siedziby i czekałem aż przyjadą. Bałem się i to w cholerę, bo nie wiedziałem czy nie widzę przyjaciela ostatni raz. Gdy przyjechali serce stanęło mi przełyku i bałem się o to co będzie. Z auta został wyciągnięty Hank i widziałem po nim, że nie zmienił się aż nadto. Nawet dobrze wyglądał i wydawało się iż jest z nim wszystko w porządku, ale moje fotograficzne oko zauważyło, że schudł trochę, schodząc z prawidłowej wagi. Mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem mego brata, który chciał mi coś przekazać, ale nie mógł zwlekać i zaprowadził policjanta do siedziby. Z auta terenowego wyszedł natomiast Owen, który jak mnie zobaczył od razu jego uśmiech zszedł z ust. Nie lubiliśmy się definitywnie i nie polubimy po tym jak zjechałem go równo z ziemią, a on nie mógł mi odgryźć się, ponieważ byłem Herdeiro zaś on pracował dla Wielkiego Morte jak i w przyszłości dla mnie.
-Wiesz zachowujesz się jak totalne dno sprzedając jednego ze swoich - oznajmiłem - może powinieneś wrócić do zielonych na zbieranie roślinek - rzekłem widząc jak złość rośnie w nim.
-Ty - warknął.
-Tak wiem, wiem przeginam dla ciebie - zaśmiałem się - przykro mi. Wiesz, że zdrada jest niewybaczalna.
-I kto to mówi! - warknął cicho, ale pilnowało go dwóch ochroniarzy więc nie bałem się tego, że może mu odwalić. Nie był na swoim terenie więc nie mógł nic zrobić.
-Bądź grzecznym pieskiem i nie szczekaj niepotrzebnie - rzekłem do niego i odwróciłem się gdyż musiałem powoli uciekać z tego miejsca. Nie wiem dlaczego tak do niego powiedziałem. Zawsze miałem szacunek do wyższej rangi, ale temu mężczyźnie nie należał się w ogóle. Narażał swoją jednostkę, współpracowników i ludzkie życia. Westchnąłem pod nosem i uciekłem do miejsca gdzie umówiłem się z Felą, która właśnie wychodziła z kuchni. Więc spokojnie, ale dosyć sprawie uciekliśmy z terenu Lordów. Pytać się Hanka będą przez godzinę dlatego to będzie dosyć stresująca godzina w moim ostatnim momencie w którym tak wiele się wydarzyło. Przeżyłem, zabiłem niewinnych ludzi, wyznałem mafię, napadłem bank, pogodziłem się z przyjaciółmi, chociaż nie do końca z Aronem i zaręczyny, które chciał zrobić ojciec moje oraz Feli. Może wyglądałem bardzo dobrze i miałem jakiś urok osobisty, ale nie nadawałem się albo inaczej. Nie potrafiłem wyjść za kogoś kto nie był Erwinem, moim diabełkiem. Wraz z rudowłosą przeszliśmy się w stronę lasu tak jak powiedziałem i ruszyliśmy przed siebie w stronę znaną tylko mi.
-Czyli nie chcesz tego ślubu? - spytała cicho jakby niepewnie.
-Nie chce - odparłem spokojnie.
-Dlaczego?
-Po prostu nie jesteś odpowiednią osobą dla mnie i po prostu nie czuję do ciebie nic więcej niż przyjaźń - wyjaśniłem jej prosto i z mostu. Nie chciałem jej oszukiwać nawet jeśli się we mnie zauroczyła. Ja po prostu kochałem kogoś innego i mimo tego, że jest to przegrana miłość to jednak nie potrafiłem odpuścić sobie jego. Zbyt dużo przeszliśmy razem przy swoim boku, bo po prostu był moim przeciwieństwem, ale i dopełnieniem. Bez niego czułem się samotny i niedoceniony bez swojej drugiej połówki.
-Nic nie będzie z tego?
-Nic - odparłem - nie wiem co ojciec ci wmówił, ale nie będziemy razem - oznajmiłem spokojnie i uśmiechnąłem słabo.
-Rozumiem? - odparła cicho.
-Bardziej pasujesz do Arona nie do mnie i do niego powinnaś czuć więcej nie do mnie. Nie pozwolę sobie na miłość do ciebie.
-Dlaczego?
-Ponieważ nie potrafię - wyminąłem umiejętnie prawdziwy motyw, dlaczego nie mogłem być z nią. Przecież nie powiem jej, że wolę mężczyzn, a tym bardziej, że mam chłopaka za którym tęskniłem. Przez tą godzinę chodziliśmy niedaleko od płotu, ale no tak aby móc być wystarczająco blisko. Nim minęła godzina wróciliśmy z przechadzki na teren Lordów i pech chciał abyśmy trafili na ojca.
-Gregory będziemy mieli do porozmawiania! - powiedział wkurzony, ale jednak poszedł dalej i nie zatrzymywał się przy mnie. Felicja poszła do środka willi, a z siedziby został wyniesiony zakuty Hank. Uspokoiło to moje skołatane serce gdyż czułem jak chciało wydostać się przez przełyk na zewnątrz. Spojrzałem na brata pytającym wzrokiem gdy Hank został wepchny do wozu wraz z siedzcym już w środku panem 02. Gdy wóz odjechał spojrzałem ponownie na Marco.
-Radzą sobie jakoś po twojej stracie, ale ciężko im. Najbardziej ciężko Erwinowi, który tęskni za tobą jak i wszyscy inni, bo brakuję im trochę ciebie - powiedział cicho - nie wiem co kombinują, ale coś nie podoba mi się to. Hank też nie chciał nic zdradzić, ale chyba bez potrzeby nie chciał się dowiedzieć, że żyjesz.
-Pytał? - zapytałem zdziwiony chociaż mogłem to przewidzieć
-Tak chciał usłyszeć prawdę.
-Co powiedziałeś?
-Że niestety nie żyjesz - powiedział - nic innego nie byłem w stanie wymyśleć. Kazałeś utrzymać w tajemnicy twoje życie.
-Ojciec, nie wiesz dlaczego taki zły?
-Ten Hank ma nie wyparzonę usta i mówi szczerze oraz prawdę co zdenerwowało ojca, ale bardziej wkurzył go fakt iż obszedł jego haki. Chociaż chyba znalazł jeden powód dla którego nie mógł go tknąć.
-W końcu to Hank - uśmiechnąłem się słabo - bardzo mam przejebane u ojca?
-Troszkę - oznajmił na spokojnie.
Czy Monte może mieć problemy?
Czy Hank pozna prawdę?
2148 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro