Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Naprawdę nie widzę sensu

N OOOO CNY rozdział!!!!
Witam serdecznie wszystkich!
Kto się dziś spodziewał mnie tutaj?
Rozdziałek na rozluźnienie przed 1 września!
Mam tu ludzi co zdawali egzaminy zawodowe!?
Jeśli tak to gratuluje wszystkim zdania! Jeśli się nie udało to nie przejmujcie się do trzech razy sztuka jak to się mówi! Sama za pierwszym razem nie zdałam :3
O której macie rozpoczęcie roku?

Życzę wszystkim dobrej nocki, a tym co będą z rana nadrabiać miłego dzionka!

Rehabilitacja mnie czekała i właśnie przewieziono mnie do sali terapeutycznej gdzie miałem odbywać swoje jakby kilku godzinne lekcje aby wróciło mi czucie w dłoniach i nogach. Bark miałem nastawiony i zrósł się, ale musiałem go wzmocnić tak samo jak i resztę swego ciała, które przez chwilową śmierć organizmu osłabło. Miałem dużo szczęścia, że nie wyrządziło to u mnie jakiś większych problemów zdrowotnych.

-Zaczniemy od czegoś prostego. Wzmocnimy twoje ręce, a następnie całe ciało - oznajmił mój fizjoterapeuta. Tylko problem był taki iż nie chciałem w ogóle próbować wracać do zdrowia. Gdyż oznaczało to dla mnie same nieprzyjemne sytuacje w kolejnych dniach, tygodniach czy miesiącach. Mężczyzna podał mi do ręki piłkę - próbuj ściskać ją albo utrzymać w dłoni - spojrzałem na piłkę z zmęczony psychicznie. Nie miałem ochoty nawet próbować więc tylko patrzyłem smętnym wzrokiem na dłoń. -Gregory musisz próbować.

-Nie widzę sensu - odpowiedziałem cicho.

-Nie poddawaj się na początku! Możesz wrócić do pełni zdrowia i funkcjonalności, a jak będziesz wzlekać to możesz nie odzyskać tego.

-Yhym - mruknąłem i spojrzałem z powrotem na piłkę gdyż popatrzyłem się na mężczyznę, który chciał mnie zmotywować. Jednak nie widziałem sensu w tym skoro myślałem o czymś niezbyt stosownym, ale jeśli nie będę w stanie się ruszać to nic nie zrobię. Nie byłem w stanie ruszyć palcami u dłoni przez odrętwienie, które było wnerwiające. Zagryzłem zęby i wkurzyłem się na tą głupią piłkę. Całą swoją nienawiść do mojego stanu przelałem na piłkę tak iż pękła pod naciskiem mej siły. Mężczyzna obok mnie odskoczył z zaskoczenia. Jak widać nie panowałem nad swoją siłą całkowicie. Jednak zacząłem czuć dłoń i swoje palce, a odzyskanie prawej dłoni to przyjemne uczucie. Jednakże nadal byłem za słaby aby sam unieść dłoń. Fizjoterapeuta pokazał mi ćwiczenia na nogi jakie powinienem używać aby je wzmocnić, ale ja znałem bardziej skuteczniejsze i brutalniejsze sposoby na odzyskanie władania nad ciałem. Naprawdę czekało mnie sporo pracy i nauki na nowo swej siły. Lecz czy było w ogóle warto to robić. Nie widziałem sensu i to mnie bolało. Po co wracać do zdrowia aby stać się marionetką. W sumie już się stałem przeżywając rozstrzelanie i karę śmierci. Zamknąłem oczy aby nie wycięły z nich łzy. Nigdy aż tak nie czułem się żałośnie słaby i nic nie warty. Bałem się tego co przyniesie jutro i kolejne dni. Byłem wrakiem człowieka, a raczej tak się czułem.

Byłem padnięty psychicznie i fizycznie, a myśl o tym, że Erwin cierpi była szpilą co dobijała moje serce. Nie wiem co oznaczały te sny, ale nie możliwe to by było abym naprawdę go widział chyba, że mam moc jak moja matka. Tylko nie chciałem niczego z tej strony gdyż taka umiejętność mogła być utrapieniem. Dostałem nową piłkę i to twardszą abym jej nie zniszczył. Starałem się tyle ile mogłem, ale powoli wracało mi czucie w palcach. Jednak po kilku minutach prób byłem padnięty. Dalej organizm nie unormował mi się i raczej szybko tego nie zrobi biorąc pod uwagę to, że mój stan psychiczny nie jest najlepszy, a to oddziałuje na moje ciało. Odwieziono mnie do mojej sali w której się obudziłem i medyk pomógł mi położyć się na łóżku. Byłem jedynie w spodniach, które mi ubrały panie pielęgniarki. Jakoś nigdy nie wstydziłem się tego iż jestem bez bielizny. Gdyż z doświadczenia wiem iż nic to nie zmieni jakbym wstydził się tego co mam w gaciach. Zamknąłem oczy pozwalając sobie na odpoczynek i zaśnięcie. Jednak nie śniło mi się nic takiego szczególnego. Zero koszmarów czy też dobrych snów po prostu pustka jak gdy utknąłem w śpiączce tylko, że gdzieś byłem w tej śpiączce i mogłem coś przejść gdy tutaj nic nie było jak za pierwszym razem. Zmęczenie było tak silne, że przespałem resztę dnia i noc.

-Możemy go wziąć do siebie? -  jak przez ścianę słyszałem czyjeś głosy nie mogąc ich rozróżnić. Strasznie dziwne i nie przyjemne uczucie jakby było się nie do końca zamkniętym dźwiękoszczelnym pomieszczeniu.

-Tak tylko niech stara się ćwiczyć tak jak pokazał mu lekarz, a powinien wrócić do pełni zdrowia.

-Rozumiemy przypilnujemy go - rozpoznałem głos matki. Pół przytomnie poczułem jak ktoś mnie bierze na ręce, a moja głowa opada na klatkę piersiową. Uchyliłem niezbyt przytomnie oczy, ale zauważyłem brązowe włosy i brązowe oczy, które na mnie patrzyły.

-Czy on ma być taki nieprzytomny? - spytał mężczyzna i dopiero teraz zrozumiałem iż to mój ojciec.

-Dostał leki dożylnie i witaminy więc mogły osłabić jego organizm - więc to musiał być lekarz i to wyjaśnia moje otępienie.

-Rozumiem - odpowiedział i po chwili czułem jak idziemy gdzieś. Nie miałem nawet siły aby walczyć. Byłem żałosny w tym momencie i tak też się czułem. Położono mnie na czymś chłodnym, ale poczułem ciepłą dłoń w moich włosach przez to uspokoiłem się bardziej. To było takie przyjemne uczucie iż zasnąłem na nowo, oddając się do krainy Morfeusza. Przebudziło mnie branie na ręce, a po chwili poczułem miękki materac pod sobą i koc, którym przykrył mnie, któryś z rodziców. Chociaż nie chciałem to po prostu oddałem się mroku w końcu potrzebowałem teraz sporo snu.

Kolejne przebudzenie było w pokoju w którym nie było mnie dosyć długo. Nic się nie zmieniło od tego czasu co tu był. Z tyłu mnie była fototapeta z lasem, a obok komoda z lampką. Pokój był całkiem spory jak teraz tak na to patrzyłem i w ciemnych kolorach tak jak to kiedyś lubiłem i w sumie nadal lubię. Jednak ciemny granat na ścianach to ciekawy wybór. Obróciłem głowę w bok i westchnąłem cicho gdyż przy drzwiach balkonowych i reszcie przeszklonej ściany przez szyby. Była szafka, a na niej moje zdjęcia z przyjaciółmi oraz z rodziną. Nie chciałem tu wracać i to naprawdę. Co ja powiem Erwinowi jeśli się kiedyś spotkamy chociaż to mało prawdopodobne. Słońce dopiero wchodziło na niebo i to była tylko kwestia czasu aż ktoś do mnie tu przyjdzie. Nie posiadam siły w sobie aby samemu wstać, a co dopiero coś zrobić. Jedynie miałem czucie w palcach u wszystkich czterech kończynach i chyba chwilowo to musiało mi wystarczyć.

-Dzień dobry synu - do pokoju weszła czarnowłosa kobieta, którą nie oszczędził czas, a na jej twarzy było widać zmarszczki.

-Co ja tu rrobię? - spytałem cicho, a ona usiadła na łóżku, kładąc tackę na komodzie. Pomogła mi się podnieść trochę i podstawiła pod moje usta butelkę z wodą, która miała dziubek.

-Mieszkasz. Bezpieczniej było cię zabrać do domu - oznajmiła - pij, bo jesteś pewnie spragniony - spojrzałem na butelkę to na matkę i szczerze mówiąc może byłem spragniony, ale nie chciałem. Obróciłem głowę w bok odmawiając w ten sposób. -Gregi chcę ci tylko pomóc - westchnęła odsuwając picie ode mnie.

-Nie chce pomocy - wyszeptałem - ani litości.

-To nie jest litość! Spójrz na mnie - nie zrobiłem tego - synu.

-Egh - westchnąłem i spojrzałem na nią.

-Widzę po tobie, że coś jest z tobą nie tak. Pozwól sobie pomóc.

-Chcę być sam - wyszeptałem i spuściłem głowę gdyż jej zmartwiony wzrok powodował iż czułem ciężar na sercu. Nie chciałem go czuć, ale nie pogodziłem się i nie pogodzę ze stratą miłości mego życia. To mnie tak naprawdę niszczyło. Uczucie, którym dążyłem osobę było we mnie i wiedziałem iż nigdy już nie spotkam go. To bolało najbardziej gdyż nie dało się zapomnieć tych pięknych złotych oczu. Pociągnąłem nosem, a po policzku spłynęła samotna łza.

-Synu cierpisz tutaj i nie chcesz powiedzieć dlaczego. Gdybyś tylko powiedział, podzielił się z tym bólem to może inaczej by to wyglądało teraz - powiedziała i pogłaskała mnie po głowie.

-Tego bólu nie da się powiedzieć - wyszeptałem i opadłem na poduszkę nie mając siły już utrzymać się w pionie. - ani uleczyć.

-Nie zjadłeś nawet - stwierdziła gdyż przyniosła owsiankę z owocami, a ja nawet nie raczyłem na nią spojrzeć czy nawet spróbować.

-Nie jestem głodny - odpowiedziałem cicho i zamknąłem powieki odwracając głowę w bok.

Perspektywa Tilii

Mój syn cierpiał i to mnie niepokoiło, ale nie wiedziałam dlaczego. Ten ból był zbyt widoczny po jego oczach i tym iż jego oczy cały czas były praktycznie szklane. Chciałam mu pomóc w jakiś sposób, ale odmówił wszystkiego. Jak nadal tak będzie to nie wiem jak to dalej się potoczy. W szpitalu nie jadł i nie pił, bo nie chciał.
Dlatego mu kroplówki dawali, a tutaj ciężko będzie. Jeśli nie zacznie jeść i pić to wykończy się w własnym łóżku. Marco wraz z Duarte zaczęli pracę w gospodarstwie i mafijnym świecie. Nie popierałam mafii, ale miłość do mężczyzny była zbyt duża. Lecz jego zachowanie wobec własnego syna było karygodne. Ja rozumiem iż nasz najstarszy syn zdradził mafię na rzecz innej, ale nie za bardzo to rozumiałam skoro był policjantem. Te dwa światy nie łączą się ze sobą, a raczej nie mają prawa bytu, bo są nie realne. Zeszłam do kuchni i musiałam coś zrobić z owsianką gdyż nie chciałam jej wylewać. Nasz dom był domem dla wielu rodzin. Niedaleko posiadłości były domki w których mieszkali ludzie należący do mafii Duarte.

-Dzień dobry pani Vida - przez drzwi tarasowe weszła dziewczynka, tak na oko może z dziesięć lat może jedenaście.

-Kate miło cię widzieć - uśmiechnęłam się do niej. Jej rodzice robili u nas na plantacji winogron i pszenicy. Nasza rodzina nie tylko pałała do mafii, ale też mieliśmy zwyczajny środek zarobku jak plantacje. Z naszych winogron robi się najlepsze jakości wina, a pszenica jest sprzedawana dalej. Więcej utargu mamy na winogronach, ale też posiadamy bydło, które też ma swoją rolę u nas. Każdy może wydoić krowę i zdobyć mleko. To tańszy sposób niż kupować mleko w sklepie, które nie szczególnie jest smaczne. -Co cię kochanie sprowadza do głównego domu?

-Mama poprosiła abym spytała się czy można pożyczyć kubek cukru - powiedziała delikatnie bujając się na boki iż jej sukienka ciągle była w ruchu.

-Jadłaś śniadanie kochanie? - spytałam, a ona pokręciła głową na nie. -Siadaj do stołu mam owsiankę z owocami - dziewczynka ochoczo kiwnęła głową i usiadła przy stole. Natomiast ja podałam jej miskę z jedzeniem. Zwykłe jak przychodziła zawsze dostawała coś do jedzenia czy to słodkiego czy też nie. Każdemu małemu brzdącowi nie żałowałam jedzenia, bo rodzice pracowali ciężko i wytrwale. Zaczęła się wiosna więc nowe rośliny trzeba było zasadzić chociaż mamy wieloletnie winogrona to jednak niektóre trzeba było podmienić gdyż zima nie była miłosierna dla roślin. Pogłaskałam ją po złotych włosach i uśmiechnęłam się, idąc po opakowanie cukru. Główny dom był dla wszystkich tak naprawdę, ale wielkości czasu spędzaliśmy w nim czasu sami. Przez to iż praca w polu nie była najłatwiejsza. Duarte zajmował się plantacją winogron gdyż miał do tego rękę, a Marco zajmował się tymi mniej bezpieczniejszymi sprawami jak jeżdżenie po mieście i pilnowanie wszystkiego. Gdy wróciłam do kuchni miska była wyczyszczona na błysk. Posiadaliśmy też w sumie nie za mały ogród z własnymi warzywami i dużo osób dbało o nie. Każdy otrzymywał należną część pieniędzy i zwykle każdemu mogło to wystarczyć spokojnie na miesiąc kupowania jedzenia w dzień w dzień, w sklepie. Jednak to co jest wyhodowane własnymi rękami to jest lepsze i pewniejsze.

-Dziękuję bardzo - odpowiedziała i uśmiechnęła się radośnie gdy podałam jej opakowanie cukru.

-Nie masz za co - odpowiedziałam, a po chwili zostałam sama w kuchni. Wzięłam miskę ze stołu i umyłam ją pod bieżącą wodą. Wszyscy byliśmy tu jak rodzina. Mój mąż może czasami był zbyt porywczy, ale tylko dlatego iż bał się o rodzinę w której się wychował, a teraz nią przewodzi. Westchnąłam cicho gdyż Gregory nie będzie chciał przejąć tej władzy, a jego ojciec nie odpuści póki mieszka pod jego dachem. Jednak chłopak nie będzie miał wyjścia mimo iż go bronię i będę bronić. To tradycja dla niego jest najważniejsza. Lekarz gdy poprosił mnie o rozmowę wyjaśnił iż Gregory miał ataki paniki i pokazał mi jego kartotekę z innego miasta. Na pierwszy rzut oka przeraziło mnie to i wyjaśniło te jego blizny na ciele. Jednak nie sądziłam, że mój syn będzie miał ataki paniki. Zbierałam właśnie cichy do prania gdy usłyszałam szloch. Od razu skierowałam się do pokoju swego syna. -Gregory? - otworzyłam drzwi do pokoju i zobaczyłam go całego zalanego łzami. Położyłam kosz na ziemi i usiadłam na łóżku. Bez myślenia zgarnęłam go do matczynego uścisku. Spazmy szlochu były tak silne, że ledwo mi oddychał. Starałam się go uspokoić tak jak potrafiłam. Zaczęłam nucić mu kołyskę, która zwykle go uspokajała gdy był dzieckiem i miał problemy ze snem przez koszmary. Po kilku minutach szloch zmienił się na cichy płacz. -Synu.

-Nnie chce...ttak bardzo nnienawidzę siebie.. tak wwiele bbłędów popełniłem - wyłkał - tto tak bboli!

-Moje dziecko - pogłaskałam go po włosach - co tak bardzo cię boli? Proszę pozwól sobie pomóc. Ten ból niszczy cię od środka - to nie wyglądało dobrze i to bardzo. Dusił w sobie tak wiele zbieżnych emocji, które nasilały ból, ale nie wiedziałam jak mogę mu pomóc jeśli nie da sobie dać pomóc. Sam nie poradzi sobie z tymi uczuciami. Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego kruchego. Gdy zobaczyłam go w celi więziennej był stanowczy i pewny tego co robi chociaż widziałam w jego oczach strach, ale nie o swoje życie. Czyżby w 5city było coś takiego za czym aż tak bardzo cierpliał.

Czy Gregory odzyska panowanie nad ciałem?
Czy obawy Grzesia się prawdziwe?

2133 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro