Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Na terenie wroga

Witam serdecznie w czwartkowym rozdziale!!!
O 10:00 pojawi się u mnie na tablicy rozpiska odnośnie #challengepiszemyshoty!
Mam nadzieję, że spodoba wam się nasza praca i co najważniejsze zabawa! Będziecie mieć oznaczone osoby, które biorą udział więc nie będziecie musieli szukać!
Jak u was samopoczucie?
Jakieś plany na dziś?
Dziś według mnie intrygujący rozdział przybliżający nas do końca pierwszego segmentu!
Miłego dzionka życzę wszystkim!

Perspektywa Erwina

Czas spędzony z policjantami nie był aż tak zły i gdyby nie to iż poróżniły nas nasze specjalizacje. To bylibyśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, którzy współpracowali by ze sobą. Na miejsce dotarłem trochę zmęczony ciągłą jazdą i miałem ochotę położyć się spać. Wyciągnąłem swoje rzeczy i przerzuciłem torbę na ramię aby ułatwić wzięcie uzbrojenia przez resztę.

-Jak się czujesz? - spytał się mnie Kui na co wziąłem głęboki wdech przyjemne pachnącego drzewem, powietrza.

-Jest dobrze - odparłem i spojrzałem na niego.

-Wiesz gdzie jest Twój pokój czyż nie?

-Pamiętam spokojnie - odparłem i ruszyłem do drzwi wejściowych -wszystko działa?

-Wygląda na to, że tak i zabezpieczenia również nietknięte zostały.

-Czyli nie potrzebnie uciekaliśmy z domu - westchnąłem gdyż ja zostawiłem uruchomione zabezpieczenia. Jako ostatni z ojcem Carbo opuściliśmy główną bazę, ale nie potrzebnie skoro wszystko zostało nie naruszone. Więc nie doszło do zdrady w naszej rodzinie.

-Możliwe albo po prostu nie widzieli potrzeby tutaj przybywać skoro sami wszyscy zaczęliśmy uciekać - odpowiedział Kui. -Do głównego holu to zanieście!

Ruszyłem przez drzwi do środka. Od razu otwarta przestrzeń rzucała się w oczy oraz kremowe i przyjemnie dla oka barwy pastelowe wraz ztonowanymi dodatkami. Kuchnia salon i jadalnia była otwarta gdy reszta była zamknięta. Dla Victora liczyło się aby miejsca wspólne były dla wszystkich nie dla kilka osób dlatego dzienne pomieszczenie było duże i przestronne dla rodziny. W salonie siedzieli wszyscy oglądając telewizję aż wspomnienia wracały gdy byłem gówniarzem i siedziałem ze wszystkimi oglądając jakieś filmy, które nie koniecznie były dla dzieci. Skierowałem się do schodów, które były tuż za ścianą i prowadziły do góry na pokoje. Mój pokój był tuż obok pokoju Victora. W domu mieściło się wystarczająco pokojów aby pomieścić pięćdziesięciu ludzi. Na górze były pokoje jak i ciągnącym się po salonie korytarzem z pokojami. Cały dom miał jeszcze piwnicę w której była siedziba przynależąca do Kuia i miejsce rozplanowań ataków. Oczywiście mieliśmy jeszcze koło salonu pomieszczenie ze stołem na szybkie narady. Ruszyłem przez korytarz na sam koniec. Dom był w literze L więc z salonu można wyjść na dużych rozmiarów zadaszone patio. Na sam koniec przeszedłem dosyć sprawnie i otworzyłem drzwi do starego pokoju o kremowej kolorystyce. Duże łóżko przy lewej ścianie na przeciw niego ścianka meblowa z biurkiem oraz obok łóżka hamak w którym kiedyś spędzałem dużo czasu ucząc się do szkoły. Victor mi go kupił i zamontował gdy zauważył iż mam problemy z siedzeniem w jednym miejscu, a to przynajmniej pomagło mi. Położyłem torbę na podłodze przy łóżku i usiadłem na nim zamykając powieki, a po chwili opadłem do tyłu na łóżko. Wziąłem głęboki wdech i uspokoiłem się. Musiałem wstać i zejść na dół. Zapewne będzie omówienie wszystkiego co i jak oraz co będziemy robić jutro. Opuściłem swój pokój i zszedłem na dół do reszty.

-Dobrze, że jesteś Erwin pora omówić kilka rzeczy - oznajmił Kui, kiwnąłem głową i ruszyłem na fotel, a na chwilę usiadłem na nim, patrząc na wszystkich zebranych tutaj. Mafia i policja razem. Potato leżał na ziemi przy właścicielu i patrzył na wszystkich swoimi psimi oczami.

-Więc dojechaliśmy wszyscy - stwierdził Sony - nic nikomu się nie stało?

-Jest dobrze szef - odpowiedzieli wszyscy z policji siedzący między Zakshotem.

-Jutro zaczynamy dywersje - oznajmił Kui - Pisicela twój pies wie co ma robić?

-Spokojnie to mądra bestia wie co robić abyśmy my dowiedzieli się więcej - odparł pewny swoich słów - tak potato?

-Hauyeeee!

-Dobrze natomiast my zajmiemy się za ten czas na przy pilnowaniu wszystkiego aby dobrze było. Będzie trzeba spotkać się z Overem - rzekł - chwilowo zostajemy na bezpiecznym terenie więc poza wille nie wolno wam wychodzić, bo się pogubicie - oznajmił.

-Mamy czekać? - spytała Mia i teraz zauważyłem iż jest tutaj na co zmrużyłem powieki niezbyt zadowolony widokiem K9.

-Nic innego nam nie zostaję dopóki Potato nie zbada terenu - rzekł Rightwill - mamy plany i informacje, ale musimy uważać oraz być ostrożni nawet nadmiernie!

-A jest tu coś do picia z procentami? - spytał Franek przyjaciel Janka.

-Nie denerwuj mnie! Nie ma picia!

-Ale szefie! Ja bez tego nie umiem!

-To się nauczysz Parouva, że nie pije się w czasie jazdy i służby! - warknął szef policji.

-Nie kłóćmy się - westchnąłem - bez sensu jest ta kłótnia gdy powinniśmy wspólnie współpracować - oznajmiłem aż Kui na mnie spojrzał z zdziwieniem na ustach.

-Erwin ma rację - poparł mnie chińczyk z uśmiechem, który nagle pojawił się na jego ustach. -Skupmy się na pierwszym planie, a jak zdobędziemy wszystkie informacje zaczniemy kolejny etap.

-Każdy ma pokój? - spytał Rightwill, a wszyscy pokiwali głowami na tak. -Na pewno wszyscy jesteście zmęczeni więc proponował bym iść położyć się spać i jutro zająć się wstępnymi rzeczami do ogarnięcia.

-Dobrze - powiedziało kilka osób i teraz zauważyłem iż wszyscy mają podzielny wzrok na Kuia to na Rightwilla.

-Dobranoc - oznajmił Rightwill - wyśpijcie się!

-Dobranoc - wszyscy odpowiedzieli wraz ze mną i siedziałem nadal na fotelu aby wszyscy wyszli.

-Erwin dasz radę usnąć?

-Raczej powinienem - odpowiedziałem na pytanie wujka.

-Jak coś mój pokój jest z dala od twojego i jakbyś miał problem od razu kieruj się do któregoś z nas dobrze?

-Dobrze - odpowiedziałem i wstałem z fotelu, ale skierowałem się do drzwi tarasowych.

-Gdzie idziesz?

-Przejść się - odrzekłem - zaraz będę z powrotem nie bój się.

-Masz telefon?

-Mam - dotknąłem kieszeni gdzie miałem telefon.

-Nie siedź za długo - rzekł i ruszył do schodów, które po chwili otworzyły się przed nim i zniknął za tajnym przejściem do piwnicy. Wyszedłem więc po chwili na patio z ciemnego drewna i westchnąłem. Widziałem samego siebie tylko, że mniejszego gdy pierwszy dzień po przyjeździe tutaj wyszedłem na te patio. Byłem tak samo zagubiony jak dzisiejszego dnia, a raczej wieczoru. Pomyśleć iż mnie i Monte tak wiele łączyło, a jednak dzieliło. W końcu wychowani w mafijnych rodzinach tylko, że ja podążyłem tą drogą gdy on odszedł od niej. Spojrzałem w niebo i uśmiechnąłem się widząc tyle gwiazd na niebie. Szukałem tej jednej, która przypominała mi o Grzesiu i świeciła najjaśniej ze wszystkich. Jednak nadal czułem, że tam jeszcze nie jest. Wróciłem do domu i zamknąłem drzwi za sobą, a po chwili ruszyłem do góry do pokoju aby położyć się spać. Nie przebierając się położyłem się na hamaku mając w swoich dłoniach swój kochany koc. Delikatne bujanie pomogło mi usnąć szybciej. Obudziły mnie promienie słoneczne przez to mruknąłem smętnie gdyż nie chciałem się budzić więc wtuliłem się w koc, starając się usnąć jeszcze trochę gdyż nie miałem ochoty wstawać. Może na hamaku nie było aż tak wygodnie, ale przynajmniej usypiał mnie w tym momencie. Nawet nie wiem kiedy na nowo usnąłem.

Perspektywa Potato

Obudziłem się z samego rana i podrapałem się po szyi. Ziewnąłem i zeskoczyłem z łóżka na którym spałem z Jankiem. Skierowałem się do drzwi i sobie otworzyłem drzwi pokoju. Zszedłem na dół i spotkałem na swojej drodze chińczyka.

-Coś chcesz? - spytał.

-Hauyeeee! - odpowiedziałem gdyż chciałem wyjść na zewnątrz aby się załatwić.

-Na zewnątrz? - spytał i zerknął na mnie.

-Hau haua - potwierdziłem, a on otworzył mi przeszklone drzwi i mogłem w końcu wybiec na zewnątrz. Z uśmiechem wybiegłem i zacząłem bawić się na trawie. Było tak przyjemne, bo w końcu to nie była betonowa dżungla i pełno zielonego wszędzie było. Pobiegłem w las i na spokojnie zwiedzałem otoczenie w którym się znalazłem. Oczywiście wiedziałem o co chodziło w mojej akcji i misji tutaj. Musiałem tutaj ważną misję więc wiedziałem jakiej wagi jest zadanie. Nagle usłyszałem gwiazd Janka mojego właściciela. Prędko zacząłem biec przez las i w końcu dotarłem pod drzwi przez które wyszedłem.

-Wybiegałeś się? - spytał się mnie.

-Hauyeeee - mruknąłem i wszedłem do środka. Od razu zauważyłem iż wszyscy są przy stole na którym jest jedzonko, a skoro mowa o jedzeniu to zrobiłem się głodny.

-Chodź jedzonko - powiedział mój pan więc ruszyłem za nim aż zauważyłem jedzenie w mojej misce, a obok stała miska z wodą. Od razu rzuciłem się na papu i zacząłem jeść. Po sytym śniadaniu i sępieniu jedzonka ze stołu.

-Dobra Potato - powiedział do mnie szef Rightwill - to jest kamera co zostanie zamontowana tobie do obroży więc proszę nie drap się po niej, bo zostanie zainstalowana do twojego identyfikatora. Rozumiesz?

-Hau Haua! - oczywiście iż rozumiałem, bo to było banalne, a po chwili zamontowano mi ją do mojego identyfikatora.

-Zostaniesz podrzucony na teren Lordów przez chłopaków - oznajmił chińczyk - musisz potem sam się odnaleźć aby wejść na ich teren. Rozumiesz?

-Hau hauia - usiadłem, a Kui spojrzał na Pisicele.

-Zrozumiał - odpowiedział gdyż mały człowiek nie zrozumiał to co mówię i jak z takimi mam pracować - jedzie ze mną i Dorianem więc na spokojnie.

-Dobrze - kiwnął głową mały człowiek - ruszajcie. Over powinien być w wyznaczonym miejscu tak jak się z nim umówiłem.

- Jasne - rzekł Dorian - na spokojnie u pilnuje wszystko.

Szczeknąłem i ruszyłem do wyjścia z domu od razu, a za mną ruszyli mężczyźni. Po chwili otworzono mi drzwi do auta więc wskoczyłem do środka, a po chwili ruszyliśmy w drogę. Obserwowałem drogę i po chwili stanęliśmy w miejscu.

-Słuchaj! Musisz iść prosto przed siebie - pokazał mi palcem mężczyzna.

-Powodzenia Potato. Przejdź cały teren i obserwuj wszystko co możesz. Liczy się abyś zobaczył to ile jest ludzi tam i jak wygląda sytuacja z patrolami.

-Hauabanga! - wybiegłem z auta gdy otworzyli mi drzwi.

-O 14 będziemy po ciebie w tym samym miejscu! - krzyknął Pisi co zdążyłem usłyszeć. Na szczęście umiałem po psiemu liczyć czas. Biegłem prosto przed siebie i w końcu natrafiłem na jakąś bramę przez którą się przedostałem na drugą stronę. Otrzepałem się i truptem ruszyłem przed siebie. Teren był zaskakujący pełny zapachów, które mnie zaskakują. Nagle odbiłem się od czyjejś nogi więc spojrzałem na osobę, którą wpadłem.

-Oooo piesiu, a co tu robisz? - przede mną uklękła ładna blondynka związanymi włosami w warkocza.

-Hau - odparłem i pomerdałem ogonkiem gdy mnie pogłaskała.

-Nie powinno cię tu być - zaśmiała się, ale nadal mnie głaskała - ale jeśli Wielki Morte nie zobaczy cię to może nie będzie źle. Pokaż mi swoją obroże - grzecznie dałem jej możliwość do tego - Potato masz na imię. Ciekawe, której grupie uciekłeś, że tu jesteś.

-Haumuaa - wystawiłem język.

-Zrobisz siad? - grzecznie usiadłem, a ona pogłaskała mnie po głowie - pokaże cię ekipie może coś wymyślimy co zrobimy z tobą. Chodź.

Grzecznie ruszyłem za nią skoro miała mnie poprowadzić po całym terenie albo większości. Od razu zauważyłem iż patrole są po dwie osoby. Raczej nie mieli jakieś dużej obstawy biorąc pod uwagę iż prawdopodobnie nigdy nie zostali zaatakowani więc raczej nie brali tego pod uwagę. To plus jest dla nas.

-Co to za pies? - usłyszałem głos jakiegoś chłopaka, a za nim szła banda pięciu osób składająca się z czterech chłopaków i jednej kobiety.

-Nie wiem znalazłam go przy bramie. Zapewne komuś się zgubił - rzekła, a chłopak złapał mnie niezbyt delikatnie i sprawdził moją kostkę z imieniem oraz kamerą na niej.

-Nie widziałem nigdy go tutaj - stwierdził.

-Może ktoś go kupił i dlatego wiesz Aron iż dużo osób też nie kontrolujemy. Ktoś może nie powiązany z mafią i dlatego nie wiemy - oznajmiła blondynka.

-Morte nie będzie zadowolony z psa na terenie - zasegurował jeden z chłopców, który mnie zaczął głaskać po głowie.

-Nie wygląda na przybłędę więc prawdopodobnie mógł komuś zbiec.

Gdy oni sobie gadali skąd mogłem się tu wziąć rozglądałem się uważnie wokół. Byliśmy niedaleko willi należącej do Lordów, a od strony gór była plantacja roślin oraz jak się okazało bydła więc to wyjaśnia ten dziwny zapach.

-Co tu się dzieje? - usłyszałem głos i aż się zdziwiłem. Do nas podszedł chłopak z bandażami wokół tułowia i maską na twarzy taką jaką mają Lordowie. -Wiecie że nie powinno być tu psów! Jak Morte się dowie to będziecie mieć wszyscy przejebane!

-Weź się już zamknij - miedzy dwoma mężczyznami było czuć tą nutkę nienawiści, a raczej z jednej strony gdy druga strona starała się po prostu odwzajemnić wzrok. Podszedłem do rannego chłopaka i spojrzałem na niego, a on spojrzał na mnie. Przez tą maskę trudno było zauważyć jego oczy, ale zapach był bardzo zastanawiający.

-Potato do nogi - powiedział więc bez zastanowienia ruszyłem za nim.

-Hej piesku chodź damy ci coś do jedzenia! - powiedzieli, ale będąc z nimi będą mieli mnie cały czas na oku, a chłopak, który kierował się w stronę stodoły wydawał się lepszą opcją niż dzieciarnia. Poza tym jeśli ten ich pseudo wielki gościu nie lubi psów to nie bezpieczne będąc na widoku. Pierwsze miejsce było zaobserwowane przeze mnie teraz pora tylko na dwa inne. Powędrowałem za chłopakiem w masce gdy paczka znajomych zaczęła się kłócić, ale to mnie teraz nie interesowało oprócz tego mężczyzny który mnie prowadził przez cały ich teren.

-Nie powinno cię tu być - powiedział nagle więc usiadłem na trawie, a on spojrzał na mnie - skąd ty tu w ogóle się wziąłeś? Nie ważne. Zrób co do ciebie należy, ale uważaj i nie zbliżaj się do głównego budynku jeśli chcesz żyć.

-Hauhaua haumuuuaaa - po chwili zrozumiałem do czego pasuje mi ten zapach, ale mężczyzna gdzieś zniknął jak obróciłem się aby upewnić czy dobrze zrozumiałem zapach. Jednak czas uciekał i miałem go coraz mniej aby sprawdzić cały teren więc truchtem ruszyłem w stronę plantacji aby sprawdzić czy jest nadal szczelina w murze i tak była więc zostało mi sprawdzić tylko rozmieszczenie patroli, których nie było dużo, ale co zauważyłem to iż nie wszyscy tutaj posiadają przy sobie broń co było ułatwieniem. Zgodnie z radą mężczyzny w masce trzymałem się z dala od głównego budynku i obserwowałem wszystko oraz wszystkich. Na spokojnie naliczyłem do dziesięciu ludzi chodzących dwójkami po terenie. Gdy wybiła praktycznie trzynasta od razu skierowałem się do wyjścia stąd. Musiałem wrócić do miejsca z którego mnie wypuszczono gdyż chciałem wrócić do pana. Po chwili stanąłem przy ulicy i usiadłem grzecznie czekając aż moi po mnie przyjadą.

Czy wszystko się uda?
Kim był mężczyzna w masce?

2227 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro