Nie spodziewałem się tego
Witam wszystkich serdecznie!!!
Czyżby ktoś powiedział?
Marat OOOO n!!!
Właśnie taaak!
Startujemy przez najbliższe dni z maratonem!
Więc spodziewajcie się niespodziewanego w nadchodzące dni bo o 9:00 bądź 21:00 będą rozdziały!!!
Co tam u was? Jakie plany?
Życzę wszystkim miłego dzionka!
Perspektywa Monte
Gdy zobaczyłem swoją paczkę, a raczej jej część przy schodach, nie zrozumiałem na początku o co chodzi, ale gdy zrozumiałem iż mam otwartą drogę do zabawy bez żadnych obowiązków tylko zabawa. Ruszyłem za Jessicą, która zaczęła mnie ciągnąć w stronę ogrodu, a za nami szli chłopacy. Nie miałem wyboru jak iść z nimi więc spokojnym krokiem opuściliśmy kuchnię, a z tarasu już widziałem okrągłe stoliki przystrojone zastawą białych talerzy. Oczywiście podest ułożony z drewnianych desek i z drzew, które rosły po czterech krańcach parkietu ciągnęły się czarne wstęgi z lampkami. Nie powiem, ale zaskoczyło mnie to i przez chwilę nie mogłem uwierzyć, że to na pewno jest nasz ogród.
-Chodź weźmiemy i napijemy się shota! - zaproponował John co reszta mu za wtórowała zgadzając się z tym.
-Nie mogę odmówić?
-Chłopie ten bankiet jest na twoją cześć! Musisz się napić!
-No dobrze John - zgodziłem się więc podeszliśmy do stołu z alkoholem, a oni otworzyli wódkę i każdy wziął kieliszek, który też został mi podany zaś po chwili mieliśmy wszyscy napełnione kieliszki.
-To co zdrowie solenizanta! - powiedziała Jessica.
-Zdrowie Węża! - podniósł kieliszek w górę Jason.
-Najlepszego stary! - dodał John.
-Dziękuję wam - uśmiechnąłem się do nich i stukliśmy kieliszkami, a następnie opróżniliśmy je.
-To my dziękujemy - powiedzieli razem chłopacy jak na bliźniaków przystało gdyż czasami potrafili razem wspólnie po sobie dokończyć zdania, ale to w sumie świadczyło o ich więzi.
-Jak w ogóle się czujesz? - spytał Jason - Wiesz po tym postrzale.
-Jest dobrze mama pomogła mi z raną - odpowiedziałem szczerze z uśmiechem na ustach. Rozejrzałem się wokół widząc jak dzieciaki biegały bawiąc się, dorośli rozmawiali ze sobą, a osoby w moim wieku bądź podobnym siedzieli ze sobą śmiejąc się z czegoś. Było to coś co zawsze chciałem tutaj zaznać tego szczęścia gdy wszyscy są szczęśliwi i nikt nikogo nie rani, a traktuje się równo. Z cichym westchnięciem poczułem się trochę jak w domu i mimo tego skarciłem się, bo mój dom był tam przy Erwinie. Zaczynam mieć problemy z przynależnością i to widać aż za bardzo. Nagle zauważyłem iż w moją stronę idzie Aron, a przy jego boku idzie Monica i Daniel. Odłączyli się od jakieś grupki więc zapewne zajmowali się oni konwojami. Przy czarnowłosym szła brunetka około metra siedemdziesiąt więc była troszkę niższa od mojego Erwinka obok szedł Daniel najmłodszy i najbardziej opanowany chłopak również czarnowłosy jak Aron.
-O co chodzi? - spytała Jessica.
-Nie denerwuj się Jess - odezwała się Monica.
-Monia mamy prawo - odezwał się Jason.
-Dobra dosyć - wtrąciłem się w to nim wyjdzie z tego jeszcze jakaś większa kłótnia - co was sprowadza do nas?
-Chciałem przeprosić - odezwał się Aron, ale w jego oczach widziałem dalej złość lecz i szczerość.
-Przyjmuje - odpowiedziałem na co się zdziwił i to potężnie, bo chyba nie spodziewał się tego - sam nie byłem ideałem i zrobiłem źle - dodałem - za co również was wszystkich przepraszam.
-Jesteśmy gangiem węża w końcu od czegoś to się wzięło! - stwierdził Daniel.
-Niby tak - kiwnąłem głową, a wszyscy zrobili kółko i zgarnęli mnie do grupowego misiaczka. -Jednak to Aron się wami zajmował, nie ja. Przepraszam Ar.
-Nie myśl, że od razu cię będę wielbić! Jesteś moim rywalem!
-Wiem - mimo chłodu w jego oczach, uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością. Chłopaki wybaczyli sobie wszystkie złe sytuacje między sobą więc pierwszy raz byłem w całym gronie moich byłych przyjaciół.
-To co robimy? - zaśmiał się Jason.
-Pijemy! - zaśmiały się dziewczyny na co uśmiechem się do wszystkich. Zasiadaliśmy wszyscy przy jedynym stole. Oczywiście zaczęli pić, ale ja odmówiłem dwóch kolejek. Ludzi było coraz więcej, a spokojna muzyka brzmiała z stanowiska DJ-skiego. Jeszcze chyba jeszcze tak nie byłem rozluźniony od długiego czasu jednak akceptacja moich przyjaciół pomogła mi trochę uspokoić się i chyba pozwolić na zabawę, chociaż dopiero zacznie się ona gdy wszyscy przybędą goście.
-Gregory jakim cudem tyś przeżył? - spytał Daniel patrząc się na mnie.
-Kilka razy już mnie próbowano zabić, ale nie udawało się różnym ludziom - powiedziałem szczerze - może przez to też rozstrzelanie nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia.
-Naprawdę? - odezwał się Aron.
-Tak to dlatego nie ruszały mnie twoje tortury - odpowiedziałem i napiłem się drinka, którego sobie sam zrobiłem.
-Ile razy cię torturowano? - spytała Monica.
-Hmm może dwanaście może dwadzieścia razy - odparłem - nie pamiętam w sumie. Zbyt dużo razy byłem to raniony czy blisko śmierci - wzruszyłem ramionami.
-Jak możesz o tym tak po prostu mówić jakby nie było to nic poważnego?
-Ponieważ John nie rusza mnie śmierć - odparłem - dlaczego wy się podzieliście?
-Wszyscy przeszliśmy na etap napadów, ale po tym jak wpadliśmy to - zaczęła tłumaczyć Monica.
-To połowa się zniechęciła innym się spodobało - rzekł Aron - my zostaliśmy na konwojach, a do nas dołączyli młodsi, a niektórzy dołączyli do napadów.
-Czyli podzieliliście się, ale nadal trzymaliście razem - stwierdziłem, a oni kiwnęli głowami.
-W końcu wychowaliśmy się wspólnie - stwierdził Jason - jesteśmy przyjaciółmi na dobre i na złe.
-No chyba, że ktoś kogoś ponosi i stara się ciebie zabić - odezwał się John.
-Poniosło mnie - westchnął Aron - nie chciałem.
-Na szczęście nie stało się nic poważnego - rzekłem - nie rozdrapujmy tego - dodałem.
-Dobra - zgodzili się ze mną. Zaczęli rozmawiać na temat napadów konwojów i chociaż nie interesowało mnie to, to jednak słuchałem ich uważnie. Pijąc drinka nagle usłyszałem głos ojca.
-Muszę na chwilę iść - odparłem - Marco z wami pogada - gdy usłyszałem brata obok zgarnąłem go na moje miejsce - po pilnuj mego drinka bracie - szepnąłem mu do ucha i ruszyłem w stronę ojca, który stał tuż przy domu. Trochę muszę przejść aby dojść do niego. Od razu zauważyłem obok niego trochę niższego mężczyznę o blond włosach.
-Dzień dobry - przywitałem się stając obok ojca.
-Gregory pamiętasz Felixa z mafii Fenixa? - zapytał się ojciec na co kiwnąłem głową na tak.
-No Gregory dorosły z ciebie chłopak!
-Dziękuję - odparłem na komplement mężczyzny i świtało mi coś z tą mafią.
-Tu jesteście - usłyszałem głos mamy więc wszyscy spojrzeliśmy na trzy kobiety idące w naszym kierunku. Czarnowłosa mama w swojej sukni, rudowłosa starsza kobieta zapewnie żona blondyna oraz z mocno rudymi podchodzącymi w czerwień włosów, a powiewna sukienka w odcieni czerwieni pasowała do jej włosów. Nie powiem przeżyłem wewnętrzny szok widząc dziewczynę tutaj.
-Pamiętasz Felicję? - usłyszałem głos ojca.
-Grzesiek? - usłyszałem jej aksamitny głos, a po chwili dziewczyna wpadła w moje ramiona na co się zaśmiałem.
-Fela jak żeś ty się zmieniła! - powiedziałem i odstawiłem ją na ziemię. Była wysokości mojej mamy więc musiała patrzeć na mnie z dołu.
-Czyli pamięta - zaśmiał się ojciec dziewczyny.
-Możemy zaczynać bankiet! - stwierdził ojciec, a po chwili byliśmy wśród wszystkich gości. -Proszę o ciszę!!! - powiedział donośnym głosem ojciec, a w dłoni trzymał kieliszek z szampanem. -Cieszę się, że możemy tego wieczoru wszyscy spotkać się z okazji, której tutaj jesteśmy! Mój najstarszy syn Herdeiro miał urodziny, dlatego dziś świętujemy je jak i również to, że niedługo przejmie władzę! - ojciec wzniósł toast i wszyscy wznieśli do góry swoje kieliszki i jako ostatni wzniosłem swój kieliszek.
-Niech żyje solenizant!!! - krzyknął ktoś.
-Niech żyje Herdeiro!!! - dodał następny i zrobiło mi się trochę cieplej na sercu, chociaż nie chciałem być w mafii. Napisaliśmy się wszyscy szampana, a muzyka została puszczona na nowo.
-Grześ idziemy się przejść? - spytała Fela, a ja zerknąłem na ojca.
-To twój dzień! Możesz robić wszystko co chcesz! - oznajmił - Chodź Felix obgadamy coś!
-To gdzie chcesz się przejść? - zapytałem uśmiechając się do niej, a ona ruszyła do przodu przed siebie więc ruszyłem za nią. Wyrosła na piękną kobietę z urokiem osobistym. - Dawno się nie widzieliśmy - odezwałem się gdy zrównałem z nią korku.
-Minęło dużo lat - oznajmiła - gdy ostatni raz się widzieliśmy byliśmy jeszcze dzieciakami.
-Tak - poparłem ją widząc jej uśmiech.
-Zmieniłeś się - rzekła i stanęła przede mną więc stanąłem też. Jej dłoń znalazła się na moim policzku oraz delikatnej brodzie.
-Zmieniliśmy się - poprawiłem ją i widziałem w jej piwnych oczach tą iskierkę ciekawości oraz radości.
-Gdzieś ty się podziewał? Wszyscy sądzili, że nie żyjesz! Cała mafia poszukiwała cię po wszystkich miastach.
-Zaszyłem się jak najdalej - odpowiedziałem - wyszło mi to na dobre.
-Właśnie widzę jak dobrze skoro jesteś pełen blizn - powiedziała, a jej opuszki palców dotknęły blizny tuż obok mych ust - oszpecają cię.
-Nie sądzę - odparłem wiedząc iż w tym się nie zgodzimy. Blizny kreowały mnie, a nie szpeciły.
-Ale ja sądzę - odpowiedziała i odsunęła się idąc prosto - Grzesiek to było nieodpowiedzialne co zrobiłeś.
-Nie wiesz co mnie kierowało - westchnąłem cicho - Fela co się takiego stało gdy mnie nie było?
-Dużo się wydarzyło wiesz niedługo przejmę rolę swego ojca - uśmiechnęła się - dużo zajęła nauka, studia skończyłam i potem uczyłam się na zostanie głową rodziny.
-To gratuluję, że widzisz się w tym - odparłem.
-Pamiętasz gdy byliśmy dzieciakami?
-Nie można tego zapomnieć. Często bywałaś u nas w domu.
-Wraz z Aronem byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i spędzaliśmy czas przez całe dnie. Kiedyś nie było tutaj tego jeziora.
-Był nasz domek - dokończyłem pamiętając bardzo dobrze te wspomnienie, a Fela wtuliła się w mój bok.
-Piękne wspomnienia nie sądzisz? Mogły potrwać dużej, a nie że uciekłeś zostawiając nas samych.
-Nie mogłem nie uciec Fela. Musiałem to zrobić - objąłem ją ramieniem i w sumie może dlatego lubiłem z dzieciakami przebywać na tej wysepce.
-Fela chodź! - krzyknąłem biegnąc w stronę dużego drzewa gdzie z tatą oraz Aronem jeszcze wczoraj kończyliśmy domek specjalnie aby skończyć na ten dzień. Dopiero co przyjechała z mamą, a ja chciałem już skierować się z nią w stronę ogrodu.
-Gregi dlaczego tak bardzo chcesz Felicję pociągnąć w stronę ogrodu?
-Do domku mamo! - uśmiechnąłem się do niej.
-No dobrze, ale uważajcie - powiedziała mama na co kiwnąłem głową i złapałem za rączkę rudowłosą aby pokazać jej domek.
-Gdzie idziemy Grzesiu? - spytała cicho na co się uśmiechnąłem.
-Muszę ci coś pokazać! - powiedziałem i razem biegliśmy przez ogród aż nie dobiegliśmy do drzewa gdzie był zbudowany domek. -Patrz to nasz domek!
-Nasz?
-Mój, twój i Arona! - odparłem ciągnąc ją do drabinki aby po niej wejść do góry.
-Wooo jaki ładny! - powiedziała.
-Będziemy tu nocować! - oznajmiłem, a ona wtuliła się we mnie.
-Superowy pomysł!
Noc w domku była najpiękniejsza gdyż w trójkę bawiliśmy się w środku i oglądaliśmy wspólnie gwiazdy. Był to dzień po moich urodzinach gdyż w dniu urodzin tata pomógł mi właśnie robić ten dom przez cały dzień. Razem leżeliśmy na tarasie domku i oglądaliśmy wspaniałe nocne niebo, które mieniło się milionem gwiazd.
-Patrzcie spadająca gwiazda - powiedziała - pomyślmy życzenie!
-Tamtej nocy życzyliśmy sobie coś pamiętasz to co było twoimi marzeniem gdy spadła pierwsza z gwiazd? - zapytała, zadziwiając mnie tym pytaniem.
-Pamiętam - odparłem cicho.
-Co to było?
-Życzyłem sobie aby znaleźć miejsce gdzie będę mógł być sobą - wyszeptałem i poniekąd spełniło się gdy zostałem przyjęty do rodziny Erwina - a ty?
-Abyśmy wszyscy byli zawsze ze sobą - powiedziała - nie udało się, bo ty zniknąłeś.
-Przepraszam Fela - mruknąłem i oparłem głowę o jej lekko zakręcone włosy - nie myślałem wtedy jak wiele tracę, ale zyskałem naprawdę dużo tą zmianą.
-Stałeś się policjantem - mruknęła - dlaczego właśnie bycie psem?
-Fela bycie policjantem nie jest złe.
-Jest nie widzisz, że przez policję tracimy członków rodziny i ważnych dla nas ludzi? - odsunęła się ode mnie - Skazują na śmierć nie mają litości.
-Jeśli ktoś przez lata robił coś nielegalnego i nazbiera się coś za dużo to jest możliwość kary śmierci - odpowiedziałem, a ona złapała mnie za policzki przez to musiałem się schylić.
-Chcę swojego Grzesia! - powiedziała - Nie jakiegoś policjanta!
-Ale to nadal jestem ja - mruknąłem.
-Mojego Grzesia, który jest Wężem nie gada mi po policyjnemu i nie jest policjantem tylko mafiozą!
-Nie potrafię się zmienić, bo taki już byłem Fela od dziecka.
-Chociaż spróbuj.
-Nie rozmawiajmy o tym - rzekłem - możemy wrócić do stolika? Czy chcesz się jeszcze przejść?
-Możemy iść do twojej skarpy - zaproponowała.
-Nie mam ochoty iść gdzieś dalej - oznajmiłem gdyż nie powiem tęskniłem za nią, ale nie była tą samą nastolatką tylko dorosłą kobietą z misją aby przejść władze po ojcu i ona była moim przeciwieństwem gdyż ja nie chciałem tego. - Wracajmy - zaproponowałem gdyż nie powiem chciałem z chłopakami się napić i z bratem. W ten sposób wróciliśmy do centrum bankietu i widziałem wzrok ojca na sobie gdyż Felicja trzymała mnie za dłoń ciągnąc za rękę w stronę Arona.
-Pilnowałem twojego drinka - zaśmiał się Marco - i przez przypadek wypiłem go całego.
-Luz - powiedziałem.
-Fela! - Aron wtulił się w dziewczynę i nie powiem, ale pasowali do siebie. Z uśmiechem nalałem sobie wódki i zrobiłem drinka.
-Wąż tańczysz? - spytała Jessica podnosząc się z krzesła.
-Z tobą z przyjemnością - odpowiedziałem i odłożyłem drinka na stolik, a dłoń wyciągnąłem w stronę dziewczyny. Przyjęła ją z uśmiechem na ustach więc zgarnąłem ją w stronę parkietu. Jedne co uwielbiam bardziej od alkoholu to taniec do muzyki. Brakuje aby puszczono weselny klimat i dano mi pałeczki, a rozkręcił bym tą imprezę. Może nie będzie tak źle. Fela zrozumie, zawsze rozumiała więcej niż Aron. Po prostu potrzebuje ona więcej czasu, a teraz skoro to był mój dzień to pora się w końcu zabawić.
O czym Duarte chce rozmawiać z Felixem?
Kim jest Felicja i czy będzie zagrożeniem?
2101 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro