Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie jestem chory psychicznie

Witam ponownie!
Pierwszy N OOOO cny rozdział!
Oraz pierwszy dodatkowy w książce
Jak tam minął wam dzień?
Jakieś plany na noc czy do spania od razu po rozdziale?
Życzę wam wszystkim dobrej nocki, a tym co będą z rana miłego dzionka!

Perspektywa Erwina

Zgodziłem się na wizytę u psycholog czy tam terapeutki byle by nie musieć rozmawiać z Heidi. Wiedziałem, że chce dla mnie jak najlepiej, ale te leki mnie męczyły i były problematyczne po prostu. Nie chciałem iść zażywać już więcej więc musiał i Dia niestety zniknąć z mego domu. Wystarczająco blisko i tak mieszka mnie, i to mi wystarczy tak naprawdę. Wtulony w niego uspokoiłem się znacznie, bo to właśnie tego mi było potrzeba. Ciepłych ramion kogoś z rodziny, a nie słów bez słów gdyż każdy może powiedzieć, wszystko będzie dobrze, ale tak naprawdę nie będzie, bo nie wie z czym muszę walczyć w środku siebie. Bo ktoś może powiedzieć te kilka słów, ale słowa to tylko słowa, a najbardziej liczą się czyny. Tak więc pozmywałem po śniadaniu i spojrzałem na tabletki, które powinienem zażyć. Udałem, że je biorę, a tak naprawdę wyrzuciłem je do kosza. Pora przestać być faszerowanym czymś czego nie rozumiem i nie wiem po co jest. Koniec z lekami przez które nie potrafię normalnie żyć. Koszmary były zbyt męczące, a wolałbym już nie sypiać więcej wtedy kiedy nie chce. Wytarłem mokre dłonie w ścierkę i westchnąłem cicho. Wspomnienia z nim bolą, ale z drugiej strony były najszczęśliwszymi wspomnieniami jakie były we mnie. Lecz wywoływały we mnie sporo emocji tych lepszych jak i tych gorszych.

-Jestem gotowy! - powiedział Dia wychodząc z łazienki w pełni ubrany. -Wziąłeś lekarstwa?

-Tak - odparłem i kiwnąłem głową na potwierdzenie, ale niestety oszukałem go w tym.

-To jedziemy na szpital, bo na 9 masz wizytę umówioną - oznajmił i ruszył do korytarza. W sumie sam poszedłem za nim biorąc telefon do ręki i portfel. Schowałem je w kieszeni od spodni i ubrałem buty. Nim pozwoliłem Dii cokolwiek zrobić wziąłem kluczyki od zentorno. -Jesteś pewny, że... - przerwałem mu.

-Dia kurwa rozumiem, że się martwisz, ale zaczyna mnie to wkurwiać takie traktowanie jak dziecko! - warknąłem - Rozumiem jestem załamany jego odejściem, ale nie znaczy to iż od razu masz mnie traktować jak dziecko!!!

-Przepraszam Erwin po prostu - zaczął zmieszany, ale wyszedłem z domu.

-Przestań po prostu mnie traktować jak dziecko bracie. Dziękuję, że jesteś, ale nie mogę już. To nie pomaga! Potrzebuje sam przemyśleć kilka rzeczy.

-Przepraszam - mruknął z słabym uśmiechem, a ja zamknąłem drzwi od mieszkania. Klucze zabrałem ze sobą i ruszyliśmy do windy aby zjechać na dolny parking do aut. Nie minęła chwila, a już wyjechaliśmy spod apartamentowca. -Czy poradzisz sobie z tą wizytą?

-Dlaczego miałbym sobie nie poradzić? - spytałem i zerknąłem na niego.

-Masz rację za bardzo cię traktowaliśmy jak dziecko i tylko wyłącznie po to aby cię chronić lecz nie zauważyliśmy, że też ranimy cię przy tym.

-Dziękuję Dia - wyszeptałem - jest mi ciężko, ale mam obowiązki i mimo tego ja wiem, że jeśli sobie coś zrobię to upadnie nasza mafia - powiedziałem szczerze - ja po prostu potrzebuje więcej czasu aby pogodzić się z tym.

-Jesteśmy aby ci pomóc bracie więc jeśli chcesz zawsze możesz nam wszystko powiedzieć. W końcu jesteśmy rodziną i martwimy się o ciebie.

-Wiem Dia wiem, ale dajcie mi czas - powiedziałem i spuściłem wzrok na kierownice. -Ja muszę po prostu uśmierzyć ból - poraz pierwszy powiedziałem szczerze do Dii od jakiegoś czasu.

-Masz od tego nas - położył dłoń na moim ramieniu - nie jesteś w tym sam.

-Wiem bracie, ale to jest moja strata i muszę ją sam przeżyć oraz pogodzić się z tym. Zaś trzymając mnie na smyczy po prostu nie pozwalacie mi na moje decyzję! - powiedziałem i zaparkowałem na dolnym parkingu szpitala.

-Dobrze zaufam tobie Erwin, bo wierzę, że myślisz racjonalnie. - wysiadł z auta jak i ja. - Może Heidi za mocno spanikowała twoim początkowy zachowaniem i chyba przesadziliśmy wszyscy przez to.

-Nareszcie zrozumiałeś! Jestem wam dozgonnie wdzięczny, ale nie mogę wiecznie siedzieć w miejscu, bo mi to nie służy! - rzekłem zamykając auto na pilota i ruszyłem w stronę schodów aby dostać się na górę. Jednak nie zauważyłem Dii obok więc stanąłem, a on nadal stał tuż przy zentorno.

-Nie potrzebujesz mnie jako niańki - powiedział co mnie zdziwiło - wierzę, że zrobisz te badania i będzie lepiej. Tylko pisz gdzie masz zamiar pojechać jakby coś się stało, bo nie chcemy cię znowu stracić - oznajmił i zdziwił mnie swoimi słowami, które chciałem usłyszeć kilka dni temu. -Ufam ci Erwin, ale nie strać tego zaufania, bo Bunny będzie się tobą opiekować!

-Dobrze rozumiem i dziękuję Dia. Wiele dla mnie to znaczy - uśmiechnął się do niego swoim prawdziwym uśmiechem, który od razu odwzajemnił.

-Parter i sala 13 tam masz wizytę! - powiedział i odwrócił się do mnie, a pod niego podjechało jakieś auto z kimś kogo nie znam. W sumie to Dia on zna wszystkich w mieście, a ludzie znają jego. Ruszyłem więc po schodach do góry czując obawę przed tym co mnie spotka z psycholog. Musiałem zdać te testy aby uświadomić swoim, że nie mam w planach zabicia się bądź popełnienia samobójstwa. Dobra muszę się przed samym sobą przyznać, że długo myślałem czy zrobić sobię krzywdę. Jednak nie miałem odwagi choć tyle razy stałem w kuchni trzymając nóż przy nadgarstku, bałem się. Nie chciałem znikać z tego świata jednak też nie chciałem na nim żyć bez Monte u boku. Zapukałem do odpowiednich drzwi i wszedłem do środka.

-Dzień dobry panie Knuckles, proszę usiąść - pokazała na kanapę więc zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na wskazanym miejscu. -Jestem Lisa Lubella moja ranga to Senior Resident. Będę twoim psychologiem dziś bądź terapeutką.

-Erwin Knuckles, Pastor - przywitałem się cicho i obserwowałem rudowłosą kobietę z fioletowymi oczami chyba jej naturalnym kolorem albo to są soczewki. W sumie nie było to tak ważne.

-Czy wiesz po co tu jesteś?

-By sprawdzić, że nie jestem chory psychicznie? - zażartowałem sobie z tego i oparłem się o oparcie kanapy.

-Troszkę tak i nie - odparła - chciałabym ci zadać kilka pytań odnośnie twojego dotychczasowego życia i tego co się stało.

-Yhym- mruknąłem i uciekłem wzrokiem na swoje dłonie, którymi się bawiłem gdy coś mnie stresowało. Od razu zauważyłem, że notuje coś w notesie.

-Wszystkie informacje, które mi powiesz zostaną tylko między nami i nikt inny nie będzie miał dostępu do twoich wyników. Jeśli nawet ktoś inny cię zapisał na tą terapię bądź sprawdzenie. Przekonamy się czy taka terapia będzie ci potrzebna. No, ale dosyć mojego monologu pora abyś to ty mi powiedział coś więcej o sobie!

Mimo iż nie chciałem to wzięła mnie sprytnie w swoje sidła i powiedziałem jej większości co mi siedziało na sercu.

-Tak to wygląda - mruknąłem wtulony w poduszkę.

-Wygląda na to, że po prostu pan tęskni i po prostu brakuje ci Gregorego. Może lekka depresja jakąś jest, ale nie sądzę aby pan byłby w stanie zrobić sobie dużą krzywdę w tym stadium choroby. Myślę, że jest pan na tyle rozsądny, że poradzi sobie z tym - rzekła - przepisze ci leki, które będą odpowiednie aby pomóc ci w chwili gdy naprawdę poczuję się pan źle.

-Nie jestem chory psychicznie! - warknąłem na słowa kobiety.

-Nie twierdzę tego tylko mówię na wszelki wypadek gdyby zaistniała taka sytuacja - odparła z cichym śmiechem.- Lepiej być zabezpieczonym niż nie być. Mówiłeś o napadach przez które nie możesz się uspokoić więc do tego będą te tabletki.

-Tylko? - spytałem cicho i spojrzałem na nią krzywym wzrokiem. 

-Tylko - odparła i podała mi receptę, którą niechętnie odebrałem od niej.

-Dobrze - odrzekłem i spojrzałem na tą receptę. Nie wyglądała podejrzanie więc wziąłem ją.

-Dziękuję, że mogłam ci pomóc! - powiedziała z uśmiechem, a ja kiwnąłem głową.

-Też dziękuję - mruknąłem i nagle zaczął dzwonić mi telefon - przepraszam - odparłem i wyciągnąłem go z kieszeni. Nie spodziewałem się jednak tego numeru. -Dziękuję i do widzenia - wyszedłem z sali aby odebrać telefon.

-Cześć Knuckles - przywitał się policjant, który nie wydawał się być szczęśliwy.

-Po co do mnie dzwonisz Capela? - spytałem i ruszyłem do wind aby zjechać na dolne partie szpitala.

-Wiesz em wiem, że może Cię trochę to zaboleć, ale trzeba zabrać rzeczy Montanhy z policji i jest coś w nich dla ciebie - usłyszawszy to stanąłem w miejscu.

-Dlaczego ja mam to zrobić?

-Pomyślałem, że ty będziesz wiedział co z tym zrobić, a ja nie jestem w stanie tego wyrzucić. Nikt w sumie nie jest - powiedział smętnie.

-Zaraz będę - odparłem i siadłem do auta czując jak serce zakuło mnie z bólu. Bałem się tego co może znajdować się w rzeczach mojego byłego policjanta.

-Dzięki, będę czekać przed komendą - rozłączył się więc odpaliłem auto i ruszyłem w stronę komendy do której dzieliło mnie tak naprawdę kilka przecznic. Jednak jak nie ja jechałem pod komendę. Nie chciałem się pod nią znaleźć, bo tak naprawdę była pełna wspomnień z nim. W końcu tyle spotkań mieliśmy na komendzie. Tyle kłótni w przesłuchaniówce i wizyt na celach pełnych śmiechu oraz uśmiechów do siebie. Wziąłem głęboki wdech i zaparkowałem pod komendą pełen mieszanych emocji w sobie. Od razu zauważyłem Capelę, który siedział skulony na schodach i dopiero teraz zobaczyłem, że jest załamany. No tak Grzesiu był też przyjacielem dla dużo ludzi mimo swojego zachowania i swego donośnego głosu. Ludzie lubili go i wiedziałem, że mogą też tęsknić jednak nie sądziłem, że aż tak. Wysiadłem z samochodu i niepewnie ruszyłem w stronę mężczyzny.

-Dante? - spytałem niepewnie, a on spojrzał na mnie i zobaczyłem w jego oczach ból, który starał się zaretuszować jednak nie szło mu to.

-Wybacz nie chciałem się rozklejać po prostu nie mogę pozbierać się po jego stracie - oznajmił i zszokował mnie tymi słowami jednak usiadłem obok niego i popatrzyłem w niebo. Dziś była piękna pogoda, ale nie cieszyłem się z niej jak to kiedyś.

-Przykro mi - wyszeptałem - mogłem wtedy coś zrobić aby nie odchodził.

-Natomiast ja mogłem pojechać z nim gdy żegnał się ze mną - westchnął ciężko - widziałem, że coś jest nie tak, a zaufałem mu mimo tego, że miałem złe przeczucia. Przepraszam Erwin, że przeze mnie nie mogliśmy tego odwlec.

-Czy wiecie dlaczego?

-Każdy widział egzekucje Grzesia i naprawdę ciężko było to zrozumieć, ale Rightwill wytłumaczył wszystko. Dlaczego po prostu nam tego nie powiedział?! - sam miałem te same pytania co on i nie potrafiłem sobie na nie odpowiedzieć mimo iż znałem odpowiedź.

-Żeby nas wszystkich chronić - powiedziałem smętnie - prawa mafii są niesprawiedliwe, ale sensowne - dodałem i zerknąłem na Capele kontem oka. Zamknąłem oczy i wziąłem głębszy oddech.

-Jak się czujesz w ogóle? - padło pytanie ze strony policjanta.

-Źle i to naprawdę źle - odrzekłem - ale muszę być silny i iść do przodu. Rodzina na mnie liczy i muszę pogodzić się z jego stratą - mruknąłem.

-Nie jesteś sam jak coś zawsze możesz też liczyć na nas Erwin - nie wiem nawet kiedy moje oczy zaszkliły się, ale starałem się odeprzeć łzy.

-Dziękuję - wyszeptałem - czy otrzymaliście ciało Gregorego?

-Nie - odparł zdziwiony - a powinniśmy?

-Nie wiem - westchnąłem zdezorientowany jego słowami i nie wiedziałem czy to co myślałem jest prawdą czy już kolejnym kłamstwem.

-Pewnie został pogrzebany w jego rodzinnym domu - mruknął i podał mi pudełko z rzeczami Monte. -To należy do ciebie teraz i jeszcze to - dodał i wyciągnął pąk kluczy z których odpiął dobrze znany mi klucz.

-Skąd?

-Dał mi kiedyś jakby potrzebował pomocy. Wcześniej należał do Janka - odparł z smutnym uśmiechem - teraz nie będzie mi potrzebny ani jemu w końcu pewnie mieszkanie jest puste.

-Yhym - mruknąłem i wziąłem niepewnie kluczyk w swoje dłonie. -Jak ty się czujesz w ogóle? - spytałem.

-Byłem nie jeden raz świadkiem jak człowiek umierał, ale tym razem coś we mnie pękło. Może przez to iż był moim przyjacielem, a ja czuję się winem tego, że nie powstrzymałem go, ale z drugiej strony jakbym go powstrzymał to ty byś nie żył.

-Tak naprawdę miałem tam umrzeć - powiedziałem cicho - lecz Monte powiedział wiele słów, które raniły bardziej bądź mniej. Jednak ja powiedziałem mu wtedy, że go nienawidzę aby wracał do siebie, bo jest jebanym zdrajcą - poczułem jak powoli nie mogłem opanować łez, które powoli zaczęły pojawiać się w moich oczach. Nie wiem nawet dlaczego mu to mówiłem. Może dlatego, że był dobrym słuchaczem, może przez to iż nie komentował albo przez to, że mógł rozumieć mój ból. W końcu sam był w tym stanie przez długi czas. Nagle poczułem jak przytula mnie więc wtuliłem się w niego, bo tego właśnie było mi potrzeba.

-Cokolwiek mu powiedziałeś z pewnością Grzesiu ci to wybaczył w końcu zawsze ci wybaczał - powiedział cicho - był złotą osobą mimo swych wad. Jednak pokazał nam, że nie taki diabeł zły jak go malują.

-Czuję się źle, że ostatnimi słowami, które ode mnie usłyszał były pełne nienawiści skierowane do niego - wyszeptałem próbując jakoś przezwyciężyć swój atak niekontrolowanego szlochu.

-Nie wiń się za to, bo już nie można zmienić przeszłości Erwin. Straciliśmy ważnego dla nas człowieka w życiu i wiem, że boli. Lecz z czasem będzie lepiej, bo musi być.

-A co jeśli nie będzie?

-To trzeba zrobić wszystko aby było. My zmieniamy przyszłość naszymi  decyzjami - powiedział cicho i nie sądziłem, że kiedyś Dante będzie mi pomagać w momencie gdy będę walczyć ze swoimi depresyjnymi myślami oraz lękami. Jednak mimo swoich problemów to nadal patrzył na wszystkich.

-Yhym, a jak wszyscy zareagowali na wyjaśnienia?

-Dosyć zdziwieni tym, ale przyjęli to jakoś do siebie.

Co Erwin miał na myśl?
Czy Erwin naprawie popada w depresje?

2133 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro