Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie odejdę

Witam serdecznie wszystkich!
Jak tam weekend jakieś plany?
Ja mam sporo do pisanka i challenge, który jutro będzie organizowany!
W tym tygodniu będzie HSW i coś dodatkowego :3
Miłego dzionka życzę wszystkim<3

Perspektywa Erwina

Ranek to najgorszy moment, a jest jeszcze gorszy gdy ktoś cię budzi trzaśnięciem drzwi i krzykiem. Monte wstał szybko i wydawał się na mocno zdenerwowanego. Również podniosłem się do siadu i rozciągnąłem mięśnie po dobrym śnie. Nie miałem koszmarów w czasie snu przez to bardzo dobrze mi się spało jednak czułem jednak niepokój w sobie będąc tutaj. Znam głównie rodzinę Grzesia, a reszta była mi obca oprócz czarnowłosego chłopaka, który zwał się Aronem. Od początku sądziłem iż będzie problemem i tak też jest. Westchnąłem cicho podchodząc do Monte, który podał mi spodnie i koszulę co pasowały by na mnie. Nie kwestionowałem jego decyzji. Obawiałem się jednak tego co może przynieść dziś. Morte nie wyglądał na zadowolonego więc też nie chciałem chyba pod paść, ale chyba już to zrobiłem biorąc pod uwagę jego reakcje. Ubraliśmy się szybko, a ja zapiąłem na udo kaburę wraz pistoletem. Nie rozstawałem się z tym choćby na chwilę chyba, że chodziło o sen. Monte poprawił mi kołnierz i pocałował w czółko.

-Na pewno wszystko w porządku? - spytałem cicho nie wiedząc co mam zrobić i na co się przygotować.

-Nie przejmuj się. Zajmę się tym wezmę na siebie cokolwiek by to nie było - odparł i ruszył do drzwi, a ja za nim poszedłem. Była piąta dziesięć gdy zeszliśmy na dół, a w kuchni była pani Vida i ten skurwysyn.

-Dzień dobry - przywitałem się widząc jak mama Grzesia uśmiecha się do mnie. Zastanawiało mnie to jakim cudem tak dobra kobieta jest z takim okropnym mężczyzną. Jednak o gustach się nie rozmawia.

-Witaj kochaniutki - przywitała się ze mną i odwzajemniłem uśmiech, a następnie usiadłem przy stole.

-O co chodzi tato? - spytał Monte i od razu zauważyłem iż jego postawa ciała oraz wyraz twarzy się zmienił. Stał się obojętny i to mnie zabolało iż udawał kogoś kim nie jest.

-Musisz pojechać na komisariat policji - rzekł wkurzonym głosem, a Monte zdębiał w sumie ja też.

-Po co? - spytał zdziwiony.

-Masz po prostu zapłacić kaucję za Arona - oznajmił.

-Co zrobił? - zapytałem ciekawy.

-Był poszukiwany - odpowiedział pan Montanha na moje pytanie.

-Sam się w to wpakował? - prychnąłem - Niech sam się z tego uwolni - założyłem ramię na ramieniu. Brązowowłosy patrzył się na mnie z pogardą i lodowatym wzorkiem, który powodował iż czułem się trochę nieswojo.

-Czyli ty porzucasz swoich?

-Nie - odparłem - jednak gdy ktoś sam nie potrafi ogarnąć sobie wyjścia to niech idzie do więzienia. Nieudacznicy w mafii mi nie są potrzebni - oznajmiłem patrząc się na mężczyznę z wyższością, ponieważ byłem o krok w przód od Lorda z organizacją swoich ludzi, których nie musiałem wyciągać z paki.

-Moi ludzi umieją sobie radzić - warknął, a ja przewróciłem oczami na słowa mężczyzny.

-Nie widać - odparłem uśmiechając się wrednie do mężczyzny z widoczną wyższością.

-Erwin przestań - mruknął do mnie Monte więc spojrzałem na niego niezadowolony iż wtrąca się w moje droczenie ze starszym mężczyzną.

-Dlaczego? - spytałem marszcząc brwi.

-Ponieważ nie powinieneś wytykać błędów, bo sam nie jesteś najlepszy i każdy je popełnia - tymi słowami zdenerwował mnie co chyba zauważył - Ja również je popełniam - westchnął cicho i spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.

-Grzesiu, bo będziemy się gniewać! - burknąłem cicho do niego.

-Nie denerwuj się diabełku przecież wiesz, że nie chciałem - w jego oczy popatrzyły na mnie teraz z czułością, w których wcześniej tych uczuć nie było, był tak rozdarty - po prostu sądzę iż nie jest ważne czy ktoś popełnia te błędy czy jednak nie. Najważniejsze jest to aby chronić rodzinę i dobrze o tym wiecie, ale teraz robicie sobie na złość.

-Możliwe iż masz rację przepraszam Monti - powiedziałem do niego cicho spuszczając wzrok na swoje dłonie. Gdy starszy mężczyzna po prostu patrzył na syna.

-Pojadę po niego - rzekł opanowanym głosem - do kiedy mam czas?

-Po śniadaniu od razu musisz jechać - oznajmił, a on kiwnął głową siadając przy mnie, a ja zerknąłem na mężczyznę.

-Już przestaliście rozmawiać na temat mafii? Możemy w spokoju zacząć śniadanie? Gdzie jest Marco?

-Marco się spóźni, ma coś do załatwienia - oznajmił Morte swojej żonie.

-Rozumiem - powiedziała widocznie zmartwiona, ale podała śniadanie za które się wzięliśmy. Moja druga połówka patrzyła się na talerz widocznie zniesmaczony na śniadanie, które miał przed sobą.

-Monte zjedz - mruknąłem do niego, a on zerknął na mnie jednak nie oderwałem wzroku od jego oczu, ponieważ byłem zdeterminowany aby zjadł te śniadanie. Z jego ust wydobyło się ciche westchnięcie, ale widziałem iż wygrałem z nim. Zjedliśmy śniadanie, ale czułem iż coś się szykuje i to było silne uczucie. Byłem niemal pewny tego tak bardzo jak to iż Labo nie ma płuc.

-Chodź - ojciec zaciągnął go gdzieś, a ja zostałem w jadalni z panią Vidą.

-Pomóc? - spytałem kobietę przy okazji wstając od stołu.

-Nie trzeba - odparła z uśmiechem - Erwin co się stało wieczorem?

-W sensie? - mruknąłem nie wiedząc o co chodzi kobiecie w pytaniu do mnie. Nie wiedziałem co z Monte i gdzie go wcięło, ale mogłem się spodziewać się tego iż po prostu on ruszył po tego imbecyla aby uwolnić go z więzienia.

-No wiesz ty i mój syn - odpowiedziała zbierając talerze po śniadaniu ze stołu.

-Nie rozumiem nadal pytania.

-Mój mąż zobaczył coś na szyi Gregiego chyba wiesz co to jest - słysząc to zarumieniłem się, ponieważ nie potrafiłem powstrzymać się od tego gdyż to było coś co nie dało się powstrzymać. Reakcja mojego ciała była naturalna i prawdziwa.

-Emm wwiem o co chodzi - wyszeptałem starając się uspokoić, ale no nie dało się za bardzo, bo czułem cały czas te piekące policzki.

-Wiem - odparła, ale na jej ustach był uśmiech, który mnie dezorientował i nie wiedziałem co się dzieje tak naprawdę - mam nadzieję, że tylko nie róbcie coś niegrzecznego.

-Co?! Nie! - schowałem twarz w dłoniach zażenowany i naprawdę miałem ochotę wyjść, nie wracać aż nie uspokoję się.

-Mam nadzieję - odparła i zaśmiała się z mojej reakcji więc westchnąłem ciężko gdy bardziej się uspokoiłem dopiero po kilku minutach. Do kuchni wszedł mężczyzna bez Grzesia więc zostałem sam z kobietą i mężczyzną, którzy byli rodzicami mężczyzny dla którego byłem gotowy zrobić wszystko.

-Knuckles chce z tobą porozmawiać - powiedział, a ja kiwnąłem głową zgadzając się na to, bo w końcu obiecałem to, że w pewnym momencie gdy będzie trzeba to z nim porozmawiam. Co z tego, że nie ma ani Monte, ani Marco.

-O czym? - spytałem mierząc go wzrokiem i zastanawiałem się czy iść samemu z mężczyzną to dobry pomysł. Spojrzałem na panią Vidę nie wiedząc czy iść za Morte, moim wrogiem. Wrogiem Mokotowa.

-Idź, może się dogadacie - zasugerowała kobieta, a ja poszedłem za Lordem, który wyszedł na taras. Niezbyt pewnym krokiem wyszedłem z kuchni i stanąłem przy mężczyźnie, który obserwował okolice. Widziałem jak złożył dłonie z tyłu pleców i był wyprostowany dumnie. Monte też czasami tak się ustawiał, teraz w sumie zauważyłem dużo podobieństw, których wcześniej nie byłem w stanie zauważyć.

-O czym mamy porozmawiać? - spytałem cicho i po patrzyłem na bezchmurne niebo.

-Co łączy cię z Gregorym? - spytał, a jego głos był zimny jednak nie tak bardzo jak wcześniej.

-Nie rozumiem pytania - odpowiedziałem marszcząc brwi i zetknąłem na ciemnowłosego lidera mafii. Biłem się z myślami co jest dobre, a co jednak złe.

-Rozumiesz aż za dobrze - odparł zerkawszy na mnie swoimi brązowymi oczami, oczami wyglądające niczym Grzesia - nie chcesz jednak powiedzieć.

-Ja dużo do powiedzenia nie mam - odparłem - nie powinno pana to interesować! W sumie co łączy mnie z pańskim synem to jest tylko nasza sprawa nie pańska.

-Jest moim synem! Następcą, a ty jesteś chwilowym problemem, który mi tylko przeszkadza. Gdyż on staję się zbyt miękki przy tobie! - warknął patrząc się na mnie - Niszczysz moją pracę i to iż chłopaka złamałem!

-Nie pozwolę ci na to abyś go złamał do końca! Odzyskam swojego Grzesia i ci to udowodnimy! Jest częścią mej rodziny! Nie odpuszczę dopóki nie wróci ze mną do naszego domu!

-Jego miejsce jest tutaj! - warknął groźnym i zimnym tonem głosu.

-On tu nie pasuje! - chciałem bronić Grzesia i udowodnić jego ojcu iż mój chłopak jest cudownym mężczyzną, który ma szlachetne, a nie miękkie serce. - Jego miejsce jest w 5city jako policjant nie mafioza!

-W jego sercu jest mafia, a nie policja! On nigdzie nie będzie jechać - głos Morte coraz bardziej stawał się zimniejszy i to mnie przerażało.

-Mylisz się nie znasz go aby decydować za niego! - burknąłem na jego słowa, ponieważ nie słuchał mnie i zastanawiało mnie ile jego Monte mógł wytrzymywać.

-A ty niby go znasz? Myślisz, że nie domyśliłem się, że twoja organizacja jest winna blizn na ciele mego następcy! - tu mnie przyparł do muru gdyż nie miałem obrony przed tym, ponieważ była to najprawdziwsza prawda.

-Tak jestem winien jego blizn - oznajmiłem - nie jestem z tego dumny i wytykam sobie za każdym razem gdy widzę jego bliny na ciele. Jednakże wybaczył mi za nie!

-A ty zaciągnąłeś go do swojej pseudo Mafii! - warknął - Nie należy on do was czy do ciebie! Wyznał mafię Lordów i jego miejsce jest tutaj!

-Mylisz się - burknąłem - Grzesiek jest w mojej rodzinie i nie spocznę póki nie będzie wolny od twojej mafii!

-Co takiego mu dałeś, że wybrał twoją mafię!?

-Dałem mu wybór - odparłem co chyba zaszokowało mężczyznę gdyż nie spodziewał się chyba takich słów z moich ust - nikt go nie przymuszał do niczego, dostawał tylko zaproszenia na urodziny, zabawy, imprezy. W każdej chwili mógł odmówić i nikt nie miałby mu za to pretensji, że go nie ma! - mówiłem szczerze nie mówiąc wszystkiego, ponieważ na początku Grześka intrygował fakt iż przypuszczał, że należymy do mafii. Miał w tym sporo racji i mógł to zdradzić policji, ale nie zrobił tego chociaż mógł. Pomagał nam i mimo tego, że nie była to jakaś bardzo duża interwencja z jego strony. To jednak robił wszystko aby chronić nas. Z nieznajomego zimnego policjanta o twardym niewzruszonym sercu stał się moim kochanym Grzesiem. Problem jest taki iż znowu jego serce stało się kamienne i mimo, że widzę w nim swojego Monte to widzę też iż zagubił się w tym co powinien robić. - Jednak przychodził i miał oderwanie od służby, która trwała dla niego ponad dwanaście godzin. Monte zrobił dla mojej rodziny wiele i nie odpuszczę póki nie spłacę tego długu!

-Nie odejdzie on - warknął po dłuższej chwili gdyż chyba potrzebował przemyśleć kilka spraw. Tak sądzę, ponieważ sam złapałem się na wspominkach i rozmyślaniu co by było gdyby.

-Nie mów tak hop siup, bo wszystko może jeszcze się zmienić - warknąłem w stronę mężczyzny. Staliśmy od siebie dwa kroki w bok aby nie naruszać swojej prywatności. Nie czułem się dobrze w jego towarzystwie i w sumie powoli żałowałem iż zgodziłem się na tą rozmowę.

-Zawsze mogę pozbyć się problemu - poinformował mnie aż przestałem na chwilę oddychać. Brzmiało to jak groźba i nawet nie udawał iż nią nie jest - nie sądzisz, że tak będzie wygodniej dla nas wszystkich? Pozbędę się ciebie i reszty aby mój syn w końcu zaakceptował Felicję i stanął na czele mafii.

-Życzę powodzenia tym ruchem, Monte jeszcze bardziej będzie walczyć! - nie mogłem powstrzymać się od cichego warknięcia na mężczyznę, który jak widać chciał, a raczej uparł się aby to Monte stanął na czele mafii. Problemem jest to iż on nie chciał. U mnie w mafii też zbytnio nie ma wyboru z tym, ponieważ to ja będę liderem, a on jako mój partner również będzie brany pod uwagę w ważnych decyzjach lecz nie musi tego robić, ponieważ wiem ile to kosztują go takie niezbyt legalne rzeczy. Jednak zawsze doradzał nam mądrze i nie chciałbym stracić go.

-Co ty możesz o nim wiedzieć! - prychnął przewracając oczami.

-Jak widać o wiele więcej niż ci się wydaje - powiedziałem, ale w głowie dodałem sobie ty stary dziadzie, ponieważ nie było to zbyt rozsądne obrażać mężczyznę gdy byłem z nim sam na sam.

-Z chęcią dowiem się więcej o moim synie - zbliżył się niebezpieczne blisko mnie aż poczułem jak serce zaczyna bić mi szybciej. Nie wiem czy ze strachu do czego może być zdolny mężczyzna czy przez to w jaki sposób chciałby się dowiedzieć więcej. Monte ostrzegał mnie, że bywał agresywny, a w jego oczach widziałem iskrę złości. Jednak czułem jak paraliżuje mnie strach i nie mogę się odsunąć.

-Zostaw go - usłyszałem znajome warknięcie, a ciało nareszcie zaczęło się mnie słuchać. Odskoczyłem od starszego mężczyzny i schowałem się za Monte, który opiekuńczym wzrokiem na mnie spojrzał - nie masz prawa zbliżać się do niego! Inaczej nie będę ostrzegać tylko użyję siły! - brunet był wkurzony, a ja czułem się jak dziecko. Wtulając się w bok Montiego gdyż Morte był w tym momencie bardzo przerażający.

-Synu, ale ja nic mu nie chciałem zrobić! - zaczął się bronić mężczyzna, ale gromił mnie wzrokiem pełnym nienawiści.

-Jeszcze raz zobaczę cię przy Erwinie, a złamie ci rękę i nawet matka ci nie pomoże! - Grzesiu mówił to z taką złością iż zastanawiałem się czy dobrze jednak jest, że stoję za nim. Chociaż Grzesiek nigdy nie podniósł na mnie ręki więc bezpieczniej było przy nim.

-Jak ty się do mnie odzywasz!

-Tak jak zasłużyłeś! Mówiłem abyś trzymał się od Erwina z daleka!

-Monte jest już dobrze - powiedziałem i pogłaskałem go po ramieniu. Czułem jak jego ciało staje się rozluźnione.

-Na pewno diabełku? - wyszeptał patrząc się na mnie zmartwionym wzrokiem.

-Tak - kiwnąłem głową potwierdzająco, a on zerknął na mężczyznę przed nami, który patrzył się na nas z zmarszczonymi brwiami.

-No dobrze - jego dłoń delikatnie pogłaskała mnie po policzku, ale szybko ją wycofał - coś chcesz od nas jeszcze?

-Gdy będzie trzeba dostaniecie coś do roboty - warknął i ruszył w stronę chyba pól.

-Nic ci się nie stało na pewno? - spytał ponownie brunet i zaczął mnie obracać w każdą stronę chcąc się upewnić, że nic mi nie jest.

-Na pewno, bo ty tu jesteś - wyszeptałem i podnosiłem się na palcach, a następnie musnąłem jego wargi swoimi ustami. To wystarczyło aby go uspokoić, a w jego oczach mogłem znaleźć te cudowne uczucie miłości, które tak bardzo kochałem.

Czy Erwin powiedział za dużo?
Czy Morte znajdzie dla nich zajęcie?

2259 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro